Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psychoterapia dziala!Czekam na każdego posta z wasza opinia


maura

Rekomendowane odpowiedzi

Korba jestem tak za*ebiście (przepraszam za wyrażenie) zagubiona i bezradna, że po prostu szukam jakichś bezsensownych jak widać wyjaśnień.... Szczerze, to wcale się nie uważam za inteligentną, tylko moja rodzina tak twierdzi,i że zawsze żyłam w swoim świecie i nie da się mnie nakierować na inny tor myślenia niż mam...

 

Przepraszam Was, że piszę głupoty, ale kompletnie już sobie nie radzę i nie wiem co robić....:(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kinguajs, ale psychoterapia to chyba nie jest manipulacja czy nawet nakierowywanie, tylko zadawanie odpowiednich pytań, dokopywanie się do pewnych uczuć, tak że sami zaczynamy się podnosić. Tak mi się przynajmiej wydaje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No rozumiem...

Ja generalnie nie jestem zadowolona ze swojej terapii...tzn. głównie z siebie..

Poszłam tam z nastawieniem, że wreszcie wygram z lękami i będę szczęśliwa.

Po pierwszej wizycie byłam załamana, nie przełamałam się, tak trudno było mi się otworzyć, że po prostu "umniejszyłam" maksymalnie swój problem.... Nie potrafiłam jej powiedzieć, co leżało mi na sercu..

Potem stwierdziłam, że taka terapia nie ma sensu, i muszę się otworzyć.

No i później już powiedziałam jej, że panicznie boję się ludzi i że już nie wyrabiam psychicznie...

Ale czułam pewien niedosyt, tzn.. to prawda, co powiedziałam, ale z tym jeszcze jakoś daję sobie radę, nie jest tak, że zamykam się w domu itp, wychodze do ludzi...

Tak mi wstyd... tutaj mogę o tym pisać, to czemu nei potrafię jej powiedzieć?

 

No więc myślę, że ze mną po prostu jest coś nie tak.. próbuję zrozumieć i znaleźć wytłumaczenie na to,co ze mną się dzieje, ale nie ptorafię... jedyne do czego dochodzę, to to, że mam coś z głową..

 

Chodzi o to, że sama siebie zamęczam myślami, to znaczy nie mam nad nimi kontroli... i te myśli wywołują u mnie straszliwy ból... bo wlaściwie te myśli są nastawione na ból tak szczerze.... Ja wstaję rano i tylko czekam na te wszystkie dziwne rzeczy co się ze mną dzieją (kołatanie serca, duszności, suchość w ustach, straszna potliwość, bol brzucha ..)

To się zaczęło od tego, że właśnie jak mam wyjść do ludzi, to tak się czuję, tragiczne jest tylko to, że ten ból się utrzymuje NON STOP... nei wiem co mi jest..... nie potrafię kontrolować własnych myśli, czy to jest normalne?!?!

 

No i są straszne fizyczne tego konsekwencje... Wypadają mi włosy, nie czuję smaku w ogóle tego co jem... bardzo mało jem z resztą, pierwszy posiłek (i ostatni praktycznie..) to wieczorem i się opycham.... rano nie potrafię nic przełknąć, nic a nic, a jak coś zjem, to robi mi się przeraźliwie niedobrze, i chcę mi się wymiotować.... potem jak już jestem właśnie tak przeraźliwie głodna to już coś zjem... Jeżeli chodzi o obiad, to coś tam poskubię, zeby mamy nie martwić...

 

 

Budzę się w nocy, patrzę, czy już wszystkie włosy mi wypadły, czy nie... czy już oszalałam,.... obsesyjnie też myslę o tym, że umrę... strasznie isę boję, że ten cały irracjonalny stres, sprawi że zachoruje na jakichś nowotwór itp..... straszne to jest, nie moge się uspokoić, jestem cała mokra, niespokojna, chodze po pokoju w kółko jak głupia, najgorsze jest to, że może to się utrzymywac nawet 3-4 godziny, potem padam w końcu wykończona i śpię np. do 13-14....

 

Są momenty kiedy patrze na to z dystansu, ale coraz ich mniej.... że dochodzę do wniosku, że faktycznie przesadzam i wpadam w paranoje bez powodu..

 

no ale potem to znowu wraca....

nie wiem już co mam robić.... ;/

jestem wykończona tym bólem ciągłym;/

 

 

Jeżeli chodzi jeszcze o te wizyty u psychologa, to ta Pani jakoś dziwnie to prowadzi... nie wiem, może to znowu jakieś moje bezsensowne wnioski , ale mam dziwne odczucie, że to jest na zasadzie "odbębnić 45 minut i nara"... Jeszcze z żadnej wizyty nic nie wyciągnęłam...

wiem ,że mnie ochrzanicie zaraz, że krytykuję, a nawet nie powiedziałam jej całej prawdy... ale strasznie boję się otworzyć, że znowu mnie ktoś zrani... bo co się otwieram przed ludźmi to zawsze dostaję po tyłku......

 

 

 

;(

 

-- 16 lip 2011, 19:59 --

 

sory, że odbiegłam od tematu. Pewnie moderator znowu usunie mój wpis :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego psychoterapeuci są tacy dziwni? [Długi post]

Cześć wam. Może będziecie w stanie mi coś podpowiedzieć przy psychoterapii...

 

Mam klasyczne objawy depresji. Leczę się u psychiatry ale leki nie pomagają. Najpierw zoloft, potem mirzaten, teraz velafax. Problem trwa już ponad pół roku w nasilonej formie ale w sumie to łagodna depresja zaczęła się u mnie już półtora roku temu. Jest to już drugi tak silny epizod depresji w moim życiu.

 

Moja nadzieja leży teraz chyba jedynie w psychoterapii, bo mimo, że piguły nadal będę brał, chyba mój mózg na to nie reaguje. Chodzę i odwiedzam różnych psychoterapeutów i kurde nie wygląda to dobrze. Wydają mi się... niekompetentni.

 

Jednym z moich problemów, z którymi się zmagam są problemy w relacjach z kobietami i na prawdę próbowałem już dużo zrobić w tej dziedzinie. Gruntownie przeczesywałem internet, czytałem książki, wykonywałem posłusznie wszystkie ćwiczenia i nic. Mam to już dogłębnie przeanalizowane, robiłem burze mózgów itd. Nie jestem sam w sobie pomóc, potrzebuję wsparcia specjalisty. Inne problemy jak niskie poczucie własnej wartości, poczucie beznadziei, brak motywacji i energii, myślenie o śmierci - typowe dla osób z depresją - też to mam.

 

U jednego psychoterapeuty (nurt integralny), który mnie leczył przy poprzednim dołku było do bani pod względem rad, które dostawałem od niego. Zabrakło mi chyba odwagi i szczerości żeby wspomnieć mu o tym, że to co mówi zupełnie do mnie nie dociera. Np. stwierdził, że jestem perfekcjonistą i surowo się oceniam tak jak w dzieciństwie surowo oceniała mnie matka. Tak, to prawda. Wiem o tym, tylko co mam z tym zrobić? Powiedział żebym był świadomy tych myśli gdy się pojawią a potem same zaczną znikać. Po kilku latach ciągle jestem świadomy tych myśli i jeszcze znikać nie zaczęły...

 

Byłem na treningu interpersonalnym za grube pieniądze (wszystko na kredyt), po nim robiłem przepisane ćwiczenia i zero zmiany, a nawet regres.

 

Potem była psychoterapeutka (nurt nie wiem jaki), do której udałem się żeby mi poradziła, jak skutecznie nawiązywać relacje z ludźmi, które straciłem, bo przez jakiś czas non stop pracowałem i oddaliłem się od ludzi. Po kilku spotkaniach gadania o dupie marynie powiedziała, że nie może mi pomóc, bo to ja sam powinienem takie rzeczy wiedzieć, a ona nie potrafi. W sumie wyglądała na młodą, może to przez to.

 

Potem byłem na coachingu za 400 zł/h (na kredyt o maksymalnym oprocentowaniu, na którego odsetki płacę z innych kredytów). Cuda nie widy, dziwaczne ćwiczenia na wyobraźnię, pobudzanie półkul mózgowych, przeżywanie traum z dzieciństwa i rozmawianie ze swoim wewnętrznym dzieckiem, potem zestaw intensywnych ćwiczeń w podobnym tonie przez następne 30 dni. Wszystko zrobiłem co do joty. Ani jednego dnia nie opuściłem. Zero zmian.

 

Byłem też u jednej psychoterapeutki (nurt poznawczo behawioralny). Po rozmowie stwierdziła, że wszystkie techniki należące do CBT, czy nawet NLP, EFT i inne dziwactwa już przerabiałem sam jako samouk i skoro one nie działały to ona nic nowego nie może zaoferować.

 

Potem kolejna psychoterapeutka. Przez telefon szef gabinetu zapewniał mnie, że działają poprzez hipnozę i działają bardzo szybko. Na spotkaniu z terapeutką okazało się to jednak bujdą. Po pierwsze nie żadna hipnoza, tylko znowu CBT, a poza tym terapia trwa nawet i 2 lata. Ale ja nie wytrzymam dwóch lat w tym stanie. Poza tym to koszt rzędu kilkunastu tysięcy i wszystko byłoby na kredyt. Do państwowego psychologa nie pójdę, bo są bardziej potrzebujący ode mnie, którzy umierają w szpitalach z powodu braku środków na leczenie i czekają kilka lat na operację i nie zamierzam im tych pieniędzy ze służby zdrowia odbierać. Dowiedziałem się od niej jeszcze, że nie usłyszę od niej konkretnych rad i wyśmiała mnie za to, że przychodzę do niej z prośbą o konkretne informacje. Powiedziała, że odpowiedź muszę znaleźć w sobie, a ona może mi jedynie zadawać pytania. W moim umyśle pojawiło się:

 

"WTF. To za co ci płacą kobieto? Jak idę do lekarza z grypą, to on mi chyba nie powie, że mam sam się uleczyć, tylko da mi konkretne rady: weź pigułki, wysypiaj się, nie wychodź z domu, mierz temperaturę itd. Pacjent ma je wykonać ale trudno wymagać od niego, że sam wyzdrowieje. A jakby miał sam wyzdrowieć, to po co mu lekarz?"

 

Potem łaziłem do innego psychoterapeuty, który na nieszczęście okazał się kolejnym w stylu CBT. Zero praktycznych rad. Usłyszałem jedynie, że nie za bardzo wie jeszcze jak mi pomóc ale może po kilku miesiącach terapii coś się uda zmienić. Chodziłem do niego 4 miesiące. Słyszałem kolejne banały. Jestem perfekcjonistą, mam przerost ambicji - tak, wiem o tym. Tylko pytanie, co mam z tym zrobić? Mówię mu, że czuję się jak szmata i mam niskie poczucie własnej wartości. No to zrobiliśmy sesję, na której przekonywał mnie ile w życiu osiągnąłem, kazał mi zrobić listę zalet, osiągnięć itp. No wszystko fajnie ale co z tego, że ja racjonalnie rozumiem, że moje wierzenia i przekonania są nielogiczne, skoro nie potrafię się ich pozbyć? Jak czułem się szmatą, tak nadal pozostało. Powiem nawet, że jeszcze się pogorszyło. Po kilku miesiącach mentalnego mielenia problemów na psychoterapii wszedłem w jeszcze większego doła. W skali depresji Becka oznaczało to wzrost depresji z 23 na 35 punktów w 4 miesiące. Teraz już jest 39, więc stan się pogarsza.

 

Czytałem też książkę o CBT. Zbierała super oceny na amazonie, ale niestety to dalej ten sam syf. Przykładowo weźmy problem samotności. Autor (David Burns) napisał, żeby zaakceptować samotność, bo inaczej będzie się odpychać od siebie ludzi. Ja jednak nie potrafię być szczęśliwy gdy jestem samotny. Miałem zrobić listę spodziewanej przyjemności z robienia rzeczy samotnie, a następnie po jej zrobieniu ocenić przyjemność z jej wykonywania. W wyniku miało się okazać, że wiele rzeczy, którę robię samotnie sprawia mi większą przyjemność niż myślałem i przez to moje nastawienie się zmieni. No fajnie ale kurde ja wiem, że wiele rzeczy sprawia mi przyjemność np. masturbacja ale to nie zmienia faktu, że nienawidzę samotności i jestem nieszczęśliwy. Pozostałe rady równie bezużyteczne i przetestowane przeze mnie często kilka lat temu bez rezultatów.

 

Za namową psychiatry udałem się więc do terapeuty z innego nurtu - psychodynamicznego. Byłem na kilku spotkaniach i mimo, że jest to osoba o dużej empatii i serdeczna dla mnie, to nie widzę żeby to gdziekolwiek zmierzało. Gościu siedzi i czeka aż coś powiem. Pytam: o czym mam mówić? Mówi: o czymkolwiek, co przyjdzie panu do głowy. Ehhh.... No dobra ale jak będziemy gadać o budowie stratosfery albo sytuacji ekonomicznej w Kenii, to jak mam się wyleczyć z depresji?

 

On chyba myśli, że ja tam przyszedłem się wygadać. A to nie tak. Jakbym chciał się wygadać to poszedłbym do prostytutki. Cena podobna i jeszcze miałbym seks w cenie. Jak przychodzę do psychoterapeuty to oczekuję, że to będzie osoba wykształcona, dojrzała, profesjonalna. Oczekuję konkretnych rad co mam zrobić żeby moje życie było lepsze. Żeby zdobyć w sobie siły do pracy (a straciłem pracę przez depresję), nawiązywania kontaktów z ludźmi, dbania o siebie i innych. Oczekuję, że ktoś mi powie co mam zrobić żeby nie być takim cholernym egoistą, perfekcjonistą, jak przywrócić w sobie nadzieję do życia.

 

A tu nic z tych rzeczy. Gadaliśmy o moim dzieciństwie i nic z tego nie wynikało. Ja oczywiście mogę przedstawić mu wszystkie informacje, których potrzebuje żeby mi pomóc ale nie może oczekiwać, że sam wyciągnę wnioski. Tak, wiem, że byłem krzywdzony w dzieciństwie i przez to sabotuję teraz związki z ludźmi i przez to podświadomie uciekam przed skrzywdzeniem przez drugą osobę. Wiem, że powielam mentalnie, podświadomie sposób mówienia mojej mamy - tak jak ona była dla mnie surowa (za co ją nie winię), tak samo ja jestem surowy dla siebie teraz. I tak dalej... Tylko co z tego? Ja nie wiem co mam zrobić z tymi informacjami, jest to może ciekawe ale mało praktyczne.

 

Kolejny raz usłyszałem, że mam wobec siebie bardzo bardzo duże wymagania i to mnie paraliżuje i wywołuje strach. No dobra, to wiem od lat i co z tego?

 

Kolejna rzecz, która mnie w tym denerwuje, to fakt, że spotkania są strasznie krótkie. Byłbym w stanie chodzić na intensywne kilkudniowe spotkania, gdzie moglibyśmy gruntownie omówić problem i go rozwiązać. Dzięki temu mógłbym szybciej mieć to z głowy. Ale usłyszałem, że tak się nie da, bo można tylko raz na tydzień. Ciekawi mnie, co takiego będzie się działo w ciągu tego tygodnia, który spędzę w ciemnym pokoju myśląc o samobójstwie, chlejąc i grając w gry komputerowe, co miałoby sprawić, że bardziej efektywnie wyjdę z depresji akurat w rytmie terapii co 7 dni. Hmm... Jest to kolejny terapeuta, u którego spotkanie wygląda tak:

 

1) poruszamy dany temat

2) zadaje mi pytania odnośnie problemu, a ja przez kilkadziesiąt minut dokładnie wyjaśniam mu wszystkie szczegóły, w razie prośby łącznie z dzieciństwem, seksem, i wszystkim innym co uzna za słuszne

3) zastanawiam się do czego to wszystko zmierza i czy w ogóle on rozumie co do niego mówię, czy może wyrażam się niejasno, że ciągle pyta i pyta

4) terapeuta zadumiony mówi, że nie do końca widzi możliwą przyczynę danego problemu, bo wydaje mu się nietypowy i/lub zaskakujący albo ma jeszcze za mało informacji

5) gadamy dalej

6) mówi "przykro mi ale na dzisiaj musimy kończyć"

7) następuje przekazanie banknotu

 

Powoduje to niesamowitą frustrację i czuję się zawiedziony kolejnym spotkaniem bez efektów. Nie wiem skąd tyle pytań od terapeutów i czy one kiedyś się skończą i w końcu zabierzemy się za wprowadzanie zmian w moje życie. Nie wiem ile można gadać i gadać. Ciągle poruszane są nowe wątki, wszystko chaotycznie bez ładu i składu, każdy problem u każdego terapeuty jest rozbabrywany i jątrzony i nie ma z tego praktycznych wniosków, które mógłbym zastosować. Ograniczenia czasowe całkowicie rozburzają dyskusję, a co najgorsze, z każdego spotkania wychodzę jedynie z poczuciem, że muszę jeszcze jakoś przetrwać kolejne 7 dni i może wtedy zaczniemy rozwiązywać moje problemy zamiast o nich gadać.

 

Tylko ja nie wiem, czy dotrwam tyle czasu. Podobno na efekty terapii należy czekać minimum 3-4 miesiące, a to jest straszne, bo podejrzewam, że do tego czasu jest bardzo prawdopodobne, że się zabiję. Nie mogę czekać tak długo, a terapeuci tego nie rozumieją. Ja potrzebuję doraźnej pomocy tu i teraz, bo mój stan się pogarsza, a każdy tydzień dłużej w depresji to kolejna możliwość samobójstwa, przy 2 latach a nawet 6 miesiącach czekania na efekty prawdopodobieństwo mojej śmierci jest bliskie 100%. Niestety ani leki ani terapia nie działają póki co.

 

Więc pytanie do was. Czy nurt psychodynamiczny, to coś czym powinienem się zajmować, czy może istnieje jakiś inny rodzaj terapii, który dawałby szybsze efekty np. w przeciągu 1-2 tygodni? Czy istnieją jacyś terapeuci, którzy dadzą mi konkretne wskazówki jak żyć żeby nie mieć depresji zamiast wyjaśniać mi jakie mam defekty charakteru, jakie miałem traumy z dzieciństwa albo jak nielogiczne jest moje postępowanie i przekonania? Ja już to wszystko wiem, tylko potrzebuję eksperckich rad jak się to naprawia, praktycznych wskazówek żebym wychodził ze spotkania z silnym przekonaniem co do tego co mam zrobić krok po kroku żeby wyciągnąć się z bagna.

 

Sorry, że taki długi post. Jeżeli ktoś ma doświadczenia z podobnymi problemami i ma ochotę się z nimi podzielić, to chętnie posłucham.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gazlupkowy, Przeglądnij ten wątek. Mam nadzieję,że wiele Tobie rozjaśni.

Niestety nie znam nurtu psychoterapii, która by uleczyła Ciebie w przeciągu 1-2 tygodni. To niemożliwe.

Radziłabym polączyć psychoterapię z dobrze dobranymi lekami przez psychiatrę.

Funkcjonują też oddziały dzienne. Myślę,że tego typu pomoc byłaby jakimś rozwiązaniem dla Ciebie.

Ja chodzę na terapię prawie 2 lata.

Pamiętaj, że na swoje zaburzenie pracujemy całe życie, a Ty chciałbyś przez niecały miesiąc poczuć się zdrowy. Każdy by tak chciał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gazlupkowy . Jeżeli chodzi o Twój stan to na pewno w nim wytrzymasz. Masz dużą wolę życia i chęć a to się liczy. Do terapeuty powinieneś chodzić jednego i to przez dłuższy okres czasu nawet kilka lat ( wszystko zależy od stanu w jakim jesteś). Na początku też tak robiłem że na każdej terapii mówiłem jak przykładny uczeń: co mi dolega, jaką miałem matkę i oczekiwałem natychmiastowych efektów. I to jest dobre tylko trzeba chodzić do jednego terapeuty. Z czasem te tematy rozwiążecie z terapeutą i zrozumiesz ich przyczynę. I to nie tylko taką intelektualną ale tak dogłębnie. Jeżeli Twój terapeuta nie chce się spotykać 2 razy w tyg. to prawdopodobnie nie ma czasu. Możesz w takim razie go zmienić na takiego co może lub np: iść z nfz do poradni zdrowia psychicznego. Tam CI już zaproponują najlepsze rozwiązanie.

Wydaje mi się że najważniejsze dla CIebie będzie jak zrozumiesz że to jest taki Twój stan na chwilę obecną i powoli będziesz pracował żeby go zmienić. Widzisz mnie się pogarsza od 4 lat. ALe tak naprawdę nic w swoim życiu nie zmieniłem przez ten czas. Pomimo rocznej terapii. A miałem co zmienić. Cały czas właśnie kręciłem się wkółko wokół objawów i że nic się z tym nie da zrobić. Teraz to zaakceptowałem i faktycznie niekiedy mnie to smuci i martwi ale z drugiej strony też wiem że to są moje natręctwa. I mogę na nich się skupiać przez kolejne kilkanaście lat lub po poprostu zacząć powoli żyć. WIem że na chwilę obecną nie będą to jakieś wielkie przyjemnośći ale krok po kroku i może się z tego wyjdzie. Przy odpowiednim wsparciu ( terapeuta) i odrobinie mojej odwagi i chęci jest możliwa poprawa !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@gazlupkowy jak ja kapitalnie Cię rozumiem. Mam takie same "problemy z głową", a Twoje słowa pokrywają się z moją wizją tego wszystkiego. Ciągłe pieprzenie o "dupie Maryni", terapeuta mówi mi coś co ja już wiem i koniec wizyty, później czekam kiedy będzie następna. Codziennie patrzę na kalendarz ile jeszcze. Paranoja.

Radzę Ci mimo wszystko przepisać się do PZP, bo szkoda kasy na psychoterapię płatną. To jest bardzo dobra metoda zarabiania kasy. Przecież nikt nie oceni takiego psychoterapeuty za daną wizytę. On może powiedzieć trzy zdania i koniec. Prosi o zapłatę. Jak ktoś jest zdesperowany to i tak przez jakiś czas będzie przychodził, więc zarobek ma.

 

Trzymaj się brachu!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uspiony, Nie wiem jakiego Ty masz terapeutę. Nie zgadzam sie z tym , co piszesz. Możliwe,że trafiłeś na niekompetentnego, może zmień. Bo takie wkładanie wszystkich terapeutów do jednego worka jest obrazą da naprawdę świetnich profesjonalistów.

Moja terapeutka, pomimo,że chodzę do Niej prywatnie, pracuje też w ramach NFZ. I uwierz...nie patrzy przez pryzmat pieniędzy. A swoją drogą...chyba z czegoś utrzymywać się musi, tak?

Nie każdy terapeuta jest zatrudniony w ramach NFZ. Więc musi zarobić ,żeby opłacić sobie ZUS i inne składki.

Jest jeszcze kwestia superwizji. Dobry i profesjonalny terapeuta nie gada sobie od tak,żeby pogadać.

Moja superwizuje nasze sesje terapeutyczne, wieć musi wykazać się tym, co robimy na sesjach.

MOja rada dla Ciebie...zmień terapeutę i przestań pisać o peprzeniu o dupie Marynie, jak to napisałeś wyżej.

Sesja ma przebiegać w oparciu o Twoje przemyślenia, to jest dialog, rozmowa, wyciąganie wspólnych wniosków, naprowadzanie na wnioski etc.

Może też nie dojrzałeś do terapii. Patrzenie w kalendarz niczego nie zmieni.

Terapeutę oceni inny terapeuta-superwizor. Jak nie masz zaufania do swojego, to poszukaj licencjonowanego, ktróry superwizuje i podlega superwizji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja terapuetka sie superwizowala i co

mam wrazenie ze 2 ostatnie miesiace mi zaszkodzila

nie moga zrozumiec ze nie potrafie przez zmiane myslenia zmienic emocji

potem wmowila poczucie winy i zaczelam je odczuwac wobec niej

brak nadziei wszystko super racjonalne

i brak akceptacji

a potem odrzucenie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sens, 2 miesiace to mały odcinek czasu.

Ja przez ponad 9 miesięcy nie czułam efektów , gdy uczęszczałam na terapię.

Na efekty trzeba nieraz dłużej czekać.

Ty potrzebujesz widocznie dłuższej, intensywnej terapii, może na oddziele. NIe ma czegoś takiego jak "droga bez wyjścia". Tylko czasem,żeby coś mieć, trzeba z czegoś zrezygnować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Monika1974, ja nie mam nic do kompetencji mojej terapeutki. Wydaję mi się, że ona jest nawet bardzo dobra jak na standardy psychoterapii, do tego jest na nfz też i tam chodzę. Ciężko coś więcej powiedzieć bo chodzę do niej dopiero od miesiąca.

Mimo to, po prostu ciężko uwierzyć, że takie "gadanie" coś zmieni. Przepraszam jeżeli kogoś obrażam ale takie mam teraz zdanie, prawdopodobnie wynikające z mojego stanu psychicznego. Powiedziałem terapeutce o tym, zresztą do wszystkiego mam taki stosunek pesymistyczny.

Poza tym nigdzie nie pisałem, że moja terapeutka patrzy przez pryzmat pieniędzy;-).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uspiony, Miesiąc? To zbyt krótko. Sam widzisz,że będąc pesymistą jest ciężej, więc uważam,że masz co zmieniać na terapii, myślę,że kazdy z nas ma.

Zależy od nurtu, ale terapia zazwyczaj rozciąga się w czasie. I jest to podyktowane różnymi czynnikami. NIe ma dwóch identycznych ludzi na świecie, każdy jest inny, dlatego u kazdego terapia przebiega inaczej.

 

sens, nie wiem czy elastyczności.

Jak ja traktowałaś? Jako terapeutkę? Kogoś, na kim bardzo Ci zależało.

Napisz o waszych stosunkach i jak ja odbierałaś.

1,5 roku...przez ten czas powinnaś zobaczyć ją przez różne pryzmaty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja wierzę, że psychoterapia zadziała i że dzięki psychoterapii przerwę to błędne koło w którym jest moja rodzina, że przyczynie się do tego, że następne pokolenie (może moje dzieci) będą postępowały dobrze, tak jak trzeba, że ich nie będę krzywdzić, że będziemy rozmawiać i uczyć się na swoich błędach :? mam nadzieję, że tak właśnie będzie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×