żałoba
-
Witam Mam 25 lat i od dawna choruję na nerwicę natręctw oraz wpadam w stany depresyjne. Objawia się to głównie uporczywymi myślami, strasznymi obrazami w głowie, które gdzieś zobaczyłam, najgorsze są myśli bluźniercze i erotyczne, dotyczące bliskich mi osób i krwawe wyobrażenia jak w horrorach oraz skupianie się na swojej anatomii (oddychanie, przełykanie, świadoma gestykulacja w trakcie rozmowy). Depresja z kolei powoduje u mnie brak sił na cokolwiek, potrafię spać po 12-16 h, jeść jeden posiłek dziennie albo i nie, zaniedbuję higienę osobistą i obowiązki. Przez to wszystko zupełnie zawaliłam studia, nie czuję w sobie wewnętrznej siły ani motywacji, żeby wstać z łóżka, a co dopiero chodzić na zajęcia, mam 4 lata w plecy, to samo z szukaniem pracy i skończeniem prawa jazdy. Do tego dochodzi silny lęk przed ludźmi w powyższych sytuacjach, przed nieporadzeniem sobie i krytyką. Czuję, że od tych 4 latach stoję w miejscu ze wszystkim, nie rozwijam się. W przeszłości wiele przeszłam, straciłam przyjaciółkę w wypadku, potem moja ukochana mama zmarła, w której tak na prawdę jako jedynej miałam wsparcie i była dla mnie wszystkim, potem babcia i ciocia. Od półtora roku jestem w toksycznym związku z chłopkiem, którego kocham, a zarazem nienawidzę. On jest uzależniony od narkotyków, takich jak amfetamina i dopalaczu - kryształ, a bardziej od „zmienionych stanów świadomości”, czasami wpada w niekontrolowaną złość i wtedy mnie wyzywa i staje się bardzo chamski; był w szpitalu psychiatrycznym, stwierdzono u niego psychozę drugiego stopnia z objawami schizofrenii czy jakoś tak… Przez moją bezsilność i lęk nie potrafię z nim zerwać, wiem że by się mścił i nie chciał mi dać spokoju. Najgorsze w tej sytuacji jest poczucie bezradności i całkowitej samotności, w chłopaku nie mam za bardzo wsparcia, mamę straciłam, ojciec ze mną nie spędza czasu i mało rozmawia, bardziej zajmuje się swoją partnerką, z resztą rodziny rzadko się widuję, oni sądzą, „jakie ja mogę mieć problemy w tak młodym wieku”, mam 2 dobre koleżanki, ale jedna mieszka daleko, a druga też walczy ze swoimi zaburzeniami, nie ufam jej do końca, bo długo nie miałyśmy kontaktu. Nie wiem już co robić, często płaczę i proszę Boga, żeby pozwolił mi umrzeć, żebym mogła być z mamą, bo mam dosyć walki z chorobą i samotności, tylko ona tak na prawdę w pełni mnie kochała i zawsze przy mnie była albo jeśli Boga nie ma to żebym przestała istnieć i cierpieć. Mam dosyć, przez dostęp do substancji psychoaktywnych sama zaczęłam brać, boję się że się uzależnię, ale tylko to pomaga mi przetrwać i chociaż na chwilę nie czuć bólu. Terapia u psychoterapeuty nie pomaga, nie widzę żadnej zmiany. Proszę o pomoc, jak z tego wyjść, kiedy brakuje sił na jakiekolwiek zmiany.
- 13 odpowiedzi
-
- nerwica
- (i 4 więcej)
-
Cześć, zastanawiam się nad rozpoczęciem terapii indywidualnej, ale cały czas myślę, który nurt będzie odpowiedni przy moim problemie. Głównie chodzi o niedomkniętą żałobę, macie jakieś sugestie? Czytałam, na czym polega dany nurt, ale chciałabym poczytać opinie osób bardziej "zaprawionych" w temacie psychoterapii.
- 2 odpowiedzi
-
- psychoterapia
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: