Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica

  1. Witam. Chciałbym aby pod tym postem szeroko poruszyć temat pracy zawodowej wśród osób z różnymi zaburzeniami natury psychicznej i nie tylko, jakie to forum obejmuje. Myślę, że najlepszym sposobem będzie jeśli napisali byście jakie macie problemy ze zdrowiem oraz jak to się ma do waszej pracy. Czy ją w ogóle macie, czy też nie? Czy potraficie ją utrzymać, czy ciągle zmieniacie na inną? Jak się w niej czujecie i jak z nią radzicie? Czy jest to wasza wymarzona praca czy wręcz przeciwnie? Czy problem sprawia wam szukanie pracy jeśli jej nie macie? Z czym w pracy najbardziej się mierzycie a co przynosi wam pozytywne odczucia? Jak jesteście odbierani przez innych ludzi w pracy? Ogólnie chciałbym abyście napisali jak wygląda wasze życie zawodowe, nie koniecznie sztywno odpowiadając na powyższe pytania. Istotne (przynajmniej dla mnie) jest to aby zestawione to było z rodzajem zaburzeń jakie posiadacie. Może temat ten będzie małą podpowiedzią dla innych, jaką pracą przy danym zaburzeniu/chorobie się zainteresować a jakiej lepiej unikać, aby nie pogorszyć swojego stanu. Zakładam ten temat gdyż sam mam ogromny problem z podjęciem jakiejkolwiek pracy, głównie z powodu wielu niezrozumianych do końca obaw. Jeśli chodzi o mój przykład to edukację skończyłem na szkole średniej. Zdałem maturę i tak się skończyło. Niepełnej, prostej rodziny nie było stać ani finansowo ani mentalnie na moje dalsze nauczanie. Sam bałem się świata i ludzi więc było mi to niejako na rękę. Pochodzę ze wsi więc może być to w jakiś sposób zrozumiałe. Dokładając fakt, że małe nieprognozujace gospodarstwo potrzebowało gospodarza a dom głowy rodziny ( 3 osoby z 1 grupą plus ojciec alkoholik ) dalsza historia napisała się sama. Mam 32 lata i tylko 3 miesiące innej niż rolnictwo pracy zawodowej na produkcji. Teraz sytuację odmieniła mi dziewczyna, która zabrała mnie do miasta. Z wielkim trudem udało mi się sprzedać wbrew woli matki większość zwierząt i zostawić ją niezaradną na gospodarstwie gdzie jeszcze do listopada wykonywałem tam różne prace polowe. Mam teraz kilka miesięcy wytchnienia choć matka zaburza mi spokój na odległość. Jak nie ciągłą ciszą to płaczem i lamentem jak tylko uda mi się z nią skontaktować lub przyjechać w odwiedziny. Za moją pracę przez 14 lat nie mam prawie nic. Gospodarstwo nie prosperowało zbyt dobrze a było raczej matki "widzi mi się" i kultywowaniem tradycji rodzinnych. W tą nieciekawą historię nie wchodziłem ani zdrowy ani zdiagnozowany. Po wielu latach gehenny jaką odczuwałem w swojej nie do końca opisanej tu sytuacji, wychodzę z niej powoli, za to dużo starszy, z większą depresją, paradoksalnie mniejszą chęcią do walki o zmianę, jakąś tam diagnozą sprzed kilku lat i wieloma innymi rzeczami. Na pewno mam coś nie tak z nerwami, na pewno z myśleniem bardzo krytycznym wobec siebie, na pewno z lękiem bo boje się wielu rzeczy, do tego cała masa złych nawyków. Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika, mam niedojrzałą osobowość i zacząłem podejrzewać też u siebie jakiś rodzaj ADHD. Co tylko przeczytam na temat zaburzeń, to myślę że dotyczy to też mnie. Kończąc mój chaotyczny, jak myślę wpis, z małym opisem mojej historii (może nie potrzebnym) dodam tylko, że jedyne kwalifikacje jakie mam to prawo jazdy C+E którego niegdy nie wykorzystałem z różnych powodów. Obecnie jestem na utrzymaniu mojej wspaniałej dziewczyny, która jakimś cudem znosi związek ze mną i moimi problemami zadziwiająco dobrze. Jestem jej za to mega wdzięczny. Czuję ogromną presję i chęć aby pomóc i odwdzięczyć się tym samym nie tylko jej, ale w końcu też sobie, choć na razie czarno to widzę. Liczę, że znajdę tutaj jakąś część odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, może rozwieje pewne swoje obawy, może skorzysta z tego wpisu i postów pod nim ktoś inny. Każda korzyść będzie dobra. Kończę lać wodę, liczę na zainteresowanie tematem, liczne posty ale także zrozumienie mojego problemu. Nie ukrywam, że boje się trochę konstruktywnej bądź nie, krytyki za pewien rodzaj strefy komfortu, którą można znaleźć w mojej historii. Przynajmniej ja taką znajduje.
  2. Hej mam pytanie, czy też tak miewacie, że objawy psychosomatyczne pojawiaja sie u was cyklicznie? Nie chodzi mi, że o tej i o tej godzinie i tym samym dniu, ale np w okresie np jesiennym , zimowym. Obserwuję po sobie i psychosomatyczne atakują mnie zawsze na początku roku, rok temu było podobnie i 2 lata temu też, wtedy jest znaczny wysyp dolegliwości. Czy miewacie podobnie?
  3. Cześć! Mam pytanko. Niedawno zacząłem terapię, bo mam nerwicę. Od jakiegoś tygodnia czuję odcięcie od siebie, takie głupie uczucie, chwilami mam wrażenie jakby mózg mi się wyłączał, jakbym miał zaraz stracić kontakt ze światem. Jakbym był ale jednak by mnie nie było. Stałem się mega cichy i strasznie mało odzywam się do innych, mam takie jakby natrętne myśli, że jak czasami usłyszę jakieś słowo, nieważne jakie, to czuję przymus powiedzenia w głowie definicji tego słowa, wiem że to głupie, no ale tak to jest. Mam też myśli typu, że źle powiem jakieś słowo czy w ogóle nie będę znał znaczenia słów bo coś mi się stanie z głową i że nie będę potrafił rozmawiać z ludźmi, że nie będę rozumiał słów, odczuwam przy tym niepokój i frustrację. Chcę żyć normalnie, a nie potrafię. Co z tym mogę zrobić? Mieliście coś podobnego? Jakieś wskazówki? Pozdrawiam!
  4. rikq

    Objawy nerwicy?

    Witam. Nie mam jeszcze stwierdzonej nerwicy, niedługo mam lekarza, ale czy ktoś z was przy nerwicy miał objawy typu słaba pamięć (serio, czasem zapominam słów i wielu innych rzeczy, ale z czasem przechodzi), pulsowanie w głowie, zwłaszcza z tyłu (nie ból, chociaż i to czasem występuje:)), dziwne wrażenie rozsadzania głowy, zawroty, pisk i szum w uszach? Czasem nawet pojawia się pieczenie skóry głowy i taki dziwny "prąd", a do tego trzęsą mi się ręce jak galareta. Ostatnio miałam codzienne bóle głowy, ale leki mi pomagały i przeszło mi dosyć szybko. Ostatnio też co wieczór wali mi serce, a czasem nawet rano. Czasem mam wrażenie, jakbym po prostu miała zaraz pożegnać się ze światem. Takie ataki pojawiają mi się znikąd, mogę totalnie o tym nie myśleć co naprawdę zdarza się rzadko bo codziennie płacze w poduszkę z na myślą, że zaraz zejdę, a to cholerstwo i tak mnie złapie. Zdarzyło mi się to może ze 4 razy w ciągu paru miesięcy, ale codziennie coś mi jest i nigdy nie czuję się w 100% idealnie. Coś przejdzie, ale zaraz coś znowu się pojawi, wszystkiego nie idzie zapamiętać. Wspomnę, że wszystko zaczęło się natrętnymi myślami i hipochondrią po pierwszym ataku. Chociaż zawsze byłam panikarą i w pewnym stopniu hipochondryczką, to w ostatnich miesiącach chyba wszystko mi przeszkadza. Nie pamiętam już jak to jest czuć się normalnie. Masakra, miał ktoś podobnie?
  5. Witajcie, postanowiłem założyć konto i napisać posta powitalnego bo mam potrzebę wyrzucenia z siebie paru rzeczy zwłaszcza że mam znowu "trudne momenty" i chce sobie ulżyć (pisanie zawsze sprawiało mi przyjemność). Tak jak napisałem w tytule od ośmiu lat jestem uzależniony od heroiny i benzodiazepin (klonazepam, alprazolam). Moja matka stosowała wobec mnie przemoc psychiczną a ojciec się nie interesował mną i bratem. Byłem bardzo wrażliwym, empatycznym i wesołym dzieckiem ale przez introwertyzm (prześladowanie w szkole) i to że rodzice nie okazywali mi miłości wpieprzyłem się w wieku 14 lat w opio (kodeina, tramal na początku, potem morfina, heroina, fentanyl, buprenorfina), potem doszły do tego benzo. Oczywiście eksperymentowałem z innymi narkotykami. Od 8 miesięcy jestem czysty całkowicie, przeszedłem terapię w ośrodku stacjonarnym. Ciągle zmagam się z długofalowymi objawami odstawiennymi, nerwicą i lękami. Dochodzi do tego jeszcze niedoczynność tarczycy która przeistoczyła się w Hashimoto. Przerabiałem już każdą grupę leków antydepresyjnych, ale przez moje uzależnienie i to że cudem uniknąłem śmierci i wyszedłem z tego wolę nie wchodzić w prochy. Chodzę na terapię indywidualną i spotkania NA (Anonimowi Narkomani) ale dalej mam problem z powrotem do "normalnego" życia bo jednak to że zacząłem w takim wieku i jak długo i intensywnie to trwało - jest dużym utrudnieniem. Wycofanie społeczne i lęk przed odrzuceniem, niechęć do wszystkiego - Jakoś staram sobie z tym radzić ale ostatni miesiąc to po prostu równia pochyła w dół. Siedzę w domu i doświadczam 20 razy dziennie zmieniającego się nastroju - od niezdrowej ekscytacji do lęku i płaczu. Jestem po dwóch próbach samobójczych ale wydarzyły się one gdy jeszcze brałem. No to chyba tyle, tak mi się wydaje.
  6. Lion1991

    Hej wszystkim

    Hej wszystkim. To mój pierwszy post, więc postanowiłem, że napiszę go tutaj. Mam na imię Rafał i mam 32lata. Z zawodu jestem nikim i niestety nie jest to użalanie nad sobą (choć potrafię robić to doskonałe), jest to po prostu prawda. Nie będę jednak tego tutaj rozwijał, może kiedyś w innym poście. Na co dzień zajmuje się zamartwianiem i szeroko rozumianą stagnacją pomieszaną z resztkami naiwnej nadziej, że kiedyś będzie lepiej. Nie wiem co mi jest i nie wiem gdzie szukać pomocy. Czuję się samotny na tym świecie nie tylko między ludźmi, których wokół siebie mam tyle co kot napłakał, ale także z powodu braku pomysłu na własne życie, braku wiary w jakiegokolwiek Boga, braku filozofii dającej poczucie sensu w życiu i tym podobnym. Im dłużej żyje tym mniej wiem i mam coraz większy mętlik w głowie, o sklerozie nie wspominając. Diagnozuje u siebie wszystko jak leci, i sam nie wierzę, że można żyć z takim "kombosem". Postanowiłem, że spróbuję poszukać pomocy tutaj gdyż w realnym świecie u psychiatry czy psychologa, robiłem sobie tylko "dwójkę" w papiery. Nie chcę tego powtarzać. Wybaczcie tą smętną narrację w swoją stronę, ale tak właśnie myślę na co dzień, i mimo poczucia, że tym postem zdradzam dużo o sobie, to myślę że na tym forum zostanie to zrozumiane. Mam nadzieję, że znajdę tu coś dobrego dla siebie, a może i mnie uda się komuś pomóc. Kto wie? Witam jeszcze raz i pozdrawiam.
  7. hej, jestem 18-letnim chłopcem, którego mogę nazwać mężczyzną. Odkąd byłem mały, myślałem, że pociągają mnie kobiety, chociaż były chwile, kiedy mężczyzna mnie podniecał, ale mnie to nie obchodziło. Porno oglądałem bardzo wcześnie, czego żałuję, bo miałem 11-12 lat, zacząłem od heterowskiego, ale w wieku 13-14 lat były bardzo krótkie momenty, kiedy wyobrażałem sobie coś z chłopakiem, ale to był tylko tymczasowy, ponieważ fascynowały mnie dziewczyny. Minęło dużo czasu, odkąd przeszłość nagle zaczęła mnie przerażać i mówić, że to znaczy, że jestem gejem. Myśli że jestem gejem, a to doprowadziło do nerwicy. Poszedłem do lekarzy, odbyłem wywiady i leczyłem się farmakologicznie, było dobrze, ale tylko na chwilę. Kiedy widzę gorącego chłopaka, przesadzam z uczuciem, że go lubię, chociaż wiem. Podoba mi się wizualnie. Na siłe masturbuje się do gejowskiego porna i niewiem czemu dochodze, wtedy nie czuje satysfakcji tylko płacz lęk, i boje sie ze tego pragne. Kiedy go pamiętam, czuję się dziwnie, nie uwielbiam się z nimi masturbować, bo wiedziałbym, że mi się to nie spodoba, bo nie uczyniłbym tego tak przyjemnym do końca życia. kiedy chcę się masturbować, robię to dla seksu z kobietą, a dla mnie gejem seks jest męczący, bo tylko moje myśli mają o nim pamiętać, chciałbym usłyszeć twoje opinie, bo te uczucia i myśli mnie dręczą. dziękuję XYZ
  8. rikq

    Czy to nerwica?

    Witam. Szczerze to nawet nie wiem od czego zacząć. Mam 15 lat i od wakacji, a dokładnie od sierpnia zmagam się z pewnym problemem. Zaczęło się pewnego wieczoru, kiedy siedziałam przy biurku i po prostu się uczyłam. Nagle poczułam się jak nie ja, wszystko wirowało mi przed oczami, czułam się, jakby życie toczyło się obok. Nagle zrobiło mi się zimno i strasznie szybko biło mi serce. Miałam wrażenie, że zemdleję za chwilę. Uspokoiłam się po około półtorej godziny, nie spałam całą noc. Uznałam więc, że mam za mało ruchu i od tamtej pory do końca wakacji wychodziłam codziennie na spacer. Nawet działało. Kiedy zaczęła się szkoła miałam częste zawroty głowy i czasem trudno mi się oddychało, czułam nieuzasadniony lęk non stop i uciskający ból głowy w różnych miejscach. Na początku wmówiłam sobie jakiegoś raka, ale pomyślałam, że to może być też nerwica. Jak to ja, naczytałam się w internecie i miałam wszystkie objawy tego i tego (swoją drogą mam straszna obsesje na tym punkcie, chyba wariuję). Poszłam do psychologa szkolnego, który uznał, że to rozwijająca się depresja. Dodam, że jak byłam w szkole podstawowej to nikt mnie za bardzo nie lubił, byłam wyrzutkiem w klasie i wśród znajomych. Ponadto moi rodzice są po rozwodzie, co bardzo przeżyłam. Po paru wizytach nastawiłam się, ze dam radę. W końcu mam plany, zainteresowania i sporo rzeczy, które chcę osiągnąć. Byłam też u lekarza z nowymi wynikami badań krwi i przepisał mi lek na zbyt niskie zelazo. Na początku mi pomogło, nie miałam zawrotów głowy i wszystko było dobrze, aż do czasu. Pojawiły się nowe objawy. Podczas jazdy pociągiem, samochodem, czymkolwiek takim mam straszne zawroty głowy i uczucie, że zaraz zemdleję. Nie zdarza się to tylko wtedy. Dodam, że nie lubię, jak dzieje się coś nietypowego. Nie lubię tłumów ludzi, rozmów z nieznajomymi, wyjazdów do internatu (jeżdżę co tydzień, przeraża mnie to z jakiegoś powodu), strasznie się tym stresuję mimo, że dojeżdżam tam już drugi rok. Nie lubię , jak coś nie idzie po mojej myśli, stresuje mnie to. Na ogół w myślach wszystko przeżywam. Wracając, zaczęłam się lepiej odżywiać, jeść częściej i zdrowiej (oczywiście pod kontrolą rodzicow). Znowu było na chwilę dobrze. Na chwilę, bo od niedawna, od około tygodnia, czasem mam wrażenie, że widzę jak przez mgłę. Czuję się nieswojo jak wstaję z łóżka. Towarzyszą mi natrętne myśli typu "jeżeli wstanę to znowu zaraz będzie mi słabo", kłócę się ze sobą w myślach (brzmie jak szalona, ale to prawda), zapominam podstawowych słów, imion, czasem nawet nie pamiętam co robiłam 5 minut temu. Teraz się odrobinę poprawiło, a od kilku dni czuję się, jakbym nie była sobą. Jakby była totalnie kimś innym, mimo, że zachowuję się jak zawsze, mam wrażenie, że zmieniam się aż za bardzo. Coś w mojej głowie mówi mi, że przez to wszystko zaraz zapomnę kim jestem, zaczęłam w to wierzyć i panicznie się bałam i nadal boję, chociaż to brzmi absurdalnie. Na koniec chcę powiedzieć, że od małego borykam się z tzw. Maladaptive daydreaming. Całe dnie, w różnych miejscach, sytuacjach, kiedy idę spać i kiedy wstaję. Nie dawało mi to spokoju do niedawna. Odzwyczaiłam się, kiedy ciągle mam natrętne myśli i nakręcam się, że zaraz coś mi się stanie, mimo, że tak się nie dzieje, chociaz nadal co jakis czas powraca. Najczęściej wtedy mam wrażenie, że ciężko mi powrócić do rzeczywistości. Od niedawna mam również irytujące i dość głośne piszczenie w uszach, kołatanie serca, najczęściej jak idę spać. Czuję jak wali mi serce, w najbardziej losowych momentach, odnoszę potrzebę kontrolowania tego, bo inaczej nie dam rady. Niekontrolowany lęk i stres zżera mnie od środka, psychiatrę mam dopiero na luty. Czasem czuję, że zaraz stracę kontrolę, chociaż to się nigdy nie dzieje. Mam wrażenie, że szaleję. Ostatnio siedziałam w pociągu i nie mogłam przestać się wiercić i drapać po policzku, miałam wrażenie, że mdleję, było mi zimno, myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Wiem, że jestem sobą, ale nawet pisząc to czuję się jak ktoś inny. Masakra. Rozpisałam się, ale liczę, że ktoś mnie oświeci, bo odchodzę od zmysłów. Wmawiam sobie już wszystko, a nie wiem tak naprawdę nic. Potrzebuję odpowiedzi, bo nie wytrzymam do lutego.
  9. Hej, miałam przed chwilą bardzo bardzo złą chwilę..przepraszam jeśli ten wpis jest chaotyczny, ale jestem pod wpływem negatywnych emocji. Dorabiam sobie latem w budce z lodami. Przed chwilą miałam grupę klientów ekstrawertyków myślę, że blisko przed trzydziestką. Od samego początku czułam, że mają mnie za gorszą, mówili do mnie wywyższający się tonem. Zwłaszcza jedna parka, widać, że zadbani, drogo ubrani, opaleni. Kiedy kupili już lody patrzyli się na mnie jakby coś ze mną było nie tak, mówili coś szeptem na ucho i mieli pogardliwą minę. Później wyszłam na chwilę dopełnić wodę w misce dla piesków to jedna dziewczyna z ich grupy się za mną oglądała i parsknela do kolegi obok. Oczywiście w mojej głowie ukazały się momenty kiedy w podobny sposób byłam wyśmiewana i obgadywana w szkole wiele wiele lat temu i nagle wróciło coś co myślałam, że mam już z glowy. Od kilku lat mam problem z radzeniem sobie z poczuciem niższości, po prostu czuję gdy ktoś ma mnie za śmiecia przez co moje ciało nagle się napina, mam ochotę czymś rzucić, okaleczyć się i krzyknąć żeby się ze mnie nie śmiali. Piszę to, bo naprawdę bardzo dawno nie miałam tego i myślałam, że mój mózg się już z tym uporał. Przez długi czas spotykałam różnych tego typu ludzi ludzi, ale zawsze to olewalam i dalej robiłam swoje, ale ten przypadek wyprowadził mnie z równowagi do tego stopnia, że chciałam wybiec z budki i zapytać się ich co ich tak we mnie śmieszy i żeby mi o tym powiedzieli bo nie zniosę już tego napięcia emocjonalnego i stanu niewiedzy na szczęście jakoś to opanowałam, więc to duży plus bo zawsze jak miałam ataki to zaczynałam krzyczeć, szarpać za włosy i walić głową w ścianę. Wiem, brzmi drastycznie ,ale niestety coś w mojej głowie stało się takiego, że reagowałam tak na wiele przykrych rzeczy. Niech ktoś napisze czy jest szansa by takie napady nie wracaly? Naprawdę byłam w szoku, bo od ponad roku nie przypominam żebym miała coś takiego. Przez to boję się wchodzić w związek czy zawierać przyjaźnie,bo prędzej czy później ludzie przy podobnych sytuacjach poznają moje oblicze... Czuję się jak wariatka
  10. Witam, Mam problem natręctwami oraz zaburzony obraz ciała. Problem jest od około 20 lat, ale są momenty tak jak teraz w których to się tak nasila że nie mogę funkcjonować, w ogóle funkcjonować. Wszystko z zewnątrz wygląda świetnie, mam pracę, dziecko zdrowe i super żonę. Poza tym wiele osób uważa, że jestem przystojny i nie widzi żadnego problemu z moim wyglądem oraz zdrowiem. Problem zaczął się dawno temu, w czasach gimnazjum, byłem bardzo chudy, wycofany nieśmiały, przez słabe zęby również praktycznie się nie śmiałem, zacząłem się przeglądać w lustrze. I tak pozostał do dzisiaj... Na początku przeglądałem się z względu na to że byłem chudy, następnie przeglądałem się z wględu na moją wadę postawę (mam krzywy kręgosłup oraz garbię się, szyję mam wysuniętą do przodu). Ja to widzę, oraz fizjoterapeuci. Do tego pojawia się ból kręgosłupa, mam napięte mieśnie, co dodatkowo powoduje że się nakręcam. To całkowicie rujnuje mi życie, mam z tego powodu natręctwa i zachowania obsesyjne, lęki. Najgorsze jest w tym, że mam lęki przed założeniem koszulki - po domu chodzę zawsze bez koszulki, w koszulce czuje się jak dziwolog, ciągle ją poprawiam, jednym słowem dramat. Cały czas analizuje jak mi się kręgosłup układa, czy się nie garbię, jak wyglądam. Wszystkie sygnały z ciała np. wiadomość że mam zwyrodnienie kolana, tak na mnie zadziała ze wszystkie demony przeszłości wróciły. Wszystkie negatywne informację związane z moim wyglądem, układem ruchu są dla mnie koszmarem. Nawet jak ktoś mowi mi pozytywne informacje na temat mojego ciała, to do mnie to nie dociera. Wszystko jest zero jedynkowe, albo idealne albo do bani. Skoro moje ciała nie jest idealne to jest do bani. Porównuje się do innych, cały czas patrzę na postawy ciała, na plecy innych, i nawet kiedy widzę ze ktoś ma gorzej to i tak nie przyjmuje tego do wiadomości, bo porównuje się do lepszych. I to wszystko w kulcie ideału, stereotypu, bo sam jestem trenerem piłki nożnej i nauczyciele WF-u więc powinienem być zdrów jak ryba. Chodzę od lekarza do lekarza, każdy sygnał który od nich otrzymuje jest dla mnie jak piorun. Wszystko przyjmuje do siebie analizuje. Nie mogę normalnie funkcjonować. Żeby Was nie skłamać to na lekarzy wydałem kilkadziesiąt tysięcy złotych, byłem u 100 specjalistów. Nie mogę się pogodzić, że mam krzywy kręgosłup, zwyrodniałe kolano i biodro, ciągle o tym myślę. Nie mogę znieść swojej postawy ciała. Jest to w mojej głowie, bo nikt inny o mnie tak nie myśli. Dużo osób uważa, że jestem wysportowany i okazem zdrowia. A ja nie funkcjonuje, mam depresję, dysmorfobobie, zaburzonie oceny ciała. Chodzę na psychoterapię, która mi nie pomaga, biorę leki i jest mega słabo. Mogę tak pisać i pisać, bo problem jest wielowymiarowy. W związku z tym czy możecie polecić świetnego psychologa, który zajmuje się przede wszystkim takimi zaburzeniami? Dużej tak nie dam rady, bo to mnie przerasta.
  11. Cześć, mam 23 lata, od paru lat zdarzają mi się napady lękowe( konkretnie nerwice żołądka). Występują czasami przez 2-3 miesiące, a potem ustają. Mam wrażenie, że im mniej wiedziałam o tym schorzeniu to łatwiej było mi z nim żyć. Moje ataki atakują głównie w układ pokarmowy, biegunki, mdłości bardzo mocne, ale raczej bez wymiotów. Występuje również kołatanie serca. Tutaj chyba mogę śmiało przyznać, że rozwinęła mi się fobia przed wymiotowaniem, to brzmi aż śmiesznie, ale to prawie dla mnie uczucie jakbym umierała, gdy dopada mnie taki stan, gdy mi "niedobrze". Mam wrażenie, że ten cały strach zainicjowała grypa żołądkowa, którą przeszłam jako dziecko... w każdym bądź razie, nie muszę chyba pisać jak bardzo takie napady niszczą życie, towarzyskie szczególnie. Pierwszy raz mam taki okres w życiu, że jestem bezsilna, ten okres napadów trwa u mnie już 3 miesiąc, a czuje się coraz gorzej. Na początku poszłam się przebadać pod kątem żołądka, jelit, ogólna morfologia, szczerze liczyłam, że to może tym razem nie nerwy ale niestety, wszystko w normie...(jakkolwiek to brzmi) dostałam propranolol, hydroksyzyne. Byłam u psychiatry, dostałam SSRI Zoloft, a doraźnie Zomiren. Po zolofcie miałam przez 4 tyg mdłości, bolała mnie głowa, a co najgorsze to wzrok mi się całkiem rozmywał... musiałam przerwać, a przy tym wszystkim wyrobiłam sobie kolejną fobie, że po takich lekach będę wiecznie chodzić głodna bo cały dzień nie mogę nic przełknąć We wtorek ide na kolejną wizytę i opowiem o problemie. Ale kochani, jestem już na skraju załamania, czy jest tutaj ktoś, kto może wyszedł z tego i opowie o tej drodze? Też mierzył się z nerwicą żołądka? Może mi coś polecić? domowe/własne sposoby? Naprawdę przyjmę każdą poradę, najbardziej na świecie chce żeby wszystko wróciło do normy Z góry dziękuję za "wysłuchanie" i jakiś odzew.
  12. Rozpisałam się, ale mam nadzieję, że ktoś dotrwa do końca :) Od zawsze miałam tendencję do wymyślania w głowie różnych historii. Zwykle były to jednak takie opowieści, które wymyśla też wiele moich rówieśników, to znaczy marzenie o sytuacjach, które nie mają szans przydarzyć się w rzeczywistości, a w których ja brałabym udział, najczęściej miało to związek z tymi, w których byłam wtedy zakochana. Odkąd jednak pojechałam na studia i z powodu nieznalezienia zbyt wielu znajomych stałam się bardziej samotna, bo z przyjaciółkami miałam kontakt głównie przez telefon, w mojej głowie pojawiły się historie, w których mnie w ogóle nie było, główną bohaterką była osoba całkowicie zmyślona, większość bohaterów również, niektóre były osobami znanymi publicznie, którym wymyślałam różnego rodzaju koleje życia, trochę opierając się na tym, co jest o nich naprawdę wiadome, a czasem nie. Dodajmy, że od liceum pojawiło się we mnie dziwne zafascynowanie dojrzałymi kobietami, które w szkole objawiało się zakochaniem w nauczycielce, na studiach stało się zakochaniem w pewnej osobie publicznej, po kilku miesiącach ta osoba zmieniła się, ale nadal jest to dojrzała kobieta. Podejrzewam, że ma to związek z moją toksyczną matką, w której nie widzę wzoru, której to ja musiałam zawsze matkować, mediować w jej kłótniach z rodziną, wysłuchiwać, a kiedy dorosłam dawać jej rady, mówić co robi źle, tłumaczyć ją przed rodziną, a w podzięce jedyne co otrzymuję to naprzemienne obelgi, wyrzuty, z rzadka komplementy, kiedy ma wyrzuty sumienia, ale ja nie potrafię w nie wtedy uwierzyć, bo wiem, że za chwilę znowu może spowodować awanturę. Po pół roku studiów nastała pandemia, wróciłam do rodzinnego domu i tam spędziłam ponad rok. Wtedy tworzenie historii nasiliło się i to mocno, najbardziej w okresie zimowym i trwa aż do teraz. Potrafiłam spędzać czas bardzo długo chodząc po piętrze tam i z powrotem w głowie przeżywając historię obcych mi osób niczym serial. Chciałam odciąć się od nerwowej atmosfery panującej w domu, epidemii, mojego brania odpowiedzialności za matkę. Doszłam do takiego punktu, że gdy nie jestem skupiona na jakiejś czynności lub rozmowie z kimś włącza mi się od razu automatycznie tryb tego alternatywnego świata, tej alternatywnej historii. W pewnym momencie zaczęłam dostrzegać w tym pewien problem i zaczęłam tę historię spisywać, aby pozbyć jej się z mojej głowy. Tak powstała prawie trzystustronicowa książka, a po niej jeszcze jej przerobiona wersja, a na koniec kolejna, bo ta historia cały czas ewoluuje, nie zmienia się tylko główna bohaterka, która na początku wydawała mi się całkowicie obca - jest kobietą po czterdziestce, posiadającą rodzinę, wnuki, wygadaną, pewną siebie i niesamowicie piękną; ale teraz widzę, że tak naprawdę są w niej pewne cechy, które mam i ja tj. kompleks matki, wrażliwość, strach przed samotnością a jednocześnie te cechy, które ja chciałabym mieć. W dwóch pierwszych wersjach historia doszła do końca, a więc bohaterka zestarzała się i zmarła, ale nie zakończyło to epopei w mojej głowie. Cały czas rozbudowuję środek tej historii, a więc jej wiek średni i robię to nieświadomie. Ostatnią wersję historii spisałam w czerwcu, a już mogłaby być ona zaktualizowana. Kolejnym niepokojącym objawem jest moje zafascynowanie dojrzałymi kobietami. Obecnie bardzo podoba mi się pewna kobieta ze świata publicznego. I to nie, że po prostu z wyglądu, ale wyczytałam chyba wszystko co da się na temat jej życia i wplotłam ją jako bohaterkę do mojej historyjki wyobrażając sobie różne wydarzenia z jej życia na podstawie tego, czego się o niej dowiedziałam. Do tego za każdym razem, kiedy jest mi smutno, źle i samotnie, włączam sobie filmiki z nią w internecie i słuchając jej głosu, widząc jej uśmiech, czuję takie dziwne ciepło, które mnie ogarnia. Jest to jakaś bańka, jak to nazwałam - kiedy inne rzeczy w świecie są takie paskudne i szare, to ona zawsze będzie tak samo piękna, tak samo elegancka, tak samo urocza. To chore, wiem. Od jakiegoś czasu podejrzewam u siebie właśnie nerwicę lękową. Od czasu jesiennej fali pandemii narastają we mnie lęki różnej maści. Dochodziło już do tego, że stresowałam się nie tylko jakąś sytuacją, ale też samym faktem, że mam w sobie lęki i to tak się zapętlało. Wielokrotnie miałam objawy somatyczne takie jak bóle mięśni, kończyn, uczucie słabości czy zawroty głowy. I właśnie zawsze uciekałam do tego w ten wymyślony alternatywny świat. Przedwczoraj doznałam dziwnego epizodu odrealnienia, co jak dzisiaj wyczytałam jest właśnie objawem nerwicy. Stałam na przejściu dla pieszych, a wszystko co działo się wokół mnie wydawało się być poza mną. Ludzie, auta, budynki wydały mi się obce niczym w jakimś śnie i to, co ja robiłam też było jakby nie moje. Dokładnie tak, jak czułam się kiedy robiłam coś w prawdziwym śnie. Wczoraj to uczucie pojawiło się znowu, kiedy wracałam wieczorem do domu. Niby wiedziałam, że to poczucie odrealnienia jest fałszywe i ten świat jest prawdziwy, ale jednocześnie było to bardzo dziwne. Boję się, że niedługo odkleję się za bardzo. Chciałabym znaleźć inny sposób na odreagowanie, a nie taki wydający mi się psychiczny i po prostu chory. Mam wyrzuty sumienia, że taka jestem. Chciałabym naprawdę przeżywać coś pięknego w życiu, a nie tylko wyobrażać sobie jakieś okropne historie o kobietach. Nie jestem lesbijką, wiem o tym, bo bardzo pragnę założyć rodzinę, mieć dzieci, a do tego pocałunki czy przytulenia (bo do niczego więcej nigdy nie doszło) ze strony mężczyzn sprawiały mi przyjemność (okay, raz durzyłam się w jednej koleżance i nawet kilka razy po alkoholu miałam wielką ochotę ją pocałować kiedy się przytulałyśmy albo tańczyłyśmy ale to wszystko) więc nie wiem skąd u mnie ta narastająca fascynacja kobietami i tworzenie o nich historii - bo w tych moich alternatywnych światach relacje heteroseksualne są bardzo marginalne, głównymi wątkami są właśnie relacje safickie. Nie wiem, czy to wynika z moich problemów z matką i niedoświadczenia od niej wystarczającej bliskości a wręcz nerwów, wyzwisk i stresu? Martwię się o siebie i swoją psychikę (też o matkę za którą czuję się wiecznie odpowiedzialna), a także jako że jestem osobą wierzącą mam co jakiś czas wyrzuty sumienia też z tego powodu, że takimi myślami grzeszę. Od jakiegoś czasu matka wypomina mi, że nie nie przyjmuję Eucharystii, ale nie czuję się gotowa pójść do spowiedzi i wyznać przed księdzem, że mam takie myśli o kobietach, a jeśli w pełni nie wyznam swoich grzechów to to przecież nie ma sensu. Dodatkowo cały czas boję się jak będzie wyglądał świat, że znowu zamkną nas w domach i będę jeszcze bardziej samotna niż teraz. Boję się też zostawać w domu, ale równocześnie obawiam się wyprowadzać, bo boję się zostawiać matki samej
  13. Od 2019 roku leczyłam się lekiem przeciwdepresyjnym rexetin na nerwicę lękową i depresje, odstawiłam miesiąc temu bo czułam się już rewelacyjnie, niestety... Objawy wróciły, a razem z nimi wkręcam sobie że moge mieć depresje lekooporną i ogarnia mnie straszny lęk, nie wiem jak sobie z tym poradzić, proszę o jakieś rady, z góry dziękuję
  14. Cześć, ostatnio ciągną się za mną myśli, że może mam dziecko z prostytutką, ale o tym nie wiem. Miałem w przeszłości spotkania z prostytutkami, ale wszystkie były w zabezpieczeniu więc szansa chyba niewielka na ciążę. To jest trochę podobnie jak ktoś uprawia jednorazowy seks z osobą przypadkowa gdzieś poznaną Taka osoba teoretycznie też mogłaby mieć takie wątpliwości, a nawet większe bo chyba prostytutki lepiej się zabezpieczają. Przechodząc do sedna to zastanawianie się nad tym chyba nie ma sensu? Ponadto pewnie połowa mężczyzn mogłaby mieć takie rozkminy, ale nie analizują tego.
  15. Witam wszystkich serdecznie. Jestem Magda i mam 26 lat. Objawy pojawiły się od połowy sierpnia, były to drgawki/ " jakby prąd przechodził" przez nogi czasem przez ręce. Pojechałam na doraźną, dostałam ketonal w zastrzyku i hydroksyzyne. Lekarz stwierdził że jestem zdrowa. Za dwa dni doszedł jeszcze ból brzucha i byłam u lekarki rodzinnej, zbadała mnie i coś powiedziała że chciałam już płakać. Widząc to stwierdziła że chyba mam nerwy i dała skierowanie do poradni psychologicznej. Dała też recepte na hydroksyzyne na stałe, od 1-2 tabletki dziennie. Za dwa dni znowu do innej lekarki, która zbadała i skierowała na badanie krwi ( morfologia, crp, potas, sód, OB). Na wyniki czekałam jak na szpilkach i okazało się że wszystko w porządku. Dostałam też recepte na Neuroviti, biore do dziś. Na pare dni był spokój z drgawkami ale okropnie bolała mnie głowa, zmęczenie, złe samopoczucie. Już sobie wmówiłam że może mam coś w tej głowie że sie tak czuje. Za tydzień znowu do lekarki i skierowanie do neurologa, od neurologa skierowanie na tomografie głowy. W międzyczasie gdy teściowa była w szpitalu czułam sie najgorzej, bo w jeden wieczór już pakowałam sie w razie W do szpitala. Gdy wróciła teściowa to praktycznie jak ręką odjął, tylko ból głowy został. Teraz od paru dni pojawiły się jeszcze nowe objawy: uczucie kłucia albo ból a to w nodze, stopie albo rękach, takie drżenie i uczucie jakby zaraz mi ta ręka czy noga miała sie nie ruszyć. Pomóżcie czy macie jakiś sposób na złagodzenie tych objawów somatycznych. Na terapie u psychokoga jestem zapisana na liście oczekujących.
  16. Cześć, od 3 tygodni mam nawrotowy atak nerwicy lękowej (somatyzacja objawia się bardzo wysokim ciśnieniem, kołatanie serca, arytmia, bezsenność, brak siły). Prawie od początku zacząłem brać Asentra i Lerivon oraz doraźnie Hydroksyzyna. Niestety do tej pory nie udało mi się ustabilizować sytuacji. Największym problemem jest brak snu. Obecnie jestem od tego bardzo osłabiony, bez sił i wychudlem bardzo. Nie wiem jak to się skończy jak w końcu nie zacznę spać. Mam wrażenie, że teraz ze zmęczenia już nie mogę spać. Boję się brać typowy lek na sen bo po kilku miałem omdlenia (ketaral, nasertin) a mieszkam sam. Może ktoś miał podobny problem? Jak wyjść z tego błędnego koła? Są jakieś bezpieczne leki nasenne?Czy to możliwe że Asentra jeszcze zadziała?Tak źle to jeszcze się nie czułem nigdy.
  17. Hej, już jest podobny temat o strachu przed lekami. Ale chciałabym założyć osobny wątek bo jestem ciekawa, czy ktoś ma tak samo jak ja. Biorę od 15 dni zoloft 50 mg, wydaje mi się albo sobie wkręcam, że dostanę od niego alergii ( piecze mnie język, mam dużą łuszczycę i boje się, że nie zauważa alergii) i tak jest w kółko. Codziennie wstaje z lękiem, że muszę brać lek, biorę go tyle i nie widzę efektów, a mam wrażenie, że lęk się zaostrza. Czy ktoś miał podobnie ? Na dwa dni odstawiłam lek ale wróciłam bo jednak mimo strachu bardzo chce się już wyleczyć i poczuć minimalnie lepiej.
  18. xkalax

    Czy ja wariuje?

    Postaram się opowiedzieć wszystko w skrócie. Otóż zdiagnozowali u mnie w szpitalu zaparcia. Męcze sie z tym już ponad miesiąc, żadne proszki zmiękczające do picia nie pomagają, tak samo jak mini lewatywy z apteki, przez co zaczęłam sobie wkręcać że mam może raka jelita? Utwierdził mnie w tym fakt że w badaniu krwi u rodzinnego wykryto niedobór żelaza, badania stolca w normie, za to tego samego dnia jak poszłam na SOR to w badaniu krwi wykryło podwyższenie bilirubiny na co machnęli ręką. Na SORze badania krwi jak wspomniałam, badania moczu, USG brzucha chyba z 4 razy, konsultacja z chirurgiem a potem z urologiem (z powodu mojego kamyczka w nerce) i do tego rentgen jamy brzusznej i kręgosłupa. Wszystko cały czas wskazuje na te cholerne zaparcia. Nie wiem już co sama mam robić, dostałam termin u proktologa na 31.05, za to u gastroenterologa dopiero na 30.06 i to chyba niebezpieczne żeby tak długo czekać z tymi zaparciami? Do tego zauważyłam że spadłam na wadze, na początku roku wazyłam 61 kg, jak ważyłam sie w czwartek to było to już 58 kg. Kolejny powód żebym podejrzewała raka jelita. Do tego jeszcze dochodzi bezsenność od czwartku, żadne pigułki nasenne nie pomagają, przez cały dzień utrzymuje mi sie temperatura ciała 37 która spada max do 36,8 i to tylko na chwile, na co rodzinny też macha ręką bo mówi że to nie jest przecież stan podgorączkowy, ale mi jednak ta temperatura przeszkadza bo jest mi zwyczajnie za gorąco, moja normalna temperatura to 36,5. Nie wiem czy to wszystko od stresu czy jak? Nie mam już pojęcia czy ja wariuje i nie wiem gdzie udać sie z tym dalej skoro rodzinny ignoruje ciągle (badania krwi i stolca też zrobił z wielkim wysiłkiem), a do gastroenterologa taki długi czas oczekiwania. Cały czas sie boje że przez te zaparcia wkońcu mi siądą jelita i będzie potrzebna operacja w trybie pilnym a jednak z moją nerwicą nawet jeżeli byłaby ta operacja potrzebna to wole żeby była zaplanowana.
  19. Czy mogę coś zrobić, żeby szybciej trafić do psychiatry na NFZ? Mam za sobą tylko jedną wizytę u psychologa rok temu i tyle, a czuję się coraz gorzej psychicznie. Nie jestem niby beznadziejnym przypadkiem - nie mam na koncie prób samobójczych ani nie tnę się - ale za to boję się wszystkiego, a zwłaszcza rzeczy które nie istnieją albo że coś co nie ma prawa się zdarzyć się zdarzy. I choć wiem, że moje lęki są irracjonalne, to nie działa na mnie racjonalne tłumaczenie, cały czas to biorę pod uwagę. Podejrzewam, że to nerwica lękowa, ale ta choroba nadal pozostaje dla mnie dość enigmatyczna i nie wiem czy się pod nią kwalifikuję. Do tego dochodzi jeszcze depresja (też ją u siebie podejrzewam) oraz oczywiście fobia społeczna (tej jedynej jestem pewna, ale teraz sprawuje mi ona najmniej kłopotów, bo jestem raczej odizolowana od społeczeństwa, chyba że wszystko inne wywodzi się właśnie z niej). Tak czy inaczej, jest ze mną źle. Jestem zapisana do psychiatry na lutego, ale to za dlugo czekania... A twierdzą że nie mają wolnych bliższych termimów. A ja się boję na samą myśl przez ile trudnych chwil będę musiała jeszcze przechodzić i ile czasu marnować przez te miesiące, boję się też że coś mi się stanie przez ten czas i nie mam pojęcia co robić, bardzo jestem przerażona
  20. Paulinaski

    Nerwicowcy w Suwałkach

    Pisałam już podobny post gdzie indziej i z góry przepraszam jeżeli nie jest to miejsce na tego typu pytania, ale czy znajdę w Suwałkach kogoś z nerwicą natręctw? Pisać na priv.
  21. Witam wszystkich!:) Na co dzień jestem bardzo otwartą i komunikatywną osobą, lubię sobie pożartować , zagadywać do obcych ludzi na ulicy. Jednak od paru lat mam jeden poważny problem, którym jest uczucie ciągłego lęku. Nie wiąże się on z żadnymi kontkretnymi sytuacjami, czy myślami, po prostu towarzyszy mi na codzień. Zacząłem się tym interesować od strony medycznej no i wychodzi na to , ze cierpię na nerwice lekową. Na codzień studiuje , pracuje(nie jest ani trochę stresująca) , trochę poimprezuje No i jestem dość aktywny fizycznie. Jedyny wpływ na to może mieć fakt , ze niepotrzebnie analizuje każdą pierdołe zamiast się po prostu nie przejmować. Jeśli chodzi o używki to bardzo sporadycznie. Byłem u psychiatry , który chwile posłuchał , przepisał jakieś leki i papa. Nie mam zamiaru brać lekow psychotropowych. Sporo dało mi przestudiowanie książki o tematyce nerwicy. Czy według Was jest możliwe pokonać to poprzez terapie polegającą wyłącznie na rozmowie ze specjalistą? Pozdrawiam:)
  22. Miuma

    Cześć

    Hej, jestem Marta i mam nerwicę. W każdym razie jestem praktycznie tego pewna, ale jeszcze nie byłam u psychiatry. Rozglądam się, ale najbliższe wizyty na NFZ są dopiero ok czerwca. Zostaje tylko pójście prywatnie... Pierwsze epizody nerwicy miałam kilka lat temu, ale z jakiegoś powodu minęły same i miałam dość spokojne kilka lat, ale teraz wszystko powróciło nagle i bardzo intensywnie. Jestem zła i sfrustrowana bo przeszkadza mi to w pracy i w normalnym funkcjonowaniu. Czuję się dobrze, a nagle przychodzi do mnie takie odczucie odrealnienia, serce zaczyna szybko bić, robi mi się słabo jakbym miała zaraz upaść i ręce trzęsą mi się tak ze nie można niczego trzymać. Czasami mam dreszcze, tak jakby było mi zimno, a leżę pod kocem i czuję się jakbym nie mogła nabrać do końca powietrza. Balabym się, że mam coś z sercem, ale miałam robione do pracy EKG i wszystko wyszło ok. Czasem skacze mi rownież cisnienie, czuję kołatanie serca i nie mogę skupić myśli. Kiedyś na delikatne objawy pomagało skupienie się np na filmie i melissa, ale teraz to za mało. Mam lekarstwa na razie od mamy, bo u mnie cała rodzina nerwicowa - siostra też chodziła do psychiatry, ale już dobrze się czuje. Dała mi Cloranxen. Biorę go w sytuacjach kryzysowych doraźnie, ale te sytuacje doraźne występują coraz częściej. Słyszałam, że ten lek bardzo uzależnia przez co boję się go trochę brać, ale nie daje rady. Byłam u lekarza rodzinnego bo zaczęłam mieć epizody prawie codziennie w pracy, a nie mogę tam zniknąć na 30 minut w toalecie i się wyciszyć. Dał mi zwolnienie na tydzien i wypisał COAXIL- jedna tabletka rano. Nie wiem tylko czy mogę je brać razem, niby lekarz wie, że biorę CLORANXEN, ale ja jakoś boję się leków. Jak przeczytam ulotkę to mam wrazenie, że dostanę wszystkie działania niepożądane... Przez to wszystko ciągle nie mam humoru, mam epizody, że tylko bym płakała. To wszystko jest takie frustrujące. Czasem boję się iść gdzieś, bo może mnie złapać atak nerwicy w trakcie. Głupota... To wszytko jest strasznie frustrujące. Wiem, że pierwszy krok to wizyta u psychiatry i mam taki zamiar, ale martwię się powrotem do pracy, bo teraz codziennie źle się czuję. Dobra wylałam swoje gorzkie żale :D. Wiem, że nie jestem sama z tymi problemami i ludzie wychodzą na prostą, więc staram się myśleć pozytywnie. Pozdrawiam wszystkich nerwicowców
  23. Witam wszystkich użytkowników! Czytałam kilka wątków na tej stronie na temat nerwicy pęcherza moczowego oraz ciągłego uczucia parcia na pęcherz. Sama cierpię przez tą dolegliwość już jakieś 3 lata. Zawsze byłam osobą lubiącą wychodzić na spacery, na imprezy, na spotkania, zakupy...Teraz? cieszę się jak wariatka, kiedy nie muszę nigdzie wyjść z domu. Już nawet nie liczę ile nabiegałam się przez to do lekarzy... Wyniki badań krwi, moczu, pęcherza - wszystko w normie. Wizyty u psychologa? Są. Wizyty u psychiatry? Też. Tabletki? owszem... a problem nie znika. Aktualnie biorę lek Pramolan, dzięki któremu czasem jest lepiej czasem gorzej... Lepiej kiedy wezmę większą dawkę, co z kolei powoduje ociężałość, senność i problemy z układem pokarmowym (zaparcia, niedrożność jelit, okropne wzdęcia, przybieranie masy ciała). Wszyscy z Was, którzy również borykają się z tym problemem wiedzą jakie to uciążliwe, więc nie będę rozpisywać się na temat tego jak bardzo mój pęcherz rujnuje mi życie. Chciałabym tylko zapytać Was czy coś finalnie komuś pomogło? Jakiś konkretny lek? Jakaś konkretna terapia? Czy ktoś w końcu całkiem pozbył się tego problemu? Chwilami tak bardzo mam tego dość, że odechciewa mi się żyć, dlatego tak bardzo chciałabym wiedzieć, czy jest chociaż cień szansy na to, żeby się z tego jakoś całkiem wyleczyć?
  24. Agnieszka7792

    Hej nerwusy 😊

    Hej wszystkim. Czytam wasze komentarze i jakbym o sobie czytała... Właśnie nie mogę spać bo miałam atak paniki, o tak o sobie co by nudno nie było.... Nie przepadam za pisaniem na forum, czy jest ktoś kto chciałby popisać, pogadać na priv?
  25. Długo myślałam nad tym co napisałam poniżej. Może ktoś miał podobnie. Wybieram się do psychiatry, ale zastanawiam się czy dobrze zrobiłam. Wahania nastroju w ciągu dnia Problemy z zaśnięciem, przebudzanie w nocy Zmienność emocji w ciągu dnia Zwiększona płaczliwość, potrafię codziennie znaleźć do tego jakiś powód, który z perspektywy czasu okazuję się głupotą Dni bądź godziny gdy mam doła, nie widzę sensu życia, nie mam na nic ochoty ani siły nic zrobić Zdarza się że coś mnie ucieszy, trwa to coraz krócej ale zdarza się Popadanie w taką jakby histerię gdzie płaczę , chcę krzyczeć, wyobrażam sobie śmierć i chcę umrzeć, tnę się , gryzę się po rękach Poczucie bezsilności, smutku, pustki, niechęć do życia Ciągłe zamartwianie się rzeczami które kiedyś nie powodowały u mnie takiego uczucia Zamykanie się w swoich myślach, w swoim świecie Problemy z zapamiętywaniem i skupieniem co według mnie jest następstwem tego że w mojej głowie jest masa myśli, rozmów co trochę burzy rzeczywistość wokół Strach przed interakcją z obcymi ludźmi jak witanie się, nawiązywanie kontaktów, problem z rozmową, patrzeniem w oczy i udzielaniem się. Na ogół w takich sytuacjach radzę sobie najlepiej po alkoholu Przez większość czasu poczucie zmęczenia braku energii żeby coś zrobić Słabe kontakty z rodzicami, rodziną Oprócz smutku, jest też dużo tego uczucia zobojętnienia, gdzie nie czuję kompletnie nic, nic mnie nie zaskoczy, nie ucieszy, nie rozzłości. Przebywanie w licznym gronie np. rodzinie, klasie pełnej ludzi wywołuje we mnie spięcie, nerwowość, zdenerwowanie, lęk, pocenie Wyraźcie proszę swoje opinie, może ktoś miał podobnie. Czy słusznie postąpiłam umawiając się do lekarza czy może wyolbrzymiam ?
×