Skocz do zawartości
Nerwica.com

Derealizacja

Znaleziono 5 wyników

  1. Cześć Długo zastanawiałam się czy tu napisać, jednak to co się ostatnio ze mną dzieje nie pozostawia mi wyboru, nie umiem sobie z tym poradzić, nie wiem co mi jest do końca. Może ktoś miał podobnie i podsunie jakieś rady? Bardzo o to proszę, potrzebuję wsparcia. Zacznę od początku. Mam 20 lat, czuję się na ogół bardzo szczęśliwa- mam cudownego chłopaka, doskonały kontakt z rodzicami, otaczam się cudownymi ludźmi, osiągam dobre wyniki w nauce i dążę do wyznaczonych przez siebie celów. Jednak nie zawsze tak było i mam wrażenie, że przeszłość się za mną toczy. Co w niej było? W wieku 4 lat moi rodzice się rozwiedli, często jako małe dziecko musiałam między nimi wybierać. Chciałam mieszkać z ojcem, jednak sąd postanowił, że zamieszkam z mamą. Relacje rodziców bardzo się na mnie odbiły, byłam manipulowana przez rodzinę. Jeszcze mój tata jest alkoholikiem i jako bardzo małe dziecko widziałam różne rzeczy, których taka młoda osoba nie powinna wiedzieć. Głównie chodzi o przemoc w rodzinie. ja sama jej nie doświadczyłam, ale widziałam awantury ojca z np. dziadkiem, macochą. Jak już pisałam, mieszkałam z mamą. Ona cały czas była poza domem, więc swój wolny czas spędzałam w samotności w domu, musiałam szybko dorosnąć. Miałam mało przyjaciół, byłam wyśmiewana w szkole przez mój kolor włosów (rudy) i upokarzana. Byłam bardzo nieśmiałym i niepewnym siebie dzieckiem. Jak miałam 12 lat, moja mama znalazła sobie nowego faceta. Ten nowy facet miał takiego znajomego, starszego idę mnie o 31 lat, w którym się zasłużyłam. Tak, w tak młodym wieku zadłużyłam się w starszym o siebie mężczyźnie, który był żonaty. On o tym nie wiedział oczywiście, ale stał się sensem mojego życia. Widziałam różne rzeczy związane z nim, np. widziałam jego seks z kochanką. Po dwóch latach od kad go poznałam popełnił on samobójstwo, co mnie zniszczyło. Gdyby nie moja mama nie było by mnie już na tym świecie. Kiedy doszłam do siebie, zaczęłam na siłę szukać chłopaka, byłam wtedy w gimnazjum. Spodobał mi się taki chłopak, ale dał mi kosza, po czym pocielam się. Później znalazł się inny chłopak, który po prostu się mną zabawił. Po tej sytuacji (miałam 16 lat) postanowiłam sobie, że koniec z wrażliwością i stałam się twarda jak skała, bardzo chłodna dla innych, ale znowu poznałam chłopaka. Jestem z nim już 4 lata i jest cudownie, moje życie jest już takie jakie chciałam żeby było, stałam się przez ten czas wrażliwa i otwarta na ludzi. Ale co się dzieje u mnie w głowie? Czuję lek przed własnym umysłem. Stan derealizacji to dla mnie norma. Jestem hipochondryczką, bardzo interesuje mnie moje ciało i dziwi mnie w nim wszystko- to, że potrafię myśleć, to, że umiem kontrolować swoje ruchy. Dziwi mnie ból fizyczny, bardzo boję się pisku w moich uszach, odczuwam lęk bez powodu. Rozglądam się często po otoczeniu, dziwiąc się, że żyje w takim świecie. Mam stwierdzoną nerwicę przez psychiatrę. Brałam antydepresanty przez miesiąc (escitalopram), ale odstawiłam je sama, bo czułam, że jeszcze bardziej ryją mi psychikę. Od tamtej pory boję się wszystkich leków, nawet witamin. Po jedzeniu nawet analizuje swoje wszystkie uczucia jakie mi towarzyszą przy trawieniu, nie umiem tego opisać. Ale jak się najem, czuję się bardzo źle psychicznie, kontroluje odruchy swego ciała i czasem mam ochotę zwymiotować przez to. To nie bulimia, bo wiem, że jestem szczupła. Wolę czuć głód (wtedy jakoś mi lepiej na psychice) niż być najedzona, wtedy czuję się strasznie. Boję się swojego ciała i psychiki. Jestem wierząca i często sobie powtarzam w myślach "Bóg jest ze mną" co mnie trochę podnosi na duchu. Mam także nerwicę natręctw, natrętnie dodaje wszystko co się da, np. wyświetlenia na YouTube, rejestracje samochodów, daty, itd. Jak pomyśle sobie o jakiejś części ciała to ją odczuwam bardziej (wiem, to jest normalne, ale dla mnie to przerażające) i czuję przymus, by ją np. dotknąć. Co do tego dodawania, jak już dodam i wychodzi mi liczba np. 27 to dodaje do siebie 2+7 co daje 9 i powtarzam sobie przez jakieś pięć minut w myślach "dwa plus siedem to jest dziewięć". Nie lubię być sama. Odczuwam lęk także przed samotnością. To o czym piszę pojawia się nagle, nie trwa cały czas, ale jak już się pojawi to jest strasznie, odczuwam także jakieś zaburzenia widzenia w tej "fazie". Wmawiam sobie różne dziwne rzeczy, np. że wszyscy ludzie, których znam nie istnieją, że istnieją tylko w moim świecie, w moim umyśle. Często czuję się jak po jakichś narkotykach i mam myśli samobójcze, mimo bycia szczęśliwa. Alkohol mi "pomaga" na to wszystko, ale wiem, że nie powinnam go nadużywać i leczyć się nim, więc staram się pić jak najrzadziej, a jak już pije to tylko do tego stanu, aby poczuć się zrelaksowana. Bardzo chcę iść do psychologa, ale nie stać mnie na psychoterapię, dopiero w lipcu będę mogła pójść, jak pójdę do pracy. Wiem, że jest jeszcze opcja na NFZ, ale żeby się zapisać trzeba zadzwonić, a rozmowa przez telefon jest moją fobią i nie umiem się przełamać. Prywatnie zapisywałam się do psychiatry przez stronę internetową i było łatwiej. Panicznie boję się tego, że zachoruje na schizofrenie, dzisiaj słyszałam jakiś głos w mojej głowie i boję się, że to początki tej choroby. Nie wiem co robić, myślicie że będę musiała brać leki? Bardzo się tego obawiam. Mam nadzieję, że sama psychoterapia mi wystarczy, ale ciężko mi uwierzyć, że moje myślenie mogłoby się dzięki niej zmienić. Macie jakieś rady jak radzić sobie w tej "fazie"? Bardzo proszę o pomoc i dziękuję z góry!
  2. Natallia97

    Witam to moja historia

    Witam mam na imię Natalia . Mam 21 lat . Założyłam tu konto by poznać ludzi o podobnych problemach . Mam padaczkę, zaburzenia osobowości F 60 czyli osobowość paranoiczną , nerwicę lękową , drgawki dyscocjacyjne . I dodatkowo jeszcze spowodowane nerwicą depersonalizację i derealizację . I te 2 ostatnie zaburzenia są najgorsze . Ponieważ uczucie obcości wobec siebie i otaczającego mnie świata . Bardzo mnie męczy . Otóż nabawiłam się tego przez trudne dzieciństwo . Mój ojciec był alkoholikiem . Bił mnie i wyzywał . Zmarł gdy miałam 9 lat . Dostał marskości wątroby . Co nie było niespodzianką . Pił 25 lat . Mama też piła , awanturowała się i znęcała psychicznie głównie . Wzbudzała we mnie poczucie winy . Też była nadopiekuńcza . A to było spowodowane tym że straciła syna . Tóż po urodzeniu . Miał wrodzoną wadę serca . I mój ojciec z moją babcią wmawiali jej ,że to przez nią .Ja po urodzeniu walczyłam o życie . Miałam obustronne zapalenie płuc i żółtaczkę . Mama nie chciała mnie zostawić w szpitalu . Choć lekarze nalegali . Sama się mną cierpliwie opiekowała . Miała ciężkie życie . Zapijała swoje choroby . Choruje na nerwicę i depresję . Nie pije już 11 lat . Aktualnie kontakt jest dobry . Nawiązałam z nią nić porozumienia . Brat bił mnie i poniżał . Chorował na depresję . Siostra wyzywała i czasem dochodziło do rękoczynów . 2 pozostałe siostry w tym czasie starsze miały już swoje życie . Pozakładane rodziny . A brat starszy ćpał i pił . Nie było go prawie nigdy w domu . Nie miałam z nikim z rodziny żadnej relacji . Pierwszy raz chciałam się zabić w wieku 9 lat . Mieliśmy na korytarzu toaletę . Stawałam na sedesie i chciałam się powiesić . Na lince od spłuczki . Wyskoczyć z okna , skoczyć z mostu , wbić sobie nóż w brzuch, . Bałam się , Strach mnie uratował. W szkole także mnie gnębiono . Wzywano i poniżano .Nie miałam przyjaciół prawie w ogóle . I tak im nic nie mówiłam . Trzymałam wszystko w sobie . Lata mijały a balast z przeszłości . Męczył mnie coraz bardziej . Mimo wszystko w szkole byłam spokojna i opanowana . Ale w domu puszczały mi nerwy , Kłóciłam się z mamą . Biłam i wyzywałam z bratem . Siostrom nic nie mówiłam . Jak zresztą nikomu . Zamknęłam się w sobie . I tak przeszłam podstawówkę i gimnazjum . Jako wyrzutek . W szkole średniej coś zaczęło się zmieniać .
  3. Witajcie! Od kilkunastu lat zmagam się z nerwicą lękową, a dopiero 3 lata temu zostałam zdiagnozowana. Od tamtego czasu nauczyłam się wiele na temat tego, jak sobie z nią radzić i bardzo chciałabym pomóc innym w życiu z nerwicą, bo sama w najgorszych momentach czytałam różne fora i blogi, głównie żeby sprawdzić, czy nie oszalałam. Dlatego założyłam bloga, na którym poruszam różne tematy, dzięki którym mam nadzieję, ktoś z zaburzeniami lękowymi będzie mógł poczuć, że nie jest z tym samym i że może pięknie żyć. Zapraszam Was serdecznie do czytania: https://nerwicajestok.blogspot.com/ Posty są na razie dopiero trzy, bo właśnie zaczęłam mój blog, ale mam już w planach dużo więcej! Chętnie przeczytam też, o czym wy chcielibyście przeczytać, czego się boicie, czy macie jakieś stany, w których wydaje się wam, że jesteście sami? Chciałabym stworzyć z mojego bloga taki podręcznik przetrwania dla nerwicowców, bo sama szukałam takich tekstów w swoich najgorszych chwilach. Dajcie znać
  4. Czesc Od okolo 2 miesiecy zmagam sie z potworna nerwica, nerwica natrectw i derealizacja. Objawy sa na tyle silne ze nie potrafie normalnie funkcjonowac- nie tylko nie jestem w stanie wyjsc do ludzi, ale tez sama w domu caly czas sie mecze przeżywając ataki paniki. Od okolo 3 tygodni jestem na Asentrze 50mg (SSRI) i odczucia mam mieszane- niby troche pomaga, ale nadal nie na tyle zebym mogla wrocic do normalnego zycia. Praktycznie wszedzie jest napisane, ze do wyleczenia nerwicy niezbedna jest psychoterapia. Czy naprawde jest to konieczne? Bardzo, ale to bardzo chcialabym uniknac psychoterapii, ale czy bez niej bede w stanie wrocic do normalnosci?
  5. Moja historia:Generalnie uprawiam sport regularnie od 10 lat, obecnie mam 21 lat więc w sumie zacząłem jakoś od podstawówki. Na początku ćwiczyłem po prostu z masą własnego ciała, zacząłem interesować sie coraz bardziej tematem i ogólnie grałem w piłkę nożną, trenowałem kickboxing do tego doszła jeszcze siłownia, na co dzień jeździłem rowerem i robiłem całkiem niezłe dystanse. W porównaniu do moich rówieśników byłem bardzo aktywny fizycznie i znacząco wyróżniałem się swoją sylwetką i kondycją. Byłem po prostu zdrowy, silny, pełen wigoru i chętny życia. Jednak w pewnym momencie wszystko przestało być takie kolorowe. W czasie gimnazjum te wszystkie aktywności o których napisałem uprawiałem właściwie wszystkie haha, mój dzień wyglądał tak, że robiłem rowerem 6km w tą i z powrotem do szkoły, miałem 2 godziny wf codziennie, po szkole wracałem na chatę właśnie i z powrotem jechałem na trening w piłkę, a jeśli nie w piłkę to kickboxing, a czasami robiłem po prostu trening obwodowy w domu. Ten czas był również dosyć stresowy bo w szkole o ile dobrze się uczyłem to chodziłem do klasy z totalnymi idiotami i nie raz byłem prowokowany, jednak nie dawałem sobie wejść na głowę więc przeważnie takie akcje kończyły się bójką i tym że nastukałem w sumie połowę typów z mojej klasy ,przy czym dodam że w klasie miałem samych mężczyzn. Dodam że mimo wszystko nie przejmowałem się tym jakoś specjalnie bo udawało mi się wychodzić z tego zwycięsko więc miałem pewność siebie i szacunek.Pierwsze objawy kołatania sercaJednak pewnego dnia mój organizm powiedział dość. Poszedłem biegać, wszystko spoko wracam na chatę, biorę prysznic, kładę się spać i pierwszy raz doświadczyłem kołatania serca. Spanikowałem i wyszedłem o 3 w nocy z tatą na spacer. On wytłumaczył mi co to i że zaraz przejdzie, no ale wiecie jak jest zdrowy chłopak 15 lat i pikawa robi takie coś. Mimo wszystko zlałem te objawy i przez kolejne lata było git, trenowałem regularnie jednak rozważniej. Sytuacja kilka razy się powtarzała, ale byłem wyrozumiały wobec swojego organizmu.Pierwszy atak częstoskurczu i arytmiaPóźniej w liceum miała miejsce gorsza sytuacja bo graliśmy z ziomalami turniej w piłkę nożną i podczas tego turnieju dostałem ataku częstoskurczu oraz arytmii i tu nie będę oszukiwał byłem posrany co mi jest. Wtedy nikogo nie było w domu więc wróciłem w takim stanie na nogach do swojego mieszkania i myślałem że to przejdzie. Nie wiedziałem co robić więc zadzwoniłem do dziadka, który zawiózł mnie do szpitala. Obudziłem się następnego dnia i było git, jednak stres o własne zdrowie rósł no bo co to ma być, ja dbałem zawsze o swoje zdrowie, nigdy żadnych dragów nie dotykałem, w tym alkoholu. Wróciłem ze szpitala i chodziłem normalnie do szkoły wszystko spoko, jakiś czas później poznałem swoją dziewczynę z którą jestem do dzisiaj i to był najlepszy okres w moim życiu tak naprawdę. Długi okres czasu było git, zdałem bardzo dobrze maturę, praktycznie wszystko 90+, więc poziom testosteronu był prawdopodobnie w swoim apogeum od tych sukcesów. Na siłce też miałem wtedy fajny progres co mnie bardzo motywowało.Nerwica lękowaNo i dalej poszedłem na studia, w międzyczasie nas wszystkich zamknięto w domach, nauczanie było zdalne i wziąłem się tak poważnie za trening na siłowni. Chciałem zrobić życiówkę, chciałem coś osiągnąć w tym sporcie który mi od dawna towarzyszył i ostro katowałem, oj ostro. Każdy trening wyglądał tak że po każdej serii robiło mi się ciemno, moje serce chciało wylecieć z klatki piersiowej, ale mówiłem do siebie to jest stres i to że źle oddycham więc c*** jadę dalej. I tak pół roku leciałem, na pewno byłem przetrenowany, miałem duże problemy ze snem, ciągle chciało mi się pić mimo picia 4-5l wody dziennie, byłem ciągle zmęczony i zachorowałem na covid-19. Oczywiście bezpośrednio po ozdrowieniu co zrobiłem ? Od razu poszedłem na siłę i zauważyłem, że szybciej się męczę ale nie mogłem zaliczyć regresu i machałem tym samym ciężarem a objawy tylko narastały. Ja od razu zaznaczę że jestem perfekcjonistą i to jest ten problem. Dodatkowo umarł mój pies, którego kocham, był moim najbliższym przyjacielem jak miałem te wszystkie gorsze momenty i osobiście pochowałem go co wywołało u mnie, nie wiem nawet jak to nazwać. PTSD raczej nie bo nie wywoływało to stresu, ale kompletną melancholie, byłem w żałobie więc psycha dostała grubo. Pewnego dnia ( był jakoś maj tego roku) jadę do Wrocka na uczelnie pociągiem i tam przysięgam, myślałem że znalazłem się na drugim świecie. Dostałem zupełnie nagle ataku częstoskurczu, ale ten atak był kilkukrotnie razy mocniejszy niż w liceum, pół godziny tak walczyłem aż zawołałem gościa z przedziału o pomoc, straciłem przytomność, ogarnąłem się dopiero w karetce i jechałem w takim stanie godzine do Oleśnicy xdd. Dali mi zastrzyk w dupala i przepisali propanolol ale do teraz tylko raz go użyłem tak w sumie. Od tamtego momentu moje życie było inne. Byłem kompletnie przerażony i pierwsze dni nie wychodziłem z domu, ale ja właśnie zawsze byłem taki że nie pi****** się ze sobą więc tłumaczyłem że to tylko psycha i wychodziłem z chaty jak najwięcej.I ja muszę to napisać, kocham ćwiczyć więc co by się nie działo ruszałem się na wszelki sposób, jak tylko mogłem, stwierdziłem że siłka może zbyt obciążyła układ krwionośny więc chodziłem na streeta, którego mam dosłownie pod swoim domem. Uwielbiam to miejsce to było moje główne źródło relaksu, nawet jeśli nie robiłem treningu to chodziłem tam sobie posiedzieć. Każdy ma chyba takie swoje miejsce, wiecie o co chodzi. A sama niemożność trenowania to dla mnie tak jakby ktoś zabrał ci dosłownie własne dziecko, bez kitu.Jednak proste czynności jak pójście do sklepu, na uczelnie było pieprzonym piekłem, serce zaczynało bić podobnie jak wtedy w pociągu, miałem z 3 ataki paniki na tamten moment ale ogarnąłem się z tego szybko dzięki psychoterapii i metodzie Jacobsona. Ogólnie jak mam was pocieszyć jeśli ktoś ma podobny problem i to czyta na nerwicę serca to jest najlepsza technika z wszystkich, dzięki regularnemu stosowaniu tej techniki moje problemy z sercem które miałem od 6 lat kompletnie zniknęły czaicie to?Zdałem egzaminy na studiach, wszystko spoko git, ale bałem się że ten syf wróci do mnie, czułem to. Przyszły wakacje i niby git, ale nie do końca, cały czas towarzyszyło mi to pieprzone pragnienie, piłem 5 litrów nałęczowianki, ale sikałem na biało, ogólnie czytałem już wtedy o różnych chorobach popadłem w hipochondrię, przejmowałem się tym całymi dniami i czułem coraz większy stres, napięcie w moich mięśniach, rozedrganie, bezradność. Odkładałem już od jakiegoś czasu aktywność fizyczną prawie do zera bo treningi zamiast sprawiać mi przyjemność to przyprawiały mnie o mdłości, strach i rozczarowanie. Wyszliśmy ze znajomymi i dostałem ataku paniki, ale był on inny. Tym razem czułem że się duszę, nie mam powietrza, wszystko robiło się ciemne, pojechałem z moją dziewczyną do jej domu i przeszło. Na następny dzień pojechaliśmy nad morze na wakacje na dwa tygodnie, napisze o tym tylko po krótce. Codziennie miałem wtedy ataki paniki i jak wróciłem miałem problem zostać samemu w domu. I głównie najgorsze ataki paniki miałem po treningach co ciekawe. I tak codziennie miałem ataki paniki aż pewnego dnia dostałem u dziewczyny nagle takiego ataku że zasnąłem pod wpływem tego i na drugi dzień jak wstałem wszystko było inne. Nie czułem wtedy takiego lęku, ale coś było nie tak. Nie nazwałbym tego derealizacją czy też depersonalizacją bo wiedziałem że to wszystko jest naprawdę, całe to otoczenie oraz ja sam. Jednak czułem się jakby ktoś cię znokautował, wstałeś i masz problem z równowagą, taka dezorientacja po prostu albo uczucie bycia pijanym. Walczyłem tak sam z sobą jakiś czas do tego moja koleżanka z dzieciństwa popełniła samobójstwo co dolało oliwy do ognia, ale wybrnąłem z tego syfu, do takiego stopnia że mogę siedzieć sam w domu, mogę iść na siłownię, mogę wyjść na miasto, mogę jeździć autobusem i w ogóle po dużym mieście się poruszać. Więc spoko, o ile ataki paniki i takie czarnowidztwo mi minęło to nadal mam to uczucie, nazwałbym to brain fogiem bo czuje problemy z koncentracją, bardzo źle mi się czegoś uczy więc przestałem chodzić na zajęcia bo nie ma szans wysiedzieć w tym stanie, czuje się wtedy jak warzywo i mam problemy z mówieniem przy takich poważniejszych rozmowach. Moje pytanie brzmiCzy do tego wszystkiego mógł przyczynić się zły trening ? Czy ktoś miał może podobną historię (niech się wypowie) ? Z czego u mnie może wynikać ta nerwica bo jak dłużej się zastanawiam to nie miałem nigdy jakiś problemów ze stresem, nawet gdy wcześniej pojawiały się te epizody o których wspominałem, wychodziłem z tego na luzie ? Co powinienem zrobić z tym stanem dezorientacji, bo nieważne czego bym nie robił (np zanim zaczął się semestr miałem taki fajny okres, że robiłem muzykę, bity dla jednego ziomala, wychodziłem ze znajomymi i zapominałem po prostu o problemie, jednak gdy tylko wychodziłem na dwór to czułem ten syf) to nie przechodzi ? I w sumie może ktoś wie jak to nazwać bo ja mówię, że to brain fog ale może źle to nazywam ? Czy ssri pomagają przy takich problemach (chociaż ja to zawsze zostawiałem na ostateczność) ? Gdyby nie ten brain fog to wiem, że żyłbym pełnią życia i samorealizował się w każdej z moich pasji. Ale najważniejsze jak wybrnąć z tego syfu ?! help asap!!Dodam, żeChodzę regularnie do psychologa.Cały ten czas nie leczyłem się żadnymi lekami psychotropowymi, ani benzo, ani ssri, ani nic z tym podobnych. Jedyne co brałem: Ashwagandha (standaryzacja 9%), nalewka z dziurawca ( zaj**iście wyciągneło to mnie z ataków paniki ), D3 6000 jednostek dziennie, cytrynian magnezu z potasem i B6, B12 (ale to kompletnie jakby nie miało wpływu więc przestałem), Witamina C 2000mg dziennie, piłem meliskę wiadomo, kozłek lekarski, na serce to jeszcze głóg z imbirem.Jeśli chodzi o badania, jedyne co mi wyszło to za wysoki kortyzol i prolaktyna, a tak wszystkie inne zawsze wychodziły git, jednak 2 tygodnie temu dowiedziałem się że mam hipoglikemie reaktywną, obstawiam że to przez ten kortyzol chociaż ja zawsze chciałem przytyć i jadłem przez okresy masowe, które trwały po pół roku z przerwami 3500+ kcal, pół kilo węgli dziennie przy czym te posiłki miały wysoki IG i przez ten cały czas jak trenuje nie przykładałem do tego większej uwagi jak duże ma to znaczenie. No, ale kto wie może to również miało jakieś powiązanie z tym wszystkim (mam tu na myśli dietę). !!!!!!!!!I warto zwrócić uwagę na to, że z sercem kompletnie nie miałem objawów od momentu jak wyżej napisałem!!!!! Mimo wszystko ja jestem takim typem osoby, że po prostu nie mógłbym mieć depresji bo kocham życie, kocham bliskich, mam wiele pasji jak np robienie muzyki, gotowanie, gra na gitarze, klawiszach, uwielbiam grać na kompie, no po prostu jest tyle fajnych rzeczy, że to mi daje bardzo dużo motywacji do tego wszystkiego, jednak jest jak jest.
×