Skocz do zawartości
Nerwica.com

natalciahihi

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

Osiągnięcia natalciahihi

  1. Od jakiegoś czasu co parę dni łapie mnie wielki strach przed myślami. Nie wiem jak to dokładnie wytłumaczyć, ale przeraża mnie fakt, że człowiek całe życie myśli, bez przerwy, że nie da się o niczym nie myśleć. Kiedy wejdzie mi to do głowy łapie mnie panika i jakby przeświadczenie, że "nie ucieknę" przed swoimi myślami i zaczynam się zastanawiać czy ja w ogóle nad nimi panuję. Dzisiaj jak mnie to złapało to nawet pomyślałam przez chwilę o samobójstwie. Przeraża mnie też fakt, że człowiek umie sobie coś wyobrazić i widzi to coś co sobie wyobraził przed oczami, mimo, że na prawdę tego nie ma i jest tego świadomy, albo, że nie wiadomo jaki głos słyszy się myśląc. Ogółem te całe myślenie mnie przeraża, że przed tym się nie da uciec, itd. Mam nadzieję, że to nie są jakieś początki schizofrenii? Miał ktoś tak? Jak można się tego pozbyć?
  2. Zacznę od początku. Mam 20 lat, byłam z moim byłym chłopakiem (Mateuszem) przez 3,5 roku. Z nim uprawiałam pierwszy seks. Bardzo oboje angażowaliśmy się w ten związek, umieliśmy być razem szczęśliwi mimo wszystkich naszych wad i niedociągnięć. Oboje jesteśmy DDA. Zerwał ze mną 2 miesiące temu po tym, jak zatańczyłam z jakimś chłopakiem, którego nawet nie znałam. Po prostu, byliśmy na imprezie, był alkohol, on mnie ignorował, nie chciał ze mną rozmawiać i się wkurzyłam i zaczęłam tańczyć z tamtym człowiekiem, on mnie podniosł i wszyscy nasi znajomi to widzieli. Zaczęli mówić Mateuszowi, że jest pizdą, że tamten typ mnie obmacywał, itd. Po tym ze mną zerwał, powiedział, że to ostatecznie koniec na zawsze i już nigdy do mnie nie wróci (3 dni przed tym mówił, że chce ze mną zostać na zawsze). Życzył mi szczęścia i mówił, że nie chce przestać mnie znać. Minęło 1,5 miesiąca. Poszłam na imprezę razem ze znajomymi z klasy (chodziliśmy razem do klasy w szkole średniej), których on bardzo lubił. Ale dowiedzieli się jaka jest sytuacja i nie zaprosili go. On się o tym dowiedział i zadzwonił na tej imprezie do mnie, zaczął mnie wyzywać od szlałfów, kurew, najgorszych. Tłumaczył to tym, że spotkał jakiegoś chłopaka na rynku, który mu powiedział, że ja rzekomo powiedziałam jakieś jego sekrety i go wyzywałam do niego. A to nie prawda, zaczęłam się tłumaczyć, a on się upierał przy swoim, mówiąc, że ma pewność, że ja tak zrobiłam. Pisał pózniej w sms-ach, że jestem moralnym zerem, że mnie nienawidzi, że go zdradziłam, robiłam wodę z mózgu, że chce, abym straciła mowę i nie miała kontaktu ze światem. Mimo swojej pewności, że nic takiego nie powiedziałam, mam jakieś dziwne wyrzuty sumienia i czuję się jak dziwka. W zeszłą sobotę wysłał moim znajomym jakieś filmiki, w których mówił, że pokazywałam nasze wiadomości wspólnej koleżance (co jest akurat prawdą, pokazałam jej urywek wiadomości, w której ze mną ostatecznie zerwał). Znów zaczął mnie wyzywać, ale już nie wprost, tylko do innych. Mój obecny chłopak wkurzył się i zadzwonił do Mateusza. Wyzywali się bardzo. Mateusz mówił mu rzeczy typu, że go zdradziłam, że będzie żałował, że ze mną jest, że jestem dziwką, a on pizdą i robię słabą gałę. Przy rozmowie byli koledzy Mateusza, słyszałam ich, też po mnie równo jechali. Mateusz przyznał się, że odnowił znajomość z taką dziewczyną, której bardzo nie lubił, obgadywał ją do mnie i innych znajomych, mówił jej sekrety, itd. Wkurzyłam się i napisałam do niego sms-a, że fajnie, że mnie obrzuca jakimś gównem, a sam odnowił kontakt z osobą, która go obgadywała i on ją też. Po tym sms-ie ta dziewczyna pisała do mnie. Z jej wypowiedzi było widać, że Mateusz jej już wszystko opowiedział o naszym rozpadzie związku. Wkurzyłam się, ale jej nie odpisywałam, zignorowałam. Przedwczoraj wysłał filmik do mojej przyjaciółki, w którym mówił, że ma już wszystko czego chciał, że został szefem w jakiejś firmie, że będzie dużo zarabiał i jest bardzo szczęśliwy, a przeze mnie był pizdą, ale przez to, że jest-jak on to powiedział- prawdziwy i nigdy nie kłamie osiągnął sukces. Dzisiaj widziałam go jak wracałam z kościoła, ale on mnie chyba nie widział. Ogólnie mój problem polega na tym, że on dalej jest w jakimś stopniu dla mnie idealny i byłabym mu w stanie wszystko wybaczyć. Zamiast skupić się na obecnym chłopaku, tamten jeszcze siedzi i miesza w mojej głowie. A ja czuję się bardzo winna, mimo, że wiem, że nic złego nie zrobiłam. Co dziwne i ciekawe, on choruje na cukrzycę i musi przyjmować insulinę, ktora specyficznie pachnie. Od zerwania w losowych momentach czuję jej zapach przez 2-3 sekundy i potem on się "ulatnia"(?). Nie wiem, czuję, że wariuję. Nie umiem się na niczym skupić, nie umiem zapomnieć i nigdy nie zapomnę. Chodzę do psychologa, ale nie widzę efektów. Ja na prawdę nie daję sobie rady z tym, a rozmowa z nim w grę nie wchodzi, bo mnie zacznie wyzywać i mi to jeszcze wszystko pogorszy. Boję się bardzo, że nigdy nie będę szczęśliwa. O co mu w ogóle chodzi, na prawdę nic z tego nie rozumiem. Chcialabym z nim porozmawiać szczerze, ale wiem, że skończy się na wyzywaniu mnie i to pogorszy sytuację. Czy taka rozmowa będzie możliwa po paru miesiącach/latach? Co ja mam tak właściwie zrobić? Bardzo się gubię i nie umiem się na niczym skupić. Na domiar złego zaczęłam uciekać w alkohol i piję praktycznie codziennie. Dziękuję z góry za każdą odpowiedz!
  3. Witam, proszę pomóżcie... Na początku zaznaczę, że mam stwierdzoną nerwicę lękowa i nerwicę natręctw. Ostatnio miałam sporo stresów, pisałam maturę, a teraz szukam pracy. Wczoraj nie spałam w swoim mieszkaniu i miałam wrażenie, że widzę mojego kota, ale szybko się zorientowałam, że go tam nie ma, musiało mi się przewidzieć. Ale dzisiaj, przed chwilą usłyszałam autentycznie jak ktoś mnie woła z pokoju obok, a jestem sama w domu. Zaniepokoiło mnie to bardzo, byłam w szoku, potem dopadła mnie mocna derealizacja i miałam uczucie jakbym była w matriksie, że jestem w innym świecie. To było tak silne, że pomyślałam nawet o samobójstwie, nie mogłam się uspokoić, nie docierało do mnie to, że żyje. Bardzo się boję... Jeszcze głowa mnie boli teraz Przepraszam, że napisałam to w takim chaosie, ale jestem teraz w wielkiej panice
  4. Cześć Długo zastanawiałam się czy tu napisać, jednak to co się ostatnio ze mną dzieje nie pozostawia mi wyboru, nie umiem sobie z tym poradzić, nie wiem co mi jest do końca. Może ktoś miał podobnie i podsunie jakieś rady? Bardzo o to proszę, potrzebuję wsparcia. Zacznę od początku. Mam 20 lat, czuję się na ogół bardzo szczęśliwa- mam cudownego chłopaka, doskonały kontakt z rodzicami, otaczam się cudownymi ludźmi, osiągam dobre wyniki w nauce i dążę do wyznaczonych przez siebie celów. Jednak nie zawsze tak było i mam wrażenie, że przeszłość się za mną toczy. Co w niej było? W wieku 4 lat moi rodzice się rozwiedli, często jako małe dziecko musiałam między nimi wybierać. Chciałam mieszkać z ojcem, jednak sąd postanowił, że zamieszkam z mamą. Relacje rodziców bardzo się na mnie odbiły, byłam manipulowana przez rodzinę. Jeszcze mój tata jest alkoholikiem i jako bardzo małe dziecko widziałam różne rzeczy, których taka młoda osoba nie powinna wiedzieć. Głównie chodzi o przemoc w rodzinie. ja sama jej nie doświadczyłam, ale widziałam awantury ojca z np. dziadkiem, macochą. Jak już pisałam, mieszkałam z mamą. Ona cały czas była poza domem, więc swój wolny czas spędzałam w samotności w domu, musiałam szybko dorosnąć. Miałam mało przyjaciół, byłam wyśmiewana w szkole przez mój kolor włosów (rudy) i upokarzana. Byłam bardzo nieśmiałym i niepewnym siebie dzieckiem. Jak miałam 12 lat, moja mama znalazła sobie nowego faceta. Ten nowy facet miał takiego znajomego, starszego idę mnie o 31 lat, w którym się zasłużyłam. Tak, w tak młodym wieku zadłużyłam się w starszym o siebie mężczyźnie, który był żonaty. On o tym nie wiedział oczywiście, ale stał się sensem mojego życia. Widziałam różne rzeczy związane z nim, np. widziałam jego seks z kochanką. Po dwóch latach od kad go poznałam popełnił on samobójstwo, co mnie zniszczyło. Gdyby nie moja mama nie było by mnie już na tym świecie. Kiedy doszłam do siebie, zaczęłam na siłę szukać chłopaka, byłam wtedy w gimnazjum. Spodobał mi się taki chłopak, ale dał mi kosza, po czym pocielam się. Później znalazł się inny chłopak, który po prostu się mną zabawił. Po tej sytuacji (miałam 16 lat) postanowiłam sobie, że koniec z wrażliwością i stałam się twarda jak skała, bardzo chłodna dla innych, ale znowu poznałam chłopaka. Jestem z nim już 4 lata i jest cudownie, moje życie jest już takie jakie chciałam żeby było, stałam się przez ten czas wrażliwa i otwarta na ludzi. Ale co się dzieje u mnie w głowie? Czuję lek przed własnym umysłem. Stan derealizacji to dla mnie norma. Jestem hipochondryczką, bardzo interesuje mnie moje ciało i dziwi mnie w nim wszystko- to, że potrafię myśleć, to, że umiem kontrolować swoje ruchy. Dziwi mnie ból fizyczny, bardzo boję się pisku w moich uszach, odczuwam lęk bez powodu. Rozglądam się często po otoczeniu, dziwiąc się, że żyje w takim świecie. Mam stwierdzoną nerwicę przez psychiatrę. Brałam antydepresanty przez miesiąc (escitalopram), ale odstawiłam je sama, bo czułam, że jeszcze bardziej ryją mi psychikę. Od tamtej pory boję się wszystkich leków, nawet witamin. Po jedzeniu nawet analizuje swoje wszystkie uczucia jakie mi towarzyszą przy trawieniu, nie umiem tego opisać. Ale jak się najem, czuję się bardzo źle psychicznie, kontroluje odruchy swego ciała i czasem mam ochotę zwymiotować przez to. To nie bulimia, bo wiem, że jestem szczupła. Wolę czuć głód (wtedy jakoś mi lepiej na psychice) niż być najedzona, wtedy czuję się strasznie. Boję się swojego ciała i psychiki. Jestem wierząca i często sobie powtarzam w myślach "Bóg jest ze mną" co mnie trochę podnosi na duchu. Mam także nerwicę natręctw, natrętnie dodaje wszystko co się da, np. wyświetlenia na YouTube, rejestracje samochodów, daty, itd. Jak pomyśle sobie o jakiejś części ciała to ją odczuwam bardziej (wiem, to jest normalne, ale dla mnie to przerażające) i czuję przymus, by ją np. dotknąć. Co do tego dodawania, jak już dodam i wychodzi mi liczba np. 27 to dodaje do siebie 2+7 co daje 9 i powtarzam sobie przez jakieś pięć minut w myślach "dwa plus siedem to jest dziewięć". Nie lubię być sama. Odczuwam lęk także przed samotnością. To o czym piszę pojawia się nagle, nie trwa cały czas, ale jak już się pojawi to jest strasznie, odczuwam także jakieś zaburzenia widzenia w tej "fazie". Wmawiam sobie różne dziwne rzeczy, np. że wszyscy ludzie, których znam nie istnieją, że istnieją tylko w moim świecie, w moim umyśle. Często czuję się jak po jakichś narkotykach i mam myśli samobójcze, mimo bycia szczęśliwa. Alkohol mi "pomaga" na to wszystko, ale wiem, że nie powinnam go nadużywać i leczyć się nim, więc staram się pić jak najrzadziej, a jak już pije to tylko do tego stanu, aby poczuć się zrelaksowana. Bardzo chcę iść do psychologa, ale nie stać mnie na psychoterapię, dopiero w lipcu będę mogła pójść, jak pójdę do pracy. Wiem, że jest jeszcze opcja na NFZ, ale żeby się zapisać trzeba zadzwonić, a rozmowa przez telefon jest moją fobią i nie umiem się przełamać. Prywatnie zapisywałam się do psychiatry przez stronę internetową i było łatwiej. Panicznie boję się tego, że zachoruje na schizofrenie, dzisiaj słyszałam jakiś głos w mojej głowie i boję się, że to początki tej choroby. Nie wiem co robić, myślicie że będę musiała brać leki? Bardzo się tego obawiam. Mam nadzieję, że sama psychoterapia mi wystarczy, ale ciężko mi uwierzyć, że moje myślenie mogłoby się dzięki niej zmienić. Macie jakieś rady jak radzić sobie w tej "fazie"? Bardzo proszę o pomoc i dziękuję z góry!
×