Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dd

Znaleziono 3 wyniki

  1. na wstępie: nic nie biorę, ani nie palę. Cześć jestem nastolatkiem z ogromnym problemem. pewnego wieczora kilka dni temu, leżąc w łóżku, miałem pewną wizję. w niej pojawiła się wizja tego, że prawdopodobnie nasz świat nie jest tym realnym i jesteśmy w matrixie. miałem atak paniki, przez kilkadziesiąt minut próbowałem go opanować, bezskutecznie. modliłem się, próbowałem odwrócić uwagę, cokolwiek. niestety, nie udało się, następnego dnia to wróciło. wydało mi się, że wszystko to, w czym żyję, nie istnieje, po prostu jest kłamstwem. szukałem dowodów cały czas filozofowałem, szukałem prawdy nt. wszystkiego, o czym myślałem, po prostu zagłębiałem się w ten temat coraz, coraz bardziej, szukałem coraz większych i lepszych wniosków, zapominałem o świecie. próbowałem wreszcie uwierzyć w to, że moje myśli nie istnieją, i to, gdzie ja jestem to jest ta rzeczywistość, w której żyję i oddycham. myślałem nad wszelkimi wersjami wydarzeń, o tym, czy to prawda, i czy naprawdę ten świat, w którym istnieję nie jest normalny. cały czas o tym myślałem, co afektowało także inne sfery mojego życia. starałem się zapomnieć. odwieść myśli od tego tematu, i starać się żyć jak najnormalniej. wtedy, dalej czytałem i stwierdziłem, że wszystkie te "schizofrenie", "zaburzenia", itd., tak naprawdę mogą być przebłyskami tego, że próbujemy się z tego wydostać. jednocześnie, moi rodzice powiedzieli, że wszystko to, w co wierzę, to "gusła". dla ludzi z tego świata to mogą być i gusła (na tym świecie), ponieważ może istnieć kolejny, kolejny świat, o którym inni nie wiedzą, i dlatego wszystkie ich teorie, które trzymały się tego świata, po prostu nie mają sensu w wielu innych. wyobrażam sobie wiele innych światów, wszystkie w incepcji, bez dostępu do świata realnego, o którym nawet osoba mająca takie poczucie, że żyje w symulacji, czuje się odrealniona, nigdy się nie dowie. cały czas, od tych kilku dni, myślę o tym. obawiam się, że psychologowie, ani nawet psychiatryk mi nie pomogą, ponieważ zacznę to wszystko uważać za rzeczy z "tego świata", nieodnoszące się do tego rzekomego incepcyjnego multiwersum, które wg. mnie istnieje. boję się, że nic ani nikt mi nie pomoże, tylko dlatego, że wyobrażam sobie całe łańćuchy wniosków, odrzucające się, teorie, które nie mają prawa bytu tylko dlatego, że po prostu są zakotwiczone w jednym wszechświecie. po prostu.... jedyną metodą jest zapomnienie, na poziomie głębokiej podświadomości. nie wiem, czy ten świat to ten świat, i czy to real, czy też symulacja. szukam dowodów, które prowadzą mnie do brutalnej prawdy, o której nawet nie wiem, że jest prawdą. pomóżcie mi, nie odróżniam już niczego. chcę zapomnieć, i żyć bez tego. jeśli tak nie można, chociaż spróbujcie mi pomóc sobie z tym poradzić, stłumić to, przyzwyczaić się. proszę o pomoc.
  2. A więc zobrazuje zarys sytuacji . Pochodzę z rodziny alkoholików . Mój ojciec był w ciągu alkoholowym 25 lat z czego nie pij tylko rok. Zmarł w wieku 54 lat na marskość wątroby . Mama piła 12 lat . Obecnie nie pije 11 lat . Od dziecka miałam wstręt do alkoholu .Ponieważ widziałam jakie skutki za sobą niesie jego spożywanie .Brzydziłam się nim . W gimnazjum przysięgłam sobie , że nigdy alkoholu nie tknę .I tak było do czasu 2 klasy technikum . Mój 1 kontakt z alkoholem był w domu chłopaka mojej byłej przyjaciółki . Jej siostra i ona zaproponowała ,że urwiemy się z lekcji . A byłam uległa więc się zgodziłam . Wymyślili , że urządzimy sobie maraton filmów Harry'ego Pottera . Z przyjaciółką gadaliśmy i czekaliśmy aż wróci pozostała dwójka . Przyszli z zakupów . Rozpakowywali siatki i wtedy moim oczom ukazały się butelki z alkoholem . Z początku na spokojnie oglądaliśmy film . Zajadając się chipsami . No i w końcu otworzyli butelki . Poczułam zapach piwa . Nie wzbudził mojego zachwytu . Byłam zniechęcona . I wiedziałam , że nie złamię swej obietnicy .Wszystko było w porządku . Oni sobie pili i tyle . Lecz do momentu gdy zaczęli mnie namawiać bym spróbowała . Nie zgadzałam się . Lecz naciskali coraz bardziej . I nie chcąc wyjść na jakąś dziwaczkę . W końcu zrezygnowana się zgodziłam . Pamiętam ,że najpierw posmakowałam piwa owocowego z puszki . Dla mnie to było wystarczające . Moja przyjaciółka też się ze mną zgodziła . Wiedząc o mojej sytuacji , że moi rodzice byli uzależnieni . Jej siostra jednak nie dawała za wygraną .I zasugerowała bym spróbowała zwykłego piwa . Zgodziłam się . Mimo początkowych niechęci i nie przekonującemu mnie zapachowi wzięłam łyk . I zasmakowało mi . Piłam na przemian owocowe piwo z przyjaciółką i zwykłe z jej siostrą . Czułam ,że jestem lekko pijana. Śmiałam się bez powodu . Spodobało mi się to uczucie . I największe co czułam się wyluzowana . A pierwszy raz upiłam się u przyjaciółki na wsi . Pijąc na przemian wino,piwo i wódkę . Oczywiście nie mogło się to skończyć inaczej , że zwymiotowałam to wszystko . I to był początek mojego picia . Potem potoczyło się lawinowo . Jeździłam do niej coraz częściej pijąc coraz więcej . Urywał mi się film i wymiotowałam najczęściej . Ale z czasem mój organizm się uodpornił . I byłam w stanie wypić nawet 6 piw na głowę . Moja tolerancja rosła . U niej miałam 12 dniowy ciąg . Swoje pierwsze ciężko zarobione pieniądze zmarnowałam na alkohol . Zarobiłam je pracując na weselach jako kelnerka wraz z przyjaciółką i jej siostrą . Przepiłam 1000 zł . Poszło to tak szybko .Ponieważ stawiałam każdemu .Przyjaciółka zajmowała się mną najczęściej gdy nie byłam się sobą zająć . Mówiła bym przystopowała . Lecz ja byłam uparta . I czułam powoli przymus picia . Z jej kolegami i siostrą . Ale to był znajomości tylko do picia . Jej mama i tata byli uzależnieni od alkoholu . Więc nie było problemu , że pijemy w domu . Często jej mama się dołączała czy ciotka lub wujek . Poczułam 1 raz w życiu akceptację . Bo od dziecka czułam się odrzucona . Stali się oni tak jakby moją rodziną której nigdy nie miałam . Patrząc wstecz wiem teraz , że to było chore . Szukałam tam gdzie nie powinnam . Po tym ciągu miałam przerwę . .W miejscu zamieszkania upijałam się także z koleżanką ze szkoły . I również cały czas jeździłam do niej na wieś i piłam z już moimi kolegami i jej rodziną .O tym ,że tak piję dowiedziała się 2 koleżanka ze szkoły .Która również sporo wylewała za kołnierz .Zaprosiła mnie na działkę . Byli tam jej znajomi . Z początku byłam zestresowana . Ale alkohol szybko temu zaradził .Spiłam się bardzo mocno . Zasnęłam na trawniku . Jej chłopak zaprowadził mnie do altany . W której spałam . Po przebudzeniu zostałam nagrana na Snapchata przez kuzynkę jej chłopaka . Materiał widziało parę set osób . Lecz to mnie nie zniechęciło . Piłam dalej coraz większe ilości . Po powrocie do szkoły . W październiku i listopadzie . Miałam dwu tygodniowe ciągi .Piłam z dwiema koleżankami z klasy . Bardzo duże ilości alkoholu . Kończyło się to najczęściej urwanym filmem . W 3 klasie trochę przystopowałam ale nadal piłam z koleżankami i na wsi z kolegami . Nadal spore ilości . Czułam się coraz gorzej . Mama nie widziała co się ze mną dzieje .Wracałam najczęściej w nocy .W 4 klasie piłam trochę mniej .Szkoła skończyła się w kwietniu .Pomimo moich wyskoków . Szkołę zdałam . Na zakończenie roku spiłam się jak wszyscy . Ale kontaktowałam . W wakacje piłam z koleżanką ogromne ilości . Do urwania filmu . Pracowałam od października 2 klasy w Carreffour na umowę zlecenie . Więc jak za dużo wypiłam pisałam SMS ,że mnie nie będzie i tyle nie było problemu . W styczniu w sylwestra się spiłam na wsi u przyjaciółki . Wróciłam taksówką do domu . I zrozumiałam ,że mam problem . Czułam to od początku . Miałam wyrzuty sumienia ,że piłam , starałam się przestać , a nie mogłam . Moja tolerancja była coraz większa . stawiałam sobie okres ile nie będę pić i za każdym razem się nie udawało .Pasowało wszystko do tego ,że byłam uzaleźniona .Lecz nie piłam sama i sądziłam ,że to nie czyni mnie alkoholiczką . Postanowiłam nie pić przez 3 miesiące i się udało Niestety w kwietniu się złamałąm koleźanka miała urodziny . I wypiłąm z nią . I w moje urodziny takźe piłam . I raz z koleźankami . Gdzie wypiłam bardzo dużo i wymiotowałam . Urwany film oczywiście .W maju piłam zaprzestałam .picia . w maju zaczęłam dostawać ataki paniki . W czerwcu coraz silniejsze . I trafiłam pod koniec czerwca do szpitala . Wiem ,że pomyślicie byłaś w szpitalu nie miałaś dostępu . Ale po wyjściu nadal nie piję . Trwa to już 6 miesięcy . I już zawsze tak będzie . Bo tego chce . Wiem ,żę jakbym tknęła alkohol to bym odpłynęła . Naprawdę da się . Tylko trzeba przed sobą przyznać ,że ma się problem . Ja to zrobiłam . Byłam na spotkaniu AA i opowiedziałam tam swoją historię . Byłam tam raz . Nigdy więcej się tam nie zjawiłam . Nie podważam sensu mityngów AA . Lecz to nie było dla mnie .Chciałam sama zawalczyć . I mi się udało . Urwałąm wszelkie kontakty z ludźmi z którymi piłam . Mam kontakt z 1 koleżanką z którą piłam . Lecz jak się spotkaliśmy niedawno we wrześniu . To wspominała jak to było gdy pilyśmy . Ona by chciała wrócić do niektórych momentów .Ja bym chciałą wymazać ten okres z mojego życia .Na siłe wspominałam ten okres ,że niby było śmiesznie . Ale wtedy było tragicznie . Pisaliśmy ostatnio na messenger . Lecz teraz się nie odzywam , Jakoś nie wiem o czym pisać . Ta przeszłość mnie bardzo męczyła , ale wkońcu się z nią pogodziłam . I zaakceptowałam ją . Niby alkoholizm to choroba . Tak mówi moja mama . I tak słyszałam i czytałam na internecie . Lecz według mnie to nalóg jak każdy inny . Każdy może przestać pić jeśli tylko chce . Takie jest moje zdanie .Niestety ciężko mówić mi ,że to choroba . Myślać o moim ojcu . Który znecał się nad moją mamą psychicznie i fizycznie . I niszczył mnie i moje rodzeństwo . Nie jest i nigdy nie będzie mi go żal .Sam wybrał sobie taki los .
  3. Moja historia:Generalnie uprawiam sport regularnie od 10 lat, obecnie mam 21 lat więc w sumie zacząłem jakoś od podstawówki. Na początku ćwiczyłem po prostu z masą własnego ciała, zacząłem interesować sie coraz bardziej tematem i ogólnie grałem w piłkę nożną, trenowałem kickboxing do tego doszła jeszcze siłownia, na co dzień jeździłem rowerem i robiłem całkiem niezłe dystanse. W porównaniu do moich rówieśników byłem bardzo aktywny fizycznie i znacząco wyróżniałem się swoją sylwetką i kondycją. Byłem po prostu zdrowy, silny, pełen wigoru i chętny życia. Jednak w pewnym momencie wszystko przestało być takie kolorowe. W czasie gimnazjum te wszystkie aktywności o których napisałem uprawiałem właściwie wszystkie haha, mój dzień wyglądał tak, że robiłem rowerem 6km w tą i z powrotem do szkoły, miałem 2 godziny wf codziennie, po szkole wracałem na chatę właśnie i z powrotem jechałem na trening w piłkę, a jeśli nie w piłkę to kickboxing, a czasami robiłem po prostu trening obwodowy w domu. Ten czas był również dosyć stresowy bo w szkole o ile dobrze się uczyłem to chodziłem do klasy z totalnymi idiotami i nie raz byłem prowokowany, jednak nie dawałem sobie wejść na głowę więc przeważnie takie akcje kończyły się bójką i tym że nastukałem w sumie połowę typów z mojej klasy ,przy czym dodam że w klasie miałem samych mężczyzn. Dodam że mimo wszystko nie przejmowałem się tym jakoś specjalnie bo udawało mi się wychodzić z tego zwycięsko więc miałem pewność siebie i szacunek.Pierwsze objawy kołatania sercaJednak pewnego dnia mój organizm powiedział dość. Poszedłem biegać, wszystko spoko wracam na chatę, biorę prysznic, kładę się spać i pierwszy raz doświadczyłem kołatania serca. Spanikowałem i wyszedłem o 3 w nocy z tatą na spacer. On wytłumaczył mi co to i że zaraz przejdzie, no ale wiecie jak jest zdrowy chłopak 15 lat i pikawa robi takie coś. Mimo wszystko zlałem te objawy i przez kolejne lata było git, trenowałem regularnie jednak rozważniej. Sytuacja kilka razy się powtarzała, ale byłem wyrozumiały wobec swojego organizmu.Pierwszy atak częstoskurczu i arytmiaPóźniej w liceum miała miejsce gorsza sytuacja bo graliśmy z ziomalami turniej w piłkę nożną i podczas tego turnieju dostałem ataku częstoskurczu oraz arytmii i tu nie będę oszukiwał byłem posrany co mi jest. Wtedy nikogo nie było w domu więc wróciłem w takim stanie na nogach do swojego mieszkania i myślałem że to przejdzie. Nie wiedziałem co robić więc zadzwoniłem do dziadka, który zawiózł mnie do szpitala. Obudziłem się następnego dnia i było git, jednak stres o własne zdrowie rósł no bo co to ma być, ja dbałem zawsze o swoje zdrowie, nigdy żadnych dragów nie dotykałem, w tym alkoholu. Wróciłem ze szpitala i chodziłem normalnie do szkoły wszystko spoko, jakiś czas później poznałem swoją dziewczynę z którą jestem do dzisiaj i to był najlepszy okres w moim życiu tak naprawdę. Długi okres czasu było git, zdałem bardzo dobrze maturę, praktycznie wszystko 90+, więc poziom testosteronu był prawdopodobnie w swoim apogeum od tych sukcesów. Na siłce też miałem wtedy fajny progres co mnie bardzo motywowało.Nerwica lękowaNo i dalej poszedłem na studia, w międzyczasie nas wszystkich zamknięto w domach, nauczanie było zdalne i wziąłem się tak poważnie za trening na siłowni. Chciałem zrobić życiówkę, chciałem coś osiągnąć w tym sporcie który mi od dawna towarzyszył i ostro katowałem, oj ostro. Każdy trening wyglądał tak że po każdej serii robiło mi się ciemno, moje serce chciało wylecieć z klatki piersiowej, ale mówiłem do siebie to jest stres i to że źle oddycham więc c*** jadę dalej. I tak pół roku leciałem, na pewno byłem przetrenowany, miałem duże problemy ze snem, ciągle chciało mi się pić mimo picia 4-5l wody dziennie, byłem ciągle zmęczony i zachorowałem na covid-19. Oczywiście bezpośrednio po ozdrowieniu co zrobiłem ? Od razu poszedłem na siłę i zauważyłem, że szybciej się męczę ale nie mogłem zaliczyć regresu i machałem tym samym ciężarem a objawy tylko narastały. Ja od razu zaznaczę że jestem perfekcjonistą i to jest ten problem. Dodatkowo umarł mój pies, którego kocham, był moim najbliższym przyjacielem jak miałem te wszystkie gorsze momenty i osobiście pochowałem go co wywołało u mnie, nie wiem nawet jak to nazwać. PTSD raczej nie bo nie wywoływało to stresu, ale kompletną melancholie, byłem w żałobie więc psycha dostała grubo. Pewnego dnia ( był jakoś maj tego roku) jadę do Wrocka na uczelnie pociągiem i tam przysięgam, myślałem że znalazłem się na drugim świecie. Dostałem zupełnie nagle ataku częstoskurczu, ale ten atak był kilkukrotnie razy mocniejszy niż w liceum, pół godziny tak walczyłem aż zawołałem gościa z przedziału o pomoc, straciłem przytomność, ogarnąłem się dopiero w karetce i jechałem w takim stanie godzine do Oleśnicy xdd. Dali mi zastrzyk w dupala i przepisali propanolol ale do teraz tylko raz go użyłem tak w sumie. Od tamtego momentu moje życie było inne. Byłem kompletnie przerażony i pierwsze dni nie wychodziłem z domu, ale ja właśnie zawsze byłem taki że nie pi****** się ze sobą więc tłumaczyłem że to tylko psycha i wychodziłem z chaty jak najwięcej.I ja muszę to napisać, kocham ćwiczyć więc co by się nie działo ruszałem się na wszelki sposób, jak tylko mogłem, stwierdziłem że siłka może zbyt obciążyła układ krwionośny więc chodziłem na streeta, którego mam dosłownie pod swoim domem. Uwielbiam to miejsce to było moje główne źródło relaksu, nawet jeśli nie robiłem treningu to chodziłem tam sobie posiedzieć. Każdy ma chyba takie swoje miejsce, wiecie o co chodzi. A sama niemożność trenowania to dla mnie tak jakby ktoś zabrał ci dosłownie własne dziecko, bez kitu.Jednak proste czynności jak pójście do sklepu, na uczelnie było pieprzonym piekłem, serce zaczynało bić podobnie jak wtedy w pociągu, miałem z 3 ataki paniki na tamten moment ale ogarnąłem się z tego szybko dzięki psychoterapii i metodzie Jacobsona. Ogólnie jak mam was pocieszyć jeśli ktoś ma podobny problem i to czyta na nerwicę serca to jest najlepsza technika z wszystkich, dzięki regularnemu stosowaniu tej techniki moje problemy z sercem które miałem od 6 lat kompletnie zniknęły czaicie to?Zdałem egzaminy na studiach, wszystko spoko git, ale bałem się że ten syf wróci do mnie, czułem to. Przyszły wakacje i niby git, ale nie do końca, cały czas towarzyszyło mi to pieprzone pragnienie, piłem 5 litrów nałęczowianki, ale sikałem na biało, ogólnie czytałem już wtedy o różnych chorobach popadłem w hipochondrię, przejmowałem się tym całymi dniami i czułem coraz większy stres, napięcie w moich mięśniach, rozedrganie, bezradność. Odkładałem już od jakiegoś czasu aktywność fizyczną prawie do zera bo treningi zamiast sprawiać mi przyjemność to przyprawiały mnie o mdłości, strach i rozczarowanie. Wyszliśmy ze znajomymi i dostałem ataku paniki, ale był on inny. Tym razem czułem że się duszę, nie mam powietrza, wszystko robiło się ciemne, pojechałem z moją dziewczyną do jej domu i przeszło. Na następny dzień pojechaliśmy nad morze na wakacje na dwa tygodnie, napisze o tym tylko po krótce. Codziennie miałem wtedy ataki paniki i jak wróciłem miałem problem zostać samemu w domu. I głównie najgorsze ataki paniki miałem po treningach co ciekawe. I tak codziennie miałem ataki paniki aż pewnego dnia dostałem u dziewczyny nagle takiego ataku że zasnąłem pod wpływem tego i na drugi dzień jak wstałem wszystko było inne. Nie czułem wtedy takiego lęku, ale coś było nie tak. Nie nazwałbym tego derealizacją czy też depersonalizacją bo wiedziałem że to wszystko jest naprawdę, całe to otoczenie oraz ja sam. Jednak czułem się jakby ktoś cię znokautował, wstałeś i masz problem z równowagą, taka dezorientacja po prostu albo uczucie bycia pijanym. Walczyłem tak sam z sobą jakiś czas do tego moja koleżanka z dzieciństwa popełniła samobójstwo co dolało oliwy do ognia, ale wybrnąłem z tego syfu, do takiego stopnia że mogę siedzieć sam w domu, mogę iść na siłownię, mogę wyjść na miasto, mogę jeździć autobusem i w ogóle po dużym mieście się poruszać. Więc spoko, o ile ataki paniki i takie czarnowidztwo mi minęło to nadal mam to uczucie, nazwałbym to brain fogiem bo czuje problemy z koncentracją, bardzo źle mi się czegoś uczy więc przestałem chodzić na zajęcia bo nie ma szans wysiedzieć w tym stanie, czuje się wtedy jak warzywo i mam problemy z mówieniem przy takich poważniejszych rozmowach. Moje pytanie brzmiCzy do tego wszystkiego mógł przyczynić się zły trening ? Czy ktoś miał może podobną historię (niech się wypowie) ? Z czego u mnie może wynikać ta nerwica bo jak dłużej się zastanawiam to nie miałem nigdy jakiś problemów ze stresem, nawet gdy wcześniej pojawiały się te epizody o których wspominałem, wychodziłem z tego na luzie ? Co powinienem zrobić z tym stanem dezorientacji, bo nieważne czego bym nie robił (np zanim zaczął się semestr miałem taki fajny okres, że robiłem muzykę, bity dla jednego ziomala, wychodziłem ze znajomymi i zapominałem po prostu o problemie, jednak gdy tylko wychodziłem na dwór to czułem ten syf) to nie przechodzi ? I w sumie może ktoś wie jak to nazwać bo ja mówię, że to brain fog ale może źle to nazywam ? Czy ssri pomagają przy takich problemach (chociaż ja to zawsze zostawiałem na ostateczność) ? Gdyby nie ten brain fog to wiem, że żyłbym pełnią życia i samorealizował się w każdej z moich pasji. Ale najważniejsze jak wybrnąć z tego syfu ?! help asap!!Dodam, żeChodzę regularnie do psychologa.Cały ten czas nie leczyłem się żadnymi lekami psychotropowymi, ani benzo, ani ssri, ani nic z tym podobnych. Jedyne co brałem: Ashwagandha (standaryzacja 9%), nalewka z dziurawca ( zaj**iście wyciągneło to mnie z ataków paniki ), D3 6000 jednostek dziennie, cytrynian magnezu z potasem i B6, B12 (ale to kompletnie jakby nie miało wpływu więc przestałem), Witamina C 2000mg dziennie, piłem meliskę wiadomo, kozłek lekarski, na serce to jeszcze głóg z imbirem.Jeśli chodzi o badania, jedyne co mi wyszło to za wysoki kortyzol i prolaktyna, a tak wszystkie inne zawsze wychodziły git, jednak 2 tygodnie temu dowiedziałem się że mam hipoglikemie reaktywną, obstawiam że to przez ten kortyzol chociaż ja zawsze chciałem przytyć i jadłem przez okresy masowe, które trwały po pół roku z przerwami 3500+ kcal, pół kilo węgli dziennie przy czym te posiłki miały wysoki IG i przez ten cały czas jak trenuje nie przykładałem do tego większej uwagi jak duże ma to znaczenie. No, ale kto wie może to również miało jakieś powiązanie z tym wszystkim (mam tu na myśli dietę). !!!!!!!!!I warto zwrócić uwagę na to, że z sercem kompletnie nie miałem objawów od momentu jak wyżej napisałem!!!!! Mimo wszystko ja jestem takim typem osoby, że po prostu nie mógłbym mieć depresji bo kocham życie, kocham bliskich, mam wiele pasji jak np robienie muzyki, gotowanie, gra na gitarze, klawiszach, uwielbiam grać na kompie, no po prostu jest tyle fajnych rzeczy, że to mi daje bardzo dużo motywacji do tego wszystkiego, jednak jest jak jest.
×