Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwicalękowa

Znaleziono 17 wyników

  1. Cześć! Mam pytanko. Niedawno zacząłem terapię, bo mam nerwicę. Od jakiegoś tygodnia czuję odcięcie od siebie, takie głupie uczucie, chwilami mam wrażenie jakby mózg mi się wyłączał, jakbym miał zaraz stracić kontakt ze światem. Jakbym był ale jednak by mnie nie było. Stałem się mega cichy i strasznie mało odzywam się do innych, mam takie jakby natrętne myśli, że jak czasami usłyszę jakieś słowo, nieważne jakie, to czuję przymus powiedzenia w głowie definicji tego słowa, wiem że to głupie, no ale tak to jest. Mam też myśli typu, że źle powiem jakieś słowo czy w ogóle nie będę znał znaczenia słów bo coś mi się stanie z głową i że nie będę potrafił rozmawiać z ludźmi, że nie będę rozumiał słów, odczuwam przy tym niepokój i frustrację. Chcę żyć normalnie, a nie potrafię. Co z tym mogę zrobić? Mieliście coś podobnego? Jakieś wskazówki? Pozdrawiam!
  2. hej, jestem 18-letnim chłopcem, którego mogę nazwać mężczyzną. Odkąd byłem mały, myślałem, że pociągają mnie kobiety, chociaż były chwile, kiedy mężczyzna mnie podniecał, ale mnie to nie obchodziło. Porno oglądałem bardzo wcześnie, czego żałuję, bo miałem 11-12 lat, zacząłem od heterowskiego, ale w wieku 13-14 lat były bardzo krótkie momenty, kiedy wyobrażałem sobie coś z chłopakiem, ale to był tylko tymczasowy, ponieważ fascynowały mnie dziewczyny. Minęło dużo czasu, odkąd przeszłość nagle zaczęła mnie przerażać i mówić, że to znaczy, że jestem gejem. Myśli że jestem gejem, a to doprowadziło do nerwicy. Poszedłem do lekarzy, odbyłem wywiady i leczyłem się farmakologicznie, było dobrze, ale tylko na chwilę. Kiedy widzę gorącego chłopaka, przesadzam z uczuciem, że go lubię, chociaż wiem. Podoba mi się wizualnie. Na siłe masturbuje się do gejowskiego porna i niewiem czemu dochodze, wtedy nie czuje satysfakcji tylko płacz lęk, i boje sie ze tego pragne. Kiedy go pamiętam, czuję się dziwnie, nie uwielbiam się z nimi masturbować, bo wiedziałbym, że mi się to nie spodoba, bo nie uczyniłbym tego tak przyjemnym do końca życia. kiedy chcę się masturbować, robię to dla seksu z kobietą, a dla mnie gejem seks jest męczący, bo tylko moje myśli mają o nim pamiętać, chciałbym usłyszeć twoje opinie, bo te uczucia i myśli mnie dręczą. dziękuję XYZ
  3. Rozpisałam się, ale mam nadzieję, że ktoś dotrwa do końca :) Od zawsze miałam tendencję do wymyślania w głowie różnych historii. Zwykle były to jednak takie opowieści, które wymyśla też wiele moich rówieśników, to znaczy marzenie o sytuacjach, które nie mają szans przydarzyć się w rzeczywistości, a w których ja brałabym udział, najczęściej miało to związek z tymi, w których byłam wtedy zakochana. Odkąd jednak pojechałam na studia i z powodu nieznalezienia zbyt wielu znajomych stałam się bardziej samotna, bo z przyjaciółkami miałam kontakt głównie przez telefon, w mojej głowie pojawiły się historie, w których mnie w ogóle nie było, główną bohaterką była osoba całkowicie zmyślona, większość bohaterów również, niektóre były osobami znanymi publicznie, którym wymyślałam różnego rodzaju koleje życia, trochę opierając się na tym, co jest o nich naprawdę wiadome, a czasem nie. Dodajmy, że od liceum pojawiło się we mnie dziwne zafascynowanie dojrzałymi kobietami, które w szkole objawiało się zakochaniem w nauczycielce, na studiach stało się zakochaniem w pewnej osobie publicznej, po kilku miesiącach ta osoba zmieniła się, ale nadal jest to dojrzała kobieta. Podejrzewam, że ma to związek z moją toksyczną matką, w której nie widzę wzoru, której to ja musiałam zawsze matkować, mediować w jej kłótniach z rodziną, wysłuchiwać, a kiedy dorosłam dawać jej rady, mówić co robi źle, tłumaczyć ją przed rodziną, a w podzięce jedyne co otrzymuję to naprzemienne obelgi, wyrzuty, z rzadka komplementy, kiedy ma wyrzuty sumienia, ale ja nie potrafię w nie wtedy uwierzyć, bo wiem, że za chwilę znowu może spowodować awanturę. Po pół roku studiów nastała pandemia, wróciłam do rodzinnego domu i tam spędziłam ponad rok. Wtedy tworzenie historii nasiliło się i to mocno, najbardziej w okresie zimowym i trwa aż do teraz. Potrafiłam spędzać czas bardzo długo chodząc po piętrze tam i z powrotem w głowie przeżywając historię obcych mi osób niczym serial. Chciałam odciąć się od nerwowej atmosfery panującej w domu, epidemii, mojego brania odpowiedzialności za matkę. Doszłam do takiego punktu, że gdy nie jestem skupiona na jakiejś czynności lub rozmowie z kimś włącza mi się od razu automatycznie tryb tego alternatywnego świata, tej alternatywnej historii. W pewnym momencie zaczęłam dostrzegać w tym pewien problem i zaczęłam tę historię spisywać, aby pozbyć jej się z mojej głowy. Tak powstała prawie trzystustronicowa książka, a po niej jeszcze jej przerobiona wersja, a na koniec kolejna, bo ta historia cały czas ewoluuje, nie zmienia się tylko główna bohaterka, która na początku wydawała mi się całkowicie obca - jest kobietą po czterdziestce, posiadającą rodzinę, wnuki, wygadaną, pewną siebie i niesamowicie piękną; ale teraz widzę, że tak naprawdę są w niej pewne cechy, które mam i ja tj. kompleks matki, wrażliwość, strach przed samotnością a jednocześnie te cechy, które ja chciałabym mieć. W dwóch pierwszych wersjach historia doszła do końca, a więc bohaterka zestarzała się i zmarła, ale nie zakończyło to epopei w mojej głowie. Cały czas rozbudowuję środek tej historii, a więc jej wiek średni i robię to nieświadomie. Ostatnią wersję historii spisałam w czerwcu, a już mogłaby być ona zaktualizowana. Kolejnym niepokojącym objawem jest moje zafascynowanie dojrzałymi kobietami. Obecnie bardzo podoba mi się pewna kobieta ze świata publicznego. I to nie, że po prostu z wyglądu, ale wyczytałam chyba wszystko co da się na temat jej życia i wplotłam ją jako bohaterkę do mojej historyjki wyobrażając sobie różne wydarzenia z jej życia na podstawie tego, czego się o niej dowiedziałam. Do tego za każdym razem, kiedy jest mi smutno, źle i samotnie, włączam sobie filmiki z nią w internecie i słuchając jej głosu, widząc jej uśmiech, czuję takie dziwne ciepło, które mnie ogarnia. Jest to jakaś bańka, jak to nazwałam - kiedy inne rzeczy w świecie są takie paskudne i szare, to ona zawsze będzie tak samo piękna, tak samo elegancka, tak samo urocza. To chore, wiem. Od jakiegoś czasu podejrzewam u siebie właśnie nerwicę lękową. Od czasu jesiennej fali pandemii narastają we mnie lęki różnej maści. Dochodziło już do tego, że stresowałam się nie tylko jakąś sytuacją, ale też samym faktem, że mam w sobie lęki i to tak się zapętlało. Wielokrotnie miałam objawy somatyczne takie jak bóle mięśni, kończyn, uczucie słabości czy zawroty głowy. I właśnie zawsze uciekałam do tego w ten wymyślony alternatywny świat. Przedwczoraj doznałam dziwnego epizodu odrealnienia, co jak dzisiaj wyczytałam jest właśnie objawem nerwicy. Stałam na przejściu dla pieszych, a wszystko co działo się wokół mnie wydawało się być poza mną. Ludzie, auta, budynki wydały mi się obce niczym w jakimś śnie i to, co ja robiłam też było jakby nie moje. Dokładnie tak, jak czułam się kiedy robiłam coś w prawdziwym śnie. Wczoraj to uczucie pojawiło się znowu, kiedy wracałam wieczorem do domu. Niby wiedziałam, że to poczucie odrealnienia jest fałszywe i ten świat jest prawdziwy, ale jednocześnie było to bardzo dziwne. Boję się, że niedługo odkleję się za bardzo. Chciałabym znaleźć inny sposób na odreagowanie, a nie taki wydający mi się psychiczny i po prostu chory. Mam wyrzuty sumienia, że taka jestem. Chciałabym naprawdę przeżywać coś pięknego w życiu, a nie tylko wyobrażać sobie jakieś okropne historie o kobietach. Nie jestem lesbijką, wiem o tym, bo bardzo pragnę założyć rodzinę, mieć dzieci, a do tego pocałunki czy przytulenia (bo do niczego więcej nigdy nie doszło) ze strony mężczyzn sprawiały mi przyjemność (okay, raz durzyłam się w jednej koleżance i nawet kilka razy po alkoholu miałam wielką ochotę ją pocałować kiedy się przytulałyśmy albo tańczyłyśmy ale to wszystko) więc nie wiem skąd u mnie ta narastająca fascynacja kobietami i tworzenie o nich historii - bo w tych moich alternatywnych światach relacje heteroseksualne są bardzo marginalne, głównymi wątkami są właśnie relacje safickie. Nie wiem, czy to wynika z moich problemów z matką i niedoświadczenia od niej wystarczającej bliskości a wręcz nerwów, wyzwisk i stresu? Martwię się o siebie i swoją psychikę (też o matkę za którą czuję się wiecznie odpowiedzialna), a także jako że jestem osobą wierzącą mam co jakiś czas wyrzuty sumienia też z tego powodu, że takimi myślami grzeszę. Od jakiegoś czasu matka wypomina mi, że nie nie przyjmuję Eucharystii, ale nie czuję się gotowa pójść do spowiedzi i wyznać przed księdzem, że mam takie myśli o kobietach, a jeśli w pełni nie wyznam swoich grzechów to to przecież nie ma sensu. Dodatkowo cały czas boję się jak będzie wyglądał świat, że znowu zamkną nas w domach i będę jeszcze bardziej samotna niż teraz. Boję się też zostawać w domu, ale równocześnie obawiam się wyprowadzać, bo boję się zostawiać matki samej
  4. Witam.Jestem pierwszy raz na tym forum i nie wiem zbytnio od czego zacząć. Mam 16 lat i podejrzewaną nerwicę lękową. Miałam trudne dzieciństwo, problemy u c z u c i o w e, toksyczny chłopak, dysfunkcyjna rodzina, policja, brak akceptacji samej siebie, ukrywanie emocji, udawanie kogoś kim się nie jest. Wszystko zaczęło się (miesiąc temu) od uczucia lekkości rąk, jakbym ich nie czuła. Później pojawiła się bezsenność (potrafiłam nie spać przez 3 dni ani 5 minut i normalnie funkcjonować), uczucie derealizacji i depersonalizacji.2 tygodnie. Jak zasypiałam to czułam, że tracę kontrolę nad swoim ciałem, czułam mrowienie nóg/rąk, drętwienie. I musiałam nimi poruszać, nie mogłam zasnąć bo czułam, że tracę nad swoim ciałem kontrolę. Wmówiłam sobie pląsawicę huntingtona, stwardnienie rozsiane, stwardnienie zanikowe boczne, atetoze (?), dystonia, rak mózgu, zespół wzgórzowy, niezbornosc ruchow, uszkodzenie rdzenia, uszkodzenie mozgu jakiekolwiek, udar mozgu, splątanie, padaczke, pląsawice sydenhama czy jakoś tak, zaburzenia czucia głębokiego, zespół hornera, zespół wilsona, niedowład połowiczy, zespół obcej ręki, niedowidzenie dwuskroniowe (?). Zaczęłam czytać o tych objawach i sprawdzałam co 5 minut moją koordynację ruchową, dotykałam nosa z zamkniętymi oczami, sprawdzałam asymetrię twarzy. No i zaczęłam się tak zagłębiać w te objawy. Jednej nocy (po ciemku) ruszyłam szybko ręką to wyszedł z niej 3 krotny cień o takiej samej barwie. (Palinopsja idiopatyczna czy coś takiego) Nie mam tego w ciągu dnia tylko w ciemnosci i pod wpływem szybkości. No i ja zaczęłam płakać, że mam uszkodzony mózg, że mam guza, splątanie, padaczkę, uszkodzenie kory mózgowej. No i zaczęłam dogłębiać wszystkiego. No i moja nerwica chyba (nie wiem) zaczęła imitować takie same objawy. Wystraszyły mnie moje objawy tzn. ruchy mimowolne każdego fragmentu ciała (głowy, kącika ust, nogi, każdego palca, ud, łydek, ramienia, powiek, łokcia), sztywnienie kończyn (palców u rąk i stóp, dłoni, nóg), nierówne źrenice, (Raz jedna jest większa, a raz druga więc nie wiem :( ) fascykulacje, zawroty głowy, drżenie dosłownie całego ciała, nawet policzków, szumy uszne, szarpnięcia mięśni. 24 na dobę. Jak zamykam oczy to czuję jak moje ciało (w tym mimika) jakoś sama się porusza? Mam zaburzenia widzenia w postaci powidoków/palinopsji, śniegu optycznego, mroczków, drganie/falowanie obrazu, ból różnych części ciała. Raz widzę kolory intensywnie, a raz jako wyblakłe (raz w jednym oku, raz w drugim, raz w obydwu?) Mam jakiś silny stan, że wszystko wokół mnie jest obce i odczuwam silny lęk przed snem i ciemnością. Od małego mam objawy hipochondryka, jak miałam 3 lata to płakałam że mi oko wypłynęło Miałam badania krwi, hormonów, moczu, OB itd. Pani doktor obejrzała mnie całą, razem z wynikami i stwierdziła, że jestem zdrowa jak rybka. Przepisała mi leki na uspokojenie i na lepszy sen i niby pomagają. Lekarz obejrzał moje źrenice i stwierdził, że są równe i że to zależy od padania światła. (Bo jedna była mniejsza i stwierdziłam, że to zespół Hornera. Ale teraz jak tak patrzę to ta mniejsza jest większa od poprzedniej, więc już nie wiem.) Ale ja sobie wmówiłam, że mam tętniaka albo guza mózgu, że uszkodziłam sobie mózg. I tak przez cały miesiąc googluję, płaczę, krzyczę, spisuję testament, mówię, że jak będę roślinką to niech mnie zabiją(XD) mam te objawy, wpadam w histerię bo nie wierzę lekarzom. Otwieram oczy i analizuję OD RAZU czy jest tak samo czy nie. Nie wiem czy te objawy to nerwica czy nie. Rok temu zaczęłam interesować się pieprzykiem, że to na pewno czerniak, później z zębami problem, że mam guzki na dziąsłach, że mam problemy z przysadką bo mam nieregularne miesiączki. Zaznaczam, że jestem BARDZO nerwowym człowiekiem, rozhisteryzowanym, przewrażliwionym, trochę egoistą. Przeszłam covid i się zastanawiam czy ten wirusek nie pogłębił moich lęków i zaburzeń w układzie nerwowym. Pozdrawiam
  5. Witajcie :) Piszę do Was z prośbą o pomoc w dość poważnym problemie, z którym pomimo terapii (parę razy przerywanej nie potrafię sobie poradzić). Mianowicie pracuję już 11 lat, zaczęłam od pracy w administracji (przepracowałam tam 8,5 roku), potem poszłam do firmy prywatnej zajmującej się zupełnie czym innym (pracowałam tam prawie 3 lata). W międzyczasie rozpoczęłam studia doktoranckie, które nadal nie są ukończone. I tu pojawia się problem, ponieważ w każdej z firm, a także w relacjach z moim promotorem miałam do czynienia z mobbingiem. Dobrze było do czas, a potem zaczynało się docinanie, podnoszenie głosu, upokarzanie, umniejszanie moich umiejętności, aż w końcu doprowadzona do skraju wytrzymałości musiałam odejść lub zmienić pracę na inną. Oczywiście potem zawsze długo to odchorowywałam, między innymi nerwicą lękową, stanami depresyjnymi, brakiem wiary w siebie i swoje umiejętności...Często w pracy chciało mi się płakać i miałam ochotę ucieć, a w domu odreagowywałam się na najbliższych. Zniszczyłam przez swoje zachowanie związek z mężczyzną, którego bardzo kochałam. Od poniedziałku idę do nowej pracy i niestety przez niezrozumienie się w trakcie rozmowy telefonicznej z moją przyszłą szefową, ta wypomniała mi, że moja reakcja na informację o pracy była dla niej szokiem. Przyznam szczerze, że wyczuwam że już jest do mnie uprzedzona, a ja jestem przerażona. Zależy mi na tej pracy, zawsze byłam obowiązkowa i sumienna, ale strach przed powtórką z rozrywki mnie paraliżuje. Proszę doradźcie coś, jak pokonać tą złą passę czy wyjść z roli ofiary w którą ciągle się pakuje.
  6. Natallia97

    Witam to moja historia

    Witam mam na imię Natalia . Mam 21 lat . Założyłam tu konto by poznać ludzi o podobnych problemach . Mam padaczkę, zaburzenia osobowości F 60 czyli osobowość paranoiczną , nerwicę lękową , drgawki dyscocjacyjne . I dodatkowo jeszcze spowodowane nerwicą depersonalizację i derealizację . I te 2 ostatnie zaburzenia są najgorsze . Ponieważ uczucie obcości wobec siebie i otaczającego mnie świata . Bardzo mnie męczy . Otóż nabawiłam się tego przez trudne dzieciństwo . Mój ojciec był alkoholikiem . Bił mnie i wyzywał . Zmarł gdy miałam 9 lat . Dostał marskości wątroby . Co nie było niespodzianką . Pił 25 lat . Mama też piła , awanturowała się i znęcała psychicznie głównie . Wzbudzała we mnie poczucie winy . Też była nadopiekuńcza . A to było spowodowane tym że straciła syna . Tóż po urodzeniu . Miał wrodzoną wadę serca . I mój ojciec z moją babcią wmawiali jej ,że to przez nią .Ja po urodzeniu walczyłam o życie . Miałam obustronne zapalenie płuc i żółtaczkę . Mama nie chciała mnie zostawić w szpitalu . Choć lekarze nalegali . Sama się mną cierpliwie opiekowała . Miała ciężkie życie . Zapijała swoje choroby . Choruje na nerwicę i depresję . Nie pije już 11 lat . Aktualnie kontakt jest dobry . Nawiązałam z nią nić porozumienia . Brat bił mnie i poniżał . Chorował na depresję . Siostra wyzywała i czasem dochodziło do rękoczynów . 2 pozostałe siostry w tym czasie starsze miały już swoje życie . Pozakładane rodziny . A brat starszy ćpał i pił . Nie było go prawie nigdy w domu . Nie miałam z nikim z rodziny żadnej relacji . Pierwszy raz chciałam się zabić w wieku 9 lat . Mieliśmy na korytarzu toaletę . Stawałam na sedesie i chciałam się powiesić . Na lince od spłuczki . Wyskoczyć z okna , skoczyć z mostu , wbić sobie nóż w brzuch, . Bałam się , Strach mnie uratował. W szkole także mnie gnębiono . Wzywano i poniżano .Nie miałam przyjaciół prawie w ogóle . I tak im nic nie mówiłam . Trzymałam wszystko w sobie . Lata mijały a balast z przeszłości . Męczył mnie coraz bardziej . Mimo wszystko w szkole byłam spokojna i opanowana . Ale w domu puszczały mi nerwy , Kłóciłam się z mamą . Biłam i wyzywałam z bratem . Siostrom nic nie mówiłam . Jak zresztą nikomu . Zamknęłam się w sobie . I tak przeszłam podstawówkę i gimnazjum . Jako wyrzutek . W szkole średniej coś zaczęło się zmieniać .
  7. Witajcie! Od kilkunastu lat zmagam się z nerwicą lękową, a dopiero 3 lata temu zostałam zdiagnozowana. Od tamtego czasu nauczyłam się wiele na temat tego, jak sobie z nią radzić i bardzo chciałabym pomóc innym w życiu z nerwicą, bo sama w najgorszych momentach czytałam różne fora i blogi, głównie żeby sprawdzić, czy nie oszalałam. Dlatego założyłam bloga, na którym poruszam różne tematy, dzięki którym mam nadzieję, ktoś z zaburzeniami lękowymi będzie mógł poczuć, że nie jest z tym samym i że może pięknie żyć. Zapraszam Was serdecznie do czytania: https://nerwicajestok.blogspot.com/ Posty są na razie dopiero trzy, bo właśnie zaczęłam mój blog, ale mam już w planach dużo więcej! Chętnie przeczytam też, o czym wy chcielibyście przeczytać, czego się boicie, czy macie jakieś stany, w których wydaje się wam, że jesteście sami? Chciałabym stworzyć z mojego bloga taki podręcznik przetrwania dla nerwicowców, bo sama szukałam takich tekstów w swoich najgorszych chwilach. Dajcie znać
  8. Nazywam się Natalia . Mam 21 lat . Cierpię na nerwicę lękową z atakami paniki . Mam także drgawki dysocjacyjne .Z nerwicą zmagam się od dziecka . Tylko w tamtym czasie nie byłam diagnozowana . Ale ataków nie miałam . Bardziej nerwicę natręctw . Ataki zaczęłam dostawać od maja tego roku . . Obecnie jestem na terapii grupowej . Na która zaczęłam uczęszczać od 13 sierpnia . Byłam także w zakładzie psychiatrycznym w Starogardzie na oddziale 7 . Miesiąc i tydzień. Moje ataki były bardzo silne . Wyglądały jak ataki padaczki . Obecnie ataków nie mam . Ostatni był 25 sierpnia . Mój stan jest stabilny , Przyjmuję leki Chloroprothixen w dawce 50 mg - 3 razy dziennie i Lamitrin 50 mg - 2 razy dziennie . Obecnie zmagam się z depersonalizacją . Odczucie odrealnienia towarzyszy mi co najmniej od 1,5 roku . Piłam bardzo dużo alkoholu . Pomagał mi zapomnieć o bólu wewnętrznym . Ale poczucie oderwania od siebie zaczęło coraz bardziej się powiększać .Odstawiłam alkohol . Nie pije już pół roku . Ale mój stan się nie poprawił . Psychiatra zrozumiała , że poczucie odrealnienia bardzo mnie męczy . Przepisała mi lek Kwetaplex . Przyjmowałam go w dawce 25,50,100 mg i nie poczułam żadnej różnicy .Mam odstawiony ten lek . W pon będę testować nowy lek z nadzieją , że pomoże . Chętnie poznam osoby w moim wieku lub trochę starsze . By podzielić się doświadczeniami . I porozmawiać tak ogólnie . Chętnie zawrze nowe znajomości .
  9. Cześć, Po kilku latach leczenia farmakologicznego i nasilonych ostatnio atakach paniki zdecydowalam się wreszcie na psychoterapię. Parę lat temu mialam już skierowanie od psychiatry, ale wtedy z niego nie skorzystalam, bylam pewna, ze same leki wystarczą. Ale niestety nie. Powiem szczerze, ze tyle się naczytalam pozytywnych komentarzy o tych terapiach, że na prawdę pokładałam w niej wielkie nadzieje. A że bylam w rozsypce, było mi wszystko jedno kto mnie przyjmie, byle szybko. I tak oto od maja chodzę co tydzień na "terapię" do "psychoterapeuty" z NFZ. Raz, że kosztuje mnie to dużo stresu, bo co tydzień muszę drałować do przychodni w srodku pracy, potem odpracowywać wyjścia prywatne i siedzieć do nocy (rada terapeutki: "cieżko jest pracowac i chodzic na terapię, musisz sie zastanowic nad tym", "poranne godziny mam zarezerwowane przez stalych pacjentów"), a dwa, że minęły już prawie 4 miesiące, a moje wszystkie dotychczasowe wizyty ograniczały sie albo do robienia testów (mmpi nawet 2x i zeszły na to 4 wizyty bo ponoć nakłamałam za pierwszym razem i wynik nadawał sie do śmieci, a za drugim podejściem zostało mi 30 pytań do końca, ktore zrbilabym w 5min, ale "czas sie skończył, przyszedl nastepny pacjent" i musialam przyjechać za tydzien, żeby tylko dokończyć te 30 pytań), albo jechałam do ośrodka przez pół miasta tylko po to, żeby w ciągu 10min ustalić wizyty na najblizsze 3msc, a na koniec usłyszeć "tyle na dziś". Czy mi się wydaje, czy ktoś tu próbuje mnie robić w bambuko?? Czy to jest jakiś element psychoterapii, że sprawdzają moją cierpliwość i uległość? Po dzisiejszej sesji, ktora trwała tylko 10 min i psychoterapeuta mi podziekowal po wpisaniu wizyt do kalendarza, miałam takie napiecie, że rozplakalam się jak tylko wsiadlam do auta. Przed chwilą miałam silny atak paniki i niestety musiałam doraznie wziac Zomiren, bo bylam sama i bylo ciezko. Czy waszym zdaniem jest sens kontynuowania psychoterapii u tej pani? Czy takie zachowanie jest odpowiednie dla psychoterapeuty? Mam wrażenie, że moje wizyty traktuje jak przerwę od swojej pracy...
  10. Nicanic

    Psychoterapeuta

    Cześć, Po kilku latach leczenia farmakologicznego i nasilonych ostatnio atakach paniki zdecydowalam się wreszcie na psychoterapię. Parę lat temu mialam już skierowanie od psychiatry, ale wtedy z niego nie skorzystalam, bylam pewna, ze same leki wystarczą. Ale niestety nie. Powiem szczerze, ze tyle się naczytalam pozytywnych komentarzy o tych terapiach, że na prawdę pokładałam w niej wielkie nadzieje. A że bylam w rozsypce, było mi wszystko jedno kto mnie przyjmie, byle szybko. I tak oto od maja chodzę co tydzień na "terapię" do "psychoterapeuty" z NFZ. Raz, że kosztuje mnie to dużo stresu, bo co tydzień muszę drałować do przychodni w srodku pracy, potem odpracowywać wyjścia prywatne i siedzieć do nocy (rada terapeutki: "cieżko jest pracowac i chodzic na terapię, musisz sie zastanowic nad tym", "poranne godziny mam zarezerwowane przez stalych pacjentów"), a dwa, że minęły już prawie 4 miesiące, a moje wszystkie dotychczasowe wizyty ograniczały sie albo do robienia testów (mmpi nawet 2x i zeszły na to 4 wizyty bo ponoć nakłamałam za pierwszym razem i wynik nadawał sie do śmieci, a za drugim podejściem zostało mi 30 pytań do końca, ktore zrbilabym w 5min, ale "czas sie skończył, przyszedl nastepny pacjent" i musialam przyjechać za tydzien, żeby tylko dokończyć te 30 pytań), albo jechałam do ośrodka przez pół miasta tylko po to, żeby w ciągu 10min ustalić wizyty na najblizsze 3msc, a na koniec usłyszeć "tyle na dziś". Czy mi się wydaje, czy ktoś tu próbuje mnie robić w bambuko?? Czy to jest jakiś element psychoterapii, że sprawdzają moją cierpliwość i uległość? Po dzisiejszej sesji, ktora trwała tylko 10 min i psychoterapeuta mi podziekowal po wpisaniu wizyt do kalendarza, miałam takie napiecie, że rozplakalam się jak tylko wsiadlam do auta. Przed chwilą miałam silny atak paniki i niestety musiałam doraznie wziac Zomiren, bo bylam sama i bylo ciezko. Czy waszym zdaniem jest sens kontynuowania psychoterapii u tej pani? Czy takie zachowanie jest odpowiednie dla psychoterapeuty? Mam wrażenie, że moje wizyty traktuje jak przerwę od swojej pracy...
  11. maja21

    obwinianie

    jak przestać się o wszystko obwiniać i uważać za najgorszą osobę?
  12. maja21

    Szkoła

    Cześć. Od kiedy pamiętam mój strach przed szkołą znacznie się powiększał, gdy wiedziałam, że mojej przyjaciółki akurat nie będzie. Teraz miałam taką sytuację - przyjaciółka w czwartek powiedziała mi, że nie będzie jej dzisiaj w szkole. Od tamtego czasu towarzyszył mi ciągły lęk, płacz, złe myśli. Dzisiejsza noc była wyjątkowo trudna - co chwile się budziłam, czułam jak bardzo jestem zestresowana pójściem do szkoły. Na miejscu było już w porządku. Jak sobie z tym poradzić? Sytuacja wyglada za każdym razem tak samo (próbuje sobie uświadomić o braku zagrożenia, ale niestety nie udaje się).
  13. Witam mierze się od kilku dni z problemem z którym nie jestem w stanie sobie poradzić i powoduje u mnie dyskomfort i lęk. Mam 17 lat i na co dzień jestem nieśmiałą i zamkniętą w sobie osobą. . Kilka dni temu poznałem w internecie dziewczynę która twierdziła że ma 17 lat pisała ze bardzo chce się jej uprawiać seks wysłała mi kilka nagich zdjęć. Po sposobie pisania myślałem że jest dzieckiem więc chciałem się upewnić ze ma faktycznie 17 i spytałem ją do jakiej chodzi szkoły ona odpowiedziała że do technikum gastronomicznego. stwierdziłem że wszystko jest ok i masturbowałem się do jej zdjęcia. Na drugi dzień wkręciłem sobie ze na pewno jest jeszcze dzieckiem i jestem pedofilem. Wpadłem w lęk i chciałem sobie udowodnić ze jest inaczej. Bałem się że po tym jak masturbowałem się do jej zdjęcia będą mnie podniecać dzieci. Spowodowane jest to natretnymi myślami z którymi mierze się już od pół roku i zrozumiałem to dopiero potem. Jednak pojawił się drugi problem który przyćmił ten pierwszy i jest chyba poważniejszy ponieważ z powodu pisania z tą osobą narodził się we mnie dziwny sadyzm i chęć zrobienia jej krzywdy. Mam te myśli kiedy widzę jakies małe dziecko albo jakieś zwierzę nie wiem dlaczego. Mam świadomość że jest to złe ale nadal mam taką chęć którą nie mogę. Jeszcze kilka dni temu wszystko było normalnie ale przez kontakt z tą dziewczyną przypomniały mi się te dziwne uczucia. przypomniałem sobie też sytuację z dzieciństwa kiedy miałem 11, 12 lat miałem kotkę i wtedy też miałem z nią te dziwne sadystyczne chęci. Pamiętam że przez to targałem ją za ogon rzucałem i znecalem się nad nią nie wiem z jakiego powodu być może ponieważ chciałem się wtedy wyżyć. Wiem że to nie było odpowiednie i jest mi wstyd że mogłem coś takiego zrobić. Czytałem w internecie o zoosadyzmie czyli podniecienia seksualnego wywołane znęcaniem się nad zwierzętami. Wpadłem w lęk i panikę boję się że mogę mieć tą chorobę. Wczoraj w nocy słyszałem miałczenie kota wyobraziłem sobie ze cierpi i przypomnialo mi się te dziwne uczucie sadyzmu sprawdziłem czy coś się stanie z moim penisem poczułem ciepło myślałem że dostaje erekcji i wpadłem w panikę zacząłem płakać ze jestem na to chory. Bo skoro mam te uczucie sadyzmu to i musi pojawić się w związku z tym podniecenie. Dzisiaj podczas masturbacji natrętnie pojawiła się w mojej głowie ta kotka boję się że przez takie myślenie może narodzić się u mnie jakas parafilia. Gdy widzę jakąś dziewczynę pojawia mi się w mojej głowie obraz kota gdy panikowałem ze mogę być pedofilem w każdej dziewczynie widziałem obraz dziecka. Odczuwam uczucie zrobienia komuś krzywdy małym dzieciom osobom bezbronnym i zwierzętom mimo że wiem że to nieodpowiednie. Przeczytałem ze mogą się z tym wiązać seksualne rzeczy i wpadłem przez to w panikę. Ostatnio odczuwałem taki lęk i dyskomfort gdy nachodziły mnie natrętne myśli pół roku temu ale po poczytaniu w internecie kilku rad zrozumiałem że nie jest to nic złego i już w miarę udało mi się to wyleczyc ale rozumiem że te uczucie sadyzmu jest znacznie poważniejsze. Jestem znerwicowany i boję się że na widok kota zwierzęcia może pojawić się u mnie podniecenie, mogę dostać erekcji. Prosiłbym o rady jak to wyleczyć i czym jest to spowodowane.
  14. Gość

    Hej wszystkim witam się :)

    Cześć. Jestem o kobietą, mam 34 lata, męża, dziecko i od dość dawna nie potrafię sobie poradzić z nerwami i samą sobą. Kurczę, to brzmi naprawdę słabo. Ech... zaczęło się od tego - w skrócie - że zamieszkałam po ślubie z mężem u jego rodziców. I oni mnie powoli wykańczają...od drobnych spraw po wtrącanie się w wychowanie dziecka etc. Łatwo powiedzieć "wyprowadźcie się" ale na ten moment nie ma szans. Najistotniejsze, że nie umiem się uspokoić, wyciszyć, nic mnie nie cieszy, jak dawniej, nawet rzeczy, które kiedyś sprawiały radość dziś, po prostu stały się nijakie. Nerwy i stres, non stop, bez przerwy, ciemność...... czuję jakbym spadała w dół, nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
  15. wi.ne

    Nerwica lękowa

    Witam postanowiłam tu napisać bo nie wiem jak mam postępować Mam 18lat od 2,5 choruje na nerwice, nerwice lękowa (somatyczna) i depresje. W tym roku zaczęłam chodzić do psychologa oraz psychiatry (raz w miesiącu) Czuje że to za mało z początku byłam silna dawałam sobie z tym jakos rade a teraz nie. Nie mogę "funkcjonować" tak jak dawniej przez to czuje jakbym się zatrzymala w zyciu. Po tabletkach jest troche lepiej ale nadal się boję przełamać (chociażby wejść do sklepu na dłuższe zakupy, jechac pociągiem, wyjść gdzies czy pojsc do szkoły/pracy) Złapałam jakiegoś doła
  16. Witam piszę w sprawie wsparcia i wielkiego cierpienia jakie mnie spotkało, z tego co zauważyłem niewielu ludzi z nerwicą dośwadcza tak specyficznych objawów zmysłowych, tak przynajmniej myśle przepraszam jeżeli się myle, lecz naprawde mało tego znalazłem. Do sedna sprawy, moja nerwica zaczeła się już w dzieciństwie, był to lęk przed wyjściem z domu, bałem się że starsze chłopaki z osiedla znów mnie pobiją, miałem również natręctwa w stylu muszę mieć poukładany cały dzień i prosty monitor itd, gdy miałem 16 lat paliłem troche częściej niż inni marihuane wywołało to u mnie zaburzenia lękowe, strach przed ciemnością, bałem się że jakieś potwory w domu chcą mnie wystraszyć a o śnie już nie wspomne, były to zwykłe zaburzenia lękowe nic bardziej poważnego. Aktualnie mam 18 lat i powoli wkrzaczam w dorosłość, powoli wchodze w świat biznesu i inwestycji z którymi wiąże swoją przyszłość, sam jestem bardzo aktywny w ciągu dnia, codziennie trenuje boks i chodze na siłownie, codziennie dużo czytam i pracuje nad sobą, jestem liderem swojej paczki i ciesze się dużym zainteresowaniem płci przeciwnej, no ogólnie jest super gdyby nie te straszne zwidy i lęki które mnie nawiedzają, już o nich mówie, słowem wstępu chciałem troche opisać swoją osobe. Zaczne od tego że boje się schizofrenii ze względu na objawy zmysłowe jak i fakt palenia trawy w młodym wieku i pewnych zaburzeń z nią związanych. Moje objawy które najbardziej mnie niepokoją i są dla mnie przerażające to: Zwidy/parahalucynacje słuchowe jak i wzrokowe już opisuje. Mój pierwszy zwid zaczął się od tego że w nocy zauwazyłem wyraźny kształt psa który pochwili zniknął wykonując pierwszy krok, z początku rzeczywiście myślałem że jest tam pies, dopiero po chwili zdałem sobie sprawe że mi się to wydawało, nawet o tym nie myślałem dopóki nie dowiedziałem się że mam nerwice, w sumie to od tego psa się wszystko zaczeło, kolejne zwidy jakich doświadczyłem było to wrażenie że duży czarny cień za mną stoi i chce mnie że tak powiem pochłonąć ( takie miałem wrażenie ) tego samego dnia widziałem cień jakby tira która ma mnie zaraz przejechać, czasem doświadczam wrażenie że widze coś kątem oka, co chwile mam wrażenie że coś się poruszyło, że coś zmieniło miejsce, że ktoś tamtędy szedł itd. Kolejny objaw który spotkał mnie dzisiaj i zarazem najgorszy to: W biały dzień stojąc pod drzwiami urzędu obracając głowe dostrzegłem cień który miał format mężczyzny widziałem jak robi krok do przodu i znika, rzeczywiście zobaczyłem ten cień to było okropne, wiedziałem i wiem że to zwid lecz dlaczego te cienie występują? Dlaczego widze cienie mężczyzny które czasem się pojawiają? Zanim ktokolwiek napisze odpowiedź chce zaznaczyć że podczas tej zwidy byłem szczęśliwy, nie myślałem o nerwicy i niczego nie analizowałem, byłem zajęty dziewczyną i moim życiem, totalny luz o wszystkim zapomniałem a jednak te zwidy wystąpiły, co ciekawe czasem słowa innych ludzi są zniekształcane przez mój mózg przez co czasem między słowami innych słysze swoje imie, chce również powiedzieć że mam te zwidy w formie faceta kiedy jestem wyspany, szczęśliwy i mam luz, nie wiem może to wina podświadomości która daje o sobie znać. Miewam więcej objawów nerwicy (każde z nich jest zmysłowe oprócz bólu brzucha). Nie chce pisać o reszcie objawów w stylu dzwoni mi telefon kiedy tak naprawde nie dzwoni, chociaż to też mnie przeraża i nie jest to w nocy, nie, nie jest to podczas zasypiania tylko w ciągu dnia. Proszę napiszcie co sądzicie o tych zwidach, lekarz uważa że to objawy nerwicy ale nastraszył mnie już trohe schizą, sam powiedział że jej nie mam, nie ważne ja tylko chce się dowiedzieć dlaczego widze ten cień faceta i dlaczego on jest tak rzeczywisty, dziękuje każdemu kto mnie wysłuchał, doceniam waszą pomoc jaką niesiecie dla mnie i dla innych jesteście bohaterami, dziękuje i proszę o pomoc.
  17. maja21

    Moja nerwica

    Witam. Nie do końca wiem co mam Wam napisać, jednak czuję potrzebę "wygadania" się, gdyż rozmowa z bliskimi nie przynosi żadnych rezultatów, etc. Mam 18 lat. Już jako małe dziecko byłam bardzo zamknięta, bałam się ludzi (w szczególności mężczyzn, mimo, że nikt nigdy nie zrobił mi krzywdy). Zawsze chowałam się za mamą i tylko przy niej czułam się naprawdę bezpiecznie. Zawsze była ona moim aniołem . Wszystko jednak poszło w złą stronę, ponieważ jako jedynaczka moi rodzice często wyręczali mnie z różnych obowiązków itp. Miałam problemy z zawieraniem znajomości, a w czasach podstawówki panicznie bałam się chodzić do szkoły. Nigdy nie zapomnę, jak nauczycielka musiała mnie siłą przetrzymywać, żeby mój tata mógł spokojnie zostawić mnie w szkole. Gimnazjum wspominam natomiast jako prawdziwy czas spokoju, szczęścia. Miałam przy sobie wspaniałą przyjaciółkę, dobrze dogadywałam się z klasą. Prawdziwy koszmar zaczął się dopiero w liceum. Klasa z grupką dziewczyn, które każdego obgadywały - bardzo źle się tam czułam. Przeniosłam się - zmiana klasy bardzo mi pomogła, choć bałam się otworzyć przed innymi ludźmi. Przez całą drugą klasę stałam się prawdziwą introwertyczką :)) Moje życie zaczęło się w internecie, tam poznałam dziewczynę. Już wcześniej podobały mi się dziewczyny, jednak nigdy nie myślałam o tym w sposób poważny. Dzieli nas ok. 300km. Jesteśmy razem już ponad rok. Jednak mój stan psychiczny sięgnął dna od czerwca 2018 r. Miałam pracować nad morzem, jednak gdy dowiedziałam się, że w pokoju, w którym miałam spać będzie 7 dziewczyn poczułam wielki dyskomfort i ciągle towarzyszył mi lęk. Wtedy doświadczyłam też pierwszych ataków paniki, coś strasznego:). W rezultacie pracowałam tylko kilka dni, a rodzice umówili mnie do lekarza psychiatry. Pani doktor potwierdziła nerwicę lękową oraz depresję. Przypisała bardzo silne leki (po których czułam się źle) oraz zaleciła wizyty u psychologa. Całe moje wakacje skupiły się na leczeniu, które nic nie zmieniły. We wrześniu zrezygnowałam, nie czułam się lepiej. Do teraz nie czerpię już z niczego szczęścia. Każdy nowy dzień jest koszmarem. Każde wyjście z domu wiąże się z lękiem, któremu towarzyszą mdłości, bóle całego ciała, kołatanie serca, przyspieszony oddech, ciągłe złe myśli. Przez ten czas bardzo schudłam, nie jestem w stanie nic w siebie wcisnąć. Mama twierdzi, że mam już anoreksje (mam 170cm, ważę 45 kg i nawet po bieliźnie już widać, że znacznie schudłam). A co jest najgorsze.... podobają mi się zdrowe sylwetki ciała - nie za grube, nie za chude, ale czuję dziwną satysfakcję, gdy widzę, że chudnę... co chwilę sprawdzam, czy nie przytyłam, ważę się 2 razy dziennie. Mój każdy dzień przepełniony jest złymi myślami, brakiem jakiegokolwiek entuzjazmu, radości. Ciągle płaczę, budzę się w nocy po kilka razy. Jestem ciągle niewypoczęta, ponadto czuję się dla wszystkim problemem, mam wrażenie, że nikomu już na mnie nie zależy, nikt mnie nie kocha. Nie umiem pozbyć się takich myśli, przez co utknęłam w takim błędnym kole, co prowadzi często do napadów paniki. Teraz nie umiem już przebywać sama z sobą, muszę ciągle być w towarzystwie innych (oczywiście tylko bliskich, bo nadal mam problem z poznawaniem nowych ludzi). Gdy jestem sama zaczynam za dużo analizować i pogrążam się w tym wszystkim jeszcze bardziej. W dodatku mam w tym roku maturę, więc mój strach przed szkołą powrócił. Nie umiem już sobie z tym wszystkim radzić. Czuję, że mój stan sięgnął już totalnego dna. Co mam robić?
×