Skocz do zawartości
Nerwica.com

Praca

Znaleziono 8 wyników

  1. Witam. Chciałbym aby pod tym postem szeroko poruszyć temat pracy zawodowej wśród osób z różnymi zaburzeniami natury psychicznej i nie tylko, jakie to forum obejmuje. Myślę, że najlepszym sposobem będzie jeśli napisali byście jakie macie problemy ze zdrowiem oraz jak to się ma do waszej pracy. Czy ją w ogóle macie, czy też nie? Czy potraficie ją utrzymać, czy ciągle zmieniacie na inną? Jak się w niej czujecie i jak z nią radzicie? Czy jest to wasza wymarzona praca czy wręcz przeciwnie? Czy problem sprawia wam szukanie pracy jeśli jej nie macie? Z czym w pracy najbardziej się mierzycie a co przynosi wam pozytywne odczucia? Jak jesteście odbierani przez innych ludzi w pracy? Ogólnie chciałbym abyście napisali jak wygląda wasze życie zawodowe, nie koniecznie sztywno odpowiadając na powyższe pytania. Istotne (przynajmniej dla mnie) jest to aby zestawione to było z rodzajem zaburzeń jakie posiadacie. Może temat ten będzie małą podpowiedzią dla innych, jaką pracą przy danym zaburzeniu/chorobie się zainteresować a jakiej lepiej unikać, aby nie pogorszyć swojego stanu. Zakładam ten temat gdyż sam mam ogromny problem z podjęciem jakiejkolwiek pracy, głównie z powodu wielu niezrozumianych do końca obaw. Jeśli chodzi o mój przykład to edukację skończyłem na szkole średniej. Zdałem maturę i tak się skończyło. Niepełnej, prostej rodziny nie było stać ani finansowo ani mentalnie na moje dalsze nauczanie. Sam bałem się świata i ludzi więc było mi to niejako na rękę. Pochodzę ze wsi więc może być to w jakiś sposób zrozumiałe. Dokładając fakt, że małe nieprognozujace gospodarstwo potrzebowało gospodarza a dom głowy rodziny ( 3 osoby z 1 grupą plus ojciec alkoholik ) dalsza historia napisała się sama. Mam 32 lata i tylko 3 miesiące innej niż rolnictwo pracy zawodowej na produkcji. Teraz sytuację odmieniła mi dziewczyna, która zabrała mnie do miasta. Z wielkim trudem udało mi się sprzedać wbrew woli matki większość zwierząt i zostawić ją niezaradną na gospodarstwie gdzie jeszcze do listopada wykonywałem tam różne prace polowe. Mam teraz kilka miesięcy wytchnienia choć matka zaburza mi spokój na odległość. Jak nie ciągłą ciszą to płaczem i lamentem jak tylko uda mi się z nią skontaktować lub przyjechać w odwiedziny. Za moją pracę przez 14 lat nie mam prawie nic. Gospodarstwo nie prosperowało zbyt dobrze a było raczej matki "widzi mi się" i kultywowaniem tradycji rodzinnych. W tą nieciekawą historię nie wchodziłem ani zdrowy ani zdiagnozowany. Po wielu latach gehenny jaką odczuwałem w swojej nie do końca opisanej tu sytuacji, wychodzę z niej powoli, za to dużo starszy, z większą depresją, paradoksalnie mniejszą chęcią do walki o zmianę, jakąś tam diagnozą sprzed kilku lat i wieloma innymi rzeczami. Na pewno mam coś nie tak z nerwami, na pewno z myśleniem bardzo krytycznym wobec siebie, na pewno z lękiem bo boje się wielu rzeczy, do tego cała masa złych nawyków. Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika, mam niedojrzałą osobowość i zacząłem podejrzewać też u siebie jakiś rodzaj ADHD. Co tylko przeczytam na temat zaburzeń, to myślę że dotyczy to też mnie. Kończąc mój chaotyczny, jak myślę wpis, z małym opisem mojej historii (może nie potrzebnym) dodam tylko, że jedyne kwalifikacje jakie mam to prawo jazdy C+E którego niegdy nie wykorzystałem z różnych powodów. Obecnie jestem na utrzymaniu mojej wspaniałej dziewczyny, która jakimś cudem znosi związek ze mną i moimi problemami zadziwiająco dobrze. Jestem jej za to mega wdzięczny. Czuję ogromną presję i chęć aby pomóc i odwdzięczyć się tym samym nie tylko jej, ale w końcu też sobie, choć na razie czarno to widzę. Liczę, że znajdę tutaj jakąś część odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, może rozwieje pewne swoje obawy, może skorzysta z tego wpisu i postów pod nim ktoś inny. Każda korzyść będzie dobra. Kończę lać wodę, liczę na zainteresowanie tematem, liczne posty ale także zrozumienie mojego problemu. Nie ukrywam, że boje się trochę konstruktywnej bądź nie, krytyki za pewien rodzaj strefy komfortu, którą można znaleźć w mojej historii. Przynajmniej ja taką znajduje.
  2. Bo wolałabym się nie przyznawać. Ale się boję, że to będą mieli w systemie.
  3. Witajcie :) Piszę do Was z prośbą o pomoc w dość poważnym problemie, z którym pomimo terapii (parę razy przerywanej nie potrafię sobie poradzić). Mianowicie pracuję już 11 lat, zaczęłam od pracy w administracji (przepracowałam tam 8,5 roku), potem poszłam do firmy prywatnej zajmującej się zupełnie czym innym (pracowałam tam prawie 3 lata). W międzyczasie rozpoczęłam studia doktoranckie, które nadal nie są ukończone. I tu pojawia się problem, ponieważ w każdej z firm, a także w relacjach z moim promotorem miałam do czynienia z mobbingiem. Dobrze było do czas, a potem zaczynało się docinanie, podnoszenie głosu, upokarzanie, umniejszanie moich umiejętności, aż w końcu doprowadzona do skraju wytrzymałości musiałam odejść lub zmienić pracę na inną. Oczywiście potem zawsze długo to odchorowywałam, między innymi nerwicą lękową, stanami depresyjnymi, brakiem wiary w siebie i swoje umiejętności...Często w pracy chciało mi się płakać i miałam ochotę ucieć, a w domu odreagowywałam się na najbliższych. Zniszczyłam przez swoje zachowanie związek z mężczyzną, którego bardzo kochałam. Od poniedziałku idę do nowej pracy i niestety przez niezrozumienie się w trakcie rozmowy telefonicznej z moją przyszłą szefową, ta wypomniała mi, że moja reakcja na informację o pracy była dla niej szokiem. Przyznam szczerze, że wyczuwam że już jest do mnie uprzedzona, a ja jestem przerażona. Zależy mi na tej pracy, zawsze byłam obowiązkowa i sumienna, ale strach przed powtórką z rozrywki mnie paraliżuje. Proszę doradźcie coś, jak pokonać tą złą passę czy wyjść z roli ofiary w którą ciągle się pakuje.
  4. Czy znacie takie przygniatające co dzień uczucie braku sensu w życiu? Czy zdrowi ludzie tego nie odczuwają i po prostu cieszą się pierdołami? Ja ciągle szukam złotego środka, sensu mojego istnienia, ale od kilku lat bezskutecznie. Jestem młodą osobą, ale czuję brak perspektyw. Nie umiem się ogarnąć, dręczy mnie brak siły, strach, a może to zwykłe lenistwo? Smucą mnie inni ludzie, ich zawiść, dwulicowość i złośliwość. Sama nie jestem idealna, ale staram się być miła, zwłaszcza gdy kogoś nie znam i nie wiem jaki jest. Staram się być miła, żeby inni też byli dla mnie dobrzy, ale czasem przesadzam, zwłaszcza w pracy, gdy ktoś wg mnie jest mądrzejszy ode mnie. Nie mam marzeń oprócz tego, żeby być w końcu szczęśliwą i odczuć ten sens w mojej egzystencji. Ja budzę się, robię wszystko na siłę, chodzę do pracy, wracam, gotuję, sprzątam, spacery, tv, jakieś zakupy... Wszystko mnie jednak męczy i jest całkowicie bez sensu, mam zły humor, chodzę naburmuszona i obrażona na cały świat, nerwowa. Boję się mieć dzieci, skoro sama nie umiem żyć, to jak wychować małego człowieka? Boję się, że nie dam rady, będę złą matką, to w ogóle nie wchodzi w grę. Rodzina i znajomi nalegają, pytają kiedy dziecko, mąż jest przed 30, wiem że to już wiek na dzieci. Czuję się okropnie, że nie dam mu tego, co mają wszyscy... Mam wpojone przez mamę i społeczeństwo, że dzieci są ważne, bez nich nie ma rodziny, nie ma szczęścia w domu... Strasznie mi źle, że ludzie chcą mieć dzieci, a ja nie chcę... Co wy o tym myślicie, czy jestem złym człowiekiem, że wolę ich nie mieć? Może nie wolę, ale myślę, że nie powinnam. Mam takie mieszane uczucia... Jestem tak skomplikowana, że sama nie umiem tego ogarnąć. Niby czegoś bym chciała, ale mam dziesiątki powodów na to, że nie powinnam tego mieć. I dlatego jestem nieszczęśliwa, bo nie umiem się określić. Boli mnie opinia innych ludzi, wierzę w ich słowa, ważę je i wciąż myślę ile w tym racji. Nie daję rady już tak..
  5. Cześć wszystkim! W zasadzie to jestem tutaj nowy, ale z nerwicą natręctw mam do czynienia odkąd pamiętam. Cieszy mnie fakt, że udaje mi się niekiedy ignorować natręctwa. Staram się funkcjonować normalnie jednakże przyznam, że nie zawsze jest łatwo. Dokucza mi sprawdzanie kranów, okien, drzwi oraz sprzętu rtv i agd przed wyjściem z domu jak i przed pójściem spać. Kiedyś pracowałem w bezpośredniej obsłudze klienta. Największą trudnością było np. wydawanie reszty. Podczas gorszego dnia, towarzyszył mi lęk o wydanie odpowiedniej kwoty. Teraz pracuję w telefonicznej obsłudze klienta. Trudności objawiają się wielokrotnym sprawdzaniem wiadomości mailowej przed wysłaniem gdziekolwiek. Sprawdzam treść, słowo po słowie. Nie ważne czy wysyłam wiadomość do klienta czy do kolegi siedzącego biurko obok. A wy? Czy macie jakieś swoje trudności, z którymi borykacie się w codziennych obowiązkach związanych z pracą zawodową? Pozdrawiam
  6. Uważam, że rząd popełnił znaczny błąd, dając 500+ na każde dziecko i trzynastej emerytury i renty. Oceniam te pomysły BARDZO negatywnie. Należy się PiSowi za to solidna bura, bo to według mnie bardzo złe ulokowanie około 25 miliardów złotych w skali roku. Mam nadzieję, że rząd wycofa się z tych (tak powiem) GŁUPICH pomysłów. Według mnie powinna być rewolucja w przyznawaniu rent socjalnych. Powinna być renta socjalna (wynosząca połowę renty socjalnej czy przynajmniej połowę najniższej renty wypracowanej) także dla osób z częściową niezdolnością do pracy (które nie mają okresów składkowych) i lekką niepełnosprawnością intelektualną. Obecnie osoba, która ma częściową niezdolność do pracy, nie dostaje od państwa ani grosza! To bardzo nie fair, korci mnie, żeby określić taką sytuację "wstrętnym świń*twem"! Trzeba skończyć z tą "zerojedynkowością" w przyznawaniu rent socjalnych! Uważam też, że należałoby uznać lekką niepełnosprawność intelektualną (LNI) za coś, za co dostaje się orzeczenie o niepełnosprawności o symbolu 01-U (przynajmniej w lekkim stopniu), przy czym nie wykluczam, że część osób z LNI mogłaby mieć stopień niepełnosprawności (co najmniej) umiarkowany. Obecnie LNI (F70 w ICD-10) w ogóle nie liczy się przy wystawianiu orzeczenia o niepełnosprawności, co według mnie jest krzywdzące dla osób z tą przypadłością. Uznanie LNI za chociażby lekką niepełnosprawność oznaczałoby, że osoby z nią stanowiłyby nową grupę osób ze schorzeniami specjalnymi. Gdyby dostawały orzeczenie 01-U, należałoby się ich pracodawcom dofinansowanie w wysokości 1050 zł na miesiąc, co mogłoby być sporym obciążeniem dla budżetu, może nawet większym niż "mała" renta socjalna. Można byłoby zmienić zasady przyznawania zasiłków pielęgnacyjnych - np. tak, żeby za lekki stopień niepełnosprawności należało się 100 zł na miesiąc niezależnie od czasu powstania niepełnosprawności, za umiarkowany - 200 zł (niezależnie od czasu powstania niepełnosprawności), za znaczny - 300 zł. Obecnie może zdarzyć się sytuacja, w której osoba z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności nie dostaje ani grosza wsparcia z tytułu swojej niepełnosprawności. gdy zajdą trzy okoliczności: 1. Niepełnosprawność powstała po 21 roku życia (nie przysługuje zasiłek pielęgnacyjny). 2. Niepełnosprawność powstała po 18 r. ż. i osoba się wówczas nie uczyła (nie ma szans na rentę socjalną). 3. Nie miała okresów składkowych potrzebnych do renty wypracowanej. Uważam, że z taką możliwością trzeba skończyć raz na zawsze.
  7. Cześć, Chciałabym nawiązać kontakt z ludźmi z podobnymi problemami do moich, tzn. lęk przed pracą, przez który nie potrafię pozostać w stosunku stałego zatrudnienia ani w ogóle ułożyć sobie jakoś tej sfery. Podejmowałam się różnych zajęć, głównie w zawodzie. Ostatnia umowa o pracę 2 lata temu. Trwała 1,5 roku, z czego 5 miesięcy spędziłam na oddziale psychiatrycznym. Od tego czasu pomagałam znajomym w opiece nad dziećmi za symbolicznym wynagrodzeniem i bez formalnej umowy. Praca w każdym miejscu kończyła się podobnie: kumulacja napięcia, lęk przed wszystkim, co związane z pracą, codzienne wybuchy płaczu w biurze. Mam ukończone studia, których kierunek był w moim wypadku pomyłką. Nienawidzę pracy w zawodzie. Towarzyszy mi również poczucie bezsensu, pustki wewnętrznej. Czuję niechęć i opór przed jakąkolwiek aktywnością w domu. W psychoterapii od kilku lat.
  8. Przeglądam to forum już od wielu lat. Najbardziej lubię te wątki, gdy piszecie, jak walczycie z problemami i idziecie do przodu. Sama mam bardzo niskie poczucie własnej wartości i mała wiarę w siebie. Zawsze tak było. Gdy byłam dzieckiem, mama mi powtarzała, że nie warto się wychylac, lepiej siedzieć z boku i mieć spokój. Dopóki nie wyprowadziłam się z domu na studia, rzadko mogłam wychodzić z domu. Ciągle słyszałam jaką jestem nieudacznica, byłam bita, zdarzali się, że uciekałam z domu. W szkole uczyłam się bardzo dobrze, ale nigdy nie odzywałam się nie pytana. Znając odpowiedź na pytanie, wolałam je powiedzieć komuś z ławki, żeby odpowiedział, niż ja miałam się odezwać przy wszystkich. Problem zaczął mi trochę przeszkadzać w liceum, gdzie nie miałam żadnych znajomych. Walczyć z tym postanowiłam na studiach, kiedy wyprowadziłam się z domu. i szło dobrze , skończyłam studia , poszłam do pracy. Na początku Szło mi bardzo kiepsko. Strasznie się stresowałam i znowu przestałam się odzywać. Bałam się kogokolwiek o coś zapytać. Czasami siedziałam przy komputerze i udawałam , że coś robię, bo wstydziłam się powiedzieć , że już skoczyłam, co miałam zrobić. Mialam dużo szczęścia ,ze przedłużono ze mną umowę. Po prostu prezes nie miał czasu na rekrutację kolejne a moje stanowisko jeszcze bardziej zdegradowano. Po pół roku zaczęłam stawać się pewniejsza , po roku sporo awansowałam. Po kolejnych miesiącach dostałam samodzielne stanowisko. Zaczęłam robić spore pieniądze dla firmy. Uwierzyłam w siebie i to że mogę rozwijać się. Że ta nieśmiałość minęła. Zmieniałam pracę i to był dramat. Znowu ten sam problem . Nie odzywałam się prawie do nikogo. Zwolnili mnie z powodu nieumiejętności pracy w zespole. Kolejna praca to samo, ale stamtąd mnie nie wywalili , tylko przez ponad dwa lata robiłam rzeczy, które mógłby robić dzieciak z podstawówki, ale chociaż dobrze płacili miałam tego dosyć i miesiąc temu zmieniłam pracę. Postanowiłam, że teraz się zmienie. Skończyłam własie 30lat. I wszystko miało być inaczej. Dostałam pracę w dużej korporacji, bardzo znanej firmie, na dość wysokim stanowisku. I tu znowu ten sam problem. Pierwsze dni były spoko. Ale im dalej , tym moja wiara w siebie spada do zera. Byłam już na paru spotkaniach , na których mało się odzywam. Kiedy mam się o coś kogoś zapytać , głos zaczyna mi drżeć, zaczynam się jąkać, mieszają mi się słowa. Na spotkaniach boję się odezwać, kręci mi się w głowie, nie rozumiem co się do mnie mowi. Najlepiej jakbym siedziała w kącie i tylko słuchała. Mam coraz więcej obowiązków, i gdy nie wiem , jak coś zrobić boję się kogoś o to zapytać. I nie wiem czemu. Zastanawiam się nad tym. Oni przecież wiedzą, że nie muszę wszystkiego umieć , nie będą się śmiać , krzyczeć itp. Nie wiem, czemu tak mi się dzieje. Chodzimy razem na obiad i ja nie wiem, o czym gadać. Siedzę cicho. Chciałbym coś powiedzieć , i nie wiem co. Jestem bardzo spięta . Muszę zacząć wychodzić z inicjatywa, rzucać pomysłami, które mam, ale wstydzę się panicznie coś powiedzieć przy wszystjich. Wracam do domu, to całe napięcie opada, a ja się zastanawiam, czemu się tak zachowuje. Analizuje to co było i nie mam pojęcia , co spowodowało wtedy, że sie nie odzywam. Życie prywatne układa mi się. Mam faceta, z którym jestem szczęśliwa, planujemy przyszłość . A ja zamiast go szanować , wyżywam się na nim. Wszystko te negatywne emocje przelewam na niego. Potrafię obrazić się, nakrzyczeć na niego bez powodu. Jestem tego świadoma, przepraszam go, on wybacza i za jakiś czas to samo. Potem idę do pracy , jestem tam cicha myszka, wracam do domu i odreagowuje na nim. Najdziwniejsze jest to, że mój facet, rodzina , czy najbliżsi znajomi, nigdy nie powiedzieli by , że borykam się z takim problemem. Przy najbliższych jestem dusza towarzystwa, ciągle uśmiechnięta, nie boje się mówić. Na studiach byłam u psychologa i psychiatry z tym problemem. Przez dwa lata bralam psychotropy i nigdy więcej nie chciałbym do nich wrócić. Spotkania z psychologiem pomogły mi. Lek przed ludźmi zmniejszył się, ale nie zbudowalam pewności siebie. Wtedy borykałam się jeszcze z odczuciem odrealnienia w sytuacjach społecznych. Udało się z tego wyjsc. Obydwoje powiedzieli , że nie miałam wtedy depresji, i ze to nie były żadne fobie, bardziej nerwica i chorobliwie niskie poczucie wartości. Czy jest ktoś , komu udało się po 30 zbudować prawie od zera poczucie wartości? Dużo czytam na ten temat, oglądam różne nagrania , próbuje pracować na sobą i wcale nie jest lepiej .
×