Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lion1991

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Lion1991

  1. Hej. Dziękuję za odpowiedź. Mój przykład jest dużo inny niż Twój, więc trochę ciężko jest mi wyciągnąć z niego coś dla siebie. Moja depresja nie przyszła z dnia na dzień. Wydaje mi się, że mam ją od zawsze. Z pracą różnica jest niemal o 180° w stosunku do Twojego przykładu a w Boga też nie wierzę i raczej nie uwierzę. Potrafię sobie wyobrazić jak wielką siłę daje wiara, jednak dla mnie ta cała chrześcijańska historyjka jest nie logiczna, nie kupuję jej i raczej nigdy w nią nie uwierzę. Zdaje sobie sprawę jak dużo tracę. Wiara to trochę jak nowy poprawny program dla mózgu, wydaje się na wyciągnięcie ręki ale zbyt długo żyłem bez wiary, żeby teraz uwierzyć. Świat jest zbyt popieprzony żeby jakieś dobro nim kierowało. Ludzi spotykają nieszczęścia pomimo tego czy wierzą czy nie. Boje się że gdybym uwierzył, spadłyby na mnie jeszcze większe problemy niż mam teraz. Tak to widzę, jednocześnie zazdroszczę ludziom mocno wierzącym. Moja dziewczyna taka jest i całkiem dobrze funkcjonuje na codzień, puszcza czasem jakieś wykłady, kazania itp ale mimo iż jest to całkiem przyjemne dla ucha i duszy to wywodzi i sprowadza się do tej samej religii której nie kupuję u jej podstaw. Co do wspólnot to nie dam rady się nigdzie zapisać. Boje się ludzi. Stąd też duży lęk przed pracą. Boje się, że w pracy ludzie szybciej doprowadza mnie do jeszcze gorszego stanu gdzie już całkiem nie wyjdę z tej gównianej choroby. Wydaje mi się że już jestem na dnie stąd moja ostrożność co do pracy, specjalistów czy leków. Sam napisałeś, że miałeś różne zjazdy i gorsze momenty. Ja sobie nie wyobrażam żeby było gorzej. Wynajmujemy teraz mieszkanie na 4 piętrze i boje się że mógłbym skoczyć. Myślę, że najlepsze lata na wkręcenie się jakoś w to życie już są daleko za mną. Zbyt długo się alienowalem. Czuję się jakbym był większość swojego życia w zakładzie karnym. Nie wiele różnie się od osób których życie ominęło gdy byli w więzieniu. Ja nie potrafię żyć normalnie i oni też. Tylko że oni przez to wracają tam gdzie oduczyli się życia a gdzie ja mam wrócić? Nie obraz się ale myślę że mam dużo gorszą sytuację od ciebie. Zawsze myślałem, że tracąc to życie na depresję fajnie byłoby chociaż pracować i pocieszyć się tym, że przynajmniej nie zmarnowałem tego czasu bezproduktywnie i zarobiłem na coś pieniądze, na dom, na fajne auto, na podróż na cokolwiek. A ja też czas kompletnie zmarnowałem na byciu pogrążonym w depresji i jej popierdzielonych objawach. Nie mam się z czego cieszyć. Czasami próbuje sobie wyobrazić jakie to musi być fajne uczucie jak komuś myśli wędrują po neuronach gdzie są same dobre wspomnienia, sukcesy, przygody. Taki człowiek jak się zamyśli to tylko się uśmiechnie, podbuduje tym wszystkim i aż chce mu się żyć dalej. Moje myśli gdziekolwiek nie zawędrują pozbawiają mnie ochoty do życia. I jaka tu jest sprawiedliwość? Jaką ja mam wolną wolę skoro mi się żyć nie chce, za mało mnie to życie motywuje?Jak z wolnej woli może korzystać ktoś kto się w życiu w ogóle nie porusza bo nie ma ku temu narzędzi jakie otrzymali inni? Nie podoba mi się to wszystko. Czasem myślę że wiara jest dobra dla szczęśliwych ludzi, ewentualnie dla głupich. Ja nie zaliczam się do nich. Myślę, że jestem nieszczęśliwy i trzeźwo patrzący na świat. W końcu żadna chemia mi tego patrzenia nie zaburza. To szczęśliwi mają nią zalany mózg. Nie wiem co robić. Mimo wszystko szukam pomocy. Moja dziewczyna tego chce. Moja matka nie jest w lepszym stanie ode mnie. Nie chce wszystkim dokładać problemu. A ja nigdy nie byłem typem samobójcy jak mi się wydaje mimo jednej próby i miliona myśli. Boje się zarazem terapii i tak jak Ty nie chciałbym jej podjąć. Mam dużo wiedzy z neta i mniej więcej wiem co może powiedzieć mi terapeuta. Dziś wszystko jest w sieci czy książkach. Nie chcę stracić czasu, pieniędzy i zdrowia na terapię która jak myślę, raczej mi nie pomoże. Tylko, że chyba nie mam wyjścia, skoro sam nie potrafię naprawić swojej sytuacji. Leków też nie widzi mi się przyjmować spowrotem. Nie pomogły za wiele a różne skutki uboczne miały. Myślę że przez te leki właśnie miałem różne nieprzyjemne sytuacje w życiu, z policją i sądami włącznie. A dni kiedy zostałem bez leków z dnia na dzień bo jakimś cudem brakło mi do następnej wizyty nie zapomnę nigdy. Leczenie to mocno niebezpieczna sprawa. Pozdrawiam.
  2. Witam. (Mam nadzieje, że dobrze trafiłem z miejscem na ten post.) Przejdę od razu do rzeczy. Borykam się z problemami natury psychicznej. Głownie jest to depresja, ale mam też takie objawy jak brak wiary w siebie, napady lęków, problemy z pamięcią, rozkojarzenie, boje się ludzi i wielu innych rzeczy (jak np rozmowy przez tel czy jazdy komunikacją publiczną). Mocno ciąży mi nieprzepracowana przeszłość, jestem też DDA, może mam coś jeszcze, nie wiem. Leczyłem się kiedyś psychiatrycznie i psychologicznie na NFZ, ale było to, jak myślałem, zbyt amatorskie i zaprzestałem. Teraz po latach chciałbym bardziej profesjonalnie zaczerpnąć pomocy i nie wiem jak zacząć. Nadal w dużym stopniu myślę, że psycholog nie jest w stanie mi pomóc, a farmakologia znów przyniesie więcej skutków ubocznych niż korzyści ale życie ucieka mi przez palce, więc chyba nie mam zbyt wiele do stracenia. Dodam jeszcze, że obecnie jednym z moich największych problemów jest lęk przed podjęciem pracy. Przez całe życie byłem niemal nie obecny na rynku pracy. Czuje, że jestem na to zbyt słaby psychicznie. Utrzymuje się głównie z zasiłku. Chciałbym szybkiej pomocy ale terminy na NFZ jak przypuszczam są pewnie odległe. Co zrobić w mojej sytuacji? Czy jest szansa dostać się gdzieś na NFZ w miarę szybko? (mieszkam obecnie w Warszawie). Jeśli nie to gdzie i jakiej pomocy szukać prywatnie? (Dziewczyna chce mi w tym pomóc finansowo, lecz nie chciałbym jej obarczyć zbyt dużym wydatkiem). Jaką terapię wybrać i jakiego terapeutę z moimi problemami? Potrzebuję w miarę dobrze trafić, żeby znów się nie zrazić oraz nie stracić czasu i pieniędzy? Czy od problemu braku pracy i lęku przed nią są odrębni specjaliści czy pomoże mi w tym każdy terapeuta? Od kogo w ogóle zacząć, od psychiatry czy od psychologa? Kto w pierwszej kolejnosci powinien wysłuchać pacjenta i postawić diagnozę? Myslicie, że dobrym pomysłem byłoby skontaktować się ze starym psychiatrą, by już przepisał mi leki, czy lepiej poczekać aż zacznę leczenie u psychologa i nowego psychiatry (trochę się niecierpliwię)? Nie wiem niemal nic, dlatego każda pomoc będzie na wagę złota, na co liczę. pozdrawiam i licze na jakies odpowiedzi. mam nadzieje, że w to miejsce ktos jeszcze zaglada.
  3. Dziękuje wszystkim za odpowiedzi i przepraszam za ciszę w temacie. Tak niestety żyję, wszystko robię po czasie, a mam go na prawdę sporo. Postaram się odnieść do waszych wiadomości: Hej. Dzięki za odpowiedz. Większosc z tego co napisałes jest mi wiadoma ale jakos nic z tym nie potrafie zrobic. Brakuje mi impulsu do działania, ciagle sie czyms rozpraszam, przestaje poważnie myslec o rozwiazaniu problemu jak tylko mam lepszy dzień (mysle wtedy, że sam sobie poradze). Sam sie dziwie, że kiedyś podejmowałem próby leczenia. Ale to było na NFZ wiec moze dlatego. Nie ukrywam, że bez pracy ciezko podjac terapie prywatna za pieniadze dziewczyny. Ona tego chce, ja sie przeciwstawiam czym sprawiam jej jeszcze wiekszą krzywdę. Sobie chyba też. Pytanie brzmi jaka siła we mnie kalkuluje w ten sposob i czemu decyzje które w długofalowym spojrzeniu okazuja sie gorsze sa tymi które wybieram. Ze strachu, wygody? Co do szerokosci poruszonego tematu to chyba mam tak ze wszystkim. Przed podjeciem jakiejkolwiek decyzji wolałbym wiedziec wszystko o opcjach i skutkach, ale że temat robi sie wtedy szeroki to zazwyczaj nie podejmuje zadnej. Chyba ze termin przyciśnie. pozdrawiam Hej. Nie wiem co to jest chad i jak to sie ma do pracy. Ja póki co nie pracuje i nie liczac gospodarstwa, jakichś tam remontów oraz krótkiej pracy na produkcji nigdy nie pracowałem, co nie znaczy, że nie zmieniłbym postawy gdybym tylko sie przełamał. Póki co paraliżuje mnie strach, strach przed tym, że sobie nie poradzę, że bedę miał przykrosci w pracy, że moje zdrowie sie pogorszy a to juz grozi samobóstwem. Nie musi tak być bo to tylko opcja, ale skoro jest ryzyko, że bedzie gorzej niz jest a juz jest zle to mysle ze orgaznim ma całkiem trzezwy system obronny. Podziwiam Cie, jak czytam to co napisałes. Chciałbym potrafić tak jak Ty. Czasami sobie marzę żeby mieć wy*ebane na to wszystko, isc do jakiejś pracy i "rzeźbić" bez wiekszego przejmowania sie o efekt swojej pracy. Wiele osob tak robi, ale ja ciagle nie potrafię.Jakiś moralny czy etyczny chce być w pracy czy coś. Jak sobie liczę jak bogatym mógłbym być człowiekiem po tylu latach bez normalnej pracy, to aż chcę sobie zrobić reset w drastycznym tego słowa znaczeniu. Jestem osobą nie uzależnioną od niczego, nie mam własnej rodziny na utrzymaniu, nigdy jakoś bardzo nie imprezowałem. Wyjezdzajac za granice na remonty, jezdzac na tirach na które uprawnienia mam od lat, albo realizujac moje marzenie do robienia tatuazy byłbym teraz w zupelnie innym miejscu i mozliwe ze niczym bym sie nie przejmował, Stracone lata bolą mnie bardzo. Niestety nie zawsze okolicznosci sprzyjały. Ps. Mogę wiedzieć co studiowałes i gdzie pracowałes/czym zajmujesz sie teraz? Cześć. Cieszę się, że napisałeś. Twój przykład jest na prawdę konkretnym przykładam. Jestem pełen podziwu wobec tego co osiagnąłes. Jest to jednak przykład z którego nie mogę za bardzo nic zaczerpnąć. Twoje życie nie jest dla mnie. Nie marzę nawet o takiej opcji. Szczytem moich marzeń była praca na własną rękę, samemu za godziwe pienądzę. Coś co by mnie cieszyło i rozwijało. Nie musiałbym sie użerać z nieciekawymi ludźmi, pracowałbym we wasnym tempie, bez prasji i duzej odpowiedialnosci. Nie wiem natomiast co to miałoby być. Prowadzenie duzej firmy to dla mnie inny swiat. Na prawdę podziwiam. Jesli chodzi o Twój epizod depresyjny to widze dużą szanse na wyjscie z tego gdyż ja to porównuje do programu komputerowego. Jesli system od poczatku był poprawny i działał latami a teraz ma chwilową usterkę to mozna ją naprawic bo 99,9% systemu jest poprawna. Gorzej jak coś jest kompletnie zle napisane od poczatku. Takie urzadzenie i system psuje sie latami i po upływie wielu ledwo funkcjonuje. Nie ma do czego przywracać systemu bo nigdy nie był dobry, sam sie nie naprawi też, wgranie nowego nie jest możliwe i to jedyna przykra róznica w tym przykładzie. Zostaje śmietnik. Tak to widzę stosując jak myslę bardzo dobre porównanie. Co do ogrodów to całkiem ciekawy pomysł rzuciłeś. Mysle, ze w alternatywnym swiecie byłby do zrealizowania. na pewno jest mi blizszy niz to czym sie zajmujesz jednak zbyt odległy bym to poczuł, dostał powera i poszedl za ciosem. Z dziewczyną masz racje, boli mnie to co ja sobą reprezentuje, jest mi wstyd, często płaczę z poczucia bezsilności, czasami mysle by skoczyć z balkonu. Boje sie, że jak zwyklę czekam na ostatnią chwilę by podjąć jakąkolwiek pracę. Mam tak niemal ze wszystkim. Teraz nawet do jej rodziny przestałem jezdzic bo z gospodarstwa odszedlem a pracy nie podjąłem żadnej. Dla normalnych ludzi to nie do pomyslenia, ze mozna miec takie problemy. ech. Cześć. Ciesze sie bardzo, że znasz temat pracy w tym zawodzie. Jesli zechcesz to z checia bym z Tobą popisał na priv czy nawet tutaj. Nie wiem jak bardzo chce pracowac w tym zawodzie ale są to moje jedyne kwalifikacje jakie mam. Robiąc kurs dostrzegałem wiele plusów w tym zawodzie, głownie bycie samemu podczas pracy. Niestety ostatecznie minusy i obawy przeważyły. Ale nie same. Było też gospodarstwo i matki manipulacje. Do tego choroba członka rodziny uziemiła mnie na gospodarstwie na kilka lat i tyle zostało z moich słomianych, choć może wystarczających na tamten moment, chęci. Może jeszcze nie wszystko straconę. Jesli widzisz jakas opcje dla mnie w tym zawodzie, czyli dla kogos kto ma duze obawy i zadnej praktyki to prosiłbym o sugestie. Na głeboką wode raczej nie bede chciał skoczyć. pozdrawiam. Reszcie także dziekuje za odpowiedzi. Postaram sie odniesc do nich niebawem.
  4. Jeśli szukasz kogoś w podobnej sytuacji to ja jestem taka osobą. Mam 32 lata i brak pracy. Strasznie boje się jej podjąć. Nie mam żadnego wykształcenia. W domu rodzinnym mieszkałem do zeszłego roku. Cudem chyba udało mi się poznać dziewczynę przez mało popularna aplikacje. Ale to wcale nie jest tak jak mówisz, że wsparcie coś daje. Moja połówka mnie wspiera ale to nie wystarcza. Do swojej pracy mnie nie wciągnie i szlaków mi nie przetrze. Fajnie byłoby mieć jakieś znajomości w rodzinie czy wśród kolegów, kogoś kto pociągnąłby cię za sobą i pokazał jak się odnaleźć w robocie na jej początku. Niestety ja nie mam takich kolegów a teraz w obcym miejscu to już nie mam nikogo. Czuję że zbliżam się do samobójstwa. Nie stać mnie na terapię i nie zgadzam się żeby dziewczyna mi ją opłacała. Nie wiem co robić. Boje się samobójstwa i czuję że nie jestem urodzony po to by to zrobić ale moje życie prowadzi mnie chyba do tego momentu. Nie przeżyłem nic ciekawego, zmarnowałem całe lata swojego życia. Jak o tym myślę, boli mnie serce. Jestem cholernie zły na siebie. Nie zrobiłem tego specjalnie, ale nie mam do kogo kierować złości. Czasem bluzgam na Boga ale nie odpowiada. Jak prosiłem o pomoc to też ma to w dupie. Jak się będę chciał zabić to nawet palcem nie kiwnie. Nie wiem co robić. Jest mi cholernie wstyd. Wątpię abym pomógł Ci tym postem ale może będzie Ci chociaż trochę raźniej, że nie jesteś sam. Trzymaj się. Może Tobie się uda.
  5. Ja tak mam odkąd pamiętam. Najgorsze były egzaminy z polskiego z czytania i pisania, za cholerę się nie mogłem skupić. Ciężko mi wchodziły wszystkie nauki nieścisłe, niemające logicznego początku, środka i końca. Historia i daty itp, jak grochem o ścianę. Książki tak samo.. mam tak do dziś, nic nie pomogło, jest jeszcze gorzej. Do tego mam efekt ciężkiej głowy, najbardziej przy czole oraz jakby rozjeżdżający się pusty wzrok.
  6. Do kitu. Znów zwyzywałem Boga od najgorszych. Gardzę nim mocno a jednocześnie brak mi miłości i sensu. Dzień niemal jak codzień.
  7. Zamierzasz coś w dalszej perspektywie jeśli chodzi o rysunek? Masz jakieś podstawy? Ja zacząłem we wrześniu zeszłego roku. Idzie wolno jak na razie.
  8. Witam. Czy mógłby mi ktoś polecić jakiegoś wartego poświęcenia swojego czasu i resztek zdrowia psychiatrę bądź psychoterapeutę z Warszawy lub okolic?Szukam pomocy na NFZ gdyż moje problemy ze zdrowiem psychicznym sprawiają, że nie mam pracy Będę wdzięczny za jakiekolwiek propozycje.
  9. Hej. Mam podobnie jak Ty. Też szukam pomocy i nie wiem jak zacząć. Faktycznie terminy nie napawają optymizmem jeśli chodzi o specjalistów na NFZ. Na prywatnego psychiatrę czy psychologa mnie nie stać. Problemów u siebie dopatruje się takich samych jak Ty. Różnica jest taka, że ja kiedyś podjąłem leczenie farmakologiczne i psychoterapię. Ani jedno ani drugie mi nie pomogło. Psychiatra zdiagnozował mnie tak jak to powiedziałem na pierwszej wizycie czyli że podejrzewam depresję. I tak byłem leczony. Nie pamiętam czy rok, czy dwa czy trzy. Problemy z pamięcią to jeden z moim licznych problemów. Leki miały różne skutki uboczne: senność w dzień, nie możność ustania w miejscu, zgrzytanie zębami, szybsze upijanie się alkoholem, spadek popędu, wpływ na apetyt i wiele innych. Slabo się też jezdzilo autem ze względu na opóźnienie reakcji i rozkojarzenie. Ogolnie historia skończyła się końską dawka, która zmniejszyli mi o połowę w szpitalu. Co do psychoterapii to były głównie pytania co się działo u mnie od wizyty do wizyty. Sam to urwałem. Może prywatnie wygląda to inaczej. Tego nie wiem i chyba nigdy się nie dowiem. Tobie życzę powodzenia. Może kiedyś zdasz pozytywną relacje z terapii. A ja sobie popodgladam ten temat. Pzdr.
  10. Witam. Chciałbym aby pod tym postem szeroko poruszyć temat pracy zawodowej wśród osób z różnymi zaburzeniami natury psychicznej i nie tylko, jakie to forum obejmuje. Myślę, że najlepszym sposobem będzie jeśli napisali byście jakie macie problemy ze zdrowiem oraz jak to się ma do waszej pracy. Czy ją w ogóle macie, czy też nie? Czy potraficie ją utrzymać, czy ciągle zmieniacie na inną? Jak się w niej czujecie i jak z nią radzicie? Czy jest to wasza wymarzona praca czy wręcz przeciwnie? Czy problem sprawia wam szukanie pracy jeśli jej nie macie? Z czym w pracy najbardziej się mierzycie a co przynosi wam pozytywne odczucia? Jak jesteście odbierani przez innych ludzi w pracy? Ogólnie chciałbym abyście napisali jak wygląda wasze życie zawodowe, nie koniecznie sztywno odpowiadając na powyższe pytania. Istotne (przynajmniej dla mnie) jest to aby zestawione to było z rodzajem zaburzeń jakie posiadacie. Może temat ten będzie małą podpowiedzią dla innych, jaką pracą przy danym zaburzeniu/chorobie się zainteresować a jakiej lepiej unikać, aby nie pogorszyć swojego stanu. Zakładam ten temat gdyż sam mam ogromny problem z podjęciem jakiejkolwiek pracy, głównie z powodu wielu niezrozumianych do końca obaw. Jeśli chodzi o mój przykład to edukację skończyłem na szkole średniej. Zdałem maturę i tak się skończyło. Niepełnej, prostej rodziny nie było stać ani finansowo ani mentalnie na moje dalsze nauczanie. Sam bałem się świata i ludzi więc było mi to niejako na rękę. Pochodzę ze wsi więc może być to w jakiś sposób zrozumiałe. Dokładając fakt, że małe nieprognozujace gospodarstwo potrzebowało gospodarza a dom głowy rodziny ( 3 osoby z 1 grupą plus ojciec alkoholik ) dalsza historia napisała się sama. Mam 32 lata i tylko 3 miesiące innej niż rolnictwo pracy zawodowej na produkcji. Teraz sytuację odmieniła mi dziewczyna, która zabrała mnie do miasta. Z wielkim trudem udało mi się sprzedać wbrew woli matki większość zwierząt i zostawić ją niezaradną na gospodarstwie gdzie jeszcze do listopada wykonywałem tam różne prace polowe. Mam teraz kilka miesięcy wytchnienia choć matka zaburza mi spokój na odległość. Jak nie ciągłą ciszą to płaczem i lamentem jak tylko uda mi się z nią skontaktować lub przyjechać w odwiedziny. Za moją pracę przez 14 lat nie mam prawie nic. Gospodarstwo nie prosperowało zbyt dobrze a było raczej matki "widzi mi się" i kultywowaniem tradycji rodzinnych. W tą nieciekawą historię nie wchodziłem ani zdrowy ani zdiagnozowany. Po wielu latach gehenny jaką odczuwałem w swojej nie do końca opisanej tu sytuacji, wychodzę z niej powoli, za to dużo starszy, z większą depresją, paradoksalnie mniejszą chęcią do walki o zmianę, jakąś tam diagnozą sprzed kilku lat i wieloma innymi rzeczami. Na pewno mam coś nie tak z nerwami, na pewno z myśleniem bardzo krytycznym wobec siebie, na pewno z lękiem bo boje się wielu rzeczy, do tego cała masa złych nawyków. Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika, mam niedojrzałą osobowość i zacząłem podejrzewać też u siebie jakiś rodzaj ADHD. Co tylko przeczytam na temat zaburzeń, to myślę że dotyczy to też mnie. Kończąc mój chaotyczny, jak myślę wpis, z małym opisem mojej historii (może nie potrzebnym) dodam tylko, że jedyne kwalifikacje jakie mam to prawo jazdy C+E którego niegdy nie wykorzystałem z różnych powodów. Obecnie jestem na utrzymaniu mojej wspaniałej dziewczyny, która jakimś cudem znosi związek ze mną i moimi problemami zadziwiająco dobrze. Jestem jej za to mega wdzięczny. Czuję ogromną presję i chęć aby pomóc i odwdzięczyć się tym samym nie tylko jej, ale w końcu też sobie, choć na razie czarno to widzę. Liczę, że znajdę tutaj jakąś część odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, może rozwieje pewne swoje obawy, może skorzysta z tego wpisu i postów pod nim ktoś inny. Każda korzyść będzie dobra. Kończę lać wodę, liczę na zainteresowanie tematem, liczne posty ale także zrozumienie mojego problemu. Nie ukrywam, że boje się trochę konstruktywnej bądź nie, krytyki za pewien rodzaj strefy komfortu, którą można znaleźć w mojej historii. Przynajmniej ja taką znajduje.
  11. Ja bym sobie życzył, żebym w końcu wiedział co mi jest, żebym pogodził się z przeszłością, żebym znalazł jakaś filozofię w życiu, która miałaby choć trochę sensu, żebym nie budził się rano w depresyjnym nastroju a zasypiał nie mogąc doczekać się następnego dnia. Żeby moja matka zaczęła w końcu radzić sobie sama ze swoim życiem. Żeby poczucie ciągłej bezradności i braku sprawczości przestało mi towarzyszyć. Żebym zaczął 4 miesiąc pracy w moim życiu i przełamał strach przed tym że sobie nie poradzę. Abym miał jakiegoś przyjaciela lub przyjaciółkę, oraz garstkę wartościowych znajomych. By zawiasy pozostały tylko zawiasami. Żeby sylwester w następnym roku był lepszy niż obecny, spędzony samemu z butelką piwa. Żeby zwalczyć złe nawyki a wyrobić dobre. Żeby udało mi się pozbyć fobii przed ludźmi i nauczyć wychodzić z niekomfortowej strefy komfortu, w której siedzę od lat. Żeby pogodzić się z upływającym czasem. Żeby mieć pasje i je realizować. Długo by wymieniać jeśli komuś zbiera się z każdego roku.
  12. Lion1991

    Hej wszystkim

    Hej wszystkim. To mój pierwszy post, więc postanowiłem, że napiszę go tutaj. Mam na imię Rafał i mam 32lata. Z zawodu jestem nikim i niestety nie jest to użalanie nad sobą (choć potrafię robić to doskonałe), jest to po prostu prawda. Nie będę jednak tego tutaj rozwijał, może kiedyś w innym poście. Na co dzień zajmuje się zamartwianiem i szeroko rozumianą stagnacją pomieszaną z resztkami naiwnej nadziej, że kiedyś będzie lepiej. Nie wiem co mi jest i nie wiem gdzie szukać pomocy. Czuję się samotny na tym świecie nie tylko między ludźmi, których wokół siebie mam tyle co kot napłakał, ale także z powodu braku pomysłu na własne życie, braku wiary w jakiegokolwiek Boga, braku filozofii dającej poczucie sensu w życiu i tym podobnym. Im dłużej żyje tym mniej wiem i mam coraz większy mętlik w głowie, o sklerozie nie wspominając. Diagnozuje u siebie wszystko jak leci, i sam nie wierzę, że można żyć z takim "kombosem". Postanowiłem, że spróbuję poszukać pomocy tutaj gdyż w realnym świecie u psychiatry czy psychologa, robiłem sobie tylko "dwójkę" w papiery. Nie chcę tego powtarzać. Wybaczcie tą smętną narrację w swoją stronę, ale tak właśnie myślę na co dzień, i mimo poczucia, że tym postem zdradzam dużo o sobie, to myślę że na tym forum zostanie to zrozumiane. Mam nadzieję, że znajdę tu coś dobrego dla siebie, a może i mnie uda się komuś pomóc. Kto wie? Witam jeszcze raz i pozdrawiam.
×