Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

chalkwhite,

 

...w ogóle jestem beznadziejnym przypadkiem jeśli chodzi leczenie farmakologiczne, bo tylko benzo mi pomagają, a i tak nie zawsze...

 

AddictGirl21,

 

Hmm,

mam dokładnie tak samo, tylko benzo mi pomaga ale też nie zawsze...

Co za shit to całe Borderline!!!

No nic, mimo wszystko trzeba walczyć i wylajtować bo bez tego Wszystkie zwariowałybyśmy na AMEN :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na mnie wszystkie leki źle działają, mam dużo skutków ubocznych, stabilizatory, antydepresanty odpadają, pomaga mi jedynie Ryspolit.

Źle się dziś czuję, wpadłam w jakiś dół, dokucza mi dziś samotność przez te głupie walentynki, ale w sumie jak miałam faceta to i tak sama zostawałam w ten dzień, więc co za różnica. Mam ochotę się napić znów, a nie mogę...

Ostatnio mam więcej stresów i znów włącza mi się moja podejrzliwość, że ktoś mnie śledzi, że wszyscy o mnie mówią, że będą o mnie pisać w gazetach itd. Muszę się w końcu ogarnąć, ale nie potrafię, jest ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MistyDay,

jeśli się nie mylę, na oddziale dziennym można być maksymalnie 3 miesiące. to bardzo mało jak dla nas. fajnie by było, gdybyś trafiła na t., z którym/ą będziesz mogła kontynuować terapię po wyjściu. mogę spytać, jaką masz dawkę ketrelu? brałam przez dość długi czas, ale potem mimo jego zażywania kiepsko spałam w nocy, więc trzeba było zmienić. przez pewien czas brałam też lamotryginę, ale strasznie mnie zmulała. ja to w ogóle jestem beznadziejnym przypadkiem jeśli chodzi leczenie farmakologiczne, bo tylko benzo mi pomagają, a i tak nie zawsze. ://

 

Tak, to są trzymiesięczne okresy, ale ja bardzo boję się zamknąć na całodobowym. Byłam raz w Drewnicy parę lat temu (dwa tygodnie) gdzie nic mi nie zdiagnozowali, bo lekarzy to widywałam tylko na obchodzie, a tak to dostawałam masę tabletek, do dziś nie wiem jakich :/ W dodatku z totalnymi świrami, jeden się na mnie rzucił kiedyś i zaczął bredzić, że spłodzi ze mną dzieci Boga (łapiąc przy tym za cycki), stawał za mną jak siedziałam po kilkanaście minut po czym delikatnie powoli łapał mnie za ramiona. Masakra nikomu tego nie życzę. A nie mogłam się obronić, bo od razu byłoby, że jestem agresywna. W każdym razie - teraz biorę ketrel 25mg rano, po południu i 50mg na noc (czyli razem 100mg). Lamitrin przez pierwsze trzy dni 25mg rano, potem 25 rano i 25 wieczorem. Do tego Citronil 20mg też rano.

terapeutka poleciła mi też dziś jakiś oddział dzienny w Komorowie pod Warszawą, ale nie wiem jak bym miała tam dojeżdzac codziennie bez samochodu. Troche jestem w koziej d.... , a przynajmniej tak się czuję. Cholera nie wiem już co robić, już wczoraj nawet widziałam minę psychiatry, widać było że jest zasępiony tym, że wszystkie te leki nie przyniosły żadnego rezultatu. Mam nadzieję, że ten stabilizator jakoś mi ulży, bo zeświruję chyba do reszty niedługo. Jestem mega oporna na leki, czuję się jak idiota przychodząc znowu do niego i znowu mówiąc ze nic nie dziala. I jeszcze to poczucie, że mam wszystko, wspaniałego męża a i tak wiecznie jestem niezadowolona i nieszczesliwa jak jakas ksiezniczka męczybuła. Bleeee :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MistyDay to też biorę pod uwagę. A myślałaś o jakimś konkretnym dziennym? Masz jakąś wiedzę czy doświadczenie na ten temat? Ja powoli robię się zdesperowana, więc zaczynam zbierać informacje na temat placówek w Warszawie i okolicach. Niestety z tego co na razie się zorientowałam, najlepsze oddziały są poza mazowieckim...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lulu.onthebridge, Jest ciężko, ale jestem tu dosłownie kilka dni. Ale to dobry oddział, wszystko jest na miejscu , więc całe leczenie jest kompleksowe i zawsze znajdzie się osoba, z która można porozmawiać i która pomoże. Jak na razie mój pobyt tutaj to najlepsza decyzja jaka mogłam podjąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MistyDay to też biorę pod uwagę. A myślałaś o jakimś konkretnym dziennym? Masz jakąś wiedzę czy doświadczenie na ten temat? Ja powoli robię się zdesperowana, więc zaczynam zbierać informacje na temat placówek w Warszawie i okolicach. Niestety z tego co na razie się zorientowałam, najlepsze oddziały są poza mazowieckim...

 

Psychiatra polecił mi Dolną na Mokotowie. Ewentualnie sobieskiego. Ale z tego co mówił na dolnej chyba znają sie na rzeczy. Tez jestem zdesperowana jutro postanowiłam pojechać tam i dowiedzieć sie czegoś więcej :( gdybym była sama to pewnie bym sie zamknęła ale boje sie tęsknoty za mężem domem i w ogole od razu zaczęłabym sobie wkręcać co on tam beze mnie wyprawia :( z drugiej strony gdybym była sama pewnie nie leczylabym sie tak intensywnie. Jestem w zupełnej rozsypce zupełnie nie wiem co robić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I moim zdaniem to wcale nie dyskwalifikuje terapii że tak myślisz, przecież to jesteś ty jak jeden aspekt ciebie miałby cię dyskwalifikować? po to jest terapia żeby to dopiero zmienić.
faktycznie. ciągle wracam do myślenia, które utrwaliło mi się na 7f: brak motywacji, brak refleksji nad sobą, nie nadajesz się na terapię. co prawda ten "jeden aspekt" jest akurat dość ważny, nie mniej jednak nie definiuje mnie. a motywacja, tak jak mówisz, nie jest warunkiem koniecznym na wstępie, a czymś, co można wypracować. ale mimo wszystko cały czas gdzieś we mnie czai się przekonanie, że nie zasługuję na terapię.

 

Nie rozumiem tego pochlastania się? Jaka strata, przerwa świąteczna, z którą sobie 'słabo poradziłaś'? Możesz to wyjaśnić? A to jej pytanie co panią zatrzymało.. ja np odbieram neutralnie. Co panią zatrzymało np po prostu w mówieniu dalej, przecież ona 'nie wie' co się dzieje w twojej głowie nawet jak się domyślać może to przecież musi zapytac zeby sie nie pomylic. Oczywiscie nie bylo mnie tam wiec moge źle to rozumieć
tylko zwróć uwagę, że w tym fragmencie przytaczałam swoje myśli i reakcje na kozetce. zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre są nielogiczne i/lub histeryczne, co nie zmienia faktu, że się pojawiły.

z tym pochlastaniem to grubsza sprawa... tego dnia miałam mieć ostatnią sesję przed świętami, zależało mi bardzo, chciałam udowodnić sobie i t., że święta + jej urlop nie będą dla mnie końcem świata. no i cała umalowana, uczesana i ogólnie wyszykowana popędziłam w stronę pielęgniarek, żeby mnie wypuściły. akurat był obchód. pielęgniara, która najbardziej mnie nie lubi, powiedziała, że ostatnio ciągle biorę relanium (a zdarzyło się to 2 razy w ciągu całego tygodnia), na dodatek po powrocie z domu (co wcale nie było prawdą!), a oprócz tego spoufalam się z pacjentem. moja psychiatra pokręciła nosem i powiedziała, że ona nie może mnie puścić na tę sesję, skoro mam tak nierówny nastrój, że muszę być zawieziona, po czym odwróciła się i sobie poszła. nie rozumiem dokładnie, co się ze mną wtedy stało, ale wpadłam chyba w jakiś amok, choć myślałam dość jasno. nawet zadzwoniłam do ojca w sprawie dostarczenia mnie na terapię, a on się zgodził. a autoagresja włączyła się kompletnie z dupy, przypalenie petem, potem szkło i do kibla. dopiero po ptokach zajarzyłam, że właśnie odebrałam sobie szansę pójścia na sesję i że to robota dla chirurga :/

no. czyli jednak wcale nie byłam taka supergotowa na te święta i urlop, skoro wpadłam w szał przy tak niewielkim stresorze. w związku z tym wydaje mi się, że odmowa odrobienia sesji, na której nie będę mogła być ze względu na egzamin na studiach (nie jakieś widzimisię) to po prostu zupełnie niepotrzebne zadawanie mi bólu.

 

Co do kozetki to z tego co wiem chodzi o regresję silną, czyli to co przeżywasz. Jest to trudne o tyle że właśnie pacjent może stracić kontrolę nad sobą więc trzeba mieć już silną więź z terapeutą częste spotkania i nie wiem co jeszcze, być zmotywowanym do terapii i już jakoś zaawansowanym w procesie (tak mi się wydaje).. albo - taka sytuacja jak u ciebie czyli jesteś zabezpieczona na początku terapii przynajmniej - w szpitalu. Znowu ci zazdroszczę, w takiej sytuacji nie ma możliowści ucieczki od emocji. I uważam że jesteś bardzo odważna. Moja t nie ma kozetki za to kilka foteli do t rodzinnej;]

A mówiłaś t że nie do końca jej uważnie słuchasz? Może to też nic złego, ważne że do nieświadomości twojej te treści docierają i możesz je zacząć 'symbolizować'.

moja t. to w ogóle jest mistrzynią mebli wypoczynkowych! ma fotele, sofę i kozetkę :D

wczoraj miałam sesję, usiadłam na fotelu. miałam wrażenie, że t. jakoś nieswojo się czuła! no ja to na pewno tak miałam. ciężkie to było, w sumie ciągle powstrzymywałam się od ryczenia, ale łzy same leciały. większość czasu milczałam. ona też, wyjątkowo. nie wiem, co mam o tym myśleć, nie chcę już wracać na kozetkę, a nie umiem spojrzeć t. w oczy. boję się tego, co będzie z nami. :////

odpowiadając na ostatnie pytanie - nie mówiłam, że nie słucham, ale mówiłam, że tracę z nią kontakt, bo to właśnie dlatego czasem jej nie słyszę.

 

nie mam doświadczenia pracy w monoparadygmatycznych nurtach. Sama chcę zostać terapeutą integratywnym, bo uważam, że na miks zaburzeń najlepiej pomoże właśnie miks nurtów. Gdybym miała jedno zaburzenie to pewnie mogłabym się zastanawia, który nurt będzie właściwszy.
ale ja nie pytałam o inne nurty, tylko o ten konkretny, bo właśnie z nim masz doświadczenia, także żeśmy się chyba nie zrozumiały. wszystkie nurty są dla mnie w jakiś sposób interesujące, ale akurat nie zgadzam się z hipotezą, że na miks zaburzeń potrzeba miksu nurtów. :)

 

Najbardziej czego border oczekuje od innych, zwłaszcza najbliższych osób, to tego, że zawsze będą, niezależnie od podjętych naszych decyzji, działań, będą stabilni i nie uciekną.
tu pozwolę sobie na offtop, ale czy ktoś z Was oprócz lęku przed opuszczeniem odczuwa lęk przed pochłonięciem?

 

może tu tkwi problem - jak poradzić sobie z czymś, co nie jest całkowite, absolutne, "do końca"?
i
Bo ja bym chciała' date=' zeby bylo całkowitem, absolutne i "do końca" a nie jest to możliwe. niestety zaakceptowac tego stanu nie umiem, ciagle majac nadzieje, ze to sie zmieni...[/quote']- nie widzę tu przeciwieństw? :)

może jeszcze poczekaj, przecież nie musisz przerywać teraz, a ten opór i jego przyczyny są ważnym tematem rozważań. chyba że mielisz to od tak długiego czasu, że masz to przeanalizowane z każdej możliwej strony.

 

Z Waszych wypowiedzi wnioskuje, ze dobry partner dla bordera sam jest bardzo emocjonalny, jego rodzina rowniez. Wtedy jest w stanie zrozumiec nasze skrajne emocje.
tylko pamiętajmy, że bordery to nie modele produkowane taśmowo, to nie musi być takie jednoznaczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Juz myslalam ze wątek zamarznie :) lamitrin jest niezły czuje jakbym powoli wracała do żywych. 17 marca mam konsultacje w sprawie oddziału dziennego na dolnej. Ale na pewno jeszcze 100 razy zmieni mi sie podejście. Nienawidzę tego ze nigdy nie mam pewności w tej huśtawce. Jest dobrze i w sekundę moze byc mega dół i odwrotnie - ale to rzadziej niestety . Trzymajcie sie dziewczęta !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna
tu pozwolę sobie na offtop, ale czy ktoś z Was oprócz lęku przed opuszczeniem odczuwa lęk przed pochłonięciem?

Lęk przed pochłonięciem, w sensie, że za bardzo się wejdzie w jakąś znajomość?

 

-- 18 lut 2014, 21:22 --

 

Z Waszych wypowiedzi wnioskuje, ze dobry partner dla bordera sam jest bardzo emocjonalny, jego rodzina rowniez. Wtedy jest w stanie zrozumiec nasze skrajne emocje.
tylko pamiętajmy, że bordery to nie modele produkowane taśmowo, to nie musi być takie jednoznaczne.

No ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że ktoś obok mnie równie mocno emocjonalny to katastrofa.

 

-- 18 lut 2014, 21:26 --

 

chalkwhite, A i tak odbiegając podoba mi się Twój av. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kolejne zalamanie... dzis przeczytalam diagnoze mojej bylej juz terapeutki: mieszane zaburzenia osobowosci - osobowoac histrioniczna z cechami chwiejnej emocjonalnie. Zalamka... Powiem szczerze, ze w tym momencie boje sie juz wychodzic do ludzi i byc soba, w tej milszej wersji. Lista zachowan ktore musze kontrolowac wydluza sie niemilosiernie. Jak do tego wszystkiego doszlo? Jestem za stara zeby od nowa zbudowac sobie osobowosc... praktycznie z niczego!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale o co chodzi w tej zbyt bliskiej bliskości? Bo ja tego nie rozumiem/nie czuję? Co by się wtedy działo?

 

Chalkwhite:

-może czujesz że nie zasługujesz na bliskość, dobrą relację w ogóle a nie na terapię akurat. Terapii to ty potrzebujesz ;]

-No tak a je nie wiem tego czy masz dystans do swoich przeżyć na kozetce czy nie, więc pytam;]

- Co do braku sesji.. dla ciebie to jest niepotrzebne zadawanie bólu a pewnie z jej perspektywy celem jest twoja nauka lepszego znoszenia frustracji. Mnie podobnie, czasami terapeutka wydaje się być okrutna;/

-no o to mi chodziło jak napisałam że nie słuchasz, skrót myślowy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna
Ale o co chodzi w tej zbyt bliskiej bliskości? Bo ja tego nie rozumiem/nie czuję? Co by się wtedy działo?

Można się uzależnić to raz. A dwa można się mocno rozczarować. Im bliższa relacja tym większe rozczarowanie. Im bliższa relacja tym większy strach przed odrzuceniem. A wszystko co miłe zawsze się kończy. Ja tak to widzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie lęk przed pochłonięciem ujawniał się, kiedy za bardzo wchodziłam w relację, stapiałam się niemalże z drugą osobą, do tego stopnia, że zaczynałam żyć jej życiem, realizować jej plany, czuć to co ona, To taka symbiotyczna więź, jak niemowlęcia z matką, która zawsze w końcu oznaczała całkowitą rezygnację z siebie i to potem było przerażające, bo zaraz ujawniał się lęk przed porzuceniem. Nagle wszystkie inne niż moje myśli i odczucia drugiej osoby były zagrożeniem, ba, wystarczyło, że chciała ona czegoś bez mojego udziału (np. spędzić kilka minut w milczeniu) i już wpadałam w czarną rozpacz, że mnie opuści. Potrzebowałam wielu lat terapii by nauczyć się funkcjonować inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam sie w pełni z powyższym postem. Wlasnie tak to działa. Ja czasami mam ochotę wtopić sie dosłownie w druga osobę a innego razu nie mam nawet ochoty na rozmowę. Kiedyś gdy wiedziałam ze ktoś wyjedzie np na kilka dni dostawałam histerii. Na szczęście moj maz zawsze sam z siebie chce mnie wszędzie zabierać wiec juz sie tak nie boje ale mimo to jak słyszę " chciałbym pojechać na sympozjum w innym mieście" robi mi sie słabo mino ze wiem ze chce mnie zabrać ze sobą. Straszne uczucie i cieżko sie go wyzbyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja albo nie uświadamiam sobie tego albo jakoś inaczej to przeżywam.. jak jestem z rodziną to czuję jakbym nie miała swojej tożsamości mogę tylko na zasadzie bodziec reakcja odpowiadać na ich działania, albo tylko obserwować..

I bardzo koncentruję się na swoim partnerze, też go obserwuję i chciałabym robić wszystko razem a jeśli nie to jest mi źle a jednocześnie nie potrafi sama niczego dla siebie zaplanować, ciągle 'oglądam się' na niego. I t mi mówi że boję się gdy ktoś ma inne zdanie albo czuje inaczej.. Ale nie rozumiem tego stopienia cały czas

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość abstrakcyjna

Przez parę dni czułam się dość stabilnie, ale wczoraj przyszło załamanie. Dziś zastanowiłam się skąd się wzięło moje pogorszenie. Dlaczego tak nagle i mocno. I po kolei rozpisałam sobie etapy i uczucia jakie czułam w wczorajszych sytuacjach. Nie będę tego rozpisywać, ale doszłam do wniosku, że bardzo tłumię swoje emocje. W środku czuję wściekłość albo żal, ale milczę. Milczę, bo mam dość kłótni, potrzeba mi zwyczajnego spokoju. Ktoś mnie kiedyś ciągle prowokował i nauczyłam się nie reagować w sporym stopniu. Ale mam pytanie do Was. Jak sobie radzicie z nadmiarem emocji? W jaki sposób odreagowujecie? Za dużo we mnie tego wszystkiego, a nie da się przecież uniknąć stresujących czy przykrych sytuacji, ale jak sobie z nimi radzić? Moje emocje trzymam w środku, nie mają one ujścia. Kiedy wreszcie wybucham, to odreagowuję w nieodpowiedni sposób. Głównie płacz, dziwne myśli, zachowanie jak małe dziecko, a przy okazji ranię inne osoby. Chciałabym nauczyć się bardziej dystansować do ludzi i do różnych sytuacji. I reagować odpowiednio na różne sytuacje. Ale jak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak sobie radzicie z nadmiarem emocji? W jaki sposób odreagowujecie? Za dużo we mnie tego wszystkiego, a nie da się przecież uniknąć stresujących czy przykrych sytuacji, ale jak sobie z nimi radzić? Moje emocje trzymam w środku, nie mają one ujścia. Kiedy wreszcie wybucham, to odreagowuję w nieodpowiedni sposób. Głównie płacz, dziwne myśli, zachowanie jak małe dziecko, a przy okazji ranię inne osoby. Chciałabym nauczyć się bardziej dystansować do ludzi i do różnych sytuacji. I reagować odpowiednio na różne sytuacje. Ale jak?

O to samo chcę zapytać... Zupełnie nie wiem jak rozładować to napięcie. Wczoraj wybuchłam, totalnie. Cały dzień byłam w złym stanie i wieczorem matka mnie sprowokowała i poooooszło. Nie wytrzymałam dłużej, nie dałam rady, to się będzie powtarzać a nie mam pojęcia co z tym zrobić. Wiem, że będzie tylko gorzej. Chodzę na terapię, ale akurat teraz mam przerwę. Nie mam z kim o tym nawet porozmawiać. Całe szczęście że za tydzień mam wizytę u psychiatry... Nowe leki wcale sobie nie radzą, może nawet pogarszają sprawę. A więc jakie znacie sposoby na rozładowanie emocji inne niż sport i okaleczanie się?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abstrakcyjna, Synsa, dyskoteka (ale koniecznie bez używek) i porządnie się wyszaleć, podejść do jakieś aktywnej fundacji jako wolontariusz - tam jest mnóstwo roboty, można się zmęczyć (tylko nie żadne hospicjum - to za ciężki temat), bicie w poduszkę lub worek treningowy (ale tak, żeby zabezpieczyć się przed zrobieniem sobie krzywdy), taniec - warsztaty, rąbanie drewna, las/pole i wykrzyczeć się...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MalaMi1001, mi bardzo pomagało...porąbałem metr sześcienny i miałem solidnie dość...raz, że byłem wykończony a dwa, jak sobie wyobrażałem, że te klocki to te osoby które mi zaszły za skórę (oczywiście w realu nic bym im nie zrobił), to jakoś tak lżej się robiło...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×