Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wpływ toksycznych rodziców na nasze dorosłe życie.


Harpija

Rekomendowane odpowiedzi

Ciekawi mnie, czy są tego świadomi.

Ja moich sprawdzilam, kompletnie nie są. Gdyby byli, za bardzo by ich bolało, więc wypierają.

 

-- 15 sie 2014, 17:31 --

 

Ciekawi mnie, czy w razie mojego macierzyństwa powielałbym schematy całkiem nieświadomie - to już byłoby całkiem z pokolenia na pokolenie ;)

Często zastanawiam się też jakby to było u mnie. Ale nawet jeśli udałoby mi się nie powielać schematów, to dziecko i tak mogłoby mieć w genach (u mnie w rodzinie są tendencje nie tylko do zaburzeń ale i chorób psychicznych) i szczęśliwy dom niekoniecznie by je ochronił.

 

I z roku na rok utwierdzam się w przekonaniu, że chyba nie zaryzykuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak mnie stara wkur****, że mało nie wyjdę z siebie. Za wszystko całe życie tylko wyżywa się na mnie nerwowo. Później nic dziwnego w tym, że człowiek ma psyche zrytą... :evil:

moja to samo, prawie kazdego dnia kurvaaa

 

-- 12 sie 2014, 12:17 --

 

Czesto słysze że jestem winna temu jakie ma nieudane yzcie, sama sie powinna leczyc!

w końcu ktoś mnie rozumie :D

 

Dołączam się do klubu! Ja swojej matki nie potrafię strawić. To ten typ, który - gdyby mógł - oddychałby za mnie. Nigdy nie dostrzegała we mnie odrębnej istoty - zawsze swój klon, czyli osobnika, który musi myśleć tak samo, czuć to samo, mieć takie same plany i pomysły na życie. Wszelkie odstępstawa były i są traktowane jako oznaka mojego upośledzenia i powód do strzelenie focha, obrobienia mi tyłka przed całą rodziną i wzbudzenia we mnie poczucia winy. Jeszcze będąc w liceum doszłam do wniosku, że ja tej kobiety tak naprawdę nigdy nawet nie kochałam - jako dziecko zwyczajnie się jej bałam, a później już tylko starałam się tolerować. I tak aż do dzisiaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawi mnie, czy w razie mojego macierzyństwa powielałbym schematy całkiem nieświadomie - to już byłoby całkiem z pokolenia na pokolenie ;)

Często zastanawiam się też jakby to było u mnie. Ale nawet jeśli udałoby mi się nie powielać schematów, to dziecko i tak mogłoby mieć w genach (u mnie w rodzinie są tendencje nie tylko do zaburzeń ale i chorób psychicznych) i szczęśliwy dom niekoniecznie by je ochronił.

 

I z roku na rok utwierdzam się w przekonaniu, że chyba nie zaryzykuję.

Ja chyba byłbym o wiele gorszym rodzicem, niż moi rodzice; powielenie negatywnych schematów by mnie nie dotyczyło, bo dysfunkcje w mojej rodzinie nie dotyczyły wychowywania, ale z powodu mojej psychiki, emocji, mógłbym być twórcą jakichś.

 

-- 24 sie 2014, 22:29:42 --

 

"Nadaję" na innych "falach emocjonalnych" niż moi rodzice i raczej nigdy nie będę mieć "emocjonalnego porozumienia" z nimi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie żebym ją całkowicie tłumaczyła, ale moi rodzice dobrali się do siebie w takim razie idealnie - oboje z niezbyt normalnych rodzin, rodzicielstwo z całą pewnością ich przerosło.

Ciekawi mnie, czy są tego świadomi.

Raczej nie są świadomi swoich ułomności. Kiedys inaczej wychowywało się dzieci i dla nich to my jesteśmy nienormalni,że staramy się rozmawiać z dziećmi, staramy się je zrozumieć,szanować ich uczucia i wybory.

Często zastanawiam się też jakby to było u mnie. Ale nawet jeśli udałoby mi się nie powielać schematów, to dziecko i tak mogłoby mieć w genach (u mnie w rodzinie są tendencje nie tylko do zaburzeń ale i chorób psychicznych) i szczęśliwy dom niekoniecznie by je ochronił.

Zależy od świadomosci rodziców. Ja początkowo nieświadomie powielałam schematy wyniesione z domu rodzinnego. Jak moja matka- wrzeszczałam na dzieci, jak mój ojciec- ,,strzelałam focha,, i odrzucałam je emocjonalnie,jak nie robiły czegoś po mojej myśli.Wywoływało to opór w dzieciach- płacze,wrzaski i bunt. Ja coraz bardziej chodziłam poirytowana,wściekła,darłam się jeszcze bardziej,czasami w tyłek dałam.Doprowadzilo mnie to do stanu depresyjnego,bo czułam podświadomie,że coś jest nie tak. Zaczęłam nad sobą pracować na terapii dda.Najpierw indywidualnej,teraz grupowej. Jestem świadoma swoich ,,wypaczeń,, a dzięki temu staram sie eliminować te zachowania,które krzywdzily moje dzieci.Jak mi sie nie udaje-to potrafie przeprosić.

 

a swojej matki nie potrafię strawić. To ten typ, który - gdyby mógł - oddychałby za mnie. Nigdy nie dostrzegała we mnie odrębnej istoty - zawsze swój klon, czyli osobnika, który musi myśleć tak samo, czuć to samo, mieć takie same plany i pomysły na życie. Wszelkie odstępstawa były i są traktowane jako oznaka mojego upośledzenia i powód do strzelenie focha

 

To tak jak u mnie.Tyle,że focha strzelał ojciec,matka grała na moim poczuciu winy.W końcu była chora( ponoć schizofrenia,ale jakoś coraz mniej w to wierzę,obstawiam depresję) A jak ja coś zrobiłam nie tak-to ona natychmiast źle się czuła, mówiła,że przeze mnie się wykończy,Osiagnęła cel- cały czas mam w głowie,ze przeze mnie umarła-bo w dniu kiedy dostała wylewu pokłóciłam się z nią,o to że nie pójdę z nia do kościoła.Poszła sama i w kościele dostała tego wylewu.Ja miałam 16-17 lat. Oczywiście stwoerdziłam,że to przeze mnie.Bo przecież mogła nie kłócić się i iść z mamusią do kościoła.Poczucie winy towarzyszy mi do dzisiaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnalazlam sie w tym artykule http://kobieta.onet.pl/zdrowie/psychologia/nie-kocham-cie-mamo/12p21

 

Kiedy umarła, poczułam ulgę. I szczęście. Po raz pierwszy w wieku 39 lat byłam wolna. Naprawdę wolna. Wszystkie moje stany lękowe, depresje, płacze - wszystko odeszło jak ręką odjął. Co dzień czuję spokój. Zostało jedno, na dźwięk telefonu jeszcze ciągle cierpnie mi skóra. Po chwili przechodzi. Ona już nie zadzwoni, nie muszę się więcej bać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moge rzec, ze ja czesciowo tez... Czytajac ten artykul mialam flashbacki.

Teraz jest mi matki zal - bo nie umiala sobie pomoc, bo zyla nieszczesliwa i psychicznie zaburzona, nie wiedzac, ze mozna zyc spokojnie i - nazwijmy to - normalnie. Bez paralizujacego leku.

Matka nie zyje juz od 11 lat ale uwolnilam sie od jej wplywu (przynajmniej od tego bezposredniego) gdy wyemigrowalam w latach 90-tych.

Po latach zrozumialam, ze zarowno moje zwiazki malzenskie jak i sama emigracja byly niczym innym jak podswiadoma ucieczka od niej.

Niestety, wiazalam sie z partnerami, ktorzy podtrzymywali niejako moje zaburzenia i leki. Widze to teraz, gdy jestem z kims, kto je w jakis sposob neutralizuje. Kto nie jest toksyczny a to w zupelnosci wystarczy (tak niewiele a zarazem wszystko).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

K*rwa, nie mogę. Wróciłam do rodzinnego domu na święta i od razu nawroty nerwicowo - depresyjne, myśli samobójcze. Przed przyjazdy koszmary w nocy, że wojna, że mnie ktoś goni z karabinami, rodzice jak potwory. Zrywy ze snu do lodówki i kompulsywne obżeranie. I od wejścia tylko krytyka, krytyka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, dzięki.

Jak myślisz, czy jest możliwe, że kiedyś nie będę tak na nich reagować? Teraz widzę i poraża mnie to jak mnie zniszczyli. Przerażające jest to, że wystarczył krótki pobyt w domu rodzinnym a już przez głowę przelatują mi myśli samobójcze. Że jestem taka jak oni, że nigdy z tego nie wyjdę, że to zbyt głęboko siedzi więc nie ma sensu tego ciągnąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, no właśnie chciałabym się w końcu pozbyć tego strachu. Wtedy bym zdobyła w życiu to czego chce, robiła czego pragnę, przestała się objadać, uznała że zasługuję na miłość i szacunek...

Już wchodzę na wawe :)

 

-- 01 lis 2014, 20:10 --

 

Candy14, no właśnie chciałabym się w końcu pozbyć tego strachu. Wtedy bym zdobyła w życiu to czego chce, robiła czego pragnę, przestała się objadać, uznała że zasługuję na miłość i szacunek...

Już wchodzę na wawe :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz jest mi matki zal - bo nie umiala sobie pomoc, bo zyla nieszczesliwa i psychicznie zaburzona, nie wiedzac, ze mozna zyc spokojnie i - nazwijmy to - normalnie. Bez paralizujacego leku.

A jak mozna pomoc matce, ktora nie widzi wyjscia, tkwi w swoim bagnie, ktore to coraz bardziej ja wciaga i niszczy? Skoro nie dopuszcza do siebie mysli o podjeciu terapii, czy mozna jej jakos jeszcze pomoc? Zal mi jej, ze sie tak meczy i marnuje sobie zycie. Godzi sie na to co ja spotkalo, a przeciez moglaby sobie z tym poradzic, jesli uwierzylaby w siebie, w swoje mozliwosci. (Mowa tu o toksycznym zwiazku z moim ojcem).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, dzięki.

Jak myślisz, czy jest możliwe, że kiedyś nie będę tak na nich reagować? Teraz widzę i poraża mnie to jak mnie zniszczyli. Przerażające jest to, że wystarczył krótki pobyt w domu rodzinnym a już przez głowę przelatują mi myśli samobójcze. Że jestem taka jak oni, że nigdy z tego nie wyjdę, że to zbyt głęboko siedzi więc nie ma sensu tego ciągnąć.

 

Zdawało mi się, że jestem silniejsza i dam radę na jedną noc pojechać do domu na 1 listopada. W moim domu rodzinnym jest tylko matka, bo ojciec wyprowadził się i mieszka z inną kobietą. Chciałam sie chyba sprawdzić czy dam radę. Ale przez tą jedną noc miałam niespokojny sen, przypominały mi się nieprzyjemne sytuacje z przeszłości. Mama od pierwszej chwili powitała mnie pretensją dlaczego nie wyrzuciłam śmieci, mimo że mnie w domu nie było od około 5 miesięcy, a nasze relacje są kiepskie. Na koniec dzisiejszego dnia pokłóciłyśmy się, trochę żałuję że dałam się ponieść emocjom. Cieszę się, że wróciłam już do siebie!

 

Też miałam dzisiaj taka obawę, czy przypadkiem nie myślę jak moja rodzina. Ale to u mnie był tylko lęk, który był wzmocniony przez ogromną złość na nich i jednocześnie paradoksalnie potrzebę akceptacji od nich ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też miałam dzisiaj taka obawę, czy przypadkiem nie myślę jak moja rodzina. Ale to u mnie był tylko lęk, który był wzmocniony przez ogromną złość na nich i jednocześnie paradoksalnie potrzebę akceptacji od nich ;/

 

Agnieszka K doskonale to ujęłaś. Ze mną jest to samo, tylko ten lęk zapędza mnie tak mocno w kąt, że ja mu wierze że tak jest, że jestem tak beznadziejna jak mówią, tak beznadziejna jak oni, zniszczona, że pojawiają się z tego powodu myśli samobójcze. To jest nie do zniesienia. Tak ten lęk mnie paraliżuje. Dobrze, że jest to forum i mądrzy ludzie którzy się nie dają.

 

Candy to ciekawe co mówisz o tej energii miejsc.

 

-- 02 lis 2014, 00:44 --

 

Agnieszka K muszę śledzić Twoją aktywność na forum, bo mam wrażenie że przeżywamy aktualnie podobne rzeczy - szukanie pracy, próba oderwania się od toksycznych rodziców ( w dość późnym wieku), koszmary senne. U mnie jeszcze dochodzą kompulsywne nocne ataki na lodówkę, papierosy które palę coraz mniej dzięki temu że jestem poza rodzinnym domem no i nastroje depresyjne i nerwicowe zwłaszcza gdy są w pobliżu rodzice.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak beznadziejna jak oni, zniszczona, że pojawiają się z tego powodu myśli samobójcze.

Bo slowa tych ktorzy powinni chronic, chwalic, troszczyc sie i kochac bezwarunkowo maja wielka moc. Dlatego chociaz ich nie znosimy to jednak ciagle staramy sie o akceptacje zeby w koncu uslyszec pochwale. Smutne to bo dziecku nalezy sie to jak psu buda

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, no ale powszechnie sądzi się (moi na pewno tak myślą), że jak rodzic chwali dziecko, zwłaszcza za darmo to je rozpieszcza ponad miarę, rozpuszcza i psuje. I ono nie dość że będzie okropne z tego powodu to jeszcze nie poradzi sobie w życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lenka30, swoją drogą czemu nie chwalić? Nawet za drobne rzeczy. Ważne żeby dziecko miało wysoką samoocenę, wchodząc w dorosłe życie bo świat jest dość ciężkim miejscem gdzie ceni się pewność siebie. Nikt już nie szuka ludzi, którzy są bezpieczni, potulni i wylęknieni.

 

-- 02 lis 2014, 01:01 --

 

A takiego człowiek nie istnieje wydaje mi się bez odpowiedniego przygotowania do życia w postaci wysokiej samooceny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodziło mi o to żeby nie chwalić za nic, tzn nie powtarzać ciągle dziecku jakie jest super, mądre, wspaniałe, piękne itd dzień w dzień. Doceniać, chwalić za to co robi dobrze, zachęcać, motywować, uczyć samodzielności, niech się rozwija! Dziecko powinno się czuć kochane i bezpieczne, a to znacznie więcej niż puste gadanie i pochwały. Ciepłe słowa też oczywiście, ale za każdym słowem coś powinno stać. Bo dzieci głupie nie są.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×