Skocz do zawartości
Nerwica.com

Gunia76

Użytkownik
  • Postów

    1 012
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Gunia76

  1. Daawno mnie nie było... Po paroletniej terapii , w zeszłym roku postanowiłam zakończyć ostatnią grupę DDA/DDD i spróbować żyć na własną odpowiedzialność... Wytrwałąm do listopada W listopadzie koleżanka z pracy dostała wylewu, a mnie ścięło z nóg... Początkowo zaczęłąm się źle czuć, serce mi waliło, kołatało, ciśnienie zaczęło skakać, zaczęłam się zamartwiać o swoje zdrowie i współpracowników. Mierzyłam im cisnienie i sobie też... Czułam się z dnia na dzień gorzej. W końcu poszłam do kardiologa na kompleksowe badania. Nic nie wykazały. Czyli- nerwica.Wróciłam do psychiatry i obecnie jestem na lekach,które jeszcze nie zaczęły w pełni działać, więc dalej czuję się koszmarnie. Boję się że umrę na serce., albo na nadciśnienie ( jak moja mama na wylew) Nie wiem, czy nie wrócić na terapię... Tylko na jaką? nerwicową? DDA? Jeestem coraz bardziej skołowana a dotego samotna w tym wszystkim, bo znowu się zamknęłąm w sobie i nie opowiadam o tym co czuję.
  2. Gunia76

    Syndrom DDA

    Ja sie nie zamykam... Wiem co mi jest, chodzę na terapię. Nie lubię o sobie mówić dda, ani ddd , walczę ze swoimi problemami , ciągle próbuję coś zmienić...
  3. Gunia76

    DDD

    Bo terapia dla DDA jest łączona z terapią DDD ponieważ różnica jest tylko w tym,że DDA rodzina jest rodziną alkoholową. Nie ma terapii tylko dla DDD.
  4. A chodzisz na terapię? Ja do 30 roku życia nie zdawałam sobie sprawy,że unikam kłótni, bo boję się konfliktów i awantur.
  5. U mnie jest tak samo Dokładnie tak, też musiałam być zawsze posłuszna i grzeczna, bo inaczej byłam odrzucana, karana milczeniem ojca i jego obrażaniem się. I to z błahych powodów. Np. że nie zrobiłam mu herbaty, nie wyrzuciłam petów z popielniczki... Ja najbardziej boję się gniewu u bliskich, zwłaszcza u swojego m. Dacie wiarę,że my się nie kłóciliśmy praktycznie wogóle przez 20 lat? Zawsze mu ustępowałam, zawsze manipulowałam tak,żeby było dobrze, zazwyczaj rezygnowałam z siebie... Teraz jestem na etapie,że mam dosyć tego związku i...boję się go zakończyć, bo będzie to wielkie trzęsienie ziemi
  6. Gunia76

    Zdominowani...

    Tak, otworzyły mi się oczy i właśnie tak czuję się w swoim długoletnim związku. Dochodzi do tego,że kontroluję cały czas jaki ma humor mój parter. Wyłapuję każdą , najmniejszą jego zmianę nastroju i od razu odczuwam w sobie lęk. Nie mam odwagi czegoś z tym zrobić, bo w głowie siedzi mi powiedzenie mojej matki:,, Widziały gały co brały,, I nie mam wewnętrznego pozwolenia na zakończenie tej farsy.. Wiem , jestem tchurzem... Tak, dokładnie robię tak samo... ale moja matka robiła identycznie. Przejęłam po niej te wzorce. Ja jednak nad nimi pracuję. Może kiedyś nabiorę odwagi,żeby coś z tym zrobić....Ale dziękuję Ci za te słowa, bo poczułam się,jakby to moje dziecko do mnie napisało...
  7. Gunia76

    Tłumienie emocji

    Jesteś bardzo dojrzałym młodym człowiekiem, przynajmniej takie odniosłam wrażenie po Twoim pierwszym poście. Najlepszą terapią dla DDD jest terapia grupowa. Tam można porównać swoje zachowania z zachowaniami innych, mozna przeracować w bezpiecznych warunkach rózne sytuacje z życia. Ja już chodzę na drugą grupę, a koniec to raczej nie będzie.W terapii grupowej dobre jest to,że otrzymujemy informacje zwrotne od innych członków grupy. Te informacje pracują w nas potem przez cały tydzień. Mi, jak zaczynałam terapię grupową pomagało pisanie pamiętnika. Wszystkie myśli zapisywałam sobie w zeszycie. Bo też nie miałam nikogo,z kim mogłabym rozmawiać na ten temat. Bałam się komukolwiek zaufać. Ludzie,którzy nie pracują nad sobą na terapii nie rozumieją tych-którzy to robią. Często przypinają nam łatkę wariatów. Dopiero po roku na grupie-zaufałam jednej osobie-teraz wiem,że jest warta mojej przyjaźni. Teraz moja terapia-przegadana do niej- idzie znacznie szybciej. Ty jesteś młody, wierz w siebie, a napewno wyjdziesz na prostą :)
  8. Gunia76

    DDD

    Na wstępie dobra wiadomość: JESTEŚ NORMALA :) Po prostu zostałas wychowana w rodzinie dysfunkcyjnej, pozbawionej zdrowych wzorców. Ty obecnie wyrwałaś sie z tej rodziny, dostrzegłaś,że coś jest z nimi nie tak, niezgadzasz się na to jak byłaś traktowana. Miałam w szkole tak samo. Jedną, dwie koleżanki, reszta klasy mnie nieakceptowała. też nie potrafię, zapomminam języka w gębie. Samotność nigdy nie jest wyborem, jest po prostu formą przetrwania. Ja też zamykałam się w ksiażkach, nigdy nie prosiłam o pomoc, radziłam sobie sama, moje problemy nie były ważne dla moich rodziców. Zawsze słyszałam,że jak dorosnę, to dopiero będę miała problemy,więc mam nie przesadzać.Nie umiem płakać... nie umiem prosić o pomoc... nie umiem się zwierzać ze swoich uczuć...boję się przyznać,ze mi źle... [quoteNie dość że mam problem z ludźmi, w pracy , w swoim domu , to jeszcze w związku też jest mi ciężko. Nie wiem kiedy mam się słuchać bo on chce dla mnie dobrze, a kiedy jestem wykorzystywana, kiedy jestem naiwna a kiedy potrzebna, kiedy powinnam powiedzieć nie, jak wyrażać to co czuję by mnie chciał zrozumieć, jak przekonać go do tego co dla mnie ważne.... jak udowodnić że jestem kimś .... ] Całe lata udowadniałam m. że jestem kimś,całe lata walczyłam o związek, całe lata myślałam,że jak mi zalezy, to jemu też będzie...mam dość, a nie umiem , nie mam odwagi zakończyć tą farsę... masz do tego prawo. Nie musisz tego lubić. Możesz lubić co innego, mieć włase zainteresowania. Być sobą. Słuchać swoich potrzeb. Jesteś kimś. Jesteś sobą, tylko pozwól sobie na bycie sobą...I poszukaj terapii DDA.
  9. Myślę,że warto się przemóc, pokonywać ten lęk,małymi kroczkami. Starać się nie stać w miejscu. Malych zmian się nie bopję,boję się rzucić wszystko i zacząć zycie od nowa. Uważam,ze nie mam prawa do tego,żeby swoim egoizmem zniszczyć zycie trójce ludzi...ale z drugiej strony czy na pewno zniszczyć? Może właśnie polepszyć
  10. Leila87, Fajnie,że idziesz do przodu, nie boisz się zycia i zmian. Ja każdą większą zmianę poprzedzam lękiem w sobie. Mi w dzieciństwie rodzice wpoili,że świat jest zły i niebezpieczny,że nie można nikomu ufać,nie można nic próbować zmieniać. Jak jest w naszym zyciu -tak ma być bo tak chciał los. Po trzech latach terapii jestem bardzo świadoma swoich lęków i to mnie przeraża i frustruje. Bo co z tego,że wiem czego się boję,wiem co mi się nie podoba w moim życiu,wiem co chciałabym uzyskać,ale boję się zacząć te zmiany. Boję się,że rewolucja w moim życiu będzie bolesna dla bliskich mi osób i nie wiem,czy mam do tego prawo. Bo uważam,ze nie mam, że muszę patrzeć też na innych.A z drugiej strony całe życie zaspokajam potrzeby innych,staram się,zeby im było dobrze, a jednocześnie- mi jest źle, bo nikt nie zaspokaja moich potrzeb. Na szczęście wiem już jakie mam potrzeby. Jednak uważam,ze nie mam prawa z własnych pobudek egoistycznych niszczyć życie bliskich mi osób, tylko dlatego,że chcę inaczej żyć.... Sama nie wiem,już co mam zrobić i tak się miotam,bo boję się zrobić cokolwie...Ten lęk jest bardzo silny. i ta bezradność niczym u dziecka.....
  11. Z racji,że zbliżają się Święta Bożego Narodzenia,chciałabym odgrzać temat. Mam pytanie,zwłaszcza do DDA po terapii,lub wtrakcie: CZy wasz stosunek do Świąt zmienia się? Jakie plusy widzicie po terapii,a jakie minusy ciągle w Was są.
  12. Uważam,że powinnaś zgłosić się do poradni leczenia uzależnień,na terapie dda. Mamy wiele wspólnych cech. Ja też wchodząc w dorosłe zycie wszystkiego się bałam. Też mój chłopak-obecnie partner zyciowy pokazywał mi świat. Pokazywał,że można się bawić,że mozna zrobić coś szalonego,i nic się nie stanie.Można wyjść z domu ubranym jak pajac-i co z tego?? On jest mechanikiem-samoukiem,Kiedys zbudował dziwny pojazd- rower,na ramie od małego fiata i pamiętam,jak pierwszy raz miałam z nim tym czymś jechać Myślałam,że zapadnę się pod ziemię... Ale okazało się,ze to fajna zabawa,że nikt się nie nabija z nas,a nawet wzbudzamy sympatyczne zainteresowanie. To z nim jeździłam po raz pierwszy pod namiot- inic mi się nie stało A zawsze słyszałam,że nigdzie nie pojadę, bo coś mi sie stanie,napadną mnie,mam nie wracać w nocy, itd. To,że byłyśmy karmione w dziecinstwie lękami naszych rodziców-nie ułatwiło nam startu w dorosłe życie. Nie nauczyli mnie podejmować samodzielnych decyzji,zawsze oni mówili mi co jest dla mnie dobre,a co złe. Chodzę na terapię trzeci rok. Czasami czuję sie,jakbym nagle odzyzyskała wzrok.To jak siebie dostrzegam obecnie-nie raz przyprawia mnie w zdumienie. Zaczęłam dostrzegać z czym mi jest źle,z jakimi zachowaniami chciałabym zerwać,i nabieram odwagi,zeby próbować je zmienić. Tu wewnętrzna odwaga jest bardzo ważna.A pomocna jest mi grupa terapeutyczna,na której mogę poćwiczyć te zmiany( tak powinno być w normalnym domu rodzinnym,dzieci powinny w nim ćwiczyć swoje zachowania,w pełnej akceptacji i zrozumieniu rodziców. Nie powinny bać się,ze za swoje zachowanie będą bite,poniżane, ośmieszane,powinny mieć wyjaśnione co robią źle i jak robić inaczej- ja tego nie miałam. Dlatego naprawdę polecam pójście na terapię. I nie odtracaj pomocy chłopaka, na prawdę dużo Ci to da-korzystaj ile się da.
  13. Gunia76

    Asertywność DDA/DDD

    Ja reaguję tak samo, jak nie chcę komuś pomóc to prawie ,,warczę,, żeby się odczepił.
  14. Gunia76

    Nasze wewnętrzne dzieci

    Moje wewnętrzne dziecko boi się mieć marzenia. Bo uważa,że marzenia się nie spełniają. Bo boi się kolejnego rozczarowania.
  15. Raczej nie są świadomi swoich ułomności. Kiedys inaczej wychowywało się dzieci i dla nich to my jesteśmy nienormalni,że staramy się rozmawiać z dziećmi, staramy się je zrozumieć,szanować ich uczucia i wybory. Zależy od świadomosci rodziców. Ja początkowo nieświadomie powielałam schematy wyniesione z domu rodzinnego. Jak moja matka- wrzeszczałam na dzieci, jak mój ojciec- ,,strzelałam focha,, i odrzucałam je emocjonalnie,jak nie robiły czegoś po mojej myśli.Wywoływało to opór w dzieciach- płacze,wrzaski i bunt. Ja coraz bardziej chodziłam poirytowana,wściekła,darłam się jeszcze bardziej,czasami w tyłek dałam.Doprowadzilo mnie to do stanu depresyjnego,bo czułam podświadomie,że coś jest nie tak. Zaczęłam nad sobą pracować na terapii dda.Najpierw indywidualnej,teraz grupowej. Jestem świadoma swoich ,,wypaczeń,, a dzięki temu staram sie eliminować te zachowania,które krzywdzily moje dzieci.Jak mi sie nie udaje-to potrafie przeprosić. To tak jak u mnie.Tyle,że focha strzelał ojciec,matka grała na moim poczuciu winy.W końcu była chora( ponoć schizofrenia,ale jakoś coraz mniej w to wierzę,obstawiam depresję) A jak ja coś zrobiłam nie tak-to ona natychmiast źle się czuła, mówiła,że przeze mnie się wykończy,Osiagnęła cel- cały czas mam w głowie,ze przeze mnie umarła-bo w dniu kiedy dostała wylewu pokłóciłam się z nią,o to że nie pójdę z nia do kościoła.Poszła sama i w kościele dostała tego wylewu.Ja miałam 16-17 lat. Oczywiście stwoerdziłam,że to przeze mnie.Bo przecież mogła nie kłócić się i iść z mamusią do kościoła.Poczucie winy towarzyszy mi do dzisiaj.
  16. Leila87, No mi też barzo pomaga kontakt z przyrodą. Zwłaszcza wypady w góy. Kocham góry i bardzo mnie relaksują,uspokajają. Niestety nie mam czasu ,zeby wystarczająco często chodzić. Mimo,że mam je pod nosem. A inny problem- Mam wpojone,że w góry nie chodzi się samemu,i za diabła nie mogę się tego pozbyć. Nie umiem iść sama,mam blokadę i koniec. Też miewam dni,ze pragnę się schować w jaskini, niestety w domu nie mam takiego swojego miejsca-azylu.Nadczym bardzo ubolewam. Candy14, Cieszę sie,że wszystko u Ciebie w porządku.
  17. Hej Dawno nie zaglądałam,na swój wątek W ten czwatrek zaczynam kolejną grupę terapeutyczną. Podczas wakacyjnej przerwy zauważyłam,że jeszcze dużo mi do tego,zeby było ok. Przesadnie reaguję nadal na kłotnie.I to nie tylko swoje z m, ale nawet jak jestem światkiem kłótni. Wpadam w panikę, lęk, mam ochotę zniknąć, Mam od razu napad nerwicy( ból serca,płytki oddech, ból żoładka). Po powrocie z urlopu wpadłam w stan depresyjny, w którym tkwię do dziś. Znowu zarzucam sobie że jestem beznadziejną matką. Nie potrafię zrobić cos dla siebie- mam wyrzuty sumienia,że coś robię. Oj dużo pracy przede mną
  18. A ja mam cechy wszystkich po trochu. Bohater- umiesz liczyć-licz na siebie. niewidzialna- dla rodziców, sióstr. Najlepiej się czułam sama ze sobą. Nie miałam za dużo koleżanek,nie umiałam walczyć o swoje-bo nauczyli mnie,ze trzeba ustępować, a walka o swoje to sie nazywa-samolubstwo. Ewentualnie- rozwydrzenie i złe wychowanie. maskotka- bo matka zawsze się mną chwaliła, bo w świąta przy choince śpiewałam kolędy,grałam na flecie. Ot dostosowywałam swój ,,profil,, do zaistniałej sytuacji.
  19. Taaa,najśmieszniejsze,że przez lata nie zdawałam sobie z tego sprawy,ze coś jest nie tak. Dopiero jak wpadłam w depresję zaczęlam terapię i otworzyły mi się oczy. Jak jako już pelnoletnia chciałam wyjechać ze znajomymi,to ojciec mi awanturę robił,ze nigdzie nie pojadę, a ja potulnie kiwałam głową... Jak z m. gdzieś jechaliśmy i nie mówiliśmy gdzie i o której wrócimy to ojciec nazywał nas pogardliwie,,jaśnie państwo,, Jak robiliślimy np grilla na podwórku,albo ktos do mnie przychodził na zwykłą kawę,to ojciec od razu zaczynał rozmowę,rozsiadał się w fotelu w ,,moim,, pokoju i czul się zaproszony do towarzystwa,a ja nie potrafiłam mu powiedzieć,ze ma wyjść. :?Moi goście- to jego goście,ale jego goście- to ja jakoś mu nie przeszkadzałam( zresztą tak byłam wyszkolona,że jak ktoś przychodził do rodziców-miałam siedzieć w swoim pokoju) Moje dzieci-jak i mnie kiedyś szantażował psychicznie- że jak czegoś nie zrobią,to jeszcze zobaczą,że będą coś chciały,że nawet niech do niego nie przychodzą po pomoc.One mają nas-rodziców,ja jako dziecko-czułam się odtracona emocjonalnie, od razu pojawiał sie strach-że co ze mną będzie,muszę być posłuszna.Teraz w dorosłym życiu nie umiem walczyć o siebie-w rodzinie. Mój ojciec jest byłym wojskowym.Wszystko miało być zrobione natychmiast po wydaniu rozkazu.Nie ważne,że coś innego się robi w tym czasie.Każda niesubordynacja= odtrącenie emocjonalne. Moje dzieci tak ,,szkolił,, i próbuje nadal,ale teraz ja potrafię się odezwać. Syn przez niego musiał chodzić do psychologa.
  20. taaa,bo jesteśmy im to winni..... Całe dzieciństwo mi wpajano,ze jak dorosła mam się opiekować rodzicami.Mam to tak zakorzenione,ze nie potrafię się wyprowadzić od ojca. Moje siostry jak sie wyprowadzały z domu-to poprzedzone to było mega awanturami, tekstami,że nie mają po co wracać, że niech nie przychodzą po pomoc... Piekło na ziemi było.Naoglądałam się,nasłuchałam,teraz mam wizję tego samego,jak powiem,ze sie wyprowadzamy. A po za tym wyrzuty sumienia chyb aby mnie zjadły.A z drugiejstrony o niczym innym nie marzę bardziej...Moje siostry nie poczuwają się do obowiazku interesowaniem się ojcem,bo wg nich ja z nim mieszkam-moja sprawa...Po trzech latach terapii nauczyłam sie być bardziej stanowcza w stosunku do ojca. Zaczęłam bronić dzieci przed jego praniem mózgu,przed jego szantażami emocjonalnymi.Przestałam się tłumaczyć gdzie idę i o której wrócę Przestałam mieć wyrzuty sumienia,ze ja jadę na urlop z rodziną,a on sam w domu zostanie Ale wiele jest sytuacji,które należałoby zmienić,ale jeszcze nie jestem na to gotowa.
  21. Gunia76

    Czy to ddd?

    Witaj. I owszem jesteś DDD. Ja też.... Wiesz,bez wsparcia terapeutycznego nie dasz rady poukładać sobie przeszłości.Nie dasz rady wyrwać się ze schematów.Nawet jak bardzo się starasz nie być taka jak matka,w stosunku do swoich dzieci-to popadasz w skrajność,któa polega na tym,że właśnie nie pozwalasz dzieciom być samodzielnym,nie zostawiasz na noc u rodziny, boisz się,że im się coś stanie... Po za tym nie masz swojego zdania w podejmowaniu decyzji dot. siebie,bo zawsze włącza ci się lampka-co mama powie...( ja miałam lapkę co tata powie...)Jak się sprzeciwiasz matce-masz wyrzuty sumienia,bo jesteś od niej zależna. Mieszkasz w mieszkaniu od niej.( Ja też mieszkam w mieszkaniu ojca i na dodatek z nim.) Najlepiej byłoby zacząć od tej właśnie sytuacji. Czy matka nie moze przepisać na Ciebie mieszkania?Albo chociaż spiszcie umowę tzw użyczenia. Wtedy poczujesz się pewniej.Jakby na swoim. Możesz powiedzieć,ze potrzebna ci do urzędu skarbowego,bo chcesz rozliczyć się z remontów.( moze się nie kapnie,ze juz dawno nie ma tej ulgi) W ,,swoim domu,, będziesz mogła zacząć stawiać granice matce. To nie jej sprawa,czy kupicie auto,czy nie.To nie jej sprawa ile zarabiasz.Nie musisz sie ukrywać z tatuażami-jesteś osobą dorosłą, nie ubezwłasnowolnioną, mozesz sie cała wytatuować,skoro ci to spraiwa przyjemność. Powinnaś pomyśleć o terapii,tam nauczysz się jak być bardziej asertywną, jak nie bać się sprzeciwiać mamie,jak wyjsć ze schematów
  22. Uważam,ze wpływ toksycznych rodziców na nasze dorosłe zycie jest ogromny. Jeżeli nie nauczymy się stawiać im granic,których nie mają prawa przekroczyć. Zanim nie poszłam na terapię DDA mój ojciec kierował mną i moimi dziećmi jak marionetkami. Czułam się jak własne dziecko-bez swojego zdania,bałam się mu sprzeciwić. Jak coś wg niego było czarne,chociaz było kolorowe-to dotąd powtarzał,ze jest czarne aż w to uwierzylam i przyznałam mu rację. Trzeba nauczyć sie asertywności
  23. Najtrudniej jest zacząć stwiać granice. We mnie był mega lęk przed ojcem. Nie śmiałam się mu sprzeciwić w niczym. Nie umiałam bronić swoich dzieci,bo się go bałam. Jednak po terapii zaczęłam się coraz częściej sprzeciwiać,miec swoje zdanie. Staję po stronie dzieci,zabraniam mojemu ojcu szantażować je emocjonalnie.Mam gdzieś,że ojciec sie obrazi, bo to on ma problem z emocjami,nie ja... Początkowo potrafił tygodniami się nie odzywać,teraz już i u niego widać zmianę. A ja staję się spokojniejsza.
  24. Dla małego dziecka każda choroba rodzica to wielkie przeżycie,a taka ciężka i przewlekła podchodzi pod traumę.Tym bardziej,ze dziecku nic sie nie tłumaczy,żeby ,,nie marwić,ochronić,bo za małe,żeby zrozumieć....,,Już samym takim myśleniem rodzice robią dziecku wielką krzywdę. Pamiętam,jak też bardzo się bałam,gdy moja mama ppodczas ataku choroby nagle wychodziła z domu i niewiadomo było gdzie ją szukać. Mogła tak iść przed siebie,nie zdając sobie sprawy,ze w ogóle idzie. Ojciec i siostry ją szukali po mieście,mi nikt niczego nie tłumaczył. Pamiętam tylko paniczny strach,żeby wszyscy wrócili do domu, a zwłaszcza mama...
  25. Dokładnie,ja również. Ale tylko rodzinie. W pracy czułam się wolna,potrafiłam postawić na swoim.Byłam kierowniczką zespolu( wymagającą ale lubianą ponoć)Ale rodzinie i znajomym nie potrafiłam się sprzeciwić. Taaa. Bo co ja sobie myślę,wogólę,jak śmiem tak mówić...itd .Pamiętam z dzieciństwa taką senę: moi rodzice wyjechali na pogrzeb ciotki,ja zostałam w domu pod czyjaś opieką,nie pamiętam czyją. Przed wyjazdem poprosiłam ich błagalnym tonem,zeby kupili mi lalkę-bobasa.Marzyłam o niej,koleżanki mialy,też chciałam. Powiedzieli,ze mi kupią.Niemogłam doczekac się powrotu ich,z tą lalka.A oni kupili mi ałą laleczkę-murzynkę. I powiedzieli,ze lalka to lalka i czego ryczę.Mam się cieszyć że ją dostałam i już.Pogadrda ,lekcewarzenie moich uczuć aż kipiało z ich słów.Ja juz nic nie powiedziałam,tylko się zamknęłam w sobie i tyle.Takich scen było wiele. Dlatego teraz nie umiem walczyć o swoje zwłaszcza z rodziną i bliskimi.Uważam,ze muszę się zadowolić ochłapami,tym co dla mnie zostanie,jak już inni sobie wybiorą co najlepsze.Uważam,ze powinnam im najpierw pozwalać na ten wybór,bo przecież ich kocham,bo to oznaka miłości( chore,wiem)Moja matka też była chora psychicznie. Też miała różne jazdy.Ojciec odtrącał emocjonalnie za każdym razem,gdy zrobiłam coś nie po jego myśli Jak trzasnęłam drzwiami to usłyszałam:,,jak się zachowujesz gówniaro,co ty sobie myślisz?? Nawet się do mnie nie odzywaj!. Jak coś nie chciałam zrobić:,,jeszcze przyjdziesz o coś prosić,nawet na mnie nie licz.Jk nie chciałam iść z nimi: nie masz nic do gadania, natychmiast sie zbieraj itd... Teraz Boję się poruszać tematy z m. które mogłyby go urazić,bo boję się,że mnie odtraci, boje się mu zwierzać,bo wydaje mi się,ze go to nie obchodzi,że muszę sobie sama poradzić.Nawet boję się prosić o pomoc jego i bliskich,bo to mój obowiaązek,zebym wszystko sama ogarnęła. Ja też.Gruba,wiecznie nie ćwicząca na w-f-bo mamusia twierdziła,ze chora będę( zgadła, cierpię na duzą nadwagę), samonik, kujon i milośniczka książek( to byli moi przyjaciele) Nigdy do nikogo nie chodziłam,bo mnie mama nie puszczała,na wycieczki też nie chodziłam eh szkoda gadać. Teraz jak ktoś mnie polubi to zdziwiona jestem,ze ze mną chce sięz adawac,że mam coś fajnego w sobie,że potrafie zainteresować rozmową.
×