Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wpływ toksycznych rodziców na nasze dorosłe życie.


Harpija

Rekomendowane odpowiedzi

Czy Ty przypadkiem nie jesteś mną :D ? Póki moja matka jest w robocie to jestem sobą, kiedy wiem, że niedługo będzie, robie sobie herbatę i uciekam do pokoju. Ja mam w głowie cały czas myśl, że będę się wyprowadzać i ze sztucznym uśmiechem z nią rozmawiam kiedy wpada opowiedzieć jakąś pierdołę. Po prostu udaję. Ale jest ciężko. zaciskam zęby i do przodu, w głowie cały czas myśl, że to długo nie potrwa, jeszcze troche i się wyprowadzam. Nie wiem ile wytrzymam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

noszila, sama wyprowadzka nie sprawi, że wszystko odejdzie jak ręką odjął. Natomiast wyprowadzka i ciężka praca nad sobą może odnieść jakiś skutek. Jesteś zbyt inteligentna i silna by po tym co przeżyłaś w dzieciństwie po prostu odejść z tego świata. Wiem, o czym piszę, bo sam zmagam się z podobnymi myślami. Ważne, by mieć w kimś oparcie, w kimś kto zrozumie, nie odrzuci a wyciągnie pomocną dłoń. Przecież już jest ktoś taki w twoim życiu na kim możesz się oprzeć w najtrudniejszych chwilach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czarna_mysza, uważam, że wyprowadzka często jest warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym do tego by się poskładać po tym co przeszliśmy w rodzinnym domu. Oprócz samej wyprowadzki często potrzeba ciężkiej pracy nad sobą, by dojść do stanu używalności. Pisze to osoba, która swego czasu się wyprowadziła od rodziców i niewiele zrobiła w ramach pracy nad sobą. Przez to znowu jestem w punkcie wyjścia, czyli dzielę mieszkanie z rodzicami :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież już jest ktoś taki w twoim życiu na kim możesz się oprzeć w najtrudniejszych chwilach.

 

Tak, ale nie chcę go obciążać sobą, nie chcę być dla niego ciężarem, kiedy nie potrafię dać mu teraz z siebie nic, zero radości, żadnego pożytku...generuję tylko problemy i dołuję...

Nie chcę też żeby był ze mną z jakiegoś strachu że coś sobie zrobię kiedy będę sama. Nie chcę zeby TO go przy mnie trzymało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

noszila, miałem podobnie w swoich byłych związkach. W tych najgorszych stanach niestety unikałem kontaktu z najbliższą mi osobą, żeby nie obciążać jej swoim nastrojem i pesymizmem. Też nie chciałem wzbudzać w drugiej osobie strachu o mnie i żeby to ją przy mnie trzymało. Niestety w moim przypadku taka długotrwała izolacja doprowadziła do rozpadu związku. Na tamten moment nie mogłem z siebie nic dać tej drugiej osobie i mimo moich zapewnień, że ten stan minie ta osoba nie wytrzymała i w końcu mnie zostawiła. Przykre, ale prawdziwe :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja praktycznie żyje tylko myślą o wyprowadzce.

Ja też. I to coraz namiętniej o tym myślę. Co prawda popełniam przy tym dużo błędów i tak dalej, a matka wciąż mówi:

ty to nigdy od nas nie wyjedziesz

nie pójdziesz na studia i u nas zostaniesz, bo jesteś słaba

zgnijesz w tym mieście, a tyle gadałaś.

 

Jednak, kurczę, muszę coś zrobić. Jeśli nie wyprowadzę się kilkaset km od domu, wciąż będę mieć rodziców na głowie, na barkach... Czasem czuję jakby siedzieli mi - każde na jednym ramieniu - i wciąż komentowali moje posunięcia. Co z tego, że ostatnie naście już mija, skoro wciąż jestem taką samą gówniarą, która jest im uległa.

Chciałabym np. wyjechać do kogoś; na dzień, może dwa. Chciałabym się uspołecznić i wyjść do ludzi, ale nie mogę, bo mi bronią. Wciąż trzymają mnie w klatce. Gdy chciałam jechać z koleżanką do kina (jakieś 40km), sprawdzali czy aby na pewno jadę z dziewczyną... No bójcie się Boga :lol: Jakbym chciała pojechać spotkać się z jakimś chłopakiem, to by mi chyba zainstalowali jakiś podwójny pas cnoty...

 

Wystarczy, że mam go w głowie. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abbey, teraz mnie olśniło jak czytałam Twojego posta. A może by tak spróbować wyjechać za granicę do pracy? Argumenty sa mocne, w końcu w naszym pięknym kraju nie ma pracy, będziesz daleko, usamodzielnisz się. Że też ja na to wcześniej nie wpadłam :) Szkoda, że ja nie mogę z tego skorzystać :D

Ja jak spotykałam się z chłopakiem (pierwsze randki) to mówiłam, że spotykam się z koleżanką, bo nie chciało mi się tłumaczyć, kto to, co robi i jak bardzo poważny jest ten związek. Zresztą kłamstwo w moim domu jest na porządku dziennym, bo prościej mi skłamać, niż się znowu tłumaczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czarna_mysza, bardzo mi się marzy wyjazd z kraju :) Wtedy z pewnością miałabym o wiele większy spokój. No ale wiadomo - samej jechać to trochę strach. Często w głowie zapala się lampa 'heeeej, lepiej pierw sobie kogoś znajdź i wtedy jedźcie razem', ale to błędne koło. Muszę sama o to zadbać.

Ja jestem zupełnie wykluczona z jakichkolwiek relacji z facetami (składowa wielu przyczyn), ale gdy już wypadło mi jakieś spotkanie z kimś (nauka, projekty itd), to nieźle musiałam się tłumaczyć... To chore zagranie ze strony rodziców: pierw mi wypominają jaka jestem beznadziejna, bo nikogo nie znam, nie mam kolegów i koleżanek, a jak chcę gdzieś wyjść, to od razu słyszę, że się będę puszczać :lol: Albo np. pierw mówią coś w stylu "masz tylu znajomych w internecie, to czemu nie masz nikogo, by pojechać z nim na jakąś wycieczkę?", a później nie pozwalają mi nawet jechać się spotkać. I co, jakby ten ktoś się zadeklarował, że np. jedzie ze mną na jakąś romantyczną wycieczkę po Paryżu, to by mnie puścili?

rodzice - chodząca sprzeczność :pirate:

Nie żeby jakiś wyjazd był dla mnie największym priorytetem życiowym, ale tak mi się jakoś nasunęło jako pierwsze.

 

Ostatnio humory w domu udzielają mi się bardzo mocno, przez co ranię inne osoby.

Z ciekawością patrzę na przyszłość. Co prawda ostatnio o wiele więcej myśli jest czarnych, ale jakoś to będzie. Chyba :hide:

 

Ależ się rozgadałam! Dawno mnie tu nie było :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dzisiaj mega doła... Kończę w tym tygodniu terapię. Doszłam do wniosków do jakich doszłam i przed nią tyle, że teraz wyraźniej widzę pewne mechanizmy.

Odziedziczony dom stał się moją klątwą. Przez 13 lat wspólnego mieszkania pod jednym dachem z moją mamą doczekałam się nawrotu nerwicy... Jakiś miesiąc temu po raz kolejny powiedziałam jej, że żałuję, że nie sprzedałam tego domu i nie zamieszkałam osobno. Mama stwierdziła, po raz pierwszy :shock: , że może i to by było dobre i że w sumie jej wystarczy mieszkanie. Przez miesiąc biłam się z myślami i stwierdziłam, że faktycznie tego chcę.

Wczoraj wróciłam do tej rozmowy i powiedziałam, że poważnie myślę nad sprzedażą domu. Moją matkę jakby piorun poraził. Jak to? Dlaczego? A co z nią? itp itd Przypomniałam jej, że ostatnio mówiła, że nie ma nic przeciwko a mama mi na to, że tak mi powiedziała, bo nie przypuszczała, że naprawdę będę chciała to zrobić... Zagotowałam się. Wysunęła najcięższe działa, że najlepiej by było żeby umarła, że może niedługo się doczekam itp itd. Że nie spodziewała się, że na starość wyląduje w przytułku... Powiedziałam, żeby nie dramatyzowała bo przecież wiadomo, że kupię jej mieszkanie. Usłyszałam, że ojciec się w grobie przewraca, że tyle pracy włożonej w ten dom na marne...

Męczy mnie to ciągłe uczucie odpowiedzialności za jej emocje i zdrowie. Że moje małżeństwo się jeszcze nie rozleciało to chyba cud :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zalatana23,

Twoja mama stosuje szantaż emocjonalny, buduje Ci poczucie winy, manipuluje Tobą - po prostu molestuje Cię moralnie.

Założyła ci smycz i tylko luzuje albo zaciska powróz.

I tak może robić do końca swojego życia, a jak umrze to Ty już sama będziesz się pilnowała.

Zastanów się czego w życiu chcesz i jaką cenę możesz za to zapłacić.

Bo ceną zdrowienia Twojego i Twojego małżeństwa może być zerwanie stosunków z mamą.

I wiem co mówię, bo przeszłam dokładnie to samo. Pod koniec życia moja mama zażądała ode mnie, żebym rzuciła swoją pracę i rodzinę, przeniosła się do niej i opiekowała się nią bo jestem jej córką. Gdy wsparta przez terapeutkę odmówiłam, okazała mi swoje prawdziwe uczucia jakie do mnie żywiła. To było b, trudne ale uwierz mi spokojnie patrzę na siebie w lustrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NaaN dziękuję za to co napisałaś. Wiem, że to chore ale opinie od osób obiektywnie oceniających sytuacje są dla mnie ważne bo są potwierdzeniem, że to nie ja jestem złą i wyrodną córką tylko uczucia i intencje mojej mamy są ograniczające i uzależniające. Choć ona oczywiście widzi to inaczej i uważa, że coś sobie wmówiłam. Ale tyle osób nie może się mylić. Chcę móc sobie spojrzeć w oczy , a przede wszystkim uchronić moje dziecko przed tym, by dorastając w takim domu, za kilka lat nie skończyło z nerwicą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że to chore ale opinie od osób obiektywnie oceniających sytuacje są dla mnie ważne bo są potwierdzeniem, że to nie ja jestem złą i wyrodną córką tylko uczucia i intencje mojej mamy są ograniczające i uzależniające..

 

Nie wiem jakie ona ma intencje, może nawet mieć b.dobre, natomiast jej działania na pewno są uzalezniające.

 

trzymaj się Zalatana :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Errata : Naan (kurczę sry trochę ale nie jesteś Naadah z innego forum? ;)) trochę mnie poniosło, i czasem mnie ponosi ale trudno, takie życie..)

 

Kiedy krytykowałem podejście do życia "toksyczni rodzice" mam na myśli że szukanie dziury w całym, i nazywanie toksycznym rodzicem jest już toksyczne. Tego się nie powinno robić, chyba że z terapeutą który pomoże nam chociażby, nie wnikając w ustabilizowane życie rodziców. Dzieci są od tego żeby walczyły o swoją pozycję w rodzinie. I tej struktury natury nie da się wyplenić, czy zmienić - a próbując walczyć pod hasłem i orędziem "toksyczni rodzice" być może, a nawet dalece prawdopodobne wylądujemy w podobnym miejscu z własnym dzieckiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nez,

Nie. To nie ja.

 

toksyczni rodzice, DDA, - etykietki.

Natomiast zdarzają się rodzice, którzy nienawidzą swoich dzieci, życzą im źle, gwałcą, biją, wikłają, itp

 

Dzieci są od tego żeby walczyły o swoją pozycję w rodzinie. I tej struktury natury nie da się wyplenić, czy zmienić - a próbując walczyć pod hasłem i orędziem "toksyczni rodzice" być może, a nawet dalece prawdopodobne wylądujemy w podobnym miejscu z własnym dzieckiem.

Rodzice, natomiast są od tego, żeby socjalizować swoje dzieci, bo wychowują je dla świata, nie dla siebie. Zgadzam się z tym, że jeżeli za wszystkie swoje trudności obwiniać będziemy rodziców wylądujemy dokładnie w tym samym miejscu lub w przeciwnym. tzn. matka -> kat, w zależności od rodzaju i nasilenia swojej dysfunkcji wychować może syna ->kata, lub syna->ofiarę.

Natomiast podjęcie pracy nad sobą pozwala zobaczyć co dysfunkcyjnego dostało się od rodziców i leczyć to, właśnie po to, żeby nie przekazywać dalej a na końcowym etapie uznać, że z jakichś przyczyn rodzice po prostu nie mogli być inni. Można nazwać to przebaczeniem i uznaniem.

Nie zmienia to jednak faktu, że np.kazirodztwo, znęcanie się, manipulowanie występowało w rodzinie i że oprawcą był rodzic a ofiarę dziecko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu nawet nie o socjalizację chodzić powinno a okazywanie sobie troski, wzajemności, zrozumienia, miłości - przytulić dziecko i niech czuje że przytula je cała rodzina to jest trudne w dzisiejszych czasach. Pedagogika to nie psychologia, i w wychowaniu dziecka należy kierować się pedagogiką a nie psychologią ;)

 

A co do patologii, no tutaj już trzeba grona lub przynajmniej dobrego jednego terapeuty - sam byłem i jestem przypadkiem z pogranicza. Ale niczego nie żałuje, gdy patrzę na dzieci wychowane bezstresowo, nie patologiczne - jestem może i zazdrosny, może i kurwica mną ciska czasem. Ale trudno, nikt nie wybierał prlu, II wojen, historia niedawna, patrząc na socjalizację należy patrzeć ogólnie masowo przez pryzmat mechanizmów kształtujących ogól także. Ufff...kurczę dzisiaj już tak się wyczerpałem że nie wiem co napisać :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu nawet nie o socjalizację chodzić powinno a okazywanie sobie troski, wzajemności, zrozumienia, miłości - przytulić dziecko i niech czuje że przytula je cała rodzina to jest trudne w dzisiejszych czasach. Pedagogika to nie psychologia, i w wychowaniu dziecka należy kierować się pedagogiką a nie psychologią ;)

 

si, si. Najlepiej kierować się miłością. Oczywiście wiedząc co to jest miłość. Bo ona nie rani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A przecież wielu ludzi „posiada” dzieci po to, aby czuć się kochanymi. Bo dzieci bardzo dużo, praktycznie wszystko, potrafią wybaczyć rodzicom. Dzięki temu wielu rodziców dożywa swoich dni w złudzeniu, że byli dobrymi rodzicami, a wiele dzieci przeżywa życie w fałszywym przekonaniu, że to, iż nie byli kochani, to ich wina i że nie zasługują na miłość.

 

Wojciech Eichelberger

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wróciłam do rodzinnego do domu na kilka dni. Właściwie to uciekłam od faceta żeby odpocząć. Naturalnie tu ciężko mi odpocząć. Ojciec codziennie wraca podpity z roboty, matka nerwicowo nakręcona, wraki ludzi napędzane wódą papierosami i kofeiną. Mole latają, stare "spocone" wędliny w lodówce, rozjebany kibel.

 

-- 13 mar 2015, 20:28 --

 

I tylko zrozumiałam jak przez te wszystkie lata "wskrzeszałam" ten ich rozkład relacji moim buntem i ich podniecaniem go. Tym tworzeniem ze mnie wyrodnego dziecka, które trzeba kontrolować, poniżać dzięki czemu podtrzymywało się trupa tej rodziny przy życiu. Gdy trup znika, odbijają swoje twarze w sobie jak zwierciadła i widzą tą zgliniznę, którą sobie mną łatali całe życie, by sobie ulżyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zupapomidorowa, jesteś indywidualnym tworem, który wyrosł na trudnej glebie, ale teraz to Ty jestes swoim hodowcą. Jak wracasz do domu to nie musisz wyrywac sobie korzeni i z powrotem przesadzac się na niepodatny grunt tylko ze swojej doniczki obserwowac inne rosliny.

Nie Twoja sprawa jak zyją i co wybierają, ale mozesz próbowac przywołac ich do porządku, nie identyfikujac się z decyzjami,ktore sami podejmuja i za które są odpowiedzialni.

images?q=tbn:ANd9GcQp5guL6hs9f2GTEtpkBY0nfZzEKNVe9oxubty1dac5Wn3ar1wG

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zima, masz oczywiscie rację. Rozumiem to tylko ciężko odepchnąć ich manipulację jak również ciężko przestać współczuć matce i poniekąd sobie, że brodzi w takim bagnie. Ty zima jesteś taka odporna na swoją przeszłość i "rośliny z własnego ogródka"?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zupapomidorowa, jestem w lepszej sytuacji, bo moja matka wzięła rozwód.

generalnie pierdolę swoją przeszłość, po prostu nie mam na takie rozkminy czasu ani chęci. bardziej się wkurwiam ze mi taniec nie idzie jak trzeba i ze seksu mi trzeba a nie mam chlopa, no i nie wiklam sie w przypadkowe zwiazki bo to ryje banie. po tym co dał plemniki by mnie zrobic a wlasciwie po jego rodzinie mam temperament i kochliwosc oraz sklonnosci do antydepresantów. nie mozesz uspokoic ojca?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×