Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

25 minut temu, Michu95 napisał(a):

Niestety to co napisałem było na serio..

Tomek odszedł w lutym 2012 z życia..

Bartek? 2022 grudzień...

Nigdy nie powątpiewałem w to, co napisałeś. Jak ich wspominasz? 

Edytowane przez alaguq

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Michu95 napisał(a):

Obu ciepło i dobrze.

Czy myślisz, że oni chcieliby, byś nie był sam, pomimo tego, co się niestety wydarzyło?

Nie odpowiadaj koniecznie na pytanie. Co oni by Ci teraz powiedzieli, gdyby żyli? 

Czy czujesz się samotny teraz, czy czujesz, że masz szansę jeszcze kogoś fajnego spotkać na swojej drodze?

Nie czuj się jakby co ciągnięty za język, ja tego nie chcę robić wbrew Tobie.

Edytowane przez alaguq

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, alaguq napisał(a):

Czy myślisz, że oni chcieliby, byś nie był sam, pomimo tego, co się niestety wydarzyło?

Nie odpowiadaj koniecznie na pytanie. Co oni by Ci teraz powiedzieli, gdyby żyli? 

Czy czujesz się samotny teraz, czy czujesz, że masz szansę jeszcze kogoś fajnego spotkać na swojej drodze?

Nie czuj się jakby co ciągnięty za język, ja tego nie chcę robić wbrew Tobie.

Nie nie chcieliby problem że nie umiem poznać w realnym świecie kogoś kto wsparłby mnie i przez brak wsparcia

Jest mi na prawdę źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Kawa Szatana napisał(a):

Czasami nie ma co czekać, aż ktoś przyjdzie tylko samemu próbować się z kimś zakumplować. 

 

Cóż kierują nami lęki, ta niepewność, niskie poczucie własnej wartości, pytania typu: "a co jeśli nie jestem wystarczająco interesujący", "a co jeśli nie mam nic do powiedzenia" itd. czyli myślenie, myślenie i myślenie. Niepotrzebnie. Jestem przekonany, że są tutaj ludzie, którzy czekają, aż ktoś wykona ten pierwszy krok i to ktoś do nich napisze i zainicjuje rozmowę. Z tego czekania może nic nie wyniknąć z wyjątkiem jeszcze większego doła. 

Można tak próbować raz, dziesięć razy, sto razy, pięćset razy, ale każdego w końcu dopadnie zniechęcenie. A od tego zniechęcenia coraz trudniej jest mi się odczepić. 😭 Ileż razy można tak w zaparte? Wychodzić, wychodzić, wychodzić...

 

Ja tam myślę, że jestem choć w miarę interesującą osobą, wartą poznania. Nie mam obawy, że nie będę miał nic do powiedzenia. I na nic się to nie zdaje, gdy jest się niewidzialnym dla ludzi. 😭😭

 

Nie tylko tutaj są ludzie, którzy czekają na wykonanie pierwszego kroku z naszej strony. Ale bywa tak, że choćbyśmy i wykonali ich dziesięć, czy dwadzieścia, to nic nie da. Albo ktoś jest nami zainteresowany, albo nie. I na co się im narzucać? To niczego nie da. Ze znajomości na forum bardzo łatwo wyparować, przestać się odzywać, ludzie mogą zniknąć i cóż człowiekowi zostaje? Znowu będzie w punkcie wyjścia. 😭

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Michu95 napisał(a):

Bliższej relacji - większego kontaktu.

Częstszego, nie takiego okazjonalnego? I z pewnością takiego w cztery oczy, na żywo, nie przez klawiaturę? :(

Jest jedno mądre stwierdzenie, co nie znaczy, że ktokolwiek z nas je w tym momencie zrozumie na swoim przykładzie, ale każde cierpienie ma sens. Tego typu cierpienie pozwala nam się oczyścić.

Edytowane przez alaguq

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, alaguq napisał(a):

Częstszego, nie takiego okazjonalnego? I z pewnością takiego w cztery oczy, na żywo, nie przez klawiaturę? :(

Jest jedno mądre stwierdzenie, co nie znaczy, że ktokolwiek z nas je w tym momencie zrozumie na swoim przykładzie, ale każde cierpienie ma sens. Cierpienie to sposób na samooczyszczenie. 

Możemy na pw popisać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety jestem wśród ludzi. Nie interesują się moimi problemami, ale są od tego, żeby zadawać mi kolejne emocjonalne ciosy, nawet, gdy się nie wychylam. Nie mam na myśli nikogo z forum, chodzi o inną osobę. Nie mam na co liczyć od ludzi, ale nie pozwalają mi się nawet zamknąć w swoim świecie. Mój mały ciasny świat też ludziom przeszkadza. Tylko do ZOO na zastrzyk. 😭😭

 

Chciałbym tu wstawić i pięćdziesiąt i sto takich emotikonek. 😭

 

Ludzie mnie zniszczą i nawet tego nie zauważą. Rozdepczą jak robaka.

Edytowane przez alaguq

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 4.10.2023 o 20:47, 94. napisał(a):

Do samotności da się przyzwyczaić, ja nie mam kontaktu z nikim, dosłownie z nikim. Już nawet ciężko mi sobie wyobrazić jakie byłoby to uczucie spotkać się z kimś. 

 

To prawda. Mnie zostawiła żona po 15 latach i myślałem, że w samotności oszaleję i nie wytrzymam. Po roku się do tego stanu przyzwyczaiłem, tak że jeśli się spotkam z kimś znajomym raz na miesiąc-dwa, to uważam to za jako-tako wystarczające. Nie zamierzam w tym tkwić, ale się cieszę, że w końcu nauczylem się żyć sam, bo w życiu i tak bywa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 15.08.2023 o 22:20, alaguq napisał(a):

Częstszego, nie takiego okazjonalnego? I z pewnością takiego w cztery oczy, na żywo, nie przez klawiaturę? :(

Jest jedno mądre stwierdzenie, co nie znaczy, że ktokolwiek z nas je w tym momencie zrozumie na swoim przykładzie, ale każde cierpienie ma sens. Tego typu cierpienie pozwala nam się oczyścić.

Wszystko ma swój sens według mnie.Tylko odkrywany go zazwyczaj wraz z upływem czasu. Mi mega pomocne jest właśnie takie podejście, że wszystko jest tak jak być powinno...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś z tym cierpieniem uważałem podobnie. Teraz sam już nie wiem, bo wydaje mi się,że jak za dużo się nazbiera naraz to sens też gdzieś ulatuje. A co do samotności, po pewnym czasie może się przerodzić w chroniczne osamotnienie,które to może podkopać zdrowie nie tylko psychiczne ale i fizyczne. Po latach, stopniowego przesuwania się w stan osamotnienia no będzie tego z 15 lat, stwierdzam,że osamotnienie mogło się przyczynić do moich obecnych problemów z układem pokarmowym.
Samotność jak jest chciana , to jest okej, w przeciwnym razie naprawdę może siać spustoszenie.[także fizyczne] W wersji chronicznej,że trudno budować jakiekolwiek relacje, albo z nikim nawet powierzchownie nie można się dogadać.

Niestety mimo prób, nie odnalazłem sposobu jak do tej pory na przełamanie tego stanu. Mówiąc kolokwialnie, jak na razie trwa "kopanie się z koniem" w tym temacie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.02.2009 o 19:01, ixi napisał(a):

Z zaburzeniami depresyjno-nerwicowymi walczę już kilka lat. Leki (ostatnio velafax) i terapia. Kończę teraz studium, nauka nie przychodzi mi łatwo. Ciężko się zmobilizować, brak mi motywacji do tego by siąść nad książkami.

I wogóle nic się nie chce. Nie chce się wyjść. Nie ma siły rano wstać. Każda czynność- choćby umycie się, jest jak wspinaczka górska. Nogi i ręce ważą tony.Grawitacja działa x6.

Wiem, wiem. To typowo depresyjne.

Zastanawia mnie jednak to, że są momenty kiedy chce mi się żyć. Chce mi się uczyć,zdobywać świat, poznawać ludzi, i mam wrażenie że jeszcze moge nadrobić stracone lata. To krótkie chwile.I kiedy te chwile się pojawiają? Zazwyczaj po rozmowie z osobą, która ma jakiś cel, do czegoś dąży. Lub po obejrzeniu filmu czy programu, który mnie pozytywnie nakręci do życia. Lub kiedy nagle wstępuje nadzieja że jakiś krok przeze mnie zrobiony może dać ukojenie.

np ostatnio po takiej rozmowie z dawno nie widzianą koleżanką szłam spowrotem niepamietając całkiem o tym że nie mam siły. W głowie były plany, co zrobić i jakie działanie podjąć by żyć podobnie jak ona ( fajne studia, praca), i było ok. Wystarczy że doszłam do mojej stancji, wszystko prysło.Znowu dół. I spać. To moja ucieczka.

Na stancji mieszkam z 4 dziewczynami. Dogaduje się z nimi dobrze, ale każda ma swoje życie, razem nigdzie nie wychodzimy, każda studiuje na innej uczelni, rozmowy są tylko przy przypadkowych spotkaniach w kuchni czy korytarzu.

Dobija mnie to. Czy ja nie potrafię żyć sama? W sumie niby człowiek jest stworzeniem stadnym...

Usłyszałam ostatnio że lekarstwem dla mnie była by miłość. Być może wtedy miałabym motywację by wstawać rano , dążyć do czegoś, chciałoby mi się ładnie ubrać , umalować, może świat by zakwitł, ale chyba ciężko było by znalesć kogoś kto zaakceptował by to że dwa razy leżałam w szpitalu na nerwicę, i to że musze byc na lekach bo bez nich to wogole nie da sie funkcjonować.

NAjgorsze jest to że nie jestem raczej osobą zamkniętą i smutną. Jeśli komuś ufam to naprawde potrafię sie otworzyć. Ale wszyscy jakoś mają swoje życie a ja cały czas zostaję sama. Rodzice ciągle kibicują mi żeby mi się udało, hmm może to jest dla mnie taka poprzeczka nie do przeskoczenia i tym sie przejmuje?

Chciałabym mieć grupkę przyjacioł. To jest to czego teraz najbardziej potrzebuje. TYlko jakoś tak sie nie uklada cały czas. Moze sobie jeszcze nie zapracowalam na przyjaźń.

Chciałam iść po studium na studia, chociaz mam 24 lata. Ale z moją siłą psychiczną i fizyczną, nie wiem nawet czy skoncze studium.

Czuję się samotna. Mimo miłości rodziców (którzy tak na marginesie sami się nienawidzą).

Uhhh.. Ulżyło mi jak to wszystko napisałam. Pozdrawiam.

Myślę, że podobnie dziś czuje się masa ludzi. W Uk jest bodaj ministarstwo ds samotności. Po prostu potraktowali tam samotność, jako epidemię. Bo to z samotności biorą się różne choroby, niedobory, no i psychika siada. waże jest, żeby w życiu byla równowaga, tzn mieć wszystkiego po trochu, praca, pieniądze, sport, przyjaciele, rozrywka, zabawa, itd. To nie musi być od razy facet u ciebie, to może być ktoś, kto będzie znajomym, z czasem może stanie się przyjacielem. Polecam tindera, tam wbrew pozorom, nic chodzi tylko o sex, czy związek. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam zamiaru uczestniczyć w życiu razem z psychopatami których wg mnie jest w społeczeństwie 30% i już wolę umrzeć w/z samotności niż się babrać w grajdole z takimi osobami, ograniczam interakcje do minimum i jest dobrze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety można być bardzo samotnym nawet wśród znajomych i rodziny. Jesteś chory/a, masz doła, napady lękowe  to słyszysz że nie tylko ty weź się w garść i nie jęcz i bierz leki. Bardzo trudna jest komunikacja  nawet z rodziną, bo chyba  łatwiej jest coś fizycznie zrobić, bo widać effekt niż tak po ludzku porozmawiać i powiedzieć dasz radę będzie dobrze.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 4.10.2023 o 20:47, 94. napisał(a):

Do samotności da się przyzwyczaić, ja nie mam kontaktu z nikim, dosłownie z nikim. Już nawet ciężko mi sobie wyobrazić jakie byłoby to uczucie spotkać się z kimś. 

Próbowałem i nie wiem jak "pozbyć się": listonosza, świadków Jehowa, sąsiadki czy kolędników itd.
Jak to zrobiłeś, że nie masz kontaktu z nikim?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja Wam powiem tak. Jestem bardzo samotny choć otoczony wieloma ludźmi. Mój związek ze wspaniałą kobietą rozpadł się z mojej winy przez niedoleczoną depresję endogenną, obesyjne myśli czy jestem w dobrym miejscu, przez poczucie bycia nieszczęśliwym- myślałem, że rozstanie coś zmieni, nie zmieniło. Próbowałem wrócić ale było za późno. Przez ponad rok po rozstaniu życie przeciekało mi przez palce i spróbowałem za późno. Nie mogę z tym żyć. Czuję, że już nikogo w życiu nie znajdę kto mnie tak zrozumie i pokocha z moimi słabościami, niską samooceną choć wykonuję poważny i wymagający zawód, brakiem zdecydowania i wieloma innymi deficytami. Po prostu nie chce mi się żyć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. To i ja się dołączę. Mam 40 lat, wymagającą, stresującą pracę, a oprócz niej nic. Mieszkam z zaborczą, nadopiekunczą mamą. Czuję, że w moim życiu oprócz pracy nic już się nie wydarzy. Myślę z jednej strony o ostatecznym kroku, ale z drugiej wiem, że się nie odważę, boję się kary po śmierci, choć możecie się z tego śmiać. Nie wiem jak długo dam jeszcze radę wstawać rano do pracy. Po co to piszę? Żeby się wygadać, nie oczekuję porad.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Sleepless napisał(a):

Cześć. To i ja się dołączę. Mam 40 lat, wymagającą, stresującą pracę, a oprócz niej nic. Mieszkam z zaborczą, nadopiekunczą mamą. Czuję, że w moim życiu oprócz pracy nic już się nie wydarzy. Myślę z jednej strony o ostatecznym kroku, ale z drugiej wiem, że się nie odważę, boję się kary po śmierci, choć możecie się z tego śmiać. Nie wiem jak długo dam jeszcze radę wstawać rano do pracy. Po co to piszę? Żeby się wygadać, nie oczekuję porad.

A nie myślałeś nigdy iść na swoje? W sensie wyprowadzić się od rodziców i żyć po swojemu? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×