Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

A ja mam już dość tego, że ciągle widzę odrzucanie mnie w oczach każdego człowieka na tej ziemi. W pracy jakoś udaję, w sumie dobrze gram, nikt by nie pomyślał, że mam coś z głową, zachowuję się normalnie. Wracam do domu i wracają wszystkie kumulowane natręctwa i złość do siebie (co takiego zrobiłam, że oni mnie odrzucają? co jest we mnie takiego złego? na pewno mają mnie za obłudną i fałszywą, złą osobę). Mam tyle złości w sobie, czuję jakby jakaś inna osoba chciała się wydostać z mojej głowy, mam ochotę wtedy zedrzeć skórę z twarzy, bo tak mnie to rozpiera wszystko. Nie wiem ile tak pociągnę. Jeszcze teraz jestem bardzo zła na lekarza, nie cierpię go. Powiedziałam, że chciałabym się czuć, że jestem dla niego wyjątkową, specjalną pacjentką, a on ma setki takich pacjentek i dla każdej jest taki miły. Za co ja płacę? Coś mi się chyba należy! Za moje pieniądze między innymi wyleguje się na pewno w ciepłych krajach na urlopach. A o mnie nawet nie pomyśli, co tam u mnie, jak się czuję itd. Już u tylu lekarzy byłam, tego trzymam się w sumie najdłużej, bo prawie rok, ale u żadnego nie mogę uzyskać tego co chcę, chcę się czuć jedyną, wyjątkową pacjentką ze świadomością, że tylko dla mnie jest taki miły, ale jak widać nawet za kasę nie mogę tego dostać:/ Nienawidzę go teraz, nienawidzę, myślałam, na wizycie chciałam wyjść wcześniej i rzucić mu tę kasę na podłogę. Ja jestem na niego wściekła, a on nawet o mnie nie pomyśli:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale u żadnego nie mogę uzyskać tego co chcę, chcę się czuć jedyną, wyjątkową pacjentką ze świadomością, że tylko dla mnie jest taki miły, ale jak widać nawet za kasę nie mogę tego dostać:/ Nienawidzę go teraz, nienawidzę, myślałam, na wizycie chciałam wyjść wcześniej i rzucić mu tę kasę na podłogę. Ja jestem na niego wściekła, a on nawet o mnie nie pomyśli:(

Lewiatanxxx,

Doskonale cię rozumiem.

Sama tak samo przeżywałam mojego terapeute, a gdy od niego wychodziła pacjentka, to ja potem miałam taką urazę że nie byłam w stanie się odezwać, tylko bardzo długo siedziałam i milczałam.

chciałam być tą jedyną, najważeniejszą, tą którą on inaczej traktuje niż resztę. No i żeby o mnie myślał. To było takie ważne.

I ze zdumieniem stwierdzam, że ostatnio się to zmieniło i już to nie jest dla mnie ważne.

Dziwi mnie ta zmiana we mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lewiatanxxx. ciekawi mnie czy przy tych wszystkich odczuciach zdajesz sobie jednocześnie sprawę, ze to przez naszą przypadlosc masz takie odczucia i są one irracjonalne. Nie wolno się im poddawac.

Jak sobie to wyobrazasz? Ze lekarz będzie wszystkich traktowal wyjątkowo? Zwariowalby wtedy i musiałby zmienić zawod. A jeśli tylko Ciebie ma tak traktować, to zastanow się dlaczego. Masz się za az taką wyjatkowa? Az tak chorą? Bardziej od innych? Każdy ma na dnie serca takie marzenie aby być kims wyjątkowym dla innych, ale jednocześnie w zyciu realnym jest to niemożliwe. Musisz koniecznie to przepracować bo inaczej będziesz bardzo cierpieć.

Trzymaj się, pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam również tak, że chcę siebie realizować, bo mam swoje cele, ale nie spełniam ich, trudno mi się zmusić do obowiązku, bo nienawidzę ze sobą pracować. Niszczę siebie słownie, albo stosuję autoagresję i nie mogę skupić się na pracy, a są dni, że wszystko chcę, czuję w sobie siłę, lubię siebie i nie wiem, czy takie zachowanie zalicza się do borderline, czy jeszcze mam jakiś inny problem z głową?

 

-- 06 wrz 2014, 13:59 --

 

Miałam to samo co Lewiatanxxx, jeśli chodzi o terapeutkę. Jak przyszłam za wcześnie i jeszcze w gabinecie siedział ktoś inny to myślałam, że mnie szlag trafi! Ja tam już chciałam wejść! Miałam w głowie pełno inwektyw na temat tego pacjenta i sama nie wiem dlaczego, bo czemu on był winny? Ja chciałam być na pierwszym miejscu, chciałam nawet, żeby porzucił dla mnie innych pacjentów. Nie znoszę tej chorobliwej zazdrości, ale ją lubię, i co teraz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nadszedł moment, w którym muszę się "wypisać" i poprosić o odpowiedź zwrotną.

 

Od paru miesięcy kompletnie się pogorszyłam. Zawsze było tak, że najbardziej obrywały osoby, z którymi byłam najsilniej związana emocjonalnie - teraz On.

Mężczyzna mojego życia, który wytrzymuje wszystko. Wytrzymywał, aż w końcu jego cierpliwość, nerwy i duma też zaczęły pękać.

Boję się, że to się kiedyś skończy, że czar pryśnie, że znajdzie kogoś lepszego i już rok trwam w takim przekonaniu, a z tego strachu zachowuję się tak, że w końcu osiągnę ten niechciany skutek. Kiedy uroję sobie jakąś myśl, przybiera kształt kuli śnieżnej i rośnie, rośnie coraz bardziej. A ja wtedy jestem złośliwa, ironiczna i wbijam szpile. Słowa tracą dla mnie znaczenie, więc mówię to, co przyjdzie mi do głowy. Byle mocniej. Byle bardziej bolało.

A potem On pęka i też nie wytrzymuje. Następstwem czego jest mój płacz, histeria i użalanie się nad sobą. Rzucanie czym popadnie, przekleństwa. Ostatecznie on ma mnie dość, a ja czuję wyrzuty sumienia, strach przed konsekwencjami i cała ta złość zamienia się w lęk, przed tym, że "teraz jeszcze bardziej się popsuje". Jakbym była zupełnie kimś innym.

 

Ostatnio wściekam się o wszystko. Drażliwość, wściekłość i smutek. I wybuchy powodowane byle czym. Nie potrafię się zatrzymać.

Te kilka tygodni, odkąd zamieszkaliśmy razem zamieniłam w piekło.

Dlaczego? Przede wszystkim ze strachu - głupiego, irracjonalnego lęku przed odrzuceniem.

Przez kompleksy i swoje własne, kretyńskie nadinterpretacje tego, co się dzieje wokół mnie.

 

Nie chcę się już złościć. Byłam na konsultacji, będą jeszcze dwie, a potem czekanie na psychoterapię. Ale zanim się doczekam, mogę po prostu zniszczyć wszystko, co mam najlepsze.

 

Piszę to i ledwo widzę klawiaturę przez łzy, bo najbardziej jest mi źle z tym, że powinnam być najszczęśliwszą osobą na świecie z tym co mam, a nie umiem się tym cieszyć. Kiedyś to stracę, a wtedy chyba zwariuję z bólu i żalu, że mogłam tak to wszystko zmarnować.

 

Czytam książkę o terapii behawioralnej i w miarę wolnego czasu staram się wykonywać ćwiczenia w niej zawarte.

Ale potrzebuję jakiejś "rady". Co robić, żeby się powstrzymać. Co robić, żeby ta złość i napięcie spadło. Jak mam się uspokoić.

Przecież ja nie mam absolutnie podstaw do takich zachowań, tylko sama je sobie wyszukuję na siłę.

 

Pisanie tu, jest moim świadomym aktem desperacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Neur!

 

Też czytając Twój post, pomyślałam o BPD, czyli osobowości borderline (odmiana osobowości chwiejnej emocjonalnie). Oczywiście, przez Internet nie da się postawić diagnozy, dlatego czekaj cierpliwie na to, co powiedzą Ci po konsultacjach. Obawiam się, że Twoje wybuchowe reakcje, niekontrolowane napady złości i frustracji to nic w porównaniu z Twoimi innymi problemami emocjonalnymi. Napad gniewu, "wbijanie szpili", prowokowanie kłótni to jedynie skutek tego, co dzieje się w Twojej głowie, w Twojej psychice. A w niej chaos, brak kontaktu z sobą samą. Na poziomie deklaratywnym - tak jak piszesz - jesteś szczęściarą, powinnaś docenić to, co masz, kogo masz przy sobie, a w praktyce wygląda to tak, jakbyś dążyła do autodestrukcji, sprawdzała partnera, jak daleko możesz się posunąć. Testujesz jego cierpliwość. Z jednej strony boisz się odrzucenia, a z drugiej strony inicjujesz takie sytuacje, by partner pękł i powiedział, że ma Cię dość. To jakby dążenie do tego, żeby się potwierdziło to, czego gdzieś podświadomie się obawiasz, jakie masz zdanie o sobie samej. Neur, sposobów na zminimalizowanie napięcia psychicznego jest wiele, ale musisz znaleźć sposób, który akurat dla Ciebie okaże się najskuteczniejszy, np. bieganie, pływanie, jakaś aktywność fizyczna, taniec, śpiewanie, głębokie oddychanie i liczenie do 10, wybranie się na ploty z koleżanką, żeby nabrać nieco dystansu... Myślę jednak, że jest to tylko doraźny sposób na poradzenie sobie z problemem i sensowne jest podjęcie psychoterapii. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od paru miesięcy kompletnie się pogorszyłam. Zawsze było tak, że najbardziej obrywały osoby, z którymi byłam najsilniej związana emocjonalnie - teraz On.

Mężczyzna mojego życia, który wytrzymuje wszystko. Wytrzymywał, aż w końcu jego cierpliwość, nerwy i duma też zaczęły pękać.

Boję się, że to się kiedyś skończy, że czar pryśnie, że znajdzie kogoś lepszego i już rok trwam w takim przekonaniu, a z tego strachu zachowuję się tak, że w końcu osiągnę ten niechciany skutek. Kiedy uroję sobie jakąś myśl, przybiera kształt kuli śnieżnej i rośnie, rośnie coraz bardziej. A ja wtedy jestem złośliwa, ironiczna i wbijam szpile. Słowa tracą dla mnie znaczenie, więc mówię to, co przyjdzie mi do głowy. Byle mocniej. Byle bardziej bolało.

A potem On pęka i też nie wytrzymuje. Następstwem czego jest mój płacz, histeria i użalanie się nad sobą. Rzucanie czym popadnie, przekleństwa. Ostatecznie on ma mnie dość, a ja czuję wyrzuty sumienia, strach przed konsekwencjami i cała ta złość zamienia się w lęk, przed tym, że "teraz jeszcze bardziej się popsuje". Jakbym była zupełnie kimś innym.

 

 

Mam dokładnie tak samo (ogólnie, w tym momencie, tj. od paru miesięcy, nie, bo jestem spokojniejsza, ale nawet nie robię sobie nadziei, że to nie wróci). I rzekne tak, choć pewnie zajedzie to szarlataństwem i jednym wielkim pierdololo, niemniej:

 

Ogólnie nie nic nie pomagało. Leki dawały prawie nic, jeśli nawet nie było po nich gorzej. Duża doza cierpliwości od bliskich mi osób - jeszcze gorzej, bo i paranoja większa się robiła. Spotkania psychoanalityczne z wszelakimi terapeutami - tak samo nic (bądź i gorzej). Sport, plotki, inne gównozajęcia - no jasne,akurat miałam na to ochotę.

 

I właściwie to co w miarę mi jako-tako pomaga (bez cudów, ale lekka poprawa jest) to jednak samodzielna praca nad sobą. Ja wiem, brzmi banalnie, ale w moim przypadku daje lepszy efekt. Wiadomo, co człowiek to opinia, co osoba to inne poglądy. Ja akurat sobie myślę, że terapie to coś w rodzaju korepetycji - jak komuś bardzo zalezy, to da się nauczyć materiału samemu. A terapeuta to taki korepetytor, ma pomóc, ale za ciebie roboty nie odwali, choćby się ze***ł na różowo.

 

Ja staram się, nie zawsze wychodzi, wyłapywac te momenty kiedy narastają u mnie złe emocje. Wiadomo, jak to jest nagłe pier***nięcie emocji, to mam zerową kontrolę, ale jak uda mi się wyczuć, że robię się rozdrażniona, przestraszona, zła, smutna i co tam jeszcze - próbuję powoli sama siebie uspokoić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Neur, ja mam podobnie. Wyżywam się na najbliższych, właśnie najbardziej na moim chłopaku, bo boję się że on mnie zostawi dla kogoś lepszego, silniejszego, "normalnego", ciągle mam wrażenie, że jestem czymś napiętnowana. Czuję się przez niego odrzucona, mam derealizacje, tracę siebie, w ogóle nie potrafię siebie określić. Nie wiem, czy lubię siebie, czy nie... Chyba nie lubię, bo ciągle się użalam nad sobą, chcę się zabić, nienawidzę swojego zachowania! A z drugiej strony jakoś siebie lubię...

Czasem czuję jak narasta we mnie złość, tak o bez powodu, wtedy chcę ją wyładować, zazwyczaj na innych... Nie wiem tylko dlaczego. Podświadomie nienawidzę ludzi, nawet tych których nie znam, bo czuję się odrzucona, ale też każdego kocham. Jeju, ja już nie rozumiem siebie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja niestety mam podobnie , mam duzo rodzine prace a jakos nic nie cieszy mnie jakby w glowie mi sie cos pomieszalo jakies dziwne wkrety,urojenia w mawiam sobie cos czego nie zrobilem mysle o jakis starych bledach z przeszlosci mimo ze to minelo wracaja do mnie wszystko zle czasy dzieje ciagle o czyms mysle przejmuje sie wybucham gniewem krzykiem o byle co denerwuje sie a kiedys bylo sie luzakiem ktory sie niczym nie przejmowal a a wieku 25 lat cos mi strzelilo lecz zaczynalo sie to dziac juz wczesniej ale mysle ze wszyscy sobie z tym poradzimy tylko byle nie jechac na lekach cale zycie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję się okropnie. Problemy fizyczne i psychiczne totalnie mnie wykańczają. Jest naprawdę źle i nie wiem, co mam robić.

Zostałam zgwałcona… Zgłosiłam to, ale co z tego, skoro sprawę umorzyli… Ponad 3 miesiące czekałam na przesłuchanie. Bałam się, bo widziałam tego człowieka po raz drugi, do pracy chodziłam z duszą na ramieniu, codziennie przejeżdżałam obok „tego” miejsca i wciąż czekałam. Kiedy nadszedł pierwszy termin, ponad 2 miesiące po zdarzeniu, 2 godziny przed przesłuchaniem zadzwonili i z przyczyn technicznych je odwołali. Zajebiście… Po nieprzespanej ze strachu nocy dowiedziałam się, że nic z tego nie będzie i muszę czekać kolejny miesiąc. A potem po tygodniu prokuratura poinformowała mnie o umorzeniu śledztwa… Kurewsko szybko im to poszło… Pierdolona sprawiedliwość :why:

 

Wszystko się wali. Znowu nie daję sobie z sobą rady. Znowu ryczę i chcę zrobić sobie krzywdę. Podupadłam na zdrowiu, a lekarze przed długi czas traktowali mnie jak symulantkę, czasami wprost mówili, że powinnam znaleźć się w psychiatryku, a nie zawracać im głowę. A teraz, kiedy znacznie się pogorszyło, nikt nie wie, co mi jest. A ja stałam się totalnie uzależniona od innych. I czuję się potwornie.

W efekcie, znowu pojawia się chaos i wojna myśli w głowie. Nie sposób tego ogarnąć. Sprzeczności sprawiają, że czuję się jak wariatka i ciągle staczam się w dół. I uruchamiają się mechanizmy bpd. I wszystko wraca. I cały arsenał objawów boleśnie daje o sobie znać. Paniczny lęk przed odrzuceniem, niezdolność do przeżywania sprzeczności, kryzys emocjonalny, zaniżona samoocena, ignorowanie sprzeczności w postrzeganiu samej siebie, rozszczepienie, burze emocjonalne, złość – masa złości, chwiejność, niepokój, prześladowanie przez superego, autoagresja… Aż zaczynam w środku wariować. Czuję jak rozrywa mnie na strzępy. Jak sama siebie rozrywam na strzępy… I nie umiem temu zaradzić. Nie sposób nawet opisać tego, co się dzieje w mojej głowie. Jak kotłują się w niej różne myśli, jak sprzeczne pragnienia toczą ze sobą bój… A ofiara jest tylko jedna – ja sama…

Nie sądzę, żebym długo jeszcze to wszystko wytrzymała…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czytaliście to?

 

http://psychika.net/2009/12/jak-niezaspokojenie-emocjonalne-w.html?spref=fb&m=1

 

Nie za bardzo widzę tu różnice między bpd... Może poza ryzykownymi i autodestrukcyjnymi zachowaniami ale tych chyba akurat nie mam więc... Hmm...

 

Przeczytałam ten artykuł i aż mi się zrobiło siebie żal, co jest rzadkie, bo generalnie tylko się na siebie wkurzam. W dużej mierze jestem taka jak osoby opisane w artykule i mam zdiagnozowaną osobowość niedojrzałą. Wydaje mi się, że w stosunku do osób z bpd różnię się przede wszystkim tym, że nie jestem tak emocjonalna i impulsywna. Bywam nawet postrzegana jako osoba spokojna, zrównoważona i rozsądna, chociaż tak naprawdę mam sieczkę w głowie :smile:. Po raz kolejny przerwałam leczenie i mam deprechę. Jeśli chodzi o zalecenia to mam "długotrwałą terapię indywidualną". Już zaczynam wątpić, że jest jakaś nadzieja dla mnie. Pocieszające, że w tym artykule dość optymistycznie piszą o możliwości wyleczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czytaliście to?

 

http://psychika.net/2009/12/jak-niezaspokojenie-emocjonalne-w.html?spref=fb&m=1

 

Nie za bardzo widzę tu różnice między bpd... Może poza ryzykownymi i autodestrukcyjnymi zachowaniami ale tych chyba akurat nie mam więc... Hmm...

 

Przeczytałam ten artykuł i aż mi się zrobiło siebie żal, co jest rzadkie, bo generalnie tylko się na siebie wkurzam. W dużej mierze jestem taka jak osoby opisane w artykule i mam zdiagnozowaną osobowość niedojrzałą. Wydaje mi się, że w stosunku do osób z bpd różnię się przede wszystkim tym, że nie jestem tak emocjonalna i impulsywna. Bywam nawet postrzegana jako osoba spokojna, zrównoważona i rozsądna, chociaż tak naprawdę mam sieczkę w głowie :smile:. Po raz kolejny przerwałam leczenie i mam deprechę. Jeśli chodzi o zalecenia to mam "długotrwałą terapię indywidualną". Już zaczynam wątpić, że jest jakaś nadzieja dla mnie. Pocieszające, że w tym artykule dość optymistycznie piszą o możliwości wyleczenia.

 

Czym objawia się Twoja niedojrzała osobowość? Wybacz, że tak wypytuję ale ostatnio zaczęłam wątpić w zasadność mojej diagnozy, nie przypominam sobie bym robiła cokolwiek ryzykownego w swoim życiu a przecież to jest jednym z głównych kryteriów tej choroby. Pozostałe kryteria diagnostyczne przy bpd pasują też do innych zaburzeń, min do osobowości niedojrzałej. Skoro już masz diagnozę to pewnie się leczysz... widzisz jakąś poprawę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czym objawia się Twoja niedojrzała osobowość? Wybacz, że tak wypytuję ale ostatnio zaczęłam wątpić w zasadność mojej diagnozy, nie przypominam sobie bym robiła cokolwiek ryzykownego w swoim życiu a przecież to jest jednym z głównych kryteriów tej choroby. Pozostałe kryteria diagnostyczne przy bpd pasują też do innych zaburzeń, min do osobowości niedojrzałej. Skoro już masz diagnozę to pewnie się leczysz... widzisz jakąś poprawę?

 

Mnie też w pewnym momencie podejrzewali o bpd. To było dawno temu i wtedy jeszcze miałam skłonności do takich zachowań jak samookaleczanie, przedawkowywanie leków - potem mi to przeszło.

Objawia się głównie tym, że nie potrafię nawiązywać bliskich relacji z ludźmi. Ta potrzeba uwagi, wspomniana w artykule, u mnie jest raczej "napadowa", a nie ciągła. Cierpię na poczucie bezsensu, mam tzw. słomiany zapał i w nic (no może prawie nic) nie potrafię się na stałe zaangażować. Prawie cały czas jestem taka jakby spięta. Mam niskie poczucie własnej wartości i przez to, że uważam siebie za taką beznadziejną, nie potrafię uwierzyć, że ktoś mnie może kochać albo że mogę odnieść jakiś sukces. Trudno to jakoś obrazowo opisać, zwłaszcza że podobno mam rozproszoną tożsamość i sama nie potrafię określi jaka jestem. Może na bardziej konkretne pytanie mogłabym sensowniej odpowiedzieć :smile:

Terapia coś mi tam pomogła, głównie przez to, że uświadomiłam sobie pewne rzeczy, ale wiele mi się zmienić nie udało. Dość oporna jestem. Może problemem jest też to, że nie potrafię nawiązać relacji z terapeutą. Domyślam się, że Twoje leczenie też nie najlepiej idzie. Jak to u Ciebie wygląda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

dawno nie pisałam, ale przyszła pora, żeby się trochę wyżalić :(

Otóż jakiś czas temu miałam miesięczną przerwę w terapii i o dziwo im dłużej na nią nie chodziłam, tym czułam się lepiej. Wróciłam z postanowieniem, że chciałabym zacząć radzić sobie sama... i utwierdzona w przekonaniu, że terapia nie pomaga mi, a na tym etapie już chyba szkodzi... (minął dokładnie rok od rozpoczęcia i nie zauważyłam żadnych pozytywnych zmian).

 

Ostatnie miesiące terapii polegały na wmawianiu mi, że boję się odrzucenia przez terapeutkę (bo bierze urlop) - cokolwiek nie powiedziałam odpowiedź była jedna - bo czuje się pani ODRZUCONA. Druga sprawa to wmawianie mi, że wszystko co robię, czuję i kim jestem, to wpływ mojej matki. Poczułam się jak przedmiot, który nie ma własnej osobowości, bo nawet moje zainteresowania były ukazywane jako coś, na co wpływ miała moja matka... Powtarzałam miliony razy, że nie jest tak jak mówi terapeutka, że wcale nie czułam się odrzucona, ale jak grochem o ścianę :/ Po powrocie z urlopu co nie powiedziałam - bo nadal czuje się pani ODRZUCONA. Mało brakowało a bym chyba wybuchła słuchając w kółko tego samego.

 

Przedyskutowałam kwestię z psychiatrą, z bliskimi i ponad miesiąc zastanawiałam się, czy nie zakończyć terapii. Po tym, jak po raz setny usłyszałam te same argumenty stwierdziłam, że mam dość i powiedziałam, że chcę w tym momencie podążać ku końcowi. Usłyszałam, że nadal będzie to zerwanie terapii no ale "jak pani chce". Wyznaczyłam sobie miesiąc na zakończenie, ale przerwałam to prawie od razu. Powód? Po pierwsze kobieta zaczęła mnie straszyć, że jeśli zakończę terapię to wszystko wróci ze zdwojoną siłą w jeszcze gorszej postaci, po drugie: z wyrzutem pytała "no i co? ma pani zamiar całe życie brać leki?" a kiedy odpowiedziałam, że jako nastolatka kiedys odstawilam leki i mialam się dobrze przez dłuższy czas, oznajmiła z ironią "no tak i teraz wróciło z hukiem" (wcześniej jako nastolatka leczyłam się na fobię szkolną i było to zupełnie co innego niż problemy, które zaczęły się w dorosłym życiu)... któregoś razu po moim dłuższym milczeniu zapytała o czym myślę, więc zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że o tym że zmoknę bo zaczęło lać a ja nie mam parasola - na to usłyszałam hit sezonu: "a czy nie jest tak, że terapia jest niczym ten parasol, z którego pani rezygnuje". :great:

Miałam poważnie dosyć takiego ciągłego bełkotu, myślałam jeszcze że coś się zmieni, no ale nie zmieniło się, bylo mi szkoda bo polubiłam babkę i przywiązałam się, a z drugiej strony zdziwiło mnie to, że tak nieprofesjonalnie się zachowała. Na odchodne uważałam, że należy podziękować za wszystko, na co usłyszałam "nadal uważam że to zła decyzja, do widzenia" - żadnego "powodzenia"? "wszystkiego dobrego"? cokolwiek? Aż zachciało mi się płakać, poczułam jakbym była tylko dojną krową do ciągnięcia ze mnie pieniędzy. I niestety tak chyba było. Mój lekarz poparł moją decyzję o spróbowaniu radzenia sobie samej i z tego się cieszę. Nie zamykam sobie opcji skorzystania kiedyś z terapii, ale na pewno już nigdy z psychoanalizy. Ogólnie chciałam się wyżalić, że moja terapeutka zawiodła mnie w tak ważnym momencie, zachowała się nieprofesjonalnie i tym samym pokazała, że jednak ma mnie w nosie :)

Jak na razie czuję tylko ulgę, że pozbyłam się tych uciążliwych spotkań.

 

PS: a tak poza tym wszystkim od ponad miesiąca zażywam chlorprothixen, który pomaga mi w znacznym stopniu, więc jestem całkiem zadowolona :)

I przepraszam, że wbiłam się w środek rozmowy :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

poważnie ostatnio powątpiewam w moją diagnozę ..... było że nerwica lękowa, depresja

ale za dużo mi pasuje do bordi, najbardziej te zaburzenia osobowości które mnie dotykają, poza lękami i smutkami (wachania nastrojów )

 

 

cały czas pustka, impulsywne i kompulsywne działania : seksualne, używki, jedzenie

no i chroniczne niezrozumienie własnego ja

OKRUTNY gniew wobec siebie i ludzi, a z drugiej strony nie potrafię bez nich funkcjonować, wystarczy jeden dzień bym zaczęła wariować

wystarczy że ktokolwiek mnie odrzuci bym czuła okropny lęk, gniew do siebie, moje funkcjonowanie i myślenie zmienia się o 180 stopni

obecny stan :

chroniczne uczucie pustki

z jednej strony czuje się totalnie beznadziejna, a z drugiej to ludzie są beznadziejni

zaburzenia tożsamości ogroooomne :hide:

dobry mega stan, chwalenie się sobą i zadowolenie - muszę być ciągle doceniana, musi się coś dziać, KTOŚ BYĆ ciągle..... od zadania do zadania

dół, gniew, poczucie beznadziejności - ktoś mnie odrzucił, ktoś mnie olewa, ktoś nie poświęca mi wystarczająco dużo uwagi

 

 

a ta żenująca psychodynamiczna terapia, śmierdzi regułkami i bzdurami - nic nie wnosi w moje życie

strasznie zagubiona, nie moge sie zaadaptować w żadnym miejscu, a co dopiero w głowie :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam podobnie...... choć wiele z tego co napisałaś już jakoś za mną jest... chyba

 

....już nie mam 'okrutnego gniewu' wobec ludzi co full compassion, zrozumienie etc.

 

"impulsywne i kompulsywne działania : seksualne, używki, jedzenie" .....u mnie zbyt wiele razy dochodziło do sytuacji gdzie miałem zginąć bądź ktoś mógł zginąć ....hardcore ...ale tylko w stanach totalnej deprechy

omg dużo tego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jazzowa, to, co opisałaś jest aż nadto klarowne. Nijak się ma jednak do bordera, masz spory komponent histrionizmu i celowałabym w tę stronę. Jeśli jesteś zainteresowana tematem, musisz się niesety wysilić, by przebić się przez stosy bezwartościowych stron, na których nie jest wyczerpująco scharakteryzowany histrionizm (niektóre opisy to kpina), w babińskim są chyba sensowne zakładki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×