Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

http://natemat.pl/71179,borderline-czyli-osobowosc-z-pogranicza-psycholog-kazdy-z-nas-zna-kogos-takiego

Świetnie! Po wypowiedzi tej Pani nic tylko się powiesić bo i tak co by się nie robiło to gówno to da jeśl chodzi o borderline (związek i tak zostanie spieprzony, z roboty wywalą prędzej czy pózniej...), aż się dziwie, że kobieta piszę o pozytywnym działaniu terapii dla borderline :]

Ja nie widzę w tym sprzeczności ani trochę :roll: To, co pisze o BPD to bardzo bolesne prawda, ale ona pisze też, że za pomocą terapii można to cholerstwo leczyć. Skąd Twoje zdziwienie? Jestem niestety doskonałym przykładem tego, że cokolwiek robię, to moje działania i tak "gówno dają", nie potrafię się na długo albo wcale nigdzie utrzymać, ani w związku, ani w pracy :( Jak ktoś daje sobie z tym radę jakoś, to chyba raczej bpd nie można u niego zdiagnozować imo... Fakt, że jakby nie dało się tego leczyć to faktycznie nie pozostawałoby nic innego, jak tylko sobie strzelić w łeb, ale ona wyraźnie kończy ten wywiad pozytywnie. Niektórzy "eksperci", chyba sfrustrowani, piszą, że tego nie da się wyleczyć, że to do końca życia, itp. Kiedyś jak to czytałam to było straszne przeżycie dla mnie :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo pobieżny ten artykuł, czytając go stwierdziłam, że jednak nie mam borderline bo np jestem odpowiedzialna na studiach i w pracy, albo że mam świadomość że to ze mną jest problem a nie z otoczeniem, także są pojedyncze rzeczy które mi się udają

 

Poza tym babka tylko daje do zrozumienia że terapeuci są wszechwiedzący i potrafią doskonale zdiagnozować to zaburzenie... jaaaasne, 10 lat tułaczki z depresją i nagle jedna terapeutka stwierdza że to jest to...

 

A z artykułu wynika że sama babka nie potrafi określić czym jest tożsamość, więc sama chyba jest zaburzona...

 

"Jednak terapeuci radzą sobie z osobami z tym zaburzeniem dobrze bo jednocześnie intensywnie rozwija się wiedza zarówno o tym zaburzeniu jak i o zasadach jego terapii... " Buaahahahahhahaaaa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedzielepiej, masz rację, że mało jest terapeutów, którzy radzą sobie z zaburzeniem BPD, wiedzą, jak to leczyć, a jeśli jeszcze wziąć pod uwagę ich własne warunki osobowościowe, to ten krąg jeszcze bardziej się zacieśnia :? . Doświadczyłam tego boleśnie na własnej skórze nie raz, też się tułałam wieeele lat i co przeszłam to moje, dopóki trafiłam na obecną t., która mnie ogarnia bardzo i cierpliwie prowadzi w terapii. Także ja również uważam, że kobieta przegięła z tym optymizmem, jak to terapeuci coraz bardziej potrafią to leczyć. Potrafią, ale imo nieliczni.

Ale nie o tym pisałam ;)Ja się tylko i wyłącznie odniosłam do opinii, że po tym artykule nic tylko palnąć sobie w łeb - moim zdaniem wydźwięk był inny: że tak, zaburzenie (nieleczone) utrudnia lub wręcz uniemożliwia funkcjonowanie (->ja), ale można je leczyć.

 

czytając go stwierdziłam, że jednak nie mam borderline bo np jestem odpowiedzialna na studiach i w pracy, albo że mam świadomość że to ze mną jest problem a nie z otoczeniem, także są pojedyncze rzeczy które mi się udają

Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale chyba udzielałaś się w wątku o psychoterapii, więc domyślam się, że uczęszczasz? Bo to zmienia postać rzeczy. Ja rozumiem ten wywiad tak, że ta babka pisała o nieleczących się borderlajnach, a jeśli leczysz się i pracujesz nad sobą to tę świadomość problemu nabywasz, masz szansę na zmianę, a poza tym bycie w terapii może pomóc wytrwać na studiach itd, to pewnie zależy od głębokości zaburzenia, siły objawów i czasu ich trwania. Ja niestety sporo w życiu zdążyłam przegrać i stracić (w tym studia), zanim ktoś się podjął właściwego leczenia..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

http://natemat.pl/71179,borderline-czyli-osobowosc-z-pogranicza-psycholog-kazdy-z-nas-zna-kogos-takiego

Świetnie! Po wypowiedzi tej Pani nic tylko się powiesić bo i tak co by się nie robiło to gówno to da jeśl chodzi o borderline (związek i tak zostanie spieprzony, z roboty wywalą prędzej czy pózniej...), aż się dziwie, że kobieta piszę o pozytywnym działaniu terapii dla borderline :]

Ja nie widzę w tym sprzeczności ani trochę :roll: To, co pisze o BPD to bardzo bolesne prawda, ale ona pisze też, że za pomocą terapii można to cholerstwo leczyć. Skąd Twoje zdziwienie? Jestem niestety doskonałym przykładem tego, że cokolwiek robię, to moje działania i tak "gówno dają", nie potrafię się na długo albo wcale nigdzie utrzymać, ani w związku, ani w pracy :( Jak ktoś daje sobie z tym radę jakoś, to chyba raczej bpd nie można u niego zdiagnozować imo... Fakt, że jakby nie dało się tego leczyć to faktycznie nie pozostawałoby nic innego, jak tylko sobie strzelić w łeb, ale ona wyraźnie kończy ten wywiad pozytywnie. Niektórzy "eksperci", chyba sfrustrowani, piszą, że tego nie da się wyleczyć, że to do końca życia, itp. Kiedyś jak to czytałam to było straszne przeżycie dla mnie :cry:

Nie jestem zdziwiona tylko załamana. Świadomością, że jestem z tym sama bo niestety ale terapeuta wycofał się z leczenia mnie i to jeszcze "nieoficjalnie" nawet nie polecając mi do kogo mam się w takim razie zwrócić. Załamana tym ,że nikt mnie nie zechce bo jestem "psychiczna", że może już nigdy nie będę cieszyć się życiem, mieć rodziny, pracy którą tak lubiłam itd itp. Tak jak pisałaś, u mnie też za cokolwiek się chwycę to nie potrafię tego "utrzymać".

Tyle ogłoszeń lekarzy/terapeutów ale po moich doświadczeniach odnoszę wrażenie, że niestety ogromna większość to z tych co to będą z chęcią leczyć "znudzone gospodynie domowe" byle się nie narobić, albo za kasę robić wodę z mózgu człowiekowi, gdzie na koniec ląduje się w szpitalu.

 

:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale chyba udzielałaś się w wątku o psychoterapii, więc domyślam się, że uczęszczasz? Bo to zmienia postać rzeczy. Ja rozumiem ten wywiad tak, że ta babka pisała o nieleczących się borderlajnach, a jeśli leczysz się i pracujesz nad sobą to tę świadomość problemu nabywasz, masz szansę na zmianę, a poza tym bycie w terapii może pomóc wytrwać na studiach itd, to pewnie zależy od głębokości zaburzenia, siły objawów i czasu ich trwania. Ja niestety sporo w życiu zdążyłam przegrać i stracić (w tym studia), zanim ktoś się podjął właściwego leczenia..

 

Rzuciłam tę terapię, bo prowadziła mnie do nikąd i niewarta była swojej ceny. Nie podobało mi się, że terapeutka zdiagnozowała mnie w 15 minut, i później wszystko co mówiłam dopasowywała sobie do "typowego zachowania borderline". Zwłaszcza, że wcześniej byłam w szpitalu gdzie diagnozują zaburzenia osobowości, przez pół roku miałam terapię i nie zdiagnozowali mi takiego zaburzenia. Patrząc na to gdzie mi więcej pomogli, wygrywa szpitalna diagnoza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tarantula, ja też doświadczyłam wycofanie się terapeuty z leczenia, wiem jak to smakuje i współczuję Ci... Mnie także nie wytłumaczył, mało tego - to na mnie przerzucił całą odpowiedzialność za niepowodzenie tamtej terapii, nie powstrzymując się od złośliwych uwag i mówienia przy mnie studentom "Pani X NIE DA SIĘ POMÓC". A prawda jest taka, że facet sobie ze mną nie radził, sam był emocjonalnie niezrównoważony, potem sprawdziłam, że nawet certyfikatu żadnego nie ma (choć pracuje w szpitalu i jest niby ą ę). Sama się dziwię sobie, że wtedy nic sobie nie zrobiłam, jak widać wola życia przeważyła i szukałam dalej, z różnymi perypetiami po drodze i w końcu znalazłam kogoś, kto mnie ogarnia, naprawdę ogarnia, warto było szukać! I trwam, już dwa lata. To, że nikt Cię nie zechce, to nie prawda, tylko Twoja obawa - oczywiście zrozumiała po takich przejściach i ja także ją miałam, trudno mi było zaufać i zaangażować się po raz n-ty. Ale szukałam do skutku, bo chcę żyć. Moja t. jest ze mną mimo miliona kryzysów, pobytów w szpitalu w trakcie terapii, bardzo powolnych postępów, gadania x razy o myślach s. i złoszczeniu się na nią. I nie traci równowagi ani cierpliwości. Życzę Ci, abyś po jakimś czasie się przełamała i znalazła taką osobę..

 

-- 09 lip 2014, 10:01 --

 

bedzielepiej, i co planujesz dalej jeśli można zapytać? Nie masz takich myśli, że zrezygnowałaś, bo było coraz boleśniej? Bo zapewne wiesz dobrze, że my bpd często dewaluujemy relację, człowieka, gdy się robi zbyt blisko i gdy pojawiają się trudne emocje, frustracja..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

bedzielepiej, i co planujesz dalej jeśli można zapytać? Nie masz takich myśli, że zrezygnowałaś, bo było coraz boleśniej? Bo zapewne wiesz dobrze, że my bpd często dewaluujemy relację, człowieka, gdy się robi zbyt blisko i gdy pojawiają się trudne emocje, frustracja..

 

Nie mam takich myśli, żałuję, że tak długo ciągnęłam tą głupią terapię. Napiszę tak: już na drugim spotkaniu skapnęłam się, że terapeutka jest głupsza ode mnie, wolniej ode mnie myśli i nie nadąża za moim tokiem rozumowania, a porwała się na to by mnie leczyć. Często dochodziło do niezręcznych momentów w stylu ja mówię coś ważnego a z jej strony cisza lub spóźniona reakcja. Wiedzę miała tylko książkową (ale nie miała umiejętności by ją jakoś przekazać własnymi słowami tylko kazała mi czytać z książki definicje schematu- jak okazałam swoje rozczarowanie to strzeliła focha). Niekompetentna, głupia baba, pijąca hektolitrami kawę, brzydka, gruba i zaniedbana, i ktoś taki miał być moim przewodnikiem? no sorry. Dużo ględziła o relaksacji, zdrowym trybie życia, a widać było że sama się do swoich rad nie stosowała, bo ja np. jestem chuda i wysportowana i żałosne było słuchać od niej rad w stylu że "a może zacznie pani biegać, to teraz modne..." a sama sflaczała. Nie potrzebuję, by ktoś mi organizował życie i mówił jak ma wyglądać, ona już mi powiedziała co powinnam robić w wakacje, bo inaczej będzie źle! Na ostatnim spotkaniu była bardzo niemiła i chyba skacowana, bo coś gadała o jakiś koncertach- strasznie chciała udowodnić że nie jest taka stara- parę razy coś jej spadło- i ja miałam do kogoś takiego chodzić, to było żałosne, niezręczne... Na jednej terapii mówiła coś, za tydzień się ją o to pytałam- w ogóle nie pamiętała, wypierała się że nic takiego nie mówiła. Kłamała, bo czuła się niepewnie w swojej roli, udawała, że ma duże doświadczenie... żenada. Nudziłam sie tam. Nie miałam potrzeby się jej zwierzać. Wiedziała, z czym przychodzę, bo dałam jej wypisane na kartce moje problemy, już na pierwszej terapii. I oczekiwałam pomocy, konkretnej- a jedyne co od niej dostałam, to że mam ćwiczyć godzinę dziennie relaksację, co na moich studiach było niewykonalne, ja nie miałam czasu się wyspać, a co dopiero wygospodarować godzinę na jakieś leżenie jak kłoda i udawanie ze jest fajnie. Nie takiej pomocy oczekiwałam.

 

Co planuję? Robić swoje. Nie wiem czy mam to bpd, a nawet myślę, że mi tak tylko powiedziała, by doić kasę przez dwa lata. Diagnoza z dupy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dużo ględziła o relaksacji, zdrowym trybie życia (...) ona już mi powiedziała co powinnam robić w wakacje (...) coś gadała o jakiś koncertach (...) Na jednej terapii mówiła coś, za tydzień się ją o to pytałam- w ogóle nie pamiętała, wypierała się że nic takiego nie mówiła. (...) że mam ćwiczyć godzinę dziennie relaksację

A jaki to był nurt? I skąd ta babka? Jak takie rzeczy Ci mówiła to na pewno nie można tego nazwać terapią analityczną czy psychodynamiczną, w każdym razie nie profesjonalnie prowadzoną... a taka właśnie terapia jest wskazana najbardziej przy zaburzeniach osobowości. Ja też nie mogłabym chodzić do kogoś, kto mi mówi, co powinnam i dawać mi rady - to bardziej poradnictwo mi przypomina albo terapię p-behawioralną... Nie mówiąc już o tym, że to, czy terapeuta jest zadbany czy nie, też mówi sporo o jego osobowości, o stosunku do ciała (niekoniecznie mam na myśli otyłość) - moja t. jest zawsze schludna i widać, że chyba dobrze się czuje w swoim ciele, dba o nie, promienieje kobiecością:)

 

Co planuję? Robić swoje.

Mnie chodziło o to, czy planujesz coś w związku z dalszym leczeniem zaburzeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nastia, to była terapia poznawczo- behawioralna.

 

Nie planuję nic w związku z leczeniem, dopóki jest znośnie. A wiesz dlaczego? Gdyby dostanie się na terapię było możliwe od razu, gdyby dało się zmieniać terapeutów w razie gdyby się nie trafiło na odpowiedniego, to poszłabym oczywiście już teraz. Ale tak nie jest. Miałam bardzo zły okres kiedy potrzebowałam pomocy psychologicznej i... po dwóch miesiącach nieudanych poszukiwań (dzwoniłam dosłownie we wszystkie miejsca, najpierw na nfz później już w desperacji uzgodniłam z rodzicami że pójdę na płatna) poszłam w pierwsze lepsze miejsce gdzie mieli czas. Ile nerwów sobie napsułam tymi telefonami, dzwoni się do psychologów i zadają ci pytania: "A NAPRAWDĘ potrzebuje pani pomocy? Jest pani przekonana, że nie da sobie rady sama?" nawet jak mówiłam że niedawno wyszłam ze szpitala, to słyszałam "przykro mi, ale podjęcie terapii będzie możliwe za 9 miesięcy". Nie zawsze jest tak, że szukasz pomocy i ją otrzymujesz od ręki. Wyciągnęłam więc wnioski, że niestety trzeba sobie radzić samej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie planuję nic w związku z leczeniem, dopóki jest znośnie. A wiesz dlaczego? (...) Ile nerwów sobie napsułam tymi telefonami, dzwoni się do psychologów i zadają ci pytania: "A NAPRAWDĘ potrzebuje pani pomocy? Jest pani przekonana, że nie da sobie rady sama?" (...) Nie zawsze jest tak, że szukasz pomocy i ją otrzymujesz od ręki. Wyciągnęłam więc wnioski, że niestety trzeba sobie radzić samej.

Ja Cię rozumiem doskonale, przez lata doświadczałam różnych perturbacji w związku z leczeniem i przeżywałam swoje. Moja wola życia pomimo tych doświadczeń mnie zadziwia :roll:;) Ale tak działasz imo na własną szkodę i wnioski mam inne niż Twoje, tzn. według mnie o wiele rozsądniej w takiej sytuacji byłoby podzwonić teraz, właśnie wtedy, jak czujesz się znośnie i zapisać się na terapię choćby za te pół roku, mieć to zagwarantowane, niż za jakiś czas doświadczyć (czego Ci nie życzę) stanu, w którym już nie będziesz dawać rady, a wiesz z doświadczenia, że ciężko będzie z natychmiastową pomocą i tym boleśniej jej brak i odrzucenie doświadczysz wtedy. Sama wiesz, jak trudno to znieść...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuje sie ostatnio strasznie gownianie. Mialam chwilowy okres popraqy, w ktorym bylam stabilniejsza, bylo troche latwiej, a przede wszystkim jakos mniej myslalam, ale teraz znowu jest do dupy.

Objawy bpd sie nasilaja, strach przed odrzuceniem, samotnosc, zlosc, pustka i masa sprzecznosci. Chaos. W glowie kompletny chaos, a sama terapia stracila sens. Terapeutke idealizuje i z jednej strony najchetniej chodzilabym na terapie kilka razy w tygodniu, a z drugiej strony ciaagle jest ten dystans i strach zeby nie byla zbyt blisko, zeby sie nie przywiazac, bo jak potem mnie porzuci to bedzie ciezko.

W dodatku ludzie po prostu mnie wkur.... Zdaje sobie sprawe, ze wiele w tym mojego zaburzonego postrzegania, ale to rylko poglebia moja zlosc. W ogole, tak jak kiedys myslalam, ze ja ogolnie sie nie zloszcze, ze to raczej doly, smutek, depresja itp. to teraz po setkach sesji dopiero pojelam i zobaczylam, ze sa we mnie ogromne poklady zlosci. Zlosci na ktora sobie nie pozwalam, bo przeciez idealni ludzie sie nie zloszcza. Nie wiem jak ta zlosc wyrazac i zazwyczaj konczy sie przekierowaniem jej na siebie w postaci roznorodnej autoagresji. Nie daje juz rady, bo w glowie panuje istny sajgon. Sprzeczne pragnienia, sprzeczne informacje, takze od lekarzy i specjalistow. Jedni daja nadzieje, inni ja odbieraja... Masakra... Do dupy z tym wszystkim...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeraża mnie to że okazało się, że jestem borderline bo to nie jest choroba!! Na chorobę bierze się leki i po problemie. Ja mam już taką osobowość a tego lekami nie da się wyleczyć. Jestem skazana na cierpienie do końca życia.

K...JEGO MAĆ! Dokładnie to samo czuję, do tego będę sama do końca życia bo wiem ,że nikt tego nie poniesie ze mną...

Nie jest to chorobą, a jednocześnie jest to nieuleczalna zaraza która niszczy życie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeraża mnie to że okazało się, że jestem borderline bo to nie jest choroba!! Na chorobę bierze się leki i po problemie. Ja mam już taką osobowość a tego lekami nie da się wyleczyć. Jestem skazana na cierpienie do końca życia.

O matko, a ktoś Ci powiedział, że jesteś skazana?? I serio wolałabyś brać leki do końca życia..?

 

U mnie wręcz odwrotnie było, tzn. jak się dowiedziałam, że nie mam jednak ChAD, który jest dożywotni i trzeba brać leki do końca życia (a leki mi nie pomagają), tylko zaburzenie osobowości, które można skorygować dzięki terapii, że dużo zależy ode mnie, że mogę wyjść z tego na zawsze, o ile włożę wysiłek i czas w zmianę - to doznałam ulgi, że jest dla mnie nadzieja, szansa. Gdybym nie wierzyła, że mogę z tego wyjść, to już dawno palnęłabym sobie w łeb, bo za bardzo boli. Borderline to takie zatrzymanie we wczesnym etapie rozwoju, a terapia to taka druga szansa na umożliwienie, aby ten rozwój toczył się dalej.. Osobowość (zdrowa) a zaburzenie osobowości to co innego. Inna sprawa, że terapia to dla mnie bardzo ciężki kawałek chleba i jest to dużo trudniejsze niż łyknięcie tabletki, bo to od siebie trzeba wymagać, no i efekt nie będzie tak szybki..

 

Poznałam osoby, które nadludzką pracą w długoterminowej terapii wyleczyły się i funkcjonują tak, że nie można już u nich zdiagnozować BPD, więc nie dołujcie, że nie da się z tego wyjść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeraża mnie to że okazało się, że jestem borderline bo to nie jest choroba!! Na chorobę bierze się leki i po problemie. Ja mam już taką osobowość a tego lekami nie da się wyleczyć. Jestem skazana na cierpienie do końca życia.

O matko, a ktoś Ci powiedział, że jesteś skazana?? I serio wolałabyś brać leki do końca życia..?

 

U mnie wręcz odwrotnie było, tzn. jak się dowiedziałam, że nie mam jednak ChAD, który jest dożywotni i trzeba brać leki do końca życia (a leki mi nie pomagają), tylko zaburzenie osobowości, które można skorygować dzięki terapii, że dużo zależy ode mnie, że mogę wyjść z tego na zawsze, o ile włożę wysiłek i czas w zmianę - to doznałam ulgi, że jest dla mnie nadzieja, szansa. Gdybym nie wierzyła, że mogę z tego wyjść, to już dawno palnęłabym sobie w łeb, bo za bardzo boli. Borderline to takie zatrzymanie we wczesnym etapie rozwoju, a terapia to taka druga szansa na umożliwienie, aby ten rozwój toczył się dalej.. Osobowość (zdrowa) a zaburzenie osobowości to co innego. Inna sprawa, że terapia to dla mnie bardzo ciężki kawałek chleba i jest to dużo trudniejsze niż łyknięcie tabletki, bo to od siebie trzeba wymagać, no i efekt nie będzie tak szybki..

 

Poznałam osoby, które nadludzką pracą w długoterminowej terapii wyleczyły się i funkcjonują tak, że nie można już u nich zdiagnozować BPD, więc nie dołujcie, że nie da się z tego wyjść.

Nie dołować się? A co kiedy leki nie działają i terapeuta rezygnuje z terapii tak sobie ,po prostu a w moim mieście tylko on jest psychoterpeutą? Fajnie, że Tobie się udało, ale to nie jest TYLKO zaburzenie osobowości. To moje życie pełne smutku, niezrozumienia , odrzucenia od najmłodszych lat. Teraz czuję niewyobrażalne cierpienie i jedne co przychodzi mi do głowy s.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie dołować się? A co kiedy leki nie działają i terapeuta rezygnuje z terapii tak sobie ,po prostu a w moim mieście tylko on jest psychoterpeutą? Fajnie, że Tobie się udało, ale to nie jest TYLKO zaburzenie osobowości. To moje życie pełne smutku, niezrozumienia , odrzucenia od najmłodszych lat. Teraz czuję niewyobrażalne cierpienie i jedne co przychodzi mi do głowy s.

 

W typowy dla borderlajnów sposób nadinterpretowałaś moje słowa, zrozumiałaś "po swojemu"...

 

Napisałam o nie dołowaniu wyraźnie w odniesieniu do Twojego stwierdzenia, że jest się na to skazanym do końca życia i wyjścia z tego nie ma - a to jest nieprawda, nie jest to przesądzone, można to leczyć, zmieniać, korygować.

 

Po drugie, nigdzie nie napisałam, że to TYLKO zaburzenie osobowości w kontekście, że to nic takiego, błahostka, bo BPD jest i moim udziałem, perypetie i dramaty związane z leczeniem - także. Współczuję Ci rezygnacji przez terapeutę, wiem, jak to "smakuje", bo też tego doświadczyłam i to niestety nie raz. Bardzo trudno się po tym podnieść, ale tylko do Ciebie należy wybór, czy po takich doświadczeniach się poddasz i zabijesz (lub też będziesz tkwić w marazmie) czy też kolejny raz wyciągniesz rękę po pomoc aż do skutku, nawet w innym mieście, choćby zaczynając leczenie od kilkumiesięcznego oddziału na NFZ.

 

Po trzecie, nie napisałam też, że mnie się udało. Ciągle walczę o siebie, zmagam się, cierpię. Ale pojawiają się też przebłyski zdrowia, których wcześniej nie było wcale

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

siostrawiatru,

Ja też mam zaburzenia osobowośći i też poprzednia terapeutka mnie wyrzuciła twierdząc że ja się nie chcę zmienić.

Teraz jeżdzę na terapię do innego miasta i jednak przy dobrym terapeucie się zmieniam, robię postępy.

Walcz o siebie, nie daj sobie wmówić że do końca życia musisz pozostać taka jaka jesteś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Braliście/bierzecie przy BPD lamotryginę? Jak wrażenia po dłuższym stosowaniu?

 

Kilka godzin temu łyknęłam pierwszą tabletkę (próbuję przejść z Depakine) nie oczekując niczego w sumie w najbliższym czasie ani tym bardziej dzisiaj, bo to stabilizator, wolno się rozkręca, itd. Ale... od rana, przed łyknięciem, miałam bardzo silne emocje, wybuchy lamentu ze trzy razy, silna złość. Łyknęłam sobie lamotryginę i coś tam zaczęłam robić. Mniej więcej po godzinie nagle zaczęłam być wyraźnie senna i spowolniona. Silne emocje jak były - tak nie ma. Ale nie czuję miłego spokoju wewnętrznego, raczej coś w rodzaju spacyfikowania... Zamiast kotłującej się we mnie złości i chęci szlochania teraz jestem jakoś przybita, zobojętniona, jak balonik, z którego spuszczono powietrze. Hmm. I tak źle, i tak niedobrze :( To takie moje pierwsze wrażenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Braliście/bierzecie przy BPD lamotryginę? Jak wrażenia po dłuższym stosowaniu?

 

Kilka godzin temu łyknęłam pierwszą tabletkę (próbuję przejść z Depakine) nie oczekując niczego w sumie w najbliższym czasie ani tym bardziej dzisiaj, bo to stabilizator, wolno się rozkręca, itd. Ale... od rana, przed łyknięciem, miałam bardzo silne emocje, wybuchy lamentu ze trzy razy, silna złość. Łyknęłam sobie lamotryginę i coś tam zaczęłam robić. Mniej więcej po godzinie nagle zaczęłam być wyraźnie senna i spowolniona. Silne emocje jak były - tak nie ma. Ale nie czuję miłego spokoju wewnętrznego, raczej coś w rodzaju spacyfikowania... Zamiast kotłującej się we mnie złości i chęci szlochania teraz jestem jakoś przybita, zobojętniona, jak balonik, z którego spuszczono powietrze. Hmm. I tak źle, i tak niedobrze :( To takie moje pierwsze wrażenia.

 

Hej,

biorę lamotryginę w połączeniu z innymi lekami mniej więcej od pół roku. Działa na mnie nieźle w połączeniu z citalopramem i kwetiapiną… Niestety kiedy lekarz próbował odłączyć citalopram i zwiększyć dawkę lamotryginy, zaczęły się schody. jednym z moich największych problemów jest agresja - ten zestaw spotęgował ją strasznie. Kiedy wróciłam z setki do 75mg i włączyłam znów citalopram w najmniejszej dawce, wszystko się uregulowało. Oczywiście nie znaczy to, że skaczę ze szczęścia i czuję się fantastycznie, albo że w ogóle nie wpadam w złość, ale przynajmniej nie rozwalam połowy domu, nie znęcam się psychicznie nad najbliższymi (zdarza się, ale bywało dużo gorzej) i nie wyzywam wszystkich od najgorszych. Ale sama lamotrygina(wyższa dawka) z kwetiapiną działała na mnie fatalnie. Aktualnie jestem na 75 lamotryginy, 75 kwetiapiny i 10 citalopramu. Doraźnie biorę też prometazynę, przepisaną na napady lęku i paniki, ale działa średnio.

Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×