Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Witam! To racja w tym stanie to jeszcze wiele sobie wmówisz.Ja też widze wszędzie u siebie raka można oszaleć ale jak uda mi się wreszcie na chwile uspokoić to zapominam i objawy ustępują. Nie jestem lekarzem ale skoro neurolodzy nie kierują cię na rezonans to chyba wiedzą co robią.Spokojnie nie jesteś sama a jak Cię to uspokoi to zrób wreszcie to badanie i będziesz miała z "głowy". Pozdrawiam i życze dużo zdrowia :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sam już nie wiem co mi jest... rozchwianie emocjonalne to mało powiedziane. leczę się, jest lepiej, o wiele lepiej, nie mam ataków, wracam powoli do życia, ale jest jedna rzecz, która się nie zmienia i bardzo mnie to martwi... wydaje mi się, że jestem nieczuły, ogromnie nieczuły. krzywdzę ludzi, ktorzy mnie kochają, choć sam tego nie chcę. gdy zmarł mój ojciec nie uroniłem ani jednej łzy, było mi głupio że jestem taki bezduszny, można powiedzieć, że jego śmierć mnie nie obeszła. jestem gejem, zacznijmy od tego. wiele razy byłem zakochany, jednak zawsze bez wzajemności, już jako 14 latek miałem myśli samobójcze i podkradałem mamie Clonazepam, żeby się zabić, bo chlopak, którego kochałem nie odwzajemniał mojego uczucia. teraz mam 19 lat, jedyne do czego się nadaję to chyba seks, poza tym jestem człowiekiem wyzutym z uczuć... poznałem wielu wartościowych ludzi, z którymi mógłbym stworzyć coś na wzór związku kobiety i mężczyzny, jednak ja nie potrafię, nie umiem teraz odwzajemnić uczucia drugiej osoby. mam chwilowe zauroczenie, a potem nagle wszystko przechodzi i zostawiam kolejnego chłopaka, który z mojego powodu traci chęci do życia... taki scenariusz się powtarzał już tysiąc razy. teraz poznałem najbardziej wartościowego człowieka jakiego widziałem na oczy, widzę, że mu na mnie zależy, zrobi wszystko dla mnie, nie przeszkadza mu moja choroba, to że leczę się u psychiatry, chce ze mną być, wspierać mnie, a ja... a ja czuję... nic nie czuję... czuję tylko taką pustkę, wiem, że znów to spieprzę, że on będzie przeze mnie cierpiał. jeśli znów kogoś skrzywdzę to tym razem się naprawdę zabiję.... dlaczego ja nie potrafię kochać?? dlaczego ja nie jestem taki jak inni ludzie, którzy gdy się zakochują są szczęśliwi, a ja? wczoraj byłem uradowany, a dzisiaj tylko chodzę i ryczę... i sam nie wiem czemu... jestem okropny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem Twoją wypowiedź i widzę, że jesteśmy w niewiarygodnie podobnej sytuacji. Jedyna różnica to to, że mój ojciec żyje. Ale nie mam z nim dobrego kontaktu - mieszkamy razem i to wszystko.

 

Podobnie jak Ty uważam, że nie potrafię kochać. Związki trwają krótko (3 miesiące maksymalnie!), odchodzę, bo wiem, że nie czuję prawdziwej miłości. Przez to czuję wstręt do własnej osoby, bo mam wrażenie, że krzywdzę wszystkich moimi decyzjami. Że ranię kolejną osobę, której mówiłem, że nigdy jej nie skrzywdzę.

 

Teraz jestem w związku (znamy się od grudnia) ale boję się powtórki z rozrywki i tego, że znowu coś spier####. Że nagle zniknie moje uczucie, obudzę się i stwierdzę, że to nie to. Stwierdzę zbyt łatwo i podejmę kroki, których nie będzie można cofnąć.

Będzie to szczególnie bolesne, ponieważ on zaakceptował mnie w moim całokształcie. Wie o chorobie, mojej walce i cierpieniu. Jego przeszłość też jest dość mroczna, wieć może dlatego tak bardzo mnie rozumie.

 

Mam też zmiany nastrojów. Spędziłem z nim wspaniałą noc. Nie mówię o seksie. Dał mi znacznie więcej doznań bez tego. Pokazał mi jak czule można traktować drugiego człowieka. Dał mi coś wyjątkowego. Coś, czego nie dał mi nikt inny i pokazał rzeczy, o których nie miałem bladego pojęcia. Najwspanialsze 8 godzin mojego życia! A co ja robię? Mam doła. Nie wiem czemu.

 

Może musimy pokonać chorobę i nauczyć się kochać?

 

Czasami czuję się upośledzony emocjonalnie.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak sie z tego wyleczyc i sprawic zeby powróciły te wspaniałe chwile i zebym dobrze sie czuł jak byłem zdrowy jak przypominam se piekne chwile sprzed roku kiedy to wiosna przyszła i potem lato było tak cudownie a na jesieni zatakowała ta nerwica az kapiom mi z oczu zły i nie moge pojac mam dopiero 17 lat chciałbym zby jeszcze te czasy wróciły czy ja bede jeszcze kiedys zdroyw :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisz co takiego się nagle stało zanim pojawiła się nerwica a raczej lęk bo to lęk nam nie daje żyć miałeś jakieś przeżycie? chorobę, zmiany w życiu? sorki że tak pytam ale może to mi pomoże rozwikłać zagadkę mojego lęku też byłam jeszcze niedawno zdrowa i zamierzam wrócic do zdrowia i ty też wrócisz nie martw się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zacznę od początku, aby w pełni mogliście zrozumieć mój problem.....

 

Była niedziela 7 kwietnia 2005 roku ok godz. 23-ciej, pięc dni po śmierci Papieża, kiedy poszedłem z pieskiem na spacer. Nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie jednym z najgorszych dni w moim życiu. Właśnie na tym spacerku zrobiło mi sie duszno, goraco i zimno zarazem, serce zaczęło strasznie bić, że aż zaczęła boleć klata piersiowa, gożki smak w ustach i telepawka, aż zwaliło mnie z nóg. Ale nie mogłem póścić psa ze smyczy( bo nalezy on do dośc agresywnych), a w okolicy nie było żywej duszy, aby poprosić kogoś o pomoc...........Myślałem, że to juz koniec. Pustka w głowie i tylko jedna myśl "TO JUŻ KONIEC"...... Dowlokłem sie do domu wypóściłem smycz z dłoni i wchodząc do mieszkania powiedziłem aby mama wezwała karetkę, po czym położyłem się na kanapie w salonie. Wówczas zaczęły drętwieć mi nogi i ręce.....wpadłem w panikę. Tak zaczęła sie moja przeygoda z nerwicą....

 

Dziś kiedy mija prawie rok od tego zdarzenia, wszystkie wspomnienia wracają..... Dobija mnie dźwiek mszy nadawanej w telewizji.....normalnie mnie nosi. Dziś wszystko przypomina mi o tym moim niemiłym przeżyciu. Śmierć Ojca Świętego, niedziela, msza w telewizorze i zapach powietrza..... Mimo iż umiem już panować nad atakami, to dziś mój stan psychiczny jest w rozsypce....... Nawet teraz drżą mi ręce......

Niech ten dzień się już skończy..........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DA...i co? bedzie tak do końca życia? może pierdzielę teraz głupoty i kaze ci myśleć masowo...ale chce to napisac więc....czy teraz za każdym razem jak bedzie rocznica smierci papieża to ty będziesz obchodził ten dzień jako totalną klęskę, dół, klapę?

będziesz sie chował przed dzwonami, wypierał ten dzień ze swojej świadomosci...

wiesz co myślę? ze im szybciej zaakceptujesz ten fakt tym lepiej dla ciebie

rozumiem że to wspomnienia....ciężko je wyplewić

i rozumiem to uczucie bo ja również nie mogę zapomniec swojego pierwszego razu :?

ale wiem że można te wszystkie wspomnienia powiązac z innymi przyjemnymi rzeczami

pierwszy atak dostałam w kiosku ruch podczas pracy--zrezygnowałam wtedy z tej pracy i przez około rok czasu tam nie chodziłam ( rodzinny interes) potem wynikła taka sytuacja że musiałam zastąpić mame w pracy ...myślałam że oszaleję...mało co klaustrofobii nie dostałam...jednak przyszli moi znajomi, nie było ruchu , więc mogliśmy się wygłupiac, żartować, śmiać się głośno....

na drugi raz jak tam poszłam to już się nie bałam .

inne wspomnienie

czy to musi zdać egzamin u ciebie? sprawdz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bibi masz rację....nie moge uciekać przed tym wspomnieniem w nieskończoność, muszę stawić mu czoło....... I ja o tym wiem, ale sama wiesz że ten dzień nie należy do najprzyjemniejszych, choćby ze wzgledu na śmierć Papieża. W powietrzu unosi sie taka smutna atmosfera......trudno jest wówczas myślec pozytywnie.........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kluczem do pozbycia się tego uczucia, przynajmniej w jakimś stopniu, będzie odwrócenie roli niedzieli.

Daję głowę, że kiedyś właśnie w ten dzień, wydarzy się coś, co zapamiętasz jako coś miłego, a że będzie to 'świeże' to będzie priorytetem, przed tym co stało się rok temu pewnie w te dni tygodnia spotykały Cię również miłe chwile o których niepamiętasz... Może kiedyś sobie je przypomnisz...

 

Ja dodam jeszcze od siebie tylko tyle, że ja też nienawidzę niedziel...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próbować wszystkiego, a może coś pomoże?

 

Co by się nie robiło, czy to będzie hipnoza , farmakoterapia, psychoterapia indywidualna czy grupowa - skutecznośc zależy od motywacji. Kto chce być zdrowy temu nie potrzeba lekarza, bo sam sobie poradzi.

 

Zacznij od relaksacji Jacobsona i treningu autogennego Schultza, a potem przejdź do psychocybernetyki Maltza.

 

 

Można tez wspierać się farmakoterapią, ale rzadko to pomaga, bo lekarstwa nie dzialaja na duszę i poglady, co najwyżej uspokajaja doraźnie. Farmakoterapia jest leczeniem objawowym, a w nerwce trzeba leczyć przyczynowo.

 

więcej>>>>>>>>

http://www.psychodrama.republika.pl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej ,czy mozesz to porownac do laskotania i scisku ? skoro tak to tez to przechodzilam ,trwalo to pare misiecy ale juz naszczescie zaniklo ale pojawilo sie cos nowego mianowicie mam czasami uczucie jaby ktos przykladal mi muszle do ucha tak dziwnie mi szumi w glowie ,cholender ja juz sama nie wiem czy my sie nakrecamy czy co jest grane ,pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwica to nie to samo co grypa czy zapalenie płuc. Ludzie nie przyznają się do niej , bo są przeświadczeni, że nerwica nie jest chorobą tylko fanaberią , albo objawem złego przystosowania.

Osobiscie uważam ,że nerwica jest wyczonym zespołem zachowań nieadekwatnych do oczekiwań społecznych. Kto chce sie jej pozbyć ,musi ją (siebie) poskromić , jak dzikiego konia.

 

http://www.psychodrama.republika.pl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w piątek byłam u l;ekarza (bóle głowy i mdłości) lekarz skierował mnie na eeg głowy. Ale ja sie zastaniawiam czy to czasem nie od nerwów ostatnio miałam ich duzo. Tu pytanie do was czy ktos z was miał takie mdłosci(trudne do powstrzymania) kilka razy dziennie w zupełnie niestresowych sytuacjach. I czy te mdłości były połączone z bólami głowy?

Aha ciąża odpada ;)

Dziekuję za odpowiedzi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tak miałam kilka razy. Ale powiem ci, że już mi przeszło. W sumie to nadal nie wiem skąd się brały. Siedzę sobie przed telewizorkiem i oglądam coś fajnego, a tu nagle zaczyna mnie głowa boleć i to do takiego stopnia, że robi mi się niedobrze i muszę się położyć. Może to fakycznie od nerwów.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziś juz nie

ale ostatnie 3 dni to był koszmar

miewam tak często

leki pomagaja na pół godziny

mdłości olbrzymie

dobrze to był wekeend

ja myślę że u mnie to jest z powodu zmian pogody --jestem meteopatką i tak to odbieram -na dodatem nam niskie ciśnienie, byłam rozdrażniona i rozkojarzona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Roccola :lol: Bóle głowy i mdlości miałam bardzo często ale tylko wtedy kiedy brałam te wstrętne piguły. Po zakończeniu leczenia wszystko przeszło. Kiedyś czytałam bardzo ciekawy artykuł dotyczący umiejscawiania sie stresu i wyczytałam, że my chorujący na nerwicę często tak mamy. Poprostu gdzieś podświadomie myślimy o jakiejś części ciała i obdarzamy ją szczególną uwagą wtedy stres umiejscawia się właśnie tam i boli jak cholera. Po zrobieniu wszystkich badań okazuje się że wszystko jest ok. Całuje i pozdrawiam :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×