Skocz do zawartości
Nerwica.com

VaBoom

Użytkownik
  • Postów

    75
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia VaBoom

  1. Aga1 Motto rzeczywiście dobre...budujące :) I pasuje przy każdej załamce
  2. Udaje się! Udaje się co dnia. 1 stycznia minęło dokładnie 2 lata od dnia, gdy pierwszy raz dostałem ataku lęku i zasłabłem. Mam za sobą 2 lata ciężkiej walki. Walki o zycie, bo było źle. Przeszedłem chyba wszystkie fazy, a których można przeczytać na forum. Przeleżałem 2 miesiące na łóżku powtarzając sobie, że się zabiję. Z wolni nieżycia brakowało mi tchu. Nie miałem siły i ochoty na kolejną porcją powietrza i kolejne uderzenie serca. Prawie zawaliłem studia. Nie potrafiłem pójść na wykłady, ćwiczenia. Ciągłe zwolnienia i konsultacje. Nie potrafiłem wejść do budynku wydziału, bo przerażał mnie tłum. Rozpadł się mój związek. A właściwie sam go rozwaliłem. Opuściłem najwspanialszego chłopaka, ponieważ nie chciałem mu utrudniać życia i wiedziałem, że jeszcze trochę i połknę wszystkie psychotropy... Doszły wszystkie nieprzyjemne objawy w postaci drętwienia kończyn, bólów głowy, drgawek, mrowienie na twarzy, lęk przed schizofrenią i rakiem....i nic się nie stało! Tygodnie spędzone na ciągłym rauszu. Szukanie kolejnych używek...niekoniecznie w dosłownym znaczeniu. Używką stało się sięganie po żyletkę, zadawanie sobie bólu psychicznego, rozwalanie przyjaźni... Kryzys własnej seksualności. Poszukiwanie nieistniejącej heteroseksualnej części mnie. Umawianie się z dziewczynami - emocjonalny gwałt. Kiedy zrobiłem krok w przód? Kolega wkręcił mnie do organizacji studenckiej. Raz jeszcze było mi trudno. Jednocześnie odstawiałem xanax. Jednak branie udziału w życiu studenckim, przebywanie z osobami otwartymi, wyrozumiałymi, poznanie kilku magnetycznych osobowości otworzyło mnie. Otworzyłem się na tyle, że zacząłem godzić się z własną seksualnością. Poznałem Adama. Byliśmy razem kilka miesięcy. Dla niego zapisałem się na psychoterapię. Początkowo zero efektów... Po 5 miesiącach Adam odszedł i przyszła kolejna załamka. Krok w tył. Na krótko. 2 miesiące później pierwszy raz od 1,5 roku wszedłem do hipermarketu. Najpierw z przyjaciółką, później sam spróbowałem. UDAŁO SIĘ! Od ostatniego lipca często robię jakiś gigantyczny krok... Dlaczego o tym wszystkim napisałem? Bo chciałem Wam powiedzieć, że to jest możliwe. Możliwe jest pokonanie nerwicy lękowej. Czasami cofamy się, spadamy gdzieś w kierunku dna, z którego niedawno się podnieśliśmy. Ale nawet jeśli się nie udało, to pamiętajcie, że już raz wspięliście się gdzieś wyżej. Pamiętajcie, że już nie idziecie po omacku. Macie przetarty szlak. Nowe motto: DAM RADĘ, BO MAM SIŁĘ!
  3. Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś tak totalnie zemdlał przy nerwicy. Mi też się to nie przytrafiło. U mnie to wygląda tak, że czuję, że zemdleję, szukam ławki, opieram się, żeby nie upaść. Raz miałem tak, że usiadłem na ławce, zamknąłem oczy i byłem jak sparaliżowany. Słyszałem co się dzieje dookoła ale nie mogłem nic zrobić. Dziwne uczucie. I to był jeden, jedyny przypadek tego typu. Żywię się nadzieją, że nigdy nie zemdleję. No bo skorop przez 20 miesięcy nie zemdlałem, to czemu miałbym zrobić to teraz? Agapla, a jakie Ty masz doświadczenia w tej kwestii?
  4. Jakoś pod koniec 2004 roku byłem ostatnio w jakimś centrum handlowym i czułem się dobrze. Potem pojawiła się choroba i każde następne wejście do dużego sklepu oznaczało atak lęku i omdlenia. Ostatni raz byłem na zakupach 16 marca 2005. I oczywiście zasłabłem. 15 miesięcy i 28 dni później byłem w Krakowie i z przyjaciółką i chłopakiem wybraliśmy się do Carrefoura. NIE ZASŁABŁEM! Ale nie podniecałem się zbytnio, bo nie byłem sam, tylko z obstawą bliskich mi osób. A w czwartek byłem SAM w Platanie :) Chodziłem po całym hipermarkecie i nie było tak źle. Zrobiłem nawet małe zakupy. Czułem jak kropelki potu spywają mi po czole ale przeżyłem :) Stres mnie nie zjadł. Zrobiłem pełną rundę po pasażu i nie musiałem ani razu usiąść i odpocząć :) Chciałem się pochwalić. I może komuś dodam tym sił. Było już bardzo, bardzo źle, a teraz zaczynam wychodzić na prostą :)
  5. To powiem Ci magdalena4, że wielu nerwicowców myśli, że dopadnie ich choroba psychiczna. Dlatego zapamiętaj, że nie zachorujesz :) To tylko Twoja wyobraźnia (swego czasu też obawiałem się schozofrenii...szczęśliwie mam już to za sobą - liczę, że Ty też tego się pozbędziesz).
  6. Głowa do góry :) Staw czoła chorobie, bądź szczera na terapii i mów o problemie. Mi bardzo pomaga zwierzenie się z konkretnych objawów (zauważyłem, że jak o czymś pogadam, to zazwyczaj to znika na wiele miesięcy). Będzie dobrze :)
  7. Bo to nie chodzi o "wzięcie się w garść", "zapomnienie" tylko o poznanie przeciwnika. Szukajmy przyczyn problemu i spotkajmy się z nimi twarzą w twarz (ja, lęk, gołe klaty i ubity grunt ).
  8. butterfly jak Cię denerwują posty, to ich nie czytaj Jak już wiesz, że objawy są tylko urojeniami to dobrze. Ale nie wszyscy o tym wiedzą. Czemu się żalimy? Bo pomaga nam to pozbyć się ciężaru i zacząć właściwą walkę z chorobą. A w moim przypadku, bez zapewnień typu "nie masz schizofrenii", "to są normalne objawy, każdy to miał", nie rozpocząłbym tej walki. Bo strach przed tymi objawami wysysał ze mnie resztki sił, które we mnie były. Twoja wypowiedź - jak dla mnie - jest trochę za ostra.
  9. Hej Artku! Też często nad tym się zastanawiałem. Zacząłem od tego, że nauczyłem się ignorować ból. Zwyczajnie szukam sobie jakiegoś zajęcia (najlepiej coś, co absorbuje i jest przyjemne). I nie myślę o bólu. Gdy kończę daną czynność bólu już nie ma (i zazwyczaj nie pamiętam o tym, że czekałem na jego odejście). Chyba nie ma recepty na to jak długo czekać na ustąpienie bólu. Zazwyczaj martwię się dopiero jak ból uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie :) I popieram anies28! Do psychologa marsz towarzyszu :)
  10. Nie wiem. Czasami tak - ostatnio często chcę mówić o sobie. Ale z drugiej strony często poświęcam zaspokojenie własnych potrzeb na rzecz zaspokojenia potrzeb innych. Ale to nie jest takie dobre, bo krzywdzące w stosunku do mnie.
  11. Wow! Bibi! Masz bardzo skomplikowaną przeszłość. I wyszłaś na prostą. Gratki :) Podziwiam i sznuję i pomnik stawiam :)
  12. MIłość nie leczy nerwicy. Ale zakochani mają łatwiej i osiągają cele szybciej :) Nie przerywaj terapii. Ja to zrobiłem rok temu i żałuję (bo było bardzo, bardzo dobrze,a po kilku miesiącach wszystko wróciło). Gratuluję miłości :) I pamiętaj, że nawet jeśli czujesz się odrzucona, niekochana, niedowartościowana i zazdrosna, to dzieje się tak z powodu nerwicy. Problemy są tylko w Twojej wyobraźni (też to przechodziłem).
  13. Raczej nie cieszę się z mojej choroby. Boję się, że nie będe mieć dobrej pracy, własnego domu z wymarzoną szklarnią. Nie spełnią się moje marzenia i nigdy nie będę całkowicie samodzielny. Chcę być zdrowy. Ale wiem, że nie chcę porzucić wszystkich wartości, którymi się kieruję. Jest mi trudno, bo jestem przedstawicielem "wrażliwszej części społeczeństwa". Ale to chyba wynika z wiary w sprawiedliwość karmiczną. Cieszę się, że jestem wrażliwy na ludzkie cierpienia ale to też ma swoje złe strony.
  14. Zniewieściały facet jest gorzej postrzegany :] Ale z drugiej strony skoro kobiety dążą do równouprawnienia, to czemu nie wprowadzić tego w życiu rodzinnym? Skoro facet ma problemy, to czemu kobieta nie może stać się dlań ostoją? :) Moje przyjaciółki są w pełni wyemancypowane i za to je podziwiam. Robią to trochę wbrew społeczeństwu. Panowie, nie bójmy się być słabi. Mamy do tego prawo w tak szczególnej sytuacji :)
  15. MOniczko, nie panikuj! To TYLKO nerwica. Często czuję, że nabieram powietrze do płuc, a w tym powetrzu jakby nie ma tlenu. Jednak jeśli po 3 minutach się nie udusiłaś, to znaczy, że wszystko jest oki :) Oddychaj spokojnie, przeponowo i staraj się nie myśleć o objawach. Z czasem zapomnisz o nich i będziesz miała spokój :)
×