Skocz do zawartości
Nerwica.com

Być lubianym


abrakadabra xx

Rekomendowane odpowiedzi

Mam kumpla, który nigdy z nikim się nie kłóci, kiedy jest w grupie przyjmuje neutralne stanowisko, kiedy jest ze mną popiera moje zdanie, kiedy jest z innym popiera zdanie jego pomimo tego, że kłóci się to z moim zdaniem (tyle, że w danym momencie kiedy ja bym się o tym dowiedział, facet znów przyjął by neutralne stanowisko) , wszyscy to wiedzą ale i tak go lubią. O co tutaj chodzi? Czy jesteśmy skłonni lubić tych, którzy nam przytakują i potwierdzają nasze zdanie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam zawsze byłem sobą, kiedy nie miałem zaburzeń i później kiedy miałem, i konsekwentnie byłem średnio lubiany (miałem swoje grono) i teraz (jest ich kilku). No i to się pewnie nie zmieni, może trochę, wraz ze wzrostem mojego zrozumienia.
No i spoko. Chciałbyś żeby Ci ciągle ktoś zawracał głowę?

 

Mam kumpla, który nigdy z nikim się nie kłóci, kiedy jest w grupie przyjmuje neutralne stanowisko, kiedy jest ze mną popiera moje zdanie, kiedy jest z innym popiera zdanie jego pomimo tego, że kłóci się to z moim zdaniem (tyle, że w danym momencie kiedy ja bym się o tym dowiedział, facet znów przyjął by neutralne stanowisko) , wszyscy to wiedzą ale i tak go lubią. O co tutaj chodzi? Czy jesteśmy skłonni lubić tych, którzy nam przytakują i potwierdzają nasze zdanie?
No nie wiem. A skąd masz pewność, że wszyscy go lubią? Może to ze względu na inne zalety, a to przytakiwanie to taka właśnie cecha neutralna - no to ziębi ni to grzeje. Fajnie jest jak ktoś ma podobne zdanie, ale takie przytakiwanie dla świętego spokoju to żadna atrakcja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A skąd masz pewność, że wszyscy go lubią?

 

No nie wszyscy, zapędziłem się, są tacy którzy go nie lubią, (może poznali jego prawdziwą naturę) ale większość lubi go.

 

Może to ze względu na inne zalety

 

Być może.

 

No i spoko. Chciałbyś żeby Ci ciągle ktoś zawracał głowę?

 

No nie ale z drugiej strony gorzej jak nie ma kto zawracać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo udawanie jest niemożliwe, zwłaszcza na dłuższą metę, nikt nie jest w stanie się tak kontrolować, żeby nie wysyłać sygnałów o swoich prawdziwych emocjach, nastawieniu, nie da się rozmawiać o czymś, o czym nie masz pojęcia czy zachowywać się tak, jak Ci zazwyczaj nie wychodziło.
To ciekawe czemu ja jestem w stanie całe dotychczasowe życie udawać przed wieloma osobami kogoś normalnego, kim nie jestem. Czasem już nawet zapominam, gubię w tym, gdzie jestem ja, a gdzie jest moje ja udawane, do tego stopnia mi to udawanie weszło w krew.

 

A tak w ogóle to lipa z tym całym lubieniem. Ludzie często zabiegają o to, chcą być lubiani, a z tego lubienia potem wynika paraliż osobowościowy, który dalej skłania ich do zakładania maski, którą inni akceptują jako tą lubianą, celem podtrzymania stanu lubienia. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma sensu być lubianym, tym bardziej jeśli wiązałoby się to ze sprzecznością z samą sobą.

Podejrzewam, że mnie tam raczej inni nie za bardzo lubią, a mimo to zawsze jakichś znajomych miałam.

W takim razie nie tylko na lubieniu czy nie lubieniu, te całe kontakty międzyludzkie polegają.

 

Jedynie w miejscu pracy przydałoby się zachować jakieś pozory (chociaż to pewnie też zależy od rodzaju wykonywanej pracy, chociaż podejrzewam, że mimo wszystko znacznie większa część, właśnie tego wymaga)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dark Velvet, na przykład ja :evil:

staram sie szanować ludzi nie za to jacy są charakterni a za ich serce.

Przytakiwacz jest nieszczery, gdzie tu dobre serce?

Ja się nie STARAM szanować, szacunek generuje się sam wobec osób o odpowiadającym mi usposobieniu.

 

edycja: napisałeś to po to, żeby my_name nie zrobiło się przykro po przeczytaniu mojej kontry?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaobserwowałam, że ludzie lubiani często opowiadają na swój temat wybujałe historie. potem nie sposób nie usłyszeć o takiej osobie wśród wspólnych znajomych.

 

nie czuję się lubiana, bo unikam ludzi. wynika to stąd, że mam wiecznie o coś do siebie skrupuły i żeby raz w roku zachować się normalnie, to muszę przez resztę czasu zbierać siły. podobno jestem introwertykiem, choć czuję, że nie byłabym nim gdybym mniej się bała. mam swój świat i lubię się nim dzielić bezinteresownie z ludźmi. niestety, potem gdy dopadają mnie lęki na dniu codziennym, to czuję się jak ten smutny, samotny clown i sama sobie robię kuku przecinając więzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wynika to stąd, że mam wiecznie o coś do siebie skrupuły i żeby raz w roku zachować się normalnie, to muszę przez resztę czasu zbierać siły.

 

Hah, pewnie miałaś troszkę coś innego na myśli, ale w pewnym sensie mam podobnie.

Dużo mnie kosztuje żebym zachowywała się jak na normalnego człowieka przystało.

Tak więc jeśli dochodzi do jakiejś imprezy (w szczególności rodzinnej) rzadko nie dochodzi do scysji, bardzo często ludzie się też na mnie obrażają...

No ale jakoś nie umiem się powstrzymywać...

 

Tak poza tym, to mnie w sumie wkurzają ludzie, których wszyscy lubią :D

Wydaje mi się to jakieś takie sztuczne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaje, że świat nie dzieli się na introwertyków i ekstrawertyków, i nie są to cechy stałe.

 

Mam znajomą, która na przemian pisze posty "ale się wyszalałam z moimi przyjaciółkami" z "jestem introwertykiem", "nie potrzebuję ludzi" (a potrzebuje uwagi na fejsiku), "wolę książki". Mi się wydaje, że ma lekkie epizody depresji i fobii społecznej, a nie żaden "introwertyzm".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cyklopka zgadzam sie calkowicie.

Mysle ze odpowiedz tak naprawde jest prosta.

Chodzi o to zeby siebie akceptowac i po prostu byc soba. Jezeli nie czujemy sie atrakcyjni, gorsi, to wysylamy na zewnatrz sygnaly ze tak jest i inni intuicyjnie to wyczuwaja i zaczynaja Nas traktowac w ten sam sposob. Jezeli boimy sie odrzucenia czy oceny, zbyt bardzo skupiamy sie na tym aspekcie w relacji, stajemy sie sztywni, spieci zachowujemy sie nienaturalnie.

 

Wydaje mi sie ze klucz tkwi w poczuciu wlasnej wartosci.

 

Nawiązując do wypowiedzi Kontrast na temat ludzi "normalnych" i "zaburzonych".

Wydaje mi sie ze wlasnie u tych "zaburzonych" główne utrudnienie stanowi nazwijmy to "bogactwo przezyc wewnetrznych".

Jestesmy tak bardzo pochlonieci swoimi przezyciami wewnetrznymi ze pozostaje niewiele energii na cala reszte.

Tylko ze dla niektorych to nie jest problem, bo czuja sie z tym komfortowo i maja w dupie czy ktos ich lubi czy nie.

Problem maja wlasnie Ci z mega niska samoocena ktorzy traktuja innych jak lustro.

 

 

Ana_88, przy obydwu wypowiedziach w 100% się z Tobą zgadzam :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A skąd informacja, czy lubią? Głupawo przepytywać o to wspólpracowników, a jesli nawet, to odpowiedź nie musi być prawdą.

 

Nie no, myślę, że jeśli ktoś chce to raczej jest w stanie to zauważyć.

W jaki sposób?

 

 

Osoby oszukujące zawsze wysyłają jakieś mikrosygnały, które niektóre osoby potrafią wykryć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się czuję lubiana przez swoich przyjaciół. Przez wiele lat każde skrzywienie na twarzy nowo poznanych osób odczytywałam jako odrzucenie. Zdarzało mi się, że prosiłam je wtedy o rozmowę, że boję się, że "nikt mnie tu nie lubi" (o czym przekonało się kilku użytkowników tego forum, pozdrawiam!), bo panicznie bałam się tego, że ktoś mnie może nie polubić. Jeszcze niedawno dałam się zupełnie zmanipulować dwóm agresywnym dziewczynom podczas wspólnego wyjazdu, bo bardzo chciałam, żeby na mnie nie krzyczały i nie okazywały mi irytacji, tylko właśnie... żeby mnie lubiły i akceptowały. Przyznaję, że w takich sytuacjach nie myślałam o innych ludziach, tylko o tym, co mogę od nich dostać, wyszarpnąć dla siebie. Nikomu nie ufałam, bo miałam z tyłu głowy myśl, że nikt tak naprawdę mnie nie lubi, choć nie wiedziałam, co jest tego przyczyną (czyli z jednej strony miałam zawyżoną samoocenę, z drugiej zaniżoną). Byłam potworną egocentryczką i każde zachowanie innych tłumaczyłam pod siebie. Wydaje mi się, że aby naprawdę być lubianym, zdobyć tę nawet wąską grupę oddanych przyjaciół, trzeba przestać obsesyjnie się nad tym zastanawiać. Polecam realizować swoje cele, pielęgnować pasje, zainteresowania, wsłuchać się w siebie i zastanowić, które sytuacje Ci odpowiadają, a które nie. Od czasu, gdy staram się wchodzić tylko w te sytuacje, w których czuję się szczęśliwa, zrozumiałam, że wiele osób mnie lubi i na wielu mogę polegać. Pomocna w tym była psychoterapia i dostrzeżenie mechanizmów, które rządzą moim myśleniem i nakręcają lęki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardziej praktyczne byłoby zadanie pytania typu "czego nie robić, żeby nie odstraszać od siebie ludzi?".
albo "po co mi bycie lubianym"

Na pewnym etapie "potrzebowałam" ludzi, żeby im (a może sobie) pokazać, jak bardzo ich nie potrzebuję.Teraz myślę, że byłam zmęczona interakcjami i relacjami, może przez moje nadmierne angażowanie się w relacje. Nie chodziło o niechęć do ludzi jako takich, tylko moje błędy w podejściu do innych.

edycja: albo to było moje beznadziejne i frustrujące poszukiwanie więzi, porozumienia na odpowiednim poziomie; a że nie znajdowałam, to zaczęłam się dostosowywać i dopiero objawy, nad którymi nie mam kontroli, mogły to powstrzymać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×