Powiem ci moje skromne zdanie...
My w tym "ciężkim" dla nas okresie za bardzo się przejmujemy co sobie o nas pomyslą...Wracając do domu omijamy ławki na których siedzi większa grupka ludzi,aby przypadkiem nie usłyszeć czegoś przykrego na swój temat...albo spuszczamy swój wzrok jadąc autobusem...itp...
Myśle,że "kluczem" do pozbycia się "tego" jest 100% akceptacja siebie...
Inaczej zamiast ci się poprawiać dorzucisz sobie bonusowo np.depresje...
Ja też z tym walcze...jakoś powoli....ale do przodu...
Co do tych ludzi...twoich znajomych co się boisz z nimi spotykać(aby nic sobie złego o tobie nie pomyśleli) to chyba jest tylko jedna metoda...Moja psycholog powiedziała,że powinno się o tym im powiedzieć.(jeśli ci na nich zależy)..jak się od ciebie nie odwrócą to znaczy ,że są prawdziwymi przyjaciółmi...to moim zdaniem jest dobry test...Co do "zwykłych" znajomych to ja osobiście nic nie mówie...Czuje jak czasami na jakiś imprezkach lata mi lekko głowa(nie w rytm muzy tylko od nerwicy ...I sram na innych spojżenia...Jak się pytają- to mówie,że miałem ostatnio duzo stresu...i koniec...
Co do tej choroby psychicznej....to musisz ostro wyluzować..."starczy" Ci w zupełności -nerwica. - nie wiem czy nie za duzo i to...
Jak nie biegasz po pokoju z szuszarką w ręku i nie strzelasz do wysłanników Lorda Vadera... To jest wszystko -ok...
Przy cięzkich chorobach psychicznych najczęściej to otoczenie zmusza Cię do podjęcia leczenia...a nie ty...więc może zrób sobie przerwe od myślenia i pójdz do fryzjera,zrób manicure,pedicure albo inne "diabelskie" kobiece zabiegi...
czytał :Marlow-(chłopak do tańca i różańca