Skocz do zawartości
Nerwica.com

Być lubianym


abrakadabra xx

Rekomendowane odpowiedzi

kiedyś to była esencja mojej egzystencji.teraz mam na to wyjebane.karabiny i pilot awionetki któremu zapłace za lot widokowy nie musi być wyznawcą miłości do mnie.wkurwia mnie jednak to że kiedy ktoś mnie dotknie to mnie bardziej lubi.zrzygać sie można.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niektóre osoby potrafią stworzyć na własny użytek najrozmaitszy obraz rzeczywistości. Ma on niewiele wspólnego ze stanem faktycznym.

 

Taką tendencję mają osobniki zaburzone (pewnie dlatego bo podchodzą do tego zbyt emocjonalnie, co zakrzywia rzeczywistość pod ich "wymogi")

Zdrowe osobniki pewnie nie miałyby z tym takich problemów (o ile im by się chciało i miały jakiś taki zmysł)

 

Poza tym rozpoznawania niektórych gestów można się nauczyć.

Mam nawet w domu książkę na ten temat

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się czuję lubiana przez swoich przyjaciół. Przez wiele lat każde skrzywienie na twarzy nowo poznanych osób odczytywałam jako odrzucenie. Zdarzało mi się, że prosiłam je wtedy o rozmowę, że boję się, że "nikt mnie tu nie lubi" (o czym przekonało się kilku użytkowników tego forum, pozdrawiam!), bo panicznie bałam się tego, że ktoś mnie może nie polubić. Jeszcze niedawno dałam się zupełnie zmanipulować dwóm agresywnym dziewczynom podczas wspólnego wyjazdu, bo bardzo chciałam, żeby na mnie nie krzyczały i nie okazywały mi irytacji, tylko właśnie... żeby mnie lubiły i akceptowały. Przyznaję, że w takich sytuacjach nie myślałam o innych ludziach, tylko o tym, co mogę od nich dostać, wyszarpnąć dla siebie. Nikomu nie ufałam, bo miałam z tyłu głowy myśl, że nikt tak naprawdę mnie nie lubi, choć nie wiedziałam, co jest tego przyczyną (czyli z jednej strony miałam zawyżoną samoocenę, z drugiej zaniżoną). Byłam potworną egocentryczką i każde zachowanie innych tłumaczyłam pod siebie. Wydaje mi się, że aby naprawdę być lubianym, zdobyć tę nawet wąską grupę oddanych przyjaciół, trzeba przestać obsesyjnie się nad tym zastanawiać. Polecam realizować swoje cele, pielęgnować pasje, zainteresowania, wsłuchać się w siebie i zastanowić, które sytuacje Ci odpowiadają, a które nie. Od czasu, gdy staram się wchodzić tylko w te sytuacje, w których czuję się szczęśliwa, zrozumiałam, że wiele osób mnie lubi i na wielu mogę polegać. Pomocna w tym była psychoterapia i dostrzeżenie mechanizmów, które rządzą moim myśleniem i nakręcają lęki.

 

A czy taki sposób myślenia i zachowania nie wynika z braku akceptacji i lubienia samego siebie? I wtedy na siłę próbuje się znaleźć uznanie i poklask innych? A już dramatem jest jak ktoś np. wyrazi jakieś niezadowolenie - i wtedy taka osoba odbiera to bezpośrednio do swojej własnej osoby (i odczuwa to wtedy jako nielubienie/odrzucenie)?

 

Uważam, że jak ktoś lubi samego siebie (i dobrze czuje się sam z sobą) to nie ma potrzeby na siłę szukania czyjejś akceptacji. A że jej nie ma to stąd potem te zaburzone mechanizmy odbioru rzeczywistości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niektóre osoby potrafią stworzyć na własny użytek najrozmaitszy obraz rzeczywistości. Ma on niewiele wspólnego ze stanem faktycznym.

 

Taką tendencję mają osobniki zaburzone (pewnie dlatego bo podchodzą do tego zbyt emocjonalnie, co zakrzywia rzeczywistość pod ich "wymogi")

....

W innym wątku zgodziłaś się, że wszyscy mają fikcyjny obraz rzeczywistości, a depresyjni w ogólności mają bliższy prawdy.

Osobiście trudno mi jest rozpoznać stosunek do mnie - w mniej znaczących relacjach.

Z kolei, jak napisała my_name, bliższych relacji to nie dotyczy, bo można o tym rozmawiać wprost.

Zresztą bliższa relacja raczej bez sympatii nie powstanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W innym wątku zgodziłaś się, że wszyscy mają fikcyjny obraz rzeczywistości, a depresyjni w ogólności mają bliższy prawdy.

 

W tamtym temacie napisałam też o zależności przyczyny depresji, poza tym osoby zaburzone to nie tylko te z depresją ale z wieloma innymi problemami.

Osoby, które zakrzywiają rzeczywistość często mają schizofrenię lub są zwyczajnie przewrażliwione na własnym punkcie (co również często wynika z zaburzeń)

Jeśli chodzi o fikcyjny obraz rzeczywistości każdego człowieka to bardziej miałam na myśli mylną projekcję przeszłości i przyszłości, teraźniejszość właściwie też może być mylna, ale nie u każdego i nie pod każdym względem (podobnie z przyszłością)

 

 

Osobiście trudno mi jest rozpoznać stosunek do mnie - w mniej znaczących relacjach.

 

Również raczej tego nie potrafię. Kiedyś nawet myślałam, że inni mnie lubią, ale później różne sytuacje weryfikowały to inaczej.

W moim przypadku akurat to wynikało z głupiego założenia, że jeśli inni są dla mnie mili i się uśmiechają, to muszą mnie lubić.

Znam jednak osoby, które potrafią dobrze ocenić takie relacje międzyludzkie, co później się potwierdzało.

Do takich osób zalicza się między innymi moja szefowa.

 

Jeśli chodzi o książkę, o której pisałam to jest ona o mowie ciała. Każdy mikrogest i mikromimika może coś oznaczać i na podstawie tego dobrzy obserwatorzy mogą wyciągnąć dobre wnioski.

Są też jednak takie osoby, które mają już do tego wrodzone zdolności i pomaga im w tym podświadomość.

 

Z kolei, jak napisała my_name, bliższych relacji to nie dotyczy, bo można o tym rozmawiać wprost.

 

No ale w bliższych relacjach również można kłamać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Olalala, oczywiście. Ja właśnie nad tym pracuję na psychoterapii i jest znacznie lepiej. Kiedyś byłam jak pusta szklanka, ciągle szukająca wody - potwierdzenia, że inni mnie akceptują. Nie zważałam nawet na to, czy są to ludzie, którzy mi odpowiadają, jeśli ktoś mnie akceptował, od razu był przeze mnie lubiany i zaczynało mi na nim zależeć. A przecież to tak nie działa - nawet jeśli ktoś mnie akceptuje, nie musi być materiałem na kolegę/przyjaciela, bo może być po prostu ode mnie bardzo inny i mieć inne wartości. Ja to u siebie nazwałam taką "chorobą sierocą" (choć miłości ze strony rodziców mi nie brakowało), która wyrażała się w rozpaczliwym poszukiwaniu miłości i przyjaźni... Takie myśli doprowadzały mnie do ostrych stanów samobójczych, ciągłego poczucia zagrożenia, napięcia, a w końcu nadmiernego sięgania po środki uspokajające (taka kompensacja...). Wbrew pozorom, często problem braku akceptacji ze strony otoczenia może człowieka paraliżować społecznie, więc naprawdę warto pracować nad wyjściem z tego błędnego koła. Bo z niego naprawdę małymi krokami wyjść można i robi się znacznie lżej i łatwiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jakie są Twoje wady?

egocentryzm, nieróbstwo, roszczeniowość, zaradność na poziomie dziecka, nie zrobię w realu niczego bez zgody matki, pragnienie ciągłego jęczenia, duża podatność na strach/lęk i brak umiejętności funkcjonowania w tych stanach emocjonalnych (nawet podniesienie na mnie głosu to dla mnie katastrofa), brak umiejętności maskowania nawet niewielkiego strachu/lęku (w efekcie postawa ciała i mimika twarzy prawie ciągle emanujące strachem/lękiem), brak umiejętności rozwiązywania problemów,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Olalala, oczywiście. Ja właśnie nad tym pracuję na psychoterapii i jest znacznie lepiej. Kiedyś byłam jak pusta szklanka, ciągle szukająca wody - potwierdzenia, że inni mnie akceptują. Nie zważałam nawet na to, czy są to ludzie, którzy mi odpowiadają, jeśli ktoś mnie akceptował, od razu był przeze mnie lubiany i zaczynało mi na nim zależeć. A przecież to tak nie działa - nawet jeśli ktoś mnie akceptuje, nie musi być materiałem na kolegę/przyjaciela, bo może być po prostu ode mnie bardzo inny i mieć inne wartości. Ja to u siebie nazwałam taką "chorobą sierocą" (choć miłości ze strony rodziców mi nie brakowało), która wyrażała się w rozpaczliwym poszukiwaniu miłości i przyjaźni... Takie myśli doprowadzały mnie do ostrych stanów samobójczych, ciągłego poczucia zagrożenia, napięcia, a w końcu nadmiernego sięgania po środki uspokajające (taka kompensacja...). Wbrew pozorom, często problem braku akceptacji ze strony otoczenia może człowieka paraliżować społecznie, więc naprawdę warto pracować nad wyjściem z tego błędnego koła. Bo z niego naprawdę małymi krokami wyjść można i robi się znacznie lżej i łatwiej.

 

New-Tenuis, a to ciekawe co napisałaś - że nie zważałaś na to czy są to ludzie, którzy Ci odpowiadają, ważne, że Cię akceptowali to miał być wyznacznik, że Ty lubiałaś tą drugą stronę (niby). W sumie mogę się pod tym podpisać, funkcjonuję tak większość życia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abrakadabra xx Poruszyłeś cholernie ważny temat.Temat którego nie rozumiałem przez 25 lat życie.

 

To czy umiesz sobie zjednać,czy umiesz zawiązywać przyjaźnie,bliskie związki to tak na prawdę najważniejsza umiejętność w życiu.Znalezienie pracy,rozwój kariery,znalezionie dziewczyny,potem żony,przyjaciół.Nie wspominam już jak bardzo samotność wpływa na na nastrój.

 

Nie mam pojecia jak ludzie to robią że lubią się nawzajem i oni lubią ludzi.Między mną a innymi ludźmi jest jakiś niewidzialny mur który mi nie pozwala zbudować żadnej bliskiej relacji.

 

Nie wiem jak zbudować realcje z ludzmi,nikt mnie nie lubi tak naprawdę.Ale w 2016 roku spróbuje to zmienić i jak się cos dowiem to dam znać. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, większość osób o niskiej samoocenie i małej wierze we własne możliwości ma Twoje "wady".

Olalala, warto pracować nad tym, aby przestać traktować inne osoby jak środek do osiągnięcia szczęścia i komfortu. Mnie się to udaje w koleżeństwie i przyjaźni, ale jeśli chodzi o miłość i potencjalny związek jestem daleko w lesie.

my_name, skąd wiesz, może jakaś osoba też Cię lubi.

( Dean )^2, z tym murem miałam to samo. Po części zniknął...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, większość osób o niskiej samoocenie i małej wierze we własne możliwości ma Twoje "wady".

Czyli uważasz, że większość osób o niskiej samoocenie i małej wierze we własne możliwości m.in. pragnie, aby cały czas inni ich utrzymywali, we wszystkim wyręczali; wszędzie chodzą z matkami, pytają je o pozwolenie na cokolwiek? Ok, ja natomiast na podstawie obserwacji ludzi m.in. postów ludzi na tym forum mam inne zdanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, większość osób o niskiej samoocenie i małej wierze we własne możliwości ma Twoje "wady".

Olalala, warto pracować nad tym, aby przestać traktować inne osoby jak środek do osiągnięcia szczęścia i komfortu. Mnie się to udaje w koleżeństwie i przyjaźni, ale jeśli chodzi o miłość i potencjalny związek jestem daleko w lesie.

my_name, skąd wiesz, może jakaś osoba też Cię lubi.

( Dean )^2, z tym murem miałam to samo. Po części zniknął...

 

Kurde, kolejny ciekawy wniosek - jak Ty to robisz :mrgreen: Ty masz rację, ja innych ludzi dokładnie tak traktuje - jako środek do osiągnięcia szczęścia i komfortu... podobnie z mężem :D I znowu klucz do rozwiązania - polubić siebie :) wtedy nie będzie potrzeby wiszenia na innych. Tylko to jest takie cholernie trudne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

my_name, skąd wiesz, może jakaś osoba też Cię lubi.

No jakieś się znajdą. Może za bardzo się przejmuję tymi, które mają mnie w nosie. Poza tym często nie jestem pewna, czy ktoś mnie lubi.

 

my_name, nie przejmuj się, mam podobnie. Staram się to zmienić, ale to trudne... nie jesteś sama :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest bardzo trudne. Co zamiast rozluźnić się i przyjąć to, co jest, siłujemy się z rzeczywistością i przez to jest coraz gorzej. Zapewnić sobie bezpieczeństwo i komfort możemy tylko my sami... inni są tylko naszym otoczeniem i towarzyszą nam, jeśli stoimy na własnych nogach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ma/miał ktoś z was taki problem, że łatwo jest jest w nim wywołać poczucie winny w związku z przebiegiem znajomości? Nie wiem jak to dokładnie wyjaśnić... Coś takiego, że jest sobie znajomość i zaczynają się komplikacje, bo się nie dogaduję z dną osobą w pewnych kwestiach. Chociaż starałam się zachowywać w stosunku do tej osoby jak najbardziej w porządku, to jak zaczyna mnie atakować, łatwo może mnie wpędzić poczucie winy, mimo że gdzieś z tyłu głowy mam przekonanie, że to nie moja albo nie tylko moja wina. Jak ktoś ma podobnie, to może zrozumie, o co biega:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

color=#112f55]my_name[/color], skoro to nie Twoja wina, to myślę, że nie ma co się przez to dręczyć. To znaczy tyle, że tamta osoba ma najprawdopodobniej jakiś problem ze sobą, na co Ty nie masz wpływu. Najlepiej poczekać na jej reakcję. Po co na siłę zrzucać na siebie poczucie winy? Gdybyś była czemuś winna, to przecież byś to czuła.

Ja np. nie walczę o znajomości, bo o te prawdziwe przecież nie trzeba. Lubie dbać o relację, ale przy nikim nie skaczę, zeby mnie polubił, bo kazdy ma prawo do swoich decyzji i nikomu nie każę mnie lubić na siłę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×