Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

popiol, Może i nie ma w tym nic dziwnego, ale dla mnie to żadne wytłumaczenie.

 

Człowiek (np. taki jak ja), któremu świat przysłaniają własne problemy, nie jest wart niczyjej uwagi. Potrzebny jest jedynie specjalista, który sprawi, że ów osoba nie będzie tak toksyczna dla otoczenia i dopiero wtedy będzie mogła wymagać czegoś od innych.

Tu pojawia się odwieczny problem samotności. Dlaczego jestem sama? - bo może widzę tylko czubek własnego nosa?

Długo zajęło mi wyciągnięcie takich wniosków. Teraz wiem, że w większości przypadków to nie ludzie są chuje, tylko ze mną jest coś nie tak.

Takie rzeczy się leczy. Jechanie po sobie jak po łysej kobyle przy każdej możliwej okazji to prosta droga do znienawidzenia siebie i dalej do zupełnego braku motywacji do dalszego życia. IMHO praca nad sobą nie zawsze oznacza karną robotę w kamieniołomie, czasem potrzeba czegoś pozytywnego dla nas, polubienia samego siebie choćby za najmniejszą możliwą głupotę, coś bardzo małego. No i nie masakrować się za to, że nie zrobiliśmy czegoś w sposób idealny, bo normalni ludzie tak nie robią.

 

Wydaje mi się, że Steviear nie przesadza, tak czasem się człowiekowi robi przy depresji albo dystymii...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

popiol, Może i nie ma w tym nic dziwnego, ale dla mnie to żadne wytłumaczenie.

 

Człowiek (np. taki jak ja), któremu świat przysłaniają własne problemy, nie jest wart niczyjej uwagi. Potrzebny jest jedynie specjalista, który sprawi, że ów osoba nie będzie tak toksyczna dla otoczenia i dopiero wtedy będzie mogła wymagać czegoś od innych.

Tu pojawia się odwieczny problem samotności. Dlaczego jestem sama? - bo może widzę tylko czubek własnego nosa?

Długo zajęło mi wyciągnięcie takich wniosków. Teraz wiem, że w większości przypadków to nie ludzie są chuje, tylko ze mną jest coś nie tak.

Takie rzeczy się leczy. Jechanie po sobie jak po łysej kobyle przy każdej możliwej okazji to prosta droga do znienawidzenia siebie i dalej do zupełnego braku motywacji do dalszego życia. IMHO praca nad sobą nie zawsze oznacza karną robotę w kamieniołomie, czasem potrzeba czegoś pozytywnego dla nas, polubienia samego siebie choćby za najmniejszą możliwą głupotę, coś bardzo małego. No i nie masakrować się za to, że nie zrobiliśmy czegoś w sposób idealny, bo normalni ludzie tak nie robią.

 

Wydaje mi się, że Steviear nie przesadza, tak czasem się człowiekowi robi przy depresji albo dystymii...

Nie wiem czy masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem, czy chęć przekazania własnych przekonań przyćmiewa ci udzielenia adekwatnej odpowiedzi (której nie oczekuję).

Nie będę rozwodzić się nad twoim postem, bo zawarta jest w nim oczywista oczywistość, którą jednak trudno wdrożyć w rzeczywistość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spokojnie.... 4 miesiące to nie tak długo :)

Jeśli nie czujesz się lepiej może idź do lekarza zmienić leki?

Czy Twoja sytuacja w życiu uległa pogorszeniu, że Twój depresyjny stan może się nasilać? Może poproś o wsparcie w poradni psychologicznej?

 

......

o ja na jednym obrazu:

56d9b6d2684e72f82593ef753a42222d.jpg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj przypadkowo poznałam człowieka, z którym bardzo dobrze mi się rozmawiało. Przejechaliśmy autobusem cała drogę (ponad 2 godziny). Dałam się namówić na piwo. Co się później okazało? Że ja głupia nawet nie zauważyłam obrączki na palcu. Mam 26 lat i jestem taka naiwna. Czuję się z tym tragicznie. Jak tu zaufać ludziom mając masę tego typu doświadczeń, a przede wszystkim chyba, jak tu zaufać samej sobie, że kiedykolwiek będę w stanie znaleźć odpowiednią osobę i nie dam się wrobić:(? Normalnie płakać mi się chce:(.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem po prostu śmieciem.Nie do końca ze swojej winy,wiele rzeczy spadło na mnie z góry,ale wiele dowaliłem sam.Tak czy siak stałem się człowiekiem zupełnie bez żadnej wartości.

 

Czemu tak myślisz? Nie żebym ja myślała o sobie inaczej, przynajmniej teraz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludziska! Pomóżcie! Nie daje już rady. Jutro biorę ostatnią tabletę Andepinu z pierwszego opakowania. Zaczynam popadać w hipochondrie. Co chwilę mnie gdzieś boli, ręka, noga, bok, w mostku, plecy, kołacze mi serce(odczuwam, jakby bulgotało), jest mi duszno, kaszle, ciężko mi się oddycha. Nie wiem czy to skutki uboczne leku i mam czekać, aż zacznie działać, czy ten lek w ogóle nie pomaga i to jest moja somatyzacja. Nie wiem dokladnie jak określiła moje zaburzenie pani psychiatra, w każdym razie jest to m. in. somatyzacja. Nie radzę sobie już psychicznie, odczuwam, że jestem bezużyteczna, boję się szukać pracy, bo nie chcę co chwilę latać na zwolnienia i robić z siebie obłożnie chorej, kiedy tak naprawdę fizycznie niby nic mi nie dolega. u kardiologa byłam- wszystko w porządku stwierdził, że mam lęki. Mam przepisany afobam doraźnie, ale nie chcę się nim faszerować i biorę go jak już nie daje rady. Choruję też na chorobę hashimoto. Mam też za wysoką prolaktynę, ale guzek jest mało prawdopodobny, endokrynolog podejrzewa, że jest ten poziom wywołany emocjami. Mam też nieregularne miesiączki i tworzące się pęcherzyki na jajnikach, które nie pękają, przez co gienkolog przepisał mi tabletki antykoncepcyjne, żeby je wyłączyć i nie niszczyć komórek jajowych. Jeszcze ich nie biorę, o czekam na miesiączkę(może kiedyś przyjdzie). Powiedzcie mi, czy wy też tak macie, że jesteście zdrowi, a myślicie codziennie, że jesteście o krok od śmierci? Ja już mam tego dosyć naprawdę. Mam 21 lat :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Grubmella, hipochondria nie jest mi obca, ciągle rodzą się w mojej głowie przerażające wizje tego, co się dzieje w moim ciele, zżerają mnie nerwy, z tych nerwów wszystko mnie boli, najbardziej brzuch. Boję się iść do lekarza, żeby nie wyjść na totalną wariatkę, lub usłyszeć, że może jednak naprawdę coś mi jest :/ A w sumie pewnie medycyna pracy za jakiś czas mnie czeka, może się trochę wtedy uspokoję? Oby.

Ale u Ciebie hipochondria jest chyba uzasadniona, skoro chorujesz na hashimoto? Masz jakieś podstawy, by obawiać się innych chorób... Tak mi się wydaje. Nie znam się... Trzymaj się, dużo sił do walki z lękami życzę!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

polecam sobie to posłuchać, daje wiele do myślenia. Jak tak się dzisiaj zastanowiłam, to nerwicę mam już od pięciu lat. Wtedy zaczęłam chorować na Hashimoto(choroba uaktywnia się przy dużym stresie), doszły problemy z żołądkiem(refluks, dziś wpadłam na pomysł, że może być wywołany nerwicą) na które się lecze od pięciu lat pantoprazolem(teraz mam zamiar go powoli odstawiać). W przeciągu tych 5 lat raz było lepiej raz źle, nerwica pogarsza się przy przykrych zdarzeniach. A jako młoda nastka zakochałam się, a chłopak nic nie chciał poważnego- to mnie bardzo zraniło. Myślę, że to spowodowało te wszystkie dolegliwości. Później znowu się zakochałam(samopoczucie miałam całkiem dobre- od czasu do czasu jakieś epizody), ale chłopak ze mną zerwał i zaczęło się już na poważnie, bardzo to przeżyłam, już tyle razy myślałam, że umieram, że mam zawał, że mam wylew, ojej... Teraz układam sobie życie i zaczęłam się leczyć, mam fajnego chłopa, którego zdrowo kocham (bez nałogu, nie jestem jak naćpana) i chcę w końcu znowu żyć. Całe życie przede mną. Piszcie co sądzicie, piszcie o swoich problemach, potrzebuję rozmów, żeby się tego pozbyć. Tak jak i wy. Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

polecam sobie to posłuchać, daje wiele do myślenia. Jak tak się dzisiaj zastanowiłam, to nerwicę mam już od pięciu lat. Wtedy zaczęłam chorować na Hashimoto(choroba uaktywnia się przy dużym stresie), doszły problemy z żołądkiem(refluks, dziś wpadłam na pomysł, że może być wywołany nerwicą) na które się lecze od pięciu lat pantoprazolem(teraz mam zamiar go powoli odstawiać). W przeciągu tych 5 lat raz było lepiej raz źle, nerwica pogarsza się przy przykrych zdarzeniach. A jako młoda nastka zakochałam się, a chłopak nic nie chciał poważnego- to mnie bardzo zraniło. Myślę, że to spowodowało te wszystkie dolegliwości. Później znowu się zakochałam(samopoczucie miałam całkiem dobre- od czasu do czasu jakieś epizody), ale chłopak ze mną zerwał i zaczęło się już na poważnie, bardzo to przeżyłam, już tyle razy myślałam, że umieram, że mam zawał, że mam wylew, ojej... Teraz układam sobie życie i zaczęłam się leczyć, mam fajnego chłopa, którego zdrowo kocham (bez nałogu, nie jestem jak naćpana) i chcę w końcu znowu żyć. Całe życie przede mną. Piszcie co sądzicie, piszcie o swoich problemach, potrzebuję rozmów, żeby się tego pozbyć. Tak jak i wy. Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×