Książka
-
Moja Książka a raczej próba jej napisania tekst sprzed kilku lat.
Kraszu opublikował(a) temat w Literatura
Do przeczytania tutaj P R O L O G Podmuch zimnego wiatru znów uderzył ku wyjściu z jaskini, niemrawo oświetlonego pełnią księżyca. Jedynie, raz na jakiś czas pojedynczy obłok odważył się zburzyć harmonie ciemno niebieskiego nieba rozlewającego się nad pustynią niczym morze. W zaciszu jaskini drzemał wędrowiec okryty materiałem na kształt koca oplatającym, całe jego ciało zostawiając jedynie luki na oczy. Odpoczywał oparty o swój tobołek okryty piaskiem zresztą jak i on sam co tylko świadczy o długim odpoczynku, gdyż tylko taki dałby czas na wdarcie się w głąb jaskini takiej ilośći piachu prowadzonego chłodnym powietrzem. Znów z zewnątrz dobiegł gwizd a podmuch wiatru dołożył kolejne ziarenka piasku do jego garderoby. Po chwili ciszy wstał niechętnie i niezbyt dokładnie otrzepując piach z swojego stroju i torby, jakby wiedząc że to nic nie warte działanie a kłopotliwe uwierające, drapiące i niszczące wzrok ziarenka lada moment ponownie spróbują wedrzeć się w każdą lukę okrycia. Sprawdza zapięcia w plecaku, następnie zakłada go i dociska do barków reguluje ramiączka, tak by trzymały na tyle dobrze aby wiatr nim nie majtał jednocześnie nie powodując dyskomfortu przy długim marszu. Wyszedł z jaskini rozejrzał się, blask księżyca oświetlał kontury wydm bezkresnej pustyni. Po za tym nie dało się dostrzec niczego innego, żadnych sylwetek drzew czy innego punktu odniesienia. Strumień chłodnego wiatru szybko poddał próbie mocowanie bagażu do pleców. Wędrowiec, gubiąc dłoń w płaszczu wydobył spod niego kompas ustaliwszy kierunek północny ruszył, a pustkowie przed nim wydawało się nie mieć końca. A samego podróżnego można by wziąć za szaleńca który idzie drogą bez końca, wieczne Déja vu Syzyf który po wsze czasy pcha bezowocnie głaz na szczyt. Wraz z piątą godziną marszu księżyc powoli ustępował, miejscu wschodzącemu czerwonemu słońcu które oprócz światła niosło z sobą ciepło. Początkowo przyjeme lecz wraz z upływem minut temperatura wzrosła do dość egzotycznych i zbyt gorących powodując u wędrowca szybsze zmęczenie, nadmierne odwadnianie się podczas gdy od dołu zaczął dawać o sobie znać rozpalany powolnie jak węgiel na grilu piach, a gorąc bijący w podeszwy butów podróżnika nie umilał mu wcale wędrówki. Wyraźnie zdając sobie sprawe z ryzyka upieczenia, wdrapał się na ogromną wydmnę którą, można było by spokojnie pomylić z górą. Gdy już, znalazł się na jej szczycie los się do niego uśmiechnął w dole w oddali, dostrzegł szary obiekt z cieniem w środku przypominającym wejście. Najszybciej jak mógł zszedł z nasypu uważając przytym by nie ugrząść, kierując się tam nerwowym tempem. Jeszcze, piętnaście minut marszu, dam radę równym tempem ku schronieniu. Pokrzepiał się podczas gdy czerwony blask coraz bardziej go spalał. Pięć minut marszu prawdopodobnie, wędrowiec odczuwa teraz stan porównywalny do 43 stopni w cieniu w styuacji w jakiej postawił go los większość mieszkańców kontynentu zwanym kiedys europą była by na skraju śmierci, znieruchomiała. Tymczasem śmiałkowi "ledwie" dwoiło się w oczach. TRZY MINUTY!! Wykrzyczał z całym impetem, ledwo wentylujących płóc jakby okrzyk miał dodać mu siły i przegonić z drogi złe duchy. W powietrzu zaczął unosić sie zapach palącej się tkaniny, to jego okrycie! Już prawie! Wskoczył ku wybawieniu pogrążając się w piachu, nastychmiast rzucając się na ziemie i turlając po piaskowym podłożu idealnie, jak na starych płytach z instruktarzem pierwszej pomocy. Po minucie problem zażegnany A jakże cenne w wędrówce okrycie uratowane. Opanowawszy emocje, przycupnął w pozycji tureckiej, odpiął jedno ramiączko tornistra przerzucił te które zostało przez ramie i takim sposobem ekwipunek z pleców pojawił się tuż przed jego oczami. A zamażysty ruch dodatkowo strząsnął piasek nabyty w trakcie podróży. Przetarwszy usta rękawem sięgnął do tobołka po manierkę, starą srebrną mosiężną manierkę z napisami i insygniami czas zrobił swoje niema możliwości dokładnie odczytać czy i w ogóle należała do armii chociaż trwałosć i jakość wykonania nakazywały by wnioskować iż pochodzi z zamierzchłych czasów, prawdopodobnie towarzyszyła jakiemuś żołnierzowi w jego ostaniej bitwie. Wędrowiec przyssał się do manierki na dość długo spijał z niej wodę trzy minuty opróżniając 4 litrowe naczynie niemal do pusta, zostawiając łyk na czarną godzine. Przyszła choć mała ulga w świecie który na każdym kroku chce cie zniszczyć a jeśli tego nie robi, to nie ułatwia ci egzystencji, takie chwile są cholernie ważne. Z N Ó W T A M B Y Ł ON ZNÓW TAM BYŁ!! CHOLERA JASNA!! Lester w tej chwili na posterunek !! Echo rozniosło okrzyk pretensji, z jedynej w zasięgu wzroku oazy zielonej plamki na mapie żółtej suszy. Zabudowania leciwego już miasta porośnięte są zieloną, żywą roślinnośćią a kanały z wodą zostały poprowadzone zarówno w środku jaki na okół, nędznego ochłapu jaki został z dawnych panów świata Ludzi. W końcu strażnik wyraźnie wyższy rangom od krzykacza, dociera do bramy wejściowej Wiatr, stawał się coraz mocniejszy a z wiatrem podrywało się szybciej i więcej ziarenek piasku kujących w oczy. Ile to opowieśći można usłyszeć w barze o ludziach którym przez nieostrożność piasek odebrał wzrok. A to w tych czasach praktycznie w stu procentach wyrok śmierci. Lester nie chciał zostać, bohaterem kolejnej z nich. Spluwając piachem który już zdążył nalecieć mu w kąciki ust założył gogle. Nakazał zamknąć bramę do czasu dotarcia wędrowca aby piach nie zapchał pomp i filtrów do wody, hydrauliki w bramie. Piach to zło! Gdby bohater w końcu dotarł, a brama otworzyła się. No cóż nie każdy może tak kozacko wejsć do miasta, nieznajomy miał mocne plecy dosłownie tuż za nim do przejśćia wpadła ściana piasku. Przysłaniając dosłownie wszystko, brama domkła się do połowy, wyczekujący przybysza wartownik podbiegł do panelu z pokrętłąmi przekręcił jedno rozległ się pisk w tonacji jeden zero sygnał cisza prosty sygnał przerywany i ponawiany co sekunde. Po chwili przybyło dwóch prawdopodobnie mężczyzn z ogromnymi dmuchawami które rozciągały się tuż zza ich pleców. Puf! Przełączniki urządzeń w ruch. Po piach w kilka minut nie było śladu brama zamknięta witamy w Oazie. Będziesz mi za to winień trzy bryłki rudy Khaled! Podliczył przybysza Lester. Strażnik zdejmując gogle podszedł do przybysza, klepiąc go po ramieniu i otrzepując z piachu "na pokaz" dostrzegł czarne plamy na jego stroju. - Troche się przypiekłeś lisie! Phaha, roześmiał się kładąc dłoń na jego ramieniu dodaje: - No zapraszam do mnie, napijemy się herbaty odsapniesz, może zdradzisz coś nie coś o *chrząka* płonącym pustkowiu pochłaniającym życie śmiałków hurtowo od zawsze. - A ty... Khaled tobie się udaje.. powie.. W ten wędrowiec dociska dłoń Lestera która opatrywała jego ramie przerywając mu. -Tamto miejsce nie mówi o mnie, ja nie mówie o nim. Świat mimo zniszczeń zachował swoje odwieczne prawa i dążenie do odnowy, normalności stabilizacji -Wiele razy łamałem głowe na myśl, jak ogromna część ludzkośći o tym zapomniała pogrążając się w śmierci wojnie i niebycie. A przecież wystarczy być fer. Ehh*ciężko wzdycha* -Zostało nas tak niewielu.... a robimy tak wiele aby zniknąć całkiem. -No już już! *Przerywa mu Lester gdy dotarli w pobliże jego kwatery. Gdy gospodarz otworzył drzwi, mężczyźni weszli do środka, Khaled zdjął swój tobołek oraz lekko spieczone "pustynne ponczo" odwiesił je na wieszaku w pobliżu drzwi, tobołek zaś rzucił pewnym ruchem na fotel. Nie jest tutaj pierwszy raz czuje się swobodnie, pewnie zna się z Lesterem już kupę lat. Lester jest 40 letnim Irakijczykiem o ciemnej karnacji. 'To ja wstawie wodę' rzucił szybko idąc do kuchni. Tymczasem nasz bohater spoglądawszy w lustro w którym odbija się zabandażowana na biało głowa, z lukami na oczy i usta wygląda to komicznie jak mumia! Dopiero teraz możemy dostrzec że Khaled pod ponczem nosi czarny niezbyt obcisły, strój z czegoś co przypomina skórę. Byle bandyta z ulicy nie dostrzeże geniuszu tego odzienia, które wykonane zostało z 4 warst sprasowanej do granic możliwości krowiej skóry w której wykonano setki mikroskopijnych otworów. Dzięki temu strój zachowuje ciepłote ciała w nocy a wentyluje je z nadmiernej temperatury w dzień. Zaleciało jakimś filmem o komandosach czy szpiegach co? Ale podróżnik wiedział co robi, po co i do kąd wyrusza stawka była wysoka musiał skorzystać z każdego kosztu i szansy na powodzenie. Czarne spodnie wpasujące się w górę okrycia nie robiły już takiego wrażenia, przywierały i były dopasowane zapewne aby umożliwić szybką zmiane pozycji, ucieczke czy przekradanie się. Ale dlaczego wędrowiec zakrywa twarz? Czyżby ukrywał swe szpetne oblicze po wypadku? Może jest poszukiwanym zbiegiem i prowadzi drugie życie łowcy przygód wariata od rzeczy niemożliwych? Ale dlaczego wędrowiec zakrywa twarz? Czyżby ukrywał swe szpetne oblicze po wypadku? Może jest poszukiwanym zbiegiem i prowadzi drugie życie łowcy przygód wariata od rzeczy niemożliwych? Strąciwszy piasek który przedostał się przez ponczo na maske, zasiadł na fotelu przekładając uprzednio tobołek z niego na kolana. Gdy z kuchni rozległ się gwizd czajnika, domownik wyłonił się z niej z gorącą herbatą którą postawił na stoliku w pobliżu gdzie siedział Khaled zajęty grzebaniem w plecaku. -No to proszę, za kolejny udany powrót mojego ucznia! Nigdy nie spodziewałbym się że, tak mnie przerośniesz masz prawdziwy dar. Podczas gdy ja mogę tylko głucho nasłuchiwać chaosu z pustkowi na wydmie metra 500'tegno ostatniego bezpiecznego miejsca przed wejściem w objęcia śmierci podczas gdy ty po prostu tam wchodzisz. Mężyczna przerywa swój wywód zalatujący zazdrością, przerwą na łyk herbaty i kontynułuje: -Widziałem w swoim życiu wiele takich podejść, które ty wykonujesz w sposób naturalny idziesz i nic ci się nie dzieje. Piędziesiąt chłopów, z różnych zakątków znanego nam obecnie świata ( to jest w zasięgu ich średnich radiostacji uznajmy iż Moska ma Świadomość istnienia życia w afryce i europie. Lecz Azja i USA leżą poza zasięgiem ich fal radiowych. Przez co żyją nadzieją iż ktoś tam się jednak uchował). Starzec ponownie nawilża gardło, Khaled zdążył spić pół herbaty w tym momencie właśnie spala papierosa wysuszonego od skwaru na wiór trzy buchy i cygaretka kończy żywot pozostawiając po sobie mdłośći zawroty głowy i ulgę w zestawie na około trzy minuty. Ulga mimo wszystko, pamiętasz? W tym nietypowym nastroju słuchał wywodu mentora bardziej w charakterze opowiastki która miejscami przypominała mu czasy dzieciństwa i snutych przy ognisku opowieści które często miały w sobie dużo prawdy ale również wywoływały strach u młodych chłopców. Strach to potężna broń, zatrzymała wielu młodych chłopców przed podróżami i dobrze. Bez nich ostatnie ludzkie osady by upadły. Lecz czasem, w wyjątkowo nieopisanych okolicznościach, trafiało się dziecko u którego widok mutanta na skraju lasu czy opowieści przy ognisku, marnej jakości fotografie rozszarpanych ludzkich ciał. Nie wywoływały strachu, lecz ciekawość i chęć odkrywania właśnie takim dzieckiem był Khaled wiecznym podróżnikiem, nici jego przeznaczenia nie rozplątało by najsprytniejsze kocie w dawnych czasach nazwano by go tutaj zależnie od grup i Religi : "Szaleńcem,Obielżyświatem,Odludkiem,Mesjaszem czy nawet Forestem Gampem". Ale czasy o których mowa człowiek zniszczył lata temu za pomocą broni różnorodnych niczym bakterie na desce klozetowej w Mc'donalds. (Pewnie ludzie szybciej wymrą anieżeli, odkryją wszystkie rodzaje broni które zostały użyte przez rządy państw tego feralnego dnia..). -Przepraszam, co mówiłeś mistrzu... wiesz te papierosy. Wyrywa sie z swoich myśli. Lester patrzy na gościa z politowaniem i zaczyna: -Piędziesiąt, śmiałków, bandytów,szaleńców,ludzi którzy byli pewni iż "czują" to miejsce bogaci najemnicy. Chęć fortuny i tajemniczość przyciąga wszystkie klasy społeczne. Piędziesięciu... jak jeden mąż każdy padał trupem na 700 metrze..... Mówca zachłysnął się powietrzem jakby chciał skończyć, lecz po chwili milczenia dodał: -Kto wie ile jeszcze takich miejsc pełnych śmierci, wiedzy przed wojennej i bogactwa skrywa ziemia? W ten Khaled wyczuł moment na zmiane tematu bo opowieści z krypty o tym co przeżył osobiście wygłaszane przez osobe która zginęłą by na przedsionku. Tegoż miejsca powoli wytrącały go z równowagi. Wyciągnął z tobołka cztery fioletowe mieniące się niczym brokat bryłki rudy, były wielkości przeciętnego owocu kiwi. Wykorzystywali je wszyscy ocalali niezależnie od miejsca, uchodziły za towar luksusowy a ich większe ilości można było pozyskać jedynie w takich strefach śmierci. Z jakiej przed chwilą wrócił nas śmiałek. W niektórych biednych osadach za jedną bryłke można by wykupić całą kamienice i pobierać czynsz od nieszczęśników pokaranych batem życia. A tutaj tymczasem cztery bryłki! Życie stu rodzin przez pół roku! Za co? Za odpiaskowanie przy bramie i gościnie, to wręcz hipokryzja ale ludzie jak on którzy wynoszą czasem garścią takie bryłki mogą sobie pozwolić na takie szaleństwo. Lester dostrzegając liczbe, o jedną większą niż żądał podniósł głos. -Ależ zatrzymaj to, tobie bardziej się przyda ja tutaj, wiodę sielskie życie strażnika od czasu do czasu odstrzeli się dupe mutantowi lub wpuśći *spojrzał na wędrowca* przybłędę. Mężczyzna lekko się zaśmiał. Jednak młodzieniec zrozumiał żart i odpowiedział uśmiechem Lester schował bryłki w skrytce a atmosfera nabrała iście sielskiego klimatu.Błogą cisze i tykanie ozdobnego, zegara Lestera na którego wydał pewnie dwie miesięczne pensje zerwało gwałtowne pukanie do drzwi. Khaled instynktownie, dobiegł do płaszcza zarzucił go na siebie i tuż pod nim dobył sztyletu jednak nie odkrywając go aby, wchodzący nie był pewny jego zamiarów. Trzask, do mieszkania wpada młody mężyczyzna ubrany na roboczo mało nie rozbijając się o stolik na którym chwile temu stała herbata ostrzega. Lester za dwie godziny kontrola z Centrum i godzina policyjna jako strażnicy musimy strzec jej przestrzegania. Wędrowiec nie potrzebował słyszeć więcej, zarzucił plecak na ponczo spojrzawszy pytająco na swojego mistrza pyta. -Czego Centrum nagle tutaj chce? Na co ten odpowiada wyraźnie zakłopotany, sielski nastrój ulotnił się w sekundę. -Chłopcze chciałem o tym z tobą porozmawiać na spokojnie, nie przewidziałem tego tak szybko. W skrócie jacyś naukowcy, jajogłowi z Centrum chcą się dobrać do płonącego pustkowia, przedostać zdjąć blokade czerpać zyski i zdominować znany nam świat pod swoim godłem. Igrają z zjawiskiem którego nie rozumieją to nie może skończyć się dobrze, prawdopodobnie nawet nie istnieje sposób aby temu zaradzić!!! Wyraźnie obrażony Khaled dodaje: -Jakoś nie widzi mi się ta wizja. -Nikomu z nas się nie widzi a teraz szybko niema czasu musisz opuścić oazę. Wyjdziesz przez składzik. Mówiąc to udał się na koniec mieszkania i otworzył drewniane wyraźnie odstające jakością od reszty drzwi. Gdy wędrowiec gotów do wyjścia stanął na progu, Mistrz pożegnał go uściskiem ręki i spojrzeniem w oczy, a może w dusze? Może spojrzenie człowieka który przez 10 lat go trenował mówiło w trosce "Synu uważaj na siebie". Po pożegnaniu chłopak wyszedł przez składzik marszowym tempem, wtapiając sie w tłum na głównym skwerze dotarł do bramy gdzie z racji swojego wyglądu owiniętego w nadpalony koc włóczykija strażnicy przepuścili go bez problemu aby kontrola nie oglądała obrazu nędzy. Gdy wyszedł już daleko za Oaze a piaski w bucie i odzieży utrudniały mu wędrówkę, odwróciwszy się na pięcie dostrzegł kilka starych przerobionych hammerów obitych specjalnym pancerzem z pomarańczowym logiem Centrum. Uff o włos od kłopotów a może nawet stryczka? Tacy jak on są tej aspirującej do bycia potęgą organizacji tylko balastem gdyż robią to co oni by chcieli wytrącają im bezkarnie zysk z ręki. P O D R Ó Ż Zbliżał się zmierzch, lecz to nie stanowi problemu w wędrówce. Księżyc świeci swym napromieniowanym blaskiem nie gorzej od słońca, widoczność spada lecz nie do zera jest zadowalająca. Wyjątkowy spokój, jakby przed burzą wędrowca od czasu do czasu niepokoi tylko podmuch zimnego wiatru przynoszącego wraz z chłodem piach. Khaled sięgnął do kieszeni po mape złożoną w kostkę, rozwinął ją przyjrzał się jej przez chwile, następnie schował i ruszył przed siebie. Wędrówka nie trwała zbyt długo, po około trzech godzinach marszu dotarł przed ogromne wejście do groty. Piaskowa jaskinia rozwijała cień nad całą okolicą, onieśmielając wędrowców swoją wielkością oraz niezachwianym ludzkimi wojnami majestatem. To niezłe miejsce na nocleg... ba na założenie osady oazy. Oczywiście ludzie już dawno docenili walory tego miejsca teraz wejścia do groty chroni kilka czaszek nabitych na pale tuż pod nimi zwisa czerwony prostokątny sztandar z wizerunkiem krzyża. O kolorze białym, wzorem przypominający ten z czasów krucjat. Tyle wystarczy aby odstraszyć od tego miejsca ciekawskich czy nawet przednie patrole, Centrum! Jednak Khaled, nieumyślnie bądź nie świadomie zanurza sie w wnętrzu jaskini, za nic sobie mając ostrzeżenia z czaszek. Po przejściu kilkunastu metrów w głąb, począł dostrzegać światło dość mocne białe niczym papier. Biło całą swoją mocną w ściany jaskini w kierunku, z którego nadchodził. To z pewnością światło elektryczne w dodatku o wysokim napięciu oraz natężeniu. Skąd do diaska na środku pustyni tyle mocy! Po krótkiej chwili oślepiony już ślepym marszem dociera do pierwszego posterunku. Buda, worki z piaskiem łączność szlaban siatka... Jak przed wojną. Wartownicy wycelowali w przybysza gdy ten zjawił się odpowiednio blisko już całkowicie oślepiony blaskiem lamp. Gdy dotarł na wyciągnięcie ich ręki, światło zagasło a on sam powoli dręczony mroczkami i bólem oczu odzyskiwał percepcje. - Stać! Kto idzie, ani kroku inaczej cie zlikwiduje. - Tutaj Khaled! Wartownicy rozpoznając głos opuścili karabiny. - Masz coś? *rzuca szorstko jeden z wartowników* - Mam ważną informacje Centrum miesza się w pustkowia ognia!!! Echo rozniosło i powieliło końcówkę tej wiadomości a głuchą cisze zakłócało tylko odbijające się od skał "ognia...ognia...ognia". Po chwili wartownik burknął: - /cenzura/isz!! To nie możliwe ! Chcesz wejść bez powodu ot co! W ten wędrowiec nie bacząc na wciąż opuszczony szlaban nerwowym krokiem zbliża się do niego, w ten jeden z wartowników unosi lufę bierze go na cel po czym wychodzi na przód. Ich spojrzenia oraz głowy spotykają się czoło w czoło a jedyne co ich odgradza to drewniany szlaban na wysokości pasa. - Myślisz że tracił bym szanse wejścia tutaj wasze zaufanie aby wejść tutaj po spanko z Centrum na ogonie? JAK ŚMIESZ JUDASZU WĄTPIĆ W ME SŁOWA! Wartownik zrozumiał iż to nie są żarty a waga tej sprawy jest najwyższa pobladł, spuścił głowę wszedł do budki... otworzył szlaban złapał za telefon wypowiedział jakby resztkami sił: - Tutaj Wartownia Numer Jeden to ten Najemnik Khaled, ten od rudy. Mówi że Centrum zanosi się do wkroczenia na pustkowia. Z słuchawki na tą wieść doniósł się krzyk starego mężczyzny wyraźnie były to reprymendy z groźbą kary. Wartownik, odsuwa wrzeszczącą słuchawkę spogląda błagalnie na Khaleda, gdy ten unosi dłonie aby go pośpieszyć. Wartownik ponownie przystawia słuchawkę która wciąż " "krzyczy" do ucha i powtarza anemicznie. - Centrum Pustkowie brak żartów. Kredyt Zaufania. Po wysłuchaniu odpowiedzi odkłada słuchawkę zdejmuje swój hełm i przeciera rękawem munduru spocone z nerwów czoło. - Możesz wejść, masz nie wdawać się z nikim w dyskusje idziesz prosto do Sali Decyzyjnej rozumiesz? P R O L O G Podmuch zimnego wiatru znów uderzył ku wyjściu z jaskini, niemrawo oświetlonego pełnią księżyca. Jedynie, raz na jakiś czas pojedynczy obłok odważył się zburzyć harmonie ciemno niebieskiego nieba rozlewającego się nad pustynią niczym morze. W zaciszu jaskini drzemał wędrowiec okryty materiałem na kształt koca oplatającym, całe jego ciało zostawiając jedynie luki na oczy. Odpoczywał oparty o swój tobołek okryty piaskiem zresztą jak i on sam co tylko świadczy o długim odpoczynku, gdyż tylko taki dałby czas na wdarcie się w głąb jaskini takiej ilośći piachu prowadzonego chłodnym powietrzem. Znów z zewnątrz dobiegł gwizd a podmuch wiatru dołożył kolejne ziarenka piasku do jego garderoby. Po chwili ciszy wstał niechętnie i niezbyt dokładnie otrzepując piach z swojego stroju i torby, jakby wiedząc że to nic nie warte działanie a kłopotliwe uwierające, drapiące i niszczące wzrok ziarenka lada moment ponownie spróbują wedrzeć się w każdą lukę okrycia. Sprawdza zapięcia w plecaku, następnie zakłada go i dociska do barków reguluje ramiączka, tak by trzymały na tyle dobrze aby wiatr nim nie majtał jednocześnie nie powodując dyskomfortu przy długim marszu. Wyszedł z jaskini rozejrzał się, blask księżyca oświetlał kontury wydm bezkresnej pustyni. Po za tym nie dało się dostrzec niczego innego, żadnych sylwetek drzew czy innego punktu odniesienia. Strumień chłodnego wiatru szybko poddał próbie mocowanie bagażu do pleców. Wędrowiec, gubiąc dłoń w płaszczu wydobył spod niego kompas ustaliwszy kierunek północny ruszył, a pustkowie przed nim wydawało się nie mieć końca. A samego podróżnego można by wziąć za szaleńca który idzie drogą bez końca, wieczne Déja vu Syzyf który po wsze czasy pcha bezowocnie głaz na szczyt. Wraz z piątą godziną marszu księżyc powoli ustępował, miejscu wschodzącemu czerwonemu słońcu które oprócz światła niosło z sobą ciepło. Początkowo przyjeme lecz wraz z upływem minut temperatura wzrosła do dość egzotycznych i zbyt gorących powodując u wędrowca szybsze zmęczenie, nadmierne odwadnianie się podczas gdy od dołu zaczął dawać o sobie znać rozpalany powolnie jak węgiel na grilu piach, a gorąc bijący w podeszwy butów podróżnika nie umilał mu wcale wędrówki. Wyraźnie zdając sobie sprawe z ryzyka upieczenia, wdrapał się na ogromną wydmnę którą, można było by spokojnie pomylić z górą. Gdy już, znalazł się na jej szczycie los się do niego uśmiechnął w dole w oddali, dostrzegł szary obiekt z cieniem w środku przypominającym wejście. Najszybciej jak mógł zszedł z nasypu uważając przytym by nie ugrząść, kierując się tam nerwowym tempem. Jeszcze, piętnaście minut marszu, dam radę równym tempem ku schronieniu. Pokrzepiał się podczas gdy czerwony blask coraz bardziej go spalał. Pięć minut marszu prawdopodobnie, wędrowiec odczuwa teraz stan porównywalny do 43 stopni w cieniu w styuacji w jakiej postawił go los większość mieszkańców kontynentu zwanym kiedys europą była by na skraju śmierci, znieruchomiała. Tymczasem śmiałkowi "ledwie" dwoiło się w oczach. TRZY MINUTY!! Wykrzyczał z całym impetem, ledwo wentylujących płóc jakby okrzyk miał dodać mu siły i przegonić z drogi złe duchy. W powietrzu zaczął unosić sie zapach palącej się tkaniny, to jego okrycie! Już prawie! Wskoczył ku wybawieniu pogrążając się w piachu, nastychmiast rzucając się na ziemie i turlając po piaskowym podłożu idealnie, jak na starych płytach z instruktarzem pierwszej pomocy. Po minucie problem zażegnany A jakże cenne w wędrówce okrycie uratowane. Opanowawszy emocje, przycupnął w pozycji tureckiej, odpiął jedno ramiączko tornistra przerzucił te które zostało przez ramie i takim sposobem ekwipunek z pleców pojawił się tuż przed jego oczami. A zamażysty ruch dodatkowo strząsnął piasek nabyty w trakcie podróży. Przetarwszy usta rękawem sięgnął do tobołka po manierkę, starą srebrną mosiężną manierkę z napisami i insygniami czas zrobił swoje niema możliwości dokładnie odczytać czy i w ogóle należała do armii chociaż trwałosć i jakość wykonania nakazywały by wnioskować iż pochodzi z zamierzchłych czasów, prawdopodobnie towarzyszyła jakiemuś żołnierzowi w jego ostaniej bitwie. Wędrowiec przyssał się do manierki na dość długo spijał z niej wodę trzy minuty opróżniając 4 litrowe naczynie niemal do pusta, zostawiając łyk na czarną godzine. Przyszła choć mała ulga w świecie który na każdym kroku chce cie zniszczyć a jeśli tego nie robi, to nie ułatwia ci egzystencji, takie chwile są cholernie ważne. Z N Ó W T A M B Y Ł ON ZNÓW TAM BYŁ!! CHOLERA JASNA!! Lester w tej chwili na posterunek !! Echo rozniosło okrzyk pretensji, z jedynej w zasięgu wzroku oazy zielonej plamki na mapie żółtej suszy. Zabudowania leciwego już miasta porośnięte są zieloną, żywą roślinnośćią a kanały z wodą zostały poprowadzone zarówno w środku jaki na okół, nędznego ochłapu jaki został z dawnych panów świata Ludzi. W końcu strażnik wyraźnie wyższy rangom od krzykacza, dociera do bramy wejściowej Wiatr, stawał się coraz mocniejszy a z wiatrem podrywało się szybciej i więcej ziarenek piasku kujących w oczy. Ile to opowieśći można usłyszeć w barze o ludziach którym przez nieostrożność piasek odebrał wzrok. A to w tych czasach praktycznie w stu procentach wyrok śmierci. Lester nie chciał zostać, bohaterem kolejnej z nich. Spluwając piachem który już zdążył nalecieć mu w kąciki ust założył gogle. Nakazał zamknąć bramę do czasu dotarcia wędrowca aby piach nie zapchał pomp i filtrów do wody, hydrauliki w bramie. Piach to zło! Gdby bohater w końcu dotarł, a brama otworzyła się. No cóż nie każdy może tak kozacko wejsć do miasta, nieznajomy miał mocne plecy dosłownie tuż za nim do przejśćia wpadła ściana piasku. Przysłaniając dosłownie wszystko, brama domkła się do połowy, wyczekujący przybysza wartownik podbiegł do panelu z pokrętłąmi przekręcił jedno rozległ się pisk w tonacji jeden zero sygnał cisza prosty sygnał przerywany i ponawiany co sekunde. Po chwili przybyło dwóch prawdopodobnie mężczyzn z ogromnymi dmuchawami które rozciągały się tuż zza ich pleców. Puf! Przełączniki urządzeń w ruch. Po piach w kilka minut nie było śladu brama zamknięta witamy w Oazie. Będziesz mi za to winień trzy bryłki rudy Khaled! Podliczył przybysza Lester. Strażnik zdejmując gogle podszedł do przybysza, klepiąc go po ramieniu i otrzepując z piachu "na pokaz" dostrzegł czarne plamy na jego stroju. - Troche się przypiekłeś lisie! Phaha, roześmiał się kładąc dłoń na jego ramieniu dodaje: - No zapraszam do mnie, napijemy się herbaty odsapniesz, może zdradzisz coś nie coś o *chrząka* płonącym pustkowiu pochłaniającym życie śmiałków hurtowo od zawsze. - A ty... Khaled tobie się udaje.. powie.. W ten wędrowiec dociska dłoń Lestera która opatrywała jego ramie przerywając mu. -Tamto miejsce nie mówi o mnie, ja nie mówie o nim. Świat mimo zniszczeń zachował swoje odwieczne prawa i dążenie do odnowy, normalności stabilizacji -Wiele razy łamałem głowe na myśl, jak ogromna część ludzkośći o tym zapomniała pogrążając się w śmierci wojnie i niebycie. A przecież wystarczy być fer. Ehh*ciężko wzdycha* -Zostało nas tak niewielu.... a robimy tak wiele aby zniknąć całkiem. -No już już! *Przerywa mu Lester gdy dotarli w pobliże jego kwatery. Gdy gospodarz otworzył drzwi, mężczyźni weszli do środka, Khaled zdjął swój tobołek oraz lekko spieczone "pustynne ponczo" odwiesił je na wieszaku w pobliżu drzwi, tobołek zaś rzucił pewnym ruchem na fotel. Nie jest tutaj pierwszy raz czuje się swobodnie, pewnie zna się z Lesterem już kupę lat. Lester jest 40 letnim Irakijczykiem o ciemnej karnacji. 'To ja wstawie wodę' rzucił szybko idąc do kuchni. Tymczasem nasz bohater spoglądawszy w lustro w którym odbija się zabandażowana na biało głowa, z lukami na oczy i usta wygląda to komicznie jak mumia! Dopiero teraz możemy dostrzec że Khaled pod ponczem nosi czarny niezbyt obcisły, strój z czegoś co przypomina skórę. Byle bandyta z ulicy nie dostrzeże geniuszu tego odzienia, które wykonane zostało z 4 warst sprasowanej do granic możliwości krowiej skóry w której wykonano setki mikroskopijnych otworów. Dzięki temu strój zachowuje ciepłote ciała w nocy a wentyluje je z nadmiernej temperatury w dzień. Zaleciało jakimś filmem o komandosach czy szpiegach co? Ale podróżnik wiedział co robi, po co i do kąd wyrusza stawka była wysoka musiał skorzystać z każdego kosztu i szansy na powodzenie. Czarne spodnie wpasujące się w górę okrycia nie robiły już takiego wrażenia, przywierały i były dopasowane zapewne aby umożliwić szybką zmiane pozycji, ucieczke czy przekradanie się. Ale dlaczego wędrowiec zakrywa twarz? Czyżby ukrywał swe szpetne oblicze po wypadku? Może jest poszukiwanym zbiegiem i prowadzi drugie życie łowcy przygód wariata od rzeczy niemożliwych? Ale dlaczego wędrowiec zakrywa twarz? Czyżby ukrywał swe szpetne oblicze po wypadku? Może jest poszukiwanym zbiegiem i prowadzi drugie życie łowcy przygód wariata od rzeczy niemożliwych? Strąciwszy piasek który przedostał się przez ponczo na maske, zasiadł na fotelu przekładając uprzednio tobołek z niego na kolana. Gdy z kuchni rozległ się gwizd czajnika, domownik wyłonił się z niej z gorącą herbatą którą postawił na stoliku w pobliżu gdzie siedział Khaled zajęty grzebaniem w plecaku. -No to proszę, za kolejny udany powrót mojego ucznia! Nigdy nie spodziewałbym się że, tak mnie przerośniesz masz prawdziwy dar. Podczas gdy ja mogę tylko głucho nasłuchiwać chaosu z pustkowi na wydmie metra 500'tegno ostatniego bezpiecznego miejsca przed wejściem w objęcia śmierci podczas gdy ty po prostu tam wchodzisz. Mężyczna przerywa swój wywód zalatujący zazdrością, przerwą na łyk herbaty i kontynułuje: -Widziałem w swoim życiu wiele takich podejść, które ty wykonujesz w sposób naturalny idziesz i nic ci się nie dzieje. Piędziesiąt chłopów, z różnych zakątków znanego nam obecnie świata ( to jest w zasięgu ich średnich radiostacji uznajmy iż Moska ma Świadomość istnienia życia w afryce i europie. Lecz Azja i USA leżą poza zasięgiem ich fal radiowych. Przez co żyją nadzieją iż ktoś tam się jednak uchował). Starzec ponownie nawilża gardło, Khaled zdążył spić pół herbaty w tym momencie właśnie spala papierosa wysuszonego od skwaru na wiór trzy buchy i cygaretka kończy żywot pozostawiając po sobie mdłośći zawroty głowy i ulgę w zestawie na około trzy minuty. Ulga mimo wszystko, pamiętasz? W tym nietypowym nastroju słuchał wywodu mentora bardziej w charakterze opowiastki która miejscami przypominała mu czasy dzieciństwa i snutych przy ognisku opowieści które często miały w sobie dużo prawdy ale również wywoływały strach u młodych chłopców. Strach to potężna broń, zatrzymała wielu młodych chłopców przed podróżami i dobrze. Bez nich ostatnie ludzkie osady by upadły. Lecz czasem, w wyjątkowo nieopisanych okolicznościach, trafiało się dziecko u którego widok mutanta na skraju lasu czy opowieści przy ognisku, marnej jakości fotografie rozszarpanych ludzkich ciał. Nie wywoływały strachu, lecz ciekawość i chęć odkrywania właśnie takim dzieckiem był Khaled wiecznym podróżnikiem, nici jego przeznaczenia nie rozplątało by najsprytniejsze kocie w dawnych czasach nazwano by go tutaj zależnie od grup i Religi : "Szaleńcem,Obielżyświatem,Odludkiem,Mesjaszem czy nawet Forestem Gampem". Ale czasy o których mowa człowiek zniszczył lata temu za pomocą broni różnorodnych niczym bakterie na desce klozetowej w Mc'donalds. (Pewnie ludzie szybciej wymrą anieżeli, odkryją wszystkie rodzaje broni które zostały użyte przez rządy państw tego feralnego dnia..). -Przepraszam, co mówiłeś mistrzu... wiesz te papierosy. Wyrywa sie z swoich myśli. Lester patrzy na gościa z politowaniem i zaczyna: -Piędziesiąt, śmiałków, bandytów,szaleńców,ludzi którzy byli pewni iż "czują" to miejsce bogaci najemnicy. Chęć fortuny i tajemniczość przyciąga wszystkie klasy społeczne. Piędziesięciu... jak jeden mąż każdy padał trupem na 700 metrze..... Mówca zachłysnął się powietrzem jakby chciał skończyć, lecz po chwili milczenia dodał: -Kto wie ile jeszcze takich miejsc pełnych śmierci, wiedzy przed wojennej i bogactwa skrywa ziemia? W ten Khaled wyczuł moment na zmiane tematu bo opowieści z krypty o tym co przeżył osobiście wygłaszane przez osobe która zginęłą by na przedsionku. Tegoż miejsca powoli wytrącały go z równowagi. Wyciągnął z tobołka cztery fioletowe mieniące się niczym brokat bryłki rudy, były wielkości przeciętnego owocu kiwi. Wykorzystywali je wszyscy ocalali niezależnie od miejsca, uchodziły za towar luksusowy a ich większe ilości można było pozyskać jedynie w takich strefach śmierci. Z jakiej przed chwilą wrócił nas śmiałek. W niektórych biednych osadach za jedną bryłke można by wykupić całą kamienice i pobierać czynsz od nieszczęśników pokaranych batem życia. A tutaj tymczasem cztery bryłki! Życie stu rodzin przez pół roku! Za co? Za odpiaskowanie przy bramie i gościnie, to wręcz hipokryzja ale ludzie jak on którzy wynoszą czasem garścią takie bryłki mogą sobie pozwolić na takie szaleństwo. Lester dostrzegając liczbe, o jedną większą niż żądał podniósł głos. -Ależ zatrzymaj to, tobie bardziej się przyda ja tutaj, wiodę sielskie życie strażnika od czasu do czasu odstrzeli się dupe mutantowi lub wpuśći *spojrzał na wędrowca* przybłędę. Mężczyzna lekko się zaśmiał. Jednak młodzieniec zrozumiał żart i odpowiedział uśmiechem Lester schował bryłki w skrytce a atmosfera nabrała iście sielskiego klimatu.Błogą cisze i tykanie ozdobnego, zegara Lestera na którego wydał pewnie dwie miesięczne pensje zerwało gwałtowne pukanie do drzwi. Khaled instynktownie, dobiegł do płaszcza zarzucił go na siebie i tuż pod nim dobył sztyletu jednak nie odkrywając go aby, wchodzący nie był pewny jego zamiarów. Trzask, do mieszkania wpada młody mężyczyzna ubrany na roboczo mało nie rozbijając się o stolik na którym chwile temu stała herbata ostrzega. Lester za dwie godziny kontrola z Centrum i godzina policyjna jako strażnicy musimy strzec jej przestrzegania. Wędrowiec nie potrzebował słyszeć więcej, zarzucił plecak na ponczo spojrzawszy pytająco na swojego mistrza pyta. -Czego Centrum nagle tutaj chce? Na co ten odpowiada wyraźnie zakłopotany, sielski nastrój ulotnił się w sekundę. -Chłopcze chciałem o tym z tobą porozmawiać na spokojnie, nie przewidziałem tego tak szybko. W skrócie jacyś naukowcy, jajogłowi z Centrum chcą się dobrać do płonącego pustkowia, przedostać zdjąć blokade czerpać zyski i zdominować znany nam świat pod swoim godłem. Igrają z zjawiskiem którego nie rozumieją to nie może skończyć się dobrze, prawdopodobnie nawet nie istnieje sposób aby temu zaradzić!!! Wyraźnie obrażony Khaled dodaje: -Jakoś nie widzi mi się ta wizja. -Nikomu z nas się nie widzi a teraz szybko niema czasu musisz opuścić oazę. Wyjdziesz przez składzik. Mówiąc to udał się na koniec mieszkania i otworzył drewniane wyraźnie odstające jakością od reszty drzwi. Gdy wędrowiec gotów do wyjścia stanął na progu, Mistrz pożegnał go uściskiem ręki i spojrzeniem w oczy, a może w dusze? Może spojrzenie człowieka który przez 10 lat go trenował mówiło w trosce "Synu uważaj na siebie". Po pożegnaniu chłopak wyszedł przez składzik marszowym tempem, wtapiając sie w tłum na głównym skwerze dotarł do bramy gdzie z racji swojego wyglądu owiniętego w nadpalony koc włóczykija strażnicy przepuścili go bez problemu aby kontrola nie oglądała obrazu nędzy. Gdy wyszedł już daleko za Oaze a piaski w bucie i odzieży utrudniały mu wędrówkę, odwróciwszy się na pięcie dostrzegł kilka starych przerobionych hammerów obitych specjalnym pancerzem z pomarańczowym logiem Centrum. Uff o włos od kłopotów a może nawet stryczka? Tacy jak on są tej aspirującej do bycia potęgą organizacji tylko balastem gdyż robią to co oni by chcieli wytrącają im bezkarnie zysk z ręki. P O D R Ó Ż Zbliżał się zmierzch, lecz to nie stanowi problemu w wędrówce. Księżyc świeci swym napromieniowanym blaskiem nie gorzej od słońca, widoczność spada lecz nie do zera jest zadowalająca. Wyjątkowy spokój, jakby przed burzą wędrowca od czasu do czasu niepokoi tylko podmuch zimnego wiatru przynoszącego wraz z chłodem piach. Khaled sięgnął do kieszeni po mape złożoną w kostkę, rozwinął ją przyjrzał się jej przez chwile, następnie schował i ruszył przed siebie. Wędrówka nie trwała zbyt długo, po około trzech godzinach marszu dotarł przed ogromne wejście do groty. Piaskowa jaskinia rozwijała cień nad całą okolicą, onieśmielając wędrowców swoją wielkością oraz niezachwianym ludzkimi wojnami majestatem. To niezłe miejsce na nocleg... ba na założenie osady oazy. Oczywiście ludzie już dawno docenili walory tego miejsca teraz wejścia do groty chroni kilka czaszek nabitych na pale tuż pod nimi zwisa czerwony prostokątny sztandar z wizerunkiem krzyża. O kolorze białym, wzorem przypominający ten z czasów krucjat. Tyle wystarczy aby odstraszyć od tego miejsca ciekawskich czy nawet przednie patrole, Centrum! Jednak Khaled, nieumyślnie bądź nie świadomie zanurza sie w wnętrzu jaskini, za nic sobie mając ostrzeżenia z czaszek. Po przejściu kilkunastu metrów w głąb, począł dostrzegać światło dość mocne białe niczym papier. Biło całą swoją mocną w ściany jaskini w kierunku, z którego nadchodził. To z pewnością światło elektryczne w dodatku o wysokim napięciu oraz natężeniu. Skąd do diaska na środku pustyni tyle mocy! Po krótkiej chwili oślepiony już ślepym marszem dociera do pierwszego posterunku. Buda, worki z piaskiem łączność szlaban siatka... Jak przed wojną. Wartownicy wycelowali w przybysza gdy ten zjawił się odpowiednio blisko już całkowicie oślepiony blaskiem lamp. Gdy dotarł na wyciągnięcie ich ręki, światło zagasło a on sam powoli dręczony mroczkami i bólem oczu odzyskiwał percepcje. - Stać! Kto idzie, ani kroku inaczej cie zlikwiduje. - Tutaj Khaled! Wartownicy rozpoznając głos opuścili karabiny. - Masz coś? *rzuca szorstko jeden z wartowników* - Mam ważną informacje Centrum miesza się w pustkowia ognia!!! Echo rozniosło i powieliło końcówkę tej wiadomości a głuchą cisze zakłócało tylko odbijające się od skał "ognia...ognia...ognia". Po chwili wartownik burknął: - /cenzura/isz!! To nie możliwe ! Chcesz wejść bez powodu ot co! W ten wędrowiec nie bacząc na wciąż opuszczony szlaban nerwowym krokiem zbliża się do niego, w ten jeden z wartowników unosi lufę bierze go na cel po czym wychodzi na przód. Ich spojrzenia oraz głowy spotykają się czoło w czoło a jedyne co ich odgradza to drewniany szlaban na wysokości pasa. - Myślisz że tracił bym szanse wejścia tutaj wasze zaufanie aby wejść tutaj po spanko z Centrum na ogonie? JAK ŚMIESZ JUDASZU WĄTPIĆ W ME SŁOWA! Wartownik zrozumiał iż to nie są żarty a waga tej sprawy jest najwyższa pobladł, spuścił głowę wszedł do budki... otworzył szlaban złapał za telefon wypowiedział jakby resztkami sił: - Tutaj Wartownia Numer Jeden to ten Najemnik Khaled, ten od rudy. Mówi że Centrum zanosi się do wkroczenia na pustkowia. Z słuchawki na tą wieść doniósł się krzyk starego mężczyzny wyraźnie były to reprymendy z groźbą kary. Wartownik, odsuwa wrzeszczącą słuchawkę spogląda błagalnie na Khaleda, gdy ten unosi dłonie aby go pośpieszyć. Wartownik ponownie przystawia słuchawkę która wciąż " "krzyczy" do ucha i powtarza anemicznie. - Centrum Pustkowie brak żartów. Kredyt Zaufania. Po wysłuchaniu odpowiedzi odkłada słuchawkę zdejmuje swój hełm i przeciera rękawem munduru spocone z nerwów czoło. - Możesz wejść, masz nie wdawać się z nikim w dyskusje idziesz prosto do Sali Decyzyjnej rozumiesz? Khaled jedynie skinął głową, pokonawszy szlaban ruszył przed siebie. https://www.portal-pisarski.pl/czytaj/66395/piaskiKhaled jedynie skinął głową, pokonawszy szlaban ruszył przed siebie.qe22wTutaj do poczytania https://www.portal-pisarski.pl/czytaj/66395/piaski -
Znacie jakieś książki o zaburzeniach odżywiania? Najlepiej napisane przez osoby, które same cierpiały na ED. Ja ze swojej strony polecam ebooka Aleksandry Dejewskiej ,,Poradnik eks-bulimiczki", opisuje w nich swoje zmagania z chorobą i pomaga zrozumieć dlaczego zachowujemy się tak, a nie inaczej.