Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

Nigdy wcześniej nie byłam agresywna. A teraz czuję, że mnie złość, gniew zalewa. Co się dzieje?

Właśnie się żalę przyjacielowi na gg,

i bardzo się boję, że mnie odrzuci za tej wszechogarniający mnie hejt do świata.

Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje...

Wszystko mnie denerwuje, większość ludzi, najchętniej wystrzeliłabym się w kosmos z muzyką, paleniem i czekoladą.

:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja bym powiedziała, że przy każdym jednym gronie osób, niezależnie od ich liczby jest ten problem, żeby prezentować sie tak samo :why:

podpisuję się pod tym !

 

Ostatnio wręcz mam poczucie, że każde towarzystwo muszę "zabawiać" sobą :pirate: wchodzę w różne role, a później kompletnie nie wiem kim jestem :!:

 

-- 24 sie 2013, 10:05 --

 

pannaAlicja, miałam identycznie w czwartek! Kurwia* na wszystko i wszystkich.

Przyszło samo (?), odeszło też chyba samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O boże, jak mi się chce śmiać z siebie, jestem taka żałosna!

 

Rodzina nie wytrzymuje ze mną, bo wszyscy jesteśmy nerwowi i każdego drażni mieszkanie z kimś innym, więc każdy ciągle jest rozdrażniony i wkurzony. Grono towarzyskie odeszło ode mnie tak szybko, jak się pojawiło, udając, że mnie nie zauważają na każdym kroku. Straciłam kolejną osobę, z którą trzymałam się dosyć blisko, nawet byłam blisko nazwania przyjacielem, usłyszałam, że mam wrzucić na luz, nie muszę udawać bycia suką lub kretynką na każdym kroku, jestem po.jebana i dobranoc. Moja wnikliwość została natomiast wzięta za chęć pokazania mądrości. O Chryste, jak kocham siebie, swoje niezrównoważenie i to przykre życie, jakie wiodę! Z tej miłości odstrzeliłabym sobie łeb! mam wrażenie, że niedługo wszyscy się zbiorą i zamkną mnie w psychiatryku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Czy orientuję się ktoś może, z własnego doświadczenia wie, ile czasu trzeba przyjmować Lamitrin. Troszkę strach jest go odstawiać samemu. Wiem że na każdego działa on inaczej i to zależy też od predyspozycjii chorego ale może jest jakis maxymalny czas przy borderline do przyjmowania tegoż leku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Czy orientuję się ktoś może, z własnego doświadczenia wie, ile czasu trzeba przyjmować Lamitrin. Troszkę strach jest go odstawiać samemu. Wiem że na każdego działa on inaczej i to zależy też od predyspozycjii chorego ale może jest jakis maxymalny czas przy borderline do przyjmowania tegoż leku.

 

jak każdy stabilizator to jest lek na lata brania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uwielbiam dziecinność i brak wiedzy, jak poruszać się wśród ludzi, ciągłe próbowanie nowych środków. Wydarzenia ostatnich dni nauczyły mnie, że nie ma co być otwartym, co z moim talentem wychodzi na ekshibicjonizm emocjonalny wręcz, a zatem popadam w izolację i pragnę nauczyć się bycia zamkniętą na ludzi, bo z tego co obserwuję, jest to bardziej opłacalne. Oczywiście nie mogę wyśrodkować, cóż. Bycie otwartą na mówienie o sobie, na szczerość skończyło się tak, że wszyscy zaczęli mi wypominać wszystko, wskazując paluszkami, nie patrząc na siebie zupełnie. Jedni, jak wspominałam, zaczęli udawać, że jestem powietrzem, inni- przyjmując postawę "toleruję cię, ale najlepiej spadaj", więc ich opuściłam, bo po co wpychać się tam, gdzie mnie nie chcą. Zrobiłam mały test w grupie- nie dopominali się o moją obecność, więc po co próbować. Przyjaciel się "odstawił", bo przez chwilę byłam dla niego taka, jak on dla mnie. Zostałam sama na razie, ale przeżyję. Może w końcu nauczę się pokazywać jakoś naturalność, a nie groteskę.

Mamusia mi dziś doprawiła samoocenę. Tak naturalnie i spokojnie wyrażała teorię, że ćpam, pieprzę się na prawo i lewo i robię różne dziwne rzeczy z błogosławionym "toleruję cię jaką jesteś", że nawet nie mam zamiaru uświadamiać jej, że nie robię nic z tych rzeczy, przynajmniej niżej już nie upadnę w jej oczach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, pamiętaj, że Ty sto razy mocniej odczuwasz. Czasami realność wcale nie jest taka, jaką ją widzisz.

życie to 10% faktów, 90% to nasze odczucia. U borderów to pewnie 1% faktów, reszta to emocje ;P

 

ja dzisiaj huśtawka niesamowita, do tego derealizacja, jazdy, płacz, koszmar. Po wszystkim zasnęłam przy starej dobrej Comie, po godzinie chyba obudziłam się, napisałam odkrywczego smsa, później zaspamowałam forum a teraz czuję, jak cały dzisiejszy stres odbija mi się na somatyce (umieram, boli mnie serce, brzuch, każdy centymetr korpusu) a pies błaga mnie o spacer.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapeutki z mojej grupowej powiedziały że muszę jak najszybciej podjąć następną terapię (a raczej wrócić do poprzedniej) gdyż planuję czyny autodestrukcyjne... Ale kiedy ja mam przeświadczenie że tak po prostu będzie. Że Okey, coś tam zmienię, ale tego nie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja wpakowalam sie w taki bajzel, ze sama nie wiem, czy jest sens w ogole z kimkolwiek o tym rozmawiac, oprocz psychiatry.

nie probuje tym zwrocic na siebie niczyjej uwagi. po prostu, tak sie stalo. nie wiem nawet, czy ja mam zal. czy cierpie. czy to jest zlosc. czy niemoc. czy zostalam skrzywdzona, czy nie. czy to poczucie winy, czy sobie na to wszystko zasluzylam.

mam taka sieczke w glowie, jakiej dawno nie mialam.slyszalam tyle slow, ktorych nie moge przetrawic. "taka bylas, jak cie poznalem". jakby to znaczylo, ze tak naprawde, to mozna zrobic mi wszystko, bo przeciez ja juz taka jestem. i jakby to przeczytal, to uslyszalabym, ze jestem meczaca i ze mam sie ogarnac.a ja jestem bardzo oddana, nie jestem typem borderki z filmow, ktora ugania sie za facetami. caly czas doszukuje sie w sobie wad, jakby to, ze ktos jest nieuczciwy w stosunku do mnie nie bylo odpowiedzia. oczywiscie to ja musze ponosic odpowiedzialnosc, nawet za czyjes bledy. nie umiem sobie z tym poradzic. mam poczucie winy, bo zostalam nim obarczona. wiem, na jakiej zasadzie dzialaja takie mechanizmy, ale jestem bezradna wobec uczuc. dopiero jak to z siebie wszystko wyrzucilam to poplynely lzy. smutek to przynajmniej jakies uczucie, moge sie chociaz w tej kwestii okreslic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Muszę w końcu postarać się wyrzucić z siebie to co mnie zjada od środka. Na co dzień staram się nic nikomu nie mówić, ani o lękach, ani o emocjach o niczym bo spotykam się wszem i wobec z niezrozumieniem a szczególnie wśród bliskich. Ostatnio jest ze mną gorzej, znów wracam do leków bo ziemia mi się trzęsie pod stopami. Moje życie sprowadziło się do nierobienia nic konstruktywnego, odgradzam się od znajomych bo co mam im mówić, udawać? zmuszać ich do słuchania czegoś czego zapewne nie chce im się słuchać. Czuję się samotna w swoim zaburzeniu, a jedyne co pragnę to troszeczkę empatii. Wszystkie ataki złości duszę w sobie do tego stopnia że rozwala mnie to od środka. Czasem emocje przychodzą tak ogromne, że kiedy się uspokajam jestem wewnętrznie wyczerpana, łapie mnie derealizacja i momenty psychotyczne z którymi sobie w ogóle nie radzę. To wszystko też nasila mój partner który ciągle mi mówi, że jestem leniem, że za długo śpię, że nie potrzebuję psychoterapeuty i leków tylko powinnam zacząć pozytywnie myśleć, że do niczego nie dojdę i w ogóle wiele razy prowokuje mnie a mi później cieżko sie opanować, później mam wyrzuty smienia i nie mogę dojść do siebie a po nim wszystko spływa. Sam nie pracuje i ma problem z alkoholem i mieszkamy obecnie w mieszkaniu do którego w znacznej części dokłada się mój ojciec. Próbuję mu czas powiedzieć, żeby poszedł do pracy bo może wtedy ja będę miała wystarczająco pieniędzy, żeby pójść na psychoterapię prędzej i leczyć się na to on mówi, że mam pójść do pracy bo mamy równouprawnienie i dopóki ja nie będę pracować on też nie będzie. Obecnie uczę sie a finansowa pomoc mojego ojca wynika z tego powodu, że ojciec chce mi pomóc, bo widział ile razy próbowałam i ile razy mi się udało, że miałam momenty w życiu kiedy miałam wszystko, pieniądze wymarzoną pracę ale później wszytko rzucałam bo nie dawałam sobie z niczym rady.

 

Moje obecne życie wygląda jak jakaś komediancka farsa i najgorsze jest to, że czuję iż w pewnym momencie będę musiała się zabić bo nie wytrzymam tego co dzieje się we mnie i braku wsparcia z jakiejkolwiek strony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kowalsky, tyle wiesz, tyle rozumiesz ... a jednocześnie dzialasz przeciw sobie.

 

Na początek ;) Dlaczego TY utrzymujesz faceta ?

Pogoń w diabły ... wpierw musisz ZADBAĆ o siebie - czyt. pieniądze na twoje leczenie, a nie na partnera - który nie pracuje i ma problem z alko, który ODCIAGA Ciebie od podejmowania DOBRYCH decyzji (leczenie) ... i który jeszcze tłumaczy to równouprawnieniem !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajnie borderline.kowalsky, że miałaś odwagę i to napisałaś. Pierwsze co przyszło mi do głowy to to samo co essprit. Zupełnie tego nie rozumiem, ponieważ z tego co napisałaś, nie dość, że Twój związek nie przynosi Ci korzyści to jeszcze ewidentnie Ci szkodzi, rozumiałbym gdyby to jego ojciec pomagał Wam finansowo, byłaby to okresowa pomoc, której potrzebujesz. Więc jeśli chcesz to napisz czy to miłość, seks, lęk przed zostaniem samym powoduje, że jesteś z nim, ja uważam, że po świecie chodzi niemało wartościowych samotnych facetów, którzy potrafiliby wspierać partnerkę przynajmniej psychicznie. Mam podobną historię do Ciebie, tzn. daleko mi do stwierdzenia, że miałem wszystko ale byłem na najlepszej drodze do tego, co rusz pieprząc wszystko przez depresję, koszmarnie pesymistyczne wizje i nerwice. Też mam silne uczucie, że jak nie poskładam wszystkiego do kupy to będę musiał się wyrejestrować spośród żywych, ale na razie za wiele rzeczy i ludzi mnie wkurwia na tym świecie, żeby dać im tą satysfakcję ;) Będę trzymał za Ciebie kciuki, pomyśl poważnie o tym jak zrobić żeby udać się na terapię. Bierzesz teraz jakieś leki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam Twoja historie ,nie masz łatwo w życiu.Nie Jesteś sama piszesz o ojcu , który Ciebie rozumie i błagam nie myśl o samobójstwie

 

Ja nie myślę o samobójstwie jak tako po prostu boję się, że dojdę do punktu, że nie będę mogła podjąć innej decyzji niż ta.

 

Na początek Dlaczego TY utrzymujesz faceta ?

Pogoń w diabły ... wpierw musisz ZADBAĆ o siebie - czyt. pieniądze na twoje leczenie, a nie na partnera - który nie pracuje i ma problem z alko, który ODCIAGA Ciebie od podejmowania DOBRYCH decyzji (leczenie) ... i który jeszcze tłumaczy to równouprawnieniem !

 

 

No i właśnie tu sytuacja zaczyna się komplikować. Ja mam świadomość, że taki związek nie jest niczym zdrowym jednakże ja w zdrowym związku nie potrafię funkcjonować. Większość moich byłych partnerów było ludźmi z poważnymi problemami a Ci "normalni" z którymi się spotykałam najzwyczajniej mnie nie interesowali i nie czułam w tym po prostu nic. Kiedyś mi to terapeuta wytłumaczył, że przez to, że moje życie w domu rodzinnym od prawie zawsze było naznaczone patologią to szukając partnera zawsze będę szukać tego co znam z dzieciństwa bo tylko w tym czuję się "bezpiecznie" i to błędne koło jest prawie niemożliwe do przerwania.

 

Z moim obecnym partnerem sprawa wygląda tak, że raz jest dla mnie ideałem, najlepszym pod słońcem a później wystarczy, ze coś głupiego zrobi i widzę go jako śmiecia nie wartego uwagi i tak w kółko. Jednakże nie potrafię go zostawić i wręcz często boję się, że on mnie zostawi. Ech cieżko w ogóle ten bajzel wytłumaczyć.

 

-- 28 sie 2013, 13:23 --

 

Fajnie borderline.kowalsky, że miałaś odwagę i to napisałaś. Pierwsze co przyszło mi do głowy to to samo co essprit. Zupełnie tego nie rozumiem, ponieważ z tego co napisałaś, nie dość, że Twój związek nie przynosi Ci korzyści to jeszcze ewidentnie Ci szkodzi, rozumiałbym gdyby to jego ojciec pomagał Wam finansowo, byłaby to okresowa pomoc, której potrzebujesz. Więc jeśli chcesz to napisz czy to miłość, seks, lęk przed zostaniem samym powoduje, że jesteś z nim, ja uważam, że po świecie chodzi niemało wartościowych samotnych facetów, którzy potrafiliby wspierać partnerkę przynajmniej psychicznie. Mam podobną historię do Ciebie, tzn. daleko mi do stwierdzenia, że miałem wszystko ale byłem na najlepszej drodze do tego, co rusz pieprząc wszystko przez depresję, koszmarnie pesymistyczne wizje i nerwice. Też mam silne uczucie, że jak nie poskładam wszystkiego do kupy to będę musiał się wyrejestrować spośród żywych, ale na razie za wiele rzeczy i ludzi mnie wkurwia na tym świecie, żeby dać im tą satysfakcję ;) Będę trzymał za Ciebie kciuki, pomyśl poważnie o tym jak zrobić żeby udać się na terapię. Bierzesz teraz jakieś leki?

 

Wydaje mi się, że jestem po prostu uzależniona emocjonalnie od niego do tego problem jest też taki, jak to ktoś wcześniej tu pisało o swoim przypadku, ze mój partner pełni w moim życiu nie tylko rolę partnera ale ja usilnie widzę w nim też ojca, kumpla i przyjaciółkę. No i dopóki ja nie poczuję, że on przekroczył we mnie tą ostateczną granicę to nie będę w stanie go zostawić mimo wszystko.

 

Dzięki za dobre słowo, co do terapii to czekam na państwową obecnie już 9 miesięcy a jeszcze 4 przede mną :? Prywatnie terapeuta mi krzyknął 800 zł miesięcznie a na to mnie zwyczajnie nie stać. Znowu chodzić tak o tymczasowo do psychologa też nie wiele zda bo ostatnia psycholog u jakiej byłam powiedziała mi dosłownie, że moje wizyty wpędzają ją w depresję. Co do leków to przez ostatnie 3 miesiące nic nie brałam ale dzis znów wróciłam do wenlafaxyny i doraźnie łykam signopam, ale czuje, że znów będę musiała wymyślić jak wykombinować sobie zapas relanium bo tylko ono pozwala mi przetrwać tak "odjechane" okresy w życiu jaki teraz np przechodzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam nadzieje, ze zdajesz sobie sprawe z tego, ze zwiazki w jakie sie pakujesz sa jednym z kryteriow diagnostycznych istotnych w diagnozowaniu bpd? bo jesli czujesz, ze to cie meczy a taka sinusoida na pewno jest meczaca, to jest to po prostu toksyczne dla Ciebie. nie pozwalaj na to, by ktos Cie krzywdzil. to co on mowi, robi, jest niedpuszczalne. ty chcialabys dobrze dla niego, zeby sie jakos ogarnal, przestal pic, a on nawet nie rozumie Twojego problemu i nie stara sie zrozumiec co wiecej odsuwajac Cie od swoich planow co do psychoterapii, to jest po prostu przykre. nikt z nas nie wie co do niego czujesz, ale czasem podjecie decyzji wbrew swoim uczuciom jest oczyszczajace i daje nadzieje na zdrowsze zycie, wiesz. postawienie siebie na pierwszym miejscu po dlugotrwalym podkladaniu sie pod rozpedzony pociag, tylko dlatego, zeby ukochana osoba poczula sie lepiej.. jaki to ma sens? jestem tego chodzacym przykladem.

 

kiedy zaczniesz leczenie, nie bedzie Ci doskwieral brak wsparcia i zrozumienia, bo to Ty lepiej bedziesz rozumiala siebie. ale to wymaga zdecydowania i konsekwencji w dazeniu do celu. u mnie najwiekszym sukcesem w tej drodze jest to, ze staram sie o pobyt na 7f, w Kobierzynie. może to dobra opcja i dla Ciebie? jesli nie stac Cie na psychoterapie, a chcesz zmienic siebie, skonczyc z tak meczacym trybem zycia. wiem co to znaczy, bo dzialam podobnie, ale ja powiedzialam sobie w duchu, ze mam tego dosyc i czas zaczac dzialanie, nawet tak drastycznymi srodkami, jak pobyt na oddziale i mam w nosie, co kto sobie mysli, nikt nie wie tak naprawde z czym musze sie mierzyc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ophelia, Masz rację w tym co piszesz, ale ja po prostu teoretycznie wszystko rozumiem a w praktyce wychodzi jak wychodzi... Do tego co z tego jak zostawię go jak w przyszłości trafię na kogoś bardzo podobnego. Szymon bynajmniej mnie nie leje i nie znęca się nade mną w żaden sposób. Myślę, czy go nie zaciągnąć na jakąś wspólną terapię bo wydaje mi sie, że cały problem leży w tym, ze ja jestem borderem a on tego zwyczajnie nie rozumie i nie wie jak pewne mechanizmy we mnie działają. Może takie świeże spojrzenie jakiegoś terapeuty czy psychologa pomogłoby nam dojść do czegoś.

 

Wiem, nawet nie wiesz jak ja czekam na terapię i jestem bardzo zdeterminowana żeby jej nie przerwać Co do leczenia w ośrodku czy szpitalu specjalistycznym to już 3 lekarzy nakłaniało mnie do wyjazdu do Babińskiego w Krakowie. Ponoć wielu borderom pobyt tam na prawdę pomógł tyle, że jedzie się na 6 miesięcy a ja po pierwsze nie mam co z psami zrobić, po drugie co z mieszkaniem a po 3 wiem, że jakby mnie zabrakło na taki okres czasu to mój ojciec by się załamał bo jestem ostatnią osobą która go wspiera w jego problemach i tym jak moja matka probuje go niszczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

borderline.kowalsky, nikt tutaj nie ma na celu nakłaniania Cię, abyś go zostawiła, bo nikt tak naprawde nie zna Waszej relacji. wiemy tyle, ile nam napiszesz. ale to , co piszesz jest niepokojące. i byc moze zaciagniecie go do terapeuty coś zmieni, ale jak mialby zrozumiec Twoje zaburzenie, skoro nie jest gotów na zrozumienie swojego? (chodzi tutaj o ten problem z alkoholem, o ktorym wspominalas).

Szymon bynajmniej mnie nie leje i nie znęca się nade mną w żaden sposób.

no i co z tego, skoro przez jego niezrozumienie pogarsza się Twój stan? otwierasz sie i mowisz o swojej potrzebje terapii, a on zachowuje sie jak lekceważący dupek. i co to znaczy bynajmniej? akceptujemy taka milosc, na jaka wydaje nam sie, ze zaslugujemy. moze to kolejna kwestia do przepracowania? nie tylko dla Ciebie, dla mnie też.

 

reszte napisalam Ci na pw. :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szymon bynajmniej mnie nie leje i nie znęca się nade mną w żaden sposób.

Idź, pocałuj go w stópki za to, że robi taki wyjątek od normy dla Ciebie. Znęca się, tylko psychicznie. Ciągnie cię w dół, a ty na to pozwalasz, jeszcze przy okazji utrzymując dupka prawie za własny koszt, a w każdym razie za pieniądze, które mu się za nic nie należą. Ja osobiście w stanie jestem zrozumieć wszystko, ale nie taką tępą uległość ze strony ludzi względem innych. I diagnoza nikogo nie usprawiedliwia w takich wyborach, skoro ktoś definitywnie pokazuje, że wie, co robi.

 

i to błędne koło jest prawie niemożliwe do przerwania.

Definiujesz się wyłącznie przez swoją diagnozę, i myślę, że wybory, jakie popełniasz w tym względzie, to w dużej mierze twoja własna ingerencja, bowiem doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak działasz w tej kwestii, jaki masz mechanizm. Terapeuta powiedział ci, że to koło jest niemożliwe do przerwania, więc potaknęłaś główką, stwierdziłaś "wyłącznie musi tak być" i zatopiłaś się w tym, bo to jest to, co tobie odpowiada. Skoro masz tego świadomość, ale nie przerwiesz tego, to żadna terapia nie zmusi cię do zmiany sytuacji zewnętrznej. W końcu któryś z typów, wobec których czujesz "to coś" odwali coś takiego, że się ockniesz, póki co moim zdaniem będziesz w to brnęła, użalając się na bokach.

 

że mam pójść do pracy bo mamy równouprawnienie i dopóki ja nie będę pracować on też nie będzie.

 

Facet zachowuje się jak nierozgarnięty dwulatek. Dopóki na to pozwalasz, zniżasz się do jego poziomu. Proszę o wybaczenie, jestem wredna w tym momencie, ale z całym szacunkiem, pewnych idiotycznych wyborów nie usprawiedliwi się numerkiem w karcie lekarskiej przychodni psychiatrycznej. Wciąż masz mózg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

borderline.kowalsky, nikt tutaj nie ma na celu nakłaniania Cię, abyś go zostawiła, bo nikt tak naprawde nie zna Waszej relacji. wiemy tyle, ile nam napiszesz. ale to , co piszesz jest niepokojące. i byc moze zaciagniecie go do terapeuty coś zmieni, ale jak mialby zrozumiec Twoje zaburzenie, skoro nie jest gotów na zrozumienie swojego? (chodzi tutaj o ten problem z alkoholem, o ktorym wspominalas).

 

Na całe szczęście on jest świadomy swojego problemu z alkoholem, bo nie jest to typ uzależnienia gdzie upija się do nieprzytomności i wyprawia afery, ale po prostu codziennie musi sobie piwko dwa albo setunię chlapnąć. JEśli chodzi o wspólną wizytę u terapeuty jest raczej na tak i to chyba jest jedyne sensowne wyjście z problemu.

no i co z tego, skoro przez jego niezrozumienie pogarsza się Twój stan? otwierasz sie i mowisz o swojej potrzebje terapii, a on zachowuje sie jak lekceważący dupek. i co to znaczy bynajmniej? akceptujemy taka milosc, na jaka wydaje nam sie, ze zaslugujemy. moze to kolejna kwestia do przepracowania? nie tylko dla Ciebie, dla mnie też.

 

Nie wiem on mi tłumaczył nie raz, ze poprzez klepanie mi o nie dawaniu sobie rady z pewnymi elementarnymi rzeczami chce mi pomóc. Uważa po prostu to za konstruktywną formę wspierania mnie - przysłowiowe kopniaki w dupę które mają mnie postawić na nogi ale niestety wywołują coś kompletnie odwrotnego. Dziś spróbowałam na chłodno ( nie wiem jak mi się to udało) wytłumaczyć mu pewne rzeczy i chyba przyniosło to jakiś skutek gdyż jutro wybiera sie do pośredniaka i wszem i wobec orzekł, że nawet jak nie będzie pracy złapie sie za jakiś staż żeby nie siedzieć, a że ostatnio robił fuchę u ojca to będzie mu łatwiej wejść w rytm.

 

Wydaje mi sie, że wiele problemów przysparza też fakt iż on bardzo łatwo przekracza u mnie pewne granice bądź nieświadomie mówi coś co mnie boli a ja zamiast na spokojnie mu to wytłumaczyć wpadam w złość i po ptokach kłótnia gotowa.

 

Definiujesz się wyłącznie przez swoją diagnozę, i myślę, że wybory, jakie popełniasz w tym względzie, to w dużej mierze twoja własna ingerencja, bowiem doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak działasz w tej kwestii, jaki masz mechanizm. Terapeuta powiedział ci, że to koło jest niemożliwe do przerwania, więc potaknęłaś główką, stwierdziłaś "wyłącznie musi tak być" i zatopiłaś się w tym, bo to jest to, co tobie odpowiada. Skoro masz tego świadomość, ale nie przerwiesz tego, to żadna terapia nie zmusi cię do zmiany sytuacji zewnętrznej. W końcu któryś z typów, wobec których czujesz "to coś" odwali coś takiego, że się ockniesz, póki co moim zdaniem będziesz w to brnęła, użalając się na bokach.

 

 

Nie zgadzam się. Nie raz kończyłam związek starając się nawiązywać kontakty z "ogarniętymi" ludźmi, i zawsze lądowałam w podobnym punkcie choć mogę śmiało powiedzieć, że obecny związek jest już i tak dużym sukcesem. Wychodzi na to że co, mam być sama mimo iż sama nie daje rady i wpadam w kompletną depresję albo wiązać się z ludźmi do których nic nie czuję tylko dlatego ze to jest właściwe i lepsze?

 

Facet zachowuje się jak nierozgarnięty dwulatek. Dopóki na to pozwalasz, zniżasz się do jego poziomu. Proszę o wybaczenie, jestem wredna w tym momencie, ale z całym szacunkiem, pewnych idiotycznych wyborów nie usprawiedliwi się numerkiem w karcie lekarskiej przychodni psychiatrycznej. Wciąż masz mózg.

Nie zapominaj, że ja również zachowuję się jak nierozgarnięty dwulatek ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czytałam powyższą dyskusję i nie chce nikogo bronić (w końcu nie znam nikogo osobiście) ale naszła mnie myśl, że partner borderline.kowalsky, nie jest takim totalnym demonem, po prostu borderline.kowalsky, z racji skłonności do rozszczepiania zdewaluowała go i "wyżyła" się w opisach tutaj na forum przedstawiając go z najgorszej możliwej strony. Kiedy ja byłam zła na moją moją t. i żaliłam się na nią do innych osób, byli zszokowali i kazali mi uciekać od niej, co mnie totalnie dziwiło, bo niby dlaczego miałabym uciekać od takiej dobrej koniec końców osoby?? :roll:

 

-- 31 sie 2013, 00:44 --

 

ku*rwa nie mogę wytrzymać, rodzina (matka + tym razem bonusowo brat) zdewastowali mnie do spodu... poznali mojego partnera i... nie spodobał się im. Bo 2 razy nie wyszedł mu dowcip... bo jego praca ma niski prestiż... to co usłyszałam zmiotło mnie.. oni mi nie ufają, nie wierzą w mój trzeźwy osąd, jakby była upośledzona i niezdolna do podejmowania autonomicznych decyzji... jestem w totalnym rozpadzie, od paru dni mam parcie na nóż i nie wiem czy go po prostu nie wezmę. co byście zrobili, gdybyście budowali związek, coś z czego jesteście dumni, co daje wam szczęście, a przyszedł ktoś i powiedział, że to co budujecie jest beznadziejnej jakości, ON jest do niczego, a wy okłamujecie siebie, że jesteście szczęśliwi?

 

gdzie jest prawda?

 

jestem tak poćwiartowana wewnętrznie, że nie wiem już nic na swój temat. pojęcie rzeczywistości "jest tak i tak" , "to jest dobre, a to jest złe" jest dla mnie od kilku dni mgliste i wyjątkowo płynne, przelewa się z jednej szali wagi na drugą, z dobrej w złą i z powrotem. nie wiem CO JA WIDZĘ, nie wiem CO MYŚLĘ, CO CZUJĘ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochani, czytam Was od pewnego czasu, a właściwie do tej pory śledziłam wątek o chad, ale niestety, nieaktualne :(

Dla ludzi z zewnątrz mam bajeczne, ułożone życie, męża i dwoje dzieci. W głowie niestety burdel totalny, kompletnie nie jestem pewna swoich ocen, emocji, bo te zmieniają się w ciągu dnia po kilka razy. I tak rano jestem pewna, że chcę zmienić pracę, i jestem przekonana, że to jedyna słuszna decyzja, a już po południu uważam, że to zły i ryzykowny i zupełnie bezsensowny pomysł.

Czuję pustkę, czuję się przytłoczona rodziną i obowiązkami, z jednej strony chcę wszystko robić jak najlepiej, z drugiej ogarnia mnie totalna niemoc. Mąż mnie nudzi i irytuje, z drugiej strony trzeźwo stąpa po ziemi, co mi przecież potrzebne jest. I w tym zamęcie rozpętała się bliższa znajomość z facetem, którego znałam już w sumie od kilku lat (ale tak powierzchownie, pracował dla nas na zlecenia) i kiedyś okrutnie mi się podobał. Zmienił się fizycznie na niekorzyść, ale poznałam jego myśli, jego historię i mnie to powaliło i zakręciło. Ma chad, jest mega inteligentnym i ciekawym człowiekiem. Z początku to miała być taka przyjaźń – rozumieliśmy się jako nadwrażliwcy, jednak nie ukrywam, że były momenty, że mieliśmy ochotę rzucić się na siebie. I podczas intensywnego smsowania wkroczyła jego partnerka… To ona do mnie napisała, on już nie … dół i porażka. Chociaż związku by z tego nie było, ale bardzo mi brakuje rozmowy z nim. :why: Dobrze, że zaczynam psychoterapię w przyszłym tygodniu.

Qrva. Czy ktoś mnie rozumie, czy jestem brzydka i popaprana i nie warto tego komentować nawet?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×