Skocz do zawartości
Nerwica.com

borderline.kowalsky

Użytkownik
  • Postów

    164
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez borderline.kowalsky

  1. Ehhh.... Jakoś przetrwałam ostatnie ekscesy, chyba tylko dlatego, że ojciec do mnie przyjechał i mnie zabrał do siebie. Nie umiem do końca opisać tego uczucia które mnie łapie bo to nie tyle myśli samobójcze ale bardzo dogłębne przekonanie, że to jedyne wyjście żeby uwolnić się od emocji które są tak nie do zniesienia że nawet nie potrafię tego słowami wyrazić. maybeBaby, Nie wiem czy to coś da, bo u mnie wśród bliskich ogólnie panuje stwierdzenie, że coś mi jest ale skoro ja o tym nie mówię cały czas to ze mna wszystko ok, i właściwie to kwestia mojej dobrej woli, żeby się zmienić, że nie powinnam nawet brać leków. Jedyna osoba która poniekąd mnie rozumie to mój ojciec bo on na przestrzeni lat był świadkiem tego jak traktowała mnie matka i co ze mną robiła jak byłam dzieckiem. Wie jakie to piętno odcisnęło i dlatego choć trochę wie jakie konsekwencje ja teraz dźwigam ale on sam ma problemy i fizyczne i psychiczne bo matka zrobiła z niego śmiecia. Sytuacja obecnie wygląda tak, że on sam wychowuje mojego 16 letniego brata ( z którym też są problemy bo nie dość że objada się - waży 150 kilo, ma problemy emocjonalne i jest uzależniony od komputera) to jeszcze jest pro dziekanem na polibudzie więc ma masę obowiązków... A matka ani się finansowo nie dokłada z resztą to długi temat bo matka cierpiała na schizofrenię i urojenia wtedy wszyscy byli przy niej po tym jak wcześniej nas skrzywdziła i w czasie choroby schowaliśmy swoje urazy do kieszeni i byliśmy na każde jej zawołanie - to było bardzo ciężkie- a po wyjściu ze szpitala i ogarnięciu się odcięła się od całej rodziny, zostawiła ojcu wszystko na głowie i szaleje gdzieś ze swoim przydupasem. Także ojca obarczać nie mogę. zima, biorę efevelon i relanium ( wiem jestem już uzależniona od relanium ale wolę to niż picie na umór i kompulsywne branie różnych dragów - bynajmniej teraz mam tylko relkę i biorę w dawkach max 5mg od reszty jestem czysta). Na terapię już czekam 10 miesięcy i chyba jeszcze sobie poczekam a u mnie w mieście to psychiatrzy g wiedzą o bpd i w żaden sposób dogadać sie z nimi nie da...
  2. Pragnę się zabić, od jakiegoś czasu coraz ciężej jest mi żyć. Nie chcę tego zrobić aby kogoś skrzywdzić czy zwrócić na siebie uwagę. Po prostu już nie jestem w stanie wytrzymać z samą sobą z tymi wszystkimi emocjami. Nikt na prawdę nie wie co się we mnie dzieje, albo nie chce wiedzieć i udaje że wszystko jest ok. Najbliższe mi osoby nie okazują żadnego zrozumienia ani wsparcia wręcz wbijają we mnie kolejne noże które tak bardzo bolą. Staram się jak mogę aby wszystkich uszczęśliwić, na codzień udaje że jest wszystko ok aby nikt nie musiał odczuwać skutków mojego problemu, ale gdy tylko pojawią się emocje nad którymi nie potrafię zapanować słyszę od wszystkich, że jestem beznadziejną egoistką, że brak mi pokory, że nic ze sobą nie robię... Nigdy nie chciałam źle dla nikogo, zawsze starałam się pomóc nawet kosztem siebie. Nie potrafię już dłużej tego znieść, chcę po prostu już nic nie czuć, nie istnieć, żadnych emocji, żadnego lęku, po prostu nic. Nie wiem co za chwilę się stanie, jestem bardzo zdeterminowana i tak bardzo pragnę skończyć z tym bólem. Piszę to gdyż pragnę aby problem ludzi z borderline był brany na poważnie, żeby lekarze nie lekceważyli, żeby bliscy wspierali. Inaczej się nie da.
  3. Są rzeczy, o których się fizjologom nie śniło
  4. Ja jestem ogólnie weganką od 3 lat także wystarczy , że zmniejszam ilość spożywanej gorzkiej czekolady i czipsów i od razu waga leci w dół Mam 164 wzrostu, kościotrupić się nie chcę ale przy wadze 48 kg czuję się ogólnie najlepiej fizycznie :)
  5. To i ja dorzucę swoje 3 grosze. Zeszłam 4 kilo w 3 tygodnie Stan na dzień dzisiejszy : 54 kg Misja: 48 kg Jestem uhahana bo z powrotem mieszczę się w każdy mój ciuch!
  6. U mnie słowo nie lubię jest raczej nader łagodnym określeniem Więc raczej napiszę, szlag mnie trafia jak widzę te wszystkie kobitki które dążą do jakiegoś nieistniejącego celu narzuconego przez kulturę czy media, mówię tu o syndromach " pochwalę się cyckami to będę fajna" albo "założę super mini - będę sexy i samce będą mnie pożądać". Do tego plotkowanie, uciekanie przed pająkami, piski chichoty i nieograniczona potrzeba bycia w centrum męskiej uwagi i ciągle użalanie się nad problemami typu jaka ja jestem biedna i pokrzywdzona bo nikt mnie nie kocha i do tego rozmazał mi się tusz na oku. A i jeszcze to wieczne prześciganie się która będzie miała modniejsze szpileczki. Nie chcę nikogo obrażać bo nie piszę tu konkretnie o tym, że szpilki są złe ale w moim odczuciu złe jest przewartościowanie i odwracanie świata do góry nogami. Mam kobiece ciało i jestem hetero ale mentalnie nie czuję się ani kobietą ani mężczyzną choć w moim charakterze chyba jest więcej cech męskich niż żeńskich i to czasem też przeszkadza w moim związku.
  7. Na całe szczęście on jest świadomy swojego problemu z alkoholem, bo nie jest to typ uzależnienia gdzie upija się do nieprzytomności i wyprawia afery, ale po prostu codziennie musi sobie piwko dwa albo setunię chlapnąć. JEśli chodzi o wspólną wizytę u terapeuty jest raczej na tak i to chyba jest jedyne sensowne wyjście z problemu. Nie wiem on mi tłumaczył nie raz, ze poprzez klepanie mi o nie dawaniu sobie rady z pewnymi elementarnymi rzeczami chce mi pomóc. Uważa po prostu to za konstruktywną formę wspierania mnie - przysłowiowe kopniaki w dupę które mają mnie postawić na nogi ale niestety wywołują coś kompletnie odwrotnego. Dziś spróbowałam na chłodno ( nie wiem jak mi się to udało) wytłumaczyć mu pewne rzeczy i chyba przyniosło to jakiś skutek gdyż jutro wybiera sie do pośredniaka i wszem i wobec orzekł, że nawet jak nie będzie pracy złapie sie za jakiś staż żeby nie siedzieć, a że ostatnio robił fuchę u ojca to będzie mu łatwiej wejść w rytm. Wydaje mi sie, że wiele problemów przysparza też fakt iż on bardzo łatwo przekracza u mnie pewne granice bądź nieświadomie mówi coś co mnie boli a ja zamiast na spokojnie mu to wytłumaczyć wpadam w złość i po ptokach kłótnia gotowa. Nie zgadzam się. Nie raz kończyłam związek starając się nawiązywać kontakty z "ogarniętymi" ludźmi, i zawsze lądowałam w podobnym punkcie choć mogę śmiało powiedzieć, że obecny związek jest już i tak dużym sukcesem. Wychodzi na to że co, mam być sama mimo iż sama nie daje rady i wpadam w kompletną depresję albo wiązać się z ludźmi do których nic nie czuję tylko dlatego ze to jest właściwe i lepsze? Nie zapominaj, że ja również zachowuję się jak nierozgarnięty dwulatek
  8. Ophelia, Masz rację w tym co piszesz, ale ja po prostu teoretycznie wszystko rozumiem a w praktyce wychodzi jak wychodzi... Do tego co z tego jak zostawię go jak w przyszłości trafię na kogoś bardzo podobnego. Szymon bynajmniej mnie nie leje i nie znęca się nade mną w żaden sposób. Myślę, czy go nie zaciągnąć na jakąś wspólną terapię bo wydaje mi sie, że cały problem leży w tym, ze ja jestem borderem a on tego zwyczajnie nie rozumie i nie wie jak pewne mechanizmy we mnie działają. Może takie świeże spojrzenie jakiegoś terapeuty czy psychologa pomogłoby nam dojść do czegoś. Wiem, nawet nie wiesz jak ja czekam na terapię i jestem bardzo zdeterminowana żeby jej nie przerwać Co do leczenia w ośrodku czy szpitalu specjalistycznym to już 3 lekarzy nakłaniało mnie do wyjazdu do Babińskiego w Krakowie. Ponoć wielu borderom pobyt tam na prawdę pomógł tyle, że jedzie się na 6 miesięcy a ja po pierwsze nie mam co z psami zrobić, po drugie co z mieszkaniem a po 3 wiem, że jakby mnie zabrakło na taki okres czasu to mój ojciec by się załamał bo jestem ostatnią osobą która go wspiera w jego problemach i tym jak moja matka probuje go niszczyć.
  9. Ja nie myślę o samobójstwie jak tako po prostu boję się, że dojdę do punktu, że nie będę mogła podjąć innej decyzji niż ta. No i właśnie tu sytuacja zaczyna się komplikować. Ja mam świadomość, że taki związek nie jest niczym zdrowym jednakże ja w zdrowym związku nie potrafię funkcjonować. Większość moich byłych partnerów było ludźmi z poważnymi problemami a Ci "normalni" z którymi się spotykałam najzwyczajniej mnie nie interesowali i nie czułam w tym po prostu nic. Kiedyś mi to terapeuta wytłumaczył, że przez to, że moje życie w domu rodzinnym od prawie zawsze było naznaczone patologią to szukając partnera zawsze będę szukać tego co znam z dzieciństwa bo tylko w tym czuję się "bezpiecznie" i to błędne koło jest prawie niemożliwe do przerwania. Z moim obecnym partnerem sprawa wygląda tak, że raz jest dla mnie ideałem, najlepszym pod słońcem a później wystarczy, ze coś głupiego zrobi i widzę go jako śmiecia nie wartego uwagi i tak w kółko. Jednakże nie potrafię go zostawić i wręcz często boję się, że on mnie zostawi. Ech cieżko w ogóle ten bajzel wytłumaczyć. -- 28 sie 2013, 13:23 -- Wydaje mi się, że jestem po prostu uzależniona emocjonalnie od niego do tego problem jest też taki, jak to ktoś wcześniej tu pisało o swoim przypadku, ze mój partner pełni w moim życiu nie tylko rolę partnera ale ja usilnie widzę w nim też ojca, kumpla i przyjaciółkę. No i dopóki ja nie poczuję, że on przekroczył we mnie tą ostateczną granicę to nie będę w stanie go zostawić mimo wszystko. Dzięki za dobre słowo, co do terapii to czekam na państwową obecnie już 9 miesięcy a jeszcze 4 przede mną Prywatnie terapeuta mi krzyknął 800 zł miesięcznie a na to mnie zwyczajnie nie stać. Znowu chodzić tak o tymczasowo do psychologa też nie wiele zda bo ostatnia psycholog u jakiej byłam powiedziała mi dosłownie, że moje wizyty wpędzają ją w depresję. Co do leków to przez ostatnie 3 miesiące nic nie brałam ale dzis znów wróciłam do wenlafaxyny i doraźnie łykam signopam, ale czuje, że znów będę musiała wymyślić jak wykombinować sobie zapas relanium bo tylko ono pozwala mi przetrwać tak "odjechane" okresy w życiu jaki teraz np przechodzę.
  10. Muszę w końcu postarać się wyrzucić z siebie to co mnie zjada od środka. Na co dzień staram się nic nikomu nie mówić, ani o lękach, ani o emocjach o niczym bo spotykam się wszem i wobec z niezrozumieniem a szczególnie wśród bliskich. Ostatnio jest ze mną gorzej, znów wracam do leków bo ziemia mi się trzęsie pod stopami. Moje życie sprowadziło się do nierobienia nic konstruktywnego, odgradzam się od znajomych bo co mam im mówić, udawać? zmuszać ich do słuchania czegoś czego zapewne nie chce im się słuchać. Czuję się samotna w swoim zaburzeniu, a jedyne co pragnę to troszeczkę empatii. Wszystkie ataki złości duszę w sobie do tego stopnia że rozwala mnie to od środka. Czasem emocje przychodzą tak ogromne, że kiedy się uspokajam jestem wewnętrznie wyczerpana, łapie mnie derealizacja i momenty psychotyczne z którymi sobie w ogóle nie radzę. To wszystko też nasila mój partner który ciągle mi mówi, że jestem leniem, że za długo śpię, że nie potrzebuję psychoterapeuty i leków tylko powinnam zacząć pozytywnie myśleć, że do niczego nie dojdę i w ogóle wiele razy prowokuje mnie a mi później cieżko sie opanować, później mam wyrzuty smienia i nie mogę dojść do siebie a po nim wszystko spływa. Sam nie pracuje i ma problem z alkoholem i mieszkamy obecnie w mieszkaniu do którego w znacznej części dokłada się mój ojciec. Próbuję mu czas powiedzieć, żeby poszedł do pracy bo może wtedy ja będę miała wystarczająco pieniędzy, żeby pójść na psychoterapię prędzej i leczyć się na to on mówi, że mam pójść do pracy bo mamy równouprawnienie i dopóki ja nie będę pracować on też nie będzie. Obecnie uczę sie a finansowa pomoc mojego ojca wynika z tego powodu, że ojciec chce mi pomóc, bo widział ile razy próbowałam i ile razy mi się udało, że miałam momenty w życiu kiedy miałam wszystko, pieniądze wymarzoną pracę ale później wszytko rzucałam bo nie dawałam sobie z niczym rady. Moje obecne życie wygląda jak jakaś komediancka farsa i najgorsze jest to, że czuję iż w pewnym momencie będę musiała się zabić bo nie wytrzymam tego co dzieje się we mnie i braku wsparcia z jakiejkolwiek strony.
  11. Ja dziś na pierwszej tabletce od czerwca. W czerwcu przestałam ją brać bo czułam, że jestem w stanie normalnie funkcjonować ale miałam ostatnio bardzo ciężki i stresujący czas więc czas wrócić do wenli. Osobiście ją sobie bardzo zachwalam.
  12. borderline.kowalsky

    Skojarzenia

    zazdrość - samozniszczenie
  13. Nie uogólniaj, istnieją też faceci których pociąga w kobietach delikatność, inteligencja czy choćby uśmiech a nie tylko tyłek i cyce. Bez pokazywania twarzy to dla mnie jest czyste odczłowieczenie, traktowanie kobiecego ciała jak produkt. Kiedyś w pewnym angielskim piśmie dla panów była rubryka gdzie wklejano zdjęcia nagich pań bez twarzy i mężczyźni mogli glosować które cycki najlepsze. WTF?! a czy jeżeli jakiemuś mężczyźnie podoba sie kobieta z wałeczkami albo z celulitem to znaczy że jest on nienormalny? To co piszesz może kogoś wpędzić w kompleksy. Brak mi słów.
  14. 3/10 [videoyoutube=1FH-q0I1fJY][/videoyoutube]
  15. Mogę sie wtrącić? Moim zdaniem i podkreślam, że nie wypowiadam się tu w imieniu ogółu kobiet tylko wyrażam swoje własne zdanie, ja nie potrzebuję obnażać się ani w internecie ani na plażach nudystów. Ogólnie nawet na co dzień ubieram się skromnie bez dekoltów i krótkich spódniczek dlatego iż nie uważam, odsłanianie przed obcymi ciała za nic sensownego i w ogóle potrzebnego. I piszę to gdyz chciałam powiedzieć, że w moim wypadku nie ma to nic wspólnego z katolicką moralnością gdyż do kościoła nie chodzę. Jest to po prostu mój osobisty pogląd.
  16. Mój sąsiad z góry, u którego regularnie w nocy dzwoni godzinami elektryczny budzik i jego pies który wył dzisiaj od 3 nad ranem do 7 BEZ PRZERWY. Chciałam tam dziś do niego z siekierą iść.
  17. A dziekuję:) Tobie również życzę wszystkiego dobrego i duużo pozytywnego myślenia. Napisz po wizycie co i jak :)
  18. Wiesz ze mną jest tak, że ponad rok temu zdiagnozowano u mnie zaburzenie osobowości typu borderline. Wraz z tym w moim wypadku współistnieją takie zaburzenia jak natręctwa, nerwica lękowa, bulimia i czasem depresja. Na ten moment czekam na terapię i na co dzień staram sobie radzić tak jak mogę ale muszę przyznać, że bez leków ciężko. Co do samej nerwicy lękowej taką diagniozę dostałam jakieś 6 lat temu, miałam wtedy 17 lat. Było bardzo źle, przez 2 miesiące nie byłam w stanie wyjść z domu, ataki paniki łapały mnie wszędzie. Jednakże po wizycie u psychiatry, podjęciu leczenia farmakologicznego i psychoterapii po 8 miesiącach leczenia wyjechałam w ciemno za granicę i zaczęłam nowe życie. Pamietam jak terapeutka mi raz powiedziała: " To ty masz nerwicę, nie ona ciebie więc nie mozesz jej pozwolić kontrolować swojego życia". Poza tym na poważnie radzę Ci, mimo iż jest okresami lepiej udać się do psychiatry gdyż nie leczenie zaburzeń i chorób psychicznych powoduje, że to zawsze w pewnym momencie wraca i to ze zdwojoną siłą. I nie dziękuj, po to to forum jest ażebyśmy mogli się wzajemnie wspierać i sobie pomagać , ja właśnie na to forum trafiłam 6 lat temu podobnie jak Ty, ( byłam pod innym nickiem) i w trudnych chwilach wchodzenie tu i rozmowa z ludźmi którzy przeżywają podobne rzeczy jak ja bardzo wiele mi dawała, i dalej daje :)
  19. Witaj Oskarze. Z tego co opisujesz wygląda to na zaburzenia nerwicowe, jednakże ja lekarzem nie jestem więc zachęcam Cię do udania się do psychiatry. Wiele rzeczy o których piszesz również istnieją w moim życiu, a raczej je zaburzają. Jednakże wizyta u psychiatry i przede wszystkim kompleksowa psychoterapia pozwoli Ci zacząć funkcjonować normalnie, bez lęków i natręctw. Odniosę się jeszcze do problemu z oczami, również mam to samo co Ty od 11 lat (idze sie do tego przyzwyczaić ) i przez wiele lat nie wiedziałam co dokładnie mi jest, myślałam, ze coś mam nie tak z oczami ale przy badaniach okulistycznych okazało się, że z nimi jest wszystko w porządku. Po latach dokopałam się do pewnego artykułu, że to co mi jest to tzw śnieżenie optyczne z nadwrażliwością na światło i zdarza się, że może wystąpić w czasie nerwicy lękowej, i u mnie tak mniej więcej to też przebiegło. Dzis po latach nawet o tym nie pamiętam, bo po prostu się nad tym nie skupiam
  20. Owszem, jako dziecko bawiłam się w DOSie, później w sumie w domu był przez chwilę windows ale od momentu mojego pierwszego własnego komputera czyli od 2006 roku używam tylko Linuxa. Moim zdaniem jeśli zna się podstawy informatyki Linux jest 100 razy bardziej przyjazny od Windowsa, z resztą teraz poszedł bardzo do przodu i nawet przeciętny użytkownik komputera lekko sobie poradzi. Ja miałam o tyle szczęście, że mój ojciec jest informatykiem i od dziecka byłam przeciągana na jasną stronę mocy
×