Skocz do zawartości
Nerwica.com

borderline.kowalsky

Użytkownik
  • Postów

    164
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez borderline.kowalsky

  1. zielona miętowa Z tego co piszesz to nasi ojcowie mają wiele wspólnego, do tego mój jest jeszcze kompletnie nie decyzyjny. W przeszłości wiele razy było mi to na rękę gdyż mogłam nim wiele razy zwyczajnie manipulować, ale teraz gdy jestem już dorosła nie mogę na niego w wielu sprawach liczyć. Owszem jeśli chodzi o sprawy typu gdzieś zawieść czy dać pieniądze to nie ma najmniejszego problemu ale to by było na tyle jeśli chodzi o to co mój ojciec może mi zaoferować. Nawet w dniu gdy wezwałam do mamy karetkę ( ojciec był w matki mieszkaniu), zabrał się i poszedł aby w tym nie uczestniczyć. Dziś już 5 dzień jak mama jest na oddziale, w sumie już tak nie szaleje, ale dalej mówi o zejściu w czeluści, śmierci duchowej i samopotępieniu. Czasem chowa się w łazience bo jak to opisywała nie chce aby inni widzieli co się dzieje z jej ciałem, jak czernieje itd. Odwiedzam ją 2 razy dziennie, smutne jest to, że do tej pory nikt inny z rodziny jeszcze nie przyszedł. Niewiele też się mogę od personelu dowiedzieć bo mama wspisała jako osobę upoważnioną do informacji swoją koleżankę którą zna może od 2 miesięcy. Ogólnie wydaje mi się, że najgorsze jest to, ze matka nie zdaje sobie sprawy ze swojej choroby i przez to też bardzo cierpi bo na prawdę jest przekonana, że coś się z nią stanie. Co do mnie to nie mogę się ogarnąć. Czuję, że wszystko jest na mojej głowie i nie mam na kogo do końca liczyć. Zaczynam poważnie spadać w dół, nasiliły się moje lęki a zmiany nastrojów stały się jeszcze gwałtowniejsze i częstsze. 3 miesiące temu dumnie odstawiłam antydepresanty ale czuję, że znów będę musiała do nich wrócić. Będąc 8 miesięcy czysta od benzo ( byłam uzależniona od relanium przez ponad pół roku) znów muszę brać bo w nocy rzuca mną na prawo i lewo. Boję się, że po prostu tej sytuacji nie udźwignę gdyż mam świadomość, że dla zdrowej psychicznie osoby było by to ciężkie. Rok temu miałam poważne objawy rozpadu osobowości, było to spowodowane dosyć silną stresowo sytuacją, właściwie nie wiem jak z tego wyszłam, teraz zaczynam się bać, że to się powtórzy. Jak tak dalej pójdzie to skończę na łożku obok matki. Cieszę, się bardzo, że mogę się tu podzielić tym co teraz przeżywam, na prawdę wiele to dla mnie znaczy.
  2. Dziękuję wam bardzo za wsparcie. Faktycznie ostatecznie przedwczoraj mama została zabrana pod przymusem do szpitala. Ogólnie to takich cyrków jakich nawyprawiała to ja na oczy nigdy nie widziałam. Byłam u niej kilka razy i jest w stanie opłakanym a najgorsze, że wciąż wydaje się, że za chwilę pochłonie ją piekło i umrze. Myślę, że po przyjęciu nastąpiło apogeum bo do całego zaburzenia mojej mamy doszło jeszcze nowe otoczenie no i niemiłe sytuacje typu ktoś jej coś ukradł, ale jak wiemy na oddziałach psychiatrycznych to nic nowego. Widziałam się z lekarką prowadzącą, poprosiła mnie abym przyszła w pon na wywiad rodzinny ale ogólnie po już krótkiej obserwacji powiedziała, że mama przejawia zachowania bardzo psychotyczne. W każdym razie mama już bierze leki, dziś dowiedziałam się, że dostała zastrzyk ( podejrzewam relanium), i dobrze niech śpi jak najwięcej bo przy rozpoczęciu leczenia sen zawsze bardzo pomaga, a z tego co wiem to ostatni miesiąc spała tylko po kilka godzin w nocy. Całą rodziną jesteśmy dobrej nadziei i myślę, że ten krok który postawiłam był jedynym słusznym jaki mogłam zrobić. Jeszcze raz wam dziękuję
  3. Witam was. Piszę tu bo właściwie nie wiem gdzie mogłabym się poradzić a próbowałam już wszędzie i to z mizernym skutkiem. Więc, problem dotyczy mojej mamy i po części rodziny. Zacznę od tego, że moja rodzina jest głęboko dysfunkcyjna i przeszła przez wiele bardzo trudnych wydarzeń spowodowanych działaniami moich rodziców. Ja jako osoba dorosła noszę piętno zaburzenia osobowości typu borderline, mój nieletni brat ma za sobą już dwa pobyty w szpitalu psychiatrycznym z powodu zaburzeń emocjonalnych i uzależnienia od gier komputerowych ale tym razem chodzi o moją matkę. W skrócie postaram się nakreślić problem. Moja matka ma 57 lat, jest osobą dobrze wykształconą - doktorem na politechnice, ma za sobą wiele sukcesów, jednakże od 12 lat boryka się z problemami w małżeństwie. 12 lat temu odeszła od mojego ojca, później wróciła później znów odeszła i taka huśtawka ciągnie się do dziś z udziałem wszystkich możliwych osób w jej otoczeniu. Moja matka była osobą zawsze głęboko związaną z religią jednakże zawsze to pomagało mojej matce. Sprawa skomplikowała się na początku tego roku, kiedy mama zaczęła wspominać o trudnościach natury duchowej. Od miesiąca sytuacja jest skrajnie ekstremalna. Matka uskarża się na takie rzeczy jak: przeżywanie śmierci duchowej, schodzenie do piekła, widzenie demonów w oczach członków rodziny, ociekającą szlamem skórę, widzenie w swoim odbicu w lustrze demona, odczuwanie oparów zła i wiele tym podobnych. Doszło do takiego ekstremum, że matka tylko leży i modli się, nie jest w stanie nigdzie wyjść, nic zrobić, nie chodzi do pracy. Do tego zaangażowana jest w to cała rodzina gdyż jeździmy do mamy na każde jej wezwanie i prośbę, gdyż nie raz mówiła, że jak umrze duchowo top cieleśnie będzie musiała popełnić samobójstwo. Ja przez zeszły miesiąc robiłam co mogłam w mojej mocy, jeździłam do matki o każdej porze dnia i nocy, siedziałąm słuchałam pomagałam i przede wszystkim prosiłam aby udała się do lekarza, jednakże o żadnym lekarzu mama nie chce nawet słyszeć. Uważa że to Bóg jej się objawia i demon ją opanowuje. Z racji iż jestem nie praktykująca od lat i nie znam się na takich sprawach zasięgnęłam też porady u kilku księży włącznie z tymi ktorzy znali moją mamę i wszyscy jednoznacznie powiedzieli, że ma to znamiona choroby psychicznej. Problem jest jednak w tym, że mój ojciec jest osobą kompletnie nie decyzyjny i sam w zasadzie nic nie robi w tej sprawie poza doraźną pomocą matce ( mieszkają osobno, z resztą ja też). Z dnia na dzień jest coraz gorzej więc dziś postanowiłam, że trzeba będzie zawołać pogotowie ze szpitala psychiatrycznego i " na siłę" oddać mamę na leczenie. Mam jednak obawy jak to będzie przebiegać, czy to może jej pomóc, czy nie zrobię jej tym większej krzywdy, proszę was bardzo o jakąś radę gdyż sama nie wiem jaką decyzję podjąć a na pomoc reszty rodziny nie mogę liczyć bo oni sami żadnej decyzji nie podejmą. Chcę po prostu ratować mamę. Dziękuję i pozdrawiam borderline.kowalsky
  4. Vian Lepiej bym tego nie ujęła. Jest to trudne bo czasem on się upiera przy rzeczach o których nie ma pojęcia. Doszło już do tego, że podważa to co pisze na wikipedii nawet. Ostatnio rozmawialiśmy na temat dysplazji u dużych psów bo ja mam rottweilera i kupuję mu zapobiegawczo witaminy na prawidłowy rozwój stawów i mięśni no i on upieral się ze dysplazja jest wynikiem braku ruchu u psa a nie sprawą genetyczną i nawet jak mu pokazałam artykuły w internecie to powiedział, że jeżeli ktoś wierzy w to co pisze w necie to jest głupi. I jego "wiem najlepiej" dotyczy wiele błahych sprraw jak choćby mojego weganizmu, podejście do życia, sztuki jaką tworzę, jak sprzątam i ile śpię i o której jem. Problem w tym, że zdrowy człowiek by się tym nie przejmował i nie zwracał uwagi na jego docinki i wymądrzanie się ale u mnie powoduje to czasem ataki agresji z którymi często gęsto sobie nie radzę.
  5. Monar wiem o czym piszesz tyle, że jest jedyny mały szczegół. Mój alkoholizm to wypicie 3 może 4 piw co drugi dzień i to jakiś słabych, a jego zaczyna się z mocnym piwem o 7 rano w wannie przed wyjściem do pracy. Mi mój psychiatra polecił aby pójsć na alkoholową bo tam mi mogą też pomóc z bpd ale to nie ma sensu bo jak się mogę stać abstynentem żyjąc w małej kawalerce z osobą która pije codziennie przez cały dzień. (Oczywiście nie do nieprzytomności ale piwko za piwkiem i tak nawet czasem 10 mocnych w dzień pyknie). A jego zarzuty są irracjonalne i wiele razy padają kiedy ja jestem trzeźwa. Wczoraj też widział, że coś na tym forum piszę i wyśmiał mnie, że muszę się obcym ludziom żalić. Czasem gubię się w tym jak w ogóle powinnam się zachowywać żeby nie mieć narzekania. Dodam jeszcze, że mimo iż na prawdę się kochamy to sama sytuacja jest bardzo patowa i wiele razy mnie drażni.
  6. Vian wiem o czym mówisz i niestety muszę powiedzieć, że on nie rozumie. Ciężko mi wchodzić w kongfilkty z nim bo boję się, że mnie zostawi ale jak już do takowych dochodzi to on otrafi mi powiedzieć, że jestem śmieszna i że on też ma wszystkie objawy borderline i z tym żyje i nie leży w łożku pod kołdrą albo nie unika ludzi. Ostatnio zadzwoniła moja matka, że się zabije i musiałam do niej pojechać a on tego po prostu nie zrozumiał, powiedział,że się frajerzę i że moja matka jest wariatką. Reasumując ja nie czuję zrozumienia, czuję miłość, troskę ale cały czas czuję, że muszę udawać bo wtedy nie mam awantur i afer. Czuję i wiem, że tak właśnie muszę do niego podchodzić. dodam, on akceptuje wiele rzeczy oczywiście poza cięciem jak napisałam ale wiele sytuacji i moich stanów nie rozumie i boję się, że nawet nie próbuje tego robić.
  7. Monar owszem kocha bardzo ale jest człowiekiem który w ogóle nie rozumie takiego zaburzenia jak borderline i nie mówię tu o jego sprzeciwie na samookaleczenia. On dba o mnie bardzo nie mogę powiedzieć inaczej ale słownie często sprowadza mnie do parteru. Uważa mnie, za osobę leniwą, niesłowną i nic nie wiedzącą ale mimo wielu szczerych rozmów nie potrafi zrozumieć iż wiele moich problemów z ogarnięciem się jest związanych z bpd. Bo się boję coś zrobię, bo mam dni że przerasta mnie mój lęk i że czasami pustka jest zbyt wielka i odbiera mi chęci do ruszenia się z łóżka. On faktycznie jest dobry dla mnie w porównaniu z moimi przeszłymi związkami, nie bije mnie, nie zmusza mnie do współżycia, nie poniża mnie ale czasem przeraża mnie to, że on nie rozumie mojego zaburzenia i mojej patologicznej rodziny, że nie mogę się od niej odłączyć i zerwać kontakt mimo to, że są dla mnie toksyczni. Przez ostatnie kilka miesiący w stosunku do mojego partnera raczej nie mam wybuchów garesji owszem miałam je ale w obawie przed jego utraceniem zaczęłam je dusić w sobie i odreagowywać jak go nie ma. A jak będzie dalej? Gdfy jedna z osób w związku ma bpd zawsze jest patologicznie ciężko. buka Jeżeli moja wątroba wytrzyma to dotrwam do terminu. Wręcz powiem Ci, że mimo iż jest to paradoksalnie odległy termin to cierpliwie staram się czekać, ale jedno co mnie zniechca i przeraża to to, że trafię na jakiegoś nieobeznanego psychoterapeute który uzna mnie za czuba i rzuci mi banałem typu weź się w garść, a wtedy moje oczekiwania byłyby o kant d rozbić.
  8. Ech ja już nie mogę się ciąć, po tym jak ostatnio przegięłam i rozcięłam sobie nogę do kości to mój partner powiedział, że jeszcze raz iu mnie zostawi bo nie ma zamiaru patrzeć jak niszczę siebie i zagrażam swojemu zdrowiu. Nie mogę już tak więcej bo mi nawet sumienie nie pozwala - kiedyś sprzątał łazienkę i znalazł zakrwawione chusteczki które kiedyś schowałam, on nie wie, że wtedy patrzyłam na niego zza rogu ale płakał rzewnymi łzami. Nigdy go w takim stanie nie widziałam, dorosły 35 letni mężczyzna wysoki i dobrze zbudowany który trzyma kilka splamionych krwią chusteczek w ¶eku i płacze jak dziecko. To było za dużo i moje sumienie ledwo co to przeżyło. Więcej tak nie mogę. Więc ok nie tnę się ale co z tego jak niszcze siebie na milion innych sposobów. Jestem alkoholiczką, rozwalam sobie kostki o ściany, sama potrafię się zbić tylko żeby coś poczuć. Jedyna dobra rzecz to to, że jestem tatuatorem i gdy się sama tatuuje przynosi mi to ulgę, oczywiście nie robię tego pod żadnym wpływem impulsu, każdy tatuaż który mam na ciele był przemyślany ale jak znajdę ulgę gdy w końcu zabraknie mi miejsca na ciele? A kiedyś z pewnością to się stanie. Nota bene wyobraźcie sobie, że w moim mieście ludziom z depresją i nerwicami dają termin oczekiwania na psychoterapię 3-4 miesiące a wystarczy że na skierowaniu wpiszą Ci diagnozę 301.83 albo jakiś inny babol związany z zaburzeniami osobowości to termin jest min 12 miesięcy? Poszłam ze znajomą w tym samym terminie do lekarza, ona z deprechą ja z bpd ona od 3 miesięcy łazi na psychoterapię a ja mam do odczekania jeszcze 7 miesięcy. A jak byłam prywatnie u psychoterapeuty na testach to powiedział mi że nie jestem obłożnie chora i mogę ruszyć d*pę do dodatkowej pracy i on z otwartymi rękami przyjmie mnie na psychoterapię prywatną jedynie za małą opłatą 1400 zł miesięcznie. I co tu robić? Ke?
  9. Dziękuję wam bardzo faktycznie w temacie o wenli ludzie wspominają o przeróżnych prądach przy odstawieniu albo zaczynaniu leczenia. Trochę mnie to uspokoiło bo cieżko mi było sformuować to dziwne uczucie choćby w wyszukiwarce google. Ciekawe jest to że ratowałam się już dawkami rzędu 10-20 mg i przechodziło ale lepiej się zawziąć i przecierpieć te kilka tygodni niż brać i brać i brać. W każdym razie dzięki za pomoc ania_taka z tym cykaniem zdjęcia to chyba najbardziej trafne ubranie w słowa tego stanu, bardzo nieprzyjemne a jeszcze gorszy jest fakt, że nie da się dokładnie wytłumaczyć jak się to "coś" odczuwa. Ja już wpisywałam w necie wszystko co mi do głowy przyszło : wzdrygnięcia, dreszcz w głowie, prąd w czaszce, reset mózgu i wiele wiele jeszcze bardziej karkołomnych określeń :)
  10. Witam was, przekopałam cały internet w poszukiwaniu odpowiedzi na me zmartwienie i niczego nie znalazłam. Tak tak planuję się wybrać do neurologa ale w moim mieście terminy oczekiwania są nienormalne a po ostatnich wydatkach na psychiatrów i leki jestem spłukana i nie mogę sobie pozwolić na prywatne wizyty, ale do rzeczy. Od lipca zaszłego roku do czerwca obecnego brałam wenlaflaxynę w dawce 150 mg. Oczywiście najpierw powoli wchodziłam na tą dawkę a później schodziłam. W konsultacji z psychiatrą miałam ją odstawić gdyż, nie mam aktualnie depresji i nie chcę się faszerować, poza tym od jakiś 4 miesięcy trochę zapijam a jak wiadomo mieszanie leków z alko raczej nie jest niczym pozytywnym. Więc w trakcie brania wenli gdy czasem zdarzyło mi się nie wziąć dawki a nie daj Boże jak jeszcze dzień wcześniej coś wypiłam to łapały mnie takie dziwne uczucia mrowienia w głowie, gdzieś pomiędzy uszami, coś jak czkawka w głowie , wzdrygnięcie ciężko to opisać, ten stan trwał ułamki sekundy i powtarzał się co kilka kilkanaście minut. Jak brałam regularnie leki nie przytrafialo mi się nic takiego jednak odkąd nie biorę czyli jakieś 3 tygodnie prześladuje mnie to co drugi trzeci dzień. Nie jest to nic bolesnego jest jednak bardzo dyskomfortowe, przez to również nie mogę się skupić na pracy i innych czynnościach. No i wcale mi to nie pomaga ogranicznyć alkoholu bo nie dość że muszę zapijać moje wahania nastroju i pustkę to jeszcze teraz zapijam to coś bo po alkoholu nie zwracam na to aż takiej uwagi. W przeszłości taki stan miałam tylko raz 3 lata temu przez kilka dni jak byłam skrajnie wyczerpana nerwowo. Więc reasumując mój bełkot chciałam się zapytać czy może ktoś z was mający borderline bądź inne zaburzenie osobowości ma coś podobnego do tego "dziwnego stanu" który mnie ostatnio nawiedza. Pozdrawiam
  11. Wiecie co? Zaraz pewnie ktoś mnie zjedzie. Terapia pozwala złagodzić objawy ale ale nigdy nie pozbędziemy się tego syfu. Ja np. jestem bardzo silna zewnętrznie, przeżyłam całe zło jakie tylko mogło być możliwe, może nie będę wchodzić w szczegóły ale przetrwałam i jestem teraz chłopczycą. Gardzę słabością, kobiecością i tymi tam mistrzeniami się. Przerwałam terapię. Ona pozwoli mi z tym żyć ale nie wyplewi tego chwastu ktory zasiali moi rodzice i wrogowie mam całą terapię gdzieś głęboko, nie będę się brzydko wyrażać w razie gfdyby to czytały osoby niepełnoletnie. Jestem ja zrodzona w piekle i huraganie i nic na to nie poradzę, z tym żyć się nie da. Prędzej czy później większość z nas popełni samobójstwo ot co.
  12. A co posmarowana jakąś dziwną substancją twarz i dziwaczne buty mają do kobiecości? Poza tym jest z 16 zdrowych typów osobowości i jestem pewien że niektóre z nich nie mają skłonności do plotkowania i udziwniania niezależnie od płci. To mają do kobiecości, że naturalnie kobieta chce się podobać mężczyźnie i jest w niej pragnienie docenienia jej wyglądu, a mi to zwisa i często nawet w piżamie chodzę do sklepu. Wiele rzeczy jest narzucane z góry, przez media itd ale przykre jest, że tyle kobiet to chłonie jak gąbka i robi wszystko to bo inne tak robią. Owszem są ludzie i kobiety i mężczyźni którzy nie plotkują i są ogarnięci ale jest to na tyle mały odsetek, że ciężko w takim wypadku uogólniać. Ot co.
  13. borderline26 ja mieszkałam z matką przez chwilę jak wróciłam zza granicy i nie miałam tu jeszcze ogarniętego mieszkania i wystawiła mi walizki za to że mając 23 lata zostałam u chłopaka na noc bo mieszkał daleko i nie miałam jak wieczorem wrócić, a ostatnio jak byłam u niej i poszłam do drugiego pokoju pogadać przez telefon ze znajomym który nota bene też jest borderem zaczęła wchodzić przeszkadzać mi wypytywać się z kim rozmawiam itd. Mieszkam praktycznie od 3 lat poza domem rodzinnym ale jak tylko spiknę się z matką to ona przejawia takie właśnie zachowania. Zaś jak staram nabrać do niej dystansu ona mnie wydziedzicza emocjonalnie i zrywa ze mną kontakt. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nienawidząc jej zachowania zachowuję się tak samo w stosunku do mojego partnera. wariatkowo...
  14. Uff cegła mi z głowy spadła jak przeczytałam wasze posty... zielona miętowa całkiem możliwe, że jest tak jak piszesz bo właściwie u mnie relacje rodzinne są na tyle spaczone, że zaobserwowałam już jakiś czas temu, że moje częste kontakty z matką wynikają z jej szantażu emocjonalnego przed którym z racji iż jest to moja matka nie potrafię się obronić. Co do partnera to właśnie ja mam taką sytuację, owszem nie ma może z nie jest z nimi aż tak blisko jak ze mną ale głęboko czuję, że on się lituje nad nimi i uważa je za najbiedniejsze na świecie a na mnie patrzy z góry. Nie chcę cackania się ze mną ale pragnę trochę zrozumienia od niego, że moja sytuacja też nie jest prosta tym bardziej, że zna on moją sytuację w rodzinie od podszewki i sam powiedział, że nie chce się widywać z moimi rodzicami bo nie ma zamiaru przechodzić przez wieczne cyrki. Ostatnio jedna z jego koleżanek napisała, że skoro on już z nią nie pisze tak cześto jak kiedyś bo ma mnie to żeby chociaż położył kwiatek na jej grobie bo ona nie ma już po co żyć, dodam, że babsko ma 40 lat i powiedzcie mi jak tu nie strzelić sobie w głowę. Przy ostatniej awanturze która nota bene zaczęła się właśnie od niej powiedział mi że ta babka ma sto razy gorszą sytuację ode mnie bo wychowuje dzieci brata i jest otyła bo ją nie stać na dietę... i wiecie co? Ja w tym wszystkim czuję się po prostu jakbym dosłownie się z choinki urwała... Mam przyjaciela z bpd z którym obydwoje doszliśmy do wniosku, że właśnie ta niechęć do kobiet wynika z ich ogólnego sposobu bycia i manipulowania mężczyznami, bo ona ma źle ( nic nie jest po jej myśli), bo nie ma kasy ( nie stać ją na sukienkę z żurnala) bo facet jest zły ( bo wyjdzie sobie z kumplami na piwo) itd itp. Reasumując po prostu chyba nie trawię szpilek, sukienek, kokiety, plotek, obgadywania, robienia z siebie pępka świata, tego głupiego obcinania innych kobiet na ulicy albo czego już w ogóle nie kumam kupowania sobie takiej samej odzieży bo inna takie ma, i tej częstej przewrotności myślenia i braku bezpośredniości i prostolinojności. Hmm to chyba na tyle, a teraz idę zrobić siusiu na stojąco
  15. Hejo Tak się właśnie zastanawiałam nad tym tematem. Otóż w moim życiu nienawiść do ludzi jest raczej wszechobecna. Gdy przychodzą chwile spokoju jest ona tak jakby uśpiona a gdy wybucham staje się ona niewyobrażalnie wielka. Jest to nienawiść i pogarda szczególnie do kobiet i jest ona wybiórcza bo np nie żywię nienawiści do mojej mamy, babci, przyjaciółki ale w moim życiu otaczam się raczej mężczyznami. Sama zawsze byłam chłopczycą, nie noszę obcasów, nie maluję się raczej, nie lubię plotek i babskiego braku prostolinijnego spojrzenia na świat. Może wynika to z tego że dla mnie wszystko jest albo czarne albo białe i mężczyźni mają bardziej zbliżone podejście do wielu spraw. Ciężko mi to wszystko wytłumaczyć. U mnie w domu rodzinnym nigdy nie można bylo okazać słabości bo od razu było się sprowadzanym do parteru, podobnie jest teraz w moim związku. Zdażyło się, że raz otworzyłam się przed swoim partnerem ale on ma zawsze swoje 3 grosze do wtrącenia i od razu mnie moralizuje więc doszło do tego, że żyjąc z BPD nie mówię nikomu o moich problemach, nie okazuję żadnych słabości a moje życie sprowadziło się do dźwigania na plecach innych ( mój partner nie pracuje (żyjemy z moich pieniędzy) i żyje kumplami i kumpelami, moja rodzina jest kompletnie patologiczna i mimo iż mieszkam osobno muszę tam być co drugi dzień żeby ogarniać sytuację) i z tego powodu ogaręła mnie nienawiść i pogarda do słabej rasy ludzkiej. Np do mojego partnera wiecznie wypisują jego kumpele jak to one nie mają źle w życiu jakie to nie są samotne, jakie nie są pokrzywdzone przez cały świat i to mnie doprowadza do szału w którym latają przedmioty a ostatnio poleciała szyba w łazience. Najchętniej wyszłabym na ulicę i sprzedała jakiejś laluni w obcasikach prawego sierpowego. Zapewne to co napisałam brzmi jak stek bzdur ale chciałam się z wami tym podzielić i zapytać czy ktoś z was rownież boryka się z nienawiścią. Boże ja to już chyba tylko nadaję się w pasy
  16. Witam wszystkich serdecznie! To nie jest mój pierwszy raz na tym forum ale postanowiłam zacząć od nowa po dosyć dłużej przerwie. Mam nadzieję, że nikogo tu nie zdążę zdenerwować Nie będę się tu rozpisywać bo tak na początku wylewać się z opisami nie chcę, z czasem zapewne mnie lepiej poznacie :) Mam 23 lata, kocham psy i jestem borderem
  17. Witam wszystkich serdecznie! To nie jest mój pierwszy raz na tym forum ale postanowiłam zacząć od nowa po dosyć dłużej przerwie. Mam nadzieję, że nikogo tu nie zdążę zdenerwować Nie będę się tu rozpisywać bo tak na początku wylewać się z opisami nie chcę, z czasem zapewne mnie lepiej poznacie :) Mam 23 lata, kocham psy i jestem borderem
×