Skocz do zawartości
Nerwica.com

izzie

Użytkownik
  • Postów

    1 001
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia izzie

  1. izzie

    [Kraków]

    Dorzucę swoje trzy grosze.. IKAR wcale nie jest najtańszy. Kiedyś był, ale teraz są tańsze. EKO Taxi jest chyba najtańsze, później MEGA.
  2. Pojutrze mam sesje i moze o tym wspomne,chociaz poki co jestem w rozsypce po pogrzebie. Bylam b.zwiazana z dziadziem. Caly czas do mnie nie dociera,ze juz go nie ma. Dzisiaj na pogrzebie oczywiscie plakalam i b.sie tego wstydzilam,caly czas zerkala na mnie mama. Ale nie wiem czy z troski,czy tak po prostu,czy z jeszcze jakiegos innego powodu. Chyba caly czas uwazam,ze placz to slabosc. blah!blah!, oczywiscir,ze odczuwam potrzebe plakania przy kims. Ale sie powstrzymuje. Zawsze jest to magiczne stop i wrecz odcinanie sie od emocji. Tak wlasnie chyba jest, ze im wiecej sie tym zadreczam,to wieksza powstaje blokada I kolo sie zamyka. Dzisiaj juz chyba nie jestem w stanie wiecej napisac. -- 24 mar 2015, 22:28 -- blah!blah!, u mnie to raczej nie jest kwestia zaufania. -- 24 mar 2015, 22:31 -- *Monika*, dzięki. U mnie w domu nie istnieje slowo wstyd. nie rozmawia sie o tym,tylko unika tematu. Jezeli cos wstydliwego sie stanie to jest obracane w zart,unikane. Ale to nie zawsze tak. Czasami postawa mamy jest jak najbardziej wspierajaca, tato raczej jest biErny.
  3. *Monika*, Tak,ta kontrola jest cały czas. Najbardziej kontroluję się, żeby nie płakać, w innych sprawach już umiem sobie odpuścić. Czy się wstydzę ? No właśnie nie wiem. Wydaję mi się, że to nie o to chodzi, ale podejrzewam, że tylko mi się wydaje. Nie potrafię nawet przed sobą się przyznać, że się wstydzę. To słowo "wstyd" bardzo często jest przemycane gdzieś między słowami przez terapeutke, bo wie, że jest z tym duży problem. Na pewno tj.silne przeniesienie. Ja wiem, że ona nie będzie się ze mnie śmiać, nie nakrzyczy, nie oceni, ja to wszystko wiem i przekonałam się o tym niejednokrotnie, ale mimo wszystko płakać nie umiem. Na razie nie mam siły się w to zagłębiać, bo w nocy zmarł mi dziadzio, jutro pogrzeb i jestem trochę rozbita. -- 23 mar 2015, 14:30 -- siostrawiatru, witaj w klubie, trochę marnym, ale zawsze.
  4. *Monika*, wielokrotnie ten temat był poruszany. I zawsze wychodziło, że gdzieś tam w pewnym momencie mówię sobie STOP, ogarniam się i nie płaczę, że rozumiem płacz jako wstyd, a ja przecież zawsze chcę być taka silna. Ale przedwczoraj byłam załzawiona, bo przed sesją dużo płakałam i byłam przekonana, że mówiąc o zbliżającej się śmierci bliskiej osoby wybuchnę płaczem i nic takiego się nie stało. Rozmawiałam z terapeutką już na wszystkie tematy, również te najbardziej bolesne- jest jedyną osobą, która wie o pewnych sprawach. I nie potrafiłam płakać. Ale- dosłownie w momencie zamknięcia drzwi od gabinetu, zacząć płakać na korytarzu, wtedy szybko do łazienki i w ryk i T. widziała mnie w takiej sytuacji- zapłakaną, spazmującą, bo szła wtedy za mną, oczywiście przypadkowo... I myślę sobię, że gdybyśmy z terapeutką poszły np. na jakiś głupi spacer, albo gdyby przyjechała do mnie, albo byśmy poszły w jakiekolwiek inne miejsce, to bym umiała zapłakać przy niej. A może tylko to taka wymówka. Nie wiem. Cały czas powtarzam na sesji, że "ten fotel mnie ogranicza, ten gabinet mnie ogranicza, źle się w nim czuję". Chyba nie chodzi u mnie o kwestie zaufania, bo ufam mojej terapeutce. Ufam jak nikomu innemu. Chociaż na 2 óch ost.sesjach potrzebowałam b.jej wsparcia i myślę, że dużo z siebie dałam i chciałam maksymalnie wyciągnąć z sesji, a to chyba ona spieprzyła sprawę. Już nie chcę mi się w to zagłębiać. W każdym razie, u mnie jest kontrola non stop. Nawet przy niej.
  5. buszujacywtrawie, widocznie tak już mam, że nie płaczę przy kimś, nawet przy terapeutce. I chyba muszę przestać myśleć, że jeżeli nie płaczę na sesji, to ta sesja nie jest poprawna, efektywna, gorsza od sesji, na której bym płakała. Aczkolwiek zastanawia mnie dlaczego tak się dzieje.
  6. No widzisz, ale ja dużo płaczę, byle co a ja w ryk, oglądam coś i płaczę, patrzę się na góry i potrafię się rozpłakać. Jednak nie potrafię płakać przy kimś. Chyba że po alkoholu, wtedy wszystko puszcza. I martwi mnie, że w bezpieczbym dla mnie miejscu, obok terapeutki nie umiem sobie pozwolić na ten płacz. Ciężko się nie zgodzić. Chociaż to chyba w nowym towarzystwie najbardziej można odczuć.
  7. Lubi się tylko tych fajnych ? Fajnych czyli jakich ? Tych przebojowych ? Każdy jest inny, każdy ma innych znajomych, niektórzy nie lubią takich przebojowych osób. Faktycznie mogą robić dużo szumu, ale czy coś więcej. To zalezy. Jesteś taka, a nie inna, tyle. Wiem, ze to się tak latwo pisze. Ale widzisz- ja- ta "przebojowa, energiczna, dusza towarzystwa" w pewnym momencie wpadłam w pułapkę. Tak się nauczyłam taką osobą być, że gdzieś w pewnym momencie pogubiłam się, nie wiem jaka naprawdę jestem. Chyba wcale nie jestem taka przebojowa. To taka maska na lęk.
  8. Tak, należę do takich osób. Generalnie przez wszystkich jestem odbierana jako bardzo pozytywna, energiczna, przywódcza, twarda osoba, która ze wszystkim sobie radzi. A tak naprawdę nie radzi sobie w ogóle. Po 130 sesjach z terapeutką już wiem, że mogę przy niej pokazać każdą emocje, że mogę na sesji zrobić wszystko tak napreawdę i umiem już jej się wyżalić i wygadać, ale nie umiem płakać. I chyba rozliczam sie z tego, że ponad 2 lata terapii, a ja nigdy przy niej nie zapłakałam. Płakałam po wyjściu z gabinetu-w łazience, na korytarzu, przed budynkiem, ale nie przy niej w gabinecie. Chociaż w łazience widziała , że płaczę, bo przyszła za mną. Chyba chciała mnie jakoś oswoić. Wałkowałyśmy to milion razy i w pewnym momencie już przestałyśmy o tym mówić, no bo ile można i chyba teraz rozmowa o płakaniu działa na niekorzyść, bo jesazcze bardziej się zacinam.
  9. Conessa, Czyli już wiesz na czym stoisz. To chyba normalne, że czujesz się zawieszona po rozstaniu. Nic mądrego nawet nie jestem w stanie napisać. Sama czuję się chu*. Dosłownie. Już nie wiem co mam ze sobą zrobić. Jest coraz gorzej. Miałam dzisiaj sesję, starałam się wyrzygać ten cały ból. Chciało mi się płakać, no ale oczywiście jak ? Jak pozwolić sobie na płacz, u mnie to nie jest możliwe. Po czym cały wieczór przeryczałam w samotności. Super. Nie nadaję się do tego życia. Tylko strzelić sobie w łeb.
  10. no ja też tak mam. W sobotę myślałam, że to koniec, a dzisiaj mam mnóstwo energii, załatwiam wszystkie zaległości, mam b.dobry humor. I myślę o czwartkowej sesji - i co niby mam powiedzieć terapeutce, skoro nie czuję już nic co było w sobotę, nie umiem nawet do tego wrócić :/ porąbane to
  11. Conessa, wiesz co, musisz sama dojść do momentu, w którym stwierdzisz, że nie ma wyjścia, trzeba się rozstać. I tak powoli będą te emocje wygasały. To nie jest łatwe. Też sobie tego nie wyobrażałam. I nie wiedzieć czemu wciąż w tym tkwiłam. Chyba tego potrzebowałam. U Ciebie chyba jest podobnie jak widzę. Nie biczuj się już.
  12. Conessa, spokojnie, pisz. Tak czytam co piszesz, to wypisz wymaluj to, co u mnie było w związku jeszcvze całkiem niedawno. Rozstanie to było najlepsze rozwiązanie, ale dopiero teraz to dostrzegam. Wcześniej nie było tak pięknie, dopiero teraz jakoś dochodzę do siebie. Ta ciągła zazdrość, o wszystko, o wszystkich, te sceny, to samo co Ty masz, wypisywanie smsów, wyzwiska, sprawdzanie znajomych na fb itd. Łącznie to trwało 3 lata. Nie wiem jak ona ze mną wytrzymywała. I ja z nią. Obie swego czasu byłyśmy troche popieprzone. Wydawało mi się, że nie umiem bez niej żyć. Wiem, że to ciężkie. Ale wydaje mi sie (ze swojego doswiadczenia), ze zerwanie kontaktu to najlepsze rozwiązanie. Czasami nie da się inaczej. U mnie chyba źle. Tak, źle. Wczoraj pękłam. W końcu. W koncu się wypłakałam. I ta cholerna samotność. Potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił, nic nie mówił, tylko mocno objął i trzymał. Ale jak zwykle nie było nikogo. Mam prawie 26 lat, a żyję jak 90 latka. Ostatnio moje życie polega na sidzeniu w domu i chodzeniu od lekarza do lekarza. Nie za bardzo mam się nawet z kim spotkać, za każdym razem słyszę _"mam już plany". super. Terapia dopiero w czwartek. A ja się rozpadam. Ja już chyba nie wierzę, że mogę być w pełni szczęśliwa, że coś może mi się zwyczajnie udac. Nie chce, żeby to brzmiało jak marudzenie, ale po prostu uważam tak, jak napisałam. Amen.
  13. huśtawka, tej nocy wzywałam straz miejska, ale oni sie tym nie zajmuja, kazali na policje dzwonic jak cos. W rury nic mi nie da stukanie, bo tj.mieszkanie obok, nie w pionowej linii
  14. Yvonne, Z jednymi boję się bardziej zadzierać, bo straszna patologia i dużo nie zdziałam. Zostałam już przez tą babe zwyzywana od wariatek, że jak mi nie pasuje mam się wyprowadzić itd. A babka obok jest głucha, więc wątpię, żeby coś słyszała skoro nawet domofonu nie słyszy. I dlatego jest problem, bo jak tak napieprza tv, to idę od razu do niej dzownić, ale nie ma szans żeby otworzyła. Zgłaszałam rodzinie jak byli, ale poskutkowało na 3 dni i znowu głośno. Ogląda tv od 6 rano do 1 w nocy -- 05 mar 2015, 19:57 -- Conessa, to chyba o mnie chodzi
×