Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

jak można się martwić intelektualnie..? albo się martwisz, albo się nie martwisz... martwienie się to uczucie, nie wiedza, rozum, coś intelektualnego...

to samo z zazdrością - to też uczucie...

brak uczuć, Ty czujesz, ale z jakiegoś powodu to wypierasz, tak jakbyś nie chciała czuć, upierasz się, że nie masz uczuć... no albo ich faktycznie nie dostrzegasz.

czuję wielką pustkę i wielkie cierpienie. Nie czuję uczuć wyższych ani przyjemnych. Żadnych. Możesz w to wierzyć albo nie.

Może źle się wyraziłam. Raczej rzeczywiście nie da się martwić intelektualnie i źle to napisałam. Ja po prostu mam myśli, że może się przyczyniłam do Twojej błędnej decyzji. Tak naprawdę mnie to nie martwi wcale, bo nic nie czuję, ale wiem rozumowo, że gdybym czuła, to by nie to zmartwiło, że może przeze mnie nie podjęłaś ważnej w życiu decyzji. O to mi chodziło - że myślę. Bo czuć, to rzeczywiście nie czuję zmartwienia. Nawet jakby się okazało, że przeze mna amptują Ci obie nogi, to bym nic nie czuła, ale bym myślała o tym, że to przeze mnie.

Mam nadzieję, że teraz rozumiecie. BO w sercu to ja nie czuję nic (prócz pustki i cierpienia).

 

cierpienie to też uczucie... oczywiście nie chcę Ci nic wmawiać, sama znasz siebie najlepiej, ale wymieniasz najpierw różne uczucia (dziś zazdrość, cierpienie, zamartwianie się, pustka), piszesz o nich, a potem się z tego wycofujesz... brak uczuć, Ty czujesz! jakie to są dla Ciebie wyższe uczucia?

 

-- 09 cze 2011, 16:41 --

 

Też pierwszy raz słyszę o zamartwianiu się intelektualnym. Nie ma czegoś takiego! Natręctwa to natręctwa. A martwienie się to martwienie się.

 

też mi się tak zawsze wydawało... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, a mnie się wydaje, że Ty piszesz czasem niezrozumiale, w sensie, że nie tych słów, których powinnaś, używasz do opisu swojego stanu. I w mojej opinii za często się w Twoich postach powtarza wyraz "cierpienie", a przez to stają się trochę groteskowe... Wierzę Ci, że jest Ci źle, wiem, co możesz teraz przeżywać, ale opisujesz to wszystko jakbyś miała trzynaście lat... i według mnie, to dowodzi, że bardzo byś chciała być jeszcze dzieckiem, którym ktoś się zajmie. Być może w tym właśnie tkwi Twój problem?

 

Wybacz szczerość, ale tak pomyślałam, a sądzę, że to, co napisałam nie jest obraźliwe. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wyrzuty sumienia, że to ja CIę zniechęciłam, a przecież, że mi nie pomogło, to nie znaczy, że Tobie nie pomoże...

Z drugiej strony Ci zazdroszczę, że czujesz prawdziwe emocje, że możesz kochać, że nie czujesz TYLKO pustki...

 

Brak uczuć, nie martw się, to nie Ty wpłynęłaś na moją decyzję. I zgadzam się z przedmówcami, martwienie się to uczucie.

I proszę, nie pisz, że mi zazdrościsz. Nie wiesz, co się ze mną dzieje. Nie jesteś jedyną osobą, która jest w ciężkiej sytuacji.

 

Kasiu , nie wiem czy sobie życzysz znać moje zdanie, najwyżej je zignoruj. Uważam ,że to zła decyzja:( powinnaś jechać do tego Krakowa. Oddział dzienny to "przechowalnia".

 

Oczywiście, że ważne jest dla mnie Twoje zdanie Wiolu. Ja po prostu nie dam rady tam pójść, pisałam wielokrotnie, co się ze mną dzieje, gdy o tym tylko pomyślę. Paradoksalnie podróże do 7F na rozmowy dramatycznie pogorszyły mój stan. To jest terapia grupowa, na którą chodziła Basia, chwaliła ją sobie. Tam się pracuje codziennie, to jest ważne. Nie wydaje mi się, że to tylko przechowalnia. Lepiej spróbować tego, niż trwać i nie robić nic, bo jest coraz gorzej.

 

-- 09 cze 2011, 17:58 --

 

Kasiu, a jakie konkretnie leki w obecnej chwili zażywasz?

 

Agnieszko,

Zażywam Sertralinę, Lamotryginę i Fluanxol.

Doraźnie benzo i na noc zolpidem.

Trochę tego jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ooooooooooooo, a ja właśnie miałam jeść fluanxol, pdobno dobrze wpływa on na uczucia, ale PANICZNIE się bałam akatyzji.... a Ty w jakiej dawce bierzesz? Nie masz po nim akatyzji, niepokoju? Jak na CIebie działa? Czujesz jakieś działanie na uczucia?

 

-- 09 cze 2011, 18:15 --

 

Wiem, że często użuwane słowo "cierpienie" może bzmieć groteskowo, ale ja nie umiem inaczej nazwać tego czegoś co czuję... SKRAJNA depresja bez powodu...niemożność odczuwania przyjemności żadnej...ja całymi dniami nic nie robię, nie sprzątam, nie gotuję, nie oglądam TV, nie czytam, nie uczę się - chciałabym, ale nie mogę nic nie czując... po prostu siedzę i wegwetuję, a w środku czuję właśnie tę pustkę i cierpienie... do tego nie mam poczucia siebie, jakbym byłarobotem, maszyną...i bardzo spowolniała jestem...napędu ZERO

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, to znaczy, że teraźniejsza terapia na Ciebie nie działa. Masz psychiatrę, który prowadzi Twoje leczenie? Nie myślałaś o tym, żeby go zmienić? Wydaje mi się, że powinny jednak istnieć leki, które choć trochę Ci pomogą.

 

Korba, ponoć przy leczeniu Zolpidemem może wystąpić tak zwana "amnezja następcza", która polega na utracie zdolności zapamiętywania nowych informacji. Być może dlatego nie pamiętasz pewnych faktów? Ponadto przeczytałam, że przy leczeniu Fluanxolem mogą wystąpić zaburzenia koncentracji. Może z tego powodu masz te "dziury w mózgu"? Poza tym, sama na własnej skórze się przekonałam, że benzodiazepiny powodują zaburzenia pamięci. Jak często je bierzesz?

 

Benzodiazepiny działają silnie przeciwlękowo, ponieważ hamują aktywność ciała migdałowatego w mózgu, odpowiedzialnego za uczucie lęku. Niestety, oddziałują też negatywnie na receptory pamięci, osłabiają je. Na szczęście, najczęściej nie powodują trwałych zmian w mózgu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie dzwoniłam na telefon zaufania. CIągle dzwonię. I pani psycholog powiedziała mi, że jak brałam jeden lek przez 7 lat (seroxat) a poza tym brałam 39 innych leków, to one mogły mi uszkodzić mózg:(. Ja cały czas powtarzam, ze cały zanik uczuc zaczał sie od citalopramu i fevarinu, a tragedia zaczeła się po kilku dniach rispoleptu...mam na to dowody w postaci maili jak się czułam w poszczególnych dniach...ale lekarze nigdy nie przyznają, że lek mógł coś uszkodzić...choć ostatni lekarz powieział, że są takie artykuły naukowe na ten temat, ale on się z tym nie zgadza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Natrętek z wątku "nic nie czuję" był na terapii w Krakowie ( ale nie w Babińskim) na oddziale dziennym i stanął chłop na nogi...co mógł zmienić, to zmienił, a czego nie mógł zmienić to nauczyli go zaakcpetować. Tak, że taki oddział może być bardzo pomocny...ja też bym poszła, ale ja tyle razy byłam na zwolnieniu, że teraz mam zapowiedziane, że straciłabym pracę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, ja się bardzo dobrze czuję po fluanxolu. mam więcej energii i lepszy nastrój, niestety szybko się przyzwyczajam i muszę zwiększać dawki....

 

New-Tenuis, jak zaczęłam brać fluanxol to mi się lepiej pracowało, w ogóle chciało mi się za coś zabrać i wysilić mózgownicę. dzisiaj mi psychiatra zwiększyła dawkę, mam nadzieję, że mnie odpowiednio pobudzi. a co do benzo, to masz absolutną rację...., swoje odbijają na układzie nerwowym. za dużo brałam. i biorę.

 

wiola173, myślę, że na tą chwilę to jest rozwiązanie optymalne. po prostu widzę jasno, że potrzebna mi intensywna terapia, i to grupowa właśnie.

 

jutro przeprowadzę wstępną rozmowę z szefem.

cholibka, szkoda że nie wykorzystałam tej szansy z W., który wiedział o wszystkim i sam mnie wysyłał na długie zwolnienie, ech. człowiek to głupi jednak jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, ja się bardzo dobrze czuję po fluanxolu. mam więcej energii i lepszy nastrój, niestety szybko się przyzwyczajam i muszę zwiększać dawki....

 

New-Tenuis, jak zaczęłam brać fluanxol to mi się lepiej pracowało, w ogóle chciało mi się za coś zabrać i wysilić mózgownicę.

OOOOOOOOOOOOO, czyli moja psycholożka ma rację

a w jakiej dawce bierzesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurde, tak mi się nagle zaczęły trząść ręce, że wywaliłam kanapkę na klawiaturę i nagle odczułam taką falę gorąca. :evil: Do tego, bardzo mocno mnie bolała głowa (ale APAP mi pomógł)... od czego to może być? :roll: Myślicie, że to jakiś nerwicowy objaw? Bo bardzo się stresuję sesją na studiach...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja po prostu nie dam rady tam pójść, pisałam wielokrotnie, co się ze mną dzieje, gdy o tym tylko pomyślę. Paradoksalnie podróże do 7F na rozmowy dramatycznie pogorszyły mój stan.

 

Korba, hmm, a to nie jest sygnał tego, że terapia na 7f coś by Ci dała..?

No bo coś Cię ruszyło... przestraszyłaś się przewidywanych trudności... ale one są po to właśnie, aby je tam przerobić. Myśl o oddziale dziennym z pewnych powodów (np. nie musiałabyś dzielić z kimś pokoju) nie jest widocznie dla Ciebie aż tak zagrażająca, ale tym samym możesz na dziennym nie przerobić tego, co dla Ciebie najtrudniejsze. No nie wiem... kiedyś usłyszałam takie słowa, że najbardziej potrzebujemy takiej terapii, przed którą się najbardziej opieramy. Nie wiem, na ile to jest uzasadnione (pewnie nie we wszystkich przypadkach), ale przemyśl to.

 

Ja postanowiłam, że jadę spróbować. W lipcu. Z zamysłem, że na razie na 2 tygodnie (tak asekuracyjnie ;) ), a potem zobaczę, co dalej. Jeśli teraz zrezygnuję z 7f to prawdopodobnie mogę już nigdy się tam nie dostać. Mam wiele wątpliwości, przewiduję, że to będzie coś w rodzaju poprawczaka, wychowywania niegrzecznych niedostosowanych dzieci i resocjalizacji i RZYGAĆ MI SIĘ CHCE NA TĘ MYŚL, ale może jest coś do zyskania. Być może pewne rzeczy oleję, a skupię się na tym, co może mi ten pobyt dać. Na pewno na dzień dobry da mi chwilowe odseparowanie się od toksycznej rodzinki i będę miała czas popatrzeć na nią z dystansu. Poza tym kontakt z ludźmi, którego na codzień nie mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, na pewno masz dużo racji, ale dla mnie i tak dużym sukcesem jest decyzja o terapii grupowej i to codziennie przez 3 miesiące. kiedyś wielokrotnie terapeutka proponowała mi 3 godziny w tygodniu terapii grupowej i mówiłam, że nie wytrzymam tyle w zamknięciu z ludźmi. być może terapia szokowa ma swoje plusy, ale już to przemyślałam. nie tak ważne jest życie 24/7 w społeczności, co w ogóle otworzenie się i praca z ludźmi dzień w dzień. praca nad sobą. intuicyjnie czuję, że to jest bardziej dla mnie.

no i nie jest bez znaczenia fakt, że łatwiej mi zniknąć z pracy na 3 miesiące, z możliwością pojawienia się tam popołudniu, niż zniknięcie na całe pół roku. o siostrze już nie wspomnę.

 

życzę Ci, aby pobyt tam był tym, czego potrzebujesz, będę trzymać za Ciebie kciuki, z całych sił i z całego serca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i nie jest bez znaczenia fakt, że łatwiej mi zniknąć z pracy na 3 miesiące, z możliwością pojawienia się tam popołudniu, niż zniknięcie na całe pół roku.

 

No, masz trochę do stracenia (może?).

 

życzę Ci, aby pobyt tam był tym, czego potrzebujesz, będę trzymać za Ciebie kciuki, z całych sił i z całego serca.

 

Dzięki. Mówiąc szczerze, w 99% jestem nastawiona na nie (bo dużo złego słyszałam o tym oddziale, no i z konsultacji też mam nienajlepsze wrażenie), ale jak nie spróbuję to chyba sobie nie daruję, będę się ciągle zastanawiać, czy nie zrobiłam źle, żałować, że nie spróbowałam i się tym zadręczać. Obecna terapeutka nie widzi problemu, abym potem kontynuowała u niej terapię, więc nie mam nic do stracenia. Najwyżej zwieję stamtąd.

 

Dla mnie największym problemem jest to, że ja jestem w głębokiej depresji, męczy mnie oddychanie, jedzenie, myślenie, całe dnie spędzam w piżamie, zaniedbuję się, a tam trzeba będzie codziennie rano wstawać, mówić, sprzątać (nie mam z tym problemu na zasadzie "ode mnie nic nie można wymagać", tylko po prostu jestem zmęczona sobą :cry: ). Ludzie pewnie będą chodzić grać w siatkę albo na spacery, a ja na nic nie mam siły (co całą energię wykorzystuję na wytrzymywanie bólu, cierpienia, trudnych emocji - chyba). Obawiam się więc, jak się zintegruję z innymi, jak nie mam siły i ochoty na sport, itd. Poza tym nie palę już od dawna, więc integracja w palarni też odpada, no i kawy nie pijam, bo ostatnio stwierdziłam, że to kawa mnie uczula. Tak więc chyba będę tam jak piąte koło u wozu :(:(:( Zaczynam mieć myśli, że nawet na terapię w psychiatryku się nie nadaję, bo tak ze mną źle... a ze zwykłego psychiatryka mnie wypychali na siłę... czuję się jakaś nienormalna z takim bólem i depresją. Gdyby nie finansowe wsparcie rodziny to zabiłabym się, bo nie jestem w stanie chodzić do pracy nawet zaciskając zęby. Jak Ty to robisz, Korba? Cierpisz strasznie i nie jesteś tym aż tak zmęczona, aby się kopać w tyłek i łazić do pracy? Potrafisz myśleć? Nie masz zaników świadomości, jak rozmawiasz z ludźmi w pracy? Nie dostajesz takiego spowolnienia, aby nie mieć siły ubrać się? Bo w sumie diagnozę mamy podobną, ale Ty lepiej dajesz radę z cierpieniem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie największym problemem jest to, że ja jestem w głębokiej depresji, męczy mnie oddychanie, jedzenie, myślenie, całe dnie spędzam w piżamie, zaniedbuję się, a tam trzeba będzie codziennie rano wstawać, mówić, sprzątać (nie mam z tym problemu na zasadzie "ode mnie nic nie można wymagać", tylko po prostu jestem zmęczona sobą :cry: ). Ludzie pewnie będą chodzić grać w siatkę albo na spacery, a ja na nic nie mam siły (co całą energię wykorzystuję na wytrzymywanie bólu, cierpienia, trudnych emocji - chyba). Obawiam się więc, jak się zintegruję z innymi, jak nie mam siły i ochoty na sport, itd. Poza tym nie palę już od dawna, więc integracja w palarni też odpada, no i kawy nie pijam, bo ostatnio stwierdziłam, że to kawa mnie uczula. Tak więc chyba będę tam jak piąte koło u wozu :( :( :( Zaczynam mieć myśli, że nawet na terapię w psychiatryku się nie nadaję, bo tak ze mną źle... a ze zwykłego psychiatryka mnie wypychali na siłę... czuję się jakaś nienormalna z takim bólem i depresją. Gdyby nie finansowe wsparcie rodziny to zabiłabym się, bo nie jestem w stanie chodzić do pracy nawet zaciskając zęby. Jak Ty to robisz, Korba? Cierpisz strasznie i nie jesteś tym aż tak zmęczona, aby się kopać w tyłek i łazić do pracy? Potrafisz myśleć? Nie masz zaników świadomości, jak rozmawiasz z ludźmi w pracy? Nie dostajesz takiego spowolnienia, aby nie mieć siły ubrać się? Bo w sumie diagnozę mamy podobną, ale Ty lepiej dajesz radę z cierpieniem...

Naranjo droga

Ja Ci mogę odpowiedzieć. Ja mam podobnie. Nic tylko cierpienie i pustka ( w moim przypadku akurat pustka i zero emocji, w Twoim - trudne emocje). Przyznam się, że zanim trafiłam na F7, to często wołałam z bólu Boga na głos, żeby mnie zabrał...gadałam nawet do siebie na ulicach, to było nie do wytrzymania (teraz jest albo ciutkę lepiej albo - i raczej niestety to drugie - ja się przyzwyczaiłam). Opowiadałam przypadkowym ludziom np. pielęgniarce, która robiła mi eeg o zaniku emocji i o swoim cierpieniu. Niestety nadal zdarza mi się "wygadać" obcym ludziom o sobie. O telefonie zaufania nie wspomnę, bo ostatnio dzwonie na niego niemal codziennie. W tej sytuacji ( jęczenia na głos) zastanawiałam sie jak wytrzymam na F7. Ale rodzina mnie wypychała, wręcz uzależniała dalszą pomoc od mojego wyjazdu tam. Dla mnie niestety już po konsultacjach było prawie jasne, że rozmowa mi na brak uczuć nie pomoże. Więc pobyt w stanie takiego cierpienia jawił się prawie jak piekło. Z drugiej strony jakaś część mnie mówiła " a może to rzeczywiście coś da?". W każdym razie wytrzymałam. Przestałam jakoś jęczeć na głos. Nie integrowałam się z ludźmi. Nie miałam na to siły. Prawie nie wychodziłam z pokoju. Całe dnie zaciskałam zęby, żeby wytrzymać cierpienie. Miałam bardzo tolerancyjną współlokatorkę. Wszyscy mnie namawiali na wychodzenie i spędzanie z nimi czasu, ale rzadko to robiłam. Ciągle czułam to niewytłumaczalne "cierpienie". Nie wiem nawet czy to jest uczucie. To takie odczucie psychofizyczne w moim organiźmie. Może naprawdę ten rispolept i to, że tak długo miałam po nim akatyzję - coś mi uszkodziły z mózgu? W każdym razie zmieniła mi się zupełnie osobowość. Z osoby przebojowej stałam się strasznie wycofana. Całe dnie nadal tylko "przeczekuję". W związku z brakiem uczuć zanikły mi też dążenia, marzenia, cele. Niestety - nikt z oddziału nie przejął sie jakoś szczególnie moim stanem. Choć ja sama zgłaszałam i mojej pielęgniarce i lekarce i psychoterapeucie w jakim jestem stanie. Miałam takie napięcie (nie wiem czy po rispolepcie, czy z nerwów, ale mi się cały czas wydaje, że ten lek uszkodził/ zaburzył mi coś w mózgu). Chodziłam jak menekin, tak miałam pozaciskane mięśnie. To aż bolało.Czasami aż płakałam. Spowolniała też byłam. Jakimś cudem oni tego wszystkiego jakby nie widzieli. Moja pielegniarka (mimo wszystko uważam ja za wspaniałą kobietę) powiedziała mi kiedyś "nie ma pani depresji biologicznej, bo nie jest pani spowolniała" (??!!). Osattecznie uznali, że ja udaje i histeryzuję. W tej sytuacji uznałam,że nic tam po mnie. Zresztą i tak nie pasowałam ze swoim problemem do oddziału - roześmianych, pełnych życia, uczuć, dążeń ludzi.Może nie wszyscy tacy byli, ale wszyscy mieli lepsze i gorsze dni. U mnie zawsze było tak samo. Poprawiło mi się nieznacznie tylko 1 raz po spacerze z kolegą z Krakowa. Wtedy znów poczułam, jakbym gdzieś miała uczucia, ale "za szybą".

U Ciebie jest nadzieja, bo ja rozumiem, że Tu czujesz ten ból i cierpienie z powodu jakichś konkretnych trudnych emocji, przeżyć, które miałaś? To widzisz, w miarę terapii może to ustępować. U mnie niestety cierpienie jest z powodu pustki emocjonalnej, a pustka nie wiem czemu.

Czy Ty bierzesz jakieś antydepresanty Naranjo? Nie pomagają Ci nic? A sen? Jak śpisz? Potrzebujesz tabletek czy zaśniesz sama? Budzisz się wypoczęta? Czujesz w ogóle chociaż czasami jakieś pozytywne emocje?

Co do palarni, to podczas mojego pobytu tam została zamknięta z powodu wejścia w życie ustawy. Przeczytali nam obwieszczenie, że nie wolno palić nawet w parku. Przypuszczam, że i tak było to łamane, aczkolwiek nie wiem jak ludzie sobie radzili, bo ja nie palę, poza tym krótko po tym wyszłam.

Od jak dawna jesteś w tej głębokiej depresji Naranjo? I jaką masz diagnozę, jeśli mogę spytać? Border?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja w pracy jestem jak motorek...

a w domu nie chce mi sie nic :why:

mi nigdzie sie nie chce ...bałagan w domu przeszedł juz wszelkie granice, ogród nie tkniety nawet palcem...patrzee na to i WIEM ZE POWINNAM ale nie mogę, nie mam siły :hide:

Wczoraj byłam mega zmeczona bo spałam tylko 4 godziny i co ...zamiast iść spać siedziałam do 3 -ciej i piłam wino,,,cisz w domu była zbawieniem, a rano mega kac oi ból głowy i znów musiałam wstac o 7,nie dałam rady wstałam o 8 ...syn spóżnił si edo szkoły :twisted:

naranja, miałam taką depresje,pamietam, chyba przez pół roku, wtedy to mi sie nawet jesc nei chciało,wazyłam 38 kg ...

Bierzesz za słabe leki, za mała dawka ,moze nie te co powinnaś .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naranja od jak dawna masz tę depresję? Czy ona jest spowodowana czymś konkretnym czy to raczej taka strasznie nasilona dystymia? Bierzesz jakieś leki? Jak mogę spytać to jakie i od jak dawna? Czy nie bierzesz żadnych leków i liczysz tylko na terapię.

Czy bierzesz pod uwagę, że to leki mogły Ci coś zaburzyć w mózgu i stąd ta depresja? No i ostatnie kluczowe pytanie - czy masz normalne uczucia (tzn. czy czujesz więź z innymi, masz uczucia wyższe, czujesz w ogóle coś przyjemnego)? Czy czujesz pustkę?

Potrafisz myśleć? Nie masz zaników świadomości, jak rozmawiasz z ludźmi w pracy? Nie dostajesz takiego spowolnienia, aby nie mieć siły ubrać się? Bo w sumie diagnozę

U mnie z myśleniem wieli problem. M.in. dlatego nie potrafię nie myśleć o schizofrenii prostej, Do tego ŻADNYCH zainteresowań ( nie da się mieć zainteresowań jak się nic nie czuje). Spowolniała jestem okropnie, ale jest o tyle lepiej, że obecnie mam siłę się ubrać i powlec się do pracy.Tyle mi dała wenlafaksyna ( max dawka). Przedtem ubranie się czy umycie było wielkim problemem. O pójściu do sklepu mogłam pomarzyć. A czujesz się wycofana? Tzn że jesteś między ludźmi (choćby z rodziną) i nie możesz się zaangażować emocjonalnie w to co się dzieje? Że nic Cie nie obchodzi? Utrzymujesz jakieś kontakty społeczne, czytasz prasę, oglądasz TV? W ogóle robisz coś twórczego, czy każdy dzień jest tylko walką, żeby się nie zabić?Chodzi o to jak spędzasz dnie. Proszę Cię, odpowiedz, to są dla mnie pytania bardzo ważne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spowolniała jestem okropnie, ale jest o tyle lepiej, że obecnie mam siłę się ubrać i powlec się do pracy

spowolnienie nie jest od leków,ale oczywiscie tez moze byc ich skutkiem ubocznym, mój syn przed leczeniem był tak spowolniały ze nawet ślimak był od niego szybszy ;) Zamówiłam wizyte psychiatry do domu bo nie był w stanie wstać z łózka (lezał 28 godzin, nie jadł od 3 dni, nie pił ) , no i lekarz miał okazję zobaczyc jak sie porusza,jak mówi...Na zakończenie powiedział mi ze jego stan jest bardzo poważny,ze w zasadzie kwalifikuje sie na oddział ale ...może to byc dl aniego zbyt duzy szok (fobia społeczna).Po 2 miesiacach leków jest lepiej ale do "dobrze" jeszcze strasznie daleko :-|

 

brak uczuć, mysle ze jednak jest "coś" na podłożu czego rozwinęła sie u Ciebie depresja, ona nie przychodzi "z nikąd" , moze jeszcze nie zdajesz sobie sprawy gdzie tkwi problem ale on gdzies jest...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę o zabiciu się...ile można tak cierpieć od rana do wieczora bez dnia przerwy? W zasadzie bez godziny przerwy (tylko wieczorem jest mi lepiej). I mam dowody w postaci tego co pisałam w mailach i na forach, że to się zaczęło od rispoleptu. Ale nie mogę się tez zabić, bo obawiam się, że poszłabym do piekła...nigdy w najgorszych snach nie przypuszczałam, że będę musiała przez kilkadziesiąt lat czuć cierpienie...poza tym mi zanikła empatia, nie potrafię się przejąć, że np. Mama cierpi z mojego powodu, ale przeczytałam w moich notatkach w jakim Ona była stanie już w 2009r.że cały czas płakała i mówiła, że też jej się życ nie chce...to co dopiero musi być teraz gdy jest ze mną o wiele wiele gorzej niż było w 2009. wtedy to jeszcze żyłam...robiłam różne rzeczy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuc ,a wiesz ze ja mam lęk przed śmiercią, przemijaniem ...nie potrafie tego ogarnąć, człowiek rodzi sie po to aby ...umrzeć :hide:

ale takie artykuły działają na mnie pozytywnie,:

 

http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,9747744,Cialo_do_wynajecia,,ga.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja nie mam lęku przed śmiercią tylko przed piekłem i to bardziej racjonalny niż emocjonalny.Wybacz, ale nie czuję się na siłach przeczytać tego artykułu. Takie rzeczy jak czytanie mnie przerastają.

Naranjo - czekam co mi odpiszesz na moje pytania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×