Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

brak uczuć, nie tylko nazywania, ale przede wszystkim identyfikowania. a emocje odczuwa się właśnie cieleśnie! czuje się coś w ciele, np. ścisk żołądka, walenie serca, napięcie mięśni itd.

 

-- 10 cze 2011, 14:09 --

 

Aleksytymia: http://pl.wikipedia.org/wiki/Aleksytymia

 

-- 10 cze 2011, 14:12 --

 

a tu jest bardzo fajny artykuł o aleksytymii: http://www.polityka.pl/psychologia/poradnikpsychologiczny/211079,1,aleksytymia.read

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mam pytanie do borderów - czy czujecie pustkę? Bo niby cechą charakterystyczną bpd jets "chroniczne uczucie pustki". Możecie opisać jak to czujecie? Czy jako brak emocji czy jako coś innego?

Czy aleksytymia to choroba, czy cecha charakteru?

 

Choroba nie, raczej syndrom, swego rodzaju niedorozwój emocjonalny, który powstaje od najmłodszych lat. Bo umiejętności kontaktowania się z własnymi emocjami uczymy się od dziecka.

 

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/psychologia/poradnikpsychologiczny/211079,1,aleksytymia.read#ixzz1OsYiYRwX

No właśnie to nie pasuje. Bo ja zawsze miałam niezwykle szeroki wachlarz emocji (potwierdzony badaniami psychologicznymi jeszcze zanim zaczął się "zanik uczuć" i nigdy nie miałam problemu z ich nazywaniem. Jeszcze uczyłam tej zdolnosci mojego byłego chłopaka, który faktycznie chyba jest trochę aleksytymikiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, odczuwam pustkę, taki ciągły brak czegoś w sensie.... chronicznego uczucia niespełnienia... wiecznego uczucia typu "za mało", "niewystarczająco". choćby nie wiem jakby czegoś było dużo, to jest wciąż za mało. każde spełnienie przynosi ze sobą strach utraty czegoś, braku czegoś, stąd ta pustka, której nic i nikt nie potrafi wypełnić. trochę się plączę, ale nie wiem, jak to wyrazić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, odczuwam pustkę, taki ciągły brak czegoś w sensie.... chronicznego uczucia niespełnienia... wiecznego uczucia typu "za mało", "niewystarczająco". choćby nie wiem jakby czegoś było dużo, to jest wciąż za mało. każde spełnienie przynosi ze sobą strach utraty czegoś, braku czegoś, stąd ta pustka, której nic i nikt nie potrafi wypełnić. trochę się plączę, ale nie wiem, jak to wyrazić.

TO ja mniej więcej coś takiego miałam kiedyś. Potem to przeszło w brak uczuć... i poczucie pustki naprawdę chroniczne, bo czuję je w zasadzie zawsze kiedy nie śpię ( no chyba, że bardziej czuję "cierpienie"). Ja to tłumaczę tak: dawniej zawsze jak coś myślałam, to temu towarzyszyły jakieś emocje (gdzieś tam "w środku") a teraz nie towarzyszy temu nic, co powoduje odczucie pustki naprawdę banadziejnej...to jest jak dziura w sercu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

PS Basia = Paradoksy? A Ty byłaś w Krakowie wtedy co ja? ( ja byłam koniec września - koniec listopada 2010).

yyyy, ale ja w Krk nie byłam na oddziale ;)

 

Kasia sama musi podjąć decyzję. Wiem, że dziewczyny chcecie dobrze. Ale weźcie pod uwagę drugą stronę medalu... Jak sobie wyobrażacie nie mieć pracy... chodzić na terapię, wyjazdy, wszystko, bez pieniędzy? pół roku w Krk wyłączone z życia i powrót do czego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paradoksy ale będąc na zwolnieniu nawet tym półrocznym właśnie nie zostanie bez kasy.. a jeśli coś teraz się spierdzieli.. i szef podziękuje.. to ani na oddział iść ani nic .. tylko szukać nowej pracy.. a to może się okazać cholernym wyzwaniem.. dlatego zakładamy, że lepiej skupić się wpierw na sobie.. ale jak piszesz to tylko i wyłącznie Korby decyzja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja siostra uważa, że to wszystko mi się stało przez związek z moim byłym facetem. I rzeczywiście jakby patrzeć psychologicznie, to się wtedy posypało. Tylko, że ja źle funkcjonowałam już kilka lat wcześniej - miałam wieczną depresję i bezsenność i lęki. A każdy lęk urastał do granic niemożliwości. Potem się zeszłam z facetem, zamieszkaliśmy razem, a ja zaczęłam czuć nudę i pustkę. I nie wiedziałam czemu. Tak to się zaczęło. Pytanie - schizofrenia prosta? Zaburzenia osobowości? Czy nie ten związek? Tak naprawdę to ja kochałam jednego faceta w życiu...kochałam go ponad życie, ale on mnie nie chciał...a potem miałam już spłycone emocje po wieloletnim przyjmowaniu seroxatu...i prawda jest taka, że mojego drugiego faceta bardziej traktowałam jako obiekt seksualny (miałam wtedy b. wysokie libido) i kogoś do kogo się można przytulić, ale prawda jest taka, że nigdy go chyba naprawdę nie kochałam...inna sprawa, że przez lata przyjmowania seorxatu (ale nie wiem czy to przez niego) zmieniła mi się osbowość i byłam bardziej samowystarczalna...

Potem jak już czułam, że nie kocham mojego faceta to się do tego związku przymuszałam z rok czasu co powodowało nieustanny konflikt wewnętrzny, traumatyczny lęk i ciepienie. Dziwne, że faceta już nie ma, a objawy zostały...możliwe, że mój mózg tak długo tak funckjonował, że już mu tak zostało? DO tego doszedł drugi traumatyczny lęk - że mam schizofrenię prostą (zdiagnozowaną w penym szpitalu) i stanę się rośliną...i dziś naprawdę funckjonuję jak roślina - bez uczuć, bez dążeń, nie mam poczucia siebie, swojej tożsamości, no wiecie sami...pytanie - czy stało się to wksutek traumatycznych lęków ( koflikt bycia z facetem i schizofrenia) czy już wcześniej miałam schizofrenię i obajwiła się ona zanikiem uczuć? Wszak źle funckjonowałam już ze 3 lata przed poznaniem faceta...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mam pytanie do borderów - czy czujecie pustkę? Bo niby cechą charakterystyczną bpd jets "chroniczne uczucie pustki". Możecie opisać jak to czujecie? Czy jako brak emocji czy jako coś innego?

Czy aleksytymia to choroba, czy cecha charakteru?

 

Choroba nie, raczej syndrom, swego rodzaju niedorozwój emocjonalny, który powstaje od najmłodszych lat. Bo umiejętności kontaktowania się z własnymi emocjami uczymy się od dziecka.

 

Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/psychologia/poradnikpsychologiczny/211079,1,aleksytymia.read#ixzz1OsYiYRwX

No właśnie to nie pasuje. Bo ja zawsze miałam niezwykle szeroki wachlarz emocji (potwierdzony badaniami psychologicznymi jeszcze zanim zaczął się "zanik uczuć" i nigdy nie miałam problemu z ich nazywaniem. Jeszcze uczyłam tej zdolnosci mojego byłego chłopaka, który faktycznie chyba jest trochę aleksytymikiem.

 

tak, to prawda, od najmłodszych lat. z jednym wyjątkiem - fizjologicznym - jeśli z jakiegoś powodu (leki, przewlekłe zainfekowanie jakimiś drobnoustrojami, wypadek, może jeszcze jakieś inne przyczyny) dochodzi do mikroskopijnych uszkodzeń mózgu. Najczęściej po wypadku człowiek może stać się aleksytymikiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To popiera moją teorię, że zaszkodziły mi leki. Ale ja myślę, że aleksytymikiem nie jestem. To co czuję, to umiem doskonale nazwać. Potrafię też nazać to, czego nie czuję, a czułam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, ale ja Ci nie wmawiam aleksytymii. :hide: tylko zainteresowało mnie podobieństwo tego syndromu do Twojego problemu. bo tu nie tyle chodzi jedynie o nazwanie uczuć co przede wszystkim o ich dostrzeganie, a raczej nie dostrzeganie. aleksytymik czuje ciałem, ale nie bierze tego za emocje, może też rejestrować jakieś proste uczucia, najczęściej zdaje się te nieprzyjemne. ogólnie rzecz biorąc to ciekawe, ja w pewnym stopniu tak mam. bo bardzo czuję ciałem. a jak mnie terapeutka pyta co czuję to nie wiem, wydaje mi się, że nic. bo nie mam kontaktu ze swoimi uczuciami. ale one są choć ja ich nie dostrzegam. ja ich po prostu jakby nie rejestruję. teraz i tak jest lepiej, dzięki terapii. wcześniej czułam w ogóle tylko ciałem, wiedziałam, że coś się ze mną dzieje, ale nie wiedziałam co, jedynie moje ciało dawało jakieś znaki, dzięki terapii nauczyłam się dostrzegać swoje emocje.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

będąc na zwolnieniu nawet tym półrocznym właśnie nie zostanie bez kasy..

 

Ciągnąć zwolnienie dopóki się nie wyleczy.

 

nie jest to takie proste. i wydaje mi się jakieś.... nieuczciwe.

to jest podejście na tą chwilę, a co potem? nie mam w nikim oparcia, nie mogę nie myśleć o tym co będzie za pół roku, byle bym teraz ciągnęła zwolnienie, bo i tak dostanę kasę.

ja jestem w moją pracę zaangażowana na tyle, że nie jest to dla mnie tylko praca, nie jest mi obojętne jaką pracę mam. ja chcę tą co mam, nie byle by było.

jestem przywiązana. chodzi o koszty materialne, ale też i takie... mentalne, nie wiem, jak to opisać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, moim zdaniem nie powinnaś iść na to długie zwolnienie tylko próbować dalej pracować i za jakiś czas pogadać z szefem o oddziale dziennym, zresztą znasz już moje zdanie, bo już Ci o tym pisałam. a takie odizolowanie się od normalności i skupienie się wyłącznie na leczeniu też nie jest dobre, wiem coś dobrze o tym. czasem może to nie tylko nie pomóc, ale też jeszcze bardziej pogrążyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a jak mnie terapeutka pyta co czuję to nie wiem, wydaje mi się, że nic. bo nie mam kontaktu ze swoimi uczuciami. ale one są choć ja ich nie dostrzegam. ja ich po prostu jakby nie rejestruję

No to też ciekawe. Ale jak widzę, nie cierpisz z tego powodu, że wydaje Ci się, że nic nie czujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, a mnie się wydaje, że Ty masz gdzieś pod spodem nieuświadomioną agresję, której nie umiesz wyładować... i która blokuje wszystkie inne uczucia, a pojawia się pod postacią lęku. Pytanie tylko, do kogo? Pisałaś, że poprawiło Ci się, jak poszłaś na spacer z kolegą z Krakowa... czyli jednak potrzebujesz bliskości drugiej osoby.

 

Korba, jesteś w trudnej sytuacji. A powiedz mi, masz w miarę dobre układy z ludźmi ze swojej pracy? Wydaje mi się, że ciągnięcie zwolnienia i pójście w tym czasie na 7F nie jest nieuczciwe. Przecież naprawdę chorujesz. Na depresję, a to nie jest byle jaka choroba, choć często bagatelizowana, bo jest chorobą mózgu, a nie wiedzieć czemu, część ludzi nie uważa mózgu za organ, część ciała... chyba powinni podciągnąć się z biologii. Co z tego, że niezbadany? To jest taki sam organ jak nerki i wątroba, tyle że bardziej skomplikowany. Twój mózg jest chory. Musisz się leczyć. Jakbyś miała zapalenie płuc, wystawiałabyś się bez przerwy na przeciąg, byle by się "przełamać"?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba,

 

Kasiu, nieuczciwe? Przez lata pracy płaciłaś składki na ZUS, więc teraz kiedy jesteś chora jak najbardziej mają obowiązek płacić Ci chorobowe. Ja nie widzę w tym nic nieuczciwego. Resztę argumentów rozumiem. Zrób jak uważasz za słuszne, zawsze będę Ci dopingować , aby Ci się udało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja terapeutka uważa, że powinnam walczyć i chodzić do pracy.

Kasiunia.....a fajnego masz tego szefa?

Słuchaj...a gdybyś z Nim tak szczerze porozmawiała?

Powiedziała przez co teraz przechodzisz i o tym jak bardzo jesteś/byłaś zaangażowana w swoją pracę.

Zapytaj Go czy możliwe byłoby, gdybyś leczyła się rankami do popołudniowych godzin (oddział dzienny), a potem przychodziła do pracy.

Pewnie będzie to dla Ciebie wyczerpujące. Bo na oddziale dziennym się nie leży do góry brzuszkiem, a po terapii w pracy też musisz przecież coś z siebie dać.

Ale myślę,że wtedy wilk będzie syty i owca cała.

Czy istnieje możliwość rozmowy z szefem pod tym kątem? Byłabyś w stanie porozmawiać z Nim i zapytać czy zgodziłby się na takie rozwiązanie na okres sześciu miesięcy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a jak mnie terapeutka pyta co czuję to nie wiem, wydaje mi się, że nic. bo nie mam kontaktu ze swoimi uczuciami. ale one są choć ja ich nie dostrzegam. ja ich po prostu jakby nie rejestruję

No to też ciekawe. Ale jak widzę, nie cierpisz z tego powodu, że wydaje Ci się, że nic nie czujesz.

 

i tu się mylisz... cierpię z tego powodu, bo chcę je dostrzegać, i czuć emocje nie tylko w ciele. to jest nawet irytujące już z tego powodu, że naprawdę chciałabym jej (terapeutce) powiedzieć co i czy coś czuję w danej chwili. a nie wiem. i często wydaje mi się, że jest to u mnie takie wyuczone, schematyczne, wiem z obserwacji jak zachowują się ludzie w danych sytuacjach, często nawet moje łzy w oczach przy niej wydają mi się jakby nieprawdziwe. ciężko to wyjaśnić, ale to jest bardzo skomplikowane. :?

w takich sytuacjach terapeutka mówi mi, żebym przyjrzała się swojemu ciału, jak się zachowuje, jak ono się ma, co się z nim dzieje. i mówi mi na jakie emocje mogłoby się to przekładać, razem szukamy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, wiola173, Monika1974, ja nie mam takiej pracy, którą można robić wtedy, kiedy się ma czas. Jak się trafia projekt, to trzeba być na 100% dyspozycyjnym. To jest duża praca zespołowa i nie mogę powiedzieć, że ja swoje zrobię popołudniu. Sytuacja w firmie jest kiepska teraz...

Postanowiłam się przyczaić na chwilę i zobaczyć, co będzie.

Zrozumcie, nie jest mi łatwo. Ja się trochę rozbestwiłam i cackam się trochę ze sobą, przyzwyczaiłam się, że miałam taką dużą wolność, że mogę tak po prostu sobie nie przyjść do pracy. Ale przekroczyłam już pewne granice. Powinnam była dawno to zrobić, te rozbite zwolnienia wykorzystać w jedno i iść na dzienny w październiku, wtedy kiedy byłam umówiona na rozmowę, ale zerwałam staw skokowy dzień wcześniej i nie poszłam.

Teraz nie jest to odpowiedni moment. Nie wiem, kiedy będzie, ale postaram się podejść terapeutycznie do pracy. Mieć tam taką terapię grupową. I nie mogę sobie tak bardzo pobłażać, jak to robiłam do tej pory. Zrobiłam się miękka i rozlazła. Nigdy taka nie byłam. Zawsze byłam silna i chcę znowu taka być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dziś od rana jak zwykle straszne pragnienie zabicia się z pustki...z takiej pustki, jaką opisuję w dziale "nic nie czuję" ( jest tam piękny cytat pewnej osoby choej na schizofrenię, który niestety świetnie opisuje moje funkcjonowanie), gdy człowieka nic nie interesuje, czuję tylko te pustkę i wielkie cierpienie i chce umrzeć...więc siedzialam w piżamie do 14, potem się zmusiłam, żeby poejchać do rodziców...wzęsniej łyknęłam 2 alprazolamy, bo czułam lęk przed przyszłością w takim cierpieniu....poruszałam się wolno jak żółw ( od jakiegoś roku jestem bardzo spowolniała), depersonalizacja wieksza niż zwykle, cieripenie...szłamz przystanku do domu moich rodziców wolno jak jakaś babcia...z tego spowolnienia ( w domu został bałagan, który obiecuję sobie posprzątać do tygodni, miesięcy)...mama zaciągnęła mnie do sadzenia kwiatków...a ja mam taką niechęć do wszelkiej aktywnosci, czsto siedę taka otępiała jak w katatoni prawie...no i bardzo źle się czułam (jak prawie cały czas od 1,5 roku) , jak tylko skończyłam z tymi kwiatkami to oczywiście zasiadłam do forum, potem zmusiłam się, żeby wyprssować sisotrze bluzeczki, bo mnie poprosiła...wtedy przypomniało mi się, ze nie zjadłam bromergonu ( na obniżenie prolaktyny), więc zjadłam bromergon (agonista dopaminy), zacżęłąm rozmawiać z mamą i siostrą i stopniowo poczułam sie lepiej...potem pojechałam z mamą do kościoła i czułam się naprawde przyzwoicie...już nie byłam taka spowolniała...zauważyłam, że jak się zsczynam lepiej czuć, to też mija spowolnienie... w kościele był ślub i po raz pierwszy od kilku chyba miesięcy udało mi się jakoś przeżyć tę Mszę Św....nie powiem, że odczuwałam jakieś normalne uczucia, ale coś czułam, działał na mnie piękny śpiew itd. Mogłam się skupić na MSzy św...bo przez ostatnie kilka miesięcy to czułam takie cieripenie, ze chodziłam do koscioła tylko z musu i nie docierało do mnie co się dzieje... tak, że jestem pewna, ze mi się nie wydaje, ze na codzien "nie czuje", bo jak dzis czułam choc ociupinke, choc mogłam sobie pomyslec "jaka piekna piesn" to było zupelnie inaczej...i nie jest chyba do konca tak, ze jestem tylko skonentrowana na sobie i nei mam empatii, bo w pewnym momencie pomyslalam o tych wszystkich osobach z forum, ktore moze w chwili gdy ja podziwiam piesn akurat czuja sie tragicznie i chca sie zabic i jakog ogarnelam ich mysla i moflitwa...daleko od tego bylo do jakcihs normalnych uczuc, ale przynajmniej bylam przez jakis czas zangazowana w rzeczywistosc i nie czulam przerazajacej pustki...nie wiem czy to zasluga bromergonu czy psychologicznej poprawy nastroju...po porstu czasami na pare godzin robi sie lepiej, zazwyczaj po jakims wysilku fizycznym i nie da sie tego racjonalnie wytluamczyc...poczulam sie na tyle lepiej, ze postanowilam po raz pierwszy od pol roku zostac u moich rodzicow na noc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuc, ja sie wzruszyłam Twoim postem...jest dla Ciebie "swiatełko w tuneli", wierzę w to :great:

 

Co do wysiłku fizycznego to sie zgadzam, mi tez zawsze "robi dobrze",tyle tylko ze jest pewnien problem...trzeba sie do niego zmusić a nie zawsze potrafie :( ...na siłowni nie byłam juz 2 tyg, koleżanka wydzwania do mnie a ja nie mam "siły" i ją okłamuje :oops: ze : boli głowa, córka chora, mąż ma duzo pracy, mam inne zajecia itp.,no beznadzieja :pirate:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×