Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

nie potrafię podjąć żadnej decyzji.

 

To paradoks. Niepodjęcie żadnej decyzji - też jest decyzją.

Decyzją trwania w impasie, bezradności i sfrustrowaniu.

Możesz podjąć lepszą od tej. Nie superekstra, ale lepszą.

Ja bym postawiła na zdrowie, tylko to Ty musisz sama określić, jaka decyzja najlepiej temu posłuży.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchaj, jak sobie przejrzałam, co to jest ta schizofrenia prosta to powiem Ci, że spokojnie pasuję do objawów - tracę poczucie kontaktu z rzeczywistością, od 2,5 roku siedzę w izolacji w domu, bez kontaktów z ludźmi, mam zanik tych wyższych uczuć, o których piszesz, czuję się wypruta z osobowości, tożsamości, mam trudności z odróżnianiem siebie od innych ludzi, poczucie, że nie jestem człowiekiem, czasem stany, w których czuję się, że się rozpływam, że nie istnieję, bywam czasem bardzo podejrzliwa. W zasadzie to trudno o mnie teraz powiedzieć, że jestem typowym BPD, bo nie ma mnie wśród ludzi wcale; raczej jestem takim schizoidem odciętym od społeczeństwa i od samej siebie.

No właśnie, to ja tak właśnie mam. Tylko ja od 2 lat jestem przerażona opcją schizofrenii prostej, bo oznacza ona, że cierpienie nigdy, do końca życia się nie skończy. A ja już nie mogę go wytrzymać.

I nie wiem czy mam iść do szpitala do Rybakowskiego, gdzie leczą wyłącznie chemią, ketaminą i Elektrowstrząsami

czy do Wciórki na oddział aktywizujący ( leki też tam są, ale oni by przede wszystkim mi wszystko odstawili i zobaczyli jak będzie)

czy do Lublina na niezależną diagnozę

Też nie potrafię podjąć decyzji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Któremu lekarzowi ufać. Mam skrajne diagnozy. Ja – to ktoś, komu ta pustka przeszkadza, kto odczuwa dyskomfort z jej powodu.

 

Nie wariuj - diagnozy masz różne, ale cały czas jesteś tą samą osobą. Po prostu powiedz sobie tak, że różne osoby różnie NAZYWAJĄ twoje problemy - to raz, a dwa - że to nie nazwa jest najważniejsza. Ja miałam pięć (sześć?) różnych diagnoz i zwisa mi to teraz.

 

Moja lekarka mówiła, może pani spokojnie brać, jak się pani uzależni, to panią z tego wyprowadzę, a teraz jak jej napisałam co robić to ma mnie w d...

 

Jaka idiotka... Znajdź sobie inną lekarkę, ta chyba kompetencją nie grzeszy. I inną terapeutkę, skoro sama twierdzi, że nie potrafi Ci pomóc. Poszukaj sprawdzonych osób, polecanych przez kogoś. I skup się nie na diagnozie, ale na tym, aby znaleźć kogoś, przy kim będziesz chciała się otworzyć i zacznij wreszcie mówić o nie o objawach (pustka... myśli "s"...), ale o tym, kiedy się to zaczęło, kiedy zaczęły się Twoje problemy, jakie sytuacje się zadziały tuż przed tym zobojętnieniem. Mów o tym, o relacjach z rodzicami, o tym, jak odbierasz relację z terapeutką (chociażby jakie myśli masz), nawet jeśli na razie "nie czujesz nic". W innym wypadku, skupiona tylko na użalaniu się z powodu "pustki" - moim zdaniem nie masz szans na przerwanie cierpienia. Zacznij mówić o czymkolwiek innym od tego, nawet "na sucho" na razie. Być może, gdy zobaczysz, że terapeutka Cię słucha i stwarza warunki, w których poczujesz się bezpiecznie - emocje powoli będą przychodzić same.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, a mnie strasznie martwi Twój stan, i sama już nie wiem co Ci mogłabym poradzić... :( Czy myślisz, że Twój stan może mieć naprawdę związek z chodzeniem do pracy? :(

 

Asiu, myślę, że to nie jest takie proste. Bo przecież jak siedzę w domu, to nie czuję się wyśmienicie. Wg moich obserwacji popadłam w głęboką depresję. Ja mam problem z wykonywaniem jakichkolwiek czynności. Z wychodzeniem gdziekolwiek. Ja się boję, że w pracy dadzą mi trudne zadanie i sobie umysłowo nie poradzę, bo ja nie potrafię szybko i jasno myśleć, mam problem z kontaktowaniem się z ludźmi.

To ma wszystko grubsze podłoże. Czuję się w pracy jak kosmita. Wszędzie się czuję jak kosmita.

 

To paradoks. Niepodjęcie żadnej decyzji - też jest decyzją.

Decyzją trwania w impasie, bezradności i sfrustrowaniu.

Możesz podjąć lepszą od tej. Nie superekstra, ale lepszą.

Ja bym postawiła na zdrowie, tylko to Ty musisz sama określić, jaka decyzja najlepiej temu posłuży.

 

To nie jest decyzja. Bo ja ciągle myślę o tym, co mam zrobić i owszem, trwam w impasie. Ale czuję się jak sparaliżowana, nie umiem wykonać żadnego ruchu. Wierzcie mi, chciałabym pójść na ten oddział dzienny. Nawet bardzo. Ale się boję co będzie potem. Nowa praca? Ja nie dam rady w nowym otoczeniu i z nowymi ludźmi. Poza tym w żadnej innej formie by nie tolerowali moich stanów tak długo, jak tolerują to tutaj, bo tu mam 10letni staż. Ja mam naprawdę dużo do stracenia. Nie dziwcie się, że się miotam. A poprzez swój depresyjno-lękowy stan nie jestem w stanie zawalczyć i podjąć decyzję. Póki co wegetuję i chodzę jak robot do pracy, choć mam ochotę umrzeć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko ja od 2 lat jestem przerażona opcją schizofrenii prostej, bo oznacza ona, że cierpienie nigdy, do końca życia się nie skończy.

 

Nie zgadzam się z tym. Spotkałam się z opinią, że psychoterapią (nawet nie lekami) da się wyprowadzić ze stanów zakrawających na schizofrenię - w sensie wyleczenia, a nie zaleczenia. Oczywiście nie jest to tak popularna opinia jak te przesiąknięte biologią. Może dlatego, że mało jest na tyle kompetentnych osób, które to potrafią?

Poczytaj sobie "Byłam po drugiej stronie lustra". To podobno autentyczna historia.

 

-- 14 cze 2011, 12:29 --

 

Ale się boję co będzie potem. Nowa praca? Ja nie dam rady w nowym otoczeniu i z nowymi ludźmi.

Poza tym w żadnej innej formie by nie tolerowali moich stanów tak długo, jak tolerują to tutaj, bo tu mam 10letni staż. Ja mam naprawdę dużo do stracenia.

 

Kasiu, ale jakie jest ryzyko, że po pół roku, jak wrócisz z 7f, możesz dostać wypowiedzenie?

Powiedz, czy masz takiego szefa, z którym możesz pogadać o takich obawach?

 

Nie dziwcie się, że się miotam. A poprzez swój depresyjno-lękowy stan nie jestem w stanie zawalczyć i podjąć decyzję.

 

Nie dziwię się absolutnie. Twoja sytuacja jest trudna. Ale, wiesz... czasem, jeśli nic nie idzie, to trzeba zaryzykować. Bo nie da się przed dłuższy czas trwać w impasie. Ok, masz tę pracę, chodzisz do niej. Dzięki tej pracy masz finansowe poczucie bezpieczeństwa - masz za co opłacać mieszkanie, terapię, masz za co jeść, żyć. To DUŻO. Co więcej, masz poczucie, że w pracy Cię znają i tolerują Twoje różne stany, boisz się, że być może w innej pracy bardziej musiałabyś się ukrywać. Ale jest druga strona medalu: takie życie nie daje Ci poczucia satysfakcji, jesteś nieszczęśliwa, zrozpaczona, czujesz ból, męczysz się chodzeniem do pracy, myślisz czasem o zakończeniu życia. Czyli w sumie masz na szali nie tylko zdrowie, ale życie. Wyobraź to sobie dalej: będziesz ciągnęła tę pracę, bo daje Ci zabezpieczenie, okej, ale ciągniesz, ciągniesz i... no właśnie, jesteś szczęśliwa? Da się tak dłużej żyć? Przez pół roku na 7f będziesz miała darmowe mieszkanie i jedzenie i czas na Twoje emocje. Pół roku to szmat czasu, może się wiele wydarzyć. Potem wyjdziesz. Jasne - nie wiadomo, w jakim stanie, to jest to ryzyko. Ale teraz, żyjąc tak też ryzykujesz - życie. Jesteś pocięta, zdołowana, wyczerpana, miotasz się w samobójczych myślach. Więc?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popieram naranje. Rozumiem calkowicie Twoje wahania i bedac na Twoim miejscu NA PEWNO mialbym podobne dylematy. Ale to naprawde jest takie proste. Moze proste to zle slowo, ale nieskomplikowane. Ten impas Cie wykonczy i tyle z tego bedzie. Zaryzykuj. Pewnie caly czas zyjesz nadzieja, ze bedzie lepiej, ze moze wytrzymasz i przeczekasz te depresje, ale wszyscy tutaj dobrze przeciez wiemy, ze samo z siebie to zniknie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasia, ja Ci powiem tak. Ja w pewnym momencie poszłam do szefa i powiedziałam Mu jak ze mną jest. Był może wstrząśnięty, zdziwiony, ale to dlatego, że "nie widać tego po pani" i jego reakcja była taka, że przede wszystkim bardzo mi współczuł. Dosłownie potraktował mnie jak ojciec. A nie było to moje pierwsze długie zwolnienie. Powiedział, że mam jechać do Krakowa i o nic się nie martwić. Teraz niestety już tego szefa nie ma,a ja mam zapowiedziane, że jak pójdę na dłuższe zwolnienie to wylatuję. Ale i tak o tym myślę, bo już nie jestem w stanie wegetować.

Jeśli prof. Rybakowski nie powie, że to schizofrenia prosta, to chyba pojadę na oddział F10 IPINU. Potem mi proponują jeszcze pół roku oddziału dziennego w Wawie. Może znajdę jakąś pracę na pół etatu w stolicy. Tak myślę, gdy się lepiej czuję. Gdy jest gorzej, a myśl o schizofrenii prostej mnie przeraża, to myślę o tym jak załatwić sobie DPS.

Naranjo, Tobie też ten oddział polecam w razie gdyby nie pomógł Kraków.Tam można "dojśc do siebie". Jest terapia indywidualna i zajęcia grupowe, ale bardziej nastawione na nauczenie życia z chorobą niż szukanie jakichś psychoanalitycznych przyczyn. Wszak to oddział głównie dla schizofrenii.

Kurka, ta podświadomość. Wystarczyło to:

a miałam pięć (sześć?) różnych diagnoz i zwisa mi to teraz.

i już mi nieco lepiej. A jakie miałaś diagnozy? było coś ze schizofrenią?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, ale jakie jest ryzyko, że po pół roku, jak wrócisz z 7f, możesz dostać wypowiedzenie?

Powiedz, czy masz takiego szefa, z którym możesz pogadać o takich obawach?

Istnieje takie niebezpieczeństwo.

Na razie biorę pod uwagę oddział dzienny, czyli 3 miesiące, ale w obecnej sytuacji, gdy już zostałam postraszona, to niebezpieczeństwo przy każdej następnej nieobecności istnieje.

 

będziesz ciągnęła tę pracę, bo daje Ci zabezpieczenie, okej, ale ciągniesz, ciągniesz i... no właśnie, jesteś szczęśliwa?

nie

 

Da się tak dłużej żyć?

nie wiem....

 

Pewnie caly czas zyjesz nadzieja, ze bedzie lepiej, ze moze wytrzymasz i przeczekasz te depresje

tak mi się wydaje z wierzchu, w środku to jestem już tylko przerażona

 

Kasia, ja Ci powiem tak. Ja w pewnym momencie poszłam do szefa i powiedziałam Mu jak ze mną jest. Był może wstrząśnięty, zdziwiony, ale to dlatego, że "nie widać tego po pani" i jego reakcja była taka, że przede wszystkim bardzo mi współczuł. Dosłownie potraktował mnie jak ojciec.

mój nie był specjalnie przejęty, ostrzegł mnie, że mogę polecieć, nie przez niego, on nie jest rozgrywającym, ale przez swoich szefów, którzy mogą mieć i do niego pretensję, że trzyma pracownika, który się do niczego nie nadaje.

u mnie tak samo mój poprzedni szef mnie wspierał i miałabym jego całkowitą ochronę, bo on był w zarządzie spółki. mój nie będzie miał za wiele do gadania, poza tym myślę, że stracił do mnie zaufanie. powiedział, że jestem nieprzewidywalna. już zostałam odsunięta od jednego kontraktu, może i dobrze, bo nie jestem w stanie myśleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj, jak to dobrze znam:( Rozumiem Cie Kasiu...ja w ciągu 3 lat poleciałam z pracownika, który miał szansę awansu na jakieś fajne stanowiska na kogoś w rodzaju ...sekretarki. No może nie dosłownie ale na takim poziomie trudności jest moja praca. A dodam, że kończyłam bardzo trudne studia jako najlepsza na specjalności, zaczęłam robić wstęp do doktoratu, nieźle znałam angielski...a przez lata to wszystko poleciało na łeb na szyję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kasiu, a mnie strasznie martwi Twój stan, i sama już nie wiem co Ci mogłabym poradzić... :( Czy myślisz, że Twój stan może mieć naprawdę związek z chodzeniem do pracy? :(

 

Asiu, myślę, że to nie jest takie proste. Bo przecież jak siedzę w domu, to nie czuję się wyśmienicie. Wg moich obserwacji popadłam w głęboką depresję. Ja mam problem z wykonywaniem jakichkolwiek czynności. Z wychodzeniem gdziekolwiek. Ja się boję, że w pracy dadzą mi trudne zadanie i sobie umysłowo nie poradzę, bo ja nie potrafię szybko i jasno myśleć, mam problem z kontaktowaniem się z ludźmi.

To ma wszystko grubsze podłoże. Czuję się w pracy jak kosmita. Wszędzie się czuję jak kosmita.

 

Kasiu, nawet nie wiesz jak ja Cię teraz dobrze rozumiem, bardziej niż przypuszczasz. :( znajduję się w podobnym stanie. bo też mam obecnie problem w wykonywaniem jakichkolwiek czynności, wychodzeniem gdziekolwiek, wszystko mnie męczy, drażni, nuży, irytuje i powoduje dziwny lęk, jakbym była w zupełnie w innym świecie. o jasności myślenia nawet nie wspominam, jak się obronię to nie wiem, chyba się ze szczęścia upiję choć mi nie wolno, bo to będzie egzamin nie z pracy mgr. tylko z czegoś innego, a ja nie nie pamiętam i nawet nie mam siły czytać, nie chce mi się, nic do mnie nie dociera. czuję się jak mała dziewczynka w jakimś obcym, nieznanym świecie. powiem Ci jedno - izolacja nie jest dobra i sama to odczułam na własnej skórze, bo jak teraz miałam przerwę w terapii to wpadłam, jak Ty to mówisz, w stan warzywno-otępienny, i nawet nie chciało mi się do niczego zmuszać, bo po prostu przestałam mieć na to siłę. też się boję, że wpadam w jakąś depresję. a to wszystko w ciągu dwóch tygodni, kiedy całkiem odizolowałam się od ludzi, wychodzenia gdziekolwiek itd. im bardziej się człowiek izoluje od świata zewnętrznego tym jest gorzej, i, o zgrozo, nie wiadomo jak potem do niego wrócić. :roll: mam poczucie jakbym była w jakimś potrzasku, nawet z terapeutką było mi wczoraj trudno rozmawiać, dziwnie mi było u niej w gabinecie i choć cieszyłam się ogromnie, że ją znowu widzę to chciałam już być w domu. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, Asiu i co my dalej zrobimy.......? :(

 

Kasiu, ja nie wiem. :( Nie wiem, co mamy robić. :( Zawsze lubię mieć świadomość, że mam jakieś wyjście, jakąś alternatywę, furtkę, teraz bardzo mi czegoś takiego brakuje, nie mogę znaleźć tej furtki...

 

Już się nie mogę doczekać terapii, mam ochotę się jej wygadać i wypłakać, mam nadzieję, że się nie stonuję jak wejdę do pokoju. I potem zacznę mówić rozsądnie i bez uczuć.

 

Mam nadzieję, że będziesz mieć oczyszczającą sesję, i że uczucia zwyciężą nad rozumem...

ja nie potrafię znowu płakać. :( zauważyłam tę prawidłowość, że jak spada mi waga to tracę umiejętność płaczu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze lubię mieć świadomość, że mam jakieś wyjście, jakąś alternatywę, furtkę, teraz bardzo mi czegoś takiego brakuje, nie mogę znaleźć tej furtki...

Mi też ta świadomość pomaga...i dlatego przez 3 lata szukałam wszystkich możliwości u psychologów, psychiatrów, w tabletkach, ziółkach, u księży, egzorcystów, w rezonansie, eeg, w Krakowie i w ogóle wszędzie... i jak powiedział prof. Wciórka możliwości (przynajmniej w Polsce) mi się praktycznie skończyły...został jeszcze ten Rybakowski, który słynie z tego, że jest biologistą..

Ja w ogóle nie mogę się prawdziwie smiać, tzn moge się roześmiać, ale nie śmieszy mnie to i nie potrafię płakać...choć dość często płaczę, to jest to jakieś takie płytkie jęczenie...nawet psycholożka zauważyła, że nie potrafię płakać....bardzo rzadko zdarzy mi się tak "głębiej", "prawdziwiej" wypłakać...kiedyś jedna lekarka u której byłam w Gdańsku z Poradni Zaburzeń Snu miała wątpliwości czy nie mam schizofrenii i właśnie mówiła, że w schizofrenii jest tak, że śmiech nie śmieszy, a płacz (swój własny)nie wzrusza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja w ogóle nie mogę się prawdziwie smiać, tzn moge się roześmiać, ale nie śmieszy mnie to i nie potrafię płakać...choć dość często płaczę, to jest to jakieś takie płytkie jęczenie...nawet psycholożka zauważyła, że nie potrafię płakać....bardzo rzadko zdarzy mi się tak "głębiej", "prawdziwiej" wypłakać...kiedyś jedna lekarka u której byłam w Gdańsku z Poradni Zaburzeń Snu miała wątpliwości czy nie mam schizofrenii i właśnie mówiła, że w schizofrenii jest tak, że śmiech nie śmieszy, a płacz (swój własny)nie wzrusza

 

o, to jest mi bardzo bliskie! - jeśli chodzi o ten śmiech i płacz.

kurcze, bo ja sobie zaraz zacznę wkręcać schizofrenię. :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No przestańcie...najwidoczniej w zab. osob. też tak może być i to mnie tylko uspokaja...poza tym bpd jest jak sama nazwa mówi z pogranicza nerwicy i psychozy, więc nie dziwne, że są też cechy jak w schizofrenii...a poza tym nie wiem czy tamta facetka miała rację

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a już najbardziej mnie rozwaliło jak przeczytałam, że przyczyną mogą być nawet zaburzenia metaboliczne i defekty enzymatyczne, co mnie bardzo martwi. :shock::hide:

"Schizofrenia

przyczyny zachorowania

Spożycie alkoholu, zażywanie środków odurzających lub leków, wypaczenie pewnych procesów w obrębie mózgu (jeszcze nie sklasyfikowano, jakiego są rodzaju), zaburzenia w zakresie przemiany materii lub defektów enzymatycznych, wrodzona predyspozycja, oddziaływanie czynników społecznych i psychicznych."

 

-- 14 cze 2011, 13:43 --

 

dobra, nie czytam nic o schizofreniiii!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tak myślę od 2 lat...najpierw mi zaczęły uczucia zanikać, nie czułam uczuć typu miłość, troska o kogoś, przywiązanie, te głębsze były jakby " za szybą"...moja lekarka patrzyła na mnie jak na dziwadło, długi czas myślałam, że jestem jedynym w Polsce przypadkiem zaniku uczuć...pewna psycholożka powiedziała, że to niemożliwe, że jakbym nie czuła, to bym nie żyła...najpierw gdzieś się dowiedziałam, że borderliny nie potrafią odczuwać miłosci, to sobie wkręciłam bpd....potem się znalazłam w pewnym szpitalu z powodu strasznej bezsennosci, bałam się, że choruję na śmiertelną sporadyczną bezsenność ( to nazwa takiej bardzo rzadkiej choroby)...spirala strachu nakęcała się...nie spałam 10 dni. Wzięli mnie do szpitala i ja lekarzowi przy przyjęciu się spytałam czy to możliwe żebym była na to chora...a on sobie to wziął jako moje urojenia...i zaczęli mi coraz więcej neurleptyków dawać...bełkotałam, miałam zwiotczałe ręce, trudno mi było smsa napisać. Moja lekarka kazała misie wypisać. ALe oni mnie i mojemu tacie powiedzieli, że podejrzewają schizofrenię i że powinnam się leczyć, bo nie będe w stanie samodzielnie egzystować. Właściwie ich słowa się sprawdziły. Ale nie wiem czy to był naturalny proces czy dużo mojego samonakręcania. Jak wróciłam ze szpitala, zaczęłam czytać o sch. prostej i stwierdziłam, że to idealnie do mnie pasuje. Moja lekarka nie uważała tak, ale postanowiła mnie wysłać na diagnozę do Wawy. Niestety musiałam długo czekać chyba ze 2-3 mce na przyjęcie i przez ten czas się nakęcałam jeszcze bardziej, a uczucia gasły...potem w Wawie się trochę rozkręciłam, oni mi dali diagnozę zab. osob.mieszanych, bo w sumie chyba sami nie wiedzieli co mi jest, ja gdzieś w głębi ducha i tak wierzyłam w schizofrenię iw to, że lek na schizofrenię mógłby mni przywrócic uczucia. Wyprosiłam rispolept, ale po kilku dniach zażywania poczułam sie tragicznie i dostałam myśli samobójczych i trwa to do dziś.Tak ja to kojarze - że od rispoleptu. Jest ślad w mailach i w karcie choroby jak się zmieniłam przez tydzien zażywania rispoleptu.

 

-- 14 cze 2011, 15:11 --

 

Ja uwierzę, że nie mam schizofrenii jak mi uczucia wrócą

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zimne dreszcze mnie przechodzą, jak czytam Wasze posty, Dziewczyny. Mam wrażenie, że u Was wszystkich nastrój się znacznie pogorszył... Teraz się różne dziwne rzeczy dzieją z pogodą, to znaczy jest potwornie duszno i burzowo. Może to też ma na Was jakiś wpływ? Martwię się o Was bardzo, naprawdę... :cry: Mnie się wydaje, że teraz macie (Asiu, Kasiu) pogorszenie, ale że może to minie...? Asiu, ja się w Twoim przypadku zastanawiam... na prawdę nie ma żadnych leków przeciwdepresyjnych, które można zażywać przy boreliozie? Mnie leki pomogły, a to faktycznie wygląda tak, że jesteś w kiepskim stanie nerwowym... może sama terapia nie wystarczy? Kasiu, może weź sobie jakieś zwierzątko domowe? Może raźniej Ci będzie wiedzieć, że masz dla kogo żyć i kim się opiekować..? Mnie z wielu życiowych opresji wyciągnął mój kot, np. łasząc się o mnie, siedząc mi na kolanach... Jak miałam taki stupor lękowy, że nie mogłam płakać, jak moja kicia do mnie przychodziła, łasiła się do mnie, to zaczynałam płakać, a płacz mnie oczyszczał. Pomijając fakt, że jak cały czas byłam na Alprazolamie i spałam po nim, to kładła się koło mnie... miło było wiedzieć, że jest ze mną na dobre i na złe i nigdy się ze mną nie pokłóci (no, może czasem ugryzie, jak nie tak ją głaszczę :mrgreen: ). Zwierzęta leczą, mówię Ci. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszko, Kasia ma kicię jeśli dobrze pamiętam. :smile:

Owszem, są na pewno jakieś leki, które nie narobią jeszcze większego zamieszania w boreliozie, szczerze mówiąc niektórzy chorzy na boreliozę zażywają antydepresanty i leki przeciwlękowe, bo depresja, zaburzenia lękowe, silna labilność emocjonalna, stany psychotyczne to schorzenia wpisane w boreliozę, niestety, ta choroba bardzo miesza w mózgu i uczuciach. :roll: ale ja już jestem tak wymęczona reakcjami na preparaty na boreliozę, że nie mam siły ani ochoty znosić jeszcze jakieś inne objawy i żeby mi jeszcze bardziej jakieś leki mieszały w mózgu. :( no i chcę wiedzieć, które reakcje i moje zachowania są wynikiem leczenia boreliozy... poza tym kiedyś Ci pisałam o moim strasznym uprzedzeniu i awersji do chemicznych leków... no i kurde nie działają na mnie tak jak trzeba, no! tak w ogóle to obiecałam sobie, że się zbadam w kierunku porfirii, może w niej tkwi moja nietolerancja chemicznych leków i znieczuleń? no ale to w wakacje...

powiem Ci Agnieszko, że mnie właśnie takie zawirowania pogody dobijają, czuję się bardzo źle i fizycznie, i psychicznie. to już wolę takie stałe upały. bo to, co jest teraz na dworze to mnie ścina z nóg.

boję się co będzie w wakacje, bo po mojej obronie moja terapeutka zaczyna urlop, i wtedy już w ogóle nie będę miała do niczego motywacji, bo nie będę mieć żadnego celu. te studia mimo wszystko jeszcze mnie jakoś trzymały przy normalnym świecie, tak samo terapia. nie chcę myśleć, co będzie jak moja współlokatorka też wyjedzie na wakacje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, Agnieszko, tak mam kicię. pomaga mi, ale ostatnio niewystarczająco.

 

Dzisiaj rozmawiałam z moją terapeutką, kropnęło parę łez, powiedziała, że widzi jaka jestem smutna i wylękniona i potem powiedziała, że to jest tak jakbym była w żałobie. Za W. I coś w tym jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

New-Tenuis, Agnieszko, tak mam kicię. pomaga mi, ale ostatnio niewystarczająco.

A jak się wabi? :105:

 

Asiu, ja też mam zawsze obawy przed wakacjami... wakacje zawsze pogłębiają moje tendencje do depresji i zachwiań nastroju, bo wtedy właśnie nie czuję tego celu... mam odpoczywać, a się zamartwiam... mam nadzieję, że jednak nadchodzące wakacje dadzą mi dużo radości, spokoju i odpoczynku, bo strasznie się napracowałam przez ten cały rok akademicki.

 

Tak sobie myślę... czasem chemiczne leki naprawdę mogą podnieść nastrój... czasem.

 

Może w lecie zahaczę o Warszawę, bo mam tam kogoś, to możemy się kiedyś umówić na spacer po Łazienkach (nigdy tam nie byłam!). :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×