Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Kasiu, to co ja mam powiedzieć, Kochana..? :roll: Też żyję z dnia na dzień, nawet nie chodzę do pracy, nie widzę się z ludźmi, a teraz jak weszłam na maxymalną dawkę ziół to czuję się po prostu h*jowo, niewiele do mnie dociera, nie mam siły, sypię się fiz. i psych., czuję się jak naćpana, za godzinę nie pamiętam czego się uczyłam... bez planów na przyszłość, z wielką niewiadomą co do mojego życia po zakończeniu studiów, bo do pracy poza domem się nie nadaję i nie wiem kiedy cholera w końcu będzie lepiej...

moja ciocia w desperacji chce mnie zabrać jeszcze w wakacje do takiego jednego faceta, który czyta z oczu i z paznokci, jest lekarzem z wykształcenia i uratował synowej jej znajomej życie...

Kasiunia, postaraj się docenić to, co masz, dopóki tego nie straciłaś... Ja bym teraz baaardzo wiele oddała za głupie drobnostki. Niestety, czasu cofnąć się nie da i muszę żyć z tym, co mam, to jest teraz moja pozycja wyjściowa.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do dziś terapeuci zarzucają mi, że mam problemy z odczuwaniem i tym bardziej przeżywaniem emocji.

 

Jak to ZARZUCAJĄ..??? :shock:

 

-- 13 cze 2011, 12:22 --

 

Dziewczyny...., mam dosyć takiego życia z dnia na dzień..., byleby przetrwać dzień, przetrwać noc.... Żadnych planów, żadnych celów.... To jest bez sensu.

 

Znam to, współczuję. No ale jakieś plany były i są - najpierw 7f, ale to odrzuciłaś. Potem oddział dzienny... Kasia... ja się tak zastanawiam... bo szkoda Ci (tzn, ok - boisz się, co jest zrozumiałe) poświęcić pracę dla leczenia (o 7f chodzi), ale jeśli np. zaczynasz mieć i tak myśli "s", czy poczucie bezsensu no to może faktycznie nie warto ciągnąć pracy i jednak postawić kartę na leczenie? Jakiś bilans musisz zrobić. Nawet, jeśli po pół roku, tfu tfu, zwolniliby Cię z TEJ pracy, to przecież dostaniesz inną, masz doświadczenie. A po co Ci taki szef, który takich rzeczy nie zrozumie? Mam często wrażenie, że ty swoje miejsce pracy trochę idealizujesz - a przecież jak w niej jesteś, wśród ludzi, to się kiepsko czujesz - udajesz, masz doły... tak fajnie jest?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, złego słowa użyłam. twierdzą, iż jest to moim problemem, z którym nie bardzo lubię/chcę/umiem pracować.

 

A nie ICH problemem (także), z którym to ONI nie bardzo lubią/umieją pracować?

 

Zauważyłam, że moja blokada emocjonalna jest w dużym stopniu zależna od osoby i sposobu pracy terapeuty. Jak terapeuta jest kijowy to blokada jest zatwardziała. Wtedy oni tłumaczyli to tym, że to tylko "wina" moich zaburzeń, przeniesienia, bla bla (w sensie, że oni odwalają pracę ok). I też tak myślałam, ale to nieprawda, zadaniem terapeuty jet skutecznie odblokować pacjenta. Oczywiście czasem się zdarza, że po prostu "nie ta chemia" jest między dwoma osobami, no ale wtedy też nie wolno twierdzić, że pacjent "nawala". Ja mam odmienną gotowość do otwierania się z emocjami, w zależności od osoby. Bo jednym ufam bardziej, innym mniej, a innym wcale.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naranja, ale to też nie jest sposób, by zwalać wszystko na terapeutę.

 

A czy ja tak napisałam?

 

Terapia to praca dwustronna.

 

No więc właśnie...

 

W każdej mojej terapii czułam, że daję maks z tego, co mogę. Na tyle, ile umiem. Reszta należała do terapeuty, aby jakoś terapią odpowiednio pokierować. A gdy coś nie szło, to zawsze winą mnie obarczali (dotychczasowi terapeuci, lekarze). TYLKO mnie. To nie fair!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naranja, czy możesz mi odpowiedzieć na pytania, które zadałam parę stron wcześniej?

 

Co do problemu Kasi, to zastanawiam sie nad tym od paru dni, nawet się zastanawiałam czy w ogóle głos zabierać...

Kurczę, Ja Kasie rozumiem...Ona MA jeszcze coś do stracenia...ma pracę, którą LUBI, CENI...ma coś, co nadaje sens Jej życiu...

Jejku Dziewczyny, ja nie chcę dewaluować F7, ale mało jest chyba przypadków, którym ten pobyt radykalnie zmienił życie...podobnie jest pewnie z oddziałem dziennym...a byli i tacy, którzy się totalnie po 7f rozłożyli...to jedna strona medalu...nie wiem jak wyglądała tam prawdziwa terapia osoby, która przeżywa emocje z terapeutą, który nie milczy...miałam wrażenia, że moja współlokatorkę z pokoju ten pobyt wzmocnił...ona miała bulimię...i z tego co widziałam dało jej to tyle, co kopa w dupę, że musi się pilnować z jedzeniem i z wydawaniem pieniędzy...widziałam ile ja to wysiłku kosztuje...ja mogłam sobie po prostu pójść po batonika, bo taką miałam ochotę, a ona nie szła, bo wiedziała, że to by wywołało u niej lawinę zakupów i na batoniku by się nie skończyło...ale nie wyleczyli jej ze skłonnosci, bo to chyba niemożliwe...skoro wiele lat "żarła", to sądzę, że następne 10 lat będzie musiała się pilnować... tam nie ma cudownych uzdrowień, może sa, ale bardzo rzadko i - to moje podejrzenie - w lżejszych przypadkach, gdy u kogoś "zmiany" jeszcze się tak nie zakotwiczyły...

 

Druga strona medalu - nieraz sobie myślę, że gdybym trafiła do takiego ośrodka (ale akurat chyba nie do Krakowa tylko bardziej gdzieś gdzie byli nastawieni na nerwice) z 10 lat temu, to może by nie było tego dramatu teraz...to by przemawiało za tym, żeby Kasia jechała, póki nie jest za późno...i może sam odpoczynek trochę zrobi...tylko pytanie co potem...żeby nie wylądować bezrobotnym na ulicy i nie wpaść w jeszcze większą deprechę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naranja, czy możesz mi odpowiedzieć na pytania, które zadałam parę stron wcześniej?

moja współlokatorkę z pokoju ten pobyt wzmocnił...ona miała bulimię...i z tego co widziałam dało jej to tyle, co kopa w dupę, że musi się pilnować z jedzeniem i z wydawaniem pieniędzy...widziałam ile ja to wysiłku kosztuje...ja mogłam sobie po prostu pójść po batonika, bo taką miałam ochotę, a ona nie szła, bo wiedziała, że to by wywołało u niej lawinę zakupów i na batoniku by się nie skończyło...ale nie wyleczyli jej ze skłonnosci, bo to chyba niemożliwe...skoro wiele lat "żarła", to sądzę, że następne 10 lat będzie musiała się pilnować...

 

No ale co to za "leczenie" w takim razie? Leczenie nie ma polegać na powstrzymywaniu się od zachowań siłą woli albo jakimiś innymi technikami, ale właśnie na oddziaływaniu na przyczyny, czyli tendencje. Przecież u podłoża tych tendencji coś stoi. Ja już nie mogę i nie chcę tak żyć, aby tylko kontrolować pewne zachowania i myślenie, za dużo wysiłku i nerwów mnie to kosztuje i tyle energii pochłania, że nie wystarcza jej na nic innego i nie mam siły BYĆ, nie mówiąc już o funkcjonowaniu w życiu. Nie da się na dłuższą metę "żyć" pilnując swoich zaburzeń i kontrolując je, bo to nie jest życie.

 

Przecież to nie o to chodzi, aby powstrzymywać się od chęci autoagresji albo objadania się albo od myśli samobójczych i... nie wiem, coś robić? Tylko o to, aby tak uleczyć umysł i serce, by nie mieć chęci robienia sobie krzywdy i móc się zająć życiem, a nie wieczną kontrolą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tak żyję...moje uczucie "ciepienia" i pustki jest tak wielkie, że nie da sie tego opisać...chodze do pracy po to, żeby mysleć o zabiciu się 5 razy dziennnie a nie 15....nie wytrzymałabym w domu jak NIC mnie nie interesuje, nie mogę się zdrzemnąć, zrelaksować, sa to dla mnie rzeczy od 1,5 roku niedostępne...

Co do leczenia 7f, to nie wiem...ta dziewczyna miała bardzo fajną chyba terapeutkę...może nie da się inaczej...może inie da się rozmową sprawić, żeby jej znikły tendencje do obżerania się a mi żeby powróciły uczucia...nie wiem

Jeśli o mnie chodzi to na 7f jest wg mnie luka - tam się nie myśli o przypadkach "beznadziejnych" gdzie by się przydały jakieś zajęcia aktywizujące...ja tam spędziłam całe tyogdnie głównie na łózku i nikt się nie przejął głeboką depresją, a nawet w nią nie uwierzyli, jak juz pisałam. Mi osobiście więcej dał Oddział Zapobiehgania Nawrotom, tam nie ma typowej terapii, ale przez zajęcia aktywizujące, grupowe, poczułam się lepiej...zastanawiam się czy nie isc tam jeszcze raz, ale wtedy jeszcze cos czułam, cos mnie interesowało...boję się, że teraz tez bym głównie siedziała, albo tak by mnie roznosił lęk i cierpienie, że przenieśliby mnie znów na F2...a tam wiemy jak jest...

Czy mogłabyś mi odpowiedzieć Naranjo na moje pytania sprzed kilku stron? Jeśli zechcesz...czy na przykład Twoja depresja jest spowodowana czymś konbkretnym czym się zamartwiasz czy tak po prostu Ci zostało? Ile lat już tak trwasz na rencie? Czy odczuwasz w ogółe chociaż czasem coś dobrego? Coś Cię interesuje? Czy bierzesz jakieś leki? Czy jesteś w stanie spać bez leków? Czy czujesz uczucia wyższe? Jeśli odpowiesz, to dzięki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asiu, a z czego Ty się utrzymujesz, skoro nie pracujesz?

 

Mnie na razie mama utrzymuje jeszcze.

 

Brak uczuć, ktoś usunął link do filmu "Cabaret" online. :-( Co najwyżej mogę Ci wytłumaczyć, jak ściągnąć ten film przez Chomika. :-)

 

Brak uczuć, daj znać, jak lekarz Ci postawi diagnozę, ok?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam u psycholożki.Była załamana moim cierpieniem. Widziałam, że prawie płakać jej się chciało. Powiedziała, że widzi, że na mnie psychoterapia nie działa i że może rzeczywiscie mam schizofrenię. Wpsółczuła mi, że musze się denerwować jeszcze tyle dni. Powiedziała, że jeśli prof. Rybakowski, taki świetny specjalista uzna, że to schizofrenia, to ona to przyjmie. Powiedziała mi, że mi z całego serca współczuje, że tak się męczę. Powiedziała, że nie widzi sensu dalszych spotkań, bo byłoby to tylko wyciąganie pieniędzy. Ja jej tylko wyszeptałam moje największe pragnienie teraz ( i zresztą chyba od 1,5 roku): że strasznie pragnę umrzeć, żeby to cierpienie się skończyło. Widziałam jak ją to bolało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem nie ma co się sugerować tym, że jednym 7f pomógł, innym nie. Żeby to móc stwierdzić, trzeba samemu zobaczyć, przeżyć, doświadczyć.

Wkurza mnie ....takie straszenie i filozofowanie.

Decyzja należy do każdego zainteresowanego.

Każdy na swój sposób dojrzewa do decyzji inaczej.

 

Najgorzej to jest nie robić nic. A tragedia jest wtedy kiedy zmienia się lekarzy jak rękawiczki, chodzi od specjalisty do specjalisty, przegrzebuje się Internet i sugeruje się wypowiedziami innych przypisując sobie zaburzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem nie ma co się sugerować tym, że jednym 7f pomógł, innym nie. Żeby to móc stwierdzić, trzeba samemu zobaczyć, przeżyć, doświadczyć.

Masz rację. DLatego ja dałam sobie szansę i pojechałam. Zresztą przecież jest ze mną tak źle, że nie miałam nic do stracenia. Teraz chyba też pójdę do jakiegoś szpitala. Nie dam rady pracować..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, Ty musisz zacząć chcieć trzymać się jednego toru, rozumiesz? Jednego specjalisty i jednego terapeuty. Bo takie mieszanie Tobie w głowie nic nie daje.

Obojętnie co masz....trzeba to leczyć.

Ja będę trzymała kciuki,żeby wreszcie coś u Ciebie ruszyło!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

prawie na samym początku sesji usłyszałam od terapeutki, że schudłam. rzuciło się jej to w oczy po przewie w naszych spotkaniach. pytała ile ważę. powiedziałam prawdę - 43 kg. patrzyła trochę podejrzliwie, powiedziała, że wyglądam na mniej. bo to też prawda. ale nie kłamałam, bo tyle faktycznie ważę.

powiedziała, że to bardzo mało, wyglądam na wychudzoną, i że martwi się o mnie.

a ja, głupia, ucieszyłam się w pewien sposób jak mi powiedziała, że schudłam. :hide: mój rozum walczy z uczuciem. wiem, że nie wolno mi chudnąć, a tak mnie do tego ciągnie. miotam się.

wygram tę walkę czy polegnę po raz trzeci..? :roll:

rozmawiałyśmy też o mojej apatii, niemocy, o moich nasilonych objawach boreliozowych, o lęku...

 

powiedziała dziś jeszcze coś, co mnie ucieszyło - że dobrze mnie widzieć po tej dwutygodnoiwej przerwie.

i że na letni urlop idzie na trzy tygodnie, a nie na 4 jak w ubiegłym roku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obojętnie co masz....trzeba to leczyć.

 

No właśnie, bo co z tego, czy ma się diagnozę tego czy siamtego - leczyć trzeba SIEBIE, ze swoją indywidualną historią życia i problemami. Aha, ja tak mówię, bo uważam, że generalnie wszystkie zaburzenia i choroby (o ile nie ma się ewidentnych zmian organicznych w mózgu itd.) mają głównie podłoże psychologiczne, w tym ChAD i schizofrenia. Mój psychiatra też tak uważa. Diagnoza to tylko określenie struktury psychiki, zestawu objawów = warstw ukrywających problemy emocjonalne, osobowościowe. Jedni mają taki zestaw, drudzy inny, ale najważniejsze jest TO, CO POD SPODEM.

Brak uczuć, niezależnie od tego, czy ma diagnozę zaburzeń osobowości czy schizofrenię, jest ciągle tą samą osobą i to siebie ma leczyć, a nie diagnozę. Pustka jest tylko OBJAWEM, mechanizmem obronnym.

 

-- 14 cze 2011, 09:23 --

 

czy na przykład Twoja depresja jest spowodowana czymś konbkretnym czym się zamartwiasz czy tak po prostu Ci zostało?

 

Teoria mojej depresji jest taka:

Najpierw miałam tak, jak ty - silne lęki przed śmiercią, bardzo, bardzo silne emocje związane z konkretnymi trudnościami, tematami (tyle, że wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy do końca!). Głównym objawem był lęk i pobudzenie. Jak brałam Xanax, było ok. Generalnie, z perspektywy czasu wiem, że u progu dorosłości zaczęły się ujawniać moje trudności emocjonalne, osobowościowe (które skutkowały lękami), trudności w określeniu siebie, trudności w byciu w związkach z ludźmi. Spotkało mnie też kilka przykrych sytuacji skumulowanych w krótkim czasie. A ponieważ nie umiałam sobie z tym poradzić to stopniowo zaczęło postępować obniżenie nastroju, znieczulica, "brak uczuć", czyli zamrażanie emocji, z którymi nie mogłam sobie poradzić (nie myślałam wtedy o terapii, psychiatra mi ją odradzała - głupia pizda!) oraz wycofywanie się z życia, z relacji z ludźmi, z funkcjonowania. = depresja, = "pustka". Moja depresja jest efektem mojego stosunku do samej siebie, moich trudności emocjonalnych, kryzysu tożsamości, bezradności wobec tego, poczucia winy i lęku w związku z usamodzielnieniem się, zamrażaniem w sobie gniewu, żalu i złości do matki i do siebie, na które już nie mam siły, jest efektem niespełnienia, niezaspokojoną tęsknotą za bliskością, której jednocześnie się boję. Moja depresja jest zarazem efektem trudności emocjonalnych w byciu z ludźmi (i ze sobą samą), a zarazem czymś, co mnie od tych trudności trzyma z daleka (zdołowana nie wychodzę do ludzi).

 

Ile lat już tak trwasz na rencie?

 

Nie jestem już na rencie. Po części utrzymuje mnie, niestety, rodzina, ale mam jeszcze swoje własne oszczędności, poza tym obecnie pracuję w domu.

 

Czy odczuwasz w ogółe chociaż czasem coś dobrego?

 

Prawie nigdy. Czasem zdarzają się króciutkie przebłyski, w których się na chwilę z czegoś uśmiecham, np. jak mój kot mi kładzie pyszczek na dłoń - ale to nie jest radość, raczej uśmiech, jakieś ciepło, ale "przez łzy", ból wewnętrzny nadal czuję, on nigdy nie znika. Czuję się też dobrze (choć ból nadal jest), gdy w kontakcie z drugim człowiekiem odczuwam empatię - doceniam to.

 

Coś Cię interesuje?

 

O pasjach i wielkich zainteresowaniach mogę zapomnieć. Jak mam lepsze momenty to np. interesuje mnie chociażby to, co ciebie - napisanie tutaj na forum, poczytanie, co inni piszą; w lepszych momentach czasem zerkam na chwilę do książki z nauką francuskiego, bo interesuje mnie ten język, tak samo, jak kraj - więc czasem coś szukam w internecie na temat Francji. Czasem spodoba mi się jakiś utwór, piosenka, ale to też nie jest radość albo jakaś przyjemność słuchania, no może czasem coś w rodzaju lekkiego zaciekawienia, chociaż muzyka raczej służy mi zagłuszaniu "pustki" i myśli w głowie, aby coś tam szumiało, grało. Nie mogę powiedzieć, że słuchanie muzyki sprawia mi przyjemność. Od czasu, gdy chodzę na terapię zaczęły mnie interesować książki psychologiczne, przeczytałam ich mnóstwo, chociaż ostatnio te zainteresowania mocno opadły i przestałam czytać, choć czasem gdzieś tam zerknę, ale już bez większego zainteresowania. Interesują mnie różne kwestie społeczne związane z trudnymi tematami: eutanazją, aborcją, tolerancją, związkami homoseksualnymi, wiarą, religią, adopcją, charytatywne działania - ale to w lepszym stanie. Interesują mnie kwestie filozoficzne, refleksje na temat odpowiedzialności, wolności, boga. Ale jednocześnie mnie to przeraża i dołuje. (dziwna jestem;))

Kiedyś, jak byłam zdrowa, miałam dużo różnych zainteresowań i pasji. Podróże. Szkoła muzyczna. Taniec. Konie. Nauka języków obcych.

 

Czy bierzesz jakieś leki?

 

Tak, antydepresanty. Doraźnie (chociaż już długo, długo nie brałam) Xanax.

 

Czy jesteś w stanie spać bez leków?

 

Hmm. Przez 6 lat absolutnie nie było to możliwe. Bez leku nie spałam całą noc, będąc w niepokoju. I do niedawna też tak było, brałam lek nasenny (antydepresant), wcześniej neuroleptyki. Od paru tygodniu go nie biorę, no i jakoś śpię, ale to też jest zły sen - budzę się kilka razy w nocy i nie mogę zasnąć, męczę się, ale chyba jeszcze nie na tyle, aby coś sobie dołożyć, sama nie wiem. W porównaniu do 99% bezsennych nocy i tak jest postęp, że w ogóle zasypiam...

 

Czy czujesz uczucia wyższe?

 

NIE.

Czasm mam jakieś przebłyski co najwyżej.

 

Nie czuję miłości do kogokolwiek i nie czuję się kochana.

Nie odczuwam radości ani przyjemności.

Nie czuję się z kimkolwiek związana, przywiązana (raczej - uzależniona emocjonalnie, to co innego). No, może trochę czuję się związana z moja babcią.

Nie czuję z nikim bliskości, tak naprawdę.

Nie czuję ciepła w sobie - ani do siebie, ani do innych ludzi.

Nie odczuwam wdzięczności.

 

Wyjątki:

Rzadko, ale jednak, zdarzają mi się przebłyski uczucia empatii i współczucia do innych.

Czasem zdarzają mi się uczucia tęsknoty za kimś.

Czasem, ale baaaardzo rzadko się wzruszam, kilka razy na rok.

Zdarzyło mi się z tym roku uczucie bliskości z kimś, kto wykazywał empatię i ciepło w stosunku do mnie. I tęskniłam za tą osobą i bardzo się do niej przywiązałam. Płakałam za nią. Czasem ją wspominam w myślach - chociaż (ostatnio) "nic nie czuję".

Na pewno, gdybym zobaczyła, że jakiemuś zwierzakowi dzieje się krzywda - czułabym ból i chęć pomocy.

Odczuwam potrzebę bliskości, albo wiem, że jest gdzieś pod skórą, tylko ją tłumię.

Czuję się samotna (a za samotnością stoi potrzeba kontaktu z ludźmi) - czy to uczucie wyższe?

Czasem płaczę (choć częściej nie mogę z siebie nawet wydusić łez - taka znieczulica) - a płacz to coś typowo ludzkiego.

Jestem zdolna do odczuwania poczucia winy.

Czasem robi mi się ciepło w sercu (jakie to uczucie?), gdy ktoś okaże mi ciepło, empatię, wyrozumiałość.

Czasem mnie coś mocno porusza - ale to bardzo rzadko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NO to w sumie nie aż tak daleko mi do Ciebie...chociaż ja czuję się za grubą szybą. Od 1,5 roku nie zrobiło mi się "ciepło w sercu" ( no chyba, że po stilnoxie, bo on tak działa "euforyzująco". No i u nie ta pustka jest tak bezkresna, że zainteresowań nie mam żadnych już. Myślę, ze to moje "cierpienie" to mogą być stłumione, zablokowane uczucia, które gdzieś się kotłują. Pytanie - czy je da się odblokować psychologicznie czy farmakologicznie. Nie wiem. Wiem, że mi dałaś trochę nadziei Twoim postem - że w sumie masz podobnie, nawet myśli samobójcze masz od lat tak jak ja. Więc może to nie jest schizofrenia prosta. Zawsze jak mi ktoś da nadzieję i nie myślę o tej strasznej chorobie to mi się nieznacznie poprawia.Psycholożka do której chodziłam mówi, że nie umie mi pomóc.

Czy nie zastanawiałaś się nigdy, że "znieczulica" i anhedonia to efekt długotrwałego przyjmowania antydepresantów? Pojawiają się takie opinie, nawet na ulotce od SSRI jest napisane, że powoduja anhedonię...a prof. Wciróka w swojej książce pisze o spłyceniu uczuć po SSRI...może za 20 lat się okaże jakie g...brałyśmy...ja przez 7 lat brałam seroxat...

A Ty jaki bierzesz?

Ja dziś obudziłam się z potwornym lękiem wywołanym myślą o schizofrenii prostej, myślę, że każdy mnie rozumie...teraz po 2 clonazepamach jakoś sie trzymam, ale jak mi się przypomni, że w sobotę jadę, to aż mnie paraliżuje...takie rzeczy czuje jakoś...a pozytywnych nic

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

_asia_, Asiu, martwię się o Ciebie bardzo. Nie możesz dopuścić do kolejnej anoreksji, błagam Cię...

 

naranja, brak uczuć, ja nie jestem w stanie wykrzesać z siebie zainteresowania czymkolwiek. nie mam ochoty w ogóle rozmawiać z ludźmi, nie mam nic do powiedzenia, ani nie chce mi się ich słuchać.

w mojej historii choroby, którą dostałam od mojej psychiatry na potrzeby 7F, gdzie są opisane wszystkie nasze spotkania, co drugie słowo to anhedonia. Zaczynam czytać książkę i nigdy jej nie kończę. Też miałam okres czytania książek psychologicznych, teraz już nie mam ochoty, ani nie czuję zainteresowania. Jedyna rzecz, która czasem mnie koi to jest muzyka. Chowam się za nią, tak jak któraś z Was wyżej napisała. Moje codzienne życie nie ma nic wspólnego z przyjemnością i uśmiechem, wszystko co robię, to z musu, do wszystkiego autentycznie się zmuszam, ale ostatnio najchętniej się wyłączam od wszystkiego i mogę spać bez przerwy, oczywiście w dzień, bo wieczorem aż strach zasnąć bez tabletki. Jestem cały czas spięta, na stand-by'u, nie potrafię ani na chwilę odczuć ulgi, o relaksie i odpoczynku już nie wspomnę. Ja w ogóle nie mam siły ani chęci żyć. Nie mam planów, na nic nie czekam, w nic nie wierzę. Ciągle się zastanawiam, po co być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, ze to moje "cierpienie" to mogą być stłumione, zablokowane uczucia, które gdzieś się kotłują. Pytanie - czy je da się odblokować psychologicznie czy farmakologicznie. Nie wiem.

 

Mnie, jeśli już coś odblokowuje, to wyrozumiałość, empatia i ciepło drugiej osoby (chociaż nie zawsze, to zależy). Przy terapeutach, którzy tych cech tak naprawdę nie posiadali, gdy były to suche intelektualne rozmowy, miałam silną blokadę.

 

Psycholożka do której chodziłam mówi, że nie umie mi pomóc.

 

To dobrze, z jednej strony, że się przyznaje (o ile nie obwinia tym ciebie).

Poszukaj innej.

 

Czy nie zastanawiałaś się nigdy, że "znieczulica" i anhedonia to efekt długotrwałego przyjmowania antydepresantów?

 

Nie, u mnie nie jest tak. Napisałam ci, jaką mam teorię na temat mojej znieczulicy. To, że ona potrafi puszczać (czasem) przy pewnych empatycznych osobach, jest dla mnie dowodem, że nie chodzi tylko o biologię mózgu. Natomiast w trakcie brania neuroleptyków faktycznie czułam się przymulona i zobojętniała, ale tylko podczas brania.

 

Ja dziś obudziłam się z potwornym lękiem wywołanym myślą o schizofrenii prostej, myślę, że każdy mnie rozumie...

 

Słuchaj, jak sobie przejrzałam, co to jest ta schizofrenia prosta to powiem Ci, że spokojnie pasuję do objawów - tracę poczucie kontaktu z rzeczywistością, od 2,5 roku siedzę w izolacji w domu, bez kontaktów z ludźmi, mam zanik tych wyższych uczuć, o których piszesz, czuję się wypruta z osobowości, tożsamości, mam trudności z odróżnianiem siebie od innych ludzi, poczucie, że nie jestem człowiekiem, czasem stany, w których czuję się, że się rozpływam, że nie istnieję, bywam czasem bardzo podejrzliwa. W zasadzie to trudno o mnie teraz powiedzieć, że jestem typowym BPD, bo nie ma mnie wśród ludzi wcale; raczej jestem takim schizoidem odciętym od społeczeństwa i od samej siebie. Tylko co z tego?? Mnie to wali, w sensie diagnoza. Nie z diagnozy/nazwy mam się leczyć przecież. Jakkolwiek nazwać to, co się ze mną dzieje (czy schizofrenią prostą, czy BPD, czy jeszcze jakoś inaczej) - ciągle jestem osobą z tymi samymi trudnościami, problemami, historią życia i z tego mam się leczyć, o tym mówić.

 

-- 14 cze 2011, 11:24 --

 

 

nie mam ochoty w ogóle rozmawiać z ludźmi, nie mam nic do powiedzenia, ani nie chce mi się ich słuchać.

w mojej historii choroby, którą dostałam od mojej psychiatry na potrzeby 7F, gdzie są opisane wszystkie nasze spotkania, co drugie słowo to anhedonia. Zaczynam czytać książkę i nigdy jej nie kończę. Też miałam okres czytania książek psychologicznych, teraz już nie mam ochoty, ani nie czuję zainteresowania. (...) Moje codzienne życie nie ma nic wspólnego z przyjemnością i uśmiechem, wszystko co robię, to z musu, do wszystkiego autentycznie się zmuszam, ale ostatnio najchętniej się wyłączam od wszystkiego (...) Jestem cały czas spięta, na stand-by'u, nie potrafię ani na chwilę odczuć ulgi, o relaksie i odpoczynku już nie wspomnę. Ja w ogóle nie mam siły ani chęci żyć. Nie mam planów, na nic nie czekam, w nic nie wierzę. Ciągle się zastanawiam, po co być.

 

Mogę się pod tym podpisać i jeszcze parę rzeczy bym dodała. Z wyjątkiem jednego - we mnie (chociaż tracę nadzieję z 10 razy dziennie!) ciągle jest wiara, krucha - ale jednak.

 

Jeśli zastanawiasz się, po co być, to spróbuj pójść na 7f. Ustal jakieś priorytety. Moim zdaniem przejawiasz trochę czarno-białe myślenie, że jak nie ta praca to żadna inna, koniec, przepaść. wiem, jaka jest sytuacja na rynku pracy, ale bez przesady. Ile jeszcze dasz radę tak ciągnąć? Mówię Ci, potem ZNAJDZIESZ pracę, może nawet lepszą. A teraz myśl o tym, aby skupić się na sobie, na leczeniu emocji. Przez pół roku może ci dobrze zrobić bycie z ludźmi, którzy przeżywają podobnie, wyrwiesz się z tej samotności (bo mieszkasz sama, tak?), może się jeszcze zdziwisz, że polubisz życie w grupie. Będziesz miała pół roku na to, aby przestać zadręczać się, jak ciągnąć z pracą w takim beznadziejnym nastroju oraz znosić uwagi siostry. Poznasz wiele osób, które czują podobnie, będziesz miała na codzień z kim rozmawiać o tym, co boli, ale i co cieszy być może.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Asiu, a z czego Ty się utrzymujesz, skoro nie pracujesz?

 

Mnie na razie mama utrzymuje jeszcze.

Agnieszko, jako, że z racji mojego złego stanu zdrowia nie mogę podjąć pracy, utrzymuje mnie moja rodzina. :(:roll::oops: Tzn. psychoterapię finansuję sobie sama, i jakieś tam bieżące potrzeby też - ze stypendium naukowego i korepetycji, których trochę udzielam. Nie wiem co będzie ze mną po skończeniu studiów, bardzo mnie to dołuje. :( Kończę studia wymagające w pracy wysiłku typowo umysłowego, a przez boreliozę w mózgu mam watę, nawet korepetycji jest mi bardzo trudno udzielać. Nie mówiąc już o moim światło-, dźwięko- i zapachowstręcie, ciągłym silnym zmęczeniu, bólach, mój światłowstręt po zwiększeniu dawki ziół zwiększył się do tego stopnia, że w łazience kąpię się w okularach przeciwsłonecznych, nawet lampka nocna strasznie mnie razi. :( Musiałabym szukać czegoś, co mogłabym robić w domu i w nienormowanym czasie pracy. Pytanie tylko - co to mogłoby być? Tłumaczenia? Wczoraj idąc na terapię weszłam na chwilę do sklepu i jak wyszłam to nie wiedziałam w którą stronę mam iść, jak trafić, mam takie straszne zawieszki, a co dopiero coś przekładać w obcym języku. :(

Kasiu, a mnie strasznie martwi Twój stan, i sama już nie wiem co Ci mogłabym poradzić... :( Czy myślisz, że Twój stan może mieć naprawdę związek z chodzeniem do pracy? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też nie potrafię podjąć decyzji czy i do którego szpitala pójść. Któremu lekarzowi ufać. Mam skrajne diagnozy. Nawet jak Rybakowski mi stwierdzi schizofrenię prostą to i tak nie będzie pewne, bo mam tysiąc innych diagnoz.

 

Jestem uzależniona od benzodiazepin:(:(:(:( Moja lekarka mówiła, może pani spokojnie brać, jak się pani uzależni, to panią z tego wyprowadzę, a teraz jak jej napisałam co robić to ma mnie w d...1 mg clonazepamu starcza mi na 2h, a potem znów mnie przytłacza lęk.

 

Im dłużej Was poznaję Dziewczyny tym jednak więcej widzę wspólnego.Na początku byłyście dla mnie "kosmitkami" - ja wrak, a z Waszych postów jakieś życie się jednak przebijało. Ale widzę coraz wyraźniej, że nie jest tak różowo...i że nie aż tak daleko mi do Korby albo Naranji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×