Skocz do zawartości
Nerwica.com

Add

Znaleziono 2 wyniki

  1. Cześć, chciałbym zapytać was o jedną rzecz, otóż to od roku leszcze się na schizofrenię paranoidalną, leżałem w szpitalu psychiatrycznym 1 raz, reakcja po neuroleptykach po raz pierwszy była w miarę ciężka, i niedostatecznie wymagana, dopiero po wielu miesiącach brania rispoleptu i leków antydepresyjnych (Sertralina krka), zacząłem czuć się dobrze gdy zmieniłem je na inne, teraz biorę olanzapine samą, wszystko jest git oprócz tego że jestem mega śpiący po lekach i nie mogę się skoncentrować, kawa nie pomaga, kwasy tłuszczowe omega 3 w tranie też nie, więc moje pytanie jest takie czy mogę brać Metylofenidat ( na przykład medikinet), czy coś się może stać? Chciałbym bardzo brać ten lek bo ma wiele pozytywnych opinii z góry dziękuję za odpowiedź.
  2. Dobra nie wiem gdzie pisać to piszę tu, bo chyba każdy problem dostatecznie długo nierozwiązany kończy się depresją. Mam taki problem że jak ktoś mi się podoba i nawiąże z nim kontakt to nagle czuję że ta osoba się mną brzydzi i chce ten kontakt przerwać. To samo jeśli ktoś kogo już znam zacznie mi się podobać. Przez długi czas byłam przekonana że fakt że ktoś mi się podoba **powoduje** to że staję się dla tej osoby odrażająca. Ale przecież czasem to staje się o 3 w nocy gdy z tą osobą nie mam żadnego kontaktu, a nagle czuję jak natychmiast po myśli "fajny jest" pojawia się przeświadczenie "nienawidzi mnie". W drugą stronę, jeśli komuś się wyraźnie podobam, automatycznie podejrzewam podstęp i mam uczucie że ta osoba chce mnie wrobić w to żebym grała w jej wersji świata, i uciekam co sił. Wydaje mi się że chce mnie podstępem skrzywdzić i zmusić do czegoś. Wydaje mi się ta osoba odrażająca, obrzydliwa. Jak się można domyślić ten problem od wielu lat uniemożliwia mi związki. Jak tylko kogoś bardziej polubię dostaję takiego ataku paniki że prędzej czy później odwalę jakiś cyrk i ta osoba sobie da spokój. Koło się zamyka. Ostatnio nawet udało się mi nie okazać na zewnątrz niczego (z pomocą dużej ilości alkoholu i innych dysocjacji), na co osoba ta zerwała bo "nie było czuć niczego między nami". O, i zwykle zerwanie jest po miesiącu. Gdyby to można było obstawiać byłabym milionerką. Opisałam to lekko, problem w tym że każdy taki koniec jednomiesięcznego związku to dla mnie taki cios jakbym co najmniej rozwód brała. Po jednym miesiącu dochodzę do siebie z rok, dwa. I każdy następny raz jest gorszy. Jestem w tym momencie osoba przepełniona nienawiścią, nieufną, w ciężkiej depresji, z myślami samobójczymi, próbująca się na siłę przekonać do decyzji żeby już nigdy z nim nie próbować i zaakceptować że muszę być sama. Ale z wiekiem to coraz bardziej boli. Nie rozumiem dlaczego mnie zostawiają. Wydaje mi się że z sposób w jaki to robią jest nieludzki i okrutny. Czuje się bardzo krzywdzona. Mnóstwo diagnoz już rozpatrywałam, BPD (strach przed porzuceniem), CPTSD (triggery emocjonalne), ostatnio mi zasugerowała terapeutka ADD (zbyt wysoka wrażliwość i niedostateczne uspołecznienie), gubię się w tym i chce być normalna, moje poczucie własnej wartości nie istnieje, nienawidzę siebie, obsesyjnie rozdrapuje każde słowo które kto powiedział żeby zrozumieć co źle zrobiłam że znowu zerwał. Nie mogę się powstrzymać by nie pisać po zerwaniu. Pisze jak mnie boli i jak skrzywdzili.. po 10 maili dziennie.. po jednym zerwaniu sprawdziłam czas między zerwaniem a ostatnim mailem: 11 miesięcy. Ile życia, stresu, zdrowia na to idzie. Od której strony się w ogóle za to zabrać? Czasem już naprawdę chce żeby to po prostu już nie było. I tyle. Jestem na terapii, trzeciej chyba, z tym że i na terapii mam to samo: boje się że jak powiem jak jest naprawdę że mną to terapeutka mnie odrzuci, powie że takich rzeczy nie leczą. Więc tak gram żeby szkło gładko i przyjemnie. Jedna mi powiedziała że "jestem najłatwiejszym pacjentem, co jest dziwne jak na BPD". Pomysły?
×