Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

generalnie, że nie zgadza się z diagnozą, że każdy ma zaburzenia i że co to ma teraz oznaczać - że jestem chora psychicznie?

 

Nie. To oznacza, że Twoje problemy emocjonalne to nie jest Twój wymysł, to nie jest przesada i to nie jest Twoje widzimisię, skoro nawet specjalista to poświadcza. No i nikt nie podejmuje próby samobójczej bez poważnych powodów. A ona jakie ma kwalifikacje, aby się z diagnozą nie zgadzać?

 

Ona nie jest złym człowiekiem. Została też bardzo skrzywdzona przez mamę i myśl, że ze mną mogą być problemy ją przerasta.

 

Korba, ja akurat mam taką filozofię życiową, że NIKT nie jest z natury złym człowiekiem. Ludzie robią złe rzeczy, bo są mocno poranieni, zaburzeni. Tylko co z tego? Bolą nas nie niewidoczne intencje ludzi, ale ich CZYNY. Bagatelizowanie, odmawianie wsparcia, brak starań, aby zrozumieć... Twoja siostra złym człowiekiem nie jest, ale ZACHOWUJE SIĘ wobec Ciebie źle. Rani Ciebie, robi zjebki, nie stara się nawet wykazywać zrozumienia, bagatelizuje. Piszesz, że JĄ przerasta to, że Ty masz problemy. A czy ona myśli tak o Tobie, że CIEBIE coś przerasta? Np. jej brak CHĘCI zrozumienia. A przecież nikogo "bliższego" od niej nie masz.

 

Złości się, że cała nasza rodzina nie jest normalna.

 

Och boże! No rzeczywiście... A ona to normalna z takim podejściem?

 

Ale kocham ją i wiem, że kocha mnie.

 

CZUJESZ jej miłość?

 

Nie mogę jej olać, bo nikt mi nie zostanie.

 

To akurat ROZUMIEM DOSKONALE :cry:

Mam podobnie z rodziną :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, ja akurat mam taką filozofię życiową, że NIKT nie jest z natury złym człowiekiem. Ludzie robią złe rzeczy, bo są mocno poranieni, zaburzeni. Tylko co z tego? Bolą nas nie niewidoczne intencje ludzi, ale ich CZYNY. Bagatelizowanie, odmawianie wsparcia, brak starań, aby zrozumieć... Twoja siostra złym człowiekiem nie jest, ale ZACHOWUJE SIĘ wobec Ciebie źle. Rani Ciebie, robi zjebki, nie stara się nawet wykazywać zrozumienia, bagatelizuje. Piszesz, że JĄ przerasta to, że Ty masz problemy. A czy ona myśli tak o Tobie, że CIEBIE coś przerasta? Np. jej brak CHĘCI zrozumienia. A przecież nikogo "bliższego" od niej nie masz.

 

 

NIC DODAĆ, NIC UJĄĆ....

 

CZUJESZ jej miłość?

 

nie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja rodzina nie akceptuje mojej choroby, nawet moich licznych nieobecności w pracy, wg nich (mojej siostry przesadzam).

za diagnozę przedstawioną jej na papierze dostałam zjebkę. temat bordera i spraw psychicznych jest tematem tabu. nie rozmawiamy o tym.

ona nawet nie wie, że jeździłam na konsultacje do Krakowa. myśl o przeprowadzeniu z nią rozmowy o zniknięciu na pół roku mnie przeraża do głębi. na samą myśl mam odruch wymiotny.

U mnie bardzo długo było podobnie...mama latami olewała moje stanu nerwicowo - deprsyjne od których się wszystko zaczęło. Jak chciałam jej powiedzieć, coś na temat nerwicy, co np. przeczytałam w necie, to odpowiadała, że ją to nie obchodzi. W ogóle się moją nerwicą nie przejmowała i dalej urządzała awantury jednocześnie trując mi, żebym rzuciła paroxetynę i tabletki na sen. Rozumiecie? Codzienne fochy mjej mamy, pretensje, nieliczenie się znikim, co weekend wyżywanie się na nas i jednocześnie trucie żebym rzuciła tabletki.

A z moją siostrą temat mojej choroby jest tematem tabu całkowitym, przy czym ona robi dla siebie wyjatki i potrafi mi dokuczyć. Ogólnie ona moje cierpienie, które ciągle czuję i brak uczuc chyba uważa za kłamstwo i wymysły. Tak samo często dostawałam zjebkę np. za myśli samobójcze.....jak po rispolepcie mi się zreobiły pierwszy raz takie silne myśli zamobójcze (niestety zostało do dziś) to mój ojciec chciał mnie lać za to...a ja cała chodziłam taki niepokók wywołał risolept...i niestety od tamtej pory nigdy juz nie było normalnie ze mną, kilka dni rispoleptu zmieniło mnie całą - to moje zdanie, ale to inny temat.

Teraz moi rodzice się zmienili i są bardzo przejęci moim stanem, tylko teraz to jest chyba niestety kilka(naście) lat za późno

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak samo często dostawałam zjebkę np. za myśli samobójcze.....jak po rispolepcie mi się zreobiły pierwszy raz takie silne myśli zamobójcze (niestety zostało do dziś) to mój ojciec chciał mnie lać za to...a ja cała chodziłam taki niepokók wywołał risolept...i niestety od tamtej pory nigdy juz nie było normalnie ze mną, kilka dni rispoleptu zmieniło mnie całą - to moje zdanie

 

Brak uczuć, a to nie było tak, że bardziej Cię zmienił wtedy nie Rispolept, tylko reakcja Twoich najbliższych na myśli samobójcze itd.? Bo jak człowiek takie myśli ma i inne straszne objawy to oczekuje od bliskich wsparcia, rozmowy, empatii, pomocy, zrozumienia - A NIE BICIA! :shock: Może wtedy "przestałaś czuć", bo to już za wiele dla Ciebie było. "Lepiej" nie czuć nic niż czuć, że bliscy nie kochają i tak traktują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

halenore, To jest chyba zbyt obszerny temat,żeby pisać o tym.

Ciekawe.....może ktoś napisze podając przykłady.

Spectrum zachowań w BPD jest dość znaczący i charakterystyczny.

Np.

 

Problemy wynikają z tego, że osoby z borderline są niezrównoważone emocjonalnie, miewają częste zmiany nastroju, szybko się irytują i wpadają w lęki, mają nieadekwatne do sytuacji i niekontrolowane wybuchy gniewu. Objawy choroby zwykle ustępują po kilku godzinach, ale też wciąż powracają. Poza tym mają problemy z tożsamością, co wyraża się niestabilnym obrazem samego siebie - raz im się wydaje, że są wspaniali, żeby za chwilę myśleć o sobie jak o osobach nic niewartych.

 

Większość miewa też impulsywne zachowania autodestrukcyjne, które mogą objawiać się w bardzo różny sposób, np. kleptomanią, trwonieniem pieniędzy, brawurową jazdą samochodem, nadużywaniem alkoholu, czy narkotyków, a także obżarstwem, a z drugiej strony głodzeniem się. Bywa, że mają skrajnie impulsywne podejście do własnej seksualności, jedni popadają w manię seksualną, decydują się na ryzykowne zachowania z wieloma partnerami, a inni w ogóle unikają seksu.

 

Przy tym nieustannie towarzyszy im poczucie wewnętrznej pustki, lęk przed opuszczeniem. Dlatego często sami prowokują odrzucenie, bo oczekiwanie na tę chwilę staje się nie do wytrzymania albo opuszczają bliskie osoby, bo w ich przekonaniu tylko uprzedzili ruch. I wciąż chcą z tym skończyć, więc samookaleczenia i próby samobójcze są im dobrze znane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak w praktyce, w konkretnych sytuacjach życiowych objawia się border? Chodzi mi o konkretne przykłady?

 

np. Ktoś Ci coś mówi przykrego, to Ty zamiast poczuć złość i się obronić, idziesz się pociąć. Albo ktoś mówi coś obiektywie rzecz biorąc lekko niewygodnego, a Ty wpadasz w szał inp. rzucasz czymś o ścianę, albo ostentacyjnie wychodzisz i trzaskasz drzwiami, tak Cię to rusza i musisz od razu odreagować impulsywnie - zamiast porozmawiać. Jak partner chce za bardzo zbliżyć to rzucasz oschle "Idź sobie, zostaw mnie" - i nie mówisz tej osobie wprost, o co chodzi. Gdy jest trudna sytuacja, konflikt, to obwiniasz/oskarżasz/wygarniasz drugiej osobie, nie mówiąc o tym, jak Ty się czujesz (np. Ty jesteś taki, siaki, owaki! - zamiast - sprawiłeś mi przykrość tym, poczułam się zignorowana). Jak jest jakieś trudne uczucie/sytuacja to od razu je musisz jakoś odreagować: cięcie, rzyganie, rzucanie czymś, bieganie, alkohol. Przy czym najpierw robisz, potem myślisz - ta kolejność. W kontaktach z innymi ludźmi łatwo się przechodzi od idealizowania ich do nienawiści albo zobojętnienia - i jest to tak nagłe i wyraźne, że ta sama osoba nagle Ci się jawi jako ktoś zupełnie inny, więc typowe jest, że wychwalasz jakąś osobę, po czym nagle uważasz ją za beznadziejną - i bliscy nie mogą się w tym połapać. Generalnie to na zewnątrz zauważalna jest impulsywność, wybuchy gniewu, wychodzę-i-znikam, skłonność do odreagowywania, łatwość we wzburzaniu się, skrajność emocji - przed chwilą ktoś był wściekły, a teraz jest wesoły lub płacze. Cokolwiek niemiłego mówi druga osoba jest odbieranie jako atak lub zamach na siebie i trzeba się bronić... pojawiają się wtedy myśli samobójcze i generalizowanie, że nie warto żyć. O, właśnie - jest tak, że gdy jest ok w relacjach z ludźmi to nastrój jest super i życie jest piękne, a jak jest jakiś konflikt to zamiast go potraktować jako normę życiową i po prostu smutną, to to jest jak śmierć, wszystko jest od razu bez sensu, nawet istnienie własne, bez sensu jeść, żyć. Takie skrajne uzależnienie od ludzi (wbrew pozorom!!). Sposobem na "rozwiązywanie" problemów jest mówienie o samobójstwie lub wykonywanie takich gestów. Np. partner mówi, że wyjeżdża na dłużej to gadasz, że nie wytrzymasz, że masz myśli samobójcze, że zabijesz się, bo nie wytrzymasz samotności. Albo jak w domu jest niemiła atmosfera to też - szantażujesz, że się zabijesz. Ja mam tak, że jak jestem wściekła na drugą osobę albo czuję się zraniona, a druga osoba nie wykazuje chęci zrozumienia mnie, to mówię, że już mam dość, idę się zabić, ubieram się, wychodzę impulsywnie z domu, nie mówiąc, gdzie i biegnę przed siebie w płaczu, nawet w deszcz myśląc o tym, z którego wieżowca skoczyć, choć tak naprawdę tego nie chcę, tylko nie wiem, jak inaczej ukoić ból.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brak uczuć, a to nie było tak, że bardziej Cię zmienił wtedy nie Rispolept, tylko reakcja Twoich najbliższych na myśli samobójcze itd.? Bo jak człowiek takie myśli ma i inne straszne objawy to oczekuje od bliskich wsparcia, rozmowy, empatii, pomocy, zrozumienia - A NIE BICIA! :shock: Może wtedy "przestałaś czuć", bo to już za wiele dla Ciebie było. "Lepiej" nie czuć nic niż czuć, że bliscy nie kochają i tak traktują.

Nie, nie czułam już wcześniej. A rispolept wywołał potworny lęk, dramatyczne spadek nastroju, pragnienie samobójstwa i w ogóle chyba to słynne cierpienie, które przeżywam.

Jak to napisałam w innym wątku, moja terapeutka mówi po pół roku intensywnych spotkań, że terapia mi nic nie pomoże jeżeli lek czegoś nie ruszy w mojej depresji, poczuciu cierpienia ( bez powodu) i braku uczuć (wyższych i przyjemnych, bo negatywnych parę czuję).

 

A wcześniej, kilka lat temu jak jeszcze czułam, to też reagowałam przesadnie, nie do końca tak jak to opisała naranja, bo nigdy się nie cięłam,nie rzygałam, nie miałam myśli samobójcznych. U mnie to było bardziej uzasadnione - ja miałam w domu piekło, ciągłe awantury mojej mamy ( sama się ostatnio przyznała, że ona ma dużo z bordera i coś w tym jest), to bylo nie do wytrzymania, potem w sumie mam sie uspokoila, ale zaczela mi dokuczac siostra i z czasem reagowalam juz jak pies Pawlowa - wystarczyla mala zlosliwosc itd a u mnie lek przed awantura, strach przed tym co sie stani urastaly do takiej potegi, ze sie pakowalam i wynosilam z domu, potem walesalam sie, szukalam taniego noclegu, potem lek zmienial sie w lek przed opuszczeniem domu, w tesknote za swoim pokojem, zalowalam tego co zrobilam, rodzice do mnie wydzwaniali, ze mam wrocic, ze mam nie robic glupot, ze mnie bardzo kochaja, czulam sie wboec nich zobwiazana itd i w ten sposob latami sie nie odwazylam wyprowadzic z domu...no ale teraz mieszkam juz sama od 3 lat ( z przerwami z uwagi na moj tragiczny stan). Zaluje, ze sie czulam tak przywiazana do domu rodzinnego, ze nie odwazylam sie na wyprowadzke wczesniej np. na pojscie na studia do innego miasta

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak mi sie przypomniało, w temacie impulsywnych zachowań :lol: , pamietam jak dzisiaj świeta Bożegonarodzenia, przyjechałam ze studiów(byłam n apierwszym roku ), jakoś bez nastroju z nadzieją że może otrzymam troche wsparcia od rodziny i... jemy Wigilię i nagle ,szwagier którego niecierpię (z wzajemnoscią :mrgreen: ) mówi : " o widzę ze apetycik dopisuje; wy na tych studiach to tylko pijecie alkohol ,prawda?" Do szczupłych nie należałam,cały czas próbowałam "dietować" wiec jego słowa zadziałały na mnie jak czerwona płachta na byka i ...wstałam od stołu i oznajmiłam ze wracam do akademika ( przypominam, noc, zima-sieg, a ja do akademika miała 100km) .Nikt mnie nie zatrzymywał,ani mama ani tata :evil::why: i to chyba przesądziło ...spakowałam torbę i wyszłam z domu, szłąm wolno na wypadek gdyby sie namyslili i chcieli mnie zawrócić ..nie chcieli :( , pojechałam do akademika..nie wspomnę ze tych swiąt nie zapomnę do końca życia . Pamietam jaka czułam sie wtedy samotna, jak nikomu niepotrzebna, beznadziejna ...jechałam PKS-em i płakałam bezgłośnie całą drogę...Nastepnym razem przyjechałam do domu na świeta Wielkanocne :lol: ...tylko dlatego ze to świeta 8)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczyc, troche to pogmatwane...z jednej strony uciekałaś gdy matka sie awanturowała a z drugiej nie miałas odwagi rozpcząć życia na własną ręke?! :roll: ..U mnie awantur nie było, była całkowita zlewka mojej osoby na zasadzie " ona sobie zawsze poradzi" :great: ...no i radziłam/radze sobie ,raz lepiej ,raz gorzej :yeah:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak mi sie przypomniało, w temacie impulsywnych zachowań :lol: , pamietam jak dzisiaj świeta Bożegonarodzenia, przyjechałam ze studiów(byłam n apierwszym roku ), jakoś bez nastroju z nadzieją że może otrzymam troche wsparcia od rodziny i... jemy Wigilię i nagle ,szwagier którego niecierpię (z wzajemnoscią :mrgreen: ) mówi : " o widzę ze apetycik dopisuje; wy na tych studiach to tylko pijecie alkohol ,prawda?" Do szczupłych nie należałam,cały czas próbowałam "dietować" wiec jego słowa zadziałały na mnie jak czerwona płachta na byka i ...wstałam od stołu i oznajmiłam ze wracam do akademika ( przypominam, noc, zima-sieg, a ja do akademika miała 100km) .Nikt mnie nie zatrzymywał,ani mama ani tata :evil::why: i to chyba przesądziło ...spakowałam torbę i wyszłam z domu, szłąm wolno na wypadek gdyby sie namyslili i chcieli mnie zawrócić ..nie chcieli :( , pojechałam do akademika..nie wspomnę ze tych swiąt nie zapomnę do końca życia .Nastepnym razem przyjechałam do domu na świeta Wielkanocne :lol: ...tylko dlatego ze to świeta 8)

Swoja droga to on nic AZ TAK dramtycznego zeby trzeba bylo wracac do akademika nie powiedzial...ale rozumiem CIe...jakis czas temu, gdy jeszcze mialam uczucia, tez bym moze tak zareagowala

A ze nie nikt CIe nie zatrzymywal to strasznie smutne... mnie zazwyczaj zatrzymywali, ale moj lek i gniew byly tak wielkie, ze MUSIALAM sie wyniesc... teraz ze wzgledu na brak uczuc nie mam do tego dostepu, ale przeciez tez wszystkie straszne lata gdzies musza siediec w mojej glowie..u mnie najgorzej wcale nie bylo w dziecinstwie chyba, choc wtedy tez byly awantury i rodzice sie ciagle klocili, ale naprawde okropnie to bylo w szkole sredniej i na studiach. Moze dlatego to jest dla mnie trudniejsze, bo wtedy juz mialam krytycyzm i zdawalam sobie sprawe z patologii mojego domu...moze az nazbyt sie t patologia przejmowalam, pewnie 90% ludzi by to olalo i robilo swoje...

Z jednej strony jak pomysle przez ile koszmarow ja przeszlam i jak strasznie je przezywalam z uwagi na moja dawna wrazliwosc to koszmar...a drugiej strony to mysle np. o moim swietej pamieci pradziadku, ktory przezyl 2 wojny, praocwal ciezko jako robotnik od poniedzialku do soboty wlacznie, a oprocz tego uprawial swoje gospodarstwo...i dal z tym wszystkim rade, nie zalamalo go nawet okrucienstwo wojny...a ja nic nie robie calymi dniami, nic mi sie nie chce, NIC i od prawie 2 lat czuje sie ciagle zle bez zadnych remisji, a zanik uczuc zaczal sie 2,5 roku temu... i ten pradziadek bil swoje dzieci, byl zapaczywy, ale wychowal ich na porzadnych ludzi, potem te dzieci czyli moja babcia wychowaly swoje dzieci, ktore tez bili i tak samo moja babcia i dziadek przezyli 1 wojne, pracowali bardzo ciezko w zakladzie a oprocz tego od switu do nocy uprawiali gospodarswto i hodowali trzode, w ogole prawie nie mieli czasu na odpoczynek, oni tez bili swoje dzieci czyli moj mame, moja mama tez miala bardzo ciezko, porcz szkoly musiala od 5 rano pomagac w gospodarstwie, nikt nie mial dla niej za duzo czasu, nikt sie z nia nie nianczyl, niekt nie doradzil jakiw ybrac zawod itd i tez ja bili...a moja mama postanowila, ze jej dzieci beda mialy lezej, wiec ja musialam sie tylko uczyc i moja mama postanowila byc inna niz babcia, ktora jej nic nie doradzala, wiec mama podejmowalaz mnie kazda decyzje, moje wlasne decyzje karala, wybrala za mnie szkole srednia (okropana), probowala wybrac studia ...i w calej tej genealogii rodzinnej ja jestem pierwsza osoba, ktora ma probemy psychiczne, choc mialam teoretycznie lekkie zycie (gdyby nie liczyc awantur, ktore mnie jako osobe bardzo wrazliwa dotykaly strasznie)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, Hania już wróciła z Krakowa. Nie chcę więcej pisać, bo nie wiem, czy sobie tego życzy. Ale była w dość dobrej formie, jak z nią sms-owałam, przynajmniej takie odniosłam wrażenie.

Jak będzie miała ochotę to sama zajrzy i nam opowie.

 

Jestem w tragicznym punkcie. Zawalam już pracę na całego. Leżę, płaczę. Łapie mnie depra na zmianę z lękami. Jest bosko.

Mam złe myśli, aby to zakończyć.

 

Umówiłam się na rozmowę na oddział dzienny. 21 czerwca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem w tragicznym punkcie. Zawalam już pracę na całego. Leżę, płaczę. Łapie mnie depra na zmianę z lękami. Jest bosko.

Mam złe myśli, aby to zakończyć.

Co byś powiedziała jakbyś od 1,5 roku czuła tylko na zmianę pustkę i niewyobrażalne cierpienie albo oba na raz, w rzadkich momentach jakieś inne negatywne uczucia jak lęk rozpacz... i tak od rana do wieczora dzień w dzień? Przez te 1,5 roku bardzo nielicznie zdarzyło mi się czuć lepiej...a mimo to pracuję. Ale też nie daję rady. Robię wszystko bardzo wolno i się mylę. No i dzień w dzień mam myśli, żeby się zabić, tylko raz większe raz mniejsze...

A Ty jedziesz do tego Krakowa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie jadę do krakowa. postanowiłam iść na oddział dzienny.

Martwię się (intelektualnie). Mam wyrzuty sumienia, że to ja CIę zniechęciłam, a przecież, że mi nie pomogło, to nie znaczy, że Tobie nie pomoże...

Z drugiej strony Ci zazdroszczę, że czujesz prawdziwe emocje, że możesz kochać, że nie czujesz TYLKO pustki...

A ten oddział dzienny to taki terapeutyczny czy rehabilitacyjny?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie jadę do krakowa. postanowiłam iść na oddział dzienny.

Martwię się (intelektualnie). Mam wyrzuty sumienia, że to ja CIę zniechęciłam, a przecież, że mi nie pomogło, to nie znaczy, że Tobie nie pomoże...

Z drugiej strony Ci zazdroszczę, że czujesz prawdziwe emocje, że możesz kochać, że nie czujesz TYLKO pustki...

:hide:

 

jak można się martwić intelektualnie..? :roll: albo się martwisz, albo się nie martwisz... martwienie się to uczucie, nie wiedza, rozum, coś intelektualnego...

to samo z zazdrością - to też uczucie...

brak uczuć, Ty czujesz, ale z jakiegoś powodu to wypierasz, tak jakbyś nie chciała czuć, upierasz się, że nie masz uczuć... no albo ich faktycznie nie dostrzegasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mozna sie martwica intelektualnie. Ja tez tak mam... 'martwienie' w tym przypadku polega na tym, ze brak uczuc widzi, ze mogla sie przyczynic do decyzji Korby, ktora moze byc bledna. Wiec pojawiaja sie mysli, ze moze trzeba bylo tego nie mowic itd. Ale nie jest to przezywane sercem, tylko bardziej jako jakies natrectwo, mysl, ktora powraca, ale niekoniecznie budzi jakies emocje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam poważne dziury w mózgu, wiele zapominam, załatwiam sprawy po 2 razy w pracy, bo zapominam, że coś już zrobiłam, czasem ktoś coś do mnie mówi na temat niedawnego wydarzenia, a ja mam pustostan w głowie, nic nie pamiętam. mam spowolnione myślenie

Kasiu, a jakie konkretnie leki w obecnej chwili zażywasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mozna sie martwica intelektualnie. Ja tez tak mam... 'martwienie' w tym przypadku polega na tym, ze brak uczuc widzi, ze mogla sie przyczynic do decyzji Korby, ktora moze byc bledna. Wiec pojawiaja sie mysli, ze moze trzeba bylo tego nie mowic itd. Ale nie jest to przezywane sercem, tylko bardziej jako jakies natrectwo, mysl, ktora powraca, ale niekoniecznie budzi jakies emocje.

 

I czemu ją to obchodzi? Jak się martwi to jest to spowodowane emocjami, emocje mogą być bardzo słabe ale są.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mozna sie martwica intelektualnie. Ja tez tak mam... 'martwienie' w tym przypadku polega na tym, ze brak uczuc widzi, ze mogla sie przyczynic do decyzji Korby, ktora moze byc bledna. Wiec pojawiaja sie mysli, ze moze trzeba bylo tego nie mowic itd. Ale nie jest to przezywane sercem, tylko bardziej jako jakies natrectwo, mysl, ktora powraca, ale niekoniecznie budzi jakies emocje.

 

to ja tego chyba w dalszym ciągu nie rozumiem i jak będę mieć znów terapię to aż zapytam terapeutkę jak to jest martwić się intelektualnie. :roll::bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak można się martwić intelektualnie..? albo się martwisz, albo się nie martwisz... martwienie się to uczucie, nie wiedza, rozum, coś intelektualnego...

to samo z zazdrością - to też uczucie...

brak uczuć, Ty czujesz, ale z jakiegoś powodu to wypierasz, tak jakbyś nie chciała czuć, upierasz się, że nie masz uczuć... no albo ich faktycznie nie dostrzegasz.

czuję wielką pustkę i wielkie cierpienie. Nie czuję uczuć wyższych ani przyjemnych. Żadnych. Możesz w to wierzyć albo nie.

Może źle się wyraziłam. Raczej rzeczywiście nie da się martwić intelektualnie i źle to napisałam. Ja po prostu mam myśli, że może się przyczyniłam do Twojej błędnej decyzji. Tak naprawdę mnie to nie martwi wcale, bo nic nie czuję, ale wiem rozumowo, że gdybym czuła, to by nie to zmartwiło, że może przeze mnie nie podjęłaś ważnej w życiu decyzji. O to mi chodziło - że myślę. Bo czuć, to rzeczywiście nie czuję zmartwienia. Nawet jakby się okazało, że przeze mna amptują Ci obie nogi, to bym nic nie czuła, ale bym myślała o tym, że to przeze mnie.

Mam nadzieję, że teraz rozumiecie. BO w sercu to ja nie czuję nic (prócz pustki i cierpienia).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×