Tak, myślę, że psy dobrze odczytały Twoje emocje i nastrój i postanowiły interweniować. Może ktoś uzna to za naiwne, albo dziwaczne, ale ja wierzę w to, że zwierzęta, mimo że nie mówią naszym językiem, to komunikują się z nami (jeśli zwrócimy na to uwagę i będziemy je bacznie obserwować) i potrafią wiele wyczytać z naszego tonu głosu, nastroju, zapachu, który też zmienia się w sytuacjach stresowych.
Choroba tak samo wpłynęła na moje relacje z ludźmi, od których stopniowo zaczęłam się odcinać. Moja koleżanka, która również przeszła depresję, moim zdaniem trafnie ją ujęła i te uczucia, wydarzenia które jej towarzyszą. To tak, jakby siedziało się samotnie na auli, w której powoli zaczynają gasnąć światła, jedno po drugim. Aż na koniec zapada zupełna ciemność. Też miałam takie uczucie, jakby depresja, zupełnie niespostrzeżenie, zaczęła mi odbierać po kolei i po trochu zainteresowania, pasje, ludzi, radość, a na samym końcu chęć do życia. I zgadzam się, że jeśli ktoś nie przeżył tej choroby, to nie zrozumie niestety, na czym ona polega.
Na czas wychodzenia z epizodu (byłam wtedy na zwolnieniu lekarskim od psychiatry) odcięłam się od wszystkiego: internetu, wiadomości, newsów, social mediów. I to naprawdę bardzo dobrze mi zrobiło. Wszystkim polecam taki detoks.
Ty próbując sobie pomóc skupiłeś się na wierze, Bogu, co z pewnością pomogło i jest dla Ciebie ogromną wartością. Ja też poszłam w kierunku duchowym, choć innym. Bliżej mi do Buddyzmu, alternatywnych metod terapii i leczenia, zagadnień siły myśli i przyciągania, sztuki doceniania i uważności etc. I tak naprawdę, w którą stronę by się człowiek nie zwrócił, każda będzie dobra jeśli pomoże wytrwać w kryzysie, przetrwać go i na końcu spróbować zamknąć najgorszy okres.
To wspaniałe, że zdobyłeś się na wysiłek i odwagę, żeby pójść po pomoc. Dla mnie to też był proces i wcale nie taka oczywista decyzja. Pamiętam, że gdy brałam już antydepresanty (niestety od razu nie trafiłam i nie były dobrane) i już nie rozumiałam co się wokół mnie dzieje, najprostsze zadania zaczynały mnie przerastać, czułam się coraz bardziej przygnieciona światem i tym, że nie odczuwam żadnej radości i przyjemności z niczego, wróciłam pewnego dnia do domu ze zwolnieniem od psychiatry. Wytrwałam do momentu, w którym moja głowa i ciało powiedziały w końcu: dość! I wiesz, czułam się winna biorąc to zwolnienie: że nie dałam rady, jestem słaba, co pomyślą ludzie w pracy, że mi na niej nie zależy. Z perspektywy czasu wiem, że to była najlepsza decyzja. I nie, nie uważam dziś, że byłam słaba, tylko właśnie silna, bo zawalczyłam o siebie, swoje zdrowie i życie i w końcu zdobyłam się na to, że postawić siebie i swoje dobro na 1. miejscu.
Piękne słowa. Tutaj przypomniał mi się wiersz Frosta, do którego wkleję link, żeby całego nie cytować. Jest w nim coś poruszającego, krzepiącego i pouczającego dla mnie. Może do kogoś też trafi: https://shorturl.at/xr7Ht
Bardzo za te słowa dziękuję. Dziś mam lepszy dzień. Zbierałam się trochę do odpowiedzi na Wasze komentarze, widziałam je wcześniej, ale nie byłam w stanie odpisać, zebrać myśli. Dziękuję raz jeszcze za wsparcie każdego z Was i ciepłe przyjęcie. To dla mnie naprawdę ważne.