Skocz do zawartości
Nerwica.com

naranja

Użytkownik
  • Postów

    769
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez naranja

  1. Cześć! Postanowiłam udzielić się w tym wątku, ponieważ szlag mnie trafia, jak czytam takich frustratów, którzy (z różnych powodów) niewiele zrobili w swojej terapii na 7F i teraz wywalają swoje żale na forum w taki sposób, że dewaluują oddział (metody, personel, ludzi, miejsce, itd.) odbierając nadzieję tym, którzy mogliby z tej terapii skorzystać. Pamiętam, że sama kiedyś naczytałam się takich postów i bałam się iść na 7F, z obawy, co mnie tam złego i okrutnego spotka. Na szczęście poszłam. Dla równowagi napiszę, że ja jestem osobą, która z tej terapii skorzystała. Cieszę się, że tam trafiłam. Nie, nie jestem i nie czuję się zdrowa, pół roku to za mało na to, zwłaszcza, jak się było bardzo zaburzoną osobą, która praktycznie nie funkcjonowała w życiu wcale i miała nikły kontakt z rzeczywistością. Ale jest lepiej, znacznie lepiej, a co więcej - 7F dał mi narzędzia, za pomocą których mogę teraz pracować nad sobą i nad relacjami z ludźmi w moim codziennym życiu. Generalnie powiem tak: bardzo dużo zależy od NASTAWIENIA, z jakim się podchodzi do tego, co się tam dzieje i mówi. To, czy pobyt na 7F podziała konstruktywnie czy jeszcze bardziej destruktywnie zależy w największym stopniu OD NAS SAMYCH. Przykładowo - jeżeli dostaję komentarz, który mi się nie podoba/wścieka mnie/czuję się niezrozumiana/odrzucona/itd. to mogę albo z tym próbować dyskutować i argumentować, albo to przemyśleć kilka razy i może dostrzec jakąś prawdę jednak, albo odrzucić po przemyśleniu jako coś, z czym się na pewno nie zgadzam (i mam prawo) albo siebie pociąć (z poczucia niezrozumienia/rozpaczy/zemsty) albo urażona opuścić oddział albo zgeneralizować, że cały personel to debile i nic mi nie pomogą. Prawda jest taka, że ja jestem człowiekiem i personel to też są ludzie. Wykształceni mniej lub bardziej w prowadzeniu terapii, ale LUDZIE. I jak to od ludzi spotykały mnie tam różne rzeczy - i poczucie niezrozumienia i empatii, i momenty w których czułam się odrzucona (nie zawsze słusznie), ale też bardzo zbliżające chwile (często), czasem komentarze bardzo pomocne, a czasem odbierane jako nietrafione i niesprawiedliwe. I to ode mnie zależało, co z tym robiłam - bo można się pociąć, uciec, itd., a można przemyśleć i komunikować, co się w związku z tym czuje i uważa. Oczywiście duże znaczenie ma to, z jakim terapeutą i pielęgniarką się pracuje, ale ja jestem przykładem na to, że można nie być zadowolonym ze swojego "teamu", a i tak zrobić sporo, skupiając się na tym, co konstruktywne i pomocne, a nie na tym, co szwankuje i jest bez sensu. Jeśli macie jakieś pytania, to chętnie odpowiem, pewnie tu jeszcze zajrzę na chwilę.
  2. A dlaczego to jest bez sensu? Żeby mieć coś fajnego lub przydatnego to trzeba mieć kasę, a żeby mieć kasę to trzeba zarobić. Jakie wszystko? W kiblu to ląduje mniejszość. Większość służy do budowania organizmu oraz dostarczenia mu energii. Dodatkowo u zdrowych osób sam akt jedzenia daje podobno uczucie przyjemności. Nie wstajemy po to, aby spać. Przed snem jest cały dzień życia. Z założenia.. Idziemy spać, aby wypocząć i się zregenerować. Nie tak za chwilę, zazwyczaj. Ale czy strata obiektu jest równoznaczna ze stratą miłości wobec niego? Ale nie wysypisko śmieci Znam to i rozumiem. Wiem, jakie to wkurzające, załamujące i demobilizujące Ale jednak ciągle mnie coś pcha ku temu, aby próbować się z tego dołka wygrzebać... Czemu pomijasz to, co jest pomiędzy? Pomiędzy wybudzeniem się, a zaśnięciem, pomiędzy sprzątaniami pokoju, pomiędzy jedzeniem a wydalaniem, pomiędzy narodzinami a śmiercią? Btw, dzień dobry wszystkim
  3. Hmm, czy sobie radzę to nie wiem, czy nie za dużo powiedziane, ale w każdym razie już się zaaklimatyzowałam w miarę. W porównaniu do pierwszych dni tutaj (było ze mną fatalnie: silna depra i taki lęk przed ludźmi, że miałam poczucie, że w psychozę wpadam, izolowałam się, miałam problem z kontaktowaniem) już funkcjonuję lepiej. Nie jestem jakoś mega optymistycznie i pozytywnie nastawiona, wczoraj akurat miałam ciężkie chwile i zwątpienie, czuję się zmęczona, są myśli samobójcze lub rezygnacyjne, nawet już zdążyłam się tu pociąć (i nie tylko ja), ale postaram się wyciągnąć cokolwiek dobrego i konstruktywnego... -- 23 lip 2011, 12:40 -- Dzięki. Wiesz, dobre/mądre podejście (myślenie) to jedno, ale w praktyce nie zawsze udaje mi się je przełożyć na działanie. Na razie trochę sobie folguję, nie poruszam trudnych kwestii, trudno mi z czymś "wyjść". Ok, bo to początek. Ale muszę w końcu się kopnąć mentalnie i zacząć mówić, co mnie męczy, etc. To cięższe niż sądziłam. A u Ciebie jak, Kasiu? Zaczęłaś tę terapię na dziennym? Jak się w niej widzisz?
  4. Cześć, Moniko Jestem tu stanowczo za krótko, aby powiedzieć, czy jestem zadowolona lub że czuję sens tej terapii. Nie chcę też zapeszać lub o czymś przesądzać. Daję sobie czas. Na dobrą sprawę za mną kilka sesji, za chwilę urlop terapeutki... Na społeczności też (jeszcze) nie byłam "omawiana"... Są takie dni i chwile, gdy uważam, że ten oddział to bardzo dobra decyzja i wielka szansa dla mnie, ale bywa i tak, że ogarnia mnie zwątpienie i myślę o tym, aby się wypisać (tyle, że nie mam alternatywy, na tym etapie). Mogę powiedzieć tylko tyle, że wiele moich obaw związanych z tym oddziałem było na wyrost. Naczytałam się na forach, co ludzie wypisują o 7f, uprzedziłam się... Tak, nie jest tu idealnie, są rzeczy, które mi nie pasują (np. bardzo kiepsko trafiłam na pielęgniarkę), czasem nie podobają mi się pewne reakcje personelu, ale w moich wyobrażeniach 7f jawił się gorzej niż jest to w rzeczywistości. Ja mam na razie takie podejście, aby skupić się tutaj na tych rzeczach, które mogą mi pomóc i coś dać.
  5. Coś bym chciała napisać, ale nie wiem, co konkretnie. Jestem na oddziale już jakiś czas. Dopiero teraz zaczyna do mnie docierać, że tu jestem, bo z powodu silnego stresu to do mnie nie docierało, do tej pory byłam jak za mgłą, w jakimś transie. Jest bardzo... ciekawie. Czasem trudno. Bywa frustrująco. Bywa niemiło. Ale i sympatycznie, bardzo. Co do terapii - za mną dopiero kilka sesji, a już czeka mnie urlop terapeutki niedługo... (niestety - wakacje). Pozdrawiam Was
  6. Dzięki za wskazówkę. No, ja się nastawiam na to, że po wyjściu z oddziału będzie pewnie rozwałka, chaos i potwornie trudno. Mam nadzieję, że to będzie przejściowe. Ja ten "pobyt" traktuję właśnie jako początek, jako coś, co da mi pewne narzędzia. Mam nadzieję, że coś wreszcie we mnie zakiełkuje. I jeśli tak będzie, to tę terapię uznam za pomocną. Bo mam świadomość, że w ciągu 5 i pół miesiąca nie można się wyleczyć w 100%, pozbyć wszystkich objawów i zacząć super funkcjonować wśród ludzi, a jedynie coś zapoczątkować (jeśli się coś z siebie da). Ten pobyt ma mi posłużyć jako pewna baza - tylko tyle i aż tyle. No i nie można tego oddziału traktować jako ucieczki od życia poza nim, bo wtedy będzie kicha. Niektórzy po terapii tutaj lądują na oddziale zamkniętym. Nie chciałabym do nich dołączyć.
  7. Wiesz, ja nadal jestem sceptyczna. Ale jednak nie zrealizowałam mojego zamiaru zwiania stąd po kilku dniach. I jeszcze nie zamierzam zwiewać.
  8. Sratytaty. Przyjeżdżaj, ja na Ciebie czekam. Zaczynam zyskiwać przekonanie, że to niegłupie miejsce (choć na pewno nie idealne). Mimo, że ciągle kiepsko się czuję. Większość moich obaw się nie sprawdziła, a w każdym razie nie w takim stopniu, jak myślałam. Warto spróbować. Jest to coś dość wyraźnie odmiennego niż moje próby terapii do tej pory.
  9. Nadmierne owłosienie? (Tak zrozumiałam, przeglądając wątek). Jeśli masz to uwarunkowane genetycznie, a nie hormonalnie, to masz w pewnym sensie lepiej - bo masz większe szanse od hirsutek zaburzonych hormonalnie, że np. po depilacji laserowej włoski Ci nie odrosną (bo to jest Twój główny problem?), a w każdym razie nie od razu. Możesz spróbować uzbierać kasę na takie zabiegi, nie myślałaś o tym? P.s. Są grupy wsparcia dla kobiet z takim problemem. Dziewczyny dzielą się tym, jak sobie z tym radzą. Mimo tego problemu mają mężów, dzieci. Może warto, abyś poszukała takiego forum, możesz dostać wsparcie i parę cennych uwag.
  10. Kto miły ten miły Tzn. wiesz, żaden lincz na przywitanie mnie nie spotkał czy jakieś jawne odrzucenie. Współlokatorka sama mi powiedziała, że będziemy razem mieszkały, przewodnicząca społeczności pokazała mi co, gdzie i jak, ludzie się interesowali, skąd jestem, ile mam lat, już pierwszego dnia zostałam zaproszona na spacer, drugiego też, etc. Co do otwartości to z tym chyba każdy tutaj ma problem, wiadomo, ale rzeczywiście ludzie starają się mówić, o co im chodzi, choć nie zawsze od razu. Jak nie na społeczności, to później na coffee break'u... Inna rzecz, że czasem ta otwartość polega na mówieniu o zakochaniu, innym razem o silnym wkurwie... No, to prawda, że wszyscy nie rzucają się z wielką miłością i radością na nowe osoby, zawsze to jakaś "ingerencja" jest i otrzymałam także uwagi od paru osób, że wzbudziłam niefajne emocje swoim przyjściem (no, przykro było) z tym, że o tym się ROZMAWIA - dlaczego, konkrety. Ale bez obaw - na pewno znajdzie się ktoś, kto Cię miło przyjmie. Np. ja
  11. No, nie można. Czemu? Hmm, możesz kiedyś zadać to pytanie na społeczności Ja nie zagłębiałam się w to, bo dla mnie to akurat nie jest problem... Pocieszę Cię tym, że teren szpitala jest dość spory. W weekend można, tylko trzeba wziąć przepustkę. W weekend tzn. od 15 w sobotę do 20 w niedzielę. Z tym, że dopiero po 3 tygodniach pobytu. -- 15 lip 2011, 19:13 -- To nie mają osób które sprzątają? A jak ktoś by nie sprzątał to co wtedy? Bo idea tego oddziału jest taka, że nikt nie robi za nas, nie wyręcza. To my tutaj żyjemy, użytkujemy ten "lokal", my brudzimy stoły i podłogi, łazienki, więc my sprzątamy; my przygotowujemy kolację, my po sobie zmywamy (tzn. są dyżury). Przy okazji uczymy się współpracować, dzielić obowiązkami, etc. No, cóż, na pewno reszcie osób nie będzie to odpowiadało. Mogą się wkurzyć, zirytować, zwrócić Ci uwagę (i to wszem i wobec), etc. Albo Twój współlokator będzie Cię miał dość, że brudas jesteś. Dziękuję :* -- 15 lip 2011, 19:23 -- Dzięki! -- 15 lip 2011, 19:25 -- Przyda się, bo obecnie mam deficyt
  12. To chyba Cię rozczaruję, ale na 7f jest "za dużo na raz"
  13. Korba, tu większość osób ma z tym problem. Więc jak tylko jest czas wolny to większość osób radośnie wypieprza na zewnątrz i odział jest prawie pusty Pobiegać, pospacerować, poopalać się, albo mp3 na uszy. Ja do kafejki internetowej. A niekŧórzy bawią się w łamanie zasad i przekraczają teren szpitala. Można się jeszcze w pokoju izolować... (ja). Dobra, lecę!
  14. A w którym ja miejscu słodzę?? Czekaj... No to minusy: - nie ma umywalek w pokojach - czasem drą się pacjenci z dołu - jedzenie takie sobie - trzeba dużo sprzątać - brzydkie koce na łóżkach - brak klimy w salach (=sauna) - tylko 1 prysznic na tyyyle kobiet Dopiszę później resztę minusów, bo muszę już spadać. Pa pa!
  15. COŚ WIĘCEJ -- 13 lip 2011, 10:40 -- O kurde!! Właśnie przejrzałam posty i zobaczyłam, że się mój nie wysłał. To znaczy, napisałam, długiego, o tym, jak jest na 7f, a potem zamiast coś dodać to niechcący usunęłam treść, zacytowałam samą siebie. Oj, zamotana jestem. To ze zmęczenia Kurde. W skrócie - jestem bardzo, bardzo zmęczona. Wszystkie czynności wykonuję z mega wysiłkiem. Wczoraj w ciągu dnia padłam z nóg i spałam. Obudził mnie cudowny stan depersonalizacji Pierwszy dzień to była masakra, czułam, że wpadam w psychozę, bałam się wyjść z pokoju nawet do głupiego kibla, nie mówiąc już o wspólnej kolacji. Ale przemogłam się. Czuję się ciągle zrezygnowana i wyczerpana, mam z tego powodu myśli s., zgłoszone pielęgniarce i lekarzowi szczerze. Biorę ciągle leki. Przez pacjentów zostałam przyjęta miło. Ludzie są w większości sympatyczni. Mieszkam sobie w dwuosobowym, całkiem przytulnym pokoiku. Na razie nic szczególnego się nie dzieje. Za mną są 2 spotkania społeczności, jakoś niemrawo było, żadnego linczu, jakiego się spodziewałam Piszę do Was z kafejki internetowej, jest w budynku obok. Czasem będę tu więc wpadać. Czekam na razie na przydzielenie terapeuty i pielęgniarki (każdy ma swoją), może to trwać nawet 2 tygodnie. Dziękuję Wam wszystkim za kciuki i wiarę we mnie. Ponieważ aktualnie straciłam wiarę w siebie, to na razie będę się podpierać Waszą. Buzi :****** P.S. Brak Uczuć, Olu, rozmawiałam z panią Zosią N. Faktycznie kobieta-Anioł. Ciepła, wrażliwa osoba, słuchająca. W każdym razie tak ją odczułam. Jak masz czas, siły i chęci to się pomódl, aby została mi ona przydzielona. Dobrze się czułam w jej obecności. A jak u Ciebie w szpitalu? Co mówią lekarze? P.S.2. Kite, czekam na Ciebie!
  16. Małe sprostowanie: myśli s. mam przez to, że nie mam sił i jestem bardzo zmęczona, a nie dlatego, że zostałam przyjęta miło A może to Freudowska pomyłka...?
  17. Mam wrażenie, że nieobcy Ci jest mechanizm wybielania siebie, hmm? To ta druga osoba źle coś odbiera, jest przewrażliwiona, "podnosi sobie ciśnienie", przychrzania się do słówek, nie ma "poczucia humoru"... a Tobie wolno pisać, tak, jak piszesz i jest to ok? Przybywaj na 7f. Jeśli lubisz szczere opinie bez ogródek na swój własny temat to jest to miejsce dla Ciebie.
  18. Na co wskazujące? Pierwszą terapię (też na oddziale) zakończyłam w terminie. W drugiej spędziłam cztery miesiące. W trzeciej 10 miesięcy. W czwartej po 9 miesiącach terapeuta ze mnie zrezygnował. Ja nie mam problemów typu uciekanie z terapii ,wręcz odwrotnie - jak mi to nie pasuje to dalej ciągnę, bo mam poczucie winy, że mogłabym odrzucić terapeutę, nie chcę nikogo wkurzyć/zranić. Mam trudności z wyplątywaniem się z toksycznych relacji, w tę stronę to idzie. I to jest we mnie chore. Ale Brak Uczuć też przyjęli, a nie pomogli jej. Ja jestem podobnie odcięta od emocji i nie mam na nic siły. Mnie energia fizyczna wraca, jak zyskuję wiarę w siebie i sympatię do siebie (i jak radzę sobie emocjonalnie w kontaktach z ludźmi) - a na 7f kopią, walą "prawdą" w oczy i się jeszcze bardziej się znienawidzę przez to. No, bo jak obraz mnie ma być w miarę pozytywny, skoro będą mi tylko wytykać błędy, dysfunkcje, wady, nieadekwatne zachowania wg kogoś, itp.? Ostatnia moja terapia tak wyglądała i skończyło się silną anoreksją i nienawiścią do siebie tak wielką, że chciałam się powiesić w psychiatryku, w którym znalazłam się w ciężkiej depresji. Dlatego obawiam się powtórki z rozrywki. Mogę stracić nadzieje. A w takich momentach piekielne rzeczy się ze mną dzieją. Terapia może też bardzo zaszkodzić, jeśli w nieumiejętny sposób się ją prowadzi. A że ja nie mam poczucia granic i zaufania do siebie, to wiele rzeczy łykam. Dzięki. Ale nie wiem, czy jadę. Na razie fizycznie zdycham. Jeszcze jestem niespakowana, nawet nie wiem, o której jest pociąg, koło 6, ale ile... -- 11 lip 2011, 05:42 -- Jadę. Ale jestem przerażona-zrozpaczona. w stanie dość ciężkim. Bardzo zmęczona. Ostatnie, czego potrzebuję, to bycia wśród ludzi, rozmawiania z nimi i mobilizowania mnie do działania. Na tę myśl czuję rozpacz Nie mam siły z nikim rozmawiać, jedyne, na co mam siłę to walnąć się na łóżko i spać. leżeć. Gdzież ja do tych energicznych ludzi.. Zobaczycie, za parę dni wrócę pa pa
  19. Nie chcę. Ja potrafię wyjść z domu, nie mam lęków. Umiem chodzić Tylko po prostu mnie to męczy, BARDZO MĘCZY. Chodzenie, oddychanie, bycie z ludźmi, wykonywanie czynności. Jak parę razy poczułam się lepiej to jakoś ta energia wracała, może nie jakaś wielka jak w manii, ale taka, że przynajmniej mogłam chodzić jak człowiek, bez zmęczenia. I coś mi się chciało. A na 7f jak mi pomogą? Dadzą kopa w dupę i powiedzą "Jakiś wysiłek musi Pani robić, chociażby spacerek codziennie" albo "Jak Pani nie będzie wstawać z łóżka to nic się nie zmieni". Ja to wiem. Kłopot w tym, że przez 5 lat robiłam wszystko na mus, siliłam się, wstawałam z wyra i skutek był odwrotny - padałam z wycieńczenia, szła mi krew z nosa, a depresja sięgała dnia. Właściwie energii dodawała mi empatia, a poza tym odblokowywanie różnych emocji, ale zdecydowanie nie kopanie-mobilizowanie, "trenowanie", sport, robienie na mus. I dlatego przygnębia mnie 7f. No właśnie boję się, że mi się jeszcze pogorszy. Bo terapia czasem szkodzi. Może też po prostu nie pomóc, a wtedy gaśnie nadzieja. Ja nie wierzę w siebie, nie wierzę, że mam taki potencjał, że mogę wyzdrowieć i czuć się dobrze ze sobą (i z innymi), nie być zmęczona i wiecznie zdołowana. Dziękuję.
  20. Nie bądź taki dowcipny. Pomyśl, zanim coś napiszesz. Sama? Gdybym była w stanie sama sobie pomóc z moimi problemami, to nie szukałabym pomocy terapeuty. Tak, to ja wkładam wysiłek, mega wysiłek, terapeuta się za mnie nie zmieni i za mnie nie zachce. Ale od tego, jaki jest ten przewodnik, czy raczej towarzysz, zależy POTWORNIE DUŻO. O co Ci chodzi?
  21. Nie, nie jestem z Warszawy. Pytanie pierwsze pominę. Albo nie, napiszę. Mam bardzo głębokie poczucie bezsensu i myśli samobójcze. Przed chwilą płakałam, leżąc na dywanie. A wcześniej płakałam siedząc przy stole. Nie mam siły żyć. Zupełnie nie nadaję się na 7f. Nadaję się z takim zmęczeniem tylko do trumny. Moi znajomi żyją normalnie, czują normalnie, a ja właśnie mam zaliczyć 5-ty psychiatryk w ciągu paru lat. Ja tam chyba nie chcę jechać.
  22. Uuups, strach się bać... Napisz może, że to wszystko dla Ciebie dzieje się za szybko, a poza tym jest trudne i potrzebujesz czasu. Szczerze. I zobacz jego reakcję, czy akceptuje to. Bo powinien to rozumieć. Strategia "nie odzywam się, olewam" jest trochę niemiła, zwłaszcza, że wcześniej z nim rozmawiałaś - a poza tym Tobie też nic nie rozwiązuje raczej. Ale rozumiem Cię, sama nie mam pojęcia, jakbym reagowała.. Wow. To tak akurat na piórnik, parę skarpetek i lody... P.S. Ja podobno mam przyrodnią siostrę. Ale nie wiem, na ile to prawda.
  23. To TY masz widzieć "minusy" bądź "plusy". W terapii jest ważne przeniesienie i Twoje obawy, trudności, zahamowania, etc. Nie sugeruj się nami, to Ci nie pomoże. Zastanów się, co dla Ciebie byłoby minusem i tylko to się liczy tak naprawdę.
  24. Po jaką cholerę Ci ta informacja..? Przecież Tobie do wyleczenia jest to NIJAK potrzebne. Co najwyżej dla niej może być to jakaś tam wskazówka - że to raczej praca na lata, a nie na parę miesięcy. A jakie to są wygórowane oczekiwania wobec terapii? Ja mam takie, abym wreszcie poczuła się sama ze sobą i z ludźmi dobrze, miała energię do bycia i żebym normalnie funkcjonowała, abym w końcu cieszyła się życiem. Znam ludzi, którzy po terapii czują się wręcz szczęśliwi, wreszcie. To są wygórowane oczekiwania?? Wolałabyś, aby to były zaburzenia neuroprzekaźników i nie mieć na to żadnego wpływu, do końca życia??? To jest dopiero przerażające. Dla mnie diagnoza z.o., czyli czegoś, z czym mogę coś zrobić, była z jednej strony jak balsam na duszę. Każdy terapeuta ma inną osobowość, nawet, jak pracuje w tym samym nurcie. Musisz znaleźć taką osobę, przy której będziesz się czuła komfortowo, przy której będziesz chciała się otworzyć. Zmuszać się nie ma sensu. Moja terapeutka też jest analityczką, ale nie jest sucha i oschła. To nie znaczy, że zachowuje się jak ciepła ciocia ani przyjaciółka, nie pociesza mnie jak płaczę, dystans jest wyczuwalny, ale to nie jest chłód. Czuję, że jest niewyniosła. Nie siedzi jak martwy posąg. Widzę w jej wzroku zainteresowanie tym, co mówię. To znaczy to nie jest jakaś paląca ciekawość ale nie mam wrażenia, że gówno ją to obchodzi.
  25. ja nawet nigdy nie poznałam swojego taty Ja poznałam i było to bardziej przykre doświadczenie niż ten jego długoletni brak Brak rodzica paradoksalnie sprzyja jego idealizacji. Tak, nieodpowiedzialny, dupek, ale... . A jak wyobrażenie zetknęło się z rzeczywistością to było "BACH!". Bo poznałam go. I od tego momentu uczestniczę w brazylijskiej telenoweli... Asia, jak kontakt z bratem? Fajny jest? Pewnie czujesz żal, że do niego ojciec się poczuwał, a do Ciebie nie. Bosh, jakie to przykre, bulwersujące... brak słów. Ale może mimo tego fajnie mieć tego brata, hmm? Nie no to już jest bezczelność! Trudno mi uwierzyć, że tacy ludzie ot tak sobie żyją i potrafią patrzeć w lustro. Ale kwestia też jest taka, jakie były rozmowy między nim, a Twoją mamą. Co ona od niego chciała, tak naprawdę. Bo moja o alimenty nie zabiegała i nie chciała, więc trudno na niego być złym, że nie poczuwał się. Mam żal, że nie wziął odpowiedzialności za moje przyjście na świat i że nie był ciekawy mnie. Czasem matki mówią "Wara ode mnie i mojego dziecka i naszego domu, w takim razie. Zmywaj się z naszego życia". Albo "Dziecku będzie lepiej bez dochodzącego tatusia, który ma nową żonę". Ale nawet wtedy sensowny facet walczy o swoje dziecko.
×