Skocz do zawartości
Nerwica.com

naranja

Użytkownik
  • Postów

    769
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez naranja

  1. Zasadniczo się zgadzam, ALE... No tu się akurat nie zgadzam. Terapeuta też człowiek i może popełniać błędy. Certyfikat wcale nie jest gwarancją kompetencji. Nie można pozostawać bezkrytycznym wobec tego, co terapeuta mówi i robi. Ja prawie 100% zaufanie przypłaciłam niemal życiem... W terapii jest najważniejsze, aby zacząć ufać sobie - swoim odczuciom i sądom. Ale faktem jest, że odpowiedni poziom zaufania do terapeuty powinien być - tyle, że nie a priori, to zaufanie buduje się (albo i nie) z czasem na podstawie tego, co terapeuta robi. Im Back, ale te nadużycia się ZDARZAJĄ. I ważne jest, aby o nich mówić. Zdarza się czasem molestowanie, zdarza się wyjawienie tajemnicy terapii osobom trzecim (moja znajoma tego doświadczyła), zdarzają się propozycje pójścia na kawę czy po prostu zgarnianie kasy za totalny brak kompetencji. Inna sprawa, że czasem pewne rzeczy wydają się nam nadużyciami (jak np. pytanie o emocje do terapeuty, neutralne rozmowy o seksie) albo projektujemy na terapeutę swoje emocje i popędy. Tylko czasem trudno to rozróżnić...
  2. A Twoja przyjaciółka pomaga Ci powiązać Twoje objawy z przeszłością lub innymi ich przyczynami? Potrafi drążyć i wyłapywać pewne analogie? Pomaga Ci w analizie Twoich relacji z ludźmi tak, by ulegały one poprawie? Jeśli rozmowy z przyjaciółką Ci naprawdę pomagają i wystarczają to może znaczyć, że ty faktycznie nie masz aż na tyle poważnych problemów z psychiką i emocjami, aby potrzebować terapii. Ale przecież Ty tak naprawdę nie miałaś terapii, tylko jakąś jej karykaturę w takim razie. A teraz absolutyzujesz swoje doświadczenie na terapię ogółem.
  3. No jak to jaki? Z.O. w moim przypadku skutkują silną depresją. Czyli po ludzku - moje problemy z samą sobą oraz psychiczne trudności w byciu z ludźmi i tym samym funkcjonowaniu w pracy, na studiach, w związkach, a nawet w głupim sklepie przerastają mnie psychicznie i jestem bezsilna, zmęczona emocjonalnie, zdołowana. Ja tak to widzę u siebie. Ja mieszkałam prawie 10 lat poza domem, w innym mieście zresztą. Wróciłam do domu właśnie dlatego, bo nie byłam w stanie pracować, studiować, nie miałam sił, nastrój fatalny, okropne stany psychiczne wśród ludzi. Na początku choroby jakoś tam ciągnęłam, jak miałam lekkie lęki i umiarkowaną deprę, ale w końcu nie byłam w stanie, więc nie było sensu (i kasy) opłacać stancji, jak i tak tylko leżałam i nic nie jadłam. I dlatego mieszkam znowu z matką. Poza tym ja już mówiłam, że u mnie cały problem ja mam z matką UWEWNĘTRZNIONĄ, czyli tą z głowy. To, że sobie powiem "trudno, że mama jest jaka jest" nie skoryguje moich Z.O. Siedzę w domu, bo nie potrafię się psychicznie odnaleźć wśród ludzi. Próbowałam wiele razy... Ja uważam inaczej. To są mechanizmy obronne. Ja widzę powiązanie moich objawów z różnymi sytuacjami bądź tematami. Dopiero po kilku latach, ale lepiej późno niż wcale. Biologia to "wkracza" w przypadku każdego człowieka, bo oprócz psychiki mamy i ciało. Jeżeli prawie cała energia idzie na tłumienie uczuć i blokowanie ich to dziwne byłoby, aby nie czuć zmęczenia - po prostu tej energii już na nic innego nie wystarcza.
  4. Oczywiście. Problem sprawia umycie zębów (bo ruszanie szczoteczką męczy), prysznic to wyczyn, smarowanie chleba masłem męczy, no i często śpię w tym samym w czym jestem za dnia bo nie mam siły się przebrać. Ostatnio z domu wychodzę tylko 1x/tydz na terapię i mnie to męczy. Jak już idę to siadam na ławce bo często nie mam siły. Pisanie na kompie też męczy, ale do tego mobilizuję się, bo to na razie mój główny kontakt z ludźmi. Nie chcę, aby wyszło na to, że się licytuję, ale chcę Ci dać dla porównania - abyś się nie poczuła sama i najbardziej obłożnie zmęczona - że dla mnie codzienne wyjścia do pracy byłyby ponad siły. Nie chodzi tylko o lęki, po prostu nie mam fizycznie siły iść. Jak w tym roku wracałam z zajęć na studiach (na które przestałam chodzić) to raz siadłam na ławce i nie miałam siły nawet dojść do autobusu i zaczęłam płakać, półtorej godziny tak siedziałam. Np. teraz jestem głodna, ale nie mam siły wziąć garnek, nalać wody, wrzucić pierogi, sól... po prostu chyba zimne z lodówki zjem.
  5. Nie no sferę seksualną to ma każdy, kto się urodził z narządami płciowymi, czyli zdecydowana większość ludzi. Inna rzecz, że nie każdy odczuwa popęd seksualny (albo go po prostu wypiera) i nie każdy prowadzi życie seksualne, z partnerem. Pewnie o to Ci chodziło?
  6. naranja

    Wkurza mnie:

    To, że właśnie - za przeproszeniem - kot mnie mocno ujebał w dłoń i mam krwawiącą ranę Włosów nie można uczesać jak człowiek, bo ta maruda stoi i marudzi, że na nią nie zwracam uwagi to w końcu się wkurzyła i capnęła
  7. Hmm... Dla mnie nie ludzie są obrzydliwi, ale sama ta "czynność"... Zdaję sobie jednak sprawę, że pewnie może to być fajne i piękne, ale widocznie ja mam pewne zranienia... Brzmi pocieszająco... Hmm... Chyba nie zawsze. A w każdym razie nie aż tak. Nie miałam obiektywnie rzecz biorąc jakiejś traumy w tym zakresie, ale subiektywnie tak... Poza tym mnie wychowały dwie kobiety (duet babcia i mama) i miałam poczucie, że facet to coś nieważnego, pamiętam ironiczny ton głosu pełen politowania, gdy kilka razy coś powiedziała o moim ojcu...
  8. Urodziłeś się bez płci? Bez narządów płciowych? -- 25 cze 2011, 08:30 -- No mnie się nie mieści w głowie, jak seks może sprawiać radość... Swego czasu chciałam przez to popełnić samobójstwo, bo mnie tak przygnębiało, że ludzie uprawiają seks, a to takie okropne i przygnębiające... po prostu nie chciałam żyć w takiej rzeczywistości... i nadal tak uważam... po prostu staram się odcinać od myśli, że coś takiego istnieje...
  9. Nie mam pojęcia, ale na pewno nie jest to ten koszmar, który czuję teraz. W kontraście do tego to musi być wspaniałe uczucie...
  10. Nie, no, fakt, lepiej się zmuszać, albo dostać po pysku jeszcze, zasypiać w trakcie, nie czuć nic, czuć się zniewoloną... Nie to co przyjemność, poczucie bliskości, dopełnienia miłości, satysfakcji i radość... Ja myślę, że Ty tak racjonalizujesz po to, aby nie poczuć bólu emocji, które Ci towarzyszyły w obecności wiesz, kogo... I nie dziwię pod tym względem wcale. Myślę, że aby stawić temu czoło będziesz potrzebowała mega odwagi i siły, aby poczuć się gotową na to. Wiesz, była chyba nawet tutaj na forum kiedyś taka dziewczyna, Coletta, która miała za sobą doświadczenie gwałtów. I ona wyszła z lęków i depresji.
  11. Lepiej się ciąć i mieć myśli samobójcze, prawda? Zresztą, faktycznie musisz sama zrobić bilans. Ja tracę. DUŻO. Czuję się totalnie zjebana. Pełno napięć, leków, depresja, pustka, rozpacz, izolacja, brak satysfakcji ze związków, męczenie się z jedzeniem, itd. Btw, właśnie trafiłam na całkiem przystępny artykuł, "O wpływie dzieciństwa na życie dorosłe". W duchu terapii. Polecam. http://psychoterapiappt.pl/artykuly/o-wplywie-dziecinstwa-na-zycie-dorosle/
  12. Ta... jasne... Posiadamy, posiadamy, ale musiałyśmy się od niej psychicznie odciąć
  13. Tak... To znaczy, ona jest istotna dla każdego człowieka w tym sensie, że się tą sferę POSIADA, to część naszej tożsamości... Czyli chyba chodzi o to, że mam w tym zakresie tak dużo ran, że odrzucam ją (=siebie), tłumię, udaję, że nie ma, dewaluuję, pogardzam, kpię... Kojarzy mi się z upokorzeniem...
  14. Wiesz, do mnie nie może jakoś trafić, jak można czuć psychiczną bliskość z kimś, kto jest odmiennej płci... przecież to dwa różne światy...Nie wiem, na czym to polega, że ludzie się chcą na całe życie wiązać z kimś o odmiennej płci (szok )... Dla mnie to się kojarzy z osamotnieniem... Być może wynika to u mnie z dwóch rzeczy: 1. ja chyba ciągle szukam lustrzanego odbicia, jakiejś kobiety, w które będę mogła się przejrzeć... 2. szukam w ludziach matki, empatycznej... 3. w moim dzieciństwie nie było mężczyzn (ani ojca, ani brata) i jakoś mam wpojone, że facet to ktoś nieistotny, nieodpowiedzialny Ale nie czuję się homoseksualna... W ogóle ta sfera dla mnie istotna nie jest...
  15. Od którego konkretnie? Od ojca? I jego "następców" podobnych do niego? Ja mam podobny problem z generalizowaniem, ale to chyba jakaś forma obrony jest, bo uogólnianie to ostre zaburzenie rzeczywistości. Też się ostatnio zastanawiam, czy są faceci wartościowi, którym poza seksem zależy też na innych rzeczach, którzy potrafią być wrażliwi, empatyczny, refleksyjni, a samego seksu nie traktują w 100% jak tylko rozładowanie popędu... Nie chcę czuć się jak zabawka, jak zaspokajacz potrzeby...
  16. Brak uczuć, skąd Ty bierzesz tyle energii i siły na ciągłe wyliczanie swoich objawów?? Po co to robisz?
  17. naranja

    Wkurza mnie:

    A wytłumaczyłaś mu to?
  18. Dune, rozumiem Twoje dobre intencje, ale ja myślę, że nie można tak mówić - że Ty musisz, a ktoś... no właśnie, co? Może sobie "pozwalać" na depresję? Domyślam się, że chodzi o to, że masz dzieci i odpowiedzialność za nie? Wiesz, jak bywałam w szpitalach psychiatrycznych to leżały ze mną MATKI, które też MUSIAŁY, ale po prostu nawet już fizycznie nie miały sił się dziećmi zajmować, nawet zaciskając zęby i było to dla nich istnym dramatem. Nie zapomnę nigdy rozmowy z pewną kobietą, która była tak bezsilna wobec swojego cierpienia i braku sił oraz miała wyrzuty sumienia związane ze swoją córeczką, którą nie miała sił się opiekować, ani zarabiać na życie, że myślała, jak skutecznie zabić i siebie i ją... aby jej nie osierocić... bo nie była w stanie się nią zajmować, miała tak silną deprę. A nie miała męża do pomocy. Czasami jest tak, że mamy pewne obowiązki i jesteśmy za coś odpowiedzialni ale siły się w końcu wyczerpują na amen. I to jest dramat.
  19. Badziak, wydaje mi się, że każda szkoła psychoterapii, a nawet każdy ośrodek określa swoje własne kryteria. Zazwyczaj wymogiem jest ukończenie studiów magisterskich humanistycznych lub społecznych, np. psychologia, filozofia, socjologia, a także medycyna, ale nie wiem, czy w przypadku każdego nurtu tak jest. Musiałabyś posprawdzać w konkretnych ośrodkach organizujących szkolenia z psychoterapii, jakie są ich kryteria. Zetknęłam się też z informacją, że pewna szkoła psychoterapii nie przyjmuje osób po interwencjach psychiatrycznych (nie wiem dokładnie, czy chodzi o szpital czy ambulatoryjnie też), ale nie mam pojęcia, jaka i na ile ta informacja jest wiarygodna.
  20. Boisz się seksu i ewentualnego bliskiego związku, co...? Tak mi się kojarzy ta chęć wyglądania śmiesznie jak debil... z tym, że niedługo wybierasz się na 7f, gdzie będą faceci i gdzie będziesz blisko P. jak pisałaś... Chcesz odpychać? Albo mieć poczucie, że na pewno jesteś akceptowana ze względu na wnętrze? Czytałam bloga dziewczyny, która była na 7f i pewnego razu impulsywnie ciachnęła tam sobie włosy na krótko i beznadziejnie. Potem stwierdziła, że po to, aby się oszpecić. W sumie pielęgniarka uznała to za postęp - że nie oszpeciła się pierwszy raz żyletką w ciało, tylko w taki sposób.
  21. To jest wątek pt. "Co Wam dziś SPRAWIŁO radość?"
  22. Pewnie tak. Moja twierdzi, że kocha jak umie. A babcia, że miała dobre chęci. Ale problem w tym, że dziecka się nie wychowuje dobrymi intencjami... Nie mam pojęcia... Chyba nie ma takiej "linii"... Na pewno matka musi sama czuć się szczęśliwa, spełniona, zrównoważona emocjonalnie, musi być empatyczna i potrafić przyjąć perspektywę swojego dziecka. Wiesz, co gdzieś przeczytałam? Że nie ma ideałów, więc nie do uniknięcia są lekkie błędy popełniane czasem przez wystarczająco dobrych rodziców i nie do uniknięcia jest to, że dziecko czuje się czasem przez rodzica zranione albo na niego wkurzone - problem pojawia się wtedy, gdy dziecko musi to przemilczeć i stłumić te odczucia... gdy rodzic nie daje dziecku na różne sposoby prawa do czucia się zranionym albo skrzywdzonym przez niego, zezłoszczonym na niego... I to wydaje mi się sensowne. Że jak się popełni błąd albo przesadzi albo zrani swoim zachowaniem dziecko to trzeba jego uczucia uznać, przyznać, że dziecko ma do nich prawo, porozmawiać, wyjaśnić, empatycznie się w dziecko wczuć... Wiesz, ja nie mam dzieci, mogę sobie tylko teoretyzować... Wiesz co, pamiętam na przykład taką sytuację, jak byłam mała, gdy moja matka w wielkiej furii porwała mój ukochany komiks na strzępy. Było to dla mnie szokujące. Płakałam. Byłam przerażona. Nie przeprosiła mnie po fakcie, że się uniosła. Nie pomyślała o tym, jak ja się mogę z tym czuć. Płakałam sobie w samotności i kompletnie nie rozumiałam jej wybuchu. Ona tylko krzyczała, że jestem niedobra i niegrzeczna i to ja ją doprowadzam do takich stanów. Kompletnie tego nie rozumiałam... Być może, jakby potem mnie szczerze przeprosiła, gdyby nie obarczała mnie winą za swoje humory, gdyby powiedziała, że to ona zachowała się niewłaściwie, gdyby wczuła się potem we mnie, że musiałam się czuć przerażona i zła na nią, i że mam do tego prawo - takie sytuacje nie zostawiałyby we mnie aż takich bolesnych śladów?
  23. Psychoterapeuta to ktoś, kto ukończył szkolenie z psychoterapii, w wybranym nurcie (poznawczo-behawioralnym, analitycznym, psychodynamicznym, itd.). Może tą osobą być psycholog (czyli ktoś, które ukończył wcześniej 5-letnie studia mgr), albo psychiatra, socjolog, etc., ogólnie osoba po studiach humanistycznych.
  24. Ojj, uważaj na to... Córka nie powinna się opiekować Twoim nastrojem, powinna mieć takie mocne poczucie, że to Ty jesteś od opiekowania się jej emocjami. Przepraszam, że na to zwracam uwagę, ale jestem dość wrażliwa na to, bo sama byłam pocieszycielką własnej babci, mamy... Pamiętaj, że dzieci zawsze wyczuwają prawdziwą radość od udawanej. Moim zdaniem czasem lepiej szczerze pokazać przy dziecku smutek i wytłumaczyć mu, z jakiego powodu i że to normalne, że ludzie się czasem smucą - tak samo, jak cieszą, niż aby dziecko czuło podskórnie jakiś fałsz. Brzmi super! Chciałabym wyzdrowieć i mieć córeczkę albo synka...
  25. Autentycznie to ja pragnę przestać cierpieć, poczuć się dobrze, normalnie, zaznać ulgi, po prostu ŻYĆ. Tylko wiesz, jeśli od lat Ci się nie udaje mimo starań to zaczynasz wierzyć, że Twoje cierpienie minie tylko wtedy, jak zabijesz siebie. Albo nawet masz nadzieję, tylko zaczyna brakować sił - aby oddychać, jeść, nie mówiąc o czym innym. O to chodzi w moim przypadku.
×