Skocz do zawartości
Nerwica.com

naranja

Użytkownik
  • Postów

    769
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez naranja

  1. A widzisz różnicę w mówieniu czegoś złego o mamie ("Moja mama jest zła/toksyczna/taka, siaka i owaka, niedobra matka z niej") od mówienia, jak Ty się czujesz wobec niektórych konkretnych jej zachowań? ("Złości mnie, gdy...", "Smuci mnie, gdy...", "Czuję żal o to, że...") Gdy mówisz o tym, co TY czujesz - nie atakujesz i nie zdradzasz mamy. Mówisz o sobie, o swoich emocjach. Nielojalna byłabyś wtedy, gdybyś mamę oszukiwała, a rozmawiając o swoich emocjach do niej - przy niej lub przy kimś innym - nie robisz tego. Jeżeli Twoja mama jest taka dobra i w porządku, jak twierdzisz - to nie powinnaś mieć absolutnie żadnych oporów, aby mówić jej o SWOICH uczuciach, gdy czujesz się pewnymi jej zachowaniami zraniona, wkurzona, smutna z ich powodu. Mam wrażenie, że Ty sobie nie pozwalasz na odczuwanie złości wobec swojej mamy, bo to dla Ciebie tak, jakbyś krzyczała jej w twarz, że jest generalnie złą matką, jakbyś wydawała osąd jak zdrajca, jak niewdzięcznik być może - a przecież ona tak się stara, chce dobrze, etc... A to nie tak. Przede wszystkim Twoja mama jest człowiekiem i Ty też jesteś człowiekiem - z tego wynika to, że ona może czasem zrobić coś, co Ciebie akurat zezłości, zmartwi, zaboli. I nie chodzi wtedy o stwierdzenie, jaka to ona jest niedobra, zła, etc. - ale o to, żebyś mogła poczuć i powiedzieć, że CIEBIE to wkurza. I o to, aby ona tę złość przyjęła bez fochów. Bo ta złość jest ważną informacją dla Ciebie i dla niej, dla Waszej relacji. Ja też mam uczucie zdrady, gdy mówię o rodzince na sesjach. Z tym, że ja sobie zdaję sprawę, że takie odczuwanie to patologia i że takie uczucie świadczy o tym, jak bardzo chore są moje relacje z nimi. P.S. Czy myślisz, być może, że bliskość między matką i córką (w ogóle między dwoma osobami) jest wtedy, gdy w tym kontakcie wyrażamy tylko zadowolenie, radość, uwielbienie dla tej osoby, wdzięczność, etc. - a powstrzymujemy się od mówienia o żalu, urazie i złości do niej? P.S.2. Mam jeszcze taką refleksję, że Ty być może nie chcesz poczuć się złą córką, że chcesz ochronić w sobie poczucie, że jesteś dobrą córką. A co to oznacza być dobrą córką? Wdzięczną w 100%? Wiesz, moja babcia jest kobietą, która ma dobre intencje i dobrze chce, ale mimo tego niektóre jej zachowania mnie ranią. I ja jej mówię tak, że wiem i doceniam, że miała dobre intencje, że się stara, ale, że mnie boli to i to - i tłumaczę, dlaczego. Nie ma w tym oskarżania JEJ, tylko mówienia o tym, co czuję JA, gdy ona robi coś tam. To jest różnica.
  2. Czy możesz podać konkretne przykłady zachowań i zdań terapeuty świadczące o tym podrywaniu i flircie? Jakieś propozycje albo komplementy? Np. proponował Ci kawę po sesji, mówił, że masz ładne włosy, że tęsknił za spotkaniem z tobą, etc.? W terapii psychodynamicznej i analitycznej to jest jak najbardziej normalne, nie ma w tym absolutnie nic dziwnego. Terapeuta/terapeutka może sugerować, ze np. jesteś na niego zła albo że tęskniłaś. Spokojnie może się pytać, jak się czujesz w relacji z nim. Rozmowy o seksie (nie chodzi o propozycje, ale Twoje trudności) też są ważną częścią terapii, o i le to Ty je wnosisz na spotkanie, chociaż terapeuta też może sam pytać o to, czy np. przeżywasz orgazmy w kontakcie z mężem - o ile pyta delikatnie to nie jest to nic nienormalnego. A jeśli się pojawiają w Tobie uczucia zakochania do terapeuty to o tym też się rozmawia. W książce "Uratuj mnie", gdzie jest opisany przebieg terapii od strony pacjentki, terapeuta wprost - choć delikatnie - sugerował, że w pacjentce mogą się budzić seksualne uczucia wobec niego i ta uwaga nie była nadużyciem, terapeuta nie przekroczył granicy. -- 20 cze 2011, 11:05 -- Powinien odpowiedzieć "Dzień dobry". I na tym powinien być koniec. (P.S. - Nie jestem psychologiem )
  3. Lady_B, ale diagnoza Ci nie powie tak naprawdę, co Ci jest. Diagnoza to tylko opis objawów - objawów tego, co je powoduje. Tylko Ty sama możesz określić przyczyny, tzn. co cię boli, co przeraża, co smuci, co jest trudne dla Ciebie, nikt inny. Zadaniem terapeuty jest pomóc Tobie, abyś mogła sobie na to zacząć odpowiadać, nauczyć się opisywać swoje stany, odczuwać emocje i analizować je.
  4. Mam pewne "ale" co do tej teorii Trzeba powiedzieć, że bliźnięta jednojajowe są zawsze tej samej płci i prawie w 100% do siebie podobne fizycznie, podczas gdy dwojaczki mogą być odmiennej płci, a poza tym fizycznie różnią się od siebie tak, jak "zwykłe" rodzeństwo. Nieistotne? Dla mnie bardzo istotne. Np. jak urodzi się chłopiec i dziewczynka, to matka może bardziej faworyzować chłopca, a ignorować dziewczynkę - i już możemy mieć zaburzoną młodą, a bardziej zdrowego chorego. Do niemal identycznych dzieci (jednojajowe) podchodzi się bardziej podobnie, jakby były jednym. Więc takie badania wcale nie przekonują mnie o tym, że ChAD jest genetycznie uwarunkowany.
  5. Wiesz, ja w życiu robiłam głupsze rzeczy. Nota bene, jak byłam w pierwszymi i drugim szpitalu, to ludzie w forum odwiedzali mnie częściej niż własna rodzina... Niektórzy widzieli mnie pierwszy raz w życiu, w szpitalu. Czasem przychodziły grupy 12 osobowe I ja też odwiedzałam. Jak kiedyś miałam atak agorafobii to do przychodni podwiozła mnie dziewczyna długo znana z forum, pierwszy raz na oczy widziana, gdy wsiadałam do samochodu. Nie było żadnej krępacji, w każdym razie po mojej stronie No i nie wywiozła mnie do lasu, etc. - żyję.
  6. New Tenuis, każdy idzie swoją drogą i tak powinno być. Ty chyba też jesteś za tym? To, co pomaga Tobie, komuś innemu nie pomoże - i na odwrót. Tobie pomaga dieta - dla mnie to nie rozwiązanie, bo ja mam problemy z odżywianiem (psychiczne opory, lęki, etc.). Nie jestem w stanie się realizować i studiować - i między innymi dlatego jestem w terapii, leki nie pomogły. Nie mam przyjaciół, bo boję się bliskości i mam trudności w byciu z ludźmi. Próbowałam sobie poradzić sama, próbowałam sobie poradzić na samych lekach - bezskutecznie. Co do "mody" na Z.O. - wiesz, mnie mało obchodzi nazwa, jaką można objąć moje problemy. Ja mam konkretne trudności związane ze stosunkiem do siebie oraz trudności w relacjach z ludźmi i sama sobie z tym nie radzę. To, czy ktoś to nazwie "zaburzenia osobowości" czy inaczej - nic nie zmienia. No i to, ŻE mam takie trudności emocjonalne to nie efekt mody, ale wychowania. Różnica między osobami pozostającymi tylko na lekach, a chodzącymi na (skuteczną) terapię jest taka, że mimo, że leki zazwyczaj szybko działają (jeszcze zależy jak na kogo...) to tylko terapia daje szansę na wyleczenie - leki tylko zaleczają, nie są skierowane na przyczyny, odstawiając je nie można mieć pewności, że nawrotu nie będzie. A zaburzenia skorygowane podczas terapii taką pewność dają. Tyle, że terapia musi być naprawdę dobrze prowadzona, no i długo trwa, 2 lata terapii Moniki to nie jest dużo, jeśli problemy są głębokie. Ale ona ma za to większe szanse później na stabilność niż ktoś, kto opiera się tylko na chemii, tak sądzę... Dobrze, że znalazłaś swój sposób -- 19 cze 2011, 15:04 -- = "Proszę, powiedzcie, że wcale nie zawracam Wam gitary... że moje sprawy nie są mniej ważne... Powiedzcie mi, abym została..." Zostań, Lady B (Mam nadzieję, że na złość mi - za tą analizę - nie pójdziesz jednak? )
  7. To chyba pytanie retoryczne... Mieszkam tylko z mamą, nie mamy samochodu. Reszta rodziny ma samochody, ale nikt w poniedziałek nie będzie się zwalniał z pracy, aby mnie zawieść do Krakowa (mam jakieś 5 godz drogi do Kobierzyna). Gdy, będąc w ostatnim szpitalu, byłam na przepustce w domu to nikt nie chciał mnie zawieść (2 godziny drogi!) do szpitala, mimo, że byłam w głębokiej depresji, miałam myśli "s" i nie miałam siły chodzić. Sama wzięłam taksówkę na PKP, a potem wlokłam się pociągiem, pod który chciałam skakać. Rodzina jeszcze się biernie wkurzała, że nie ma kto pomagać przy moim dziadku, że ja się w garść nie biorę tylko znowu szpital... Ale co wybaczyć? Załóżmy, że masz atak paniki. On się z jakiegoś powodu pojawił. To jest sygnał czegoś. Trzeba się skierować na przyczyny. Tak też może być. Mnie chodziło o ataki paniki, generalnie o patologiczne objawy - zarówno panika, derealizacja, anoreksja, depresja, natręctwa, napady wściekłości, jak i lęk ogólny, i tak dalej - to OBJAWY trudności z emocjami, objawy, które maskują konkretne emocje. Może u Ciebie objawem (tak, jak u innych ataki lęku panicznego) są napady gniewu, które są maską dla strachu, lęku? Złe uczucia????????? Ojej... Uczucia nie są dobre albo złe, uczucia SĄ. Każda emocja jest potrzebna, bo mówi, czego chcesz, a czego nie, co Ci się podoba, a co smuci, to podstawa poczucia tożsamości. I radość, i smutek, i strach, i złość, i zakochanie, i bezradność, i zazdrość, a nawet nienawiść. Co nie znaczy, że trzeba się tymi emocjami zawsze kierować i tracić nad nimi kontrolę. Złe, bo niebezpieczne i autoagresywne, to jest odcinanie się od uczuć albo odreagowanie ich w niebezpieczne sposoby. Mówisz tak, jakby człowiek, który czasem przeżywa złość, gniew, strach, smutek, zazdrość, etc. - był zły, bo ma "złe" emocje. To co jest dobre? Tylko radość, miłość, zaciekawienie? Człowiek bez uczucia złości oraz strachu (nie lęku jako objawu) - jest ślepy i bezbronny.
  8. Coś Ci powiem szczerze. Ja uważam, że Twój przypadek jest faktycznie bardzo ciężki, ALE nie ze względu na rodzaj objawów i intensywność cierpienia (nota bene - nie da się udowodnić, że cierpisz bardziej od ludzi z tego wątku i forum, to strasznie wyższościowe z Twojej strony - twierdząc tak pokazujesz, jak bardzo nie dostrzegasz naszego cierpienia! tu jest tu wiele osób, które są po próbach samobójczych, szpitalach, etc.), a ze względu na NIEREFORMOWALNOŚĆ MYŚLENIA. Nie przyjmujesz do siebie żadnych sugestii, nie dyskutujesz z nimi, nie podajesz refleksji, skupiasz się tylko na objawach i nakręcasz w nich, zamiast nakierować się na możliwe PRZYCZYNY. Jeśli tego nie zmienisz to moim zdaniem jesteś skończona i faktycznie nieuleczalna - nie ze względu na objawy, ale na Twoją postawę, bo NIE DA się Tobie pomóc, jeśli nic do siebie nie przyjmujesz - możesz się do tego odnieść?
  9. No taka w 100% obca nie jestem, znasz mnie trochę z forum. Ale wiem, o co chodzi... Hmm, jak mnie poznasz to przestanę być zupełnie obca 7f to nie jest typowy psychiatryk, oddział zamknięty. Sam oddział raczej przypomina jakiś ośrodek kolonijny Będę od połowy lipca. Na razie planuję tam iść na 2 tygodnie a potem zobaczę. Teoretycznie mam tam być do Bożego Narodzenia, nie wiem, jak wyjdzie w praktyce. A tak w ogóle, na razie, to ja ani trochę nie czuję się, żeby iść tam, jestem w głębokiej depresji, spowolniała, zmęczona do granic możliwości. W takim stanie już z dojazdem tam byłby problem, nie mam siły... Mam kilka tygodni... -- 19 cze 2011, 09:08 -- A dla mnie takie rady to jest jeden wielki bezsens. Poddać się atakowi? (chyba, że chodzi o to, aby przestać się z lękiem szarpać i się nakręcać, tylko... właśnie o tym napiszę) Odwrócić uwagę? I tak całe życie..? Przecież atak paniki nie bierze się nigdy z niczego, ma swoją przyczynę. Tą przyczyną są konkretne emocje, których nie chcemy dopuścić do głosu, konkretne trudności, może jakiś konflikt wewnętrzny. To trzeba wyłapać. Najsensowniejszą radą moim zdaniem to jest wtedy zastanowić się, co się dzieje, skąd ten lęk, dlaczego się pojawił, dlaczego akurat w tej chwili i pytać się siebie, przed jakim uczuciem chcę uciec i dlaczego, może przed jakąś konfrontacją z drugą osobą, a może z czymś mi się przykrym ta sytuacja kojarzy i chcę uciec, co myślałam tuż przed atakiem, jakie emocje tłumię, czego się boję i dlaczego, etc. Lęk paniczny zazwyczaj jest maską dla złości, której się boimy. Albo maską jakichkolwiek innych uczuć, który boimy się przeżywać, które trudno przeżywać, bo są bolesne, albo nieadekwatne, bo "nie wolno", bo boimy się utraty nad nimi kontroli (i stąd lęk przed chorobą psychiczną, szaleństwem), itd. Takie są moje spostrzeżenia.
  10. NIE -- 18 cze 2011, 23:08 -- Naprawdę byś chciał? Słuchaj, jeśli wyjdę z tego koszmarnego doła przynajmniej na tyle, aby mieć siłę wstać z łóżka, spotkać się i pogadać oraz kontaktować jak człowiek - to jak najbardziej. Miło mi się zrobiło, że zaproponowałeś. Jak na razie to męczy mnie oddech, myślenie... Ja się nadaję na zamknięty na depresje teraz, nie na 7f tylko prawda jest taka, że leki mi nie pomagają, więc tylko na moje zasoby psychiczne mogę liczyć, przerażające to...
  11. Ale to tylko według biologicznego modelu w psychiatrii. Nie zgadzam się z nim kompletnie (mój psychiatra też nie - i to nie jeden, z którym miałam styczność). Są też inne. Na przykład, teoria psychodynamiczna postrzega psychozę jako wynik psychotycznej struktury osobowości, analogicznie jak nerwica jest skutkiem neurotycznej struktury osobowości. Teraz mam depresję, ale to jest tylko skutek. Wcześniej nie miałam depresji, ale typowe nerwicowe objawy, przez dłuższy czas. Jako dziecko cierpiałam na OCD, tiki, natręctwa, potem były ataki paniki i fobie, to wszystko się pogłębiało... i teraz jest, jak jest. -- 18 cze 2011, 16:37 -- Czekaj, czekaj, to nie tak. Nie mylmy pojęć. Psychoza to zestaw objawów (omamy, urojenia, autyzm). Ale jest też coś takiego jak psychotyczna struktura osobowości, Piotrek, która predysponuje do objawów psychotycznych, ale nie muszą one występować albo występują epizodycznie. A struktura osobowości borderline jest uznawana za psychotyczną (patrz chociażby w "Psychoterapia" Lidii Grzesiuk). Konfabulacja? Przez jednych psychiatrów mam stwierdzoną psychozę dwubiegunową, przez innych zaburzenia osobowości z borderline na czele. Możesz mi wierzyć na słowo, że nie konfabuluję -- 18 cze 2011, 17:51 -- P.s. Poczytaj sobie np. o dynamizmie diagnozy w terapii psychodynamicznej. Osoba w terapii może przejawiać coraz to inne objawy, od nerwicowych po psychotyczne, w zależności od fazy terapii, etc.
  12. Poczytaj sobie książki Karen Horney. "Nerwica a rozwój człowieka", "Neurotyczna osobowość naszych czasów", "Nasze wewnętrzne konflikty".Dowiesz się z nich o nerwicy prawie wszystkiego. Oczywiście samo przeczytanie cie nie wyleczy, ale pomoże wiele zrozumieć. I... ciągle obstaję przy stanowisku, że objawy nerwicowe mogą jak najbardziej przejść w psychotyczne. Jestem tego najlepszym przykładem, nie zaprzeczysz temu, bo tak jest. Psychika człowieka jest plastyczna, dynamiczna - może nastąpić progres, poprawa, ale może tak samo nastąpić pogorszenie. Ja kilka lat temu absolutnie nie miałam objawów borderline (które to zaburzenie jest na pograniczu psychozy, a które mam mniej więcej zdiagnozowane teraz), byłam TYPOWĄ neurotyczką. Lękliwa, bojąca się śmierci, miałam nerwicowe objawy: ataki paniki, natręctwa, napięcia, hipochondia, liczne fobie, lęk przed chorobą psychiczną, przed omdleniem - tyle. Klasyczna nerwica. Teraz obraz moich objawów wygląda zupełnie inaczej: problemy z agresją, impulsywność, autoagresja, problemy z odżywianiem, tracenie poczucia kontaktu z rzeczywistością, trudności w odróżnianiu siebie od innych, pustka, ostre derealizacje, omamy czuciowe kilka razy, plany samobójcze (a jako neurotyczka panicznie bałam się śmierci...). Tak samo, jak relacje z ludźmi, zupełnie inaczej funkcjonowałam wtedy, a teraz. Zmiana nie jest tylko w intensywności objawów, ale w ich rodzaju.
  13. Aha, rozumiem, dzięki. Myślałam, że ich nie wysłało.
  14. Aha, czyli chodzi o to, że te wiadomości zostały wysłane, tylko nie odebrane przez ta osobę? Tylko, że w przypadku wszystkich poprzednich wiadomości miałam tak, że od razu lądowały do folderu "wysłane"... (a nie "do wysłania"). No i w takim razie w folderze "do wysłania", jak nazwa wskazuje, powinny być wiadomości JESZCZE nie wysłane, na logikę. Jakieś skrypty, notatki. A wysłane w folderze "wysłane".
  15. Hej Mam problem z moją pocztą. Napisałam wczoraj parę wiadomości, wysłałam i... znajdują się ciągle w folderze "do wysłania", a nie "wysłane". Tak, jakby oczekiwały... Na co?
  16. Tak, boli. Boli mnie jak poruszam temat relacji z moją matką. Ale to jest taki uogólniony ból, też nie odczuwam konkretnych uczuć, raczej taka rozlana rozpacz albo cielesne odczucia - ból głowy, zmęczenie, ból serca. Popłaczę (albo i nie) i znów czuję pustkę i beznadzieję. Ale w terapii do tej pory mnie to nie ruszało, gadałam oderwana od emocji i bólu, jak robot, jakbym opowiadała historię obcej osoby. Przy chłodnych niezaangażowanych analitykach [w tym konsultantach z 7f właśnie] miałam emocjonalną blokadę, dopiero przy obecnej terapeutce (choć też analityczce) dwa razy popłakałam. Ale wczoraj znowu byłam totalnie od uczuć oderwana, jak cyborg. W każdym razie - jak usłyszę na 7f to, co napisałaś, to się załamię albo wkurzę albo jedno i drugie. Mam wrażenie, że masz podobny problem, jak ja: CZUJESZ, ale czujesz coś bardzo zgeneralizowanego - cierpienie, rozpacz. A rozpacz/cierpienie to tak naprawdę cała paleta emocji, zlewających się w taką nijaką kupę, że trudno je zidentyfikować, skonkretyzować. Zazwyczaj jest to mieszanina żalu, nienawiści, bezradności, poczucia opuszczenia, osamotnienia, tęsknoty, gniewu, etc. Albo cierpienie to skutek odcięcia się od tych konkretnych emocji - nie czujesz siebie i pojawia się cierpienie, bo odrywasz się od siebie, od konkretnych emocji. A myślę, że gdzieś pod tą "pustką" i zgeneralizowanym cierpieniem musisz mieć całe pokłady żalu i złości na mamę, chociażby za to, co Ci mówi. Bo to, co mówi jest bolesne. Co o tym sądzisz?
  17. Rozumiem, że to też mi mówisz po to, abym - jak pisałaś - odzyskała wiarę w 7f...? Jeżeli zetknę się z takimi tekstami (znowu) to chyba nie wytrzymam i załamię się już totalnie. Słyszałam to i znosiłam to wiele razy, ale już nie mogę. To moje własne myśli! Przecież ja mam strasznego dodatkowego doła przez to, że nie umiem "wziąć się za życie", że mi najlepsze lata uciekają, młodość, a ja nie potrafię żyć, funkcjonować normalnie i czuć się dobrze. Takie teksty to walą ludzie, którzy są pozbawieni empatii i psychologicznej wiedzy, ale terapeuta mówiący coś takiego to obciach i szarlataneria. Przecież jakby człowiek potrafił korzystać z życia to nie szedłby na terapię. Terapeuta jest po to, aby pomógł człowiekowi zrozumieć, dlaczego nie potrafi korzystać z życia, co jest dla niego tak trudnego i pomógł mu odzyskać poczucie własnej wartości i sensu tak, aby można było żyć. Ale nie takimi tekstami! Jak można mówić człowiekowi w depresji, który w niej nie jest bez powodu, że traci najlepsze lata życia????? Sorry, JA TO WIEM I CZUJĘ SIĘ BEZNADZIEJNIE BEZRADNA WOBEC TEGO. Próbowałam brać się w garść, żyć, funkcjonować, "patrzeć w przyszłość", ale w końcu opadłam z sił... nie o to chodzi. Przez to, co piszesz, myśląc o 7f mam jeszcze większego doła. Ale chyba lepiej wiedzieć przed faktem. Zresztą nawet jeśli człowiek robi coś po to, aby nieświadomie zwrócić na siebie uwagę, to przecież i to nie jest bez przyczyny. Osoby szczęśliwe i zdrowe się nie tną i nie mówią o myślach "s". Potrzeba uwagi ma swoje przyczyny przecież. Ludzie nie chwytają się szantaży samobójczych bez powodu. Pomijając już to, że czasem nie są to szantaże, ale prośba o pomoc i sygnał, że dotychczasowa nie pomaga i trzeba inaczej.
  18. bo taka jest prawda zmienić siebie tak, aby przestać się, na ile sie da, uzalezniac od otoczenia zyskac oparcie w sobie, zaufanie do siebie, szacunek do siebie, iepły stosunek do siebie aby tego nie oczekiwac od innych AŻ TAK łatwo powiedzieć, trudniej osiągnąć...
  19. To miłe... Malibu, 1. Matki i rodziny nie zmienię, ale emocje do nich mam, jakie mam. Nie podlegają racjonalizacji. 2. Z pewnością masz rację co do przyszłości, ale nie da się w nią patrzeć bez emocjonalnego rozprawienia się z przeszłością, która ciągle na mnie za mocno rzutują, Powracają do mnie te emocje i oczekiwanie, których nie mogłam świadomie poczuć jako dziecko. 3. Za każdym razem, jak słyszę, że muszę coś zmienić to się we mnie burzy. Jasne, ja wiem, że celem terapii jest zmiana. Ale emocjonalnie odczuwam to tak, że TO JA muszę się zmienić, bo to ja jestem nie-ok, bo to ja muszę się dostosować, bo ja jestem do naprawy. WIEM, że chodzi o taką zmianę, aby mi było lepiej, ale emocjonalne słowo zmiana wywołuje we mnie gniew. W odróżnieniu od "Poczekaj, nie musisz się zmieniać, poprawiać, powiedz mi, co cię tak boli". A co ma do tego intelekt???? Przecież zaburzenia osobowości to choroba EMOCJI. Nie da się wyjść z tego na rozum, intelektualnie, racjonalizując, mieć teorię w jednym palcu. Myślę, że brakuje mi kogoś, ktoś będzie potrafił się empatycznie wczuwać we mnie i skutecznie pomagać mi w tym, abym przestała patrzeć na siebie przez taki chłodny racjonalny pryzmat, odzyskała poczucie szacunku do siebie, mojego zdania i uczuć, zaufania do moich odczuć, jakiegoś takiego ciepłego stosunku do siebie samej przede wszystkim (zamiast chłodu, niechęci, nienawiści), poczucia prawa do życia, przeżywania, realizowania siebie... Nie umiem sprawić tego "sama", od lat... próbowałam. -- 17 cze 2011, 15:38 -- Tak. W święta mam największe doły nie do wytrzymania i plany samobójcze. Mam problem z rodzinką. Mój nastrój generalnie zmienia się na kontinuum: nie do wytrzymania (plany samobójcze) - tragicznie (myśli samobójcze) - bardzo źle (rozmyślania o samobójstwie) - źle (myśli autoagresywne, autoagresja) - nienajlepiej - "do wytrzymania" - tak sobie (bardzo rzadko). Kilka razy podczas tych lat miałam poprawy nastroju - tak, że mogłam powiedzieć, że czuję się całkiem nieźle, nawet miewam momenty radości i nadziei, miałam siłę iść do sklepu i zjeść -ale tak, sumując, to było kilka tygodni łącznie, w ciągu wielu lat. Nie ma dnia abym nie miała myśli o samobójstwie, a w te "lepsze" dni, jak wychodzę z domu to cały czas mam natrętne myśli-dążenie, aby skoczyć pod pociąg, który jedzie, aby wpaść pod samochód, aby skoczyć z okna, rzucić się z balkonu, jak na niego wejdę i męczy mnie bardzo pilnowanie się przed tym, pochłania sporo energii. Właściwie to nie mam dni bez czegoś takiego i dopiero od niedawna zdałam sobie sprawę, że to chyba nie jest normalne. Dzieli mnie chyba jakaś OGROMNA przepaść od w miarę dobrego samopoczucia, skoro nie wiem jak to jest nie mieć ciągłych myśli o samobójstwie...
  20. Sorry, ale to mnie miało pocieszyć?????? -- 17 cze 2011, 15:12 -- Ciężko być na piedestale... nie chcę. Po tym, co pisze o tym oddziale Brak Uczuć, Amon oraz inni, ogarnia mnie dół, poczucie bezsensu i brak nadziei. -- 17 cze 2011, 15:16 -- Ale ja nie mam siły nawet się spakować i tam pojechać. Nie mam siły myśleć. Zaraz znowu idę spać. Poza tym mogę sobie nie poradzić psychicznie z tym, jak mnie będą tam kopać i dowalać chamskimi tekstami, ocenami, niby w dobrej woli (a tak naprawdę chyba z własnego narcyzmu lub braku kompetencji). Zarówno głaskanie jak o kopanie obsuwa mnie w beznadzieję i to ostro.
  21. no właśnie.. Jasne, że biorę. Ale czuję się jeszcze gorzej, gdy ktoś zamiast nawiązać do tego, co piszę o moich problemach, TYLKO straszy mnie policją. Tylko i wyłącznie.
  22. Nie, nie, to nie tak. Nisko oceniam, być może, ludzi, którzy mylą pomagania komuś z własnym egoizmem. Egoizm polega na tym, że działanie nakierowane jest de facto na uspokojenie własnego sumienia, czyli poprawienie swojego samopoczucia, a NIE osoby potrzebującej. Zobacz - Amon, albo moja matka, albo kto inny wpakuje mnie do psychiatryka i na tym się skończy to działanie. Czy będzie mnie tam odwiedzał? Czy będzie ze mną rozmawiał, jak się czuję? Nie. Bo tak naprawdę myśli o sobie. Takie mam zdanie. I inni będą mieć czyste sumienie, że "pomogli", a ja będę sobie w tym psychiatryku gniła sama, w samotności okrutnej (psychicznej), być może w pasach bezpieczeństwa i nikt - ani Amon, ani inni nie będą ze mną rozmawiać o moich problemach (lekarzom się nie chce, znam realia). Pomoc to jest wtedy, gdy wybieramy takie działanie, które ma de facto przynieść ulgę w cierpieniu potrzebującej osoby. Czyli np. jeżeli ja piszę o tym, co się wiąże z moim kryzysem samobójczym to się ten temat podejmuje - Korba, NIKT z Was tutaj, w tym Amon, nie nawiązał do tego... Nie podjął tematu moich problemów z pracą, moich dylematów w związku z 7f, z obecną terapią, a o tym napisałam. Bo to już wymagałoby wysiłku i chęci pomocy takiej autentycznej. A dopiero to byłaby pomoc. Kiedyś usłyszałam taką prawdę, że jeżeli chce się człowiekowi naprawdę pomóc, to nie usuwa się narzędzi mogących posłużyć do samobójstwa, ale rozmawia się o przyczynach.
  23. No i co z tego? MNIE od tego lepiej nie będzie, będę cierpieć jeszcze bardziej. Za to świetnie uspakaja sumienie INNYCH. EGOIZM. To nie jest pomoc. Nie mylmy pojęć. Pomoc to jest wtedy, jak pomaga się człowiekowi doznać ulgi, zmniejszyć jego cierpienie. Wsadzając mnie do psychiatryka to cierpienie zwiększysz, bo ja fatalnie znoszę szpitale i pobyt tam bynajmniej mi nie pomaga (przerobiłam ich już trochę).
  24. Amon, Ty myślisz, że straszenie (lub uprzedzanie, jak zwał) policją to pomoc...? Myślisz, że jak nas się zastraszy to spokorniejemy, ogarniemy się albo nam się lepiej zrobi i problemy miną? Mnie jest potrzebna pomoc, a nie straszenie, którego w życiu miałam do licha i trochę.
  25. Chryste, przestancie dziewczyny. Bo zaczynam sie bac. Macie 15 minut na otrzasniecie sie, zanim ZADZWONIE NA POLICJE. Czasem trzeba pomóc na sile. Ale na czym ma polegać ta "pomoc"? Zadzwonisz na policję, ok i co dalej? Policjanci zawiozą mnie do psychiatryka. I co dalej? W psychiatryku naszpikują mnie lekami. I co dalej? Mój lekarz powiedział, że brałam już wszystkie możliwe leki, że nie mam depresji endogennej, że tylko terapia, wszyscy mi tak mówili. Z dwóch ostatnich psychiatryków zostałam wypisana z myślami "s", prawie wywalana, "zachęcana" do wypisu. Więc Ty sprawisz że mnie wpakują do szpitala i co dalej, hmm??? Co to za pomoc? Mnie się od tego lepiej nie zrobi.
×