Skocz do zawartości
Nerwica.com

naranja

Użytkownik
  • Postów

    769
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez naranja

  1. Jakbym miała 100% gwarancji, że leki nie spowodują jakiegoś upośledzenia funkcji mózgu i nie zmienią mnie w warzywo to bym łyknęła teraz wszystkie, które mam w domu Nie mam poczucia sensu terapii, nie mam nadziei, a zaczynam już nie wytrzymywać tego, co czuję, jestem zmęczona sobą. Nie jestem nawet w stanie wywiązać się ze zlecenia pracy, które robię w domu i szykuje się rozczarowanie i opierdol od osoby zlecającej, zawiodę ją, a mnie zabije nienawiść do siebie, że nawet na to nie mam siły, mimo, że potrzebuję kasy na życie. Nic mi nie daje gadanie o emocjach na terapii ani analizy; terapeutka jest miła, ale te rozmowy mi nie pomagają. Na 7f nie chcę iść, bo coś czuję, że tam zamiast empatii dla wnętrza człowieka jest tylko kopanie po tyłkach, walenie tzw. prawdy do bólu (A tak naprawdę żądnej prawdy tylko zewnętrznej oceny), pouczanie, stawianie do pionu i racjonalizowanie oraz filozoficzne gadki z milczącymi analitykami. Jak coś takiego może pomagać ludziom to mi się w głowie nie mieści, mnie ta wizja obsuwa w beznadziejność. Z kompa też zaraz schodzę, bo nie mam siły pisać. Czy samobójstwo to naprawdę nie rozwiązanie? Jak nic nie pomaga... Piekła się nie boję wcale, bo dla mnie wizja "życia po śmierci" jest w 1000% nieprawdopodobna. Budzę się i zasypiam, budzę się i zasypiam, budzę się, aby naskrobać tutaj i znowu mnie sen morzy ze zmęczenia sobą... czuję fizycznie głód, ale nie widzę sensu w dokarmianiu takiego życia, które daje tylko cierpienie. (Do czego to doszło, abym się nad sobą użalała...). Nie nadaję się na 7f, bo nie mam siły nawet się umyć, myśleć, zjeść, a ze zwykłego psychiatryka mnie prawie wywalili, bo nie mam depresji endogennej, więc lekami nie pomogą. Nie ma dla mnie nadziei.
  2. Nie można się obawiać intelektualnie. Tak samo, jak nie można martwić się intelektualnie (jak wcześniej pisałaś). GDYBYŚ NIE MIAŁA UCZUĆ, NP. STRACHU, TO MYŚL O PIEKLE BY CIĘ NIE PRZERAŻAŁA. A TY CZUJESZ OBAWĘ. U osób naprawdę oderwanych od emocji myśl o ewentualnym piekle nie przeraża wcale, a więc nie hamuje przed samobójstwem. Ty masz inaczej.
  3. Brak uczuć, dlaczego nie chcesz wyzdrowieć?
  4. Tzn. to, co jest w cytatach czy kryteria depersonalizacji? Jasne, że zdrowi nie czują się świetnie każdego dnia. Ale to "nie czuję się świetnie" u zdrowego nie oznacza objawów patologicznych, czyli: depresji, poczucia bezsensu życia, depersonalizacji, myśli samobójczych, lęków nerwicowych, braku siły do zadbania o potrzeby fizjologiczne, etc. Bo w takim razie to nie jest do końca zdrowa osoba. Dla zdrowego to "źle" to przygnębienie, zmęczenie czymś konkretnym, wkurw na coś, przepracowanie, smutek, no i zmartwienia i zdenerwowanie życiowymi problemami tj. choroba bliskiej osoby, mało kasy, a dużo wydatków, spięcia z mężem od czasu do czasu, etc. No ale nie lądują z tych powodów w szpitalach psychiatrycznych. Tak to można żyć! (nie ujmując tym problemom!) W każdym razie jak miałam kiedyś kiedyś gorsze dni jako powiedzmy osoba zdrowa (chociaż jakoś zaburzona zawsze byłam i już wcześniej miewałam lekkie depresje) to te gorsze dni NIE MIAŁY ABSOLUTNIE NIC WSPÓLNEGO Z TYM, CO MAM TERAZ. Cierpienie w borderline, depresji, depersonalizacji, dekompensacji, anoreksji, to zupełnie inny wymiar.
  5. To sexu nie można uprawiać? Wiola, ja już parę lat takiego zestawu nie stosowałam...
  6. Michuj, ja w wersji zdrowej (!) na noc to: 1. Peeling do ciała. 2. Żel pod prysznic. 3. Żel do "pozwozia" - Monika, rozwaliłaś mnie tym... 4. żel do twarzy 5. peeling do twarzy 6. maseczka na twarz 7. mleczko do twarzy 8. tonik do twarzy 9. krem do twarzy 10. krem pod oczy 11. balsam do ust 12. perfumy 13. balsam do ciała 14. krem do stóp miętowy 15. jak myję włosy na wieczór to jeszcze szampon i odżywka No ale w depresji wiadomo, wersja okrojona bardzo albo wręcz zerowa. Nie wiem, co jest bardziej normalne...?
  7. Kurde, mój też. Nie wzięłam kota pod uwagę! Jak rano się budzę to śpi przy mojej twarzy. Ale to dopiero rano. Teraz gdzieś poszedł w cholerę, no i zasnę sama.
  8. Pies z Wami śpi w łóżku??? A on jest zawsze nastawiony na tę samą godzinę? Rozróżnia np. weekend?
  9. Skoro wyszłam w pomysłem, to zacznę pierwsza i Was ośmielę: 1. Zielony T-shit i spodenki. Wiem, niekobieco. 2. Mleczko do twarzy plus żel z alg pod oczy. I pasta do zębów 3. Dzisiaj nie. Słychać było sąsiada, który zapił i się naćpał i dlatego zamknęłam okno. 4. Nie. Sama jak palec, przytulę się do poduszki lub kołdry 5. Tak. Nastawiłam na 7:00, ale chyba z litości dla siebie przesunę na 8:00.
  10. Późno się kąpiecie, dziewczyny. Ja bym o tej porze zasnęła w łazience Nie mogę spać. Czuję, że znikam i mnie to przeraża. To taki optymistyczny, wieczorny akcent Hmmm... Co by tu porobić ze strachu i nudów? Może krótka wieczorna sonda? 1. W czym będziesz dzisiaj spać? Piżamka/koszula/T-shirt/bielizna/nago? 2. Jakich kosmetyków używasz przed snem? 3. Będziesz mieć otwarte okno przez całą noc? Coś słychać na dworze teraz u Ciebie? 4. Czy obok Ciebie będzie spał w łóżku ktoś drugi? Kto? 5. Nastawiasz budzik na jutro? Na którą?
  11. No to chyba nie do końca Normalniejszy ode mnie, ale mniej normalny od normalnych. Bo normalni chyba czują, kim są - tak bardzo, że się nad tym nawet nie zastanawiają specjalnie, bo uczucia, które są wyznacznikiem poczucia tożsamości to jest jak puls, coś tak naturalnego. DLA NICH. Ale dla mnie tzw. normalni to gatunek obcy i dziwny, niewiele więcej mogę powiedzieć. Poznałam pewne osoby z tym problemem, które po terapii powiedziały: "Dzisiaj popłakałam się z takiego poruszenia, że jest coś takiego, jak JA. Po trzech latach terapii śmiało mogę powiedzieć, że nigdy w życiu lepiej się ze sobą nie czułam". "Kiedyś nie czułam, że mam osobowość... byłam jakaś rozmyta, płaczliwa... ale teraz czuję siebie konkretnie. Wcześniej byłam sobą tylko teoretycznie, a jednak nie byłam to prawdziwa ja". "Miałem poczucie, że rozpadam się na kawałki, poczucie wręcz nieistnienia... a teraz jestem zupełnie innym człowiekiem". "Dopiero teraz czuję się prawdziwie, mam poczucie adekwatności". Pozazdrościć i pożyczyć sobie podobnie
  12. To jest czucie się kimś obcym dla samego siebie. Albo jakby się przejęło czyjąś osobowość. Tak, jakby się miało wszczepioną jakąś inną psychikę. Takie uczucie "nie halo". Nie wie się, tzn. nie czuje, kim się jest. Robotem. Brak kontaktu ze swoimi emocjami. Brak poczucia, że ma się osobowość - własną albo w ogóle. Poczucie obcości swojego ciała też chyba pod to podchodzi. U mnie to jest stan chroniczny ale bywa to też napadowo - że nagle tak się robi a potem mija. To chyba skutek wyrzeczenia się siebie, prawdziwego ja, bycia w niezgodzie ze sobą, wypierania uczuć, coś sztucznego - samooszukiwanie, wmawianie sobie czegoś, rezygnowanie z siebie prowadzi do depersonalizacji. Persona - osoba. De - od. Odczłowieczenie? Od-osobnienie? Takie moje refleksje...
  13. cudowne słowa... trochę mi się cieplej na sercu zrobiło. szkoda, że w takich okolicznościach, ale zawsze. przesyłam wirtualnego buziaka od jednej samotnej duszy dla drugiej :* Kite, dla Ciebie też :* ciekawe, czy Cię zobaczę z dredami?
  14. Właśnie sprawdziłam na mapie, czy ta rzeka, która niedaleko mnie płynie to też Bug. Ale nie Ja to jestem zorientowana... To znaczy, że jednak nie mieszkamy blisko siebie P.S. To jednak chce ci się czasem wyjść z domu... Kurde, to jednak masz życie towarzyskie i jakąś ochotę do aktywności. Co jest ze mną nie tak??? Czemu ja nigdy nie mam? Nadajesz się na 7f bardziej ode mnie
  15. No właśnie tu jest problem. Bo laptopa mam i pewnie, że go wezmę, ale nie mam internetu. Tutaj w domu mam na kabel. W moim laptopie jest wi-fi, ale na 7f nie ma bezprzewodowego. Nie stać mnie też na opłacanie internetu (w domu korzystam z internetu mamy). Hmm... słyszałam od kogoś, że mogę bodajże w Orange mieć internet na kartę i doładowywać tak, jak telefon, ale taka impreza pewnie też nietanio kosztuje - bo najpierw trzeba zapłacić za tę wkładkę (czy jak to się nazywa) - chociaż to jest myśl, jakąś kasę w sumie mam... Widziałam, że na 7f kilka osób ma internet, ale nie zamierzam robić za sępa. Na pewno raz-dwa można poprosić, czy ktoś mi da na chwilę skorzystać, ale przecież nie może to być rutyna. -- 15 cze 2011, 20:30 -- Za późno, już się nakręciłam. W porównaniu do ludzi z 7f to ja psychotyczką jestem - normalnie brakuje mi tylko stada kotów (jeden jest) w tym zamknięciu i odludziu, no to już 100% byłby ze mnie dziwak Wszędzie po pokoju walają się pozapisywane kartki, tak jak, kurwa, w "Pięknym umyśle" - z tą różnicą, że ja nie bazgrolę o żadnych spiskach i wielkich teoriach - zaraz zresztą sprawdzę, bo nie jestem pewna No i syf w pokoju, brudne ciuchy, talerze - jak u lumpa. Jedyne, co mnie jakoś trzyma w tym, że nie jest najgorzej ze mną, to wspomnienia ciężkich przypadków ze szpitala - no takich lotów to ja nie mam. JESZCZE??
  16. A coś pisałaś chyba o koncercie Reggae... U mnie takie imprezy to się nawet sporadycznie nie zdarzają. To znaczy, ja się nie wybieram, bo nie jestem w stanie i nie czuję ochoty. Kurde... a w domu... masz siostrę? Brata? Fajnie, że chociaż ci sąsiedzi-rówieśnicy przychodzą. U nas teraz była sąsiadka to się schowałam do pokoju. Ale chyba wiem dlaczego - bo zaczęłam się zastanawiać nad tym, co czuję. I jak tak myślałam to stwierdziłam, że mi lekko mówiąc przykro, że moja matka jest taka miła dla sąsiadki, generalnie dla innych ludzi, a dla mnie bywa oschła, wrzeszcząca. Dla niej ma ciepły ton głosu i serdeczny, a dla mnie często pogardliwo-oschło-zimno-olewczy. To boli. Czuję się "mniej kochana" od sąsiadki, to głupie, ale tak czuję. Chyba dlatego nie mogłabym znieść tej sytuacji i się wycofałam. Nie mogłabym tak siedzieć z bólem, żalem do matki i zawiścią do sąsiadki (wiem, że to nieadekwatne i irracjonalne, ale takie są uczucia). To takie NIBY błahe sytuacje, ale jednak bolą. -- 15 cze 2011, 20:16 -- A co robisz cały dzień? Bo ja to żałośnie nudno spędzam - przed komputerem głównie, zrobię coś do jedzenia, staram się myć mimo zmęczenia, czasem porozmawiam przez telefon, jak czuję się ciut lepiej to idę na rower i jadę do babci, aby chociaż przy niej być. Zakupy to za duży stres, w sklepie tracę poczucie kontaktu z rzeczywistością - no, w ogóle jak z domu wychodzę (a w domu też zresztą). No i raz w tygodniu terapia. To za mało na poprawę. A, no i jeszcze od tygodnia pracuję w domu, przez komputer. Aaa... w tym roku jak miałam krótki okres poprawy to chodziłam przez kilka tygodni na zajęcia, spotkałam się dwa razy z koleżanką na kawie. Super...
  17. Właśnie załapałam lęk, że ze mną będzie tak samo. Ludzie z zaburzeniami osobowości są w miarę na chodzie, słuchają muzyki, wchodzą w relacje z ludźmi, związki erotyczne, uprawiają seks, wychodzą z domu, czasem dają radę pracować, wyjść ze znajomymi na pizzę, no i emocje i związki z innymi mają raczej intensywne. A ja od dwóch lat żyję zamknięta w domu, nie spotykam się z nikim (z małymi wyjątkami bardzo rzadko - kilka razy w ciągu tych dwóch lat), popędu s. nie odczuwam prawie wcale, nie uprawiam seksu i nie czuję takich potrzeb (no, z wyjątkami), jak wychodzę do sklepu albo jestem w tłumie to zaczynam tracić poczucie kontaktu z rzeczywistością, w domu boję się otwierać nawet listonoszowi, nie mam bliskich osób, czuję się jak cyborg bez uczuć, bardziej to przypomina życie schizofrenika niż bordera... No ale omamów i urojeń brak... -- 15 cze 2011, 19:57 -- A jak sądzisz po moich postach??? K...wa, sorry za przekleństwo, ale czytaj uważnie, do cholery! Napisałam w poprzednim poście, że nie bardzo działają na mnie leki. Po ch..a ja Ci to piszę?
  18. Czy jeśli wychodzę z domu tylko na terapię (z małymi wyjątkami) i w ogóle nie spotykam się w realu z ludźmi od dwóch lat (też z małymi wyjątkami) to ciągle pasuję do kategorii TROCHĘ wyalienowanych? Toż to schizofrenia albo schizoidia Nie lubię nazw i etykietek, ale nie mogłam się powstrzymać...
  19. Co za bzdury? Ja też tak mam. Różne prądy, dziwne odczucia, czasem poczucie, że wychodzę z ciała nawet, że się rozpływam (namacalnie). Odcięcie od emocji jak robot, cyborg. ale mnie diagnoza chrzani, bo i tak mi żadne leki nie pomagają. Mówiłam o tym lekarzowi i nie zdiagnozował mi psychozy. Co więcej, rozmawiałam z dziewczyną, która twierdzi, że jej 7f pomogło, a trafiła do niego ze zdiagnozowanym stanem paranoidalnym, czyli podpadającym pod psychozę (chociaż jest BPD). Na początku terapii na 7f nie była w stanie zarejestrować, co przed chwilą ktoś powiedział i nie pamiętała, co sama powiedziała przed chwilą, no i też miała pustkę w głowie. Ale ona poleca oddział, jej dużo dał.
  20. Myślę, że względnie na chodzie. No i trzeba kojarzyć, mieć siłę mówić.
  21. Słuchaj, chodzisz do pracy. Pod tym względem dzieli nas przepaść, bo ja mam siłę wyjśc z domu 1-2 razy w tygodniu. W porównaniu do mnie jesteś aktywna. Ja to nawet nie mam takich dylematów jak Ty... Jak widać, jednak Ci zależy na czymś, coś Ci przeszkadza. Ja na mój syf już leję. O sprzątaniu nawet nie myślę, mnie męczy nawet pisanie tutaj, jedzenie, oddech nawet, a co dopiero porządki - nie myślę o tym nawet... Jakbym nie miała w domu zmywarki to miałabym stertę brudnych naczyń...
  22. Nie nazwałabym tego lękiem, raczej czymś w rodzaju niedowierzania Bardziej mnie przygnębia wizja tej terapii, bo spodziewam się oceniania, kopniaków, stawiania do pionu, racjonalizowania i traktowania jak trudną młodzież do wychowania plus chłód tamtejszych analityków i ta wizja obsuwa mnie w poczucie beznadziejności i bezsensu dość mocno. Czyli raczej przybitka niż lęk. Poza tym jestem w dość mocnej depresji, bardzo zmęczona i nie mam pojęcia, jak dam radę tam wstawać z łóżka, nie mówiąc już o myciu się i uczestnictwie w życiu i terapii. A ludzie tam są energiczni, na chodzie - to na czym w takim razie polega ich cierpienie, jak nie mają doła? Pytam szczerze, bo nie mogę tego zrozumieć - przecież tam są osoby po próbach, więc cierpią bardzo, więc jak mogą nie być w depresji takiej z polegiwaniem w łóżku? Czemu ja tak mam? Mam znowu myśli, że pozostaje mi samobójstwo Ale w sumie tutaj w domu bez ludzi - zgniję. W szpitalu moja współlokatorka dostawała przed snem Onirex. Nie wiem, czy to coś podobnego? W każdym razie ten lek robił z nią w 10 minut (!) niesamowite rzeczy. Razem z drugą współlokatorką miałyśmy wrażenie, jakby się mocno naćpała i była pod wpływem mocnego afrodyzjaku, tuż po połknięciu była bardzo kusząca, uwodzicielska i w świetnym nastroju. Ja się takiego czegoś BOJĘ. Po co to brać jak potem przestaje działać i jest zjazd? A kontrast boli.
  23. Tak. Ja już się dostałam. Zaczynam terapię w połowie lipca, jak przyjedziesz na diagnozę to ja już tam będę. Czy fajnie mnie spotkać? Ja jestem zdołowaną osobą i bardzo apatyczną ostatnio, średnio kontaktową przez moje jazdy i stany, trudno mi się zmusić do uśmiechu. Byłam zawsze energiczna gadatliwa absorbująca uwagę otoczenia towarzyska, ale coś we mnie przygasło. Izoluję się, popadam w zmęczenie, przygnębienie. Nie mam najmniejszego pojęcia, jak się odnajdę wśród niedepresyjnych osób, które są na 7f, energicznych, którym się chce wychodzić na spacery, na fajka, pograć w siatkę... mam wrażenie że ja już się nigdzie nie nadaję - ani tu, ani na zamknięty edit. i jako swój własny autoterapeuta właśnie zauważyłam, że tymi objawami i stanami chyba Cię chciałam podświadomie odstraszyć od siebie, może zniechęcić... bo boję się bliskości itd.?
  24. W takim razie spotkamy się, Kite
  25. Jak chcesz to możesz się starać o przyspieszenie. Nie chcę. Wiesz co, ale ja też jestem silnie zamrożona. Mówiąc szczerze, to po sposobie pisania mam wrażenie, że w Tobie jest więcej emocji niż we mnie, ty masz bardziej emocjonalny styl pisania. No i być może dlatego w końcu Cię dopadła znieczulica, bo nie chciałaś więcej tego czuć, miałaś dość.
×