
naranja
Użytkownik-
Postów
769 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez naranja
-
Korba, podczas tego leczenia na oddziale dziennym będziesz pracowała? Byłam na sesji i źle mi. Czuję, że terapeutka się jakoś mało angażuje w terapię ze mną. Nie wiem, na ile to kwestia moich wielkich oczekiwań, na ile taka specyfika terapii... Wolałabym, aby żywo i empatycznie reagowała na to, co mówię, aby było czuć, że ją też to porusza. To jest miła osoba, ale czegoś mi brakuje. Podczas pierwszych dwóch sesji poruszało mnie to, co mówiłam, płakałam, było ok. A teraz znowu jest tak "sucho".
-
Nie dywaguję, zapytałam Cię o konkretne rzeczy. Tak, nie było mnie tam i stąd te pytania. Mogłabyś mi na nie odpowiedzieć. Nie zrobiłaś tego, nie odniosłaś się też do żadnych moich refleksji. Dlaczego? Skoro sytuacja była "jak na randce" to powinnaś bez problemu opisać zachowania i słowa terapeuty świadczące o podrywie i "nakręcaniu atmosfery." O molestowaniu/podrywie przez terapeutę można mówić wtedy, gdy czyni konkretne propozycje lub erotyczne gesty, albo wypowiada zdania ewidentnie podszyte flirtem. Przykłady Ci podałam. Dodam: dotyka Twojego kolana, niby mimochodem. Proponuje spotkanie. Inicjowanie rozmów o seksie nie jest niczym niewłaściwym w terapii, o ile nie ma ze strony terapeuty propozycji, aluzji, ani nie zachowuje się on w ewidentnie erotyczny sposób, albo wręcz nie nakręca się w pytaniach o szczegóły z Twojego życia intymnego. Moją znajomą, która kiedyś w terapii doszła do związku z mężem i seksu, terapeuta delikatnie zapytał, czy gdy znajduje się "pod" mężem w czasie stosunku, to czuje upokorzenie albo złość. Rozmawiali o tym. Ona nie odczuła w tym pytaniu żadnego podtekstu ze strony terapeuty, żadnej zachęty ani niczego niewłaściwego. Oczywiście wszystko zależy od tego, JAK takie pytania się zadaje.
-
Tak, nie raz. Ja jestem przebadana od góry do dołu, mam wrażenie, że mało kto w moim wieku przeszedł tyle badań i ma taką stertę papierzysk, jak ja. Nawet rentgen mózgu miałam kilka razy. TSH też. Na badania hormonalne to ja wydałam łącznie ok.800 zł w ciągu tych lat. Oprócz tego EEG x razy, badanie neurologiczne, EKG, och, wszystko... Objawy, które wypisałaś, mam lub miałam i one mają powody psychiczne, bo ja już (cóż, dopiero po sześciu latach, ale zawsze lepiej późno niż wcale...) widzę ich powiązanie z sytuacją.
-
Nie znam hiszpańskiego Tzn. dawno temu się uczyłam, ale prawie nic nie pamiętam (choć wymowę pamiętam). Znałam kiedyś biegle angielski, który przez okres depresji stał się o wiele mniej biegły... Tak samo z niemieckim, kiedyś dość płynnie, a teraz to jest kicha. Można powiedzieć, że znam i mam podstawy łaciny. Rozumiem średniozaawansowane teksty z francuskiego i rozumiem trochę ze słuchu, ale z konwersacją jest kiepsko, bo jeszcze z nikim w tym języku nie rozmawiałam, jestem samoukiem. Znam grażdankę - to znaczy wiem, jak wymawiać słowa w rosyjskim, ale samego języka nie znam, nie dogadam się. Uczyłam się krótko włoskiego i pamiętam prawie nic. Całkiem nieźle mówię po polsku, chociaż jeszcze nie opanowałam tego języka do perfekcji - to chyba niemożliwe Najbardziej znienawidzony przedmiot w szkole?
-
Nie wiem. Wiem, że cały czas ten sam podpis nudziłby mi się, ale wiem też, że nie chciałoby mi się go co chwilę zmieniać. Może dlatego. Czy - bez sprawdzenia w google;) - wiesz, co oznacza mój nick, z jakiego jest języka i jak go się wymawia?
-
Och, zamierzałam wstawić avatar xxx razy. I każdy obrazek, jaki wybierałam, albo przekraczał pojemność albo rozmiary były nie te. Ale jeszcze wtedy nie poddałam się, ściągnęłam program mini foto, aby pomniejszyć obrazek, ale ten program mi nie chciał działać. I wtedy stwierdziłam, że pierdolę to, poddałam się na amen Masz jakąś radę na to? P.S. Dlaczego cenzura obejmuje słowo "k.urwa", natomiast "pierdolę" nie...?
-
Już się skapnęłam właśnie! Btw. - nie zadałeś pytania
-
Tak, pisania. Piszę wszędzie - na forum, w Wordzie, w zeszytach, na karteczkach, papierkach, czasem na dłoni, na ścianie. Lubię przelewać myśli na papier. Jak często uprawiasz sex? edit. wiem, wiem - to wątek "czy masz?" Czy masz... chęć odpowiedzenia mi na to pytanie dwa wersy wyżej?
-
Wiola, czy to Ty zrobiłaś zdjęcie tego strusia? Gdzie to? Skończyłam pić herbatę. Zaraz chyba zacznę pracować. Nie chce mi się i nie mam siły, ale muszę...
-
Wpisałam kiedyś w wyszukiwarkę frazę "psychoterapia pomogła" czy coś takiego i wyskoczył mi wątek z tego forum. To było już dawno temu. A ostatnio wpisałam "7f", bo szukałam czegoś o tym oddziale i też pojawiło się to forum. Dlaczego masz akurat taki a nie inny avatar? Co chcesz przez niego powiedzieć innym?
-
Hmmm... być może ostatnio internet, dużo siedzę na nim. Ale z drugiej strony nie zauważyłam objawów odstawiennych. Poza tym jestem raczej antynałogowa - boję się przywiązania do czegokolwiek. Nie palę, nie piję wcale. Nudna jestem Co jest dla Ciebie najprzyjemniejsze (psychicznie, emocjonalnie), a co najsmutniejsze w kontakcie z drugim człowiekiem?
-
Piłam zmiksowane truskawki z jogurtem. Co było fajniejsze i bardziej pozytywne (jeśli Twoim zdaniem było?) w tym, że nie było komórek i internetu kiedyś?
-
W szafie. Bo już się trochę wstydzę w tym wieku, aby miś był na łóżku Ale mam za to pluszowego psa, tzn. mój kot ma - śpi przytulony do niego. Czy masz zwyczaj spania ze zwierzęciem w łóżku? (z jakim?)
-
Pytanie, czym jest bliskość...? Ja z osobami niespokrewnionymi przeżyłam taką bliskość, o jakiej w związku z moją własną matką mogłabym tylko pomarzyć. To prawda, że to matka mnie nosiła w brzuchu, karmiła, zmieniała pieluszki, etc., ale to nie jest bliskość. Nie odczułam empatii, wyrozumiałości, serdeczności z jej strony, wręcz przeciwnie. Jej zachowania, chłód i stworzona przez nią atmosfera wychowawcza - zaszkodziły mi, spowodowały rozwinięcie fałszywego ja, wypaczenie osobowości oraz poczucie winy w związku z chęcią poczucia siebie i usamodzielnienia się. Gardziła moimi partnerami lub ignorowała ich. Mój nastrój nigdy się dla niej nie liczył, nie odczułam tego. Największa bliskość między nami to bliskość kodu genetycznego (choć kolor oczu mamy różny). -- 20 cze 2011, 16:20 -- A jakie to były emocje i wyniszczające zachowania w kontakcie z nim?
-
Z mamą. Czyli właściwie sama. Czuję się sama. W przerwach na awantury. A potem znowu cisza, przed burzą. Ostatnio POCZUCIEM WINY w dużych ilościach! A tak poza tym to: owocami (głównie mixem świeżych truskawek z jogurtem naturalnym Danone), warzywami, serem, tostami, kanapkami, czasem ciastkami, żelkami, rzadko czymś ciepłym obiadami. Herbatą w sporych ilościach. Zwierząt nie jadam. Chyba, że baaardzo rzadko ryby. W depresji nie gotuję wcale, coś ty. Nawet nie mam siły nalać wody do szklanki. Wtedy zakupy robi mama, czyli ostatnio, a ja wcinam sobie np. banany w łóżku albo w ogóle nie jem. Jak mi lepiej to zakupy robię sobie sama, z własnych pieniędzy i czasem gotuje (chociaż zazwyczaj ja jem na zimno). Gdy jest bardzo źle to nie jem wcale albo bardzo mało (mam wielką skłonność do jadłowstrętu) i ląduję w szpitalu z niskim BMI, tj. w tym roku. -- 20 cze 2011, 15:52 -- No właśnie - CZUJESZ wdzięczność czy chcesz myśleć, że czujesz "bo dobra córka czuje"? Ja do mojej matki wdzięczności nie odczuwam i nie uważam to za objaw patologiczny, tylko adekwatny Serio. Wręcz przeciwnie - dużo złości mam do niej i żalu, czuję ból w kontakcie z nią albo tę słynną "pustkę", gdy już nie mogę znieść tego braku bliskości lub uszczypliwości.
-
Hmm. Ja to mam wrażenie, że nam przeszkadza w tym momencie nie tyle sama matka, co nasze poczucie winy. Tak, zachowania matek nasilają to poczucie winy, ale w końcu to my je odczuwamy. I tylko my możemy pracować nad tym, aby sobie z tym uczuciem poradzić. Można się wyprowadzić na Antarktydę, usamodzielnić się fizycznie, ale w głowie i w sercu ciągle mieć uczucie zdrady i opuszczenia matki. To już jest zaszczepione w mózgu i tylko do nas należy ewentualna praca nad tym. Jak bardzo jest to ciężkie i trudne - ja wiem doskonale. Często mam brak wiary, że uda mi się to przezwyciężyć... Dobrze. Masz rację, że nic na siłę. Trzeba mieć przekonanie, że chce się wziąć byka za rogi, że jest się gotowym na to. W odpowiednim czasie. Byle nie za późno!
-
Jest ubogie. I straszne, znam to z autopsji. Ale nakręcanie się w tym, jakie to ubogie i straszne nic Ci nie da. Zazwyczaj na terapię nie idzie się wtedy, jak się odczuwa super przyjemność i satysfakcję, tylko gdy się cierpi. A ty przeżywasz cierpienie. Opowiadaj na sesji o tym, co sprawia Ci ból, a co jest Ci obojętne. Powiedz np. że chciałabyś poczuć smutek ze względu na stan zdrowia mamy, ale zamiast tego faktem jest, że czujesz obojętność na to. (Prawdopodobnie może to być forma biernej złości na mamę - za to, że swoimi słowami zadaje Ci ból - tak duży, że się odcinasz od emocji i reagujesz olewką na nią - ale do tego musisz dojść sama). Tak samo może być z siostrą - dostała pracę, jaką Ty chciałaś mieć. Nagle przestają Cię obchodzić sprawy siostry, też jesteś na nią zobojętniona - to może być znowu bierna forma złości na nią za to, że ona ma lepiej - ale superego Ci mówi "Nie wolno się złościć, to niesprawiedliwe, to grzech, etc.", więc odcinasz się od tej złości i jest "pustka". Nie wymuszaj na sobie, abyś ni z gruszki ni z pietruszki poczuła do ludzi wielką miłość, wdzięczność, sympatię i radość z kontaktów. Skup się na razie na tym, co odczuwasz naprawdę, zacznij od ludzi z rodziny. Powiedz mi - co miałoby Cię cieszyć w kontakcie z mamą, gdy ona jest taka chłodna? I co ma Cię cieszyć w kontakcie z ojcem, który nie ma dla ciebie wyrozumiałości? Skąd i za co ma się brać uczucie bliskości z nimi i radości? Terapia ma polegać na tym, abyś poruszała takie trudne kwestie. Jeżeli nie zaczniesz o tym mówisz to nie wyzdrowiejesz raczej.
-
No to na pewno. Tego się nie wypieram. Ale przyznasz, że nie są to uczucia wyższe ani przyjemne. Ale UCZUCIA. A więc od tej pory Twoje przekonanie o całkowitym braku uczuć upada! Ogłaszam postęp Powinnaś sobie teraz zmienić nicka na "brak uczuć wyższych i przyjemnych". Czyli Ty doświadczasz różnych odczuć, tyle, że przykrych. Twoje odczucia: - lęk przed piekłem - lęk przed schizofrenią prostą - obawa przed nudą (to objawy, ok, ale już jakieś odczucia) - nuda, znudzenie - cierpienie/rozpacz (to nie jest konkretne uczucie, no ale stan emocjonalny) - złość na ludzi i zawiść, że oni się dobrze czują, a Ty nie (kiedyś o tym pisałaś) - obojętność, zobojętnienie na sprawy rodziców (i być może poczucie winy za to?) Czyli jednak Twoja "pustka" nie jest taka pusta. Nie ma w Tobie uczuć przyjemnych, ale SĄ przykre. Możesz zacząć mówić o tym w terapii. Hmm... Brak uczuć, ja sobie myślę tak. Ty chcesz coś poczuć, coś, co byłoby niby adekwatne z Twojego punktu widzenia - tzn. że jak jakiś człowiek, a właściwie nie jakiś tylko mama ma problemy ze zdrowiem to "POWINNAŚ" czuć smutek z tego powodu. Bo ludziom chorym, własnej matce "trzeba" współczuć, troszczyć się, etc. Ale jaka jest prawda? Nie czujesz tego smutku. Jak myślisz, jaki może być ku temu powód? Czysto biologiczny..? A nie jest tak, że głęboko w środku możesz mieć żal do matkę - za jej chamskie lub nieempatyczne teksty, brak serca dla Ciebie? To, co ona Ci mówi jest raniące. Dlaczego miałoby być Ci smutno z powodu stanu zdrowia kogoś, kto wobec Twojego cierpienia i Ciebie jest oschły? Odpowiesz mi? To jest CEL Twojej terapii - poczuć przyjemność, satysfakcję z kontaktów z ludźmi i wyższe uczucia. Ale teraz skup się na razie na tym, co czujesz de facto. Zobojętnienie na rodziców, nudę, złość na ludzi. Przecież to nie jest bez powodu. To mogą być Twoje tematy na sesję (zamiast użalania się, że nie czujesz uczuć wyższych). -- 20 cze 2011, 15:11 -- O boże........... Czy Twoja mama... Czy Ty zdajesz sobie sprawę, jak wielką raną ona Ci zadaje tak mówiąc? Jakie to egoistyczne z jej strony... Manipulacja psychiczna... Uwiązywanie Ciebie... Nie ważne, że to "żart". Ona tak mówiąc chce (świadomie-nieświadomie) wzbudzić w Tobie poczucie winy, gdy chcesz być w relacji z kimś innym. I udaje jej się to - miałaś poczucie zdradzania jej, gdy byłaś w relacji terapeutycznej... Ale egoizm... Matka to jednak może zniszczyć człowieka Znając mechanizmy psychiczne to obstawiam, że Cię to oburzy lub rozśmieszy i zaczniesz bronić ją lub tłumaczyć, mówić, że robię z igły widły albo że Tobie taki tekst nie przeszkadza. Hmm... Mylę się? Moja matka czasem mi przed sesjami mówi "Idź i powiedz, jaka Twoja matka jest zła". A kiedyś przed sesją dawała mi ulubione słodycze i sok. Albo ironicznie się wypowiada o "międleniu" przeszłości. Albo jest dziwnie dobra (no i jakbym śmiała na "taką dobrą" mówić "złe" rzeczy). Czemu nie odniosłaś się do tego, co Ci napisałam w poście wcześnie?
-
Bo to jest śmieszne. I musi dziwnie wyglądać. Nie chciałaś nigdy tego wyleczyć? NN ma przecież przyczyny. Takich czynności (w taki sposób i w takiej ilości) nie wykonuje się przecież bez powodu. NN to problem z emocjami. Co do tematu wątku - ja miałam kiedyś natręctwo-przymus kopania się nogą w tyłek, jak szłam. Było to z jednej strony śmieszne, ale i upierdliwe, męczące. Minęło, jak sobie uświadomiłam, że to tłumiona złość na siebie i za co.
-
Obawy i nuda to nie odczucia? Ciekawe, jak mnie przekonasz, że jednak nie
-
Na pewno nie, ale moim zdaniem przesadą byłoby twierdzić, że to przez stresujący poród z komplikacjami człowiek ma w dorosłym życiu myśli samobójcze, nienawiść do siebie, bulimię i się tnie.
-
Paradoksy, własny poród też jest traumatycznym wydarzeniem i już wtedy można się czuć beznadziejnie :mrgreen:A jeśli 5. czerwca był dodatkowo mocny upał to w ogóle kicha. Ja się urodziłam na wiosnę i kiepsko to wspominam. Było zimno i deszczowo. Poza tym niedziela - więc moja pierwsza podstawowa wiedza o świecie była taka, że nie trzeba nic robić i się wysilać. I teraz mam, kurwa, problemy
-
Nie zakrywamy twarzy łapkami Masz czas do Bożego Narodzenia, aby się tam pojawić -- 20 cze 2011, 12:10 -- -- 20 cze 2011, 12:12 -- Oczywiście miało być "...a bardziej zdrowego młodego".
-
I co w tym widzisz dziwnego..? TO JEST NORMALNE W TERAPII. W terapii jak najbardziej może się pojawić uczucie zakochania, pożądania, miłości w kierunku terapeuty, jak i inne. I mimo wstydu wartościowe byłoby o tym rozmawiać. To, co on powiedział - jest ok. Fakt, to jest trudno opisać. Ale też czasem trudno ocenić, na ile to spojrzenie jest de facto pożądliwe. Oczywiście nie chcę Ci wmówić, że sobie to ubzdurałaś, bo ja oczywiście nie widziałam mimiki twarzy tamtego terapeuty. Jednak powiem Ci coś z doświadczenia własnego - kiedyś ja niemal każde spojrzenie faceta odbierałam jako "pożądliwe" (w tym terapeutów). Dopatrywałam się podtekstów, które były w moim odczuciu oczywiste. Jakiekolwiek oczy mężczyzny mówiły "Chcę cię...". Była to projekcja - moich obaw ("Wszyscy faceci chcą się tylko mną zabawić, potraktować jak lalkę") oraz moich własnych nieakceptowanych popędów ("Pożądaj mnie"). Być może masz tak samo (i o tym nie wiesz - ja nie wiedziałam, tzn. dłuuugo nie chciałam przyznać przed samą sobą, że tak jest). Ale opisz to zachowanie. Przykładowy opis (randki) - przybliżał się do mnie coraz bardziej, przysuwał fotel coraz bliżej, siedzieliśmy w odległości metra od siebie. Kładł swoje dłonie blisko moich. Mówił, że chętnie się spotka jeszcze raz. Stwierdził, że chyba mi zimno i może mi okryć ramiona swoim swetrem. Zauważył, że mam na policzku rzęsę i próbował ją zdjąć. Powiedział, że ładnie się uśmiecham i lubi na to patrzeć. Zaproponował kolejną kawę. Po spotkaniu wysłał smsa, że mam piękne oczy. To jest przykładowe nakręcanie atmosfery. W jaki sposób Twój terapeuta ją nakręcał? Być może pytanie durne, a może nie (też się z takim spotkałam), ale nic w tym niestosownego nie ma, tzn. nie ma przekroczenia granicy. To jest nie w porządku. Chamskie. "Dzień dobry" powinien Ci odpowiedzieć, jeśli Cię ewidentnie zauważył. Jak to było dokładnie? Powiedziałaś mu "Dzień dobry", a on popatrzył na Ciebie i nie odpowiedział i poszedł dalej?
-
Korba, włożę kij w mrowisko, ale nie mogę się powstrzymać Yyy... Na pewno się nie spotkamy na 7f? Będe ja, Hania i przez co najmniej 2 tygodnie Kite...