Skocz do zawartości
Nerwica.com

naranja

Użytkownik
  • Postów

    769
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez naranja

  1. To Ty masz córkę??? Zawsze pisałaś tylko o synu. Chorym synu. Chyba, że coś przeoczyłam... To chyba jest ludzkie. Dziwne byłoby, gdyby nas ta perspektywa cieszyła. No, ale jak powoduje aż depresję i poczucie bezsensu życia to chyba coś jest nie tak? Prawda jest taka, że żyjemy wiecznie - my dla samych siebie. W tym sensie, że nigdy nie doświadczysz własnej śmierci, to niemożliwe! (zarówno wtedy, jak wierzysz jak i nie wierzysz w życie po śmierci). Dla siebie zawsze będziesz żywa. Dlatego nie można się bać własnej śmierci, co najwyżej umierania... samotnego, z poczuciem niespełnienia, etc... Tak uważam. Co innego z bliskimi, ich śmierci się boję, przygnębia mnie to i kompletnie tego nie przerobiłam...
  2. Dune, tylko na to trzeba mieć najpierw siły. Jak wszystkie siły idą na wytrzymywanie rozpaczy to nie ma sił, aby kochać lub dbać nawet o zwierzątka. W głębszej depresji to nie jest możliwe. Najpierw trzeba uporać się ze sobą, ze swoimi emocjami, przynajmniej w takim stopniu, aby mieć siły na jakieś zajęcie.
  3. Lady, a co ma Cię cieszyć, skoro jesteś w rozpaczy i masz niezagojone rany?? Hmm, ja dochodzę do tego, że moje zmęczenie i brak sił jest spowodowane tym, że cała energia idzie na tłumienie emocji i wytrzymywanie cierpienia. Jak się tego nie przerobi, tych emocji, czyli nie da się komuś-terapeucie dotknąć ran, to wątpię, aby siły przyszły To, co męczy, trzeba przerabiać, wypowiadać, do skutku...
  4. No jak to nic nie zapowiadało??? Opisujesz jakiś horror, dramat, dziwne by było, jakby to się na Tobie nie odbiło. Może zaczęły do Ciebie powracać emocje z dzieciństwa - tak trudne, że odcinasz się od nich i stąd derealizacja? A co konkretnie Cię przeraża? Czego się boisz zobaczyć we wzroku drugiej osoby? Może odciąłeś się od trudnych emocji bardzo ostro? Bo ciało to emocje. O czym to były rozmowy? A co było w nich nie tak? Spróbuj sobie zacząć odpowiadać na takie pytania. Musisz mieć pod spodem bardzo trudne emocje, których nie dopuszczasz do głosu i dlatego nie czujesz się realnie, prawdziwie.
  5. No to już nie dziwne, dlaczego nie widzisz wyjścia... Bo nie leczysz ran... Tak się nic nie zmieni Samo się nie wyleczy, nie zrośnie, jeśli rany są głębokie. Możesz się wykrwawić na śmierć. Szukaj empatycznej i mądrej osoby.
  6. Wspominałeś. Ale "problemy z widzeniem" to wiadomo, że D. Ale to jest nieistotne, to tylko objawy, aby się wyleczyć musisz dojść do przyczyn, do emocji. Na Sobieskiego? Jeśli Ci ta terapia nie pomoże to się nie załamuj i szukaj innej. Musiało być Ci ciężko... Ojciec pogrążony w depresji pewnie nie spędzał razem z Tobą radośnie czasu, co? Ojej, jak możesz tak mówić? -- 23 cze 2011, 22:33 -- A dajesz je dotknąć komuś? Jak je próbujesz leczyć?
  7. A gdyby te rany się zabliźniły? Blizny będziesz miała do końca życia, to na pewno, ale blizny nie bolą. Przypominają o tym, co było, ale nie bolą. Brzmi z sensem? Ale to nie dziwne. Jak mogłabyś planować przyszłość i mieć siłę w nią patrzeć, gdy przygniata Cię głaz przeszłości...? Wiem, jak to jest. To nie udawaj. Bądź szczera chociaż sama przed sobą.. Hmm... Wyjścia to i ja na razie nie widzę, ale jestem w drodze.
  8. A to nie chodzi o to, aby uśmiercić TAKIE życie? Pełne bólu, samotności, odrazy do siebie, nieprawdziwe... Zabić swoje fałszywe "ja"? Aby to zrobić nie trzeba się fizycznie ukatrupić... Nikt z nas nie rodzi się z marzeniem śmierci Co się więc stało, że chcesz umrzeć?
  9. Cała masa ludzi tak ma - Ci, którzy miewają derealizację, jak ja. To właściwie mój chroniczny stan. Rozumiem to doskonale. Czy kiedyś Cię zastanawiało, DLACZEGO tak masz? Derealizacja, czyli ten "problem z patrzeniem" to dowód na jakąś trudność z EMOCJAMI. Odrywanie się od przykrych emocji powoduje stan derealizacji. Zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym? Hmm... Drinki? A nie uważasz, że przyczyną Twojej dolegliwości jest co innego? Masz ojca? Rozmawiasz w terapii o relacji z mamą?
  10. Dla mnie to też jest bardzo przygnębiające, szokujące i nie potrafię się z tym pogodzić. Czuję się bezsilna wobec tego. Wściekła? Rozczarowana? Zrozpaczona? Przerażona? Ech... A życie szczura nie ma sensu? Szczury są fajne, Kite ma chyba dwa - prawda, Kite? Ja też kiedyś miałam - to był mój jedyny przyjaciel swego czasu. Jego życie miało dla mnie ogromny sens. A kogo z przeszłości byś chciała poznać i dlaczego? -- 23 cze 2011, 22:02 -- W rozmowach na forum - tak. Ale studia albo praca odpadają. Nie mam siły aż tak wysilać mózgu
  11. Wyobrażasz sobie walkę z apatyczną osobą pogrążoną w depresji? Ja naprawdę w deprze jestem bez życia, nudna, bez sił i chęci. Takie zombie. Spowolniała. Nie mam pojęcia, jak się z ludźmi zintegrują, bo pewnie zanim będę mieć siłę i chęć wyjść na spacer to minie kupa czasu
  12. Hmm... Jest tak, że gdy widzę coś podobnego i znajomego w Tobie czy w innych ludziach, coś, co jest mi znane z autopsji, bo to przeżyłam lub przeżywam, to chyba potrafię w to empatycznie wniknąć. Bo jest mi to bliskie, po prostu... A że jestem dość egocentryczną osobą chyba i przy tym mam sporo wolnego czasu to dużo myślę na temat moich stanów psychicznych, zapisuję je, poddaję refleksji i pewnie dlatego łatwo mi je ujmować w słowa. Jeżeli przeszkadzają Ci, Kite, moje pytania albo stwierdzenia albo gdy poczujesz, że się jakoś wywyższam, to mów bez ogródek. Mam nadzieję, że jak się poznamy to nie będziesz jakoś bardzo zdystansowana do mnie
  13. Wiesz, Kite, pomyśl sobie tak, że moje mędrkowanie i intelektualizacja to taka maska dla poczucia bezwartościowości być może... W środku jest zagubiona, zrozpaczona i bezradna dziewczyna, która wcale nie wie, jak żyć i jak sobie pomóc. Która się czuje jak mało warte gówno Słaba. I która identyfikuje siebie poprzez intelekt i myślenie, ale prawie nic nie czuje. Jak sobie pomyślisz o mnie jak o nic niewartym robocie to przestaniesz się bać tych analiz
  14. Bo Cię tu nie ma! My możemy powiedzieć: "Szkoda, że już się nie pojawiasz przy naszych wypowiedziach" -- 23 cze 2011, 17:02 -- Moniko, a jakie to były myśli egzystencjalne? Pytam, bo ja sporo takich miałam i chyba znowu powracają, tzn. nie chyba, a na pewno... Po co żyjemy, jak umrzemy... Po co to wszystko... Bezsens... Życie jest ciężkie... Nie wierzę w Boga... Miałaś tak? -- 23 cze 2011, 17:06 -- Jak wiesz, ja się wybieram na 7f już za kilka tygodni. Im bliższa ta perspektywa tym głębsza się robi moja depresja i poczucie bezsensu. -- 23 cze 2011, 17:11 -- Jak nie chcesz, to znaczy, że się bardzo BOISZ. To powinien wiedzieć ten ktoś, kto Ci tak mówi. To jest temat na terapię. Może być tak, że czujesz, że Tobie nie wolno czegoś chcieć. Albo boisz się wolności. Albo targają Tobą sprzeczne pragnienia.
  15. Wiem tylko, że jak zaczęłam to czytać to poczułam przygnębienie i niepokój... Szczególnie na słowo "zły terapeuta"... Dlaczego to wyhaczyłaś tutaj? W sumie był na początku wymieniania... Ale..... hmmm........ to opis mojej drogi? Od braku uczucia ze strony najbliższych, przez terapię, rozluźnienie związku z matką, związek z kimś innym i wiara? O to Ci chodziło? Że się podświadomie tego boję, ale tak to widzę? Tylko co z tego, że ja nie wierzę w powodzenie? P.S. Jesteś bystra, Moniko! Bystra bestia z Ciebie
  16. Brak Uczuć, nie możesz np. takiego tematu poruszyć na sesji zamiast tego biadolenia o pustce?
  17. No na pamięć to ja nie narzekam. Jak ktoś mi coś powie albo przeczytam to zapamiętuję automatycznie. Może nie zawsze ze szczegółami, ale generalnie pamiętam. Tak więc pamiętam, że pisałaś o mężu, że szykuje się chyba rozwód, bo nie podobają mu się efekty terapii, a to on Cię na nią namówił, chciał powrotu "kury domowej", która będzie mu robić sałatki, a Ty miałaś już tego dość O innych forumowiczach z tego działu też pamiętam - Korba mówi, że ma siostrę i wie, że ona ją kocha, ale tego nie czuje i że to jedyna bliska osoba, bo rodzice nie żyją (pamiętam też, że Korba ma peeling arbuzowy chyba;)) Pamiętam, że Uht wybiera się do Norwegii i że terapeuta powiedział mu, że być może terapia grupowa będzie dla niego lepsza niż indywidualna na ten czas, pamiętam, że Brak Uczuć zastanawia się, czy iść do Gdańska i do Lublina, pamiętam, że Kite mieszka nad Bugiem, ma szczury i trafiła na kiepską terapeutkę, która karze się modlić i że jedzie niedługo na festiwal robić sobie dredy, chociaż nie wiadomo, czy pojedzie po jest w kiepskiej formie dziś, pamiętam, że Ka_Po ma zdiagnozowany ChAD i chodzi na oddział dzienny, pamiętam, że New Tenuis ma bliską relację z mamą, ale czuję, że zdradzała mamę mówiąc o niej w terapii, pamiętam, że Into the Void, która ma kotka w avatarze, straciła mamę z powodu raka chyba żołądka (?) przez błąd lekarki, która była zresztą gastrologiem, pamiętam też to, co pisała Starlet zanim znowu nie znikła, pamiętam, że kochała się w swoim terapeucie, tak samo, jak chora na boreliozę Asia w swojej terapeutce, pamiętam też, że Moniki terapeutka ma dwóch superwizorów, a sama Monika ma długie blond włosy, bo kiedyś to zapamiętałam to przeglądając zdjęcia forumowiczów... Pamiętam, że Amon mieszka za granicą, a Dominika w Warszawie z chłopakiem... że Polakita jest wierząca... Mogę wymieniać dalej Jeżeli coś pomyliłam to proszę o poprawki
  18. No tak, bo w sumie powody powodami, intencje matki intencjami, ale Ty czułaś się niekochana. Jej powody i intencje tego faktu nie zmienią raczej.
  19. Jak wiesz, ja nie jestem zwolenniczką biologicznych teorii zaburzeń psychicznych (o ile nie ma ewidentnych dowodów, tj. jak niedorozwój struktur mózgu itd.). W związku z tym sądzę, że człowiekowi tym łatwiej jest się usamodzielnić, im korzystniejszą miał sytuację psychologiczną za młodu. Człowiek, który nie ma choćby podstawowego poczucia własnej tożsamości - z domu nie wyjdzie. Albo wyjdzie i wpadnie w psychozę. Itd. Widocznie Twoje kuzynki i kuzyn musieli mimo wszystko mieć chociażby na tyle korzystną sytuację psychologiczną, że mają poczucie własnego "ja" wystarczające na tyle, aby iść w świat. Z ograniczeniami, ale jednak. Nie wiesz, jak w ich domu było od wewnątrz. Wiesz, czasem kilka pasów w dupę, gdy wiadomo, za co się je dostaje (albo nawet nie wiadomo - ale chociażby przemoc jest ewidentna) szkodzi mniej (choć i tak SZKODZI) niż rodzic, który np. nie bije, ale cały czas zaprzecza rzeczywistości i tym samym kształtuje w dziecku brak zaufania do swoich odczuć i tym samym uniemożliwia mu wykształcenia własnego "ja". -- 22 cze 2011, 15:00 -- Co???????????????????????????? Twoja mama, wiedząca o tym, że ojciec Ciebie... każe Ci do niego "wypier..."??? O co poszło, Kite?
  20. Hmm, a to pewnie było w tym kontekście, że Ty nie czujesz tej miłości, a ona mówi, że kocha "po swojemu"? Ja w takim kontekście ("Mamo, ja nie czułam się przez ciebie kochana") usłyszałam z kolei, że kochała mnie, "jak umiała". Albo, że BYŁAM bardzo kochana jako dziecko. To, że JA tego NIE CZUŁAM jest w tym sensie sprawą drugorzędną lub jakimś moim defektem No, zajebiście. Chyba całe życie podskórnie czułam się jakaś ułomna, że nie potrafię poczuć miłości mojej matki. A coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie jestem tak upośledzona, aby nie móc odróżnić ciepła od chłodu emocjonalnego. Jakoś w kontaktach z niektórymi osobami to ciepło czułam. Ostatnio dochodzi do mnie szokująca i jak dla mnie bardzo odkrywcza konstatacja, że ja większość życia "przeżyłam" i "przeżywam" NA ROZUM. Tak, nie czuję się kochana przez mamę, ale przecież WIEM, że mnie kocha... Tak, nie czuję chęci robienia tego, ale to będzie KORZYSTNE... Nie czuję, że chcę iść na jakieś studia, bo nie umiem poczuć, co mnie interesuje, ale TRZEBA... Pójdę na studia prawnicze, bo będę przez innych OCENIANA jako "Ktoś"... Nie czuję, że go kocham, ale kto inny będzie tak wyrozumiały wobec mnie...? Nie wiem, na który batonik mam ochotę, w sumie bardziej OPŁACA SIĘ ten... W tej sytuacji POWINNAM NA ROZUM "czuć" wdzięczność i sympatię do tych ludzi... Spotykając się na obiedzie z rodziną POWINNAM się cieszyć, bo wspólny obiad to OBIEKTYWNIE rzecz biorąc coś miłego... I tak dalej... -- 22 cze 2011, 14:44 -- A jak wytłumaczyć to, że dziewczyny cierpiące na jedno z najbardziej śmiertelnych zaburzeń psychicznych - anoreksję - zazwyczaj wywodzą się z tzw. "dobrych inteligenckich domów", a nie tzw. marginesu społecznego, gdzie jest bieda, kiła i mogiła, gdzie się się bez krępacji leje pasem po dupie i słychać brzdęk butelek po wódce zza ściany? Masz wytłumaczenie? I jakie są kryteria "naprawdę patologicznych domów"?
  21. To nie są typowe cechy schizoidalne. Schizoidalność wiąże się przede wszystkim z izolacją społeczną, deprywacją od kontaktów z innym i chłodem emocjonalnym. A problemy z byciem sobą to istota wszystkich zaburzeń osobowości.
  22. Z tym, że to na pewno nie jest antidotum na depresję. Malibu, a myślałaś o tym, dlaczego syn nie chce? Może ma jakieś trudności w byciu z rówieśnikami, w byciu w grupie, z odłączeniem od Ciebie? Słuchaj, mam taka myśl. Może Wasz syn poprzez swoją depresję chce nie dopuścić do Twojego rozejścia się z mężem? Zastanowiła mnie jedna rzecz - dzisiaj napisałaś, że z mężem jest git i się dogrywacie, a jeszcze z tydzień temu pisałaś, że jakiś rozwód się szykuje, bo mężowi nie podobasz się taka, jaka się stajesz po terapii. To jak w końcu jest?? Czy ja czegoś nie załapałam? bo po tamtej informacji (że być może się rozejdziecie) pomyślałam, że być może syn chce Ciebie, Was, trzymać w domu razem.
  23. Hmmm... Wiesz, może to jest tak, że każdy ma swoją definicję miłości? Nadopiekuńcze matki sądzą, że wyrazem miłości jest ostrzec i ochronić dziecko przed światem. Ostre wychowanie i dawanie dziecku po dupie niby ma być po to, aby przygotować dziecko na brutalność życia, czyli w dobrych intencjach. Poświęcenie się 100% macierzyństwu i poczucie, że dziecko jest dla matki całym światem i sensem życia to też dla niektórych wyraz miłości. Jestem nawet gotowa przyjąć, że osoby, które tak twierdzą - wcale nie kłamią i według ich kategorii jest to miłością. Tyle, że mi wszystkie te postawy kojarzą się bardziej z kompensowaniem WŁASNYCH emocjonalnych problemów niż kochaniem drugiego człowieka. Racjonalizują zaspokajanie własnych uczuciowych potrzeb twierdzeniem, że to z miłości do dziecka i święcie w to wierzą. Nie wiem, czy należy brać na to poprawkę? I czy jeżeli dla kogoś czynem miłości jest np. robienie kanapek dla kogoś mimo 6 rano (ale już nie wpadnie na to, żeby np. pogadać z córką o jej problemach, nie wyraża empatii) to trzeba to uznać? I skąd mam wiedzieć, czy te kanapki to miłość do mnie czy raczej (nieświadomie) dbanie o obraz siebie jako "dobrej matki", która się poświęca? Nie potrafię sobie jeszcze na to pytanie odpowiedzieć (A może potrafię, ale się boję? Na pewno takie "branie poprawki" nie pomoże skorygować Z.O., czyli rozwiązać problemów z emocjami). Ale wiem jedno - miłości na pewno nie ma tam, gdzie zamiast ciepła jest chłód, oschłość i zimno; gdzie zamiast szacunku jest pogarda i bagatelizowanie; zamiast radości jest częściej kpina i wieczne niezadowolenie, gdzie zamiast zainteresowania jest ignorowanie, zamiast empatii pouczanie i wyśmiewanie, zamiast chęci wysłuchania - pouczanie, a zamiast wolności zniewolenie. Mój mózg został sprawy twierdzeniem, że było na odwrót. Chyba dlatego tak bardzo zaczęłam się bać miłości i bliskości.
×