Skocz do zawartości
Nerwica.com

Fobia społeczna

Znaleziono 16 wyników

  1. Przez fobię społeczną mam taki objaw że czuję się obserwowana, wiem że to nieprawda ale nie potrafię przestać w to wierzyć/obawiać się tego. I nie chodzi o to że czuję się obserwowana np. przez ludzi na poczekalni, tylko o to że np. jak jestem sama w pokoju to mam wrażenie że ktoś mnie widzi, w sposób magiczny. Najczęściej są to konkretne osoby przez które nie chcę być w danym momencie widziana i najczęściej czuję się przez nie oceniana negatywnie wtedy. Psychiatrzy i psycholożki twierdzą że to nie jest schizofreniczne ani psychotyczne. Z tym wiążą się i tak jakby wynikają moje inne ograniczenia, np. wstydzę się sprzątać, tańczyć czy nucić piosenki gdy jestem sama bo wydaje mi się że na pewno ktoś to widzi i to negatywnie ocenia. No i właśnie ostatnio chcę zacząć ćwiczyć w moim pokoju, ale bardzo mnie powstrzymuje wrażenie bycia obserwowaną i negatywnie ocenianą wtedy, wstydzę się zacząć robić trening. Bardzo mi na tym zależy, ale się boję, dziwnie bym się czuła podczas gimnastyki. Może wy byście byli w stanie mnie jakoś zmotywować, pomóc w przełamaniu się, przekonać mnie? Dodam, że już raz mi się udało przełamać się, gdy uczyłam się angielskiego i przyszło mi wypowiadać zdania na głos, wstydziłam się mówić sama do siebie i to jeszcze po angielsku (mój mówiony angielski jest pokraczny), ale jakoś poszło, nadal czasem się wstydzę tego, ale czasem też się udaje
  2. Czy ktoś z was ma/miał terapię psychodynamiczną na fobię społeczną? Jeśli tak - jest poprawa albo i nawet wyleczenie? Albo może znacie kogoś takiego?
  3. Mam zamiar zmienić psychiatrkę, bo obecna nie chce zmienić mi leków mimo że nie do końca na mnie działają. Przyjmuję Prefaxine (150 mg rano) oraz Ranofren (5 mg wieczorem) od prawie 2 lat i od kiedy je biorę nie mam już zawrotów głowy, świądu, bezsenności, napięciowego bólu głowy czy suchości w ustach, problemy z oddychaniem, dyskomfort na skórze i lęk straciły na sile, ale nadal mam refluks, zamartwianie się, depresję i fobię społeczną. Moja obecna psychiatrka mówi że leki nie pomogą mi we wszystkim i to psychoterapia ma mi pomóc w tym w czym leki mi nie pomagają, ale czy nie mogę liczyć na to że leki zlikwidują spłycenie emocjonalne, gonitwę myśli, brak apetytu, brak energii, brak chęci do działania, brak sił fizycznych, zły nastrój, zaburzenia funkcji poznawczych czy pewne objawy fobii społecznej? Bo obecne leki mi tego nie niwelują, a myślę że jest to do osiągnięcia lekami, tylko gdyby tylko moja psychiatrka chciałaby mi je zmienić... Obecnie chodzę do psycholożki, za ok. rok dostanę się do psychoterapeutki, bo zdaję sobie sprawę że leki nie zlikwidują wszystkich moich objawów, ale sądzę że część zlikwidują, tylko nie te pierwsze leki dobrane przez psychiatrkę, czasem przecież trzeba zmieniać leki z 2 czy 3 razy aż się trafi na te odpowiednie... A moja psychiatrka pozostała przy tych pierwszych które tylko trochę mi pomagają, nie całościowo. Tak więc czy zmiana psychiatrki to dobry ruch? Czy może moja obecna psychiatrka dobrze robi?
  4. Cześć mam 21 lat , aktualnie pracuje . Od jakiegoś czasu czuje się koszmarnie . Szybkie bicie serca, lęki najczęściej podczas pracy gdy zostaje sama . Kiedyś w sytuacjach stresowych bolał mnie żołądek , a potem bolał mnie już nawet bez konkretnego powodu , przeszło na jakiś czas . Ale 3 miesiące temu podczas obsługiwania klienta przy kasie dostałam zawrotów, szybkiego bicia serca mroczki i poczucie ze słabne. Myślałam ze nie dam rady , ostatecznie obsłużyłam klienta jednak przez chwile ciężko mi się było uspokoić . Od tej pory sytuacja powtórzyła się kilka razy , boje się obsługiwać ludzi , zostawać sama na zmianie , nie chce mówić o tym nikomu w pracy ani nie daje nikomu poznać co się ze mną dzieje . Straciłam humor , ochotę na wyjścia bo boje się ze złe się poczuje wśród ludzi . Cały dzien ziewam jestem senna , do tego bóle głowy i czerwone gałki oczne . Na sama myśl ze miałabym rozmawiać prywatnie z kimś obcym stresuje się przez co tracę szanse na poznanie nowych ludzi . Czuje jakbym miała jakiś atak nerwicy tyle ze on potrafi trwać cały dzień . Jedynie gdzie czuje się bezpiecznie to w swoim łóżku i cały dzień czekam żeby do niego wrócić . Najchętniej nie wychodziłabym z domu ale to tez nie jest rozwiązanie , wtedy jest jeszcze gorzej . Kiedys bylam energiczna, zabawna osoba , cały dzień przebywalam poza domem , dużo imprezowałam brałam używki poznawałam ludzi bawiłam się . Mam wrażenie ze od kiedy zaczęłam spędzać czas w domu jest coraz gorzej ze mną . Mam przyjaciół ale nie mam od nich wsparcia w tej kwestii , każdy ma swoje życie dzieci lub prace. Zreszta nikomu o tym nie mówię ani nie rozwijam tematu. raczej jestem lubiana , bez nałogów ( kiedyś paliłam dużo trawy ale rzuciłam rok temu ) tyle se pod odstawieniu czułam się super , a minęło już sporo czasu wiec wątpię ze to przez to . Nikotynę odstawiłam ostatnio i rzeczywiście się lepiej czułam przez pierwsze 3 dni ale znowu to wróciło . Lęki często nasilają się kiedy mam kontakt z ludźmi, kiedy nie mam gdzie uciec . Co robić? Boje się iść do psychologa bo to wywołuje u mnie lęk przed rozmowa z obcą osobą . Leki ziołowe nie pomagają … mam dość życia . boje się wyjść sama na ulice na zakupy , to jest dla mnie wyzwanie nie do przeskoczenia . Czuje ze tracę najlepsze chwile inni wychodza poznają śmieją się przezywaja cudowne chwile w grupie .. Jak sobie radziliście w takiej sytuacji ? Co wam pomogło ? Nie wiem co robić czuje ze sama dłużej nie dam rady. 2 lata temu zakończyłam 5 letni ciężki związek a niecały rok temu urwał się kontakt z moja przyjaciółką z która przyjaźniłam się od 4 roku zycia . Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu , nie było chwili żebym była sama . Odkąd urwały sie te dwa kontakty czuje sie kompletnie sama mimo ze mam do kogo zadzownic. Ale nie mam na to ochoty , czasem wole zostać sama . I tak wegetuje całe dnie . Jak martwa osoba. Nie czuje się sobą , jakbym była w innym ciele . Pierwszy raz postanowiłam się otworzyć wcześniej nie analizowałam jak to ubrać wszystko w słowa . Ogólnie jest ciężko brak mi sil i boje się ze z tym przegram …
  5. aavnn

    Co się ze mną dzieje?

    Otóż już w podstawówce miałam problemy z rówieśnikami, przez co również z akceptacją samej siebie i swojego wyglądu. Nie byłam lubiana, było to po prostu widać. Dodatkowo niektórzy śmiali się ze mnie i obrażali od grubasów itd. W gimnazjum też słyszałam parę przykrych komentarzy, nie było jednak ich tak dużo jak w podstawówce. Jednak zostało mi to wszystko do dziś. Powiem wprost- nienawidzę siebie, swojego charakteru ani swojego ciała. Jeżeli chodzi o twarz, to raz uważam że nie jest najgorsza a raz że jest brzydka. Okaleczam się. To jest moja kara za to jaka jestem. Ciągle myślę o głodzeniu się- marzę o byciu szczupłym. Co do społeczeństwa- boję się ludzi. co chwilę myślę że ktoś mnie obgaduje. śmieje sie ze mnie albo coś złego sobie myśli. Boję się robić przy nich cokolwiek, jednym słowem boję się być wśród ludzi. Mam gdzieś prawie wszystko. Nie uczę się, mam gdzieś oceny, mam gdzieś czy ktoś odwróci sie ode mnie czy nie, jestem samotna, jednak mam gdzieś relacje z innymi. Totalnie tego nie rozumiem. Czuję jakbym nie miała nawet emocji. Potrafię być oschła dla własnej młodszej siostry, nie wzruszam się, jednak potrafię się śmiać, są rzeczy które potrafią mnie rozbawić. Myślałam że to może być depresja, ale przecież ja nie chodzę smutna, lecz szczęsliwa też nie jestem. Czuję jakbym była hmm.. obojętna? Nie wiem. Nawet nie współczuję innym. Płaczę jak ktoś powie że jestem gruba, albo powie cokolwiek na temat mojej wagi. Jestem przewrażliwiona na tym punkcie. Co chwilę boję się że mijające mnie osoby będą miały o mnie takie zdanie. Bardzo lubię, znaczy lubiłam śpiewać. Mimo że czasem dalej śpiewam, nie sprawia mi to takiej radości jak kiedyś. Czuję, jakbym również nie miała żadnej pasji. Myślałam kiedyś o samobójstwie, ale nie w sensie że chciałam się zabić. Po prostu przeszło mi to przez myśl, ale wiem, że wcale nie chcę umrzeć. Jestem leniwa. Wiele rzeczy nie chce mi się robić. Najchętniej siedziałabym w domu. Proszę, powiedzcie mi, co się ze mną dzieje. Nic z tego nie rozumiem.
  6. Hej. Mam od kilku miesięcy dosc dręczącą sprawę. Czuję się winna ponieważ urwałam kontakt z kiedyś bliskimi mi osobami. Szczególnie jedna z nich była bardzo bliska, ponieważ miałam z nim przyjacielskie relacje od małego dziecka. Historia wygląda tak, że ta bliska mi osoba związała się z inną osobą i tak od kilku lat tworzyliśmy 3 osobową grupkę przyjaciół, często ich odwiedzałam przy każdym możliwym wolnym czasie. Było naprawdę świetnie, jednak jakoś półtora roku temu coś zaczęło się coraz mniej między nami układać. Zaczęło się od mojego wyjazdu za granicę do pracy. Bardzo rzadko wtedy ze sobą rozmawialiśmy. Po powrocie do Polski wpadlam w kilkumiesięczną głęboka depresję. Nie odzywałam się do nikogo, nawet najbliższych osób. Wtedy dostałam długa wiadomość na naszym czacie grupowym o tym, że jest im przykro, że ich olałam i się wogole nie odzywam i mam ich za przeproszeniem w dupie. Po tej wiadomości próbowałam ratować naszą relację, jednak zauważyłam, że jakoś nie idzie nam rozmowa, tak jakby była prowadzona bardzo na siłę i nie czuliśmy już tej samej więzi do siebie co kiedyś. Wogole doszło też do mnie, że dość bardzo się zmieniliśmy. Przestały mnie jarać rzeczy, które były kiedyś naszym tematem do rozmów, nie śmieszyły nas te same rzeczy, poza tym bardzo zmienił mi się światopogląd, który jest zupełnie inny niż ich i nie nie chodzi mi o politykę, która coraz częściej była poruszana w naszym gronie co też zaczęło mi przeszkadzać, bo prowadziło to tylko do narzekania, wyzywania i gnojenia innych, czego nie lubię. I teraz tak. Z jednej strony czuję się winna, ponieważ zostawiłam przyjaciół, nie odzywałam się i nie odpisywałam na wiadomości, z drugiej strony rozumiem dlaczego do tego doszło i że ta relacja zaczynała być toksyczna, więc coraz rzadziej chciałam mieć z tym cokolwiek wspólnego. Czuję się jak egoistka i nie wiem czy nie powinnam po kilku miesiącach ciszy coś zdziałać i spróbować uratować nasza relację. Myślę o tym codziennie od tych kilku miesięcy i mam wyrzuty sumienia...
  7. Od kilku miesięcy mam podejrzenie nerwicy, ale jeszcze się nie przełamałam żeby iść do psychologa, bo podejrzewam u siebie jeszcze fobię społeczną, depresję i urojenia, co bardzo mi utrudnia w ogóle wyobrażenie sobie mojej osoby w gabinecie psychologa. Moje życie jest dość specyficzne i ciągle jestem przekonana że nikt nie ma akurat takiego stylu życia i że nikt nie jest w ten sam sposób pokręcony jak ja i dlatego się bardzo, bardzo wstydzę i boję. Ale weszłam tu dziś głównie po to, żeby się wyżalić/poradzić, bo nie mam nikomu innemu, a wiem że sama tego nie zniosę. Mianowicie coraz gorzej wyolbrzymiam sprawy, bardzo się boję nawet wtedy gdy nie ma czego. Prawdopodobnie dlatego że prawie w ogóle nie znam życia, bo od najmłodszych lat uciekałam w "swój własny świat", żeby uciec przed nudą i smutkami realnego świata (nigdy nie miałam żadnych przyjaciół, w szkole byłam pośmiewiskiem bo byłam nadmiernie zamknięta w sobie i byłam małomównym dziwadłem, a do tego zawsze brakowało pieniędzy więc nie mogłam sobie zwykle pozwolić na to, co inni ludzie mogli sobie pozwolić bez problemu i nadal nie mogę), tak się zamknęłam w tym, że w pewnym momencie nabawiłam się urojeń (nie chce mnie prawie nigdy opuścić przeświadczenie, że wysoce możliwy jest fakt, że mnie pewne osoby obserwują/czytają mi w myślach, kiedyś to były tylko niektóre osoby, a teraz to praktycznie każdy na kim skupiają się moje myśli, nawet postaci z seriali na przykład, albo osoby które mi się podobają) i strasznie mnie to męczy, ale po prostu nie mogę się pozbyć tego przeświadczenia, po tym gdy to przybrało na sile zaczęłam się starać powstrzymywać od myślenia o tych osobach, przez co cierpię bo to była tak naprawdę moja jedyna ucieczka/interesujące zajęcie i prawdopodobnie to był jeden z czynników który wywołał u mnie depresję. Dziś jest mi wyjątkowo źle, bo wczoraj w nocy zaczęłam oglądać nowy serial i on był tak intensywny, że mnie wciągnął na maksa, zapomniałam o bożym świecie, nawet nie czułam głodu chociaż wcześniej nawet trochę czułam, oglądałam go do popołudnia i wymarnowałam na to prawie cały internet (a internet to tak naprawdę jedyne, co tłumi moją depresję, niby już mało mnie w nim cieszy bo i tak muszę go oszczędzac ale zawsze to coś i jest czym zająć myśli żeby nie myśleć o negatywach mojego życia i samopoczucia), ale od tak dawna nie czułam takiej euforii jak gdy oglądałam ten serial że za cholerę nie mogłam się oderwać nawet mając z tyłu głowy myśl że potem nie będę miała internetu, uspokajałam się jedynie myślą że może mama mi dokupi jak się dowie że już nie mam i że mi się należy bo od dawna niczym się tak nie cieszyłam przez depresję, kompletnie nie miałam żadnej siły woli, jedyne o czym myślałam to fabuła serialu (pewnie ktoś z was go kojarzy - BrzydUla, jak ktoś kojarzy to wie jak intensywna fabuła tam jest, a dla takiej osoby jak ja, bez życia, to niemal pułapka, bo ja wtedy tylko o takich pierdołach jak serial ciąglę myślę), a teraz gdy już nie mam na to internetu to dopadła mnie depresja bo nic innego mnie nie cieszy. A do tego zostało mi mało internetu, a mama mi nie może kupić bo nie ma teraz na to pieniędzy, dopiero być może w poniedziałek będzie mogła. Ja w sumie nawet w ogóle nie mogę sobie teraz pozwolić na oglądanie seriali bo to bierze za dużo internetu, ale od dawna chciałam obejrzeć ten i gdy się dowiedziałam że pojawił się za darmo w internecie (być może tylko na moment, bo mogą go zaraz usunąć), to niewiele myśląc po prostu go odpaliłam, nie sądziłam że aż tak mnie wciągnie I teraz żałuję, ale to w sumie do mnie podobne, bo ja nigdy nie potrafiłam myśleć o przyszłości i konsekwencjach. Ale jeszcze jedna zła rzecz wynikła z tego serialu - tam był taki wątek że ojciec głównej bohaterki zasłabł i trafił do szpitala, i w ogóle ta bohaterka miała tyle problemów, była stale zabiegana, prawie ledwo sobie radziła i to wszystko tak gnało szybko, intensywnie, że to tak na mnie wpłynęło, że tylko wzmogło moją nerwicę. Dziś (a raczej wczoraj bo już po północy) położyłam się spać ok. 17:00, czyli gdy się zorientowałam że już naprawdę mało internetu mi zostało i wtedy opuściła mnie ta euforia a dopadła depresja, i przez jakiś czas nie mogłam zasnąć bo się czułam jak jakiś alkoholik który by sobie jeszcze wypił, ale już nie może, tak analogicznie było z serialem, jednak w końcu zasnęłam. Jakąś godzinę, dwie temu mama mnie obudziła żebym coś zjadła, ale w sumie to nadal nie mam apetytu, za to mi się oczywiście śnił ten serial i oczywiście nic innego czymkolwiek bym się zajęła nie będzie mnie wciągać na tyle żeby nie myśleć o swojej nerwicy & depresji No i zmierzam do tego, że mama mi obwieściła jak wstałam że boli ją w boku i się przeraziłam właśnie najwyraźniej przez ten wątek z ojcem głównej bohaterki, że jej też się coś może stać, chociaz mi mówiła że to nie jest wielki ból, ale i tak się boję bo mieszkam tylko z nią i jakby coś jej się działo to nawet sobie nie chcę tego wyobrażać, bo bym chyba sama tam zeszła i nie wiedziałabym kompletnie co robić bo jestem nieudacznikem który na niczym się nie zna W ogóle jestem dziecinna, chociaż mam już 21 lat i nie wiem, czy moje życie ma w ogóle sens Musiałam to z siebie komuś wyrzucić i mam nadzieję że ktoś to w ogóle przeczyta, napisałam to tak chaotycznie bo jestem ze snu i zrezygnowana i w sumie to zaczęłam teraz nawet płakać... Nawet nie jestem w stanie zjeść do końca i wiem że pewnie przesadzam, ale dla mnie to ciężkie i nie jestem w stanie tego powstrzymać To chyba tyle, mam nadzieję że niczego ważnego nie pominęłam i ktoś się połapie w tym chaosie który zaraz udostępnię i że w ogóle komukolwiek będzie się chciało czytać do końca...
  8. Betixa

    Leki od internisty

    Poszłam do internisty z następującymi objawami: •trudności z oddychaniem •osłabienie •dyskomfort w okolicach m.in. klatki piersiowej, szyi, brody •flegma •kaszel, kichanie •kłucie w ramieniu lewej ręki •zaparcia, czasem biegunki •problemy ze snem •zgaga, czasem czkawka, odbijanie, rzadko cofanie się •brak energii •lęk, niepokój, czasem panika •rozdrażnienie •trudności z koncentracją •pogorszona pamięć •trudności w myśleniu •niskie poczucie własnej wartości •zmniejszony apetyt •częsty smutek •pesymizm •drżenie, kołatanie serca w stresie •brak przyjemności z tego co kiedyś sprawiało radość •trudność w wykonywaniu zadań •czasami lekkie uczucie jakbym nie była w swoim ciele, gdy wtedy dotykam np. swojej ręki to trochę mam wrażenie jakbym nie dotykała siebie •rzadko trudności z przełykaniem śliny •uczucie pustki w głowie, niemożność ubrania w słowa tego co chcę wyrazić, trudność w adekwatnym nazywaniu tego co czuję, wątpienie w siebie •lęk i wstyd w sytuacjach społecznych •unikanie sytuacji społecznych •zamartwianie się sytuacjami społecznymi Bardzo możliwe, że któryś z tych objawów źle nazwałam albo że któreś dolegliwości pominęłam. Wręczyłam pani doktor kartkę z wypisanymi tymi objawami, ale chyba nie przeczytała wszystkiego, no i pokazałam niektóre dotychczasowe wyniki badań, wspomniałam też że lekarze u których jak dotąd byłam nic nie stwierdzili (laryngolog, pulmonolog, alergolog) i że w lutym będę miała pierwszą wizytę u psychiatry na NFZ (na to stwierdziła, że powinnam iść prywatnie, tylko że mnie stać minimum na jedną, pisałam o tym w innym wątku). Stwierdziła że nie jestem chora i że dolegliwości mam od psychiki. Przepisała mi Texibax (1 raz dziennie rano), Validol (brać tylko w momencie ataku duszności, ale ja mam często takie momenty że nie mogę wziąć oddechu, więc pewnie będę przyjmować ten lek przynajmniej raz dziennie) i Hydroxyzinum Adamed (1 raz rano i 2 tabletki na noc). Jednak przeczytałam w internecie że nie można stosować Validolu gdy ma się zgagę/refluks oraz z innymi lekami uspokajającymi, czyli wygląda na to, że ja go nie mogę brać, skoro miewam dość często zgagę oraz został mi też zapisany Hydroxyzinum? Dlaczego taka kombinacja leków została mi więc przepisana i czy powinnam i czy powinnam z któregoś leku zrezygnować?
  9. petysana

    Pomoc psychologa

    Czy psycholog byłaby w stanie jakoś wpłynąć na czas oczekiwania wizyty u psychiatry? Byłam rok temu u psychologa raz i poleciła mi iść do psychiatry, bo stwierdziła że potrzebne mi są leki bym mogła korzystać z terapii u niej (to prawda, nie potrafiłabym mówić jej o trudnych rzeczach w obecnym stanie i sama jej to wtedy oznajmiłam). Ale wizyta u psychiatry czeka mnie dopiero w lutym 2022, a nerwica, fobia społeczna i depresja sprawiają, że cierpię i dobija mnie to strasznie. Nie stać mnie na wizyty prywatne ani na wizyty w innym mieście. Ostatnio zastanawiałam się, czy ta psycholog nie miałaby możliwości czegoś zrobić, by termin wizyty stał się mniej odległy, ale nie mam pojęcia, czy dobrze myślę. Skierowania nie wypisze, bo do psychiatry go nie trzeba, więc tak właściwie nie wiem, bo by miała zrobić, ale na nic innego nie wpadłam. Co pan/pani o tym sądzi? Psycholog mi pomoże? Czy może jest jakieś inne wyjście?
  10. Betixa

    Strach przed lekami

    Czy ktoś z was też boi się brać leki? Do tego stopnia, że ich nie bierzecie w końcu, nawet jak są wam przepisane i nawet gdy już macie je kupione? Ja tak mam, prawdopodobnie od nerwicy lękowej. Ale najbardziej boję się psychotropów, które dzisiaj już będę miała kupione... Choć boję się to eufemizm przy tym co w związku z tym czuję, no jestem przerażona po prostu Boję się że ich nie wezmę gdy mnie ogarnie paraliżujący lęk przed skutkami ubocznymi (nie umiem znosić wszelkich niedogodności, więc nawet zwykła senność mnie zdołuje), a tak bardzo ich potrzebuję, bo moje choroby psychiczne robią się coraz bardziej zaawansowane Ktoś z was też tak miał z lekami na zaburzenia psychiczne (ja mam przepisaną wenlafaksynę i olanzapinę)? Jak sobie z tym poradziliście? Jak się zmusić?
  11. Witam,bo to mój pierwszy post na forum. Cierpię na nerwicę społeczną i osobowość schizotypową z kompulsjami i od dłuższego czasu nie pomaga mi nic oprócz benzodiazepin. Kiedyś brałem doraźnie po 1mg afobamu, ale to było za mało, bo doszło do tego, że napady lęku miałem nawet w domu. Skończyło się tak, że teraz od miesiąca już biorę w dawkach dzielonych po 5 mg lorazepamu, który mi bardzo pomaga. Wgl nie czuję lęku.Czy są tu osoby, które również biorą benzodiazepiny codziennie? Jeśli tak, to jak długo?
  12. Sarunciax

    Hej wszystkim.

    Mam na imię Sara i w tym roku będę miała 26 lat. Bardzo długo się zabierałam do wyduszenia czegokolwiek z siebie, ponieważ nie jest to łatwy dla mnie temat. Do założenia konta tutaj przekonała mnie samotność i posiadanie fobii społecznej pomimo, której normalnie pracuję tylko, że online. Chciałabym mieć z kim popisać, podzielić się swoimi problemami, a nawet uśmiechnąć chociaż na chwilę. Żyję sobie z babcią, której troszkę pomagam. Moja mama zmarła gdy miałam 13 lat na raka płuc, a tata 2 lata później uciekł do innego miasta ze swoją nową partnerką zostawiając mnie pod opieką babci. Bardzo cierpiałam z powodu odejścia mamy i potrzebowałam wsparcia, którego i tak nie otrzymałam od taty. Z babcią żyje mi się świetnie, lecz z roku na rok jej stan zdrowia już nie jest taki sam jak na początku gdy do niej trafiłam. Zastąpiła mi mamę w 101%, zawsze mogę na nią liczyć, choć gust w kwestii ubioru trochę za murzynami Nadszedł dzień 18-tych urodzin, z części pieniążków które odkładała wiele lat wyprawiła mi taką imprezę, że nie jedne dziecko mogło by pozazdrościć. Bawiła się razem ze mną, uczyła mnie tańczyć. Jest najbardziej przebojową babcią jaką znam! Później była szkoła, wspólnie z babcią wybrałam wymarzony kierunek, którym była kosmetologia. Nawet babcia po 2 latach szkoły pozwoliła mi zrobić jej pierwsze paznokcie, żeby zobaczyć jak bardzo może być dumna z wnusio - córeczki. Rok później - zakończenie roku szkolnego, a na nim dumna babcia wraz ze mną na wręczaniu dyplomu, kątem oka widziałam jak jej nos dumnie pnie się w kierunku sufitu, gdy wyczytano moje imię i nazwisko. Po wyczerpującym odbiorze świadectw wróciłyśmy do domku, gdzie w lodówce w ramach niespodzianki babcia zrobiła moje ulubione ciasto. Był to sernik z brzoskwiniami, jak sobie pomyślę... Boże, mogłabym go jeść kilogramami. Nadszedł weekend. Koleżanka napisała czy nie poszłabym z nią na dyskotekę ten pierwszy raz, może poznamy jakiegoś chłopaka. W duchu marzyłam o tym, żeby mieć oparcie nie tylko na swojej babci. Po odczytaniu wiadomości poszłam do babci i ze skruchą zapytałam czy mogłabym z koleżanką pójść na dyskotekę, obiecuję będę uważała i żadnego alkoholu. Babcia zgodziła się mówiąc, że zasłużyłam i chciałaby abym w końcu przyprowadziła jakiegoś przystojnego kawalera. Ubrałam się jak prawdziwa księżniczka, makijaż nie z tej ziemi, w końcu dziewczyna po fachu Schodząc na dół, babcia aż zaniemówiła... "Jesteś najpiękniejszą wnuczką jaką mogłam sobie wymarzyć..." Przyjechał po mnie ojciec koleżanki, który obiecał że nas zawiezie na miejsce bezpiecznie i jeśli będziemy chciały wrócić mamy dzwonić choćby była 5 rano. Po dotarciu na miejsce byłyśmy zachwycone, muzyka, światła, lasery, pięknie odbijający kolorowe światełka parkiet na którym mogłyśmy wywijać do samiuśkiego ranka. Impreza trwała, bawiłyśmy się na całego, poznałam chłopaka. Miał na imię Szymon. Piękny śnieżnobiały uśmiech i niebieskie oczy. Przyglądając mu się po 10 minutach rzucił "może się czegoś napijesz?". Odparłam, że nie piję alkoholu, po czym podstawił mi colę w szklance mówiąc "nie szkodzi, napij się coli, ma cukier to odzyskasz siłę do dalszej zabawy". Tak też było, bawiłam się jeszcze 15 minut później zaczęłam się dziwnie czuć. Koleżanka mówi, żebym usiadła sobie odpoczęła ona jeszcze raz sobie zatańczy i dzwoni po tatę. Gdy popatrzyłam na zegarek była 4:49. Podszedł do mnie Szymon i zapytał czy dobrze się czuję, na to odpowiedziałam, że kręci mi się w głowie... i zasnęłam. Nie wiem ile minęło czasu, przebudziłam się. Bolała mnie strasznie głowa, z resztą wszystko mnie bolało, było mi bardzo zimno, cała się trzęsłam. Pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy, że zawiodłam swoją babcię i się upiłam, ale tak nie było. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam, że jestem w jakimś obiekcie bez okien, leżałam na betonie. Od pasa w dół miałam wszystkie ubrania zerwane, wszystko we mnie pulsowało, a pode mną była plama krwi... Na brzuchu i udach miałam dziwne pręgi jakby mnie ktoś bił kijem albo prętem. Zaczęłam płakać i krzyczeć. Wołałam o pomoc z całych swoich ostatnich sił aż zemdlałam. Nie wiem jak długo to trwało lecz obudziło mnie bardzo jasne światło. Leżałam na łóżku, a wokół mnie było dużo lekarzy... Nie rozpisując się dalej jak sami pewnie domyślicie się po tej krótkiej historii zostałam brutalnie zgwałcona. Przez 7 dni leżałam w bezruchu, z nikim nie chciałam rozmawiać, bałam się każdego mężczyzny, który do mnie podchodził, zostało mi to do teraz. Przez długi czas byłam pod opieką psychologów, psychiatrów, gdzie dopiero po 3 latach zaczęłam normalnie funkcjonować. Skutki uboczne tegoż zdarzenia zostały do dziś na pamiątkę i zostaną do końca życia. Całkowicie nie trzymam moczu ani w dzień ani w nocy, każde wyjście do ludzi chociaż nawet po bułki skutkuje lękiem, czasem paranoją, automatycznym opróżnieniem pęcherza i jak to nazwałam "galaretką" gdzie się cała trzęsę jakbym miała 40 stopni gorączki. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam. Pozdrowionka.
  13. Witam, mam 18 lat i nie wiem co mam robić. Mam stwierdzona fobie społeczna, nerwicę lękową, depresję i zaburzenia odżywiania. Moja mama ma zaburzenie osobowości z pogranicza, a ojciec jest narcyzem. Od dziecka byłam poniżana, moi rodzice bardziej byli zajęci swoimi kłótniami niż mną. Zamknęłam się na świat i teraz nie mam dosłownie nikogo. Ale teraz mam bardzo duży problem z moją mamą. Miałam jechać do pracy z przyjaciółką, jednak moja mama jej nie lubi i nagadała mi takich rzeczy o niej, co poskutkowało rezygnacją z wyjazdu. Mama mówiła mi, że wrócę jeszcze bardziej zaburzona niż jestem. Zaczęłam szukać pracy w moim mieście, wysłałam CV do sześciu różnych miejsc, jednak nie dostałam żadnych odpowiedzi. Mama wyzywa mnie od pasożytów, leni, twierdząc że nie chcę iść do pracy. Mam robione awantury z powodu moich lęków i ataków paniki. Ostatnio zwyzywała mnie za to, że z nikim się nie spotykam. W tym tygodniu miałam mieć dwa spotkania, na samą myśl bardzo się stresuje, ale mama zabroniła mi na nie iść, chciałam wyjść dzisiaj na spacer, ale zamknęła drzwi przede mną. Powiedziała, że nie obchodzi jej to, że jestem pełnoletnia, mieszkam pod jej dachem i jako pasożyt nie mam prawa wychodzić z domu. Nie daję już rady psychicznie, nie mam żadnego poczucia własnej wartości, przez moich rodziców. Dodatkowo jestem po próbie samobójczej, prosiłam mamę o pomoc od 14 roku życia, ale poszłam na terapię dopiero w styczniu tego roku. W zeszłym tygodniu mama zawiesiła moją terapię mówiąc, że jestem pasożytem i ona nie będzie na to wydawać pieniędzy. Najchętniej popełniłabym samobójstwo, bo miałam nadzieję na powrót do normalności, jednak całkowicie już ją straciłam. Przepraszam za tak chaotyczny wpis, ale piszę go po kolejnej awanturze.
  14. Kaasia

    dubel

  15. Witam wszystkich. Mam na imię Michał, mam 24 lata i czuję się jak starzec z demencją i zagubione, zalęknione dziecko jednocześnie. Mówią, że całe życie przede mną, ale ja już od kilku lat czuję, że moje życie już się skończyło i teraz to już jest ciągnięcie na siłę. Nie odnajduję wsparcia, zrozumienia. Rodzice, mimo że to dobrzy ludzie, jednak bagatelizują moje problemy, jakby przez wyparcie ich miałyby zniknąć. Ciągle zewsząd czuję presję by żyć jak normalny człowiek, ale nie potrafię. Świat jest dla mnie miejscem okrutnym, życie przeraża mnie. Wszystko jest takie chłodne, ponure. Od dziecka byłem inny, w szkole mnie prześladowano. Początkowo było tylko dokuczanie, w późniejszych latach także bicie. Miałem bardzo mało kolegów a i wśród nich byli tacy zauważyli, że daję sobie wchodzić na głowę i też mi zaczęli dokuczać, często spotykali się ze mną chyba tylko po to żeby mnie podręczyć i tym podnieść sobie ego. Tak wyglądała większość moich kontaktów z rówieśnikami. Od dziecka chodziłem po psychologach, bo już od małego dziecka widać było, że coś jest ze mną nie tak. Stwierdzili, że mam zaburzenia emocjonalne. We wrześniu 2012 otrzymałem diagnozę od psychiatry ,,zaburzenia depresyjno-lękowe". I prawdopodobnie w mniejszym lub większym stopniu miałem to od zawsze (szczególnie wśród ludzi), jednak w 2012, po śmierci babci, a także pójściu do zawodówki mój stan psychiczny uległ znacznemu pogorszeniu. Dostawałem różne leki psychiatryczne, które pozwalały mi poczuć się lepiej, ale nie poprawiały zbyt wiele moich kontaktów z ludźmi. Nadal jak byłem gapowaty tak jestem do tej pory. Mam duże problemy z myśleniem, koncentracją (nie potrafię skoncentrować się jak ktoś mi coś tłumaczy, szybko zapominam o tym co powiedział), podzielnością uwagi (jak wykonuję jakąś pracę to jestem jak w transie i nie zwracam na nic innego uwagi), pamięcią (z wyjątkiem rzeczy, które mnie interesują - do nich pamięć mam ponadprzeciętną), orientacją w terenie, poruszam się niezdarnie. Zachowuję się często ekscentrycznie, mam obsesje, natręctwa, unikam kontaktu wzrokowego, to co mówię jak i mój głos w kontaktach ludźmi często brzmi jakbym czytał jakąś książkę. Często wśród ludzi robię totalne głupoty, ośmieszam się. Gdziekolwiek w większej grupie ludzi bym się nie pojawił na dłużej (szkoła, praca) to staję się prędzej czy później pośmiewiskiem, obiektem drwin. Myślę, że nie wynika to tylko z samej fobii społecznej, nerwicy czy depresji. Mam też diagnozę Zespołu Aspergera (podważaną przez jedną panią psycholog), ale i z tym zaburzeniem ludzie dobrze sobie radzą, funkcjonują dobrze w społeczeństwie. Ja jestem upośledzony. Nigdy mimo najszczerszych chęci nie miałem dziewczyny, nie mogę zdać prawka, każdą pracę, do której uda mi się dostać szybko kończę (najdłuższy okres pracy to 3,5 miesiąca), bo we znaki dają się wspomniane przeze mnie wyżej problemy. Czasami moje błędy/zachowania w ostatniej pracy były tak żenujące, że szkoda słów. A to i tak nie wszystko, bo tylko objawy psychiczne, a jeszcze do tego dochodzą fizyczne od tego stresu związanego z tym, że mam presję, a radzę sobię jak beznogi i bezręki wyrzucony w morze. Jestem skrajnie niezaradny, gdyby rodzice umarli to byłbym jak Robinson Crusoe, walczyłbym o przetrwanie każdego dnia. Na forum Aspergerów zasugerowano mi też ,,upośledzenie zdolności niewerbalnego uczenia się". Nie nadaję się chyba do żadnej pracy ani do kontaktu z ludźmi, bo tylko się ośmieszam i denerwuję innych. Mam ochotę po prostu się zamknąć w domu, całkowicie odizolować od ludzi, bo całe życie doznawałem od nich bólu, cierpienia. Boję się przyszłości, że nie będę miał kiedyś za co żyć jak rodzice umrą. Ciągle o tym myślę i to nie daje mi spokoju. Proszę o poradę jak żyć. Pozdrawiam.
  16. Wczoraj mierzyłam sobie ciśnienie i puls wynosił 103, a jak zmierzyłam dziś to 115. Czy powinnam zgłosić się do lekarza? Mam 23 lata, choruję na depresję, zespół lęku uogólnionego i fobię społeczną, od ponad roku jestem na niedziałających na mnie lekach Prefaxine i Ranofren. Prędzej mierzyłam sobie ciśnienie od czasu do czasu i wszystko było w normie
×