Skocz do zawartości
Nerwica.com

Michelangelo

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Michelangelo

  1. Hej. Nie palę i raczej unikam towarzystwa osób, które palą.
  2. Może nie wszyscy ludzie, których spotkałem na swojej drodze byli/są nienormalni, ale z powodu złych doświadczeń i na tych normalnych często ciężko mi się otworzyć. Ogólnie rzecz biorąc dostaję małpiego rozumu. To wina silnego stresu, którego nijak nie jestem w stanie opanować. Nie potrafię myśleć logicznie jak czuję jakąś presję. Wtedy na pewno to zawalę.
  3. Witam wszystkich. Mam na imię Michał, mam 24 lata i czuję się jak starzec z demencją i zagubione, zalęknione dziecko jednocześnie. Mówią, że całe życie przede mną, ale ja już od kilku lat czuję, że moje życie już się skończyło i teraz to już jest ciągnięcie na siłę. Nie odnajduję wsparcia, zrozumienia. Rodzice, mimo że to dobrzy ludzie, jednak bagatelizują moje problemy, jakby przez wyparcie ich miałyby zniknąć. Ciągle zewsząd czuję presję by żyć jak normalny człowiek, ale nie potrafię. Świat jest dla mnie miejscem okrutnym, życie przeraża mnie. Wszystko jest takie chłodne, ponure. Od dziecka byłem inny, w szkole mnie prześladowano. Początkowo było tylko dokuczanie, w późniejszych latach także bicie. Miałem bardzo mało kolegów a i wśród nich byli tacy zauważyli, że daję sobie wchodzić na głowę i też mi zaczęli dokuczać, często spotykali się ze mną chyba tylko po to żeby mnie podręczyć i tym podnieść sobie ego. Tak wyglądała większość moich kontaktów z rówieśnikami. Od dziecka chodziłem po psychologach, bo już od małego dziecka widać było, że coś jest ze mną nie tak. Stwierdzili, że mam zaburzenia emocjonalne. We wrześniu 2012 otrzymałem diagnozę od psychiatry ,,zaburzenia depresyjno-lękowe". I prawdopodobnie w mniejszym lub większym stopniu miałem to od zawsze (szczególnie wśród ludzi), jednak w 2012, po śmierci babci, a także pójściu do zawodówki mój stan psychiczny uległ znacznemu pogorszeniu. Dostawałem różne leki psychiatryczne, które pozwalały mi poczuć się lepiej, ale nie poprawiały zbyt wiele moich kontaktów z ludźmi. Nadal jak byłem gapowaty tak jestem do tej pory. Mam duże problemy z myśleniem, koncentracją (nie potrafię skoncentrować się jak ktoś mi coś tłumaczy, szybko zapominam o tym co powiedział), podzielnością uwagi (jak wykonuję jakąś pracę to jestem jak w transie i nie zwracam na nic innego uwagi), pamięcią (z wyjątkiem rzeczy, które mnie interesują - do nich pamięć mam ponadprzeciętną), orientacją w terenie, poruszam się niezdarnie. Zachowuję się często ekscentrycznie, mam obsesje, natręctwa, unikam kontaktu wzrokowego, to co mówię jak i mój głos w kontaktach ludźmi często brzmi jakbym czytał jakąś książkę. Często wśród ludzi robię totalne głupoty, ośmieszam się. Gdziekolwiek w większej grupie ludzi bym się nie pojawił na dłużej (szkoła, praca) to staję się prędzej czy później pośmiewiskiem, obiektem drwin. Myślę, że nie wynika to tylko z samej fobii społecznej, nerwicy czy depresji. Mam też diagnozę Zespołu Aspergera (podważaną przez jedną panią psycholog), ale i z tym zaburzeniem ludzie dobrze sobie radzą, funkcjonują dobrze w społeczeństwie. Ja jestem upośledzony. Nigdy mimo najszczerszych chęci nie miałem dziewczyny, nie mogę zdać prawka, każdą pracę, do której uda mi się dostać szybko kończę (najdłuższy okres pracy to 3,5 miesiąca), bo we znaki dają się wspomniane przeze mnie wyżej problemy. Czasami moje błędy/zachowania w ostatniej pracy były tak żenujące, że szkoda słów. A to i tak nie wszystko, bo tylko objawy psychiczne, a jeszcze do tego dochodzą fizyczne od tego stresu związanego z tym, że mam presję, a radzę sobię jak beznogi i bezręki wyrzucony w morze. Jestem skrajnie niezaradny, gdyby rodzice umarli to byłbym jak Robinson Crusoe, walczyłbym o przetrwanie każdego dnia. Na forum Aspergerów zasugerowano mi też ,,upośledzenie zdolności niewerbalnego uczenia się". Nie nadaję się chyba do żadnej pracy ani do kontaktu z ludźmi, bo tylko się ośmieszam i denerwuję innych. Mam ochotę po prostu się zamknąć w domu, całkowicie odizolować od ludzi, bo całe życie doznawałem od nich bólu, cierpienia. Boję się przyszłości, że nie będę miał kiedyś za co żyć jak rodzice umrą. Ciągle o tym myślę i to nie daje mi spokoju. Proszę o poradę jak żyć. Pozdrawiam.
  4. Michelangelo

    Witam po raz kolejny

    Zawitałem tu po raz pierwszy kilka lat temu, wtedy to zaczęła się moja przygoda z nerwicą (lipiec 2012). Dopadła mnie koszmarna, z wszelkimi możliwymi objawami wegetatywnymi. Udało się mi ją zaleczyć. Nie pamiętam większości nazw leków jakie wtedy brałem, ale było ich dużo od września 2012 do maja 2013. Potem powróciłem do leków w listopadzie 2013, ale w mocno zmniejszonej dawce, Mozarin (Escitalopram) - przeciwdepresyjny w dawce 10 mg rano i Risperon/Risperidon przeciwpsychotyczny w dawce pół tabletki na wieczór 0,5 mg. Wszystko było w miarę ok., bywało lepiej i gorzej, niekiedy następował nawrót nerwicy, ale sam szybko ustępował. Jednak to co dopadło mnie na początku tego roku nie da się opisać słowami. Wszystko przez egzaminy na prawo jazdy, z każdym oblanym zacząłem odczuwać coraz większe znerwicowanie, aż coś wybuchło i zacząłem codziennie czuć się tak jakbym miał zaraz umrzeć. Na pierwszy plan wysuwają się objawy takie jak stale podwyższone ciśnienie oraz temperatura, skoki ciśnienia, najczęściej w godzinach popołudniowych, nietolerancja wysiłku fizycznego, szybkie męczenie się i w ogóle stałe uczucie zmęczenia i wiele innych. Naprawdę strasznie się męczę, nieraz mam myśli żeby to skończyć, bo tak cierpię. Nie wyobrażam sobie żeby tak miało zostać do końca życia. 5 kwietnia wybrałem się do psychiatry, zwiększyłem dawkę Mozarin do 20 mg, Spamilan 20 mg przeciwlękowy. Zapewniała, że torturujące mnie objawy przejdą, jednak nie czuję poprawy, a wręcz pogorszenie - nasilenie depresji, lęki raczej bez zmian, wciąż uderzenia gorąca, skoki ciśnienia, lęk, czyli to co najbardziej mnie męczy. Czasami wydaje mi się, że czuję poprawę, ale to tylko chwilowe, złudne wrażenie. Jestem załamany. Czy jest szansa, że będę czuł się jak człowiek, a nie jak zwierzę więzione w klatce?
  5. Też mam fobię mierzenia ciśnienia. Ale co to jest 140/90? Żadne ciśnienie. Mi podczas solidnego ataku nerwicy ciśnienie potrafi dojść do ponad 200 (miałem mierzone u lekarza). Normalnie mam tak z 130-150/70-90, zależy od nasilenia nerwicy danego dnia. Sam widok ciśnieniomierza czy czytanie o ciśnieniu mi je podnosi. W ogóle teraz przy nawrocie nerwicy towarzyszy mi stale podwyższone ciśnienie, chociażby teraz. Nie wiem ile, bo nie mierzę, boję się tego. U mnie w rodzinie ojciec, lat 45 ma wysokie ciśnienie, ostatnio mierzył i miał 165/103, mimo, że bierze codziennie tabletkę. Do tego pije często piwo. Jego ciotka ma ciśnienie stale (o zgrozo!) prawie 200 - zmierzone w styczniu tego roku + wysoki cholesterol. Nigdy nie brała żadnych leków, bo uważa, że nic jej nie jest. Ma 61 lat.
  6. Michelangelo

    Nie wytrzymuję

    Dziękuję za słowa otuchy. Wmówiłem sobie tą schizofrenię, bo miało ją wielu artystów, np. Vincent van Gogh a u mnie występuje kilka objawów, które pasują do schizofrenii, ale może to być równie dobrze objawy depresji, mówię tu o ciągłym rozkojarzeniu, pogorszeniu pamięci i koncentracji - czuję się jakby moje IQ spadło o co najmniej połowę. Tak czy siak zamierzam niedługo wybrać się do specjalisty.
  7. Michelangelo

    Nie wytrzymuję

    Witam. Ponieważ nie daję już sobie rady to postanowiłem o moim problemie napisać tutaj. Jeszcze kilka miesięcy temu w nigdy bym nie pomyślałbym, że moje życie ulegnie tak gwałtownej zmianie. Ale do rzeczy. Mam 17 lat i jestem mężczyzną. Od dziecka byłem bardzo cichy, zamyślony i nie radziłem sobie w kontaktach z rówieśnikami. Zawsze czas najchętniej czas spędzałem z członkami rodziny, a myśl rozmowy, kontaktu z obcą osobą napawała mnie przerażeniem. Kiedy poszedłem do szkoły stałem najczęściej na uboczu, przez co byłem poniżany, dochodziło też do przemocy. To pogłębiło mój lęk i nieufność w stosunku do ludzi. Byłem przekonany, że w przyszłości nic dobrego mnie nie czeka, że jestem zerem. Szybko jednak znalazłem pasję, która pomogła mi przywrócić pewność siebie - rysunek. Przestałem praktycznie uczestniczyć w życiu społecznym i poświęciłem się tworzeniu komiksów. To mi pozwalało na wyciszenie się, dzięki temu znalazłem sens życia. Całymi dniami chodziłem z głową w chmurach. Marzyłem, że będę w przyszłości sławnym rysownikiem i wszyscy koledzy, którzy mi dokuczali zobaczą co jestem wart. Mój stan zaczął się pogarszać od nagłej śmierci babci 27 maja, z którą byłem bardzo zżyty. Już wcześniej zdarzało mi się popadać w lekkie stany depresyjne, ale zwłaszcza po pogrzebie zaczęły mnie nachodzić różne natrętne myśli, lęk przed zachorowaniem i śmiercią. Aż nagle pewnej nocy kiedy próbowałem zasnąć poczułem atak, jakbym miał się zaraz udusić, doszło do tego kołatanie serca. Wpadłem w panikę, nie zmrużyłem oka tej nocy. Zaczęły mi się mdłości, praktycznie nic nie jadłem a co chwilę mi się odbijało, czułem nieregularne skurcze serca i skurcze żołądka. Myślałem, że niedługo umrę. W internecie zacząłem szukać różnych chorób i przypisywałem ich sobie tysiące, z czasem niektóre dolegliwości ustąpiły, ale doszły inne. Miałem robione wszystkie badania i nic. Wciąż chodziłem jakbym dostał czym ciężkim w głowę. Nic mnie nie cieszyło, wszystko niesamowicie drażniło. Wciąż budziłem się zmęczony i tak czułem się dzień w dzień. Nie miałem siły dosłownie na nic. Po najmniejszym wysiłku czułem się jak po przebiegnięciu maratonu. I wciąż te lęki przed wszystkim. Czułem się cholernie odrealniony, jakbym urodził się wczoraj. Wszystko, nawet moi znajomi i rodzina wydawali mi się obcy. Cały świat zaczął mnie PRZERAŻAĆ. Początkowo myślałem, że to może nerwica, ale teraz podejrzewam, że to może być coś gorszego, np. schizofrenia. Dodam, że często, zwłaszcza w nocy dręczą mnie myśli samobójcze. Praktycznie nie ma dnia, żebym nie myślał o śmierci. Czuję emocjonalną pustkę, wyczerpanie, wypalenie psychiczne i fizyczne, otępienie. A miałem tyle marzeń, planów, i co? Wszystko legło w gruzach. Mimo młodego wieku czuję się jak zniedołężniały starzec, co już nic nie może i tylko narzeka na wszystko wokoło. Rodzice już nie mają do mnie siły, a ja im współczuję, że muszą ze mną wytrzymywać, bo ja już sam ze sobą nie wytrzymuje. Mam już dość... Co robić? Przecież tak się nie da żyć... -- 02 wrz 2012, 18:28 -- Czy to może być schizofrenia???
×