Skocz do zawartości
Nerwica.com

whisper

Użytkownik
  • Postów

    443
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia whisper

  1. Czasem się tu pojawiam i znikam. Znowu czuję, że pękam. Dryfuję, nie potrafię nadać kierunku mojemu życiu, nie potrafię trzymać się obranego celu. Ba! Kilkakrotnie zmieniam zdanie co do tego celu, a potem podejmuję zaledwie kilka kroków albo od razu go porzucam. Nie potrafię sama się ogarnąć, a pomoc odrzucam i za zwyczaj traktuję z góry. Bardzo się szarpię z życiem, jeszcze przed niektórymi próbuję udawać, że daję sobie radę, ale popadam w coraz większy marazm, niechęć i apatię. Generalnie jestem na nie, moje nastawienie jest tragicznie negatywne. Zazwyczaj brak mi empatii, bardzo potrzebuję kontaktu z drugim człowiekiem, a jednocześnie z wielkim trudem przychodzi mi zainteresowanie się nim naprawdę. Jestem po terapii indywidualnej, hospitalizacji i terapii grupowej. Co jakiś czas mój stan się załamuje i właśnie to jest jeden z tych momentów, gdy znowu muszę się wydrapywać skądś. Spod łóżka np. Odstawiłam leki, bo miałam wrażenie, że blokują jakąś część mnie, nie chcę do nich wracać, sama sobie nie poradzę, ale wiem też, że czasem jestem nie do wytrzymania dla innych ludzi albo wręcz przeciwnie robię wszystko żeby mnie zaakceptowali i polubili za cenę wyrzeczenia się siebie. Czasem nie wiem, która to ja. Chciałam tylko to wypuścić z siebie.
  2. Cześć ponownie, pojawiam się tu co jakiś czas, gdy zaczynam usychać. Od 2008 prawie bez przerwy na prochach (psychotropach). Boli mnie dusza, izoluję się, boję się mówić o sobie w realu. Boję się ludzi. Mam ochotę uciec od siebie i zapominać czym/kim jestem. Jakiś rok temu miałam problem z zaprzestaniem używania alkoholu, teraz raczej nie piję, ale obecnie mam ochotę się urżnąć, mam ochotę doprowadzić się do szaleństwa (moralnego czy jak to zwą). Znowu imprezować bez sensu zatracając się w tym, "bawiąc się" udawać radosną i pewną siebie żeby znowu w to uwierzyć. Zawierać płytkie znajomości oparte na fałszu i sztuczności. Jestem kurewsko leniwa. Lizać krew z własnych nadgarstków. Duszę się w oparach emocji, egzaltacji i wybujałej fantazji, ledwo sięgam stopami rzeczywistości. Sama się poniżam i obwiniam. Pieprzone ego. Wybaczcie skróty myślowe, miałam potrzebę wylania tego do eteru.
  3. whisper

    [Kraków]

    buu, do Kopernika jestem właśnie sceptyczne nastawiona - wymieniłam wszystkie miejsca, które poleciła mi psychiatra, swoją drogą babka chyba z powołaniem (poszłam tylko leki wysępić), bo na pierwszej wizycie dostałam skierowanie na grupę, a mój terapeuta - gdy go jeszcze miałam - próbował mnie namówić przez ponad pół roku, ale to był inny czas... Celna uwaga co do terminów!
  4. whisper

    [Kraków]

    Zostałam skierowana na terapię grupową, stąd moje pytanie: co polecacie? Lenartowicza, PRO-Psyche na Dunajewskiego czy na Kopernika?
  5. cudak, rozumiem. Moje fiksacje... Mam poczucie, że moje problemy biorą się z podświadomości, a co za tym idzie z minionych wcieleń. Czasem wydaje mi się, że nie dam rady ich rozwiązać w inny sposób, jak właśnie tylko poprzez zapoznanie się z nimi. Z tym współgra przeświadczenie, które też jest czasowe, że jestem upadłym aniołem - posługując się terminologią Leszka. Czasem mam świadomość, że to wkręt, ale innym razem już nie... Obecnie trochę mi przeszło, w dużym stopniu pomaga mi medytacja, pozwala dotrzeć do siebie - bez paplaniny myśli, uspokaja, daje ukojenie. Jakie to były przeżycia na polu metafizycznym?
  6. Dzięki za obszerną wypowiedź. Brzmi optymistycznie. Zastanawiam się nad tym, bo terapie już przechodziłam i myślę, że tam gdzie mogła mi pomóc to pomogła, natomiast wydaje mi się, że moje problemy są bardzo mocno zakorzenione w podświadomości. Sukcesy po pewnym czasie są torpedowane - nawet nie wiem, w którym momencie, widać tylko spektakularne efekty. Brzmi dziwnie tak, ale jestem ostatnio coraz mocniej w ezoteryce, więc... Z drugiej strony nieokreślony lęk przed tego typu tematami się ujawnia. Lektura części artykułów Leszka Żądło doprowadza mnie czasem do niecodziennych fiksacji. Szczególnie właśnie tych związanych z karmą, reinkarnacją, upadkiem aniołów i bytami astralnymi. U kogo byłaś na sesji? Ile spotkań? Wiem, że to sprawa dosyć indywidualna i zależna od głębokości problemu, ale jestem ciekawa. Tak, widziałam, że nie są to zbyt tanie usługi, ale jeśli mają się okazać skuteczne...
  7. Myślę, że Reiki może pomagać, ale byłabym bardzo ostrożna w dobieraniu osoby, która ma to wykonywać. Nawet niechcący ktoś, kto chce pomóc może przesłać coś nieciekawego - jakieś obciążenie dla osoby, która poddaje się zabiegowi. Terapeuta musi być bardzo świadomy swoich intencji, nawet tych podświadomych.
  8. Ktoś poddawał się takim sesjom? Pomogło? Chodzi mi o Regresing niehipnotyczny, którego twórcą jest Leszek Żądło. Obszerne relacje są mile widziane.
  9. whisper

    MASOCHIZM

    Łazarz, to działa w obie strony, różnie u różnych ludzi. Biorę paroksetynę, staram się zdrowo odżywiać, ruszać, biegać, ale mój stan psychiczny mocno wpływa na funkcjonowanie mojego organizmu, pogarsza jego odporność, potęguje napięcie mięśniowe. Inna sprawa, że nigdy nie byłam zbyt systematyczna. Negatywnyy, próbowałeś szukać pomocy? Terapia, odwyk? Używki zawsze były dla mnie mocno związane z socjalem, teraz prawie nie korzystam ze wspomagaczy, bo i ludzi omijam, ale ostatni rok był bardzo mocno alkoholowy, myślę, że byłam blisko uzależnienia.
  10. Ciekawy temat. Nie wszystko trzeba/można lubić, ale lepiej podchodzić z takim nastawieniem, które poleca Ivaaa, wtedy jest prościej, wygodniej, przyjemniej, efektywniej... Inna sprawa, o której pisze Midas - cel jest ważny, ale gdy droga do niego to męka, to moim zdaniem warto się przynajmniej zastanowić czy warto go osiągać - jednak ogromna większość czasu to nie sam fakt osiągnięcia celu, a drobne rzeczy, które się składają na to, żeby do niego dotrzeć.
  11. Popadam w coraz większą stagnację, coraz mniej chce mi się robić, coraz gorzej się czuję. Pracuję - nieregularnie na szczęście... chodzę na zajęcia fitness, staram się biegać, zdrowo odżywiać, ale moje relacje z ludźmi leżą i kwiczą, a w zasadzie ich nie ma. Czuję, że wszystko mnie ogranicza, jest mi za wygodnie w domu z mamą, gdzie ona dba o dom i sprawy podstawowe. Chciałabym to zmienić, zacząć żyć, zacząć rozmawiać z ludźmi, ale nie wiem jak, mam wrażenie, że już na starcie jestem spalona, że w tym punkcie nie ma już dla mnie startu. Dlatego chciałabym - nie wiem, zmienić miejsce zamieszkania, może nawet na inne miasto, pracę, a przynajmniej na początek wyjechać, wyjechać i poukładać wszystko, przemyśleć czego tak naprawdę chcę. Do tej pory było tak, że za co się nie brałam, to po chwili zaczynałam się z tym identyfikować, a potem to rzucałam, bo stwierdzałam, że przecież to nie jestem ja. Taka sytuacja powtarzała się wiele razy. Zastanawiam się, czy to tylko próba oszukania samej siebie, czy też mogłabym rzeczywiście podjąć się czegoś takiego i miałoby to sens. Wiem, że w sytuacjach na "na ostrzu noża" mogę dobrze, skutecznie funkcjonować, tylko czy to jest sposób? To może być dźwignią, początkiem, ale co dalej? Dlatego pytam i proszę o podzielenie się własnymi przemyśleniami, doświadczeniami. Może macie podobne chęci albo realizowaliście podobny zamysł? Jak on wyglądał w rozłożeniu na bardzo drobne punkty? Od czego zaczynaliście odnajdywanie tego, co naprawdę chcecie? Tego, kim jesteście? Jeszcze jedno, technicznie szybkie, gwałtowne zmiany mnie pociągają, bo są szybkie, ale chyba trudniej je utrzymać. Zaś proste, małe kroki - są małe, długo trzeba czekać na efekty, ale mogą wyrabiać pozytywne nawyki. Uczą dyscypliny... Teraz bardzo trudno mi się na nie zdobyć. Jeszcze kolejne... Nie oczekuję, że ten jeden lub kilka kroków, przeprowadzka wszystko załatwi, mam nadzieję, że taki krok mógłby ułatwić mi ruszenie z miejsca, wejście w pozytywny rytm, rozpęd, wybicie z obecnych torów.
  12. Przyjemnie się czyta - lubię takie klimaty. Masz do tego smykałkę!
  13. Nie przebrnęłam przez cały wątek, ale pytam: znacie dobrego bioenergoterapeutę, który rezyduje w Kraku? Ktoś może polecić, korzystał? Pomogło? Chętnie się zorientuję i posłucham relacji, jeśli nie tu na forum, może być wiadomość prywatna. Generalnie jestem zwolenniczką podejścia holistycznego do człowieka, ciało oddziałuje na umysł i na odwrót.
  14. whisper

    MASOCHIZM

    Tak, niska samoocena ma w tym udział, ale z czego się ona bierze? Z myśli na swój temat, często zupełnie nieadekwatnych do rzeczywistości, nawykowych. Stąd do kreacji własnej, negatywnej rzeczywistości jest już tylko krok. Tak, jak piszesz o tych idealnych chwilach, po których przychodzą negatywne myśli - nawykowe. Moim nawykiem stało się pragnienie zniszczenia siebie, nie śmierci, ale właśnie zniszczenia, upadku. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że moje działanie jest bardzo ograniczone i wycofane ze względu na chęć siedzenia we własnej głowie i poniechanie aktywności... To trudne, trudno zmienić schematy myślenia na inne, wzorce postępowania. Błędne koło. Zresztą dokładnie opisałeś jak to działa. Szkoda, że wraz z moją wiedzą o tym, jak to funkcjonuje nie idzie zmiana.
  15. whisper

    MASOCHIZM

    Na początek: cześć, dawno mnie tu nie było... Wróciłam po długim czasie nieobecności, kiedy bardziej żyłam, ale jednak nie dosięgnęłam korzenia, nie zbadałam go, nie zaakceptowałam i nie potrafiłam transformować. Dlatego zostałam wrzucona w sam środek rany. Teraz. Zmieniłam tylko przedmioty, techniki w większości pozostały te same. Co odkrywam u podstaw? Lęk i wstyd. Lęk przed wszelakimi zmianami, przed oceną, odrzuceniem, brakiem akceptacji. Wstyd przed pokazaniem siebie, takiej jaką w rzeczywistości jestem, a nie wykreowaną na potrzeby innych (żeby przypadkiem nie zostać odrzuconą). Pragnienie, aby ktoś się mną opiekował, zajmował - generalnie nie branie odpowiedzialności za własne życie, co z takim szumem głosiłam przez czas, kiedy jeszcze funkcjonowałam społecznie. Na ten moment wykreowałam sobie prawie idealną samotność, prawie, bo jednak kilkoro ludzi się mną jeszcze interesuje, reszta była na potrzeby chwili. Większości nawet nie lubiłam. Obecnie żyję głównie w mojej głowie i zadaję sobie ból poprzez snucie bardziej lub mniej odrealnionych wizji związanych z moim upadkiem albo powodzeniem, ale bolesnych, bo nierealnych, żyjących tylko w moich myślach. Robię wszystko, aby nie działać, najprostsze czynności, zaczynam analizować, kalkulować jeszcze przed wykonaniem, więc zanim cokolwiek zrobię już jest to bardzo obrzydzone. Jestem tym zmęczona, ale widzę, że po prostu nie chcę albo sabotuję siebie samą. Zdaję sobie sprawę, że wyjście jest proste, ale nie łatwe... Wystarczy przestać żyć we własnych myślach, odczuwać, ale nie przedłużać tego stanu dalszymi wyobrażeniami, akceptować siebie i rzeczywistość. Miewam przebłyski - zmiana jakościowa jest kolosalna. Życie toczy się tam na zewnątrz, choćby nie wiem jak piękne fantazje pozostaną tylko fantazjami. Życie zaś niesie ze sobą doświadczenie. Myśli to teoria, działanie to praktyka, tej praktyki mi brakuję i boję się jej, bo boję się zmiany idąc za myślą, że to, co znane jest bezpieczne, a nowe już nie. Mówi to osoba, która sądziła, że lubi zmiany i to, co nowe... Wygodnie jest tu siedzieć, ale to żałosne. Jestem szczera w tym, co piszę. To moja refleksja, może ktoś z was też będzie mieć odwagę, aby przyznać, że depresja to wybór (i konsekwentne realizowanie pewnego schematu), ale decyzję zawsze można zmienić. Nasze problemy są wyimaginowane, co oznacza, że ich po prostu nie ma. Jasne, pobudki są różne, ale skutek jest bardzo podobny, jeśli nie taki sam. To moja próba, przedstawienia siebie bez autocenzury, tego co czuję teraz, bez prób przypodobania się. Odczuwam lęk - tak. A co jeśli zostanę skrytykowana? No właśnie, co? Jeśli przyjmę to za prawdę ostateczną o mnie to, cóż, pewnie będzie kiepsko. Gdzie tu racjonalizm? Osoba, która ocenia mnie po jednym zachowaniu, a ja sama przyznaję jej do tego prawo i przyklaskuję... Hm. Wybaczcie chaos wypowiedzi i wiele wątków, w razie czego postaram się rozwinąć, ale samo napisanie tego, to dla mnie jakieś tam przełamanie się w działaniu, a nie tylko myślenie.
×