Skocz do zawartości
Nerwica.com

Alkoholizm rodzica - jak na was wplynal ?


El Chupacabra

Rekomendowane odpowiedzi

Staruszek napierdalał mnie, moją matkę i babkę. Jak to się skończyło u mnie? Kompleksy, frustracje, nerwy, mysli samobójcze, depresja, nerwica i alkoholizm do tego dziwki dochodzą, ale one są w porządku są w stanie mnie zrozumieć....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja dzisiaj nienawidze jak pije ktos mi bliski. jak pija osoby moi znajomi - zawsze ochoczo im pomagam, podczas gdy inni sa zbulwersowani ich wybrykami.

 

tacie wybaczyłam ale gdyby nie terapia nie uporałabym sie z tym. ciesze sie ze moge miec pozytywne wspomnienia z nim związane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie nie zgodzić się z postawioną tu tezą, że gdy dziecko ma 13-14 lat gdy rodzic zaczyna pić, to nie ma to na niego aż takiego wpływu. Ja miałam taką sytuację - po śmierci mojej mamy, gdy miałam 14 lat, zostałam sama z ojcem, który natychmiast ze spokojnego, ale jednak mało obecnego w moim życiu człowieka, zmienił się w dręczyciela psychicznego. Nie miałam nawet kiedy przeżyć żałoby - musiałam stać się faktycznie jego matką, robiłam wszystko w domu, gotowałam, dbałam o rachunki, cierpiałam wstyd, gdy szłam do sklepu po bułki a on tam stał z małą buteleczką wódki i patrzył tym koszmarnym, zamulonym spojrzeniem. I nie miałam nikogo, kto by mi pomógł, zdjął coś z moich pleców. Bałam się zapraszać kogokolwiek do domu, bo nigdy nie wiedziałam w jakim stanie będzie ojciec, ile znowu wypił. Pamiętam strach, kiedy wychowawczyni dopytywała się czemu mój ojciec nie przychodzi na wywiadówki i kiedy się będzie mogła z nim spotkać - bałam się, że gdy wszystko wyjdzie na jaw wezmą mnie do domu dziecka. To trwało 4 lata, potem ojciec spadł już na takie dno, że zawieziono go na odwyk i szczęśliwie od tego czasu się trzyma, ale ja już jestem wrakiem.

Nie mam wszystkich cech DDA, ale została mi nadpobudliwość, nerwowość, niepewność siebie, obwinianie się, strach przez rozmową z obcymi, ich oceną, że ktoś zobaczy, że jestem jakaś inna, poczucie, że różnię się od rówieśników, że wszystko straciłam.

Chcę natomiast obalić mit, że DDA nie potrafi stworzyć szczęśliwego związku - mnie na szczęście się udało :-)

Ale to są wszystko kwestie bardzo indywidualne - każdy inaczej radzi sobie z takimi sytuacjami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie.

 

Ja również wychowałam się w rodzinie z problemem alkoholowym. Ojciec zginął tragicznie 8 lat temu (o dziwo, nie przez swoje uzależnienie), a ja w dalszym ciągu zbieram owoce tego, co wydarzyło się w dzieciństwie. Już lata temu nabawiłam się depresji a następnie nerwicy. I mimo ukończonej terapii, która w pewnych kwestiach mi pomogła, wciąż czuję że mam problem ze sobą.

To, co towarzyszy mi po dziś dzień to:

- nerwowość

- tendencje do uciekania od konsekwencji, nieprzyjemnych zdarzeń

- problem z tożsamością

- przedkładanie czyichś interesów nad własne

- przywiązywanie dużej uwagi jak wypadam w oczach innych

- długie zastanawianie się nad podjęciem decyzji w choćby błahej sprawie

- analizowanie wszystkiego

itd.

 

Oczywiście staram się z tym walczyć, inaczej reagować na sytuacje, które powtarzają w moim życiu. Jeszcze długa droga przede mną, ale już widzę pewne postępy: zyskałam większą pewność siebie, jestem częściej asertywna. Praca ta jest jednak łatwiejsza gdy w bliskim otoczeniu znajdują się osoby, którym możemy ufać i które pragną nas wspierać. Niedawno obudziłam się z szoku, że takich ludzi tak naprawdę praktycznie... nie mam. Prócz matki, ale to nie to samo co osoba "z zewnątrz". Zbieram więc siły by na przyszłość tworzyć zdrowe, mocne relacje.

A tymczasem nie załamuję się, bo nie miałoby to sensu. Bywa ciężko (jak teraz), ale życie zdążyło mi już pokazać, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dopiero niedawno dowiedziałem się, że mam wiele cech dda, wcześniej myślałem, że to tylko nerwica. U mnie zaburzenia objawiają się najczęściej strachem przed życiem, szczególnie przed odpowiedzialnością. Mam duże trudności z asertywnością, pozwalam, aby moim życiem kierowali inni. DO tego ta chwiejność emocjonalna. Mam już 25 lat i takie problemy... Mógłbym tak pisać w nieskończoność. Ale trudno, najważniejsze, że w porę się zorientowałem,że coś jest nie tak...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do dziś mam problem z mężczyżnami, którzy piją. Potrafie rzucić wszystkie swoje sprawy i bezmyślnie oddać się pomocy dla faceta z problemem alkoholowym. Mało tego jestem współodpowiedzialana , bo sama czesto nie potrafie byc na tyle silna i konsekwentna żeby odmowć picia razem z nimi. Właśnie zakonczyłam jedna taka bliższa relacje i juz zaczynam coraz bardziej pograżac sie w kolejnej. Walcze wciaz w sprawiach z gory skazanych na porażkę, wychowałam sie przy ekstremalnych sytłacjach i do takich jestem przyzwyczajona. Kiedy ojciec zaczynał odsawiac alkohol wpadł w ostra depresje i kilka miesiecy spedzil w psychiatryku wtedy ja tez brałam na siebie cały dom i weszłam w role matki, ktora sie wycofała...Wziełam cała wine na siebie wtedy i teraz widze coraz wyrażniej, że tez tak robie...gdyby tylko nie bylo zaangazowania emocjalnego. wolalabym byc cały czas zimna i wyrachowana. wydaje mi sie ze wszystko robie na odwrot.

...

To przeciez wierzcholek gory lodowej :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam, potrzebuje pomocy

witam mam na imię Sebastian, mam 36 lat, urodziłem się w rodzinie alkoholików, zarówno mama jak i ojciec byli alkoholikami, mam jeszcze 2 młodszego rodzeństwa i tak się stało, że w wieku 7 lat zostałem ich "ojcem i mama", bo ci biologiczni woleli inne rzeczy robić niż opiekować się dziećmi. W dzieciństwie byłem osobą otyłą i to też przysparzało mi wiele bólu ze strony moich "kolegów" szkolnych czy podwórkowych. Jedyne wsparcie jakie miałem, znalazłem u mojej babci. Pomimo tych nie sprzyjających warunków, jakoś dawałem sobie rade - skończyłem studia, znalazłem dobrą pracę ! ... jednak od jakiś dwóch lat wszystko zaczyna mi się walić, choroba mojej babci (demencja starcza) opieka na kochaną osobą, która z dnia na dzień odchodziła, tyle że nie ciałem, aż w końcu jej śmierć w listopadzie tamtego roku... brak prawdziwych przyjaciół, ciągłe szukanie tej miłości, które jak zwykle kończy się odrzuceniem mnie i pożegnaniem mnie ! tak się czasami zastanawiam, co jest ze mną nie tak, że odpycham ludzi, albo poznaje taki, co generalnie są fajni jak ... im się postawi lub ... codzienny uśmiech na mojej twarzy, raczej jest grymasem wymuszonym ... zauważyłem, że wole teraz towarzystwo celebrytów ze szklanego ekranu i samotne z nimi picie ! kocham życie, ale coraz cześciej mam głupie myśli ! typu wsiąść w samochód i po drodze zaliczyć jakieś drzewo ! dziekuje, jak ktoś to przeczyta do końca, tak chciałem coś napisać....

 

-- 16 lip 2011, 17:25 --

 

... i tak sobie czytam teraz inne wypowiedzi forumowiczów jak wielu jest z takimi przeżyciami jak moje ! nawet podobnymi lub takimi samymi ! ehhh

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie ojciec strasznie zniszczył... wystarczyło 5 lat, żeby zabić we mnie poczucie wartości...

Mam różne problemy... głównie nerwica... ale przede wszystkim łączę z alkoholizmem ojca jedną konkretną rzecz... A mianowicie panicznie boję się facetów... to jest straszne, bo jednocześnie wręcz krzyczę wewnętrznie o miłość, choćby jakieś zauroczenie, kontakt jakikolwiek męsko-damski.... Ale mam ogromną blokadę... nie tylko taką,by się otworzyć.. w ogóle np. taka sytuacja jak jestem sama w samochodzie z facetem to zapominam o czym mówię, ręce mi się trzęsą, kręci mi się w głowie, serce wali młotem .... Ironią jest, że to przed każdym facetem... nieważne czy w moim wieku, czy mi sie podoba, czy nie, czy ma 60 lat, czy to sąsiad czy to stary przyjaciel..... to jest jakaś masakra...

nie wiiem już co mam robic..... najłatwiej mi tłumić w sobie to, udawać , że wszytsko ok... boję się otworzyć, kiedyś tak zrobiłam to zamęczałam moją mamę.... (jedyna osoba której zaufałam). U mnie jest tak: albo udaję , że jest ok, i tlumię w sobie uczucia, udaję kogoś innego, albo otwieram się na maxa przed kimś, i mówię wszystko o czym myślę.... potem jak widzę przerażenie rozmówcy znowu się zamykam i nic już nie mowię co czuję....

bo latwo jest mówić, gorzej to wszystko naprawić... nie wiem jak odbudować siebie, odbudować poczucie własnej wartości, wygrać z lękami...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, wiesz to nie jest tak, że ja nie chcę.... tzn. np. mama mi zarzuca, że lubię cierpienie, lubię się użalać nad sobą itp (pewnie szuka jakiegoś wytłumaczenia bo nie rozumie mojego zachowania).

 

Próbowałam terapii... pierwsza Pani brzydko mówiąc była załatwiana po znajomości... zrezygnowałam po 2 tygodniach, bo Pani nie przychodziła, a jak przychodziła (zazwyczaj 30 minut spóźniona) to mi łaskę robiła, że mnie w ogóle przyjmuje, i że to powinien być dla mnie chyba zaszczyt, że ona może wykonywać pracę pomagając mi.... traktowała mnie bardzo z góry

 

Do drugiej pani zgłosiłam się w poradni publicznej i chodzę od niej od jakiegoś czasu, jednak jest coraz gorzej... Pani mi uświadamia jak tragiczne mam życie, i że w ogóle nie ma dla mnie nadziei bez lekarstw...Porównuje mnie do swoich dzieci.. że one takie otwarte, a ja taka zamknięta w sobie, i że takie dzieci jak jej to się śmieją z takich jak ja.. i że jak żałośnie to wygląda.... No i zraziłam się do niej cholernie, że niby tak źle ze mną jest.. kurcze, może cudownie nie jest, ale ja z tego CHCĘ wyjść...

powiedziałam jej o problemie z ludźmi jednak nie otworzyłam się na tyle, by powiedzieć o wszystkich moich problemach, bardzo uciążliwych...

I teraz chyba znowu zrezygnuję...

 

Nie wiem.. może to moja wina, może wcale nie jestem gotowa... i podświadomie szukam pretekstu by zrezygnować z terapii...

 

Sami powiedzcie proszę czy tak wygląda terapia, czy to ze mną coś nie tak, czy to z tą facetką...

 

 

 

też jest taka kwestia, że mam przekonanie, że ja zasluguję na to... Nie to, że chcę, ale po prostu zasługuję na to co mam, bo jestem tak beznadziejna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kinguajs, poprostu....nie trafiłaś na kompetentnego terapeutę. A związek z terapeutą jest dość ważny.

Próbuj dalej. Musisz chcieć poszukać kogos kompetentnego. Ważne,żeby to były sesje terapeutyczne z terapeutą , w określonym nurcie , a nie rozmowy z psychologiem.

Dobrze by było, gdyby terapeuta miał superwizora i należał do Towarzystwa Terapeutów Polskich, żeby był licencjonowanym terapeutą, ze stażem, doświadczeniem i efektami pracy.

Poczytaj sobie ten wątek:

psychoterapia-dziala-czekam-na-ka-dego-posta-z-wasza-opinia-t4853-1260.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem.. Dzięki za odpowiedzi.

Trochę szkoda mi rezygnować z tej aktualnej terapii, bo kurcze co chwila tak zmieniać, to glupio.. Ale z drugiej strony, to (nie wiem, nie znam się, ale tak mi podpowiada instynkt:P) dziwne to wszystko jest. Ona nawet nie do końca wysłuchuję co mówię, właściwie to ja bardzo mało tam mówię.. Ja chciałam tam się "wyżyć", otworzyć i pokazać emocje, a nie pogadać sobie jak to jej rok temu dom zalało :D:D No i te teksty o jej dzieciach i porównywanie mnie do nich, to już w ogóle żenada... Może to mnie miało jakoś zmotywować, żeby wziąć się w garść, no ale niestety tak nie podziałało...

 

Myślisz, że warto zmienić terapeute? Co o tym myślisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WITAM wszysstkich DDA,

Mam podobne problemy jak wy. Mój ojciecn jest alkoholikiem choć od kilku lat nie pije. Nie zmienia to jednak faktu, że dzieciństwo jakie mi podarował odbiło się niesamowicie na mnie. Kiedy byłam nastolatką miałam mnóstwo przyjaciól, nie wiem czemu , ale byłam dla koleżanek w pewnym senesie autorytetem. nie miałam problemów z nawiązaniem znajomości. Dziś tego nie lubię, nienawidzę poznawać nowych ludzi. Boję się, nie chcę, nie potrafię tego wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.

Krótko mówiac jak wygląda dziś moje życie? to totalne gówno!!!

Jestem matką dwóch wspaniałych chłopców(gdyby nie oni nie dałaby rady sobie z niczym, są dla mnie motywacją do działania), żoną alkoholika, znerwicowaną młodą kobietą, która nie wie co ma robić.

kiedy byłkam nastolatką, obiecałam sobie, że nie bede miała takiego męża jak mój ohjciec, że nie wyjde za alkoholika. Mój mąż bedzie wspaniały, kochany tatuś. wyobrażałam sobie wspaniałą, prawdziwą rodzinę i naprawdę w to wierzyłam. Okazało się jednak, że podswiadomie zrobiłam sobie powtórkę z dzieciństwa.

pogubiłam się, już nie wiem co mam robić. Czasmi myślę, że to tylko zły sen z którego zaraz się obudzę. Najgorsze jedt to, że i dzieci na tym cierpią, a ja choć chcę coś zrobić,to mam związane ręce. do tego boję się odejść, boję się samotności, a jednocześnie nie chcę by moi synkowie oglądali swego ojca zachlanego i brudnego.

Chyba zwariuję.........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Granica

 

Nigdy nie sądziłem, że trafię na forum tego typu, by pisać o swoim zyciu i problemach. Nigdy nie sądziłem, że przestanę sobie radzić do tego stopnia, że będę szukał pomocy gdziekolwiek.

 

Zacznijmy może od tego, że nie potrafię sobie przypomnieć w którym momencie mojego życia pojawiły się te wszystkie problemy. Kiedy zaczęły się pojawiać, kiedy z jednych robiły się setki następnych. Od dziecka nie było lekko. Wszystko przez to, że od małego w domu było za dużo alkoholu. Jako dziecko takie kompletnie małe, nie tak bardzo to dostrzegałem. W miarę dorastania zaczęło mi to przeszkadzać, zaczęło mi przeszkadzać, że rodzice sie mną nie interesują, że zostaje sam. Próbowałem odwodzić ich od picia na setki milionów sposobów - wszystkie bez efektu. Nic nie byłem w stanie poradzić. A może mogłem?

Gdy chodziłęm do szkoły podstawowej nie należałem do lubianych dzieci. Sam nie do końca wiem czemu. Może dlatego, że nie byłem taki jak wszyscy? Nie latałem za dziewczynami, nie klepałem ich po tyłkach, nie robiłem głupot bo w głowie miałem to, że po wyjsciu ze szkoły znowu wrócę do swojego prywatnego, zamkniętego świata. Od zawsze wolałem bardziej siedzieć przed komputerem niż wyjść na dwór. Fakt, były lepsze i gorsze okresy. Czasami trzeba było mnie ściągać z dworu siłą. Ale to było dawno temu.

Potem przyszło gimnazjum i wszystko to, co myślałem że zostało za mną, wróciło ze zdwojoną siłą. Pewnie dlatego, że kiedyś się postawiłem komuś bardzo lubianemu. I w taki oto piękny sposób, odwrócili się ode mnie nauczyciele, uczniowie, a przynajmniej większość z nich. To też jakoś przezyłem.. Gonienie po szkole, groźby, przezwiska.. Wtedy moja matka wyjechała za granicę. Niby wracała ale.. Co z tego. To bez różnicy. I tak zawsze przejmowała się bardziej sobą niż swoimi dziećmi.

Po raz kolejny myślałem że to się skończyło gdy poszedłem do liceum. Faktycznie, skończyło się obrażanie, tego typu rzeczy. Ba, mógłbym nawet powiedzieć, że byłem lubiany. Tylko że pomimo tego, że problemy z jednej strony zniknęły, z drugiej wciąż były. Dom, pijany ojciec, a na dodatek problem który w jakiś sposób pojawił się, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie kręcą mnie dziewczyny. Cóż. Jakoś tak wyszło. Ale akurat to zaakceptowałem. Przy niewielkiej pomocy ludzi którym zacząłem o tym mówić. Wtedy pierwszy raz zauważyłem, że coś jest naprawdę nie tak. Że problemy, które dla jednych wydają się błache, w moim oczach przyjmują obraz ogromnych murów nie do przeskoczenia. I tak już jest do teraz. Każdy problem, nawet jeśli nim nie jest - staje się przeszkodą. Kolejną w moim zyciu. Kolejną z wielu. Na chwilę obecną studiuję. To znaczy niby teoretycznie mam wakacje, ale jakoś tego nie czuję. Od ponad tygodnia nie mogę się pozbyć ciągłego uczucia stresu, nie wiem czego to moze być powód. Siedzę u siostry i mimo, że powinienem wypoczywać, bo po powrocie do domu pojawią się kolejne problemy związane z szukaniem pracy i powrotem na studia, tym razem zaoczne.. Nie umiem. Cały czas się zamartwiam, nie umiem się odstresować. I mam dośc tego ciągłego uczucia stresu.

 

Wiecie, chyba trochę zamieszałem w tym wszystkim. Za dużo rzeczy które chciałbym napisać, za mało wiedzy o tym co konkretnie jest istotne w moim problemie. Co w zasadzie z tym zrobić, jak sprawić, bym wszystkim się tak bardzo nie przejmował.. Co dzień słyszę "Nie przejmuj się tak", "musisz trochę odpuścić".. Nie umiem! A chciałbym.

Eh..

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hm.. Przeczytałem kilka tematów na podsuniętych stronach internetowych.. Jakby to powiedzieć - nie do końca odnajduję się w tym co zostało tam napisane. Pewne cechy trzeciego dziecka do mnie pasują.. Jednak to co jest napisane na głównej stronie dda.pl.. Nie zgadzam się z tym jakobym miał problem z wytrwaniem w związku, bym miałprzestrach przed wieloma opisanymi tam rzeczami. Sam nie wiem jak to rozumieć..

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Finael, Chciałam pomóc, podsunąć jakiś pomysł.

Wiesz....syndrom DDA czy DDD to całe spectrum zachowań, nie trzeba mieć wszystkich, żeby można było powiedzieć że na to, czy na tamto cierpisz. To była tylko podpowiedź.

Wiadomo,że nasze trudności biorą się się skądś, nie z powietrza. Częstym ich powodem są nasze , zwłaszcza nieprawidłowe relacje z rodzicami (np. ich błędy wychowawcze).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No tego to się nie da ukryć, że część jeśli nie większość wyszło z tego.. Gorzej, że nie bardzo wiem jak sobie z tym radzić. Mam umówioną wizytę u psychiatry, nie pierwszą zresztą w moim życiu, ale po raz kolejny już jakoś sceptycznie do tego podchodzę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Finael, Psychiatra zapisuje przeważnie leki. A Ty masz trudności, z którymi musiałbyś się chcieć zmierzyć. A to się robi na psychoterapii. Leki tu niewiele zdziałają bo nie usuną przyczyny. Mogą wyciszyć trochę uspokoić.

Raczej poproś psychiatrę o skierowanie na psychoterapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam Wasze odpowiedzi w tym temacie... skrobnę i ja kilka słów o moich rodzicach alkoholikach i ich wpływie na moje życie...

 

Pili obydwoje, odkąd pamiętam i pili do samego końca. Ojciec miał 53 lata jak zmarł, matka 45. Mnie udało się jakoś "wyjść na ludzi", głównie dzięki mojemu Chrzestemu Ojcu - bratu matki... w dzieciństwie zdarzało się, że Wujek wpadał do nas, a tam trwała jakaś libacja, albo wszyscy spali pijani, a ja 2, czy 2,5 letni berbeć, brudny, głodny, zostawiony samemu sobie - w takich chwilach zabierał mnie, wywoził do siebie nikomu nic nie mówiąc. Czasem po kilku dniach dopiero ktoś wpadał na pomysł, żeby mnie u Niego poszukać. Życie z rodzicami to była huśtawka - ciągi picia z bijatykami, awanturami, brud, smród i ja ciągle niańcząca ich, niezależnie od wieku, przeplatane okresami normalności kiedy to nadrabiali i "wychowywali" mnie, co bardziej przypominało tresurę. Niewiele mam dobrych wspomnień z dzieciństwa, ale pielęgnuję je jak mogę i wciąż odtwarzam, żeby się nie zatarły.

 

Teraz jestem 30 letnią mężatką, do niedawna wydawało mi się, że szczęśliwą osobą - ustawiłam sobie poprzeczkę odczuwania szczęścia na poziomie "jestem szczęśliwa, że jeszcze oddycham", więc nietrudno było o to...

Żyję z mężem, który cierpi na chorobliwą otyłość i choć nie objada się to jednak wszystko się wokół jedzenia kręci, jak kiedyś wokół alkoholu. Mam wrażenie, że trafiłam z deszczu pod rynnę.

 

Moje pamiątki po rodzicach to niepewność siebie, brak wiary we własne siły i brak ambicji, mam też większość z typowych cech DDA i masę nieodkrytych emocji... przeogromną złość, żal, który we mnie siedzi i próbuje wyjść na świat. Mimo, że ich już dawno nie ma, to we mnie ciągłe napięcie i stan pogotowia. I widzę, że nie poradzę sobie z tym sama:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co prawda ja dopiero wchodzę w Dorosłość, ale sytuacje w przeszłości i tak wyryły na mnie bardzo wielki ślad przez to jestem niesamowicie wrażliwy na jakimkolwiek punkcie, byle kłótnia z kimś, jakieś złe słowo, od razu chce mi się płakać, można powiedzieć że to jest tak jakby Lęk przed tym co było i że to powróci, Brak mi Wiary w Siebie, kompletnie nie umiem Sobie ze samym Sobą poradzić gubię się we Własnych myślach, nie umiem znaleźć Sobie nikogo jakiegokolwiek związku, niestety Boje się jakiegoś kontaktu Fizycznego na przykład Przytulania i tak dalej, ale też boje się samotności, przez to wszystko co się działo się tnę do dziś przynajmniej nie w takim stopniu jak kiedyś, w całym moim życiu powiedziałem tylko 1 raz "Kocham" wątpię żebym jeszcze kiedyś to powiedział do jakiejś osoby, ale oczywiście są też plusy, Wydarzenia nas kształtują jako ludzi, kształtują nasz Charakter, Osobowość, niektórzy po takich Wydarzeniach stają się silniejsi a niektórzy Słabsi, Trudno jest mi się zaprzyjaźnić z kimś bo się od każdego izoluję, ale na początek zaczynam od Znajomości Internetowych, dzięki sytuacjom jakie miały miejsce kiedyś wiem że nigdy nie ruszę Alkoholu przed obawą że mogę być taki jak mój Ojciec, ale cieszę się z Tego że nie jestem uzależniony od Narkotyków ani od żadnych używek wyszedłem z Tego jakoś cało mma nadzieję że z czasem będzie coraz lepiej a o przeszłości zapomnę. =)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobnie jest u mnie..

Ojciec całe swoją młodość był na drugim planie co przyczyniło się do tego, że był najgłośniejszy i najważniejszy pośród rodziny którą stworzył później. Przez to nie zwracał uwagi na swoje dzieci. Razem z bratem robiliśmy różne złe rzeczy a on o niczym nie wiedział i do tej pory nie wie. U nas było tak, że ojciec zaczął pić po kilku latach małżeństwa i szybko się wciągnął w alko przez problemy od których uciekał. jako dziecko myślałam, że to normalne że tata po pracy musi się napić bo jest zmęczony. Ale jak sobie uświadomiłam i zobaczyłam, że ojcowie moich koleżanek po pracy spędzają czas z rodziną to się załamałam i zaczęłam się buntować. Zaczęłam namawiać mamę na rozwód, niestety tylko jak była awantura i bijatyka. Najgorsze jest to, że jak moi rodzice 4 lata temu się rozstali to mój ojciec został z bratem a ja wyprowadziłam się z matką przez co mój brat nie dostrzega problemu jaki ma ojciec a nawet sam się w ten problem wwalił. Przez ostatnie 10lat to nawet nie pamiętał awantur. Zainstalował się we mnie pewien schemat picie=bicie a jak odeszłam z domu pozostała ochota na to. Czasami nawet za tym tęsknię bo przynajmniej miałam dom.

Nabrałam złych cech, mam wpojone złe zasady ale jestem ich świadoma a to już pierwszy krok do zmiany.

Uważam, że wszystkie te złe cechy które się nabyło po dzieciństwie z alkoholikiem można zmienić, można zminimalizować złośc i smutek a przede wszystkim bunt, który nas dopada gdy nikt nas nie słucha bądź nie rozumie.

 

Mam podobna sytuacje co Ty tylko moj ojciec wyszedl z alkoholizmu i stwarza wokół siebie atmosfere zapomnienia jakby wszystkie krzywydy wyrządzone nie mialy miejsca takze namawialam mame do rozwodu niestety to sie nie stalo a szkoda bo nie mialaby czego zalowac..

Również jak Ty mam złe cechy i chce sie ich pozbyc ale to czasem jest silniejsze odemnie w ten sposob zrazam do siebie ludzi ktorzy chca mi pomoc, do teraz mam stany lekowe juz w mniejszym stopniu ale sa i mam lek ze kiedys bede taka sama, czuje sie taka bezsilna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×