Skocz do zawartości
Nerwica.com

yoshiko

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

Treść opublikowana przez yoshiko

  1. yoshiko

    [Białystok]

    Hej. Mam 34 lata, mieszkam w Białymstoku. Założyłam rodzinę, pracuję... i choć ogólnie nie jest jakoś źle, czuję, że coraz częściej dosięgają mnie cienie przeszłości, tylko w nieco innej formie (DDA, postać matki). Miewam lepsze i gorsze okresy (jak każdy z nas, wiadomo). Zatrzymałam się w jakimś punkcie życia i boję się ruszyć dalej. Próbuję coś z tym robić, przynajmniej mentalnie ;) Chętnie udzielę wsparcia, jak i przyjmę słowa otuchy. Lata temu przeszłam nerwicę depresyjną, jestem po terapii grupowej (polecam!) oraz indywidualnej. Lubię zgłębiać ludzką psychikę, mam dość dobrze rozwiniętą samoświadomość. Przymierzam się do rozpoczęcia nowej terapii, być może DDA. Zapraszam Cię Puchatku na priv, jeśli chcesz.
  2. yoshiko

    [Białystok]

    Nosiłam się już dobrych kilka dni z zamiarem opisania wrażeń po spotkaniu, ale wydarzenia losowe sprawiły, że nie miałam głowy do tego. Było lepiej niż sobie wyobrażałam. I sympatycznie, i otwarcie, i z dużą dawką uśmiechu :) Z radością już zapisuję się na kolejny "zjazd". Wyjeżdżam dzisiaj na tydzień do pracy i żałuję, że nie będę miała dostępu do internetu by być na bieżąco. Może dopisze mi szczęście i załapię się na spotkanie, jeżeli miałoby się odbyć w następnym tygodniu. A jeżeli nie, to pozostaje mi mieć nadzieję, że zorganizowane zostanie kolejne na które już się (w)stawię Pozdrawiam serdecznie! P.S szczególnie małą Lenkę - jest przeboska
  3. Witajcie. Ja również wychowałam się w rodzinie z problemem alkoholowym. Ojciec zginął tragicznie 8 lat temu (o dziwo, nie przez swoje uzależnienie), a ja w dalszym ciągu zbieram owoce tego, co wydarzyło się w dzieciństwie. Już lata temu nabawiłam się depresji a następnie nerwicy. I mimo ukończonej terapii, która w pewnych kwestiach mi pomogła, wciąż czuję że mam problem ze sobą. To, co towarzyszy mi po dziś dzień to: - nerwowość - tendencje do uciekania od konsekwencji, nieprzyjemnych zdarzeń - problem z tożsamością - przedkładanie czyichś interesów nad własne - przywiązywanie dużej uwagi jak wypadam w oczach innych - długie zastanawianie się nad podjęciem decyzji w choćby błahej sprawie - analizowanie wszystkiego itd. Oczywiście staram się z tym walczyć, inaczej reagować na sytuacje, które powtarzają w moim życiu. Jeszcze długa droga przede mną, ale już widzę pewne postępy: zyskałam większą pewność siebie, jestem częściej asertywna. Praca ta jest jednak łatwiejsza gdy w bliskim otoczeniu znajdują się osoby, którym możemy ufać i które pragną nas wspierać. Niedawno obudziłam się z szoku, że takich ludzi tak naprawdę praktycznie... nie mam. Prócz matki, ale to nie to samo co osoba "z zewnątrz". Zbieram więc siły by na przyszłość tworzyć zdrowe, mocne relacje. A tymczasem nie załamuję się, bo nie miałoby to sensu. Bywa ciężko (jak teraz), ale życie zdążyło mi już pokazać, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście :)
  4. yoshiko

    [Białystok]

    Chyba jeszcze do końca się nie rozbudziłam, bo w pierwszej chwili myślałam, że piszesz o sobie Mnie poznacie po długich, rudawych włosach i biało-brązowej torbie przez ramię. -- 15 cze 2011, 20:46 -- Pragnę przypomnieć, że jutro, 16 czerwca, spotykamy się o godz. 15:00 w Alei Zakochanych, przy schodach :)
  5. Kiedy dopadła mnie depresja i zapaliłam, poczułam się fatalnie. Było to z 5 lat temu i od tamtej pory miałam awersję do marihuany. Aż do listopada zeszłego roku. Byłam po terapii, miałam nerwicę (w sumie to chyba nadal mi towarzyszy, choć w mniejszym stopniu) i postanowiłam ponownie spróbować - zapaliłam z chłopakiem. Dawno nie czułam takiego rozluźnienia i błogostanu!... Od tamtej pory zdarza mi się przypalić średnio raz na 2-3 tygodnie w małych "dawkach", ale tylko i wyłącznie w towarzystwie mojego lubego. W dużej mierze to jemu zawdzięczam fantastyczne samopoczucie "po", chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego.
  6. yoshiko

    [Białystok]

    Alex, Algakam słusznie prawi :) Trilili, wydaje mi się, że nikt z nas nie będzie kontrolował papierów ani nie wprowadzi selekcji :) Przecież z jakichś powodów trafiłaś na tę stronkę. Parę słów o nieśmiałości. Sama nie jestem taka znowu odważna, np. czasami w kontaktach z obcą osobą dopadają mnie tiki nerwowe w okolicy twarzy. Ale ani myślę, żeby to mną zawładnęło po całości i przeszkodziło w wychodzeniu do ludzi. Najtrudniej jest przełamać pierwsze lody, potem idzie już gładko.
  7. yoshiko

    [Białystok]

    Również jestem za :) Czwartek, 16 czerwca, godz. 15:00. Może park, Al. Zakochanych (czy jak tam się zwie miejsce przy fontannie)? To luźna propozycja. Zawsze można też wstąpić na coś orzeźwiającego do jakiegoś lokalu. No chociażby do tego pubu przy fontannie, nieopodal placu zabaw. W ogródku znajdują się stoliki - na oko tak na 8 osób. Przy większej liczbie chętnych nie powinno być chyba problemu z dostawieniem krzeseł.
  8. yoshiko

    [Białystok]

    Miło, że już jest jakiś odzew z Waszej strony. Cieszę się tak chyba dlatego, że gdzieś podskórnie nie mogę się już doczekać spotkania i już mi obojętnie, czy w tygodniu czy w weekend, byleby się odbyło. Algakam, myślę, że izolowanie się od "zdrowych na umyśle" nie jest konieczne. Obiecuję, że wyjątkowo nie zabiorę ze sobą megafonu, żeby nie dotarły do ich uszu niewłaściwe treści Tak mi się przypomniało: podobno nie ma ludzi normalnych, są tylko źle zdiagnozowani - to może być pocieszające :)
  9. yoshiko

    [Białystok]

    Osobiście nie zależy mi na "jedynym słusznym miejscu" Czy park, czy Castel, nie robi mi to szczególnej różnicy. Dostosuję się do większości. W tę sobotę wyjeżdżam z miasta, ale następne weekendy postaram się tak rozplanować, by mieć w zanadrzu parę godzin wolnego na nasze spotkanie. Więc od czerwca jestem dostępna. Pewnie nie uda się zebrać wszystkich chętnych w jednym czasie, bo każdy może mieć już jakieś plany czy obowiązki. Proszę, abyście potraktowali pomysł spotkania poważnie i zastanowili się, które weekendy czerwcowe Wam odpowiadają, a dojdziemy do porozumienia. Im więcej nas będzie, tym lepiej :) Jeżeli będziemy zwlekać to cały zamysł może się "rypnąć".
  10. Widzę, że jest nas spore grono. Dobrze wiedzieć, że nie pozostajemy sami na polu walki z tą przypadłością :) No właśnie - walczycie z nią? Macie swoje sposoby aby strach przed słońcem zmniejszył się lub zniknął całkowicie? Bo przecież musimy funkcjonować, wypełniać obowiązki poza domem, a pogody nie można zamówić. Zauważyłam, że najskuteczniejszą dla mnie metodą jest po prostu wychodzenie z domu. Nawet jeśli słońce góruje w zenicie (czego nie znoszę), nawet jeśli mam świadomość, że za drzwiami będę stykać się z masą ludzi, nawet jeśli wiem, że z tych nerwów mogę pocić się intensywniej niż zazwyczaj - wychodzę. Ktoś może powiedzieć, że to żadne rozwiązanie. Kiedyś tak myślałam i zamknęłam się w czterech kątach. "Zyskałam" dzięki temu jeszcze większy lęk przed słońcem i nie tylko, a do tego stałam się odludkiem. Nie wymyśliłam nic lepszego, niż oswajanie się z "wrogiem", więc od nadejścia wiosny wprowadziłam to w życie. Dziwne, ale mi pomaga.
  11. Otóż to! Świetnie ujęłaś również moje odczucia :) Ciepłe, popołudniowe światło jakby koi duszę, podobnie jak światło delikatnie rozpraszane przez lampy. Zadaję sobie czasami pytanie czy taki odbiór jest przejawem pewnej szczególnej wrażliwości czy zwyczajnym "bzikiem"? Wczoraj, kiedy skończyłam pracę ok. godz. 18:00, postanowiłam nie wracać do domu jak zwykle autobusem, tylko skorzystać z dobrodziejstw spaceru. Piękna pogoda, stwierdziłam więc "przecież mi to nie zaszkodzi". Chłonęłam zapachy, widoki, z każdym krokiem czułam większą ulgę i spadek wewnętrznego napięcia. Zero tików, drżenia mięśni. Dla mnie jak w bajce. Przez to cieszyłam się jak dziecko i obdarzałam przechodniów uśmiechem. Pewien wkład w mój doskonały humor miała pewna pani, z którą miałam przyjemność współpracować tego dnia. Kobieta w wieku 50+, a rozmawiała ze mną jak z dawno nie widzianą koleżanką (mam 20+). Była tak sympatyczna i otwarta atmosfera, że po krótkim czasie zaczęła zwierzać mi się ze swoich problemów. Słuchałam i myślałam, w jakiej to beznadziejnej sytuacji się znajduje. A ona widząc moją minę tylko się uśmiechnęła i rzekła: "dziewczyno, ale ja wiem, że będzie dobrze! Jestem tego pewna! Spadają na nas różne ciężary, ale warto się cieszyć każdym kamyczkiem, który sprawia, że jest nam choć przez chwilę lżej. O, ja na przykład maluję (i tu pokazała mi zdjęcia swoich prac w telefonie) (..)". A dziś mam urodziny. Chciałabym więc życzyć i Wam, i sobie radości z każdego drobiazgu, z każdego wykonanego kroku :) P.S Sorry za off-topic :) Nie mogłam się powstrzymać.
  12. yoshiko

    [Białystok]

    Cześć wszystkim :) Świetna myśl z tym spotkaniem. Z chęcią się przyłączę. Czy ktoś będzie sprawował pieczę nad miejscem i terminem? Ośmielę się rzucić propozycję lokalu z ogródkiem: może Castel? W 7 Pokusach też jest nieźle. Mam znajomego (uczęszczał ze mną na terapię), który pracował w tym lokalu. Oby temat nie umarł. @kreatka, a na czym polega Twój lęk przed ludźmi?
  13. Carlos, moje lęki również potęgowały się podczas pięknej, słonecznej pogody. Gdy było szaro, pochmurno, odczuwałam względny spokój. Wreszcie jeden z lekarzy stwierdził, że wyjaśnieniem może być mój wewnętrzny stan: czuję się źle, więc brzydka aura jest "bezpiecznym środowiskiem". Faktycznie, w słoneczne dni wolałam nie wychodzić na zewnątrz, gdzie miałam wrażenie, że jestem widoczna jak na dłoni - ze wszystkimi swoimi lękami i niepowodzeniami, które inni ludzie mogą zauważyć. Słońce to życie, piękno, radość, ale my odczuwamy zgoła coś innego, więc wolimy uniknąć "konfrontacji". Przynajmniej w moim przypadku. Samo wytłumaczenie tego osobliwego zjawiska nie jest jednak rozwiązaniem. Od czasu do czasu miewam napady, przyznaję. Ale co mi z tego przyjdzie, jeżeli będę tak operować obowiązkami, by jak najdłużej przebywać w domu w pogodne dni? Jeżeli już czuję przymus analizowania wszystkiego, to zmuszam się by wyjść na spacer, zmierzyć się sama z sobą. Piszesz, że na samą myśl o terapeucie czujesz bezsens. Dlaczego?
  14. Od czasu do czasu również miewam takie ataki. Ostatni dopadł mnie kilka miesięcy temu podczas zajęć na uczelni, kiedy to miałam wygłosić mowę przed resztą grupy. Sztywność karku, tiki, uczucie drętwienia twarzy, nierówny oddech oraz (co dla mnie najgorsze) bełkotliwa mowa - i to wszystko razem. Myślałam, że spalę się ze wstydu. Jednak nie straciłam umiejętności trzeźwego myślenia. Stwierdziłam, że to ja mam panować nad lękiem, a nie on nade mną. Zaczęłam wygłaszać duchową mantrę, że jestem bezpieczna. Wzięłam naprawdę głęboki oddech (banalne, ale pomaga), powoli wypuściłam powietrze skupiając się nad tym by rozluźnić mięśnie i ... uśmiechałam się przez ten cały proces. Napomknęłam nawet o "zaszczycie" i "małym stresie" - oczywiście w żartobliwym tonie. I tak to zostało odebrane, na wesoło. Nie wiem czy moja metoda może być efektywna w Waszych przypadkach. To jest sposób na moje lęki, często pomaga. Uśmiech - choć w pewnych sytuacjach wydawać się może irracjonalny - dziwnym trafem rozładowuje wewnętrzne napięcie. Nie jest łatwo przyzwyczaić się do ataków, wiem. Jednak kiedy wpadamy w panikę, złorzecząc że coś takiego nas dopadło, tylko wzmacniamy symptomy, czyż nie? Swego czasu w moim mieście organizowane były spotkania, podczas których uczono różnych technik przemawiania do grupy ludzi, radzenia sobie ze stresem itp. Może u Was też się odbywają? Nie zaszkodzi się rozejrzeć. Sama zastanawiam się nad wizytą u logopedy, tylko nie chcę wybrać pierwszego lepszego.
  15. Doprawdy, jakbym widziała siebie w Twoim zachowaniu. Przez parę wiosen czułam się jak "zombie", a jesień była dla mnie taką samą porą , jak lato dla tych "zdrowych i normalnych" :) Czyli szalałam z radości. Ale w tym roku cieszę się słońcem, rozkwitem przyrody, o dziwo! I chyba to skutek terapii; nie widzę u siebie innego powodu.
  16. yoshiko

    [Białystok]

    @darecki1292 Jeśli potrzebujesz pomocy specjalistów, z czystym sumieniem polecam Ośrodek Psychoterapii przy ul. Ciołkowskiego. Jestem już po 11-to tygodniowej terapii w tejże placówce. Cieszę się, że właśnie tam skierowałam się po pomoc. Cóż, może to wyglądać jak reklama, ale naprawdę dzięki lekarzom z tego ośrodka czuję się dobrze (i dzięki nakładowi mojej ciężkiej pracy rzecz jasna :-) Może link do tej strony http://www.znanylekarz.pl/ pomoże Tobie wybrać lekarza prowadzącego. Na dole strony wybierz województwo i specjalizację, a potem wystarczy zapoznać się z opiniami o wybranych lekarzach.
  17. yoshiko

    [Białystok]

    Paull, nie wiem czy to co napiszę Ci pomoże, ale spróbuję odpowiedzieć na parę pytań (swoją drogą-trochę ich jest :) Jako, że też jestem studentką-bądź co bądź obecnie na urlopie zdrowotnym-i nie stać mnie na płatnych specjalistów, wyszukałam placówki mające podpisaną umowę z NFZ. MSWiA przy ul. Ciepłej: od tego szpitala zaczęła się moja "przygoda". Trafiłam na bardzo dobrą lekarz, która nie traktowała mnie po macoszemu, a naprawdę chciała mi pomóc. Niestety, długi czas oczekiwania na kolejne wizyty. Ale była możliwość podjęcia grupowej psychoterapii tzw. dziennej, z tego co słyszałam. Nie wiem jak jest tam obecnie, co się zmieniło. Przy ul. Staszica: skierowałam się, bo "moja" lekarka właśnie tam się przeniosła. Miła atmosfera; wizyty comiesięczne; i można zapisać się na psychoterapię, ale czas póki ona się rozpocznie wynosi (choćby w moim przypadku) 3 miesiące. Trochę długo? Też tak stwierdziłam, więc popytałam i poszukałam, i oto teraz chodzę do placówki przy ul. Ciołkowskiego. Jestem zadowolona. Do MSWiA nr nie znam :) ale od czego jest google, prawda? Do poradni przy. Staszica: 087 740 43 31 Adres strony intern. do ośrodka przy ul. Ciołkowskiego: http://www.psychoterapia.bialystok.pl/ Chciałabym dać Ci odpowiedzi na jeszcze inne pytania, ale muszę już wpaść w objęcia Morfeusza, inaczej nie zwlokę się z łóżka :) Tymczasem nie czekaj na cud, tylko chwytaj za telefon, dzwoń i się dowiaduj co i jak. Pozdrawiam! P.S Napisz jakie kroki już poczyniłeś.
×