Skocz do zawartości
Nerwica.com

Morphine

Użytkownik
  • Postów

    35
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Morphine

  1. @Lady_B Ja nie wychowuję, ja się opiekuję. I nie zależy to od mojego świadomego wyboru czy całodzienny wrzask działa mi na nerwy czy nie. Wierz mi, że gdyby to zależało ode mnie, nie musiałabym codziennie płakać razem z tym dzieckiem z bezsilności, przemęczenia i zdenerwowania. Po prostu jest jak jest i niestety tego nie zmienię, może leki mnie trochę przytłumią, ale pracy zmienić nie mam możliwości. Musisz po prostu przyjechać do Wielkopolski i odwiedzić Małego Terrorystę - gdybyś zobaczyła o kim mówię, pewnie byś podeszła do mnie z większą empatią A ja zmywam się wyspać przed kolejnym dniem na uczelni - nie obgadujcie mnie pod moją nieobecność
  2. @Lady_B Z całym szacunkiem, ale 7-miesięcznemu dziecku od tego, że jego opiekunka na forum nazwie go, zresztą całkiem słusznie, paskudnym bachorem, krzywda się nie stanie - to już doprawdy teoria z kosmosu. Tobie to przeszkadza - nie mój ból, tym bardziej, że o takiej postawie niani nigdy się nie dowiesz - mojej znajomej, która mnie zatrudnia, nie. Zna swoje dziecko i też przyznała mi się, że czasem powstrzymuje się, żeby czegoś z nim nie zrobić. Widać jesteś idealną matką idealnego dziecka - ciesz się tym i nie oceniaj innych, gdy nie znasz sytuacji. Patrząc z Twojej perspektywy nikt z tego forum nie powinien mieć dzieci, bo przekazując mu genetycznie i poprzez obcowanie ze sobą skłonności do chorób psychicznych, wyrządza mu ogromną szkodę. A tego chyba nikomu nie zabraniasz?
  3. A tak poza tym w ogóle nie pojmuję całego tego oburzenia - dziecko jak każdy człowiek potrafi mieć fajny albo paskudny charakter. Jak każdy może rozweselać albo wkurzać. Póki co dzięki moim ćwiczeniom nauczyło się bardzo szybko siadać, wstawać i zasypiać w łóżeczku, więc moi pracodawcy są bardzo zadowoleni, widzą te postępy, które zazwyczaj następują w mojej obecności. Co nie zmienia tego, że dziecko jest trudne i za nim nie przepadam, ale, na boga, to nie jest moim obowiązkiem ani jego krzywdą. Bez histerii.
  4. Gdyby nie opieka nad tym dzieckiem to już bym była na bruku - gdybym miała taką możliwość już dawno rzuciłabym tę pracę, bo wykańcza mnie fizycznie (problemy z kręgosłupem) i psychicznie (zaostrzenie objawów). Ale nie mogę. Póki co studiuję i mam bezrobotnego ojca na utrzymaniu. A dziecku krzywdy nie robię, cała agresja siedzi we mnie, podwyższa mi ciśnienie i rozwala od środka - boję się raczej tego wybuchu. Za tydzień wybieram się do lekarza, może leki znowu mnie ustabilizują. Swoją drogą dziecko to jest wybitnie nerwowe i nawet jego rodzice mają z nim problem - najprawdopodobniej ma jakieś napięcia (problem neurologiczny) i stąd wyje całe dnie, właściwie bez przerwy i powodu. Niestety ja zamiast rodziców z nim do lekarza na pójdę, a oni jakoś się nie kwapią...
  5. @Sorrow Ale my mamy nasze forum, gdzie możemy bez skrępowania mówić o duszeniu przechodniów i uśmiercaniu niemowlaków I nie wiem jak inni uczestnicy dyskusji, ale od kiedy tutaj napisałam co naprawdę myślę, jest mi znacznie lepiej. Obawiam się jednak, że tylko do poniedziałku, kiedy zostanę znowu sama ze sobą, swoją chorobą i koszmarnym bachorem...
  6. Ja nie wiem czy odczuwam jakąś ogólną niechęć do ludzi, bez ludzi nie potrafię właściwie wyjść z domu (samotne spacery, etc. nie wchodzą u mnie w ogóle w grę). Te myśli są ograniczone tylko do mnie samej i tego dziecka, z którym sobie nie radzę, resztę ludzi raczej w myślach zbluzgam niż uśmiercę.
  7. Brzmi uspokajająco, ale ja przezornie wzięłam wolne na dziś w pracy, bo bałam się, że tym razem zrobię coś temu dziecku naprawdę Niby to tylko myśli, ale ja czuję przy tym takie napięcie mięśni jakby organizm już szykował się do tej czynności.
  8. Maju, brzmi to niepokojąco. Rozmawiałaś ze swoim partnerem o tym co czujesz, wyjaśniłaś mu na czym polega Twoja choroba? To na pewno obniży i jego napięcie i Twoje. Ale z tego co piszesz jest to sprawa bardzo poważna i pewnie samą silną wolą tego nie zwalczysz - coś jest bardzo nie tak, jeśli Twoja zazdrość jest tak ogromna, a nie ma do niej żadnych podstaw. Jesteś w stałym kontakcie z lekarzem? Kiedy jeden lek nie działa, to trzeba popróbować innych - w końcu znajdzie się taki bez efektów ubocznych, który na Ciebie zadziała. W farmakologii tak to już jest, że trzeba uzbroić się w cierpliwość. Nie możesz się tak szybko poddawać.
  9. Ostatnio mój tryb życia jest wybitnie monotonny-głównie nudna i frustrująca praca, weekendami frustrujące studia i tyle. Może faktycznie ciągłe pisanie o tym humoru mi nie poprawi, ale gdzieś to muszę z siebie wyrzucić. Mało kto chce słuchać o tym jak kolejny raz dziecko darło się cały dzień bez powodu, a ja wychodziłam przy tym z siebie i miałam nieodpartą chęć uderzyć jego głową o kant stołu. A co do ekspresji artystycznej to kiedyś pisałam opowiadania, ale odkąd zachciało mi się jedno wysłać do dwóch pism i dostałam odpowiedzi negatywne (których się oczywiście spodziewałam) jakoś straciłam do tego serce. W efekcie nie opublikowałam tego nigdzie. Kiedyś w depresji malowałam takie bazgroły pastelami, w których kolory i linie miały odpowiadać mojemu nastrojowi, ale mi się to znudziło - wszystkie były fioletowo-czerwono-czarne. To chyba wina cywilizacji uśmiechu - trzeba się ciągle szczerzyć, nie narzekać i iść do przodu. A każde odstępstwo od tej normy karane jest odsunięciem się przyjaciół i wysłuchiwaniem rzeczy w stylu: "Tylko narzekasz" albo "Mówisz to już dziesiąty raz".
  10. Morphine

    Nerwica a ciśnienie

    Widzę, że zdania są podzielone. Mnie betablokery kojarzą się z moim ojcem z wadą zastawki i poważnym nadciśnieniem, który zanim je dostał przeszedł szereg badań w specjalnym ośrodku kardiologicznym (te wszystkie wysiłkowe, holtery i inne takie), stąd moje wątpliwości. Czytałam, że te leki są na tyle poważne, że raczej nie podaje się ich w początkach nadciśnienia. Idę do lekarza za tydzień, zobaczymy co na to powie, i postaram się to tu zreferować
  11. Bardzo dobry pomysł, popieram. Pewnie bez leków będzie Ci trudno wziąć się za cokolwiek, wiem, że wtedy wszystko przerasta i męczy. Póki co zmuś się do tego jednego kroku - idź do lekarza i przekaż mu (np. jak zasugerowała przedmówczyni - na kartce) jak się czujesz i zacznij brać leki - to jest najważniejsze i na tym się skup. Na resztę czas przyjdzie gdy dojdziesz do "stanu używalności".
  12. Dokładnie - to nie tylko myśl, ale wrażenie, że muszę to zrobić. Pewnie to nie tylko tłumiona frustracja, ale w ogóle wszystkie negatywne emocje, które musimy chować w pracy i przed bliskimi. A psychika czasem działa na prawach fizyki - jak jest za wysokie ciśnienie, to zawsze albo znajdzie się jakaś mała szpara, którą wszystko z sykiem będzie uchodzić, albo jest wybuch. Myślę nad powrotem do pisania pamiętnika - to był sposób na wypuszczenie emocji z siebie... Dobrze jednak wiedzieć, że nie jestem z tymi wizjami osamotniona i że to nie początki psychopatii.
  13. Morphine

    Nerwica a ciśnienie

    marcja Kalms to chyba jedyny z tych bez recepty, które na mnie wpływają w większej ilości - na szczęście. Niestety w moim miasteczku nie ma już psychiatry i jestem odcięta od leków na recepty - kiedyś brałam Hydroxyzinę na napady lęku i antydepresanty z działaniem uspokajającym, a teraz jestem "na żywca" i obawiam się, że długo nie pociągnę. Jak już dojdę do granicy i pojadę gdzieś do tego lekarza to zapytam go o to ciśnienie - może będzie miał inne podejście do tego.
  14. Morphine

    Nerwica a ciśnienie

    To nie ma zadnego znaczenia, co jest powodem nadcisnienia. Trzeba brac leki. Tylko ja właśnie byłam u lekarza, który rozłożył ręce i powiedział, że tutaj pomogą tylko uspokajające. Faktycznie, jak wezmę Kalmsy, to ciśnienie spada, ale niestety nie mogę tego brać ciągle - muszę być przytomna w pracy, tym bardziej w czasie sesji A już nie mówię o tym, że muszę tego brać coraz więcej, żeby działało. Taka sytuacja bez wyjścia, jedno źle i drugie źle. Chyba, że wybrać się do jeszcze innego lekarza...
  15. Morphine

    Nerwica a ciśnienie

    Ja mam z powodu nerwicy właśnie nadciśnienie (w wieku 20 lat cholera!) i nie wiem czy to nie jest jednak gorsze od niskiego - mam wizję swojej śmierci w wieku 30 lat na wylew krwi do mózgu... Moje normalne ciśnienie to ok. 150-160/90-100 (szczęśliwie raczej bez skoków), ale w grę nie wchodzą żadne leki na nadciśnienie, bo to nie kwestia serca tylko niekończąca się reakcja na niekończący się stan zdenerwowania. Totalnie nie wiem co z tym zrobić - miał ktoś podobny problem?
  16. Mnie ta refleksja naszła kilka dni temu gdy byłam bliska zrobienia krzywdy dziecku, którym się opiekuję. Za każdym razem pojawiają mi się takie krótkie wizje, np. że przykładam mu poduszkę do twarzy, rzucam o kant stołu. Mam też tego typu wizje w odniesieniu do siebie - widzę jak uderzam głową w ścianę, skaczę skądś, rzucam się pod samochód. Takie mgnienie. Nie wiem czy to depresja, czy skrajne wyczerpanie organizmu, czy nerwica. Ale boję się tego... To takie nie moje.
  17. A ja przyznam, że czasem żałuję, że jestem od zawsze taka rozsądna i stanów silniejszych niż po trawie po prostu się boję. Dziś czuję się tak, że chciałabym mieć odwagę coś wziąć, albo nie mieć tego obrzydzenia do alkoholu i móc po prostu to zapić...
  18. Morphine

    DDA, niska samoocena.

    Michale, mam tak jak przedmówczyni wrażenie, że to był lub jest problem wszystkich forumowiczów. Trudno mi powiedzieć, czy zdołałam polubić siebie chociaż odrobinę, ale mam do siebie szacunek, dbam o siebie, chociaż wciąż pozostaję swoim najsurowszym krytykiem. Jedno jest pewne - póki Ty nie zaakceptujesz siebie, trudno będzie nawiązać Ci bliższe relacje z innymi - ludzie jakoś tak wyczuwają niepewność, niską samoocenę i to ich odpycha. I niekoniecznie mają wtedy złe intencje. Po prostu ludzie, którzy nie lubią siebie są trudni w obyciu i tak naprawdę bardzo na sobie skupieni (nieważne że w sposób negatywny). Przede wszystkim musisz wiedzieć, że zasługujesz na to by lubić siebie, że musisz o siebie dbać, bo nikt za Ciebie tego nie zrobi. Wiem, to tylko gadanie, ale powtarzanie pewnych zdań czasem pomaga: ja pisałam sobie kartki i rozklejałam po domu, tzw. afirmacje. Np. "lubię siebie", "muszę chronić siebie", "jestem wyjątkowa". Nie musisz się na nich skupiać, one gdzieś tam ciągle będą Ci się rzucać w oczy i włazić do podświadomości. Dodam jeszcze, że zazwyczaj osoby chore na nerwicę to wyjątkowo wartościowi ludzie - jesteśmy wrażliwi, refleksyjni, patrzymy na wszystko jakoś inaczej. To ciężar, ale też wartość
  19. załamana Nie nazywałabym tego zaraz hipochondrią - to raczej efekt nerwicy czy depresji. Bardzo słusznie, że tego nie lekceważysz, ale nie może to przesłaniać Ci wszystkiego. Pomyśl - byłaś u lekarza, robiłaś badania - gdyby to było coś złego, na pewno lekarz by to wiedział. Dla spokoju można oczywiście sprawdzić to jeszcze raz - wybierz się najlepiej tym razem do onkologa - jemu pewnie prędzej zaufasz. Mam coś podobnego na karku - guzek wyczułam 3 lata temu, spanikowałam, pobiegłam do lekarza i... powiedział mi, że tak czasem po prostu bywa, czasem jest to zwykły krwiak, a na węzłach chłonnych czasem robią się takie guzki od bakterii, ale jest to zupełnie niegroźne. I tak czas mija, guzek jest, ale nie powiększa się, więc najwidoczniej lekarz miał rację. Na pewno wszystko będzie dobrze, gdyby to był chłoniak powinno to wyjść w badaniu. Zawsze powtarzam sobie w takich momentach, że nie należy mnożyć bytów ponad potrzebę, tym bardziej za pomocą internetu - absolutnie nie szukaj tam niczego! Jedyne co tym osiągniesz to wygenerujesz nowe, fałszywe objawy. Idź do onkologa (z tego co wiem można bez skierowania nawet), a jak nadal nie będziesz wierzyć, że jesteś zdrowa, to faktycznie najlepiej zgłoś się do psychologa albo psychiatry.
  20. U mnie marihuana łagodzi stany lękowe nawet na tydzień od zapalenia - nie wiem czy to chemia mózgu się zmienia - w każdym poprawia mi nastrój i są to jedyne momenty, w których jestem rozluźniona. Mój chłopka jednak (zupełnie zdrowy) dostał raz psychozy po zapaleniu- miał zawężone pole widzenia, cały dygotał, zdrętwiała mu noga i miał uogólniony lęk. Ale faktem jest, że zapalił wtedy zdecydowanie za dużo, więc sądzę, że to było przyczyną, bo nigdy wcześniej po trawie mu się tak nie działo. Wg mnie jak na kogoś dobrze działa to raz na jakiś czas nie zaszkodzi, jak źle to lepiej dać sobie spokój - chodzi przecież o radość a nie kołatanie serca.
  21. gawryk90 Nie wiem czy jakkolwiek Cię to podniesie na duchu, ale mam to samo. Moja mama zmarła na raka i stąd moje lęki. Miałam już chyba nowotwór wszystkiego - mózgu, kości, krwi, skóry. Raz zobaczyłam małą ciemną plamkę na skórze, beczałam przez całą noc, a na drugi dzień plamka jakoś dziwnie się naderwała - to był strupek! Nie muszę chyba mówić jak idiotycznie się poczułam. Jedyną metodą jaką znam i sama ją stosuję to 1.Nie zaglądam nigdy do internetu w poszukiwaniu objawów tylko idę do lekarza (choćby domowego) 2.Wykonuję wszystkie możliwe badania wykrywające raka co rok, dwa: USG, badania krwi, diagnoza zmian skórnych i powtarzam sobie, że jeśli ktoś miałby szybko wykryć u siebie chorobę i w związku z tym wyleczyć ją, to na pewno będę to ja 3.opowiadam o moich "objawach" mojemu ojcu, który jest tak racjonalnie i chłodno myślącą osobą, że natychmiast mnie obśmiewa, co sprowadza mnie skutecznie na ziemię. Ale niewątpliwie na silne lęki najlepsze są leki. Nie wstydź się absolutnie iść do psychiatry! Psychiatra to lekarz taki sam jak inny, który bierze forsę za to, że Cię leczy, więc na pewno nie zlekceważy Cię, nie wyśmieje - inaczej straciłby dobrych kilka stów! A co do zawrotu głowy - moja bratowa ma podobne przygody w tramwajach - serce jej wali, myśli, że umiera. Właśnie ją namówiłam, żeby wreszcie coś z tym zrobiła. Do tej pory po prostu dzwoniła do męża, bo znajomy głos ją uspokajał, ale na dłuższą metę takie "protezy" nie starczą. Nie idąc do lekarza po prostu znęcasz się sam nad sobą. Nie zasługujesz na cierpienie jakim są napady lękowe, nikt nie zasługuje. Zadbaj o siebie, zawalcz.
  22. statusquo, Milutki Też czasem staram się radzić sobie w ten sposób. Parafrazuję sobie słynną Michelle z Ruchu Oporu z serialu "allo, allo" i mówię do siebie: "Sprawdź dokładnie, bo nie będziesz powtarzać". I bywa, że działa. Ale tak jak określa to Milutki, tylko gdy umysł nie jest "zaszumiony".
  23. wk Jakaś cecha człowieka może być upierdliwa dla innych, nielubiana przez samego posiadacza, ale jak utrudnia zwykłe funkcjonowanie to coś już raczej nie gra - to jest kolejna możliwość podejścia do problemu. To jesteśmy rówieśniczkami Może to jest tak, że pewne wrodzone skłonności - nadwrażliwy układ nerwowy, etc. są pewnym pakietem startowym, który mamy, a potem, pod wpływem środowiska i różnych doświadczeń ewoluują w zaburzenia - stąd tak trudno nam oderwać to od siebie, to z nas jakoś tak naturalnie wyrasta. To oczywiście gdybanie, bo nie jestem psychologiem ani psychiatrą. Warto by kogoś kompetentnego zapytać, bo ogromnie jestem ciekawa co mówi na ten temat nauka.
  24. Mam ostatnio podobne wątpliwości - gdzie kończy się Morphine a gdzie zaczyna jej nerwica, DDA i fobie? I nie znam odpowiedzi, nie wiem też czy medycyna potrafi jej udzielić w przypadku takich przewlekłych zaburzeń. Traktuję większość cech, które mam od dawna jako moje - nadwrażliwość, płaczliwość, refleksyjność - to z pewnością osobowość. Odczuwam też co wybitnie nie należy do mnie - czyli natręctwa: liczenie kurków od gazu, wyrywanie brwi, drapanie się po ramionach i twarzy. Ale cała reszta leży gdzieś pośrodku i nie wiem na którą stronę ją przesunąć. Nie wiem czy jest sens. Na pewno warto zastanowić się, kiedy dana cecha się pojawiła - jeśli stosunkowo niedawno, a jesteś osobą dorosłą, to zapewne nie jest wynikiem naturalnej ewolucji. Czy Twoja nieumiejętność podjęcia decyzji wynika z jakiegoś natręctwa, lęku przed złą decyzją czy po prostu z chaosu w głowie?
  25. To nie musi być depresja, ale w internecie nie znajdziecie odpowiedzi na pewno. Najlepiej wybrać się do specjalisty, porozmawiać - wizyta u psychologa pomaga także osobom zdrowym, mającym po prostu problemy. Nie widzę innej możliwości działania.
×