Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psychoterapia nie działa


KrzysztofT

Rekomendowane odpowiedzi

Włączam się do dyskusji odnośnie skuteczności psycherapii czy tez może braku skuteczności.

 

W moim czterdziestokilkuletnim życiu terapia zajęła spory kawałek czasu - może łącznie 15 lat. Cele były różne - walka z zaburzeniami odżywiania, leczenie lęków napadowych, lęku uogólnionego, fobii, depresji. Pomimo regularnego uczęszczania na sesje terapeutyczne, mimo eksperymentów z różnymi nurtami i terapeutami, nigdy mój zaburzony umysł nie został uleczony Żadna z terapii nie przyniosła nawet nikłej poprawy.

Pewnego dnia, po długich latach sesji u psychologa zrobiłam podsumowanie, z którego płynął tragiczny wniosek: moje życie stało się jedną wielką terapią, moje zainteresowania zostały spłycone bo jedynym moim celem i jedyną pasją stała się.... terapia. Postanowiłam rzucić to wszystko w cholerę i zacząć wreszcie żyć. Z lękami, zaburzeniami, tak jak potrafię, ale po prostu żyć. Poczułam powiew wolności i wielką ulgę.

 

Oczywiście nie znaczyło to że moje problemy zniknęły. Ale dopóki względnie nie przeszkadzały w realizowaniu siebie, to godziłam się na swoje lęki i dołki - skoro już taka moja uroda. Kłopot pojawił się w ostatnich latach kiedy poświęciłam się totalnie pasji sportowej. Związałam się z grupą pływacką dla dorosłych, znalazłam sobie profesjonalnego trenera, psychologa sportu, świetnego fizjoterapeutę no i zaczęła się wspaniała przygoda ze sportem wyczynowym. I tu okazało się, że moja zaburzona osobowość jest mi w stanie zepsuć wszystko to co wazne by osiągać wyniki i uczestniczyć w zawodach. Mam bardzo dobrą kondcję, jestem niczym parowóz (w grupie nikt mi wydolnościowo nie daje rady), tyle że w czasie pływania "dystansu" dostaję napadów panicznego lęku. O zawodach nawet nie marzę, bo tam po dwóch czy trzech długościach był zawsze napad paniki, wyjście z wody i "dyskwa".

 

Postanowiłam nareszcie coś z tym zrobić. Zgłosiłam się na kolejną w moim życiu terapię. Powiedziałam, że moim celem jest spełnienie moich marzeń pływackich a na drodze stoi napadowy lęk. Poprosiłam by praca szła w tym kierunku by lęk okiełznać, tak bym mogła swobodnie trenować i startować w zawodach.

 

Pani Psycholog wypytała mnie o poprzednie terapie, oceniła osobowość i na końcu naszej rozmowy ostrzegła, że terapia może nie pomóc. A już na pewno nie mogę w terapii ustalać swojego celu, bo może się okazać, że to co chcę osiągnąć nigdy nie przyjdzie natomiast poprawa pojawi się w sferach życia, na których specjalnie mi nie zależy. Poza tym wyjaśniła, że skoro ponad 40 lat kształtowałam swoją postawę wobec świata to teraz trzeba będzie pracować przez wiele lat by cokolwiek drobnymi krokami zmienić (czyli spodziewać się należy że jak będę już chodzić pod kryką, to głowę nareszcie będę miała czystą i nic nie przeszkodzi mi w uprawianiu wyczynowego pływania;) ) Co gorsza, po latach może się okazać (tak mnie terapeutka ostrzegała), że jednak terapia nic nie dała a ja swojego upragnionego celu nigdy nie osiągną.

 

Jestem osobą która potrafi bardzo intensywnie pracować, ale w swojej pracy muszę widzieć sens. Wizja psychoterapii - ta jaką mam po latach nieudanych prób, i ta którą nakreśliła mi terapeutka   - nie motywuje w żaden sposób.

 

Czy jesteście mi dać jakiekolwiek wsparcie bym nie składała broni?

 

Póki co chodzę do trenera mentalnego - behawioryzm trochę pomaga, choć nie załatwia problemu. Idę też za 6 tygodni do psychiatry sportowego by dostać leki redukujące lęk ale nie obniżające kondycji. 

 

Wszelkie dobre słowo, wszelka rada - będzie mile widziana

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież operować też można a znieczuleniem będzie ciepły dotyk dłoni terapeuty. Ciekawe czy cięcie skalpelem będzie boleć. Proponuję na początek dowiedzieć się na co taka terapia może pomóc a dopiero później oceniać czy działa. W schizofrenii nie działa i nie wyleczy, w depresji nie działa i nie wyleczy w lęku nie działa i nie wyleczy. Teraz można wziąć tzw pseudo depresję np po stracie bliskiej osoby i wtedy może czasem pomoc. Tylko wówczas nie nazywajmy zaburzeń adaptacyjnych depresja. Nie każdy smutek i źle samopoczucie jest depresją. I nie każdy lęk da się terapia leczyć. Czasem w depresji pozornie terapia pomoże a to dlatego że część depresji ustępuje samoistnie. Tak samoistnie i tak samo samoistnie przychodzi nawrót. Łatwo przypisać sukces terapeucie, nie? Czasem osoby po terapii stwarzają pozory (i w nich tkwią) jakoby reakcje na trudne sytuacje zależały od  sposobu przyjęcia ich przez dana osobę. Tak zwane narzędzia. To tylko pozory. Wystarczy taką osobę przenieść w inny wymiar i te narzędzia są niewystarczające. Weźmy taka pewną siebie delikwentkę i umieśćmy np w obozowej rzeczywistości Auschwitz. Łyk zupy, kromka chleba i parowana brukiew. Wszy, choroby i odmrożenia oraz jedno wyjście - kominem. Pewność zniknie, terapia nic nie pomoże i jedyne co pewne to narobienie w gacie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja skłaniam się ku temu, że nie działa - przynajmniej na mnie nie działa. 

Ostrzeżenie terapeutki, że leczenie będzie trwało wiele lat a nie wiadomo czy przyniesie efekty a już tym bardziej nie wiadomo czy przyniesie efekty w tych sferach nad którymi chcę pracować - to ostrzeżenie zabrzmiało jak zgrabna wymówka. Jeśli za kolejnych 40 lat zgłoszę zażalenie że nie zadziałało, to zawsze może mi powiedzieć, że mnie uprzedzała. A długo tej "skargi" nie wniosę, bo ostrzegała, że trzeba terapię testować przez wiele lat. Do ukichanej śmierci

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jedna refleksja - wydaje mi się, że niektóre zaburzenia psychiczne wynikają z błędów neuroprzekaźnictwa  a nie z powodu jakichś złych nawyków i mechanizmów zachowań. 

Moje długie lata psychoterapii nie zmieniły niczego - tylko kasa poszła w błoto. Czuję się jakbym kupiła wieloletnią polisolokatę, która nie gwarantuje zwrotu włożonych środków. Moja polisolokata splajtowała.

 

Inaczej było kiedy zaczęłam zażywać paroksetynę. Ten lek sprawił ze mój mózg zaczął funkcjonować w zupełnie inny sposób niż dotychczas - tzn lęki zupełnie znikły. Nawet mnie dziwiło to, że sytuacje które wywoływały napady paniki na paroksetynie stały się neutralne. Musiała zmienić się chemia mózgu, uzupełniły się braki jakichś substancji i tyle.

Ostatecznie musiałam odstawić paroksetynę bo powodowała nieakceptowane przeze mnie działania uboczne. Ale mam podejrzenia, że droga "chemiczna" jest u mnie właściwa. Trzeba tylko poszukać leku albo połączenia leków, które wpłyną na odpowiednie obszary w mózgu tak by lęków nie było ale też nie było tamtych niechcianych efektów. Mam jakby namacalny dowód że leki mnie odpowiednio ustawiły a cała terapia to była taka nic nie zmieniajaca rozmowa - pic na wodę.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To można powiedzieć więcej! Część osób po farmakoterapii pozbywa się problemu. Bez żadnej terapii. U niektórych problem wraca i muszą zażywac leki. Osobiście byłbym za tym aby osoby stosujące psychoterapię były pozbawiane prawa do farmakoterapii. W końcu są przekonane do skuteczności... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale mylicie pojęcia, farmakoterapia jest na objawy/ skutki a psychoterapia na przyczyny o ile są inne niż faktycznie wynikające z "błędnej" pracy mózgu.

Dlatego nawet jeśli w momencie brania leków dany objaw ustępuje (np. Lęki, bezsenność, smutek, brak chęci do czegokolwiek etc.) to po zaprzestaniu brania leków dużo szybciej powróci...

Wiem po sobie bo najpierw brałam leki kilka lat i faktycznie np. stany lękowe zredukowały się do zera, po zaprzestaniu brania leków po jakimś okresie wróciły ale to właśnie dzięki terapii wiedziałam mniej więcej jak sobie z nimi radzić aby nie zdominowały mi życia...oczywiście nie wierzę, że terapia zmieni wszystko a tym bardziej, że zrobi to bez naszego wkładu, czasami właściwie bardzo ciężko jest dać coś od siebie, bo zauważać pewne rzeczy owszem jest łatwiej ale spróbować przejść koło nich inną niż dotychczas drogą zdecydowanie trudniej. Terapia to nie jest łatwy, szybki i przyjemny proces, ale w pewnych obszarach może być skuteczny, kwestia tylko ile my sami damy sobie od siebie bo żaden terapeuta nie zrobi tego za nas...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, marta_anna napisał:

Co powiesz na to ze ok 1/4 mojego życia to siedzenie w terapiach. Bezskutecznych.Mimo moich dobrych chęci :( Mogę mieć dość, Nawet pani terapeutka pozbawiła mnie złudzeń

Ja też siedze w terapiach dużo, część w ogóle była pomyłką i stratą czasu, szczerze to nawet moja terapia sprzed ok 10 lat z moją obecną terapeutką głównie skupiała się nie na tym na czym powinna...teraz wróciłam na terapię do tej samej terapeutki i często sama po sobie widzę swój opór/ uniki...w sensie, że jak nie chcę wchodzić na trudne dla mnie tematy to poruszam pierwszy lepszy temat zastępczy, który też stanowi jakiś problem ale jego skala jest zdecydowanie mniejsza...z drugiej strony sporo czasu poświęcam na analizę tego co usłyszałam później w domu i często zdarza się, że jednak faktycznie coś co ona zauważyła mogę uznać jako prawdę o mnie (nawet jeśli podczas samej sesji wydaje mi się to niedorzeczne) i pomyśleć co i czy z tym dalej zrobić...

Np. To do czego doszłam to min kwestia że stany lękowe pojawiają się u mnie kiedy życie jest zbyt stabilne, oraz kiedy staram się czuć jak najmniej (tzn

 to robię nieświadomie)...wtedy właśnie narasta lęk jakby miał wypełnić ten brak uczuć chociażby strachem etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, marta_anna napisał:

Co powiesz na to ze ok 1/4 mojego życia to siedzenie w terapiach. Bezskutecznych.Mimo moich dobrych chęci :( Mogę mieć dość, Nawet pani terapeutka pozbawiła mnie złudzeń

 

To słabe, i nie dziwie sie zniechecenia. Ja gdybym teraz nie chodził na nfz to też już dawno bym odpadł z terapii 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem osobą bardzo zaangażowaną w pracę jeśli wiem ze wysiłek ma sens. Nie szczędzę wtedy energii, czasu ani nakładów finansowych. Jednak ostatnio, kiedy zgłosiłam się na terapię (postawnowiłam raz jeszcze dać sobie szansę) pani terapeutka na pierwszej wizycie ostudziła mój zapał. Powiedziała, że psychika jest rzeczą niemierzalna i trudno przewidzieć czy nasza praca pozwoli dotrzeć  mi do celu jaki sobie stawiam (w moim przypadku nauczenie się panowania nad napadowym lękiem by nie udaremniał mi ważnych dla mnie zadań). Możliwe, że terapia (tak mówiła pani psycholog) pójdzie w zupełnie innym kierunku i uda się przepracować rzeczy na których wcale mi nie zależy a to, co dla mnie ważne nigdy nie zostanie osiągnięte. Może też być tak, że terapia nie przyniesie żadnych korzysci. I nawet nie będę w stanie tego ocenić w przyszłości czy warto mi chodzić czy nie, bo zmiany mają trwać przez długie lata. Jeśli w ogóle nastąpią.

 

Po usłyszeniu tak szczerej wypowiedzi nie mam motywacji do podjęcia wysilku ani wkładania serca w pracę nad sobą. Szkoda i też pieniędzy, bo jeśli co tydzień będe płacić 120 zł to za rok mogłabym nazbierać na wycieczkę zagraniczną z moim facetem. Czuję się zupełnie zniechęcona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, neon napisał:

 

To słabe, i nie dziwie sie zniechecenia. Ja gdybym teraz nie chodził na nfz to też już dawno bym odpadł z terapii 

Chyba to najlepsze rozwiązanie - załatwię sobie na nfoz i przynajmniej nie będę miała poczucia że wydaję pieniądze na nic. A zawsze jakąś szansę sobie jeszcze dam.

Jak to się załatwia? Przez lekarza rodzinnego czy psychiatrę? Długo trzeba czekać? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też chodzę prywatnie, od tego miesiąca zresztą 2 razy w tygodniu i wiem, że moja terapia raczej nie skończy się za szybko także wydam na to sporo kasy...z drugiej strony niewiele mam już do stracenia, a kasa to tylko kasa...

Zanim podjęłam ponownie terapię byłam już w takim dole psychicznym (pomimo ciągłego brania leków bo je biorę od 4,5 roku) i fizycznym (mój organizm postanowił pokazać mi, ze tłumione emocje i tak wyjdą w ten czy inny sposób) że jedyne o czym myślałam to jak zawinąć się z tego świata...teraz oczywiście mam pewne wahania ale przynajmniej mam ten czas aby się im przyjrzeć i zrozumieć skąd się biorą)

Edytowane przez nieprzenikniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Przedostatni psychoterapeuta zalecił mi terapię długo terminową (około 2-3 lata). Po około roku przerwał spotkania ze względu na zakończenie współpracy  z placówką.

2. Po około 3 miesiącach spotkań z nowym psychologiem (nurt poznawczo-behawioralny) poradzono mi spotkania z kimś innym. Polecone placówki nie mają specjalisty od zespołu Aspergera. W obu spotkałem się wcześniej ze specjalistami bez powodzenia. Psycholog w dokumentacji zanotował, że ma małe doświadczenie z osobami autystycznymi (na pierwszym spotkaniu okazałem opinie potwierdzającą zespół Aspegera).  

 

Przepraszam, jeżeli się powtarzam.

Miłego dnia

johnn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie. Leki nie są na objawy. Chyba że benzodiazepiny. Leki są na przyczyny. To że mając zaburzenia lękowe i wynikające z tego źle samopoczucie to nie dziwne że leki nie działają. Leki są na depresję ew schizofrenie a nie na lęki. To że często ustępują w trakcie farmakoterapii nie dowodzi że są do tego stworzone. Taka np fluoksetyny to antydepresant ( skądinad słaby) a nie lek na lęki. Jak masz deficyty w osobowości to nie dziwne że leki wyjdą. Tylko czemu mając wiedzę o tym chodzisz po terapiach. Przecież i tak wcześniej czy później ile by gadania o tym nie było i tak staniesz oko w oko z tym. I albo się wycofasz albo nie. Jest jeszcze inna droga... Powiesz a wisi mi to. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Chorujacy napisał:

Nie. Leki nie są na objawy. Chyba że benzodiazepiny. Leki są na przyczyny. To że mając zaburzenia lękowe i wynikające z tego źle samopoczucie to nie dziwne że leki nie działają. Leki są na depresję ew schizofrenie a nie na lęki. To że często ustępują w trakcie farmakoterapii nie dowodzi że są do tego stworzone. Taka np fluoksetyny to antydepresant ( skądinad słaby) a nie lek na lęki. 

te leki nazywa sie potocznie antydepresantami, ale ich spektrum działania jest znacznie szersze. Np paroksetyna to lek o profilu antydepresyjno przeciwlękowym z przewagą komponentu przeciwlękowego. Napady paniki i lek uogólniony (nie mylić ze strachem) ma swoje źródło w nieprawidłowym neuroprzekaźnictwie i paroksetyna to reguluje  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli zliczyłabym wszystkie moje psychoterapie, razem wyszłoby 6-7 lat. Niby długo, a mam wrażenie, że dopiero niecały rok temu zaczęłam terapię taką prawdziwą. We wcześniejszych ciągle czułam, że coś jest nie tak. Wmawiałam sobie, że pewnie tylko tak mi się wydaje i przez długi czas nie odchodziłam. Ostatnio, czyli niecały rok temu odeszłam kiedy terapeuta powiedział mi, że nie będzie ze mną pracował rozmawiając o tym, co mnie boli. Powiedział, że potrzebne jest mi zbudowanie z nim silnej, głębokiej relacji. Wtedy problemy przestaną mi tak doskwierać. Zmieniłam terapeutę i jestem bardzo zadowolona. W ciągu ostatnich lat nie zrobiłam tyle, co teraz w ciągu 10 miesięcy.

 

Wcześniej wybierałam terapeutów "na czuja". Ten jeden raz poradziłam się osoby, która jest psychoterapeutką. Powiedziała mi, które osoby z danego ośrodka poleca, a które według niej nie powinny być psychoterapeutami. Może jednak przed wyborem terapeuty warto czegoś się o nim dowiedzieć. Pewnie gdybym znowu poszła do losowej osoby, dalej miałabym niepozałatwiane sprawy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Uśmiech napisał:

Jeśli zliczyłabym wszystkie moje psychoterapie, razem wyszłoby 6-7 lat. Niby długo, a mam wrażenie, że dopiero niecały rok temu zaczęłam terapię taką prawdziwą. We wcześniejszych ciągle czułam, że coś jest nie tak. Wmawiałam sobie, że pewnie tylko tak mi się wydaje i przez długi czas nie odchodziłam. Ostatnio, czyli niecały rok temu odeszłam kiedy terapeuta powiedział mi, że nie będzie ze mną pracował rozmawiając o tym, co mnie boli. Powiedział, że potrzebne jest mi zbudowanie z nim silnej, głębokiej relacji. Wtedy problemy przestaną mi tak doskwierać. Zmieniłam terapeutę i jestem bardzo zadowolona. W ciągu ostatnich lat nie zrobiłam tyle, co teraz w ciągu 10 miesięcy.

 

Wcześniej wybierałam terapeutów "na czuja". Ten jeden raz poradziłam się osoby, która jest psychoterapeutką. Powiedziała mi, które osoby z danego ośrodka poleca, a które według niej nie powinny być psychoterapeutami. Może jednak przed wyborem terapeuty warto czegoś się o nim dowiedzieć. Pewnie gdybym znowu poszła do losowej osoby, dalej miałabym niepozałatwiane sprawy.

Zgadzam się. Niektórzy w ogóle nie nadają się do tego zawodu. 

PS. Napisz jak ci idzie z nowym terapeutą. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie nazywa się antydepresantami tylko nimi są. To że przy okazji działają na lęk to wykorzystano do poszerzenia wskazań. Wystarczy wziąć ulotki i zobaczyć że np citalopram czy fluoksetyna nie mają wskazań w lęku. Escitalopram, paroksetyna mają. Tylko że każdy z ssri może zadziałać bo lęk może być objawem depresji. Bardzo często tak jest a nawet lęk bywa objawem poprzedzającym depresję. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi psychoterapia pomogła ale tylko żeby poznać źródło dlaczego tak się zachowuję a nie inaczej i co mi jest.

 

A w leczeniu rzeczywiście nie miała istotnego wpływu na moje samopoczucie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoterapia działa tylko wtedy gdy ktoś myśli i wierzy że ona działa. Można myśleć że bieganie leczy depresje albo zjedzenie marchewki i jeżeli ktoś w to wierzy że mu pomaga zapewne tak jest to to jak jest rodzi się w naszych głowach. To bardzo prosty mechanizm ale szczerze mówiąc psychoterapia nie ma żadnego wpływu na genetykę która jest główną przyczyną w połączeniu ze środowiskiem więc jedynie co mogłoby pomóc to genoterapia-w obecnych czasach nauka tego nie potrafi lub zmiana środowiska zatem fizycznie medycznie w żaden sposób nie ma wpływu na tzw chemie mózgu ani sytuacje życiowa czy też środowisko która często jest istota problemu. Ale ilu ludzi tyle teorii jak są tacy którzy sądzą że działa i zapewne umrą ze swoimi zaburzeniami w tym przekonaniu niech tak myślą ale w rzeczywistości nie ma żadnego znaczenia dla zdrowia człowieka ani fizycznego ani psychicznego.  Róznie dobrze można powiedzieć że psychoterapia leczy hiv raka albo koronawirusa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego zaraz błędne? Po prostu - jedni lepiej się czują po psychoterapii a inni chodzą i nic. I to nie ich wina. Ja też jestem przykładem osoby która przez pół życia chodziła na psychoterapie - i nic nie pomogło. Dopiero leki i trening mentalny ukierowany na poprawę koncentracji przy uprawianiu sportu. Tyle zwojowałam, że w czasie treningu się mniej spinam bo pomogły konkretne techniki trenera mentalnego (biofeedback) plus leki SNRI. Psychoterapia to był ślepy zaułek, mimo że bardzo się starałam i sumiennie chodziłam. 

 

Zgadzam się z klex że psychoterapia - jeśli działa - to nie jest dla każdego. I lepiej niech każdy idzie swoją drogą.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze macie rację, ale chodzi mi o to, że problem siedzi w głowie prawda? No to chociaż przez sport, ale jednak poprawiło się zdrowie psychiczne. Terapeuta coś tam umie i niejednemu pomaga, wskaże poczatek drogi ale i tak Ty nią idziesz sam i sam musisz się wyleczyć - zmienić myślenie - leki, destrukcyjne myśli, depresyjne itp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, Dalja napisał:

Dobrze macie rację, ale chodzi mi o to, że problem siedzi w głowie prawda? No to chociaż przez sport, ale jednak poprawiło się zdrowie psychiczne. Terapeuta coś tam umie i niejednemu pomaga, wskaże poczatek drogi ale i tak Ty nią idziesz sam i sam musisz się wyleczyć - zmienić myślenie - leki, destrukcyjne myśli, depresyjne itp

 dokładnie jak mówisz w najwiekszy skrócie ,,, ale jest to karkołomna praca nad sobą , zmiany w myśleniu , dokładnie i systematycznie do szpiku kości uczciwe zagrywki z samym sobą , a dokłaniej z chorym EGO .

 Z drugiej strony czy rozdrapywanie starych traumatycznych ran , nie powoduje ,że rany te zwiększaja swa siłę .

--- ja w to nie wchodzę . Byłem kilka razy , krótko , nawet pomogło spojrzeć na siebie , wyjaśniło dlaczego dziś jestem taki zder-zorganizowany umysłowo , a szczególnie emocjonalne. JEDNAK O WYLECZENIU i wykorzenieniu cierpień wynikających z chorobą 

 ZAPOMNIJ , porzuć złudzenia . Psychoterapia może pomóc ( jak ktoś dziś naapisał o lekach ) ablo zabić , jak ktoś za bardzo sie tym przejmnie i tylko n tym sie zatrzyma wałkując temat cięrpiętnictwa w swoim "zasranym " życiu .Ament .(-;

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

38 minut temu, Dalja napisał:

Dobrze macie rację, ale chodzi mi o to, że problem siedzi w głowie prawda? No to chociaż przez sport, ale jednak poprawiło się zdrowie psychiczne. Terapeuta coś tam umie i niejednemu pomaga, wskaże poczatek drogi ale i tak Ty nią idziesz sam i sam musisz się wyleczyć - zmienić myślenie - leki, destrukcyjne myśli, depresyjne itp

 dokładnie jak mówisz w najwiekszy skrócie ,,, ale jest to karkołomna praca nad sobą , zmiany w myśleniu , dokładnie i systematycznie do szpiku kości uczciwe zagrywki z samym sobą , a dokłaniej z chorym EGO .

 Z drugiej strony czy rozdrapywanie starych traumatycznych ran , nie powoduje ,że rany te zwiększaja swa siłę .

--- ja w to nie wchodzę . Byłem kilka razy , krótko , nawet pomogło spojrzeć na siebie , wyjaśniło dlaczego dziś jestem taki zder-zorganizowany umysłowo , a szczególnie emocjonalne. JEDNAK O WYLECZENIU i wykorzenieniu cierpień wynikających z chorobą __

--- ZAPOMNIJ , porzuć złudzenia ! Psychoterapia może pomóc ( jak ktoś dziś napisał o lekach ) albo zabić , jak ktoś za bardzo sie tym przejmie i tylko n tym sie zatrzyma wałkując temat cięrpiętnictwa w swoim "zasranym " życiu .Ament .(-;

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×