Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Oki, już patrze!

 

[Dodane po edycji:]

 

Boże, koszmar jakis!!! Gdy bylam w empiku, spotkala mnie paskudna rzecz... nie wiem jak to opisac wlasciwie... nagle zrobilo mi sie slabo, zawroty glowy, bialo przed oczami i w jednej sekundzie jakbym byla duchem... stracilam totalnie panowanie nad soba... wlaczyla sie jakas panika do tego bo nie wiedzialam co sie ze mna dzieje... lzy z oczu leca a ja nie wiem co zrobic... zaczelam strasznie powooooli mowic i cicho ze chlopak nie mogl mnie zrozumiec i moje nogi nie chcialy isc... to bylo straszne... ludzie na ulicy sie na nas gapili bo to wygladalo jakbysmy byli nacpani a ja ryczalam jak glupia a chlopak mnie trzymal i ledwo po pol godz doszlismy do domu a normalnie idzie sie ta droga 6minut!!! masakra jakas... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy mam racje, ale objawy nerwicy jak i depresji moga byc przerozne, od uporczywych bolow glowy do omamow jak w schizofrenii ( z tego co wyczytalam). Moze to byl taki silniejszy atak. Osoby z mojego otoczenia, lacznie ze mna, czuja sie dzisiaj koszmarnie. Nawet te, ktore nie mialy objawow juz dawno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Razorbladerka_, no ja tak sobie,jakos tak chodzè podminowana,wrocilam z pracy i sama nie wiem czego chcè,czepiam siè o wszystko i wszystkich.bardzo nie lubiè pracowac w soboty!!!muszè to zmienic bo mnie zaraz cos trafi :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam. Ja tez musze się dzisiaj wyżalić. Strasznie boje sie maszynek do golenia i innych ostrych przedmiotów których moze byc krew(boje sie ze sie zaraze). Mieszkam z kolega w pokoju i on ostatnio paradował ze swoja maszynka do golenia po pokoju. Tak sie bałem a teraz nie moge od paru dni o tym myslec :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć od pewnego czasu zmagam się z depresją, zaczęło się od wyjazdu na studia stałam się osobą bardzo zamkniętą w sobie, wybudowałam sobie tak jakby mur, którego nie potrafię pokonać... Straciłam kontakt z wszystkimi znajomymi, odizolowałam się od ludzi. Moje życie stało się rutyną, która mnie dobija. W czerwcu zmarła pewna osoba na którą nie zwracałam za bardzo uwagi, teraz nie potrafię poradzić sobie z jej odejściem. Mam straszny żal do siebie, że dopiero teraz się obudziłam i zrozumiałam kogo straciłam... Ten ból jest straszny i codziennie ją opłakuje. Czuję się tak jakby wycofana z życia i zawieszona w pewnej przestrzeni z której nie mogę się wyrwać. Dzięki ,że mnie wysłuchaliście . Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja juz nie ogarniam i nie mam siły próbowac ogarnąc/. Kiedy czuję się źle, to nie jestem w ogóle w stanie wyobrazić sobie, że można czuć się dobrze. Ani moje własne argumenty (a mam ich dużo, bo mam już doświadczenie w chorowaniu na depresję i zdrowieniu - to mój trzeci nawrót :/), ani to, co mówią inni mnie nie przekonają. Zero nadziei, wszystko jest bez sensu, po co ja jeszcze ciągnę to beznadziejne życie, a w ogóle to jak ja mogłam kiedykolwiek myśleć, że życie jest fajne? Przecież jest kompletnie do niczego. No.

A potem jednak mi się nastrój poprawia i wtedy nie wiem, jak można było mieć tak spaczony obraz rzeczywistości? Jak ja mogłam nie rozumieć, że świat nie jest taki ponury, że to tylko depresja każe mi go tak postrzegac?

I tak ciągle, w kólko. Jak jest dobrze, to złe samopoczucie wydaje mi się nierzeczywiste, niewiarygodne, niezrozumiałe, a jak jest źle - nie wierzę, że można czuć się dobrze. To co ja właściwie myślę naprawdę?! Chyba bardziej "mój" jest ten sposób myślenia, który miałam, jak byłam zdrowa. Ale może wtedy się oszukiwałam, może mi się wydawało?

Jestem zdezorientowana, nie jestem już taka chora, żeby cały czas czuć się źle, ale nie na tyle zdrowa, żeby mój dobry nastrój był trwały. Taka karuzela trochę, to się zmienia czasem nawet po kilka razy w ciągu dnia. Teraz jest dobrze, ale jutro znowu może być źle, i nie ma jak się na to przygotować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się też źle czuję, ale to standard... boli mnie dzisiaj żołądek... W ogóle to miałam iść do Kościółka, ale nie mam odwagi na razie tam iść :/ No cóż life is brutal. Pozdrawiam jęczących :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zgadzam sie! Dwa lata temu miałam depresję i siedziałam w domu, nie studiowałam, nie widywałam się z ludźmi (bo wszyscy znajomi studiowali i nikt nie miał czasu :evil: ) To było okropne, potem jak poczułam się trochę lepiej, znalazłam sobie robotę (głupia, ale zawsze coś!) i to mi bardzo, bardzo pomogło wyzdrowieć.

Dlatego teraz tak kurczowo trzymam się moich studiów i za nic ich nie rzucę.

A Ty pracujesz albo się uczysz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zgadzam sie! Dwa lata temu miałam depresję i siedziałam w domu, nie studiowałam, nie widywałam się z ludźmi (bo wszyscy znajomi studiowali i nikt nie miał czasu :evil: ) To było okropne, potem jak poczułam się trochę lepiej, znalazłam sobie robotę (głupia, ale zawsze coś!) i to mi bardzo, bardzo pomogło wyzdrowieć.

Dlatego teraz tak kurczowo trzymam się moich studiów i za nic ich nie rzucę.

A Ty pracujesz albo się uczysz?

Widzę że podobny przypadek. Ja też teraz siedzę w domu, nie studiuje i z nikim się nie widuje. To rzeczywiście okropne i źle na mnie działa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

młoda86, ale jednak ciągniesz studia, to najważniejsze :) Wszystko lepsze, niż zaleganie w domu od rana do wieczora...

 

Kaja007, oj, rozumiem. Dla mnie to siedzenie w domu i brak obowiazków, było do tego stopnia okropne, że teraz, jak jestem zalatana, a czuję się źle, więc mam dośc wszystkiego, to pytam się sama siebie "a co? wolałabyś siedzieć w domu tak jak wtedy?" - odpowiedź zawsze brzmi "nie!" Najgorsze było to, że kompletnie zamknęłam się w sobie i siedziałam taka "omotana" tymi ponurymi myślami, aż się dusiłam. Ble!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich użytkowników forum. Mam na imię Paweł mam 28 lat, jestem tutaj nowy. Postanowiłem opisać wam swoją historię jeśli chcecie przeczytacie jeśli macie zamiar dołować nie piszczcie po prostu odejdę. Przyglądam się forum od jakiegoś czasu, dopiero teraz zdecydowałem się napisać.

 

Oczywiście wszystko napiszę w wielkim skrócie nie da się opowiedzieć około 6 lat życia w jednym poście. Dlaczego zdecydowałem się napisać? Ponieważ nie daję sobie już ze sobą rady. Jestem sam ze swoimi problemami nie mam nikogo jak się wygadam może chociaż trochę mi ulży:)

 

Cała historia zaczęła się w technikum w latach 99/2000, wielkie ambicje chęć zrobienia czegoś niezwykłego, chęć dojścia do czegoś w życiu, wielkie plany, wszystko jednak runęło tak naprawdę jestem nikim, zwykłym dziadem. Na początku wszystko układało się świetnie technikum dobre oceny, bardzo dobrze zdana matura, wymarzone studia i wielkie marzenia (dom, rodzina, żona, dzieci, własna firma) czego chcieć więcej trzeba zacząć to realizować. W ostatniej klasie maturalnej w technikum poznałem Magdę. Nagle cały świat zawirował, nieprzespane noce, motylki w brzuchu... Magda mój cały świat, miłość mojego życia, każda wolna chwila spędzana razem, wszystko było pięknie, zacząłem studia na wydziale prawa i administracji wszystko układało się świetnie aż tu nagle trach... mój związek się posypał wszystko to co budowałem od podstaw runęło po 2 latach, sam gruz, ból, żal, tęsknota, NIE ZOSTAŁO NIC! Z tego upadku podnosiłem się ponad 2 lata w 2005 roku poznałem Beatę osobę która zaczęła zaszywać rany lać miód na serce. Stan mój się polepszył. Była to osoba która wspierała, zawsze była przy mnie, popierała mnie w każdej sprawie. Tak naprawdę dzięki niej stanąłem na nogi, skończyłem studia, otworzyłem własną firmę, życie nabrało blasku. Budowała ze mną wszystko od podstaw po to żeby zburzyć to po 5 latach. Osoba której ufałem bezgranicznie doprowadziła mnie do stanu który nie pozwala normalnie funkcjonować w społeczeństwie. W firmie zaczęły z powodu kryzysu spadać obroty, rodzice nigdy mnie nie wspierali i nie popierali. Jak otwierałem firmę ze złością reagowali mówili że i tak mi nic nie wyjdzie

że powinienem wziąć się za pracę u kogoś a jak zwiększały się obroty ojciec był zdenerwowany ze więcej pieniędzy zarabiam niż on w fabryce. Teraz gdy obroty spadły jest zadowolony cały czas mi mówi że nic nie pokazałem w życiu, matka trzyma jego stronę nie mam już o czym z nimi rozmawiać a nawet nie chcę. Jedyną osobą która mnie bardzo wspierała była Beata to dzięki niej nawet w bardzo ciężkich chwilach dawałem radę. Jej wsparcie przewyższało złość rodziców... Odeszła po 5 latach do innego, cały świat runął nie mam siły na nic, rodzina dołuje jak może zostałem sam ze swoimi problemami. Prowadzę dwa sklepy w swoim mieście i jeden internetowy jeśli ktoś chce niech zobaczy http://www.bip-zegarki.etpro.pl nie mam już siły nawet pisać to tylko skrót wydarzeń. Wielkie marzenia duże ambicje... niestety nie udało się nie osiągnąłem nic, jeden wielki życiowy nieudacznik, większość moich kolegów ma już żony dzieci... ja nie mam nic... zwykłe zero, do tego wszystkiego mam chyba bardzo ciężką depresję, zacząłem popijać wieczorami alkohol. Czuje jeden wielki smutek, ból, zal, nie potrafię tego opisać. Pozdrawiam wszystkich :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×