Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDA, niska samoocena.


ta.obca

Rekomendowane odpowiedzi

Już się witałam, ale zrobię to jeszcze raz.

Mam dwadzieścia dwa lata i jestem na pierwszym roku studiów. Trzeci rak, z czego drugi na tym samym kierunku. Nie chodzi o to, że się nie uczę, ale że przeraźliwie boję się tam chodzić. Nie mieszkam z rodzicami już ładne kilka lat, pracuję na pełen etat. Nie mam problemów z chodzeniem do pracy, owszem ciężko mi czasami wyjść, ale jak już tam jestem to zachowuję się w miarę normalnie.

 

Moja matka jest alkoholiczką, więc z domu wyrwałam się jak najszybciej mogłam. Jak na ironię można powiedzieć, że życie uratowała mi próba samobójcza, bo wtedy coś się we mnie zmieniło, pękło i zyskałam więcej siły. Ludzie wokół mnie też zobaczyli jak bardzo jest mi źle. Raz w życiu coś mnie ruszyło, a potem płukanie żołądka po wszystkich psychotropach, które wzięłam na raz i leżenie odłogiem kolejny miesiąc czy dwa. Cudem nie kiblowałam w liceum, bo pewna osoba wyciągnęła mnie za chabety i dała szansę na przyszłość, którą łapczywie złapałam i nie chciałam puścić.

 

Chciałam żyć jak normalny, zdrowy człowiek. Przez pewien czas miałam złudzenie, że mi się udaje. Potem kolejna osoba, tym razem z założenia kompletnie obca wyciągnęła do mnie dłoń. Do końca życia będę wdzięczna, że ktoś tak po prostu zdecydował się mi pomóc.

 

Mam kilka osób, na których mi zależy i którym zależy na mnie, ale dzień na dzień coraz trudniej mi obarczać ich swoimi problemami, moja niska samoocena zabija mnie od środka. Żyję w przeświadczeniu, że nie jestem warta, żeby ktokolwiek spojrzał na mnie łaskawszym okiem.

 

Nie piję.

Nie palę, chociaż ostatnio zdarzyło mi się popalać, rzucam kawę, od której jestem uzależniona.

Nie uprawiam seksu, kontak fizyczny mnie odrzuca, jestem w stanie go znieść, kiedy wiem, że druga osoba nie zamierza do niczego tego doprowadzić i do kilku osób przyzwyczaiłam się i już nie sztywnieję, kiedy ktoś mnie przytula. Sprawiam wrażenie osoby pewnej siebie, otwartej, dużo się śmieję, cieszą mnie małe rzeczy, ale wystarczy jeden mały problem, kamyk na drodze, żebym wewnętrznie kompletnie się rozsypała. Nadal będę się uśmiechała, wygłupiała, ale w środku gniję jak roślina, która została zalana zbyt dużą ilością wody.

 

Nie lubię rozmawiać z ludźmi, a moja praca polega na rozmowach z nimi i jestem w tym dobra. Chyba już tak nauczyłam się przywdziewać maski, że już nie sprawia mi to trudności. Dostaję szału i trzęsiawki jak myślę, że mam iść na uczelnię, kierunek, którego niby nienawidzę, a jednak coś mnie tam trzyma. Nienawidzę jak obcy ludzie w autobusie, pociągu, przystanku usiłują mnie zagadywać, a od kiedy zepsuły mi się słuchawki jest mi ciężej niż normalnie odizolować się od nich. Jestem przerażona, czuję, że wszelkie moje starania, moje dążenie do samodzielności, niepotrzebowania pomocy innych jest gówno warte, bo tak naprawdę mój największy wróg siedzi u mnie w głowie.

 

Nie chcę przechlapać sobie życia, bo nie potrafię zmusić się do myślenia o sobie inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo mi ciężko, żeby to zrobić. Ciąglę znajduję wymówki, bo nie mam czasu, lub coś innego. Kiedyś byłam na terapi DDA, ale coś czuję, że teraz musiałabym spróbować czegoś innego.

 

Jedyne co to noszę przy sobie książeczkę zdrowia, ale w okolice ośrodka pomocy jeszcze nie zbłądziłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też byłem na dda i mi nic nie dało. Dlatego teraz szukam inaczej, chodzę na terapię pozn - behawioralną. Tylko, że ja mam depresję. Ale z tego co piszesz to Ty też masz. Więc ja ze swojej strony polecam. I jakieś leki do tego.

Jak będziesz siedzieć i płakać to się nic samo nie zmieni. Choć może nie wiem... ja odkąd choruję jeszcze tej taktyki nie spróbowałem :)

Nie masz nic do stracenia w każdym razie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Linka: Właśnie o takiej myślałam, ale nie mogę się zebrać, mam wrażenie, że to będzie jak poddanie się, bo sama sobie nie radzę ): ale życzę szczęścia, nie mogę nawet zebrać się, żeby umówić na wizytę.

 

budzo: To nie jest tak, że siedzę i płaczę, ale że ta bezsilność ze mnie wyłazi, a na psychotropy wracać nie chcę, zeszłam z nich z dnia na dzień, cierpiałam i byłam w delirze prawie, ale chociaż przestałam wyglądać na jakiś czas jak zombie, a teraz znów mi wrócił taki wygląd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj ta.obca.Samo to ,że piszesz tak otwarcie o swoich odczuciach jest wielkim krokiem na przód. Ja nie wiem sama ile do tego dochodziłam.Problem DDA zawsze (tak czy inaczej )wiąże się z depresją-która ma wiele odmian i jeszcze więcej podłoży.Ja NIGDY nie piłam,miałam wstręt do alkoholu do tego stopnia,że widząc osobę pijącą(zwłaszcza kogoś mi bliskiego)dostawałam szału-niewymowny lęk.Ale moja siostra jest nałogową alkoholiczką,która lgnie do facetów alkoholików-potem terapia i ... od nowa to samo.Mój brat niepijący-alkoholik od kilku lat(trzyma się,ale zachwianie emocjonalne pozostało).Wszyscy z problemem DDA.Ten przykład pokazuje,że bardzo różnie reagujemy i odreagowujemy potem na ten problem.Moim problemem dodatkowo było to,że myślałam "to oni mają problem bo są uzależnieni nie ja",tylko ,że to ja przestałam radzić sobie ze swoimi emocjami,że to ja zaczęłam mieć złe relacje z ludźmi,poczucie winy,beznadziejności,pustki(przy czym cały czas żyłam problemami innych).I tak z osoby pełnej życia,optymizmu ale i konkretnego działania stałam się jak "dziurawa dętka z której uszło powietrze.Chciałam się już nigdy więcej nie obudzić.Dziś staram się myśleć inaczej-czasem jest trudno.Ale wiem jedno-na przeszłość nie mam wpływu("duch przeszłości dręczy"),natomiast na to co przede mną mam.I TY też kochana MASZ.Działaj proszę,szukaj psychiatry(olej wszystkich,którzy ośmieliliby się z tego naśmiewać) potem na terapię indywidualną(jak moi poprzednicy zaznaczyli to świetne lekarstwo). Życzę Ci powodzenia i będę myśleć o Tobie! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko wlasnie chodzi o to, ze ja mam wrazenie, ze poziom mojej egzaltacji, jezeli chodzi o moje uczucia i schizmy, w stosunku do ludzi, ktorzy znaja moj problem, wzrosl niepomiernie. W pracy i na uczelnie dalej siedze cicho i udaje, ze jest ok, ale np. zrobilam sie agresywna, moze nie atakuje nikogo, ale nachodza mnie takie mysli, ze jak mi sie kiedys wymsknie jakis komentarz (nie mowie tu o zwyczajnym byciu wrednym, bo to standard) to to bedzie lekki szok. I to nie-spanie tez nie pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest właśnie to o czym tu cały czas mówimy- depresja , a co za tym stoi, nieumiejętność panowania nad swoimi emocjami.ALE TO SIĘ LECZY !!! Trzeba zrozumieć, że to też choroba wymagająca pomocy specjalisty,bo samo nie przejdzie. Ale to będzie zależeć tylko od ciebie czy będziesz chciała z tej pomocy skorzystać. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałam żyć jak normalny, zdrowy człowiek. Przez pewien czas miałam złudzenie, że mi się udaje.

(...)

 

Nie piję.

(...)

Nie uprawiam seksu, kontakt fizyczny mnie odrzuca, jestem w stanie go znieść, kiedy wiem, że druga osoba nie zamierza do niczego tego doprowadzić i do kilku osób przyzwyczaiłam się i już nie sztywnieję, kiedy ktoś mnie przytula. Sprawiam wrażenie osoby pewnej siebie, otwartej, dużo się śmieję, cieszą mnie małe rzeczy, ale wystarczy jeden mały problem, kamyk na drodze, żebym wewnętrznie kompletnie się rozsypała. Nadal będę się uśmiechała, wygłupiała, ale w środku gniję jak roślina, która została zalana zbyt dużą ilością wody.

 

 

Nie chcę przechlapać sobie życia, bo nie potrafię zmusić się do myślenia o sobie inaczej.

 

Jak nóż w serce, zabolało..., jestem taka sama. Niczym skała rzeźbiona przez przyrodę, podatna na czynniki zewnętrzne, zarazem silna i twarda, miękka i delikatna, byle wiatr, potrafi przewrócić, ale ja i tak twardo powiem "wszystko w porządku"...

 

ale gdzieś tam głęboko, tłumi się wrzask o pomoc, to on mnie tu przyprowadził i kazał krzyczeć, więc krzyczę...!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skała, chwast, małe zwierzątko. Co za różnica, kiedy coś jest nie tak. Jak dzisiaj, niby jest ok, wczoraj miałam dobry dzień, wszystko jest na dobrej drodze, czytałam dzisiaj sporo opowiadań, porysowałam, poszłam na spacer. Ale nie potrafię się zrelaksować, mam teraz wolne od pracy, a wcale nie jest lepiej. Chodzę przymulona i mam wrażenie, że wszystko ma szare kolory. Mam ochotę paść na ziemię i tam zostać.

 

I w zasadzie na tę chwilę wszystko wydaje się być w porządku, ale nie jest. Czuję się jakbym wkroczyła w szarą strefę, która wyssysa ze mnie wszystkie emocje i pozostawia psychiczną pustkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem co czujesz. Ja mam tak samo! na zewnątrz niby wszystko jest w porządku a w środku ból, krzyk i wrzask. Jeden dzień jest dobry drugi straszny. Codziennie rano wstaje i się czegoś boję, nawet nie wiem czego. Studiuję 5 lat a jestem dopiero na 3 roku. Dwa razy powtarzałam 2 rok. Jakoś wtedy miałam jeszcze siłę na to wszystko ale teraz kiedy jestem niby na czystej pozycji zaczynam świrować. Boję się kolejnej porażki i tak naprawdę nie widzę w tym sensu. Też pochodzę z rodziny alkoholików. Mam manię zajmowania się kimś. Nigdy nie robiłam nic dla siebie, nawet nie umiem określić kim jestem. Nie wiem czego chce od życia i boję się, że dowiem się wtedy kiedy będzie za późno. Zawsze starałam się być ostrożna i dojść do czegoś a niestety po tych dwóch porażkach nie umiem się pozbierać i dalej walczyć. Zawsze obiecywałam sobie, że nie będę żyć jak moja rodzina. Czuję w środku pustkę. Dziś np byłam na zajęciach wśród ludzi z grupy i dwa razy prawie wybuchnęłam płaczem chociaż tak naprawdę nie wiem z jakiego powodu. Często jest też tak, że chciałabym móc się rozpłakać i wyrzucić to z siebie a nie mogę. Nieraz siedzę nad książką i prawie nie mogę oddychać, nie mogę się skupić a serce chce mi wypaść z klatki piersiowej. Zdecydowałam się w końcu na wizyte u lekarza i czekam na nią z niecierpliwością. Mam nadzieję, że mi pomoże bo mam już najczarniejsze myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

" ...Mam manię zajmowania się kimś. Nigdy nie robiłam nic dla siebie, nawet nie umiem określić kim jestem. Nie wiem czego chce od życia i boję się, że dowiem się wtedy kiedy będzie za późno. Zawsze starałam się być ostrożna i dojść do czegoś a niestety po tych dwóch porażkach nie umiem się pozbierać i dalej walczyć."

piszę po raz pierwszy.

zacytowałam kawałek tekstu,bo czuję dokładnie to samo. Ale to dopiero początek moich problemów.

to prawda,w dzieciństwie czułam się odpowiedzialna za moja mamę - ojciec przepijał kasę,mama nie pracowała,nie miała w sobie tyle siły,żeby się czemukolwiek przeciwstawiać,przemilczała,płakała,ale to wszystko. potem czułam się jeszcze bardziej odpowiedzialna,kiedy zachorowała na depresję - ja miałam już 20 lat,ale to nic nie zmieniało. wszystko mnie przerastało,ale potrafiłam jeszcze znaleźć w sobie tyle siły żeby jej pomóc,bo nikt inny tego nie potrafił - mieszkaliśmy na wsi,każdy znał każdego,a lekarz psychiatra kojarzył się wyłącznie z "czubkami",temat depresji dopiero się rozpowszechniał. w końcu udało mi się doprowadzić mamę do lekarza specjalisty,dostała leki,po dwóch tygodniach coś się ruszyło,a powiem tylko,że było beznadziejnie,mama schudła do 45kg przy wzroście 168cm,nie wstawała w ogóle z łóżka,nic nie mogła jeść,jedna wielka czarna rozpacz... wszyscy przychodzili i się przyglądali,ale nikt nic nie potrafił zrobić. no ale udało się - byłam dumna z siebie,ale czułam się odtąd za nią jeszcze bardziej odpowiedzialna..

z mama byłam bardzo związana emocjonalnie,bo na ojca nie można było liczyć,zresztą do dziś nie potrafię do niego powiedzieć "tato",myślę,że nigdy tak naprawdę nim nie był. bałam się go kiedy wracał z pracy,kiedy był trzeźwy to nikt nie usłyszał od niego dobrego słowa,czułam się jak pasożyt,bo nierzadko dawał do zrozumienia,że ubolewa nad tym,że musi na nas pracować - mam jeszcze młodszą siostrę. nie można było nikogo zaprosić do domu,bo albo trzeźwy,bez kija nie podchodź,albo pijany i wtedy dopiero wstyd .. Nie zapraszałam więc zadnych kolezanek,chyba że pod jego nieobecnośc. godzina jego powrotu z pracy kojarzyła się z niechęcią,strachem,smutkiem..

moją jedyną reakcją na krzyk,kłótnie,była ucieczka. Przed każdą stresującą sytuacją uciekam do dziś. Panicznie boję się rozstań,tęsknoty - to powoduje,że nie potrafię dostosować się do nowych sytuacji,osób,jestem ciągle dominowana przez wszystko i wszystkich. nie umiem znaleźć pracy - wiem tylko,że nic nie potrafię. Stres przysłania mi racjonalne działanie i myślenie - poddaje się bez walki. Szukam spokoju,ciszy,odosobnienia - znalazłam zajęcie w pracowni plastycznej - to dawało mi namiastkę stabilizacji;

skończylam 30lat, swoją edukację zakończyłam na poziomie liceum z maturą - w życiu nie odważyłabym się pójśc na studia ...

czasem wydaje mi się,że przeciez to ode mnie zależy,jak moje życie się potoczy,jak je sobie poukładam,przeciez mam marzenia,które sa realne!!! I ja sama mogę je spełnić!!

żadnego przedsięwzięcia nie doprowadziłam do końca. zaczynam stronić od ludzi jeszcze bardziej,nie potrafię się odważyc zapytać o pracę,bo przecież to nie dla mnie,przecież na jedno miejsce jest 10 osób i to nie takich beznadziejnych jak ja ...

kilka razy próbowałam się odważyć znaleźć pracę gdzie indziej - poza miejscem zamieszkania,potem za granicą,ale jak tylko doszło do konfrontacji tego,co sobie wyobrażałam (będzie fajnie,wreszcie zacznę żyć,będę miała swoje pieniądze ..) z tym,co czekało mnie już na miejscu (nowe doswiadczenia,niekoniecznie przyjemne,bezustanne myśli o domu,o bliskich,tęsknota,myśli o tym,że ktos za mną tęskni,obcy ludzie,obce otoczenie ..) kolejne przedsięwzięcie kończyło się ucieczką ... dosłownie. najgorsze jest to,że za każdym razem kiedy zrobię cos takiego,mam świadomość,że spaliłam bezpowrotnie za soba kolejny most,że zaprzepaściłam kolejną szansę na lepsze życie,że znowu spieprzyłam wszystko ... I wtedy czuję się jak jedno wielkie zero ... Jest tylko płacz,poczucie coraz większej beznadziejności, świadomość,że znowu kogoś zawiodłam ... To się staje nie do wytrzymania,mysle o sobie jak o kimś nienormalnym,nieodpowiedzialnym,dzikim ćwoku ...

w momencie pojawienia się trudności mam przed soba czarną ścianę,mur nie do przebicia - więc co się wtedy robi - w nogi ...

od szesciu lat jestem w związku,męza traktowałam jako wybawienie,jak kogoś,kto zabierze mnie w końcu z tego domu,od tego nieżyczliwego człowieka (ojca) - tak też się stało. Pobraliśmy się,myslałam,ze oboje kochamy się z wzajemnościa,ale okazało się,że dwa lata po slubie mój facet mnie zdradzał i to dość długo,potem przestał i potem znowu jakiś epizod. A ja nie wyobrażałam sobie,że mogłabym go opuścić ... I zostałam. Cierpiałam bardzo,ale nie umiałam odejść. Bałam się,że sobie nie poradzę,ze zostanę z niczym,bo przecież tak naprawdę nic nie mam ..

Nie mam do siebie szacunku,mam poczucie,że życie przełazi mi między palcami - bo tak jest - inni w moim wieku mają tak wiele,zapracowali na stanowisko,pozycję,mają dzieci - ja nie.

Boję się,że nikt nie jest w stanie mi pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ta.obca, też mam zaniżoną samoocenę, która wrosła we mnie jak implant, i nie chce wyjść.

Chodzę na terapie do psychologa i jest lepiej, ale czasami gorzej, ostatnio od paru dni jest mi np gorzej, ale myślę że terapia i dobry psycholog to istotna rzecz. Tym bardziej, że samemu ciężko jest podnieść swoja samoocenę, czy wyleczyć lęki i fobie, to tylko udaje się nie licznym.

 

W zasadzie mam podobnie jak Ty tylko jak mam złe dni to nie potrafie "przywdziać maski" wszystko widać po moim zachowaniu. Mam tak, że jak mam dobre dni i wszystko idzie ok, to czasem mały konflikt, lub nie powodzenie wytrąca i zaburza moją równowagę i spokój oraz poczucie wartości.

To z pozoru wygląda nie winnie ale mocno może skomplikować życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja niska somoocena obok innych 'dolegliwosci' to glowny powod moich cierpien. mam racjonalna swiadomosc ile jestem warta ale za chwile wdziera sie mysl jaka jestem do niczego i wogole.

tyle fajnych rzeczy mi sie w zyciu udalo a ja ciagle uwazam ze nic nie potrafie

to jakas paranoja

moje posty sa dolujace sorki ale ostatnio mam taki zjeb.... okres ze lepiej nie mowic

 

Trzymajcie sie

Swieta ida :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie tez samoocena lezy na dnie, wczoraj w wigilie poszedlem do lekarza po skierowanie do psychologa, jak powiedzialem lekarce ze mam mysli samobojcze to sie prawie rozlecialem nerwowo, ledwie udalo mi sie powstrzymac placz. pytala sie mnie czy polozyc mnie na oddział, najbardziej zaskoczylo mnie to, ze chyba naprawde sie tym przejela.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi drodzy ja też mam niską samoocenę. Ale potarzam sobie za każdym razem jak coś zrobię np: jajecznicę czy bigos " świetnie dziewczyno gotujesz" jesteś super". Jestem super no rzeczywiście super zrobiłam bigosik. Ładnie się ubiorę i mówię zajebiście wyglądam jestem śliczną dziewczyną. A jak ktoś podejdzie i mi powie ze jest inaczej to powiem spier....

 

Od ponad 2 miesięcy stosuje afirmacje. Genialna sprawa. Polecam stronę z przykładowymi afirmacjami.

 

http://www.afirmacje.pl/

 

Tam u góry jest zakładka "baza afirmacji" można coś z tego wybrać dla siebie a jest z czego wybierać. Trzeba wziąść kartkę A4 długopis i pisać tak z 5 razy po trzy zdania :

Ja...(imię swoje) jestem mądra (czy jakąś tam inną wybraną afirmacje)

Ty.(imię swoje ) jesteś mądra

Ona (imię swoje) jest mądra.

 

Im większy jest opór żeby tego sobie nie powtarzać tym to znaczy,że ma się właśnie z tym problem- duży problem.

I tak przez miesiąc wałkować jedno zdanie, aż utrwali się to w stałe przekonanie o sobie wychodzące z podświadomości.

Daje rewelacyjne efekty na dłuższą metę. Wizę po sobie. Nawet mój narzeczony zobaczył zmiany w myśleniu o sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmm afirmacja , ja sobie jedynie powtarzam że jestem zjebem debilem i idiotką. Tak przeczytałam wszystkie wypowiedzi i cóż mam to samo, zawsze czuje się gorsza, głupsza, brzydsza. Chodziłam do psychologa jednego leczenie przerwane bo się zwolnił, trafiłam do drugiego i od początku wałkowanie tego całego syfu i stwierdził,że lepiej mnie ogarnie inny specjalista hehe . A co się okazało specjalista jednak się w ośrodku nie pojawił NFZ... licz na pomoc szybciej umrzesz. Generalnie straciłam już nadzieje,że mogę myśleć o sobie inaczej, kolejnego leczenia chyba nie przejdę nie mam siły ani ochoty powtarzać tego samego ludziom, którzy mają to tak naprawdę w dupie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie jestem na etapie dołu, po kilku dniach myślenia,że wszystko się poukłada ..

nie poukłada się.

jest tyle możliwości dookoła,a ja stoję,widzę je wszystkie i nie jestem w stanie zrobić nic poza tym,że patrzę,jak życie przecieka przez palce ..

tylko że po co komu takie życie..?

moja złota życiowa myśl - przerąbane dzieciństwo gwarantem nieudanego życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy to depresja?

 

Witam.

Zacznę może od początku. Jestem corką alkoholika. Mój ojciec zaczął nadużywać alkoholu 3 lata po ślubie i robił to przez ponad 30 lat małżeństwa. Opamiętał się i skończył pić, kiedy miałam 17 lat. Obecnie mam 23 lata. Całe moje dzieciństwo było jednym wielkim horrorem. Codziennie kłotnie, awantury, interwencje policji, przemoc psychichna i fizyczna doprowadziły do tego, że kilka razy próbowałam popełnić samobójstwo lecz bezskutecznie. Odkąd pamiętam moja samoocena zawsze była bardzo niska, byłam taką szarą, ciszą myszką, która się wszystkiego boi, nigdy nigdzie nie wychodzy, nigdy się nie odzywa. Chodziłam do psychologa jakiś czas jednak zrezygnowałam, bo nie chciałam tak mówić o swoich problemach, nie umiałam nawet... Tak jak już napisałam wyżej, miałam 17 lat kiedy ojciec przestał pić. Od tamtej jest w porządku, przynajmniej z piciem. Niekiedy zdarzy mu się wstrzynać awantury, kłotnie, czepiać się, podnosić głos jednak po trzeźwemu. Jest on bardzo nerwowym człowiekiem.

Przejdę jednak do sedna sprawy. Otóż od tamtej pory mam bardzo niską samoocene. Co prawda ona się troszkę potem podwyższła lecz nie na długo. Odkad poszłam na studia (było to 4 lata temu) jest ze mną tragicznie. Myślę o sobie jak o kimś najgorszym, nienawidzę siebie, swojego ciała, wręcz brzydzę sie go. Mam pełno kompleksów, nic mi się w sobie nie podoba, moja samoocena spadła do zera. Miałam lepsze i gorsze chwile jednak od kilku miesięcy nie umiem już sobie poradzić, nie wiem kompletnie co robić. Jestem w związku od ponad 7 miesięcy, bardzo kocham swojego faceta i wiem, że on mnie też. Mimo jego zapewnień, że jestem ładna, niczego mi nie brakuje, to nie potrafię w to uwierzyć. Myślę o sobie zupełnie co innego. Nie ma dnia, żebym nie płakała, nie mówila jaka to ja jestem. Uważam się za grubą, brzydką, głupią - tak też ojciec mówił do mnie, kiedy pił i nawet po trzeźwemu zdarzyło mu się tak powiedzieć. Nie wierzę w żadne komplementy, żyję tylko swoimi kompleksami. Nie potrafię spojrzeć na siebie, spojrzeć w lustro! Kilka razy się odchudzłam, raz udało mi się schudnać ponad 13kg tylko dlatego, ze jadlam przez 3 miesiace jedno jabłko dziennie. Od tamtej pory diety wprowadzam bardzo czesto, z wiekszym lub mniejszym skutkiem, ale są. Od 3 misięcy ciągle sie odchudzam, schudlam parę kg, mam prawidłową wagę jednak uwazam się a grubą! nie mogę się po prostu na siebe patrzeć, nie czuje sie dobrze w zadnych ciuchach, uwazam, że co bym nie zalożyla to wygladam grubo, ohydnie wyzywam siebie od najgorszych, płaczę, niekiedy biję się czymś albo głową o ścianę z tej bezsilności. Mam opory przed facetem, nie potrafię przed nim rozebrać, wstydze się swojego ciała, Nie chcę, żeby on mnie dotykał bo boję się, że pomysli sobie, ze jestem gruba, ze tu mi wystaje tluszcz, tam oponka Próbowałam to wszystko zwalczyc, pozbyc się jednak nie potrafię.... gdzie bym nie wyszła, kogo bym nie zobacyzła, to ciągle widze, ze inni są lepsi,ladniejsi ode mnie, a ja jestem ta najgorsza. To wszystko mnie niszczy od środka. Nie śpię po nocach, nie umiem się na niczym skupić, myślę o samobójstwie, mam się za nieudacznika, nieuka. Nie wiem co się ze mną dzieje. Boję się pójść do psychologa/psychiatry, nie mam nawet na to funduszy. Moi rodzice o niczym ni wiedzą, rodzeństwo też, facet wie w 50% ale nie potrafi mnie do konca zrozumiec, pocieszyc bardzo proszę o jakąś pomoc. Co mam zrobić? czy to już depresja czy może coś innego?

Przepraszam, że napisałam to wszystko tak chatoycznie, ale nie jestem w stanie na razie normalnie myśleć i napisać coś lepszego

Pozdrawiam

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

OnA88, Dobrze by było, gdybyś wybrała się jednak do psychiatry i poprosiła o te skierowanie na psychoterapię. Poczytaj o syndromie DDA, może pod tym kątem trzeba by było zacząć szukać terapii.

NIestety.......dzieciństwo, wydarzenia z tego okresu mają ogromne znaczenie, kładą cień na naszą przyszłość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, dziękuje za odpowiedź.

Myślałam już o tym tylko boję się, bo nie należe do osób, które swoje problemy "wyrzucają na zewnątrz". Ja zazwyczaj wszystko duszę w sobie i nie umiem nawet normalnie porozmawiaćo tym, co czuję, co myślę z kimś obcym. Chodziłam kilka lat temu do psychologal, ale nic nie pomogło. Nie wiem już co robić. Może rzeczywiście psycholog/psychiatra to dobry pomysł i chyba będę musiała tak zrobić, jeśli nie zauważę żadnej poprawy, bo się psychicznie wykończę. Na razie chcę zacząć od samej siebie, zmienić coś w wyglądzie, to może wtedy zacznę patrzeć się na siebie z tej innej, lepszej strony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

OnA88, Słuchaj.....niska ocena to też jeden z problemów, które możesz poruszyć na terapii.

Na prawdę, nie czekaj i nie odwlekaj tej decyzji.

Nie bój się. Przyznaję,ze ciężko jest się otworzyć przed kimś obcym. Ale uwierz....terapeuta po to jest terapeutą,żeby pomagać takim ludziom jak my.

Zorientuj się w temacie, poszukaj Poradni Zdrowia Psychicznego w swojej miejscowości,albo w ościennych. Zarejestruj siędo psychiatry i poproś o skierowanie i namiary na psychoterapię. porozmawiaj o syndromie DDA, powinien byc zorientowany.

No...i pisz tutaj, zawsze ktoś doradzi coś konstruktynego.

Trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×