Skocz do zawartości
Nerwica.com

budzo

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez budzo

  1. heh ja mam dokładnie odwrotnie niż Ty... ciągle oczekuję od ludzi, że mnie wyśmieją, zostawią, odejdą, oleją itd. A oni robią dokładnie odwrotnie... dziwne co nie ?
  2. Asperger to rzeczywiście lekki autyzm. Wiem, bo pracuję z autystykami, tylko tymi cięższymi. To różne trudności w rozumieniu drugich osób i dziwne, stereotypowe zachowania. Oczywiście mocno upraszczam. Depresja często niestety towarzyszy tym osobom, bo są świadomi swojej inności w odróżnieniu od osób z cięższym autyzmem.
  3. budzo

    DDA, niska samoocena.

    ja też byłem na dda i mi nic nie dało. Dlatego teraz szukam inaczej, chodzę na terapię pozn - behawioralną. Tylko, że ja mam depresję. Ale z tego co piszesz to Ty też masz. Więc ja ze swojej strony polecam. I jakieś leki do tego. Jak będziesz siedzieć i płakać to się nic samo nie zmieni. Choć może nie wiem... ja odkąd choruję jeszcze tej taktyki nie spróbowałem :) Nie masz nic do stracenia w każdym razie.
  4. budzo

    Depresja

    co Ci da zabicie się? to jest game over i więcej życ już nie ma. Zrobić to zawsze możesz za parę lat. Narazie jesteś młody i możesz wszystko zrobić, żeby walczyć. Sam musisz wiedzieć jak, ale na początek to bym Ci radził zmienić tę psycholog.
  5. budzo

    co mi jest

    skoro takie masz objawy to raczej nie jesteś zdrowy. jak masz do tego obniżony nastrój to idź do psychiatry. Jak nie to to może być dużo rzeczy, ale od czegoś trzeba zacząć, więc chyba neurolog ze względu na zaburzenia świadomości.
  6. kurde tak sobie czytam to co ashley piszesz o tym ćwiczeniu mówienia sobie do lustra "kocham Cię" i aż mnie poraziło. Poczułem się głupio, zawstydzony maksymalnie i zażenowany. mówić to i to jeszcze na głos...masakra. Strasznie to trudne. Ale świadczy chyba tylko o tym jak trudno jest nam kochać siebie. Tzn mi jest trudno :) Może spróbuję, może nie zapadnę się pod ziemię. Mój terapeuta za to zadał mi dziś ciekawe ćwiczenie... Mam sobie wybrać w tygodniu jeden dzień i zaplanować sobie go tak, żeby wyznaczyć jedną godzinę, podczas której będę się martwił jak najmocniej i jak najbardziej na maksa. Za to przez pozostałe godziny mam się nie martwić i zostawiać to wszystko na tę jedną godzinę. No zobaczymy...
  7. nie wiem... ale pomyślałem sobie, że jakby to zrobiło więcej osób na raz to może by ten ktoś coś zauważył. Wiesz jak Ci coś mówi jedna osoba to łatwo można to olać, ale jak mówi 10 osób na raz to już ciężko. U mnie tak było, tyle że podczas terapii grupowej.
  8. Ja bym na Twoim miejscu na pewno brał leki a do psychologa też bym chodził tylko zastanowiłbym się nad zmianą, bo babka zdaje się być niekompetentna.
  9. Otóż to. Ja widzę, że gdzieś tam w głębi jestem normalny Ja, który jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Tylko na razie ten Ja ma zbyt mało do powiedzenia. Jeśli to wszystko potrwa jeszcze kilka lat to może zacznę myśleć inaczej. Ale na razie nie.
  10. Lęk zdecydowanie tak ale raczej taki wolno płynący, lęki napadowe mi się zdarzyły może ze 2 razy w życiu. Jak zaczynałem brać antydepresanty to brałem chwile signopam, ale nie widziałem żadnej różnicy. Puchnięcia nie miałem ale objawy uboczne to inne u każdego. Sprawdź sobie na ulotce czy coś takiego występuje.
  11. ja tez :) co prawda rzuciłem palenie, ale to raczej taka deep inner strenght :) teraz czasem popalam i w sumie mi nie smakuja, ale mnie to nigdy tak do końca nie smakowały.
  12. Ja w sumie to chyba od zawsze miałem problem ze zbyt dużą ilością czasu przy kompie. Tyle, że tego nie zauważałem, bo w sumie sporo osób wokół mnie miało to samo a poza tym poza kompem miałem normalne życie. Gorzej jak zaczęła się depresja... pewnego dnia postanowiłem znów zagrać, o ile pamiętam w csa, którego mi znajomi na urodziny kupili. Odkryłem, że gdy gram to znika lęk i inne czarne myśli. Potem zakupiłem jeszcze kilka gier i odpłynąłem. Spędzałem trochę czasu w pracy, na studiach, z dziewczyną, a całą resztę zajmowało granie. Nie powiem było przyjemnie i pomagało mi to, ale na terapii zostało mi uświadomione, że to droga do nikąd. Obecnie mój stan się pogorszył na tyle, że nawet gry nie dają mi pełnej ulgi, ale od czasu do czasu ciągnie mnie do tego, zwłaszcza w stresujących momentach. Obecnie czasem pogrywam w karty na kurniku a tak to nie gram...wole już mieć depresję.
  13. witojcie! Biorę Wellbutrin w dawce 300mg od ponad miesiąca. Rewelacji nie ma, ale poprawa jest. Większa niż pół roku wnlafaksyny. Chce mi się robić różne rzeczy, nie zalegam w łóżku w ciągu dnia, mam więcej energii no i zmniejszył się ten straszny lęk o to, że za minutę świat się zawali, albo ja kogoś zabiję. Problem mam nadal z przeżywaniem uczuć ludzkich takimi jak je znałem kiedyś i z satysfakcją z siebie. Ze skupieniem uwagi też. Ale lekarz mówi ze w moich dystymicznych problemach miesiąc to jest nic. [Dodane po edycji:] nie wiem jaka jest prawidłowość ale u mnie zdecydowanie zadziałał anksjolitycznie. Więc to bzdura. Może mówisz o pierwszych dniach jako efekcie ubocznym.
  14. Najlepiej idź do psychologa i psychiatry. I wyrzuć z głowy te durne stereotypy. Jak nie pójdziesz teraz to za jakiś czas będziesz w takim dole, że gdzieś będziesz miała opinię innych. I swoją własną bo to chyba Ty uważasz ludzi chodzących do psychologa/psychiatry za wariatów. Na wszelkiego typu zaburzenia psychiczne cierpi w ciągu życia ok 25% osób...czyli co 4 to wariat. Taki mamy świat. A depresje to masz jak na dłoni, nawet podobną do mojej, witaj wśród nas :)
  15. budzo

    Depresja objawy

    Zastanawiam się czy ktoś ma jak ja... w sumie na zewnątrz wyglądam chyba ok, śmieję się zagaduję, odpowiadam itp. Nie wydaje mi się żeby to było udawanie, ja po prostu próbuję normalnie żyć. Ale jak np. zaczynam się śmiać z jakiegoś kawału, to się śmieję bo jest śmieszny, ale w ułamku sekundy bombarduje mnie takie wewnętrzne ukłucie i myśli typu: to nie śmieszne, to bez sensu, ja jestem bez sensu, lepiej się schować, uciekać stąd. I tak cały dzień. W każdej praktycznie sytuacji. Sam się dziwię, że inni tego nie widzą jeśli im tego nie powiem a jak już komuś powiem to patrzy na mnie jakbym udawał czy co. I to jest jeszcze takie fizyczne odczucie. Mięśnie twarzy ściśnięte jak jakaś maska, przełyk zaciśnięty, brzuch na maksa wciągnięty do środka... jakbym się zasysał. I taki jakiś złośliwy uśmiech na ustach. Jakby jaki hommunculus we mnie siedział i sobie ze mnie jaja robił i jakby go to bawiło. Wiem, że to w jakiś sposób ja sam, ale nie ogarniam tego. Ma ktoś tak?
  16. budzo

    witajcie! mój pierwszy post

    Zdziwiłbyś się ilu jest takich Chodzę na terapię. Zresztą jedna diagnoza nic nie da, bo potem i tak przyjdą inne. This is inside me. [Dodane po edycji:] a to miłe. również pozdrawiam :)
  17. Nie jestem pierwszy raz na tym forum, jednak teraz postanowiłem się zapisać i dołączyć. Wcześniej jakoś mnie odstraszało, nie wiem może myślałem, że ja to przecież jutro z tego wyjdę. Poza tym ogólna niechęć do kontaktów międzyludzkich mi w tym przeszkadzała. Choruję na...właściwie trudno powiedzieć, ale chyba najtrafniejszą diagnozą będzie depresja lękowa. Chociaż sam siebie diagnozuję już od 2 lat (czyli odkąd to trwa) i nie mogę przestać tego robić i miałem już w swoim mniemaniu wszystko poza psychozą. Generalnie zawsze byłem trochę zakompleksiony i nieśmiały, zwłaszcza w stosunku do kobiet. Ogólnie jednak troche lubiłem siebie, miałem przyjaciół, pasje, studia itp. Wszystko zaczęło się kiedy w końcu znalazłem dziewczynę...tego paradoksu do dziś zrozumieć nie mogę. Tzn może i rozumiem, ale pojąć nie mogę. W każdym razie z każdym dniem było coraz gorzej. Lęk nie wiadomo skąd i o co, ciągłe natrętne myśli, jakaś taka wewnętrzna zgroza i przygnębienie. Spadek zainteresowania światem zewnętrznym, uzależnienie od gier komputerowych, trochę alkoholu. No ale poszedłem na terapię, jakoś se z uzależnieniem poradziłem, z resztą niestety nie. Po 1,5 roku terapii z mózgu została mi jedna wielka papka. Zapałałem niechęcią do terapii zwłaszcza psychodynamicznej (tak w ogóle to jestem psychologiem). Po pół roku stwierdziłem, że czas znów coś zrobić, bo chyba znalazłem się na dnie. Byłem jak zombie. Na szczęście cały czas chodziłem do pracy i jakoś udawało mi się to ukrywać, choć miałem wrażenie, że wszyscy to widzą jak na dłoni. Zacząłem leczenie psychiatryczne, najpierw wenlafaksyna, która pomagała mi mało, obecnie wellbutrin, który pomaga mi więcej. Zmieniłem pracę na mniej obciążającą i bardziej przyjazną, obecnie jest ona dla mnie jedną z ważniejszych rzeczy. Także ze względu na kobietę, którą tam poznałem i która obudziła we mnie coś co jak myślałem już dawno umarło...jakieś takie życie. W tym czasie zerwałem ze swoją dziewczyną, która teraz przez to jest w nie lepszym stanie niż ja. Tak jest mi z tego powodu przykro, nie nie żałuję tego. Ogólnie to co mi teraz doskwiera to ciągłe myślenie o tym jak sie z tego własnego bagna wydostać, co powoduje, że ciągle w nim tkwię. Poza cierpię też na znieczulicę i brak uczuć, który jest dla mnie kurewsko bolesny, bo się czuję jakbym nie był człowiekiem. Ale i tak jest lepiej niż było. Chodzę znów na terapię, tym razem poznawczo-behawioralną, z którą wiążę spore nadzieje, obym się tylko nie przeliczył. Mam przyjaciół osoby bliskie, zainteresowania, ale czuję jakby mnie od tego oddzielał jakiś wielki mur. Wszystko jest po coś staram się sobie tłumaczyć, tylko nie wiem dlaczego to tak długo trwa...
×